środa, 26 lipca 2017

Rok pełen zmian 2: Rozdział 11

Zima zima zima. :D  Ojej, jesteśmy tak blisko końca. :O To opowiadanie niestety nie będzie miało kolejnych części i musimy się wkrótce pożegnać z Ganeul i resztą. Co prawda Kangjoon i Jisoo pewnie nie raz zagoszczą u mnie, a szczególnie pierwszy pan, ale i tak będzie mi pewnie tęskno za tym światem, jaki tu stworzyłam. Ale mnie wzięło na smuty. :D Dobra, nie przeszkadzam. Miłego czytania. :D


Rok pełen zmian 2
Rozdział 11


Grudzień


Pisanie takiego listu może być dziwne. Ale po tym, jak Ganeul opowiedziała mi o zadaniu od psychologa i dała swój list opisujący jej ostatni rok przeżyć, postanowiłem coś podobnego napisać. Jednak mój ma mieć inny charakter.
Chciałbym zacząć od momentu, kiedy to czekałem na odzew Ganeul po moim wyznaniu. To były ciężkie dni. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Chodziłem z kąta w kąt i czekałem… Każdy dzwonek do drzwi był dla mnie nadzieją na jej przyjście. Byłem głupi myśląc, że moja ukochana była na tyle odważna, by sama do mnie przyjść i powiedzieć, że odwzajemnia to co czuje. Tylko, że ja bałem się, iż ona nie czuje tego co ja i nie chciałem jej się narzucać. Na dodatek, gdyby okazało się, że mnie zamierzała odrzucić bałem się to usłyszeć wprost i czułbym się niezręcznie w jej towarzystwie. Pragnąłem tego uniknąć. Biłem się z myślami, czy do niej się odezwać, spytać chociaż co u niej. Ojciec uważał, że nie zachowywałem się jak mężczyzna, a mama martwiła się o mnie i namawiała do zagadania do Ganeul. Ja się za to uparłem, że obiecałem się nie narzucać.
Nadzieję na zapomnienie i nowy start dała mi siostra. Zjawiła się niespodziewanie w drzwiach naszego domu. Tak dawno jej nie widziałem, że praktycznie to jej nie poznałem na pierwszy rzut oka. To ja otworzyłem jej drzwi, a ona mówiąc do mnie „braciszku” uwiesiła mi się na szyi. To było zaskakujące dla mnie. Płakała długo zanim nam powiedziała co się z nią działo. Była w totalnej rozsypce. Zrozumiałem, że byłem żałosny. Ona to miała poważny problem. Mój był przy tym błahostką. Postanowiłem jej pomóc. Wyjechałem z nią z nadzieją, że w nowym miejscu i otoczeniu zapomnę. Uznałem, że Ganeul nie chce mnie. Tak sobie to ubzdurałem. Jak dobrze, że się myliłem.
Jakiś czas od mojej wyprowadzki napisał do mnie Jisoo. Rodzice dali mu namiary na mnie, bo chciał mnie kiedyś odwiedzić. Nie pytał o Ganeul… Stwierdziłem, że może odnowili kontakt, albo nawet są razem i wszystko wie, a nie chce mi robić przykrości. Teoretycznie nie pisaliśmy o niczym istotnym. Raz namawiał mnie na wyjście na piwo, jak się przeprowadził do Seulu, a ja mu odmówiłem. Bałem się, że wygada się o Ganeul i ja się źle poczuję. Nie miałem pojęcia, że oboje nie mieliśmy z nią kontaktu.
Skupiłem się na pracy, obowiązkach i siostrze. Dochodziła z czasem do siebie. Często musiałem ją jeszcze pocieszać, ale były postępy. Wspierałem ją jak tylko potrafiłem. Stała się dla mnie ważna.. Nawet opowiedziałem jej o Ganeul. Uznała, że jak ją kiedyś by miała poznać, to na pewno jej nie polubi, bo takiego faceta jak ja się nie odrzuca. Ja jednak wiedziałem swoje. Nie byłem wartościowym materiałem na chłopaka, narzeczonego, męża. Męskości to mi brakowało, o odwadze już nawet nie wspomnę.
Najbardziej jednak zszokowałem się otrzymując pewnego dnia sms od Ganeul. Nie wierzyłem w to, że kiedykolwiek będę miał jeszcze z nią kontakt. Marzyłem o tym, by wiedzieć co u niej. To zadziałało na mnie bardzo pozytywnie i choć bałem się, że ona już kogoś ma i ułożyła sobie inaczej życie, początkowo cieszyłem się z tego odzewu. Dopiero po jakimś czasie załamałem się myśląc, że wszystko stracone.
Kiedy  na dodatek straciłem pracę, bo firma w której ją wykonywałem od kilku miesięcy zaczęła upadać, to dopiero się zaczęło mieszać. Nie wiedziałem jak szukać nowej i bałem się, bo pamiętałem jak trudno było znaleźć mi tę. Sam nie wiedziałem po co napisałem do Jisoo o tym problemie. Za kilka dni poinformował mnie, że zna świetną firmę, gdzie pracują jego znajome i jak coś to mnie wesprą pomocą na pewno, więc dam sobie radę i akurat kogoś szukali. Ucieszyłem się z tej propozycji i poprosiłem o namiary. Dodał też, że jedna z tych dziewczyn mnie na pewno rozpozna, bo dużo jej mówił o mnie. Naprawdę wierzyłem, że miał na myśli jakąś swoją znajomą, a nie moją Ganeul.
W dzień rozmowy kwalifikacyjnej o mały włos nie stchórzyłem. Nie przez stres. Zobaczyłem ją. Była skupiona na papierach leżących na jej biurku, więc nie zwracała na mnie uwagi. Uznałem, że nadal była tak samo piękna… Pragnąłem do niej zagadać i jednocześnie się bałem. Jak tego pierwszego dnia, gdy ją spotkałem na studiach. Zrozumiałem co robił Jisoo. Chciał nas ze sobą na nowo spotkać. Na początku panikowałem, że wszystko zaczynało się od nowa. Ale stwierdziłem, że teraz mogłoby być inaczej, bo troszkę się zmieniłem, wielu nowych rzeczy doświadczyłem.
Zgodziłem się na tę pracę i tak bardziej ze względu na to, iż nie mogłem zwlekać, byśmy z siostrą mogli żyć bez pożyczania od rodziców. Oczywiście rozmowę udało mi się przejść, bo miałem dobre rekomendacje z poprzedniej firmy. Troszkę się zaniepokoiłem, gdy przydzielono mnie do działu Ganeul. Mogło między nami się zrobić niezręcznie. Jeszcze ja nie wiedziałem o niej nic, czy kogoś ma, czy za mną tęskniła… Bałem się, że odpowiedzi na te pytania nie byłyby dla mnie pozytywne.
Tego pierwszego dnia zgodziłem się wreszcie spotkać z Jisoo w klubie, by porozmawiać. Przy alkoholu, który staraliśmy się pić z umiarem, dowiedziałem się wiele. On stał się współlokatorem Ganeul, nadal coś do niej czuł. Jednak nie chciał zdradzać jaka była ich relacja. Powiedział mi, nie pierwszy raz, że jak tym razem nawalę, on postara się wzbudzić jakieś uczucia względem niego. Nie rozumiałem jego zachowania. Miał dobrą okazję zbliżyć się do niej. Mieszkał z nią pod jednym dachem i widywał codziennie, a mimo to, pomógł mi z nią się ponownie spotkać i jeszcze kazał mi się o nią starać. Zapewniał mnie też, że to do mnie ona coś czuła… i czuje. Na tamten moment ciężko było mi w to uwierzyć.
        Kiedy zaczęliśmy razem pracować, znowu z łatwizną się przed nią otworzyłem. Wiedziałem, że troszkę za dużo mówiłem o mojej siostrze, jednak nie miałem pojęcia, czy jest coś w tym złego. Ona natomiast na początku była entuzjastycznie nastawiona względem mnie, choć trochę się krępowała. Tylko z czasem zaczęła się oddalać. Martwiło mnie to. Poczułem jakbym znowu ją miał stracić, a jeszcze jej nie miałem na tyle blisko, na ile pragnąłem. Zacząłem podejrzewać, że Jisoo robił swoje. Poczułem się źle i chciałem to jakoś naprawić. Bałem się, że znowu za późno reagowałem.
        Tamtego pamiętnego wieczoru poszedłem na tą całą imprezę integracyjną, tylko dlatego, że miała tam przyjść Ganeul. Jak się okazało nie sama. Weszli z Jisoo, jakby byli parą. Poczułem się ugodzony nożem w plecy. Jednak nie mogłem mieć mu za złe, że byłem beznadziejny w zalotach. Ale jakie było moje zdziwienie, gdy odwalił on tą całą scenę przy wszystkich… Zapytał o moją siostrę, a dobrze wiedział, że nią była. Ganeul nie. Jej szok i jego wyjście mówiły same za siebie. Po rozmowie z nią przed klubem wszystko zrozumiałem. Ona mnie kochała, tylko myślała, że kogoś mam. Nigdy nie nazwałem swojej siostry siostrą. Zawsze opowiadałem jej o niej po imieniu, a przecież ona nic nie wiedziała. Nic dziwnego, że miała takie, a nie inne domysły. Była z Jisoo, by pozbyć się uczuć do mnie, bo myślała, że nie możemy być razem. Jeszcze bardziej zabolało mnie to, że mogliśmy już być razem od mojego wyznania. Zapomniałem, że Ganeul nie umiała mówić o uczuciach i podejście do mnie z odpowiedzią, było dla niej trudniejsze, niż popłynięcie statkiem, dla osoby chorej na chorobę morską. Czasu nie mogliśmy już cofnąć. Jedynie spróbowanie wszystkiego od nowa było rozwiązaniem.
        Martwiłem się o Jisoo. Był naszym przyjacielem. Pomógł nam się zejść. Poświęcił swoje uczucie w imię naszego. Nikt go oto nie prosił. Nie mówiłem mu, gdy rzucał mi wyzwanie, by dawał mi fory, albo się zlitował. A on to zrobił. Naprawdę kochał Ganeul, skoro chciał jej szczęścia. Czułem się źle z tym, że byliśmy oboje tak nieporadni i bez niego stracilibyśmy naszą szansę. Wiele mu zawdzięczam. I nie wiem jak mu to wynagrodzę. Liczę tylko na to, że odkocha się. Nie dlatego, że jestem zazdrosny, ale dlatego, że rani się w ten sposób. Życzę mu tak wspaniałej dziewczyny, jak moja Ganeul.
        Odłożyłem długopis na bok. Spojrzałem na ten list jeszcze raz. Był napisany chaotycznie, jak dla mnie. Nic jednak dziwnego, skoro chciałem przekazać w nim wiele emocji. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Potrzebowałem takiego czegoś i nie miałem pojęcia, że wyżycie się atramentem na papierze mogłoby dać taki rezultat. Zastanawiałem się jeszcze tylko, czy pokazać to Ganeul, jak ona pokazała mi swój? Postanowiłem go na razie odłożyć w bezpieczne miejsce i kiedyś, kiedy najdzie nas na wspomnienia, wręczyć go jej.


***


        Znowu spędzaliśmy święta z moją rodziną. Nie obyło się bez uścisków, zachwyceń i wzruszeń. Moja mama więcej tym razem przykuwała uwagi na swoje wnuki i Ganeul niż na mnie i moją siostrę. W końcu to byli jej nowi członkowie rodziny. Najbardziej jednak zachwyciłem się, oglądając moją ukochaną bawiącą się z siostrzeńcem. Niby było to zrozumiałe, skoro miała dużo młodszego brata. Jednak dopiero teraz wyobraziłem sobie, że kiedyś może to robić z naszymi dziećmi. Wyglądała przy tym tak promiennie i wyjątkowo. Zakochiwałem się w niej jeszcze bardziej z każdą sekundą, choć myślałem, że bardziej się kochać nie da.
        W drugi dzień świąt czekała nas trudna misja. Postanowiliśmy odwiedzić rodziców Ganeul. Tęskniła ona właśnie za bratem i pragnęła zobaczyć swoja mamę, mimo iż ta wyrzuciła ją na bruk i kilka już razy powiedziała jej jak ją nienawidzi. Cieszyłem się tylko, że mogłem jej towarzyszyć, bo sama mogłaby zranić się emocjonalnie.
        Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi jej byłego mieszkania. Ona za bardzo się stresowała, by to zrobić. Usłyszeliśmy, że jej mama coś krzyczała prawdopodobnie do ojca, a potem otwarto nam. Zapadła cisza. Matka rozszerzyła oczy, a Ganeul spuściła wzrok. Musiałem uratować jakoś sytuację, choć sam bałem się odezwać.
- Dzień dobry. Wesołych świąt! – Krzyknąłem radośnie i posłałem kobiecie szeroki uśmiech.
        Ona kilkakrotnie zamrugała oczami z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Odsunęła się delikatnie, byśmy mogli wejść. Złapałem więc Ganeul za rękę i pociągnąłem za sobą, bo ta nie drgnęła. Było troszkę niezręcznie.
- Napijecie się czegoś? – Zapytała nas, a ja przytaknąłem tylko. – Kawy, herbaty?
- Ja poproszę kawę. A ty Ganeul? – Postanowiłem być tym, który pomoże jej w komunikacji.
- Herbatę. – Wyszeptała, a jej mama pospiesznie podążyła do kuchni po tych słowach.
        Usłyszałem nagle tupot małych stópek. Oczywiście to jej brat biegł. Radosna buzia zdawała się być ratunkiem w tej sytuacji. Urósł dużo odkąd ostatni raz go widziałem. Ganeul widząc go wypuściła z oczów łzy i uklękła, rozkładając ramiona w jego stronę. On oczywiście przyleciał bliżej i wtulił się w nią mocno, trochę wyglądał, jakby miał ją udusić.
- Siostrzyczko! Tak bardzo tęskniłem. Tylko czemu płaczesz, jak mnie widzisz? Powinnaś się cieszyć. – Mówił jak zwykle, jak mała katarynka, co mnie rozbawiło.
- To wzruszenie mały. Ja też tęskniłam. I wiesz co? Mam coś dla ciebie.
        Na ostatnie zdanie dzieciak podskoczył radośnie, a Ganeul wstała i wręczyła mu jedną z toreb, które trzymałem. Był to prezent od niej i ode mnie dla brzdąca.
- Mam nadzieję, że nie wyrosłeś z mani na samochody. – Oznajmiła, a mu zaświeciły się oczka.
        Szybko zaczął rozrywać opakowanie, by dostać się do jego środka. Wyglądało to dość zabawnie. Tym bardziej, że nadal staliśmy w przedpokoju. Kiedy wyjął autko na sterowanie, był bardzo zachwycony. Ucieszyło mnie to, że trafiliśmy w to co mu się spodobało.
- Dziękuję! Będę go szanował, obiecuję.
        Mama Ganeul zdążyła wyjść do tego czasu z kuchni i zdziwiła się widząc nas nadal w tym samym pomieszczeniu.
- Wejdźmy do salonu. – Oznajmiła niepewnie.
        Zrozumiałem o co chodziło. W wymienionym przez nią pokoju, siedział na kanapie ojciec, głowa rodziny. Z nim Ganeul wcale nie pragnęła się widzieć z tego co mi mówiła wcześniej. Był dla niej obcym mężczyzną z czym wcale się nie krył, nawet jak ta jeszcze o tym nie wiedziała. Jednak nie widziałem w tym większego problemu dopóki się nie odezwał.   
- O twój darmozjad przyszedł. – Podłe było to jak to zaakcentował, nie mogłem stać bezczynnie. Szybko też chwyciłem Ganeul za dłoń, by poczuła moje wsparcie.
- Mógłby pan chociaż w święta być milszy. – Sam zaskoczyłem siebie odwagą, jaką się nagle we mnie znalazła.
        Poczułem na sobie wzrok wszystkich obecnych. Ganeul i jej mama były troszkę przestraszone, a ten mężczyzna patrzył na mnie zaskoczonym wzrokiem.
- Taki smarkacz, jak ty, nie ma prawa mnie pouczać. – Odfuknął i wrócił wzrokiem do oglądania telewizji, co chyba oznaczało, że więcej nie zamierzał nam docinać. Ulżyło mi, że tak to się potoczyło.
        Mama Ganeul po czasie też wypuściła powietrze. Za to moja ukochana wręczyła jej torbę z prezentem i poprosiła ją o rozpakowanie, dopiero jak wyjdziemy. Porozmawiały sobie trochę. Ganeul opowiadała o swojej pracy i pochwaliliśmy się zaręczynami. Niby kobieta wyglądała na zachwyconą tym wszystkim, jednak widać było po niej, że zmuszała się do takich reakcji. W końcu jeśli dobrze mi było wiadomo, nigdy nie interesowała się córką, a Ganeul nigdy jej za wiele nie mówiła. Jednak zmieniła się okropnie. Zaczęła mówić, to co czuła. Dzięki psychologowi, a także naszemu wsparciu. Miałem oczywiście na myśli siebie, Jisoo i Chanmi.
        Szybko zleciał nam czas do wieczora i trzeba było się zbierać. Najdłużej żegnaliśmy się z braciszkiem, bo nie chciał puścić Ganeul, wiedząc, że długo się znowu nie zobaczą. Po tym wszystkim z ulgą udaliśmy się z powrotem do centrum Seulu, gdzie mieszkaliśmy. Widziałem, że moja ukochana emanowała szczęściem. Potrzebowała takiego czegoś. Inaczej spoglądała na swoją rodzinę niż kiedyś. Zawsze uważała, że obojętne jej było to jak mama ją traktowała, bo się przyzwyczaiła. Jednak wewnątrz cierpiała z tego powodu.


***


        Z okazji sylwestra mieliśmy kilka opcji. Ganeul zamierzała zorganizować domówkę ze mną, Jisoo i Chanmi. Czyli w gronie najlepszych przyjaciół. Znajomi z pracy zrobili zaś imprezę w jakimś klubie. Ostatecznie wybraliśmy pierwszą opcję, bo razem z Ganeul nie lubiliśmy tłocznych imprez.
        Kiedy dziewczyny przygotowywały w kuchni różne przekąski, ja zostałem w salonie ich mieszkania sam z Jisoo. Nie wiedzieć czemu, panowała między nami cisza. Z drugiej strony może to nie był nic dziwnego, skoro unikaliśmy się od imprezy. A raczej to on mnie. Chciałem z nim o tym porozmawiać, lecz wahałem się, czy to dobry moment. On jednak wyszedł z innym tematem.
- Ja i Chanmi jesteśmy razem na próbę. – Zatkało mnie po usłyszeniu tego.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? – Zapytałem niepewnie, bo nie chciałem być niemiły, czy coś.
- Długo nad tym myślałem. Ona bardzo się stara i zapewne już jest we mnie zakochana, choć na razie boi się mi to powiedzieć. Ja zdążyłem ją już bardzo polubić. Nie jest taka sama jak Ganeul, ale też nie przerażam ją i widzi we mnie coś więcej niż przystojniaczka. Myślę, że to może wyjść. Potrzebuję troszkę czasu. Momentami nawet zdaje mi się, że już coś czuję. Może nie będzie to tak duże uczucie, jak do Ganeul, jednak jestem dobrej myśli. – Na koniec szczerze się uśmiechnął, co dało mi do zrozumienia, że to wszystko było prawdą.
        Zdążyłem go poznać i wiedziałem, że nie starałby się z kimś być, kto nigdy w życiu nie zainteresowałby go. Liczyłem też na to, że postępuje rozsądnie, bo w końcu byliśmy dorośli już. Powinien był wiedzieć co robi.
        Kiedy zerknąłem na ekran telewizora, który nam przygrywał w tle zaskoczyłem się. Było już przed północą, a one krzątały się dalej w kuchni. Co z szampanem i fajerwerkami?
- Widzę, że jesteś w szoku, że one jeszcze tam siedzą. – Wtrącił Jisoo, jakby czytając mi w myślach. – A jak myślisz, co Chanmi teraz opowiada Ganeul? To co ja tobie. – Zaśmiał się na moją zdziwioną minę. – Ah nadal nie znasz się na dziewczynach. Jak to możliwe, że z tobą przegrałem? – Dodał chichocząc, a ja troszczkę się zakłopotałem.

        Wtedy do salonu wbiegły dziewczyny jak poparzone wnosząc szampana, lampki i jakieś talerzyki z jedzeniem. Śmiać mi się chciało na ich przerażone miny.  W dodatku w telewizji już zaczęło się odliczanie. Coś czułem, że nie uda nam się otworzyć butelki na czas. Mimo to, nie przeszkadzało mi to. W końcu najważniejsze było to, że spędzaliśmy ten ostatni dzień starego i pierwszy nowego roku w naszym bliskim gronie. A najbardziej cieszyłem się, że byłem tam z Ganeul.. Moją narzeczoną.


Hotel godzien sześciu gwiazd: Rozdział 25

Mamy wyjątkowy rozdział, bo znowu trzy perspektywy, ale jak widzicie już pewnie niżej, tej jednej jeszcze tutaj nie było. :D Taką miałam potrzebę, by opisać coś od jej strony. Liczę, że wam się to spodoba, bo to najdroższy mi poboczny wątek. :D

Hotel godzien sześciu gwiazd
Rozdział 25




*Sulli*
            Siedziałam sobie w pokoju i pisałam skomplikowane wypracowanie. Miałam już go dość. Ale nie mogłam się poddawać. Studia były dla mnie ważne i chciałam je skończyć z jak najlepszym efektem. Tylko, co miałam poradzić na to, że nie potrafiłam się wcale na nich skupić? W głowie co chwilę zastanawiałam się nad jednym. Czemu Taekwoon ostatnio nie odwiedzał mnie? Był po naszym pocałunku jeszcze raz... Cały czas siedział skrępowany, jakby coś leżało mu na sercu i nie wiedział, jak w tej sprawie zagadać. Bałam się na niego naciskać, bo nie znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, czy lubi takie coś. Było mi smutno od tamtego momentu.
            Tęskniłam za nim. Okropnie. Bardzo go polubiłam w krótkim czasie. Jeszcze nie spotkałam w życiu drugiej takiej osoby jak on. Nie mogłam zbytnio dużo o nim powiedzieć, bo był trochę enigmą, jednak strasznie to w nim uwielbiałam. Nie miałam też niestety pojęcia, co dla niego znaczył nasz pocałunek. To ja wyszłam z inicjatywą. Ja powinnam była też wyjaśnić tę sytuację. Może on chciał się zaprzyjaźnić, odebrałam źle jego zachowanie i niepotrzebnie mu namieszałam w głowie? Spodobał mi się i myślałam, że ja mu też. Chyba byłam głupia, że w to uwierzyłam.
            Nagle do mojego pokoju wbiegła Mayoung. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam ją rozpromienioną. Miała w ręce swojego laptopa i usiadła na moim łóżku i poklepała miejsce koło niej. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, lecz wykonałam jej polecenie i usiadłam obok.
- To co ci pokażę będzie ciekawe. Właśnie sprawdzałam sobie jacy są ci cali VIXX i ten twój Leo to niezła sztuka. Patrz co on wyczynia w telewizji. - Zaśmiała się, a ja byłam w niemałym szoku i nie wiedziałam jak się zachować. - Tylko pamiętaj. Ani słowa moim koleżankom, że ich polubiłam. Zabiją mnie, jak powiem, że ktoś jest na równi z BTS. - Mówiła to jak nakręcona. Poczułam się jak kiedyś. Kiedy jeszcze byłyśmy jak przyjaciółki. Uśmiechnęłam się w duchu, że coś w końcu wracało do normy.
            Wtedy ona odpaliła coś na Youtube, gdzie w nazwie filmiku była ksywka Taekwoona, więc oczywiście się zaciekawiłam. Pokazywało to jaki był wstydliwy, skromny i tajemniczy, a czasami wydawał się zły i agresywny. Zabawne. Nie postrzegałam go takim. Potem odpalała mi więcej takich rzeczy z innymi członkami. Śmiałyśmy się i dziwiłyśmy, co to za ludzie. Domyślałam się, że część z nich zachowywała się inaczej przed kamerami.  Mimo to, byli przecudowni. Minął nam tak jakiś czas. Zapomniałam o moim wypracowaniu. Cieszyłam się chwilą. Wróciła moja Mayoung.
- Co się stało, że zmieniasz nastawienie? - Zapytałam ją w pewnym momencie, choć bałam się jej reakcji, lecz ona była jakby zadowolona, że zadałam to pytanie.
- Ken. Lee Jaehwan. To się stało. Jest uroczy i przyjazny. Pocieszył mnie ostatnio i wyjaśnił wiele aspektów. Zrozumiał mnie! To jakiś anioł i na dodatek taki zabawny. - Zaśmiała się uroczo. - Myślisz, że mogłabym go poznać bliżej? - Zadała niepewnie pytanie. - Czy to niezbyt wiele? Bo widzisz on jest w zespole. Ma wiele fanek. Czemu miałby chcieć mnie znać?
            Nie poznawałam jej. Miałam ochotę jej powiedzieć, że niepotrzebnie się krępuje. Powinna z nim się zbliżyć, jeżeli ma okazję i potrzebę ku temu. Chciałam podać za przykład moją znajomość z Leo, która właśnie się zaczęła. Zawahałam się. To chyba jednak zbyt wiele. Może właśnie to próbował mi uświadomić. Nie chciał wyższych relacji, bo nie mógł takowych mieć. Był gwiazdą, z mnóstwem fanek, które gotowe byłyby mnie zabić za zbliżenie się do niego. Posmutniałam. Nie wiedziałam co jej doradzić.
- Nie wiem. Ja i Taekwoon niby poznaliśmy się trochę bliżej. A przestał przychodzić bez słowa.
- Może nie ma czasu? - Zaczęła mnie próbować pocieszyć widząc pewnie mój spuszczony wzrok.
- Jest na wakacjach. I sam powiedział do jutra, jak ostatnio wychodził. - Miałam ochotę się rozpłakać na myśl, że mogłabym już go nie zobaczyć, choć wiedziałam, że przecież wkrótce wrócę do hotelu, a on jeszcze powinien tam być.
- O wilku mowa Sulli! - Krzyknęła, a ja na te słowa momentalnie uniosłam wzrok. Stał w drzwiach. Troszkę zdyszany, jakby biegł. A kto go wpuścił do środka? - Ja w takim razie wracam do siebie. Zajmij się nią oppa, bo ona coś tu marudzi. - Dodała mijając go w wejściu, na co on podążył za nią zdziwionym wzrokiem.
- Przyszedłeś. - Wyszeptałam, jakby po to, by potwierdzić to sobie na głos. Czekałam, aż powie co się stało.
- Twoja ciocia wpuściła mnie do domu. Choć nie miała ciekawego wyrazu twarzy, ale twojej kuzynki, to prawie nie poznałem. - Powiedział, jakby chcąc ominąć inny temat.
- Coś ci wypadło kilka dni temu? - Zmieniłam go diametralnie na to co chciałam. Odwaga się we mnie pojawiła. Pragnęłam wiedzieć na czym staliśmy i dlaczego wydawało mi się, że on przed czymś uciekał.
- Nie. Rozmyśliłem się przed przyjściem do ciebie. - Wyjaśnił, a mi trochę się smutno zrobiło. Postanowiłam najpierw wysłuchać go do końca. – Uznałem, że porozmawiam w ten dzień z tobą na poważnie i stchórzyłem. – Zdziwiłam się. O czym chciał rozmawiać, że się bał?
- O czym? – Wystrzeliłam pospiesznie, by kontynuował.
- O mnie i tym co czuję. – Powiedział tajemniczo. We mnie coś drgnęło. Czyżbym nie musiała porzucać nadziei?
- Zamieniam się w słuch. – Odparłam klepiąc miejsce koło mnie. Starałam się nie wyszczerzyć za bardzo mojego uśmiechu, by nie podejrzewał tego jak byłam podekscytowana. Bicie mojego serca przyspieszyło, kiedy zasiadł obok mnie.
- Ciężko powiedzieć mi to wprost. Czy ty… Czy ja ci może się podobam? – Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zatkało mnie, bo nie byłam pewna w tamtym momencie jak było z nim.
- Wiesz, to za wcześnie na jakieś wnioski, jednak wydaje mi się, że cię lubię. – Postanowiłam iść za głosem serca. Ono za to szalało jak wydusiłam to z siebie. Odwróciłam też oczywiście wzrok, bo bałam się jego reakcji.
- Możesz na mnie spojrzeć? – Posłuchałam. Jego wyraz twarzy nie zmienił się wcale. Poczułam przez chwilę chłód ogarniający mnie. Tylko przez chwilę, bo zaraz dotknął mojego policzka swoją dłonią i zaczęłam czuć pieczenie w tej partii twarzy.
- Bo ja się chyba zakochałem od pierwszego wejrzenia. – Wstrzymałam oddech. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. On tak serio? Miałam tyle pytań. Jak to możliwe?  Dlaczego ja? Nie uważałam siebie za nikogo wyjątkowego. Może łudziłam się, że coś poczuł, ale żeby zaraz od pierwszego wejrzenia? Nie mogłam nawet na głos zadać żadnego z tych pytań. Musnął delikatnie moje usta i zaczął tym  subtelny pocałunek. Odsunął się po chwili. Posłał mi uśmiech. Tak wspaniały. Ten człowiek był moim ideałem. Myślałam, że coś takiego nie istnieje, jak ideał, a siedział właśnie i patrzył się na mnie.
- To co?  - Sprowadził mnie na ziemię swoim cudownie brzmiącym głosem. – Chcesz zostać moją dziewczyną? – W tym momencie mój rozsądek się włączył. A co zrobiłam ja? Wyciszyłam go. Nie chciałam myśleć o konsekwencjach tego co się stanie, jak się zgodzę.
- Tak! – Pisnęłam niekontrolowanie, a on na to się zaśmiał.
            Znowu mnie pocałował, tym razem namiętnie. Pozwoliłam mu to pogłębić dość szybko. Czułam się, jak w siódmym niebie. Przyjemne dreszcze przechodziły moje ciało z ekscytacji. Wiedziałam, że będę pamiętać długo ten dzień. Nawet jak między nami nic nie wyjdzie. Dzień zejścia się z pierwszym chłopakiem. Miałam też nadzieję, że życie pozwoli się nam nacieszyć sobą jak najdłużej.


*Taekwoon*


            Byłem bardzo szczęśliwy z tego powodu, iż Sulli zgodziła się zostać moją dziewczyną. Na dodatek wrócić miała tego dnia do pracy, więc pomyślałem, że wezmę ją po niej na jakąś randkę. Chciałem jej zrobić niespodziankę, więc nic jej nie powiedziałem. Uznałem też, że muszę doradzić się w tej sprawie Yeori, bo nie znałem okolicy. Gdybym był w Seulu, znalazłoby się kilka miejsc, które mógłbym odwiedzić. Bałem się powiedzieć jej prawdę. O mnie i Sulli. Wyglądało, jakby nas wspierała wcześniej, lecz jakoś krępowało mnie to, że miałem jej wyjawić to wprost. Tak samo nie gadałem jeszcze z chłopakami.
            Hakyeon wyszedł z kąpieli i zaczął szorować swoje włosy ręcznikiem. Stwierdziłem, że może mu powiem, skoro jest liderem, jako pierwszemu. Wypadałoby, żeby wiedzieli. Byli nie tylko moimi kolegami z branży, ale również przyjaciółmi.
- Hakyeon. Zakochałeś się? - Może źle zacząłem pytanie. On wytrzeszczył na mnie oczy i zastygł w miejscu. Co go tak bardzo przeraziło?
- To nie tak! - Krzyknął. A ja omal nie dostałem zawału. O czym on myślał? - Ja... Może to zauroczenie. Nie wiem, czemu tak dziwnie się zachowuję. Po prostu... Yah! To takie dla mnie skomplikowane. - Załamywał się, a ja nie wiedziałem co mam mu powiedzieć. Chciałem porozmawiać o sobie, a tu wyszło na to, że on potrzebował rozmowy. Ostatnio często uciekałem do Sulli i widocznie coś mnie ominęło. Czyżby chodziło o jakąś przyjaciółkę Yeori?
- O kogo ci chodzi? - Zapytałem, mając nadzieję, że jednak mi powie wprost. Byłem ciekaw.
- Yeori... Czekaj. Ty nic nie zauważyłeś? Skąd takie pytanie?  - Zmieszał się totalnie, a ja byłem w lekkim szoku. Naprawdę? Nawet on? Była miłą i ciekawą dziewczyną. Nie rozumiałem jak to się działo, że podobała się najpierw Hyukowi i Kenowi, później zdawało mi się, że Bin także wpadł, a teraz nasz lider? Czy to było spowodowane tym, iż na co dzień nie widywaliśmy zbyt dużo dziewczyn? A teraz pojawiła się jedna i to tak urocza i przyjemna, że nie sposób się do niej nie przywiązać?
- Miałem zamiar ci wyznać, że jestem z Sulli, bo zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. - Powiedziałem i szybko musiałem zmienić temat, by nie drążył tego. - Nie spodziewałem się takiego wyznania. Tym bardziej od ciebie. Przecież na początku się jedynie kłóciliście. - Przypomniałem sobie ich potyczki. Mawia się, kto się czubi ten się lubi. Ale czy to było tylko tak zwane czubienie się?
- Wiem, dużo się ostatnio zmieniło. Coraz bardziej krępuje mnie jej towarzystwo. Przyśpiesza mi serce na jej widok, dotyk. A jeszcze... Dwa razy już się pocałowaliśmy. Raz ona mnie, raz ja ją. - To ostatnie wyznał odwracając ode mnie wzrok. Pewnie wstydził się. Musiałem chwilę jeszcze pomyśleć nim dotarło do mnie co się dzieje. Co ta dwójka wyczyniała?
- Co się z wami dzieje? A co na to Jaehwan? Hyuk? - Wypytywałem, choć może powinienem był trochę łagodniej to zrobić.
- Hyuk został ostatecznie przez nią odrzucony. Nie wiem co z resztą. To nie tak, że chcę wchodzić im w drogę. To się dzieje samo. Ja nie myślę przy niej. - Zmartwiłem się nie na żarty tą sytuacją.
- A co do Sulli i ciebie. Domyślałem się, że tak się skończy twoje uciekanie do niej. Gratuluje wam zejścia się i w razie jakichkolwiek problemów pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. - Wtrącił z chytrym uśmieszkiem, a ja miałem ochotę udusić go za zmianę tematu i zapaść się pod ziemię, przez to jaki był.
            Wiedziałem, że zrobił to specjalnie, by już nie rozmawiać o nim. Powinien był poukładać sobie wszystko. Domyślałem się, że to trudne, kiedy musi widzieć Yeori na co dzień. Ja musiałem z nią porozmawiać  nadal o randce i zastanawiałem się, czy nie zgadać ją w temacie chłopaków. Sądziłem, że przyjdzie mi to ciężko, bo nie jestem z nią na tyle blisko. Mimo to, byłem ciekawy, czy czegoś się dowiem.
            Ruszyłem więc do pokoju mojej wielkiej fanki. Śmiałem się czasem w duchu, że nią była. Wcale tego nie okazywała. Jedynie, że najmniej ze mną rozmawiała. Krępowała się mnie bardziej niż innych. A ja tak się jej bałem wcześniej.
            Przed drzwiami stałem chwilę. Zapukałem. Odpowiedziała cisza. Czekałem jeszcze chwilę. Miałem już odejść, a jednak wejście się otwarło. Spojrzała na mnie jakby trochę zaskoczona. Po chwili się odsunęła bym wszedł. Miała zapłakane oczy. To było widać od razu, więc pewnie przepłakała całą noc. Zrobiło mi się jej żal, choć jeszcze nie znałem powodu. Kiedy wszedłem, ona usiadła na łóżku ze spuszczoną głową, a ja niepewnie zrobiłem to samo obok. Nie potrafiłem pierwszy się odezwać.
- Możesz mi pomóc? - Wydusiłem to wreszcie z siebie, choć głupio było mi w tej chwili jej zawracać głowę swoimi błahostkami. Przytaknęła i patrzyła na mnie, więc kontynuowałem. - Znasz jakieś dobre miejsce na randkę? - Odchrząknąłem. Jej twarz się rozpromieniła i oczy jakby się zaświeciły.
- Idziesz na randkę z Sulli? - Ledwo to powiedziała, bo jej głos był trochę ochrypły. Pewnie też przez ten płacz. Tym razem ja kiwnąłem tylko głową twierdząco. - Cudownie! Co powiesz na taką śliczną kawiarenkę w okolicy? Jest blisko i na pewno tam z łatwością trafisz, jak zaraz ci wszystko wyjaśnię. - Starała się okazać jak najwięcej szczęścia, lecz ja widziałem, że pod tym wszystkim kryło się w niej coś smutnego. Gryzło mnie to.
- Może być. Najpierw powiedz, czemu płakałaś. - Nie wytrzymałem oczywiście. Ona chciała dla mnie wiele zrobić, a ja miałem olać jej problem?
- Przez moją głupią matkę. Nienawidzę jej. - W jej głosie dało wyczuć się wściekłość, a mi ulżyło, że to nie z powodu chłopaków. - Przyjechała i myśli, że może jej wybaczę to jak mnie zostawiła. - Wytrzeszczyłem na nią oczy szeroko. Jej matka tu była?
- Rozmawiałaś z nią? - Zadałem bardzo głupie pytanie.
- Tak i mam jej dość. Nie chcę jej znać, niech nie pokazuje mi się na oczy! - Wybuchła. Chyba potrzebowała się komuś wyżalić. Było mi trochę smutno, bo nie potrafiłem jej pocieszyć.
- Jesteś pewna, że ją nienawidzisz? - Wtedy ona zaczęła znowu płakać i to bardzo głośno. Spanikowałem. Krępowałem się tą sytuacją. - Dlaczego zaczęłaś nagle płakać?
- Bo ja nie chcę jej nienawidzić. Chcę by powiedziała coś, co ją usprawiedliwi. Chcę by okazało się, że ona mnie kochała. A ja jedynie cierpię z jej słowami. Dlaczego? - Pociągała nosem mówiąc. To było straszne. Jakbym poznał jej matkę, to bym jej nagadał. Ma szczęście kobieta, że nie było mi to dane.
            Ktoś zapukał do drzwi. Oboje zerknęliśmy w ich stronę. Yeori wytarła szybko łzy w rękaw, a i tak nie dało się ukryć co robiła przed chwilą. Podeszła do nich i otworzyła je szybko. Do środka wszedł ten cały Chanyoon, czy jak się on nazywał i trzymał Hyejunga ramieniem.
- Yeori, twój brat jest świetnym graczem konsolowym. Wiesz, że spędziłem noc na pobijaniu jego rekordów? - Wystrzelił przyjaciel, a ja uznałem, iż pora wyjść i dać im się zająć nią.
- Wychodzę. - Powiedziałem cicho. Wiedziałem, że skoro naprawdę był to jej bliski przyjaciel, a ten drugi jest bratem, to pomogą jej bardziej. Jeszcze tylko na chwilę zatrzymała mnie, by wyjaśnić mi jak dojść do kawiarni. Nie udało mi się z nią porozmawiać o chłopakach, lecz uznałem, że tak będzie lepiej, bo nie potrafiłem w tych sprawach nic doradzić i miała i tak gorsze problemy na głowie.


*Yeori*


            Nie wierzyłam w to co widziałam przed sobą. Mój brat wyglądał jak jakieś zombie. Chanyoon normalnie, bo rzekomo spał w dzień. Z tego co zrozumiałam grał w pokoju Hyejunga całą noc. Po pierwsze nie umiałam pojąć co on tam robił i kiedy oni się tak spoufalili. Po drugie bałam się, że to wcale nie działo się z woli Hye.
- Co robiliście?
- Nie my. Ja grałem całą noc i wysłuchiwałem twojego brata. Powinnaś się cieszyć. Pocieszyłem go! - Mówił jak małe dziecko. Zawsze się w nim budziło po nieprzespanej nocy.
- Ah tak. Jestem bardzo uradowana, że przez ciebie wygląda jakby nie spał miesiąc. On musi pracować. - Wygarnęłam mu, a Chan jakby nagle posmutniał.
- Spokojnie Yeori. Ja tego chciałem. To ja go zaprosiłem do siebie pogadać. Wiedziałem, że to twój przyjaciel i może mi pomoże. - Tłumaczył go mój brat, co mnie uspokoiło, bo przynajmniej nie wychodziło na to, by to ten drugi się narzucał.
- Widzisz? A ty wytykasz mi niepotrzebnie to wszystko. - Marudził Chan.
- Przepraszam. Ale dlaczego potrzebowałeś go? Chodzi o nasze spotkanie z mamą? - Wypytałam, a on wyglądał jakby krępował się odpowiedzieć.
- On się obawiał, że bardzo się tym wszystkim podłamałaś. Obwiniał się trochę. Opowiedziałem mu jaka jesteś i że sobie poradzisz i takie tam. - Oczywiście znalazł się adwokat, co może i lepiej, bo Hyejung nie wiedział tego.
- Rozumiem. Nie ma się co mną  przejmować. - Starałam się uśmiechnąć, by to potwierdzić. - Jestem silna. Potrzebuję tylko kilku dni. Mam wsparcia dużo, jak sam mnie przekonałeś przed przyjazdem moich przyjaciół, czyż  nie? - Zachichotałam przypominając sobie, jak wtedy mi dodał otuchy.
- A co cię jeszcze trapi? - Nagle usłyszałam poważny głos Chanyoona i przeszły mnie ciarki. Przejrzał mnie jak zwykle.
- Nie mamy czasu na rozmowę. Hyejung pewnie musi wracać do pracy, ja muszę też zacząć w końcu swoją. Pokoje się nie posprzątają...
- Czekaj. -Przerwał mi brat. - Pójdziemy opowiedzieć dzisiaj wieczorem wszystko ojcu? - Przytaknęłam mu na to. Musiał  wiedzieć co się dzieje, by nie wyszło na to, że zrobiliśmy cokolwiek za jego plecami.
            Czułam, jak Chan mierzy mnie wzrokiem. Wiedział, że omijam temat. Co miałam mu powiedzieć? Mam problem z odrzuceniem Jaehwana, co miałam zrobić dawno. I czuję się, jakbym zakochiwała się w dwóch chłopakach jednocześnie i nie wiem jak to dalej rozegrać. Bałam się, że okaże się, iż robię wszystko źle. Chciałam dojść do tego wszystkiego sama, a jak zajdzie taka potrzeba dopiero zwrócić się do przyjaciół. Niestety to było pewne, że Chan tak tego nie zostawi i dowie się prędzej czy później i będzie próbował mi pomóc na siłę.