Wirus miłości
Rozdział 3
*Solji*
Siedziałam na murku przed moją uczelnią. Przeglądałam notatki potrzebne mi na następne zajęcia. Miałam wtedy okienko, więc miałam dużo czasu. Wolałam siedzieć na słońcu, niż na stołówce, bo tam były osoby, których chciałam unikać. Zaczęłam się zastanawiać znowu nad swoim jestestwem. Miałam coraz bardziej siebie dość. Nawet poznanie sławnego Hoseoka wiele nie zmieniało. Byłam za słaba. Nie mogłam znieść tego co gotował mi los. Mimo to, nie mogłam nic z tym zrobić. Musiałam udawać w domu, że wszystko w porządku, bo nie chciałam martwić i tak już schorowanej matki i zestresowanego wiecznie taty. Siostra też miała swoje problemy. A przyjaciel? Mogłam go jeszcze tak zwać? Zniknął bez żadnego słowa. Wyjechał z miasta zostawiając mnie z tym wszystkim. Dobrze wiedział ile dla mnie znaczył i że dzięki niemu jakoś się trzymałam. Wszyscy patrzyli tylko na siebie. Niby normalnie. Lecz ja potrzebowałam pomocy. Byłam tego świadoma.
Nagle zerwał się dość intensywny wiatr. Moje kartki rozsypały się po całych schodach. Pięknie. Tego mi brakowało do szczęścia, by moje notatki się zniszczyły. Zeskoczyłam z murka i momentalnie poczułam ból w kostce. Brawo dla mnie. Syknęłam z bólu, masując się w odpowiednim miejscu. To nie pomagało. Bolało jak cholera. Poleciały mi nawet łzy przez to. Wydarłam się z frustracji. Wtedy poczułam czyjąś rękę na plecach. Ktoś przy mnie kucnął. Niepewnie spojrzałam na tą osobę. Tuż przed twarzą miałam tą jego. Ha Sumyeong. Wszyscy dobrze go znali, więc i ja nie byłam gorsza.
— Nic ci nie jest? — wyszeptał, a mnie zatkało. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, a on chyba zaśmiał się przez to. — Boli cię? — dopytywał nadal dotykając mojej kostki, co mnie sprowadziło na ziemię, bo nawet ten dotyk sprawił, że zabolało.
— Niestety boli. — wydukałam. Ledwo posługiwałam się językiem. Nie byłam przyzwyczajona do takiej bliskości chłopaka. Nawet mój przyjaciel nie dotykał mnie nigdy.
— Zaprowadzę cię do pielęgniarki. Dobrze, że na naszej uczelni taka jest. — Mówiąc to chwycił mnie odpowiednio, by pomóc mi się oprzeć na nim.
— Muszę zebrać moje notatki. — Spanikowałam. To było dla mnie naprawdę ważne. Może nie bardziej niż noga, bo z nią też nie chciałam mieć problemu, a mimo wszystko, potrzebowałam ich przecież.
— Z czego to?
— Zarządzania — odpowiedziałam mu pospiesznie, a on zastanowił się nad czymś chwilę.
— Oddam ci swoje z zeszłego roku. Wiesz, że jestem pilny w nauce, to moje notatki są bardzo dobrze prowadzone. — Pochwalił się, a ja przystałam na to, więc mu przytaknęłam. Nie wątpiłam, że jego notatki mogą być najlepsze.
Dałam się mu doprowadzić do odpowiedniego gabinetu. W środku zostawił mnie na kozetce i pożegnał się ze mną machnięciem ręki i uśmiechem. Spojrzałam potem przed siebie i mnie przymroziło. Na końcu gabinetu stała Nambyul, moja prześladowczyni. Miałam przechlapane. Przełknęłam głośno ślinę. Ona od zawsze latała za Ha Sumyeongiem. Nawet chwilę była jego dziewczyną, lecz z nieznanych nikomu przyczyn nie są razem. Mierzyła mnie zabójczym wzrokiem. Bałam się. Okropnie. Nie zwracałam nawet uwagi na ból jaki wywoływała u mnie pielęgniarka ruszając moją stopę. Chciałam stamtąd zwiać jak najszybciej, a z drugiej strony byłam przerażona, że jak wyjdę to dziewczyna mnie dorwie i rozszarpie na strzępy.
— Wygląda na to że zaraz powinien przejść ci ból. Nie wygląda ani na złamanie, ani zwichnięcie — oznajmiła mi kobieta, a ja przytaknęłam jej i cicho podziękowałam. Ona wsmarowała mi jakąś maść, po której poczułam ulgę.
Ktoś wparował do gabinetu. Spojrzałam na drzwi. Znowu Sunmyeong? Ciekawa byłam w jakiej sprawie wrócił. On podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę zeszyt. Zdziwiłam się. Przecież miał ten przedmiot rok temu. Spojrzałam na niego pytająco.
— Kontynuuję notatki w zeszycie z tamtego roku, dlatego będziesz musiała to skserować i mi go oddać — oznajmił mi, a ja się zestresowałam. Ksero tylu stron nie wyszłoby mnie tanio, bo mogłam to wydrukować tylko w szkole, a nie miałam kompletnie kasy. Bałam się do tego przyznać, tym bardziej, że nadal obserwowała nas Nambyul. Pielęgniarka była jej matką, więc zrozumiałe, że często przesiadywała w tym miejscu.
— Nie będę mogła tego zrobić — wyszeptałam, by tamta nic nie słyszała, a on wytrzeszczył oczy.
— Dlaczego? — Nie rozumiał. To oczywiste. Kto normalny nie ma kasy na ksero? Westchnęłam znowu. Dość często to robiłam, bo miałam żałosne życie.
— Bo nie pójdę teraz z tą nogą jeszcze. Zaraz mi przejdzie, ale pewnie minie przerwa — zmyślałam. Nie szło mi to za dobrze, mimo to, łyknął haczyk.
— W takim razie zrobię to dla ciebie. Zaraz tu wrócę, więc nawet jak będą zajęcia i będziesz mogła wyjść to czekaj — zaanonsował mi. Nie zdążyłam mu powiedzieć, że nie mogę się z tym zgodzić. Przecież nie miałabym jak oddać mu kasy. Co za wstyd będzie jak wróci.
— Wychodzę z gabinetu. — Usłyszałam głos kobiety zza pleców. — Nambyul jak ktoś będzie coś ode mnie chciał, powiedz by chwilę zaczekał. Postaram się wrócić w pięć minut. — Przeszły mnie dreszcze na myśl, że miałam spędzić pięć minut z jej córką sam na sam. Ratunku! Niech ktoś tu przyjdzie teraz!
Jak tylko pielęgniarka wyszła, dziewczyna zbliżała się do mnie nadal mierząc mnie wzrokiem zabójczyni. Serce zaczęło mi walić ze strachu. Błagałam los, by Sumyeong skończył kserować szybciej te głupie notatki.
— Myślisz, że możesz sobie z nim filtrować? I co to za tłumaczenie? Nie możesz iść i skserować? Wiadomo, że taka sierota jak ty nie ma kasy. Chcesz go wykorzystać, bo jest za dobry dla ciebie? Dobrze, że moja mama cię nie zostawiła samej w gabinecie, bo pewnie byś ją okradła. — Bolały mnie jej słowa, jak zwykle. Wiedziała w które moje słabe strony ugodzić. Znała mnie na wylot.
— Nie jestem złodziejką — powiedziałam to cicho z pochyloną głową. Powstrzymywałam łzy zbierające się w moich oczach.
— Jasne. Na mnie nie zadziałasz w ten sposób. We wszystkich próbujesz wzbudzać litość. Mnie nie nabierzesz. I patrz jak do ciebie mówię! — Oburzyła się, podnosząc moją twarz za mój podbródek. Miała tak groźne spojrzenie, że bałam się, iż zrobi mi nim krzywdę.
— Przestań robić to przedstawienie w końcu. — Wygarnął jej nagle Sumyeong, bo pojawił się w drzwiach ze skserowanymi już notatkami. Czułam, że za chwilę i przed nim się upokorzę.
— Podoba ci się ta idiotka? — wystrzeliła do niego prosto z mostu, a on przymrużył oczy z niezrozumieniem w jej stronę. Po chwili prychnął.
— Naprawdę jesteś o mnie nadal zazdrosna? Myślałem, że wyjaśniliśmy sobie, iż nie jesteś dla mnie dobrą partią na dziewczynę — powiedział jej to bardzo dosadnie, na jej miejscu pewnie zapadłabym się pod ziemię, a ona uniosła jeszcze bardziej dumnie głowę. — A jej po prostu pomagam, bo mi jej żal. Jak każdego kto ma z tobą do czynienia. — Poczułam się dziwnie. Litował się nade mną? Jak to miałam zrozumieć? Po chwili położył obok mnie kartki, które był dla mnie kserować. — Trzymaj to i tych nie upuść. — Po tych słowach mrugnął do mnie i już miał wychodzić, jednak jeszcze raz odwrócił się. — Chodź Nambyul, wolę cię mieć na oku, byś jej teraz nie krzywdziła. — zwrócił się do dziewczyny na co ona oburzona spojrzała na niego z szeroko otwartą buzią.
— Rozkazujesz mi co mam robić? — odpysknęła mu, a on pokiwał głową.
— Wiem, że to lubisz. — Zaśmiał się, a ona wyszła stąpając ciężkim krokiem. Pewnie nie chciała dłużej z nami gadać. Ja patrzyłam jak znikają za drzwiami. Jedno można było przyznać. Wyglądali na śliczną parę, jak byli razem i szkoda, że ona, bo pewnie to była jej wina, zaprzepaściła ten związek.
Poczułam nagle wibracje telefonu. Spojrzałam na ekran i uśmiechnęłam się szeroko widząc, że napisał do mnie Hoseok. Niby zwykła wiadomość, a ja cieszyłam się jak nigdy. Jednak jego ksywka nie była żartem. J-Hope. Może miał od teraz być moją nadzieją na to, że jeszcze będzie dobrze?
*Jungkook*
Znowu byłem w mieszkaniu Jinah. Tym razem zaprosiła mnie, by ponarzekać na zły dzień. Wstała lewą nogą i wszystko psuła. Śmiałem się z jej opowieści, ona się na mnie irytowała. Tak jak dawniej. Lubiłem się z nią droczyć, bo wtedy była przeurocza i zabawna. Ona denerwowała się i udawała, że już się do mnie nie odezwie. Nie bałem się o to, bo idealnie ją znałem. Wręcz na wylot. W pewnym momencie założyła ręce na piersi i zrobiła słodką minę, która miała być chyba groźna. Miała policzki, jak u chomika. Wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem, wskazując jej twarz palcem.
— Nie rób tak, bo ci go odgryzę — burknęła, a ja kontynuowałem leżąc na podłodze. — Tak ze mną pogrywasz? Zobaczymy co powiesz na to? — Wtedy zaczęła mnie atakować łaskotkami. Tego było za wiele. Zaczęła mnie boleć buzia od rechotania na okrągło.
Chciałem, by przestała, lecz nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Nagle jej dłonie zsunęły się i miałem chwilę, by ją powstrzymać. Chwyciłem jej nadgarstki i przeturlałem tak, że zawisnąłem nad nią. To było niebezpiecznie. Nasze twarze były tak blisko siebie. Zauważyłem rumieńce na jej policzkach, a czułem, że moje też zaczęły płonąć. Patrzyłem w jej oczy, które tak uwielbiałem. Wystarczyła chwila i mogłem złączyć nasze usta. Bałem się. Nie chciałem namieszać. Jej podobał się Taehyung i mogła by się na mnie zawieść za takie zachowanie i stwierdzić, że to przeze mnie on się z nią nie widuje. Nie chciałem nieporozumień. Wolałem nie tracić jej jako przyjaciółki.
— Kookie… — szepnęła i przełknęła głośno ślinę. Po chwili przygryzła wargę. Tak się nie robi! — Już nie będę cię łaskotać. Obiecuję. Możesz mnie uwolnić. Słowo honoru.
Gwałtownie się od niej oderwałem i oboje usiedliśmy momentalnie obok siebie i oparliśmy się plecami o jej łóżko. Zapadła niezręczna cisza. Stresowałem się, że przez to ona mnie przejrzy. Nie chciałem przecież tego.
— Czy ty może… — Widziałem, że próbuje zapytać o coś wstydliwego. Zawsze wtedy przeciągała słowa i zewlekała z tym mając nadzieję, że dopowiem sobie to co miała na myśli, a ona nie będzie musiała tego wypowiedzieć na głos. Jak zazwyczaj, tak i teraz, nie miałem pojęcia o co jej chodziło. — Poczułeś się dziwnie? — Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. Starałem się jak mogłem, by wyglądać na opanowanego, a dygotałem cały w środku.
— Nie — szybko i stanowczo odpowiedziałem, dziwiąc się, że przyszło mi to z taką łatwością. Okłamywałem moją jedyną przyjaciółkę. Robiłem to niby dla dobra naszej relacji. Mimo to, nie wiedziałem, czy dobrze robiłem.
— Rozumiem — powiedziała to szeroko się do mnie uśmiechając. Pewnie jej ulżyło, bo nie zdziwiłbym, jeśli miała jakieś podejrzenia co do mnie przez wcześniejszą scenę. — Nie chciałabym cię zranić — wyjaśniła i to utwierdziło mnie w przekonaniu, iż dobrze pomyślałem. Odetchnąłem z ulgą, gdy zmieniła za chwilę temat na opowieść o jej nowym członku rodziny, to znaczy, białym małym kotku. Był uroczy i ostatnio dużo o nim opowiadała. Oczywiście nazwała go Kookie. Czy ja byłem jej zwierzątkiem, czy jak? Zaśmiałem się na swoje myśli, a ona zaczęła mnie wypytywać o co mi znowu chodziło. Tak oto znowu zaczęliśmy się przekomarzać.
*Jin*
Kilka dni z rzędu nie mogłem przyjść do parku. Było za dużo pracy, potem nie spotkałem dziewczyny. Zabawne było to, że nadal nie znaliśmy swoich imion. Praktycznie nie za wiele dowiedzieliśmy się o sobie. Po prostu mówiliśmy o mało istotnych rzeczach. Podobało mi się to, bo zachowywałem swoją tożsamość w tajemnicy. Tego dnia udało mi się w końcu ją zastać. Nie wyglądała na szczęśliwą. Siedziała i patrzyła na swoje tenisówki. Nie machała nogami, jak zazwyczaj, gdy ją zastawałem. Mogłem mieć pewność, że coś się wydarzyło u niej niedobrego. Pragnąłem ją jakoś pocieszyć. Nie lubiłem widzieć ludzi smutnych.
— Jak tam? — rzekłem promiennie w jej stronę, jakby chcąc zataić to, że widziałem, iż było źle.
— Tak sobie — odparła bezbarwnie. Zmroziło mnie. Zawsze jej głos tak świergotał i był ukojeniem dla moich uszu, a tym razem takie coś.
— Jak to? — Postanowiłem kontynuować wypytywanie, bo może potrzebowała się wygadać. Nie liczyłem na to, że jednak to zrobi. Mimo to, chciałem spróbować.
— Nic takiego. Niestety muszę się zbierać. — Po tych słowach podniosła się i nie uraczyła mnie nawet spojrzeniem.
Nie mogłem znieść tego. Chwyciłem jej dłoń i ściągnąłem ją z powrotem do siadu. Ona spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Były takie piękne, choć smutne i zaszklone od zbierających się w nich łez. Miałem ochotę dotknąć jej policzka i pogładzić, a nie wypadało. Coraz bardziej chciałem się do niej zbliżyć. To zaczynało się robić kłopotliwe.
— Podaj mi swoje imię, zostaw mi jakiś kontakt do siebie. — Może brzmiałem jak szaleniec. Wolałem ryzykować, bo naprawdę pragnąłem rozwinąć naszą znajomość. Mogło to być dla mnie niebezpieczne, a tym bardziej dla niej, jak dowiedziałby się o tym nasze fanki. A ja nie chciałem brać pod uwagę żadnych konsekwencji. Widziałem, że nie rozumiała mnie.
— Nie mogę. Nie przywiązujmy się do siebie. Po prostu bądźmy nieznajomymi z parku dla siebie. — Uznała to pewnie za słuszne podejście, a ja nie. Wiedziałem, że jak w tym momencie odpuściłbym, to ten temat szybko nie wróci, jeżeli wcale. A jakbym nalegał, ona mogłaby się speszyć i więcej nie pokazać się w tym miejscu wtedy, kiedy i ja.
— Proszę. Nie skrzywdzę ciebie — mówiłem to błagalnie. Ona znowu odwróciła ode mnie wzrok. Musiałem coś dopowiedzieć, by ją przekonać, a słowa nie chciały się układać w mojej głowie. — Dlaczego nie chcesz tego? Coś ze mną nie tak? — Zacząłem szukać powodu i mieć nadzieję, że jeśli takowego nie znajdzie to ulegnie.
— Wątpię, że potrafiłbyś skrzywdzić kogokolwiek. Boję się poznać kolejnego tak dobrego człowieka, bo zazwyczaj to ja takowych ranię — wyjaśniła mi, a ja miałem większy mętlik w głowie przez taką wypowiedź. Nic nie rozumiałem.
— Nie wierzę w to — rzekłem dość stanowczo. Ona znowu przyjrzała mi się. Obserwowaliśmy siebie w skupieniu. Ona nie widziała za wiele przez mój nieszczęsny kamuflaż. Ja zaś zastanawiałem się, jak do niej dotrzeć. Po jakimś czasie na jej twarzy pojawił się uśmiech.
— Ten ostatni raz mogę spróbować — wyszeptała, jakby głos jej ugrzązł w gardle. — Nazywam się Dasum i jutro zostawię ci jakiś kontakt, bo teraz naprawdę muszę lecieć — oznajmiła mi i wstała, a ja puściłem ją. Pobiegła gdzieś przed siebie ze swoim sprzętem, z którym spotykałem ją codziennie. Ciekaw byłem, jak grała na skrzypcach. Postanowiłem prosić ją o pokaz następnym razem. Przyłapałem się na tym, że uśmiechałem się myśląc o niej. Była taką odmianą dla mnie od tego całego świata idoli. Potrzebowałem tego już dawno.
Rozdział 3 podaje ukazuje nam trochę życia Solji, chwilę Jungkooka z Jinah, która jeszcze bardziej udowadnia mu co czuje do swojej przyjaciółki, zaś Jin poznaje w końcu imię dziewczyny z parku i dostaje od niej nadzieję na kontynuowanie znajomości. Co będzie dalej? :D