wtorek, 25 lipca 2017

Diagnostyka serca: Rozdział 9

Mamy dla was rozdział 9. Trochę mniej poprawiany niż zwykle, więc wybaczcie, jak więcej niż zwykle błędów się tu wkradło, ale nie miałam kiedy poprawić. Może jeszcze dziś na niego zerknę. Kto wie. :D Tak więc życzę wam miłego czytania. :)

Diagnostyka serca
Rozdział 9





*Jongin*
            Dzięki temu, że zostałem w domu z Kyurin, przyszłą dziewczyną naszego lidera - on pewnie zabiłby mnie za to określenie - mogłem z nią chwilę porozmawiać o swoim problemie. Nie wiedziałem czemu, akurat spytałem ją. Może dlatego, że była w tej sytuacji osobą bezstronną i była dziewczyną? Doradziła mi po prostu rozmowę i miała rację. Musiałem wyjaśnić wszystko Jiwon, zanim do gazet trafi informacja o mnie i Krystal jako parze. To nie tak, że byliśmy razem, bym musiał jej się tłumaczyć. Podobała mi się i nie chciałem, by źle zrozumiała moje zaloty. Jeszcze przecież kilka dni temu wmawiałem jej, że Krystal to tylko przyjaciółka. Nie chciałem wyjść na kłamcę i taniego podrywacza.
            Nie przewidziałem, że nie zdążę z nią porozmawiać, bo moja wytwórnia tylko z grzeczności zapytała mnie o zgodę. Za dwa dni po rozmowie w niej huczało wszędzie, że jestem z moją przyjaciółką tak naprawdę parą i pokazywały się nasze wspólne zdjęcia, jako rzekomy dowód naszych schadzek. Byłem wściekły, kiedy ujrzałem to na jednej z plotkarskich stron. Poszedłbym im wygarnąć co o tym myślę, ale na pierwszym miejscu postawiłem sobie wyjaśnienie wszystkiego Jiwon. Bałem się, że już wyrobiła sobie o mnie zdanie.
            Jak na złość nie odbierała ode mnie telefonów. Nie wiedziałem, czy była po prostu zajęta, czy to ze złości na mnie. Nie wytrzymałem wsłuchiwania się w sygnał oznaczający oczekiwanie na odebranie przez nią połączenia. Uznałem, że mogę ją odwiedzić. W tamtym momencie nie myślałem już o niczym innym. Wybiegłem szybko z dormu, nie dając nikomu znać gdzie się wybieram. Jednocześnie dzwoniłem po taksówkę. Czekałem bardzo krótko na nią, bo była gdzieś w pobliżu.
            Kierowca bardzo sprawnie dowiózł mnie pod wskazany adres. Miałem farta, że ostatnio zwróciłem uwagę na ulicę i numer domu do którego przyprowadziła mnie Jiwon. Wysiadłem, zapłaciłem i miałem przejść na druga stronę ulicy, ale zauważyłem pod jej drzwiami faceta. Pamiętałem go.  To był ten przyjaciel, który wyznał jej uczucia. Za chwilę i ona pojawiła się w drzwiach. On ją przytulił. Zawrzało we mnie. Jednak starałem się być spokojny, bo w końcu byli bliskimi znajomymi i to nie musiało nic znaczyć. Po chwili pojawiła się jej siostra w drzwiach i przez to nie mogłem zdecydować się na podejście by im przerwać. Podobno była moją fanką i nie wiedziałem, jak mogłaby zareagować. Nie bez powodu Jiwon nie chciała, by o mnie wiedziała. Wyglądało, jakby kłóciła się z tym człowiekiem, a Jiwon wygoniła ją do środka. Nie słyszałem nic przez hałas samochodów. I wtedy on ją przyciągnął do siebie. Zamurowało mnie. Ewidentnie chciał ją pocałować. Nie wiedziałem, czy się opierała. Nie chciałem już na to patrzeć, tylko się odwróciłem tyłem do nich.
            Zacisnąłem pięść. Ten człowiek chciał pewnie dopiąć swego. Czułem, że Jiwon mu ulegnie. W końcu znała go bardzo długo, a mnie wcale. Zdawało mi się też, że nie wierzyła w coś takiego jak miłość i takie osoby starają się wiązać z kimś kogo dobrze znają. Nie miałem u niej szans. Po co się łudziłem? Na dodatek, jeżeli zdążyła przeczytać najnowsze informacje i była na mnie zła to miała gdzieś moją radę o nie byciu z nim.
***
            Na drugi dzień w wytwórni byłem rozdrażniony. W końcu dziewczyna, która mi się spodobała miała mnie gdzieś. Niby nie było to zauroczenie, czy zakochanie, ale trochę się zawiodłem, że tak szybko bym musiał odpuścić.
W pewnym momencie dosiadła się do mnie Krystal, gdy byłem na ławce w korytarzu SM. Nie zareagowałem na to. Nie wiedziałem, czy chciałem z kimkolwiek rozmawiać, bo wszelkie próby rozmów kończyły się kłótnią tego dnia.
- Załatwili nas nieźle. – Zagaiła, a ja tylko prychnąłem. – Coś nie tak? Nie mów, że ta dziewczyna to źle odebrała. – Czasem zastanawiałem się, czy istniała telepatia. W tej chwili się czułem, jakby za jej pomocą moja przyjaciółka czytała w moich myślach. Przytaknąłem jej jedynie, bo naprawdę nie miałem humoru na gadanie.
            Zawibrował mi telefon. Spojrzałem na niego i ujrzałem imię Jiwon. Czego mogła chcieć? Nie miałem pojęcia. Dzień wcześniej totalnie mnie ignorowała. Bałem się odebrać. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to że powie, iż powinienem już dać jej spokój. Odrzuciłem połączenie.
- Co ty robisz? Powinieneś z nią gadać. – Oburzyła się Krystal. – Dzwoń do niej teraz! – Próbowała mnie przekonać.
- Nie ma mowy. Wczoraj mnie zignorowała i widziałem jak całowała się ze swoim przyjacielem. Nie chcę usłyszeć, jak każe mi dać sobie z nią spokój. – Powiedziałem, to co myślałem i znowu patrzyłem w martwy punkt w ścianie.
- Jesteś idiotą. Może źle coś zobaczyłeś? Pogadaj z nią. Tak się możesz domyślać. Będziesz tego żałował. – Zaczęła mnie pouczać, a ja coraz bardziej myślałem, że wszystko chyba wyolbrzymiłem.
            Jiwon ponownie zadzwoniła. Postanowiłem odebrać. Wahałem się chwilę jeszcze, zanim kliknąłem co należało i przyłożyłem urządzenie do ucha.
- Jongin. Nie przeszkadzam ci? – Zapytała łagodnie, była zbyt cicha. Przeraziłem się, że to zły znak.
- Mam przerwę. Wcześniej rozmawiałem z przyjaciółką, dlatego odrzuciłem połączenie. – Skłamałem, bo nagle pragnąłem znowu pokazać, że mi na niej zależało. Nie wiedziałem po co to robię, skoro za chwilę pewnie miała mnie skreślić
- Rozumiem. Bałam się, że zadzwoniłam w trakcie treningu. – Mówiła już głośniej i brzmiało, jakby poczuła ulgę. Zdziwiło mnie to. – Przepraszam za wczoraj. Miałam wspólny dzień z siostrą. Nie mogłam używać telefonu, zabiłaby mnie nawet jakbym na jeden sms odpowiedziała, a jakbym odebrała byłoby niebezpiecznie. – Wyjaśniła na jednym tchu. Ucieszyło mnie, że próbowała mi to wyklarować.
- Nie ma sprawy. Byłem zbyt nachalny, wybacz. Bo wczoraj chciałem pilnie porozmawiać. Czytałaś gazety, strony plotkarskie? – Zacząłem z głupiej strony. Powinienem się szybko dowiedzieć co tym jej przyjacielem, a zacząłem od tłumaczenia siebie.
- Chodzi o ciebie i Krystal? – Zapytała bardzo spokojnie. Nie wiedziałem jak to odebrać.
- Nie jestem z nią. To nadal przyjaciółka. Nawet siedzi tu teraz obok. Wytwórnia to wymyśliła na poczet zatuszowania jakiegoś innego skandalu. – Czekałem na jej reakcję.
- Rozumiem. Czasem takie rzeczy się dzieją. Jestem sama wśród dziennikarzy i wiem jak to działa. – Zrozumiała to… - Nie wiem po co mi się tłumaczysz. Nic nas nie łączy. To brzmi, jakbyś się obawiał…
- Wiesz dobrze, że mi się spodobałaś. – Przerwałem jej, bo nie mogłem znieść tego co mówiła. – Podrywałem cię i nie chcę byś pomyślała, że ja się w coś bawiłem. – Byłem z siebie dumny, iż powiedziałem to tak wprost.
- Niech ci będzie. – Pragnąłem teraz wejść jakoś na temat tego całego Taehyuka i nie miałem pojęcia jak, a ona niespodziewanie to zrobiła. – Tak więc, dla twojej informacji, twoja konkurencja do mnie wczoraj przyszła. Wiesz kto. – Zaśmiała się, a mnie to nie bawiło. – Musiałam mu dać z liścia, bo zachowywał się bezczelnie. Miałeś rację… Choć dziwnie mi ją tobie przyznawać. Wolę, by był moim przyjacielem, nikim więcej. – Poczułem się cudownie na te słowa. Wszystko było jasne. Wyolbrzymiłem i miałem to sobie za złe. Nie długo, bo za chwilę o tym zapomniałem oddając się jeszcze chwilowej rozmowę z Jiwon. Nawet nie zauważyłem, kiedy Krystal zostawiła mnie samego. Tak bardzo się skupiłem na tej jednej czynności.
*Chayeon*
            Nabrałam odwagi i postanowiłam nie mówiąc nic nikomu odwiedzić ojca. Musiałam mu powiedzieć co myślę o jego zachowaniu. Wątpiłam, że dzięki temu przejrzy na oczy. Nie zostało mi nic innego, jak się przekonać.
            Weszłam do środka wielkiej willi bez problemu. Ochrona mnie bez problemu wpuściła. Znali mnie, jako córkę tego idioty. Nienawidziła go już od długiego czasu. Wszelkie maniery względem niego były dla mnie niestosowne. Zniszczył moje życie i naszą rodzinę.
            W gabinecie siedział i przeglądał dokumenty. Pewnie myślał, że wszedł jakiś pracownik, więc nawet nie zerknął na mnie. Odchrząknęłam, by zwrócił na mnie uwagę. Widząc mnie pobladł i kazał wyjść jakimś ludziom, którzy za nim stali. Po chwili pomachał na mnie ręką i wskazał mi krzesło. Nie zbliżyłam się do niego.
- Jak długo mamy jeszcze przez ciebie cierpieć? – Zaczęłam mu wygarniać.
- Nie rozumiem, o co znowu ci chodzi. Powiedziałem ci, że mam dla ciebie układ, który by nam pomógł wszystkim. – Odburknął, a we mnie zawrzało. Znowu gadał o jego propozycji, która była dla mnie śmieszna.
- Jasne. Pomogłoby to tobie mieć wpływy. Może byś się wzbogacił na tyle by spłacić swoich lichwiarzy. Ale te długi, które mama wzięła na siebie za twoją namową, pewnie nie ruszyłbyś się nawet do spłacenia ich. W dodatku nie zwrócisz nam naszej przeszłości. Tyle wycierpieliśmy przez ciebie! Jesteś idiotą! – Jak zwykle w jego obecności zaczęło mnie ponosić. Miałem ochotę krzyczeć tak by cały świat zobaczył moją furię.
- Uspokój się. – Powiedział to na tyle spokojnie, że można rzec, iż nawet to go nie obchodziło, jak się zdenerwowałam. – Mama sama chciała za to wziąć odpowiedzialność. Teraz niech to spłaca.
- Niech ci będzie. Co tam, że zrobiła dla ciebie to wszystko. Nie potrafisz okazać wdzięczności. Tylko powiedz mi, czemu nas nachodzą lichwiarze? Mnie i Yulchana ostatnio śledzili i zaatakowali!  - Wytrzeszczył na mnie oczy. Wiedziałam, że krzywda fizyczna na nas, to zawsze było coś, co jako jedyne go poruszało. – Wyjaśnisz mi to jakoś? – Domagałam się, by coś powiedział.
- Nie mam pojęcia czemu do was się przyczepili. Nie tak miało być. Wziąłem małą pożyczkę u nich, lecz spokojnie miałem zamiar ją spłacić. Dlaczego mieliby to robić? – Widać było po nim, że sam się zdziwił.
- Może dlatego, iż tak naprawdę ich nie spłacasz? Chcieli cię ponaglić? Nie interesuje mnie to. Zrób coś, byśmy mogli bezpiecznie chodzić po mieście! – Pewnie krzyczałabym coś dalej, ale drzwi lekko skrzypnęły. Zerknęłam w ich stronę i mnie zamurowało. Co tutaj robił Youngtae?
- Chayeon? – Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Co tu robisz?
- Znacie się? – Zaśmiał się tata pod nosem. – Idealnie. – Dodał jakby sam do siebie, a my patrzyliśmy na siebie z niedowierzaniem. Co on robił w domu mojego ojca?
- Yungtae, poznaj moją córeczkę. Pracujecie w tym samym szpitalu? – Przytaknęliśmy, lecz nadal patrząc na siebie, a nie mojego ojca. On wyglądał na przerażonego. – Chayeon, za to ty musisz wiedzieć, że Youngtae to syn moich dawnych przyjaciół, a jego wuj jest jednym z moich wspólników. – Wyjaśniał dalej, a ja miałam gdzieś to co mówił. Dopiero po chwili mnie olśniło.
- W takim razie, to ten mężczyzna? Kpisz sobie ze mnie? – Zdenerwowałam się ponownie przypominając sobie o jego chorej propozycji ślubu w ciemno. Wszystko dla uratowania jego interesów.
- Wuj Youngtae traktuje go jak własnego syna i chciałby mu zapewnić dobrą przyszłość. Stąd chciał wybrać mu dobrą małżonkę, a ty jesteś bardzo znana w świecie biznesu. Każdy właściciel dużej firmy od lat mnie błagał o pozwolenie, byś została jego synową. Dobrze o tym wiesz. – Nie mogłam dłużej tego słuchać.
- Od dziś moja noga tu nie powstanie. Nigdy nie wyjdę za pacana, który słucha swojego wujka. – Skierowałam tę obelgę do mojego byłego kierownika. – Dlatego byłeś dla mnie taki miły ostatnio? – Starałam się być dla niego oschła, bo bardzo się na nim zawiodłam.
- Ja po prostu zgodziłem się pomóc wujkowi, bo tego potrzebuje, a nie miałem pojęcia, że ten człowiek jest twoim ojcem. – Tłumaczył się, a ja go już nie słuchałam. Po prostu udałam się do wyjścia i trzasnęłam mocno za sobą drzwiami. Miałam dość tych ludzi usytuowanych w bogatych rodzinach. Wcale nie myśleli o sobie? Tylko o interesach? Jak dobrze, że się od tego uwolniłam i mogłam poznawać te osoby, która ja uważałam za godne poznania. Nagle zapragnęłam, by Jongdae mnie pocieszył. Zaczęłam się od tego uzależniać. Był naprawdę dobrym przyjacielem dla mnie.
*Xiumin*
            Tego dnia byłem ugadany znowu na wieczorek z Juniel. Nie był to pierwszy raz. Przychodziłem do niej kilka dni w tygodniu. Czasem ona to proponowała, czasem ja. Była coraz bardziej na mnie otwarta. Dobrze się z nią mi rozmawiało, nie krępowały nas żadne tematy. Nawiązała się między nami bliższa więź. Moje serce zaczęło dla niej bić szybciej, jak tylko ją widziałem. Mogłem już przyznać się do zauroczenia bez problemu. Szybko skradła moje serce.
            Zapukałem do drzwi. Odpowiedziała mi cisza. Zauważyłem, iż drzwi były uchylone. Poczułem się jak w jakimś dramacie. W filmach zazwyczaj wchodziło się do środka i znajdowało się nieprzytomną osobę. Wparowałem do środka przerażony. W przedpokoju przywitała mnie Sunny. Tym razem grzecznie podeszła i polizała moją dłoń. Usłyszałem szloch… Ulżyło mi, że czarny scenariusz się nie sprawdził.
- Juniel? – Zawołałem w stronę jej sypialni, bo stamtąd dochodził. Nie odpowiedziała. Bałem się podejść do tego pomieszczenia, bo to był jej azyl zapewne. Próg sypialni, to nie coś, co po prostu mogłem przekroczyć. Co miałem poradzić? Płakała. Nie mogłem stać i czekać, aż wyjdzie.
            Zaryzykowałem i uchyliłem delikatnie drzwi. Siedziała na ziemi plecami oparta o łóżko. Cała we łzach. Wokół niej rozwalone były ciuchy, stała miska jakby z wypranymi i leżała suszarka do ubrań. Zmartwiło mnie to i domyśliłem się, co mogło się stać. Prawdopodobnie nie potrafiła tego powiesić.
            Podszedłem do suszarki. Postawiłem ją tak jak powinienem. Ona drgnęła i przestała płakać. Nasłuchiwała. Zacząłem zbierać ubrania z ziemi i je wieszałem. Było mi trochę głupio z jednej strony. Lecz nie wiedziałem, jak inaczej jej pomóc.
- Czy ty wieszasz mi pranie? – Zapytała niepewnie.
- Tak jakby. – Wyszeptałem, jakby bojąc się, że uszkodzę jej wyczulony słuch mówiąc głośniej.
- Jestem taka beznadziejna. – Nie byłem na to gotowy. Liczyłem, że każe mi przestać i zjedzie mnie z góry na dół.
- Wcale nie. Każdemu może coś nie wyjść. – Próbowałem ją jakoś przekonać, że nie ma racji.
- Dlaczego więc rodzice uważają, iż jestem bezużyteczna? – Zamurowało mnie. Czyżby nie miała w nich wsparcia i dlatego mieszkała sama? Nie rozumiałem jak mogliby zostawić córkę. Nie pytałem o jej rodziców, święcie przekonany, że oni nie żyją.
- Powiedzieli ci tak? – Dopytałem, choć nie wiedziałem, czy powinienem.
- Dają mi to do zrozumienia. Jakim ciężarem jestem. Odkąd nie widzę. Najpierw było to jakby z troski o mnie. Chcieli bym przywykła do tego, iż inni muszą mi pomagać. Potem próbowali mi pokazać, że nic nie potrafię zrobić i muszę żyć na ich łasce. Zbuntowałam się. Chcę odzyskać wzrok i to im też się nie podoba. Czasami się czuję, jakby woleli bym zginęła w wypadku, a nie tylko straciła wzrok. – Mówiła to bardzo szybko, trzęsąc się przy tym. Nie wytrzymałem. Usiadłem koło niej i objąłem ramieniem. Ona przytuliła do mnie głowę i znowu zaczęła płakać. Gładziłem jej włosy. Miałem nadzieję, że uspokoję ją takimi gestami.
- Nie rozumiem ich. Powinni ci pomóc, ale w dążeniu do wyleczenia. – Uznałem. – Przecież to wiadome, że chciałabyś widzieć. – Bałem się mówić, by nie dobrać źle słów. Ona trzęsła się cała. Była tak krucha w moich ramionach. – Dużo ci zostało pieniędzy do zebrania?
- Nie. – Pociągnęła nosem. – Jednak im bliżej, tym bardziej brakuje mi ich wsparcia. To ciężka sprawa. Boję się. Chciałabym, by byli wtedy przy mnie. Potrzebuję, by ktoś powiedział mi, że nie muszę się lękać. – Wtedy zapaliła mi się lampka. Mieliśmy mieć wkrótce krótką przerwę, niby dwa tygodnie to nie wiele. Może…
- Jakbyś pozwoliła sobie pomóc… Mogę dołożyć resztę pieniędzy. Oddasz mi ją. Po prostu niedługo mamy dwa tygodnie przerwy dla siebie. Nasz lider nagrywa dramę i mamy więcej luzu. Jeżeli wtedy moglibyśmy pojechać… - Nie dała mi dokończyć.
- Jeżeli będę chciała zarezerwować operację na szybko, trzeba wtedy więcej dopłacić. – Wyjaśniła mi, a ja nie przejąłem się tym.
- Zrobię to. Dam ci ile będzie trzeba. – Nie dałem się odwieźć do tego co zrodziło się w mojej głowie.
- Nie powinnam przyjmować od ciebie pieniędzy. – Oburzyła się lekko i odsunęła ode mnie. – Jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi. Rozumiem, że chcesz być moim wsparciem. Dlaczego to robisz? Nie mogę tego już pojąć.
            Zestresowałem się. Dlaczego tak desperacko marzyłem o tym, by widziała? Dlaczego przejmowałem się, czy daje sobie radę co raz bardziej z dnia na dzień? Dlaczego chciałem ją widzieć jak najczęściej i byłem gotowy bardzo się dla niej poświęcić? Dobre pytania. Czy ja już byłem zakochany? Bo przecież na samo zauroczenie zbyt wiele chciałem.
- Mogę czegoś spróbować? – Wystrzeliła nagle trochę mnie tym strasząc, bo nie miałem pojęcia co miała na myśli. – Chcę spróbować cię zobaczyć. – Nadal nie pojmowałem. – Dotykając twojej twarzy. – I wtedy dopiero do mnie dotarło. Wiele razy widziałem to na filmach. Niewidomi dotykali twarzy innych, by łatwiej im było ich sobie wyobrazić.
- Zrób to. – Odpowiedziałem jej szybko, by widziała, że nie waham się.
            Wyciągnęła w moją stronę dłonie, chwyciłem je i nakierowałem na moją twarz. Dotykała moich policzków i kąciki jej ust się uniosły. Czyżby śmiała się z moich lic? Delikatnie jeździła po mojej twarzy. Zamknąłem oczy, by mogła przejechać po moich powiekach, potem dotykała czoła. Zjechała niżej. Macała nos. Z jednej strony czułem się dziwnie, z drugiej podobało mi się to. Kiedy dotknęła moich ust zadrżała. Ja odruchowo zrobiłem to samo. Zawiesiła się na nich. Uciekła dłońmi do siebie po chwili, a ja zadziałałem pod wpływem impulsu. Wyciągnąłem się w jej stronę i musnąłem swoimi wargami jej. Miałem się odsunąć, by jej nie speszyć tak nagłym gestem. Nie chciałem od razu głębokiego pocałunku, a ona niespodziewanie pociągnęła mnie za szyję z powrotem i wtopiła się w moje usta. Nasz pocałunek trwał jeszcze chwile. Był co prawda delikatny, lecz wyrażał wiele emocji. Oboje pewnie wstydziliśmy się tego jak nas poniosło, mimo to, ja niczego nie żałowałem.
- Chce przyjąć od ciebie pomoc. – Rzekła, jak już byliśmy oderwani od siebie. – Może to egoistyczne, lecz pożyczę te pieniądze i proszę, byś mnie wspierał przez okres pobytu w Chinach. Na pewno chcesz poświęcić mi swój wolny czas? A co jak operacja się nie uda? – Zaczęła panikować, więc musiałem ją uspokoić.
- Będzie dobrze. – Podsumowałem to i pogłaskałem ją po policzku. Rumieńce ozdobiły go. Przyjrzałem się jej delikatnym piegom, były takie urocze. Ona cała była cudowna, kochana. Pragnąłem już tylko jej szczęścia. Chciałem jej je dawać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz