czwartek, 4 stycznia 2018

Wirus miłości: Rozdział 8

Wirus miłości
Rozdział 8


*Taehyung*

            Kiedy chłopcy wracali z treningu, ja oznajmiłem im, iż zostanę w wytwórni. Powód dla którego zrobiłem to był oczywisty. Musiałem spotkać się z Naeun. Nie tylko po to, by znowu posłuchać jej rapu, porozmawiać z nią, czy cokolwiek innego. Mieliśmy przygotować naszą kolaborację. Wiedziałem, że była zdolna do stworzenia tekstu, czy muzyki, dlatego udało mi się ubłagać wytwórnie o danie nam wolnej ręki i co najwyżej jak pójdzie nam słabo to o jakąś pomoc naszych uzdolnionych ludzi, ale na początek chciałem z nią spróbować samodzielności, bo wiedziałem, że takie coś może ją mocno podbudować.
            Tak jak przypuszczałem, zastałem ją w sali z lustrami. Chciałem wejść, lecz ujrzałem, iż nie była tam sama. Przed nią stał jej menadżer. Miał przybrany na twarzy kpiący uśmiech, ona zaś pochylała nisko przed nim głowę. Nie przepadałem za tym człowiekiem, bo czułem, iż bardzo źle traktował Naeun. Tak być nie powinno… Nie miałem już na to wpływu i jednocześnie wiedziałem, że musiałem mieć tego mężczyznę na oku. Zapragnąłem mu przerwać scenę, która teraz tworzyła się przed moimi oczami, dlatego jednak wszedłem.
— Witaj Naeun! — krzyknąłem wyraźnie z wielkim bananem na ustach.
            Oboje spojrzeli w moją stronę. Ona z delikatnym uśmiechem, on z irytacją. Burknął coś jeszcze do niej niezrozumiałego i udał się do wyjścia, a mi ulżyło. Spróbowałby jakoś źle się odezwać do mnie, to pożałowałby. Naprawdę miał coś w sobie co mnie odpychało, bo zazwyczaj byłem bardzo przyjazny dla ludzi, których słabo znałem.
— Jak dobrze cię widzieć — powiedziała to zachrypniętym głosem. Przeraziłem się przez moment… Czy to znaczyło, że była przeziębiona?
— Coś cię wzięło? — zadałem jej to pytanie dość niepewnie, a ona przytaknęła mi nieśmiało. Dziwne, bo wydawała mi się odważniejsza zazwyczaj, a ostatnio jakoś łagodniała. Może ja miałem na nią taki wpływ? Jeśli tak, to mogłem poczuć się wyjątkowo.
— Wybacz mi, mam grypę i może lepiej będzie, jak dzisiaj nie będziemy nic wspólnie robić. Nie chcę cię zarazić. — Widać było, że każde słowo sprawiało jej trudność. Miałem ochotę odebrać jej ten ból, a tak się nie dało. Jedyne co mogłem zrobić to zająć się nią choć trochę. Ani myślałem od uciekania od niej, bo rozsiewała zarazki. Nie miałbym chyba sumienia.
— Zaczekaj chwilę — oznajmiłem szybko i wybiegłem stamtąd do pomieszczenia, które znajdowało się obok.
Była tam apteczka, w której znalazłem wszystko co trzeba. Tabletka rozgrzewająca i jakaś na gardło do ssania. Uznałem, że to wezmę i jej podam. Wodę miała na pewno przy sobie. Wychodząc przypomniałem sobie, że jeszcze w rogu były ustawione fiolki z witaminami. Musieliśmy ich dużo zażywać, więc tutaj zawsze znajdowały się ich zapasy. Wziąłem ze sobą dwie takie i dopiero udałem się do niej ponownie.
Patrzyła na mnie zaskoczona, gdy podałem jej najpierw tabletki i jedną z fiolek.
— Skąd to wziąłeś? — wydukała, a ja znowu uniosłem swoje kąciki ust.
— Obok jest składzik z takimi rzeczami. Nikt cię o tym nie informował? — Byłem tym szczerze zaskoczony, bo przecież powinna wiedzieć gdzie są takie rzeczy. A jeśli by się skaleczyła? Gdzie szukałaby rzeczy do opatrzenia rany.
— Nie miałam o tym pojęcia.
            Gdy zażyła wszystko, wyciągnąłem w jej stronę znowu witaminy, by te miała na później. Usiedliśmy potem jeszcze na chwilę na ławce i opowiadałem jej, jak ja ostatnio przeżywałem swoje przeziębienie i zachowywałem się, jakbym umierał. Potem uspokoiłem ją, że mimo wszystko mam dobrą odporność i nie powinienem się od niej zarazić. Ustaliliśmy też kilka szczegółów naszej współpracy. Rozmowa się ciągła, aż zapadł późny wieczór i należało wracać do domu. Nie mogliśmy dłużej przesiadywać w tym miejscu, bo na pewno chłopcy wkrótce zaczęliby po mnie dzwonić, a ona powinna jak najwcześniej wrócić do domu i odpocząć.

*Jinah*

            Wyszłam z dormu chłopaków cała zestresowana. Co to była za sytuacja? Czy on chciał mnie pocałować? Tyle pytań kłębiło się w mojej głowie, a serce dało o sobie znać, bijąc bardzo szybko. Bałam się tego, że jednak coś tam czułam do Kookiego. W końcu wiele razy uświadamiałam to sobie, a potem zaprzeczałam. Nie mogłam chyba dłużej tego robić… Tae... to nawet nie było zauroczenie. Podoba mi się jako chłopak, ale nie oszukam swoich uczuć. Nie mogłam dalej w to wszystko brnąć. Wiedziałam, że nie mogłam być z żadnym z nich, a mimo to pragnęłam poderwać go. Co ja miałam w głowie? Desperacko chciałam się pozbyć uczuć do Jungkooka? Chyba tak…
            Przykucnęłam sobie na chwilę i pozwoliłam płynąć łzom po moim policzku. Znowu się zgubiłam w tej sferze. Za każdym razem myślałam, że mogę go zastąpić w moim sercu kimś innym, a przecież się tak nie dało. Rozrywało mnie od środka, bo po raz kolejny dotarła do mnie bolesna prawda. Jungkook to moja miłość, której się nie pozbędę i której on nie odwzajemni.
— Czemu płaczesz szwagierko? — zapytał mnie ktoś stojący naprzeciwko mnie. Gdyby nie to, że znałam doskonale jego głos, to nie dostrzegłabym, że to Tae,  bo przez łzy rozmywał mi się obraz. Chwila… Jak on mnie nazwał?
— Dlaczego mnie tak zwiesz oppa? — zapytałam trochę nieśmiało. On zaś kucnął naprzeciw mnie i podał mi chusteczkę, którą szybko wzięłam od niego.
— Uważam, że jesteś naszą szwagierką. — Mówiąc to, wzruszył obojętnie ramionami. — Skoro Jungkook jest dla nas jak brat, to ty jesteś naszą szwagierką.
            Wytrzeszczyłam na niego oczy. Czy on może zauważył to, że czułam coś do mojego przyjaciela? Niby nie było to możliwe, bo przecież tak dobrze się z tym kryłam, a jednocześnie nie widziałam innego powodu, by tak mówił. Chyba, że po prostu żartował sobie z tego, iż byłam tak blisko z nim? W końcu on zawsze przybiegał do mnie, jak go potrzebowałam, spotykał się ze mną za każdym razem, jak dostawał wolne, robił wszystko dla mnie… Zachowywał się jak na najlepszego przyjaciela przystało. Nie mogłam tego popsuć swoją durną miłostką.
— Prędzej waszą siostrą… — wymruczałam niepewnie, a on pokręcił głową na boki cmokając przy tym głośno.
— Nie możesz być nią. On nie patrzy na ciebie jak patrzy się na siostrę — wyjaśnił mi, a ja nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Chciałabym, żeby miał rację. — O to ci chodzi? Płaczesz, bo myślisz, że nie widzi w tobie kobiety? — Rozgryzł mnie tak łatwo. Nie mogłam mu zaprzeczyć, bo kłamstwo prosto w czyjąś twarz nie przychodziło łatwo, a bałam się to potwierdzić. Nie chciałam, by ktokolwiek próbował ingerować w moją relację z Kookim. On miał prawo na znalezienie sobie lepszej dziewczyny w przyszłości.
            Tae chyba zrozumiał, iż nie chcę o tym rozmawiać. Delikatnie zmierzwił mi włosy, a następnie wszedł do środka dormu. Nie wiedzieć czemu w moim sercu zapłonęła nadzieja przez niego, że Kookie może widzi mnie inaczej niż myślę? Szybko ocknęłam się z tego myślenia. Nie mogłam takich rzeczy przypuszczać, inaczej zawiodłabym się tylko…

*J-Hope*

            Rozmyślałem nad losem Solji odpoczywając w salonie. Chłopcy oglądali jakiś ciekawy program, a ja nie potrafiłem się na nim skupić, bo moje myśli były gdzie indziej. Próbowałem analizować scenę między chłopakiem z jej uczelni i nią, którego zastałem ostatnio u niej w domu. Niestety zbyt mało usłyszałem, by coś wnioskować. Wiedziałem jednak, że nie przepadała za nim do końca, choć nie wydawał się niemiły dla niej. Śmierdział mi na wylot, ale to nie o to chodziło. Ja byłem trochę zazdrosny i nie ufałem nikomu z otoczenia tej dziewczyny, bo próbowałem znaleźć w kimkolwiek zarodek jej problemów.
— Co nie, Hosoek? — zwrócił się do mnie Jungkook, a ja nie wiedziałem o co mu chodzi, bo nie słuchałem ich oczywiście. Nie chciałem się przyznawać, że znowu byłem głową w chmurach. Już i tak im ostatnio podpadałem.
— Tak, tak. — Postanowiłem udawać, że wiem o co chodzi. To było bardzo głupie podejście.
— Jak możesz się z nim zgodzić?  — Oburzył się Yoongi, a ja byłem w potrzasku. Jak miałem dyskutować nie wiedząc o czym? — Zawsze byłeś przeciwnikiem tego. Czy ty w ogóle wiesz, o czym myśmy rozmawiali? —To był moment w którym musiałem się poddać i przyznać do błędu.
— Wybaczcie, byłem w innym świecie. — Dodałem do mojej wypowiedzi zbolałą minę, a oni machnęli na mnie ręką. Zdenerwowałem ich pewnie, że się nie przyznałem od początku, iż nie znałem tematu dyskusji.
— Co tam u twojej dziewczyny? — zagaił mnie nagle Jimin, a mnie zatkało. Każdy miał w tamtym momencie utkwiony we mnie wzrok, a on dodatkowo uśmiechał się chytro…
— Nie mam dziewczyny przecież! — Byłem na niego wściekły, że takie coś powiedział przy wszystkich.
— O czym on mówi?  — rzekł zdziwiony Namjoon. No i zaczęło się. Musiałem się jeszcze tłumaczyć przed liderem. Wiedziałem, że będę musiał się zemścić na tym małym Jiminie.
— Nie mam dziewczyny, naprawdę. Po prostu poznałem taką jedna przyjemną osobę. Ona potrzebuje dużego wsparcia i zacząłem starać się jej pomagać. Nawet myślałem nad przyprowadzeniem tu jej kiedyś…
            Na moje ostatnie słowa zauważyłem, że Namjoon zareagował niepokojem. Widać to było po jego oczach. Nie dziwiłem się temu, bo proponowałem coś szalonego. Przyprowadzenie obcej dziewczyny do dormu idoli stalkowanych przez połowę Koreanek, jak nie więcej. Pewnie pierwsza ich myśl była taka, że mogła się okazać psychofanką, czy czymś w tym stylu. Musiałem ich jakoś przekonać, że już wystarczająco się na niej poznałem i uspokoić jakoś.
— Ja nie widzę problemu, skoro szwagierka tu przychodzi często, to czemu dziewczyna Hoseoka miałaby nie?  — odezwał się Taehyung. Może nie do końca zadowalała mnie jego wypowiedź, bo następny uznał ją za kogoś więcej, a mimo to byłem mu wdzięczny za ten argument.
— Ją dobrze znamy… — uznał szczerze Namjoon, wiedziałem co miał na myśli, a ja tak bardzo chciałem uszczęśliwić Solji. Musiałem zmienić jego nastawienie, a nie miałem pojęcia jak.
— Nie powinniśmy zaufać naszemu koledze? Skoro mówi, że ona nie jest zagrożeniem, to czemu mamy mu bronić ją przyprowadzić?  — Niespodziewanie odezwał się Seokjin. Nie miałem nawet pojęcia, kiedy zjawił się w salonie i miał w ręce drewnianą łyżkę. Pewnie gotował przed chwilą. W takim razie od kiedy nas słuchał, że włączył się w temat?  Zaskoczył mnie też tym, że stanął po mojej stronie. To on zazwyczaj panikował jeszcze bardziej od reszty.
— Niech będzie. Macie rację. Ufamy mu, więc co nam szkodzi? Kiedy wpadnie do nas? — Namjoon strasznie liczył się z zdaniem Jina. Fani zawsze śmiali się, że Jin był nasza mamą, a Namjoon ojcem i szczerze to często wiele aspektów na to wskazywało i nie dało się tego ukryć.
Jakiś czas później

*Jin*

            Zacząłem się przywiązywać do spotkań z Dasum. Jak tylko udało mi się wyrwać, pytałem, czy wyjdzie może ze mną do parku. Zgadzała się bez problemu. Jakby zawsze miała czas. Nie wiem, jak to robiła, skoro uczyła się i miała wybrednego ojca na głowie. Mimo to, byłem jej wdzięczny. Naprawdę potrzebowałem poznać ją bliżej. Cały czas było mi mało. A ona nie wiedziała o mnie za wiele. Może i wywnioskowała, że również kocham muzykę, może poznała już trochę mój charakter, jednak nadal byłem jej obcym człowiekiem.
— Nie obraź się, ale zaczynasz mnie coraz mocniej intrygować — zwróciła się do mnie na jednym ze spacerów. — Czemu nie pokazujesz swojej twarzy? Masz na niej jakieś blizny? Jeżeli o to chodzi, to nie bój się. Nie przestraszę się. Chce po prostu cię zobaczyć. Oczy widziałam i są naprawdę piękne i jedynie momentami brakuje mi tego, że nie mogę w głowie przywołać całej twojej twarzy… Czasem mi się wydaje, że oprócz mojego wujka te oczy jeszcze do kogoś należą… Możliwe, że się kiedyś spotkaliśmy?
Zaniepokoiła mnie ta wypowiedź. Zestresowałem się tak, że zrobiło mi się gorąco. Miała rację. Weszliśmy na taki poziom znajomości, iż powinienem był jej powiedzieć kim jestem, co robię w życiu, a przede wszystkim pozwolić siebie zobaczyć. Narażała się spotykając ze mną. To też powinna była wiedzieć, a tej części najbardziej się bałem. Mogłem też kiedyś zniknąć na długo przez trasę koncertową, wyjechać gdzieś za granicę z zespołem, a ona pewnie głowiłaby się co takiego ze mną się dzieje i jeszcze mogłaby pomyśleć, że się nią znudziłem, czy coś.
— Rozumiem co masz na myśli. To nie tak, że się znamy… Choć możesz mnie kojarzyć. — Jej spojrzenie na to zdanie zamieniło się w pytające. — Nie mogę ci się odsłonić publicznie, a powiedzieć nie umiem tego tak po prostu. — Czułem jak drżę. Przecież ona mogła uciec, jak dowie się, kim tak naprawdę byłem. Przyjaźnie z idolem nie były czymś łatwym, a nie dało się ukryć, że z naszym zespołem było najciężej, choć ostatnio sobie inni jakoś z tym radzili.
— W takim razie pójdziesz ze mną do domu? Taty dzisiaj nie ma. — zaproponowała, a ja czułem, że nie mogę dłużej tego zwlekać i jednocześnie nie byłem na to gotów. Poczułem jej dotyk, gdy delikatnie chwyciła moją dłoń w swoją i uniosła. — Dlaczego tak się tym denerwujesz? Mam obiecać, że nie przerażę się prawdy? — rzekła to z uśmiechem, a ja pospiesznie przytaknąłem. Pewnie żartowała mówiąc to, a moje potwierdzenie sprawiło, iż pobladła. Bała się, że prawda okaże się straszna, skoro tak to przeżywałem. Musiałem ją uspokoić i odkryć ją przed nią. Musiałem zgodzić się z nią pójść.
            Szliśmy do jej domu w milczeniu. Ja zastanawiałem się, jak jej to wszystko wyjaśnić i przewidywałem najczarniejsze scenariusze. Ona wyglądała na lekko zakłopotaną sytuacją. Przygryzała wargi z nerwów. Nic dziwnego. Pewnie myślała kim mogłem być, że tak bardzo bałem się jej reakcji.
            Dotarliśmy najprawdopodobniej pod bramę jej mieszkania, bo zatrzymała się przed nią. Widziałem, że się wahała, ale jej nie ponaglałem. Chciałem, by była pewna tego, iż chce poznać moja tożsamość, a jednocześnie miałem nadzieję na to, że się rozmyśliła. Niestety w końcu ją otworzyła, a ja udałem się za nią do środka.
            Jej dom nie był mały i także nie wyglądał na taki należący do zamożnej rodziny. W sam raz. Chciałbym mieć w przyszłości podobny. Nie potrzebne mi były luksusy. Rozejrzałem się uważniej i w salonie widocznym z przedpokoju mogłem bez problemu zauważyć nieszczęsne pianino, o którym Dasum mi opowiadała. Poczułem żal do jej ojca. Sprawiał, że nie lubiła tak pięknego instrumentu…
— Chcesz coś do picia? — zwróciła się do mnie, a ja jej przytaknąłem.
Wziąłem się w końcu za rozebranie butów. Robiłem to bardzo powoli. Następny był płaszcz. Stresowałem się okropnie, gdy przyszła kolej na mój kapelusz i maskę. Zrobiłem to, jak wyszła do kuchni i udałem się do salonu, zasiadając tam na kanapie. Patrzyłem w przeciwną stronę niż ta w której znajdowała się kuchnia. Usłyszałem jej powolne kroki i nie wytrzymałem. Spojrzałem na nią nagle. Ona poszerzyła swoje oczy… Chyba mnie rozpoznała.
— Jak to możliwe? — wydukała przestraszona, a ja nie wiedziałem co powinienem zrobić. Czułem, że to działo się za szybko, że powinienem ją najpierw bardziej przekonać do siebie.
— Spodziewałam się wielu opcji, jednak nie tego. Przecież ty jesteś tym Jinem! — Ostatnie zdanie wykrzyczała piskliwie.
Zaczęła znowu przygryzać wargi. To zapewne był jej nawyk w stresujących sytuacjach. Miałem w tamtym momencie wstać i ją przytulić. Powiedzieć jej, że zależy mi na tej znajomości i nie chcę by się bała mojej przyjaźni, a co robiłem? Siedziałem jak ten idiota i patrzyłem na nią zmartwionym wzrokiem. Nie potrafiłem w żaden sposób się poruszyć. Potrzebowaliśmy sobie wszystko wyjaśnić. Ona powinna powiedzieć mi wprost, co myślała o tym, ja musiałem ją przeprosić za narażanie jej. Niestety oboje milczeliśmy układając swoje myśli. Może trochę się przeliczyłem? Ona bała się tracić ludzi i mogła się bać o to, że ja w każdej chwili mogłem zniknąć z jej życia. Nasza przyjaźń, choćbym nie wiem jak chciał i co jej obiecywał, nie mogła być niczym stabilnym. Po co ja ją w to angażowałem? Byłem takim egoistą…
— Nie wiem co ja mam na to powiedzieć… — wyszeptała i wtedy znowu zerknąłem na jej oczy. Były we łzach… Co ja zrobiłem? Doprowadziłem ją do płaczu. — Przecież to niemożliwe, żebyś ty i ja… Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłeś?!
            Co zrobiłem? Takie miało paść pytanie z mojej strony, bo choć domyślałem się o co jej chodziło, to pragnąłem, by to powiedziała i chciałem się jakoś wybronić. Nie było mi to dane, gdyż usłyszeliśmy przekręcanie klucza w drzwiach. Poczułem ciarki na całym ciele… Jej ojciec wrócił?
— Dlaczego on przyszedł wcześniej? — Strach jaki ujrzałem w niej jeszcze bardziej mnie przeraził. Nie wiedziałem, jaka będzie reakcja jej rodzica, skoro był rzekomo taki surowy.
            Wtedy zamurowało nas… W progu stanęła kobieta z wielką walizką. Ponownie uciekłem wzrokiem na Dasum. Tym razem miała szok wypisany na twarzy, a jej oczy zaświeciły się. Czyżby to była jej matka? Widać było, jak bardzo za nią tęskniła każdego dnia. Nie winiła jej za zostawienie ją samą z ojcem. Jeżeli ta kobieta wróciła to musiało to wiele znaczyć dla niej. Tylko, co ja miałem zrobić w takim wypadku? Nasza rozmowa została przerwana, a kobieta na pewno zapytać miała zamiar kim byłem dla jej córki.
— Mamo! Wróciłaś? — W jej głosie usłyszałem szczęście. Tak bardzo cieszyłem się, że byłem tego świadkiem…
— Kim jest ten chłopak córeczko?  — odparła kobieta… Naprawdę? Po latach wraca do domu i pierwsze co ją interesuje to kim ja jestem? Liczyłem, że trochę przedłuży się ich powitanie i nie zostanę szybko głównym tematem.
Wiem, że ten rozdział początkowo jakiś taki niemrawy mi wyszedł, ale jakoś podoba mi się to co stało się z Jinem i ten Polsat na końcu. :D Kocham takowe. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz