wtorek, 9 stycznia 2018

Lekcje miłości: Rozdział 7

Lekcje miłości
Rozdział 7


Kilka lekcji później

*Kyungsoo*

            Tego dnia lekcja była inna niż zazwyczaj. Nie potrafiłem się skupić na wymawianiu słów, na tym co powinienem się uczyć, bo wpatrywałem się w Eunmi badawczo. Coś ją znowu gryzło, a mnie to martwiło. Widziałem, jak ręce trzęsły jej się ze stresu, jak co chwilę robiła jakieś pomyłki i nas przepraszała poprawiając się. Nawet Baekhyun coś zauważył, bo szepnął mi do ucha, że coś jest nie tak. Oczywistym było to, że skoro wiedziałem, jakie miała problemy, to byłem jedyną osobą, która mogła zaingerować w tę sytuację. Chciałem się powstrzymać, choć wiedziałem, że nie przejdę koło niej obojętnie.
            Wychodząc z sali kłóciłem się w myślach z samym sobą, czy do niej zagadać, czy też nie. Los chyba chciał mnie do tego popchnąć, bo w momencie jak byłem przy jej biurku i miałem je wyminąć, ona niechcący strąciła swoje książki, a ja jakimś cudem zdążyłem zareagować i je złapać. Oboje próbowaliśmy to zrobić. Mi się udało, a ona po prostu przez to stanęła tak blisko mnie, że nasze twarze były oddalone na niebezpieczną odległość. Moje serce przez to na chwilę stanęło. Chciałem jej się przyjrzeć z bliska, dotknąć jej lica, a nie mogłem, musiałem się ocknąć, więc pospiesznie odłożyłem książki i się wyprostowałem, a następnie zrobiłem krok w tył, by nie być tuż przy niej. Ona także się poprawiła. Nikogo już nie było z nami. Tylko ja i ona oraz cisza, jaka między nami panowała. Należało ją jakoś przerwać, lecz nie miałem ku temu odwagi. Czekałem chwilę i zbierałem myśli w sobie. Nie pamiętałem bowiem, o co to ja ją miałem zapytać. Dopiero jak przypomniało mi się to westchnąłem, a potem zwróciłem się do niej.
— Czemu jesteś dzisiaj  tak zestresowana? — zapytałem niepewnie. Znowu wkraczałem w jej prywatną sferę, ale czułem, że ona tego potrzebowała, kogoś kto się nią zainteresuje.
— Mama znowu... Wczoraj się z nią pokłóciłam i dzisiaj chcę iść do niej, a nie wiem jak z nią rozmawiać. Boję się wizyt u niej, bo nie umiem się z nią pogodzić. — Byłem niemało zaskoczony, że wszystko powiedziała mi z taką łatwością. Chyba się poddała i zrozumiała, że zwierzanie się dużo pomaga.
— Nie panikuj. Chcesz to pójdę tam z tobą i jak się okaże, że mama znowu się na ciebie zdenerwuje, to będę tam, by cię wesprzeć. — Sam nie wiedziałem skąd wziął się taki pomysł w mojej głowie. Ona rozszerzyła zaszklone oczy i spojrzała na mnie nimi. Były piękne.
— Dlaczego chcesz mi pomagać? — wydukała to z ledwością, a ja nie miałem pojęcia jak na to odpowiedzieć. Sam nie pojmowałem czemu to robiłem przecież. Można by winić wpojenie mi czegoś przez Baekhyuna, jednak to chyba nie to... Chciałem zwalić całą winę na niego, a nie mogłem.
— Bo na to zasługujesz. — Uznałem, że to najbardziej tandetny tekst jaki kiedykolwiek wypowiedziałem... Nadal nie wiedziałem jak postępować odpowiednio z kobietami i to był tego efekt.
— Nie mogę pozwolić, byś tak bardzo angażował się w moje życie. Masz pewnie i tak już zbyt wiele na głowie. — Mówiąc to uciekła ode mnie wzrokiem i zaczęła wycierać swoje oczy od nagromadzonych w nich łez.
— Przestań gadać takie bzdury — powiedziałem to uśmiechając się delikatnie. Cieszyłem się, że traktowała mnie jako człowieka, a nie maszynę, która może wszystko. — Ja mam bardzo mało problemów. Mogę się dzięki temu zająć tobą. — Pożałowałem ostatniego zdania. Zabrzmiało bardzo źle. Jakbym pragnął być dla niej kimś więcej. Nie chciałem przecież, by tak pomyślała, a nie mogłem cofnąć czegoś co powiedziałem. Bałem się jej reakcji.
— Skoro jesteś tak  uparty, to dobrze. Chodź ze mną, tylko poczekasz przed salą jak wejdę do mamy? Nie chciałabym się jej tłumaczyć kim jesteś i co tam robisz. — Ulżyło mi, że nie odniosła się do końcówki mojej wypowiedzi i byłem szczęśliwy, że poddawała się ze swoim uporem. Byłem tak nieporadny w kontakcie z dziewczynami, lecz pierwszy raz uchodziło mi to na sucho, a wręcz miałem wrażenie, że ona rozumie to co ja chce przekazać, choć robię to złymi sposobami. Jakby czytała mi w myślach. Tak krótko ją znałem, a tak dobrze by mnie rozgryzła?

*Baekhyun*

            Nastąpił chyba jakiś pechowy dzień na naszych zajęciach. Przed wejściem Shinra witając się ze mną była jakaś nieobecna, a Anri jakby obrażona? Nie wiedziałem co się z nimi dzieje, a na dodatek nasza nauczycielka była jakaś zestresowana, tym się jednak tak nie przejmowałem, bo wiedziałem, iż Kyungsoo się nią zajmie. Po zajęciach nawet podsłuchałem, że pojedzie z nią do szpitala, więc byłem zadowolony. Na szczęście tego dnia powiedzieliśmy szoferowi, że nie musi po nas przyjechać i pojedziemy taksówką, to obyło się bez zbędnych pytań o to, co z Kyungsoo.
            Przed budynkiem zastałem dziwną scenę. Shinra i Anri kłóciły się ze sobą. Nie mogłem na to im pozwolić. Martwiła mnie ich relacja, a teraz jeszcze tak po prostu po sobie krzyczały. Nie znałem powodu, lecz czułem, że starszej puściły nerwy, bo i tak była tego dnia nabuzowana, a młodsza miała ostatnio coś do niej. Podszedłem do nich bliżej i jak mnie zauważyły to zamilkły. Anri patrzyła wrogo na swoją siostrę, a Shinra speszyła się moją obecnością i spuściła wzrok na swoje stopy.
— Co się z wami dzieje dziewczyny? O co się kłócicie? — dopytałem, ale nic mi nie odpowiedziały. Nie chciały bym wiedział, albo było to tak bezsensowny powód, że nie dało się go określić. Ja często miewałem takie kłótnie z moimi kolegami z zespołu.
— To ona mnie denerwuje — odezwała się niespodziewanie Anri. — Traktuje mnie jak dziecko. Mam tego dość. Nie chce mi mówić co jej leży na sercu, nawet jak się o nią martwię,  a na dodatek i tak ludzie bardziej są zainteresowani nią niż mną. — Nie rozumiałem tej końcówki, jednocześnie byłem w stanie sobie wyobrazić co chciała tym przekazać.
— Ja ciebie traktuje jak dziecko? Tata cię tak traktuje, a ty zachowujesz się jak mała dziewczynka. Czemu ci nic nie mówię? Bo nie potrafię. Nie umiem wyrażać tego jak się czuję publicznie. Przykro mi, że jestem taką zołzą przez to. Taki jest mój charakter i nie potrafię go zmienić. Uważasz zaś, że mam się lepiej? A ja zaś widzę, że masz mnóstwo przyjaciółek na roku, co chwile nawiązujesz nowe znajomości, a ja? Jestem wytykana i wyśmiewana, mój chłopak mnie zdradził, a i tak wszyscy uważają, że to moja wina, bo zapewne byłam dla niego zbyt oziębła. A ja mu ufałam... — Byłem przerażony po tym co dziewczyna powiedziała, nie miałem pojęcia jak ją pocieszyć, co powiedzieć, ani czy powinienem przerywać jej... Niestety ktoś inny to zrobił i to w zły sposób.
— Mają rację zapewne. Jeżeli byłaś tak oziębła dla niego jak dla mnie, to nie dziwię się, że szukał innej. — Te słowa to było za wiele... Musiałem coś zrobić, tylko co?
— Tak uważasz?! — W oczach Shinry widziałam szok. Pewnie nie spodziewała się po Anri takich słów. Ja zresztą tak samo. Chciałem objąć Shinrę i ją uspokoić, że jej siostra nie ma racji, bo czułem, jak dotknęły ją te słowa. Nie zdążyłem, bo ta odsunęła się od nas, a po chwili pobiegła gdzieś po prostu....
            Już startowałem do biegu za nią, ale usłyszałem szloch za sobą. No nie... Tego brakowało...
— Shinra wróć! — krzyczała jednocześnie szlochając i kucnęła na chodniku, jak to robiły małe dzieci, gdy płakały. I ona chciała, by jej nie uważać za małą dziewczynkę? Westchnąłem głęboko na ten widok. — Ja nie chciałam tego tak powiedzieć — tłumaczyła mi się, jakbym to ja był tutaj ważny w zrozumieniu tego. Ja wiedziałem, że ona powiedziała to zapewne w złości, a nie miała złego zdania o siostrze, niestety takie coś jest najgorsze. Zawsze w takim momencie się trafia w słaby punkt.
— Posłuchaj, ona na pewno zrozumie, że nie chciałaś tego powiedzieć, a jak obie ochłoniecie, to porozmawiacie i się przeprosicie, dobrze? — Mówiąc to, zniżyłem się do jej poziomu, a ona przytaknęła mi.
            Wiedziałem, że to za starszą powinienem biec. Było niestety za późno. Ona gdzieś nam się straciła, a nawet jej siostra nie wiedziała na pewno, gdzie mogła się udać, skoro tak słabo się znały. Musiałem więc zająć się Anri, bo ta też nie była w dobrym stanie. Kolejny plus tego, że odwołaliśmy tego dnia szofera.
— Co powiesz na to, żebyśmy poszli na lody? Tak by osłodzić gorzkie smutki?
            Spojrzała na początku zaskoczona. Za chwilę otarła rękawem twarz i jej oczy zaświeciły z radości. Chyba miałem talent do pocieszania, albo po prostu tak na nią działem. Zauważyłem wcześniej, że Anri  dziwnie na mnie patrzyła i inaczej mnie traktowała. Nie mogłem dopuścić do tego,  by się we mnie zadłużyła. Ja jedynie mogłem ją pokochać jak starszy brat... Nic więcej. Bałem się, że ona będzie przeze mnie w podobnej sytuacji, jak ja, gdy Amelia nie odwzajemniała moich uczuć... Nie mogłem pozwolić na to. Dziewczyna była jeszcze młoda i na pewno nie mogła się na mnie sparzyć, bo to mogłoby źle na nią wpłynąć. Możliwe, że nie myślała o tym, że coś odwzajemnię, lecz było coś jeszcze... Ewidentnie ciągnęło mnie w stronę jej siostry, a nie chciałem być kolejnym powodem ich kłótni, gdyby okazało się, że tamta jest moją nową miłostką.

*Eunmi*

            Stresowałam się podwójnie na wizytę u matki. Po pierwsze poprzedniego dnia kazała mi się wynosić, a po drugie towarzyszył mi Kyungsoo. Nie wiedziałam, czemu skorzystałam z jego propozycji. Miał coś w sobie, że koił moje nerwy i miałam nadzieję, że w szpitalu też będzie moim lekarstwem na nie. Niestety nie pomagał mi nawet on, ale lepiej czułam się z myślą, iż nie byłam sama z moim problemem. Nadal nie rozumiałam, czemu tak wiele dla mnie robił, a dodatkowo byłam mu wdzięczna za wsparcie.
            Weszłam niepewnie do sali zostawiając go przed drzwiami do niej. Czułam jak ogarnia mnie jeszcze większy strach. Moja mama spała chyba plecami do wejścia, więc nie widziała jak wchodzę. Z jednej strony mogłam po prostu zostawić to co przyniosłam dla niej i uciec. Z drugiej powinnam była porozmawiać z nią o wszystkim. Chciałam się w końcu z nią pogodzić. Nienawidziłam kłótni, a ostatnio tylko one nam towarzyszyły. Chociaż może nie powinnam tego tak nazywać? Ja prawie nic nie mówiłam, a ona po mnie krzyczała. Może potrzebowała się wyżyć na kimś emocjonalnie i padło na mnie, bo popełniłam tak wiele błędów w życiu, iż było z czego wybierać?
            Gdy tak zastanawiałam się nad powodem jej humoru, ona zaczęła się obracać w moją stronę. Ujrzała mnie i skrzywiła swoją minę. Znowu ogarnął mnie smutek. Naprawdę byłam teraz dla niej takim utrapieniem? Postanowiłam zacząć miło, by jakoś załagodzić naszą sytuację.
— Przyniosłam twoje ulubione bułeczki — oznajmiłam jej wymuszając uśmiech, a ona nie zmieniła swojej miny. Nie wiedziałam co jeszcze powinnam była powiedzieć. Zapadła na chwilę niezręczna cisza. Ja czułam jak moje serce bije szybciej przez całą sytuację.
— Mówiłam ci chyba wyraźnie, że nie musisz już tu przychodzić? Bycie moją córką cię nie zobowiązuje do zmuszania się do wizyt. — Te słowa tak bardzo mnie bolały. Ja naprawdę nie chciałam jej zaniedbać. Po prostu miałam tak wiele na głowie... Mimo to, kochałam ją mocno i to powinnam jej była powiedzieć, a co ja zrobiłam? Zauważyłam kwiaty w wazonie, a w nich liścik. Pomyślałam chwilę nad tym i olśniło mnie...
— Tata był cię odwiedzić? — Powiedziałam to, co ślina mi na język przyniosła. Powinnam zapytać jak się czuję, a nie o takie coś...
— Jesteś chora na głowę, czy coś? Tata miałby się mną zainteresować? Przecież doskonale wiesz, że skończyłam z nim związek na wojennej ścieżce. Swoją drogą... Kto jak kto, ale też powinnaś się nim zainteresować. Ma swoje lata, a ty odwiedziłaś go ile razy od naszego rozwodu? To twój ojciec mimo wszystko tobie krzywdy nigdy nie zrobił.
            Miała rację, nie nadawałam się na miano przykładowej córki. Nie opiekowałam się swoimi rodzicami jak należało. Wiecznie nos miałam w książkach. Myślałam o tym, by umieć jak najwięcej języków i zarabiać na uczeniu ich, tłumaczeniu. To było dla mnie efektowne, bo nie zarabiałam mało... Mimo to, jakim kosztem? Nie miałam przyjaciół, bo dla nikogo nie miałam czasu, odsunęłam się od moich rodziców, którzy tak dobrze mnie wychowywali, bo nie miałam czasu i w końcu, byłam samotną kobietą, bo nie miałam na nic czasu... Tak wiele poświęciłam budowaniu sobie świetlanej przyszłości. Tylko z kim ja ją zamierzałam dzielić, skoro wszystkich zaniedbywałam?
— Przepraszam. Mamo, nie gniewaj się na mnie... Ja naprawdę się teraz poprawię... — Czułam jak znowu słone łzy spływają po moim policzku. Wylałam ich ostatnio tak dużo. Wiele chciałam naprawić, a nikt nie rozumiał tego. Ja nie byłam złym człowiekiem, ja przecież nie odwróciłam się od moich rodziców, bo ich nie kocham...
— Mogłaś wcześniej zauważyć to wszystko. Co mi z tego, że teraz ci żal? Kiedy cię potrzebowałam, chciałam porozmawiać, to ciebie nie było. Czułam się, jakbym cały wysiłek jaki włożyłam w okazanie ci miłości zdał się na marne, bo moja córka nic nie odwzajemniła... — Znowu ugodziła mnie prosto w serce tą wypowiedzią. Jeżeli tak miała wyglądać każda moja wizyta u niej, to prędzej czy później moja psychika padnie. Mogłam być wtedy tego pewna. Wiedziałam jednak, że nie mogłam się poddać. Musiałam chodzić do skutku, aż mama wybaczy mi moje zachowanie, wybaczy mi moją ignorancję.
— Jeszcze raz przepraszam. To wszystko moja wina wiem, ale chcę się naprawdę poprawić i mam nadzieję, że mi na to pozwolisz. Teraz wyjdę, by cię dziś nie denerwować dłużej. — Po tych słowach ukłoniłam się jej i wyszłam.
            Z każdym krokiem płakałam mocniej. Mój szloch był bardzo głośny, a moje serce okropnie bolało. Miałam dość siebie i tej chorej sytuacji. Chciałam pokazać mamie jak ją kocham, lecz to było takie ciężkie, gdy ona nie wierzyła w moją miłość. Wiedziałam, że jeszcze chwilę to potrwa nim mi zaufa i nie miałam pojęcia ile jeszcze zniosę do tego momentu.
            Poczułam taką ulgę, gdy zobaczyłam na korytarzu Kyungsoo. Bez przemyślenia tego co robię, po prostu się do niego przytuliłam i zaczęłam jeszcze mocniej płakać. Potrzebowałam tego bardzo. Dawno nie czułam takiej bliskości do nikogo. On delikatnie zaczął głaskać moje włosy co dawało mi jeszcze większe ukojenie. Poczułam się cudownie w jego ramionach. Uznałam, że potrzebuję takiego kogoś jak on, by być teraz silniejszą. Był dla mnie cudownym oparciem. Musiałam chyba znaleźć taką inną osobę, bo nie chciałam zawracać mu sobą głowy. Dodatkowo bałam się do niego przywiązać, nie mogłam. To się nie godziło... Tylko co poradzić, że uczucia nie pytają o zgodę nas, czy mogą się pojawić?
— Co się dzieje? Znowu była zła? — zapytał mnie tak delikatnie, jakby bojąc się zranić mnie tym pytaniem. Polubiłam to wyczucie, które towarzyszyło każdej jego wypowiedzi i nie wiedzieć czemu zdawało mi się, że był niepewny swoich słów. Tak jakby bał się je dobierać. A nie powinien...
— Co jak moja mama umrze, a ja nie będę z nią w zgodzie? — wyjawiłam mu swoje obawy, które sama przed sobą próbowałam ukryć, a taka była prawda. Nie miałam pewności, czy jej się coś nie stanie. Niby nic jej nie groziło, mimo to, zawsze mogło się wydarzyć jej coś jeszcze, a ona nie chciała mi wybaczać... Co jeśli nie zdążyłabym jej przekonać, jak jestem jej wdzięczna, jak mocno ją kocham?
— Nawet tak nie mów. — Z tymi słowami odsunął mnie od siebie, by spojrzeć mi w oczy. — Zrobimy wszystko by ci wybaczyła. Mogę tu z tobą przychodzić po zajęciach, bo w inne dni pewnie nie dam rady, jednak mów mi wszystko. Postaram się jakoś pomóc. — Spodobało mi się jego zaangażowanie w sytuację... Może to dar od losu, bym przetrwała te wszystkie smutki i nie była z nimi sama? Nie miałam pojęcia, czy takie coś jak przeznaczenie istniało, lecz w tym momencie w nie uwierzyłam.

Dobrze pisało mi się ten rozdział, więc mam nadzieję, że równie dobrze mi wyszedł. Nagle mam przypływ weny taki na te opowiadanie, że  pisze mi się je lekko, a przyznaję, że początkowo szło mi ciężko. :D Miłego więc wam życzę czytania i czekam na komentarze. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz