piątek, 30 września 2016

Małe nieporozumienie: Rozdział 24

Mamy kolejny rozdział i ciekawa jestem, jak wam się spodoba. Troszkę znowu pomieszałam. :D Chyba. Mam nadzieję, że nie przesadzam. :D

Małe nieporozumienie
Rozdział 24




*Sungyeol*


        Nudziło mi się strasznie, bo każdy z chłopaków miał jakieś zajęcie. No może z wyjątkiem naszego lidera, ale ten siedział zamknięty w czterech ścianach swojego pokoju. Nie miałem innego wyjścia, jak zadzwonić do Jiry. Musiałem w końcu też korzystać z chwil z nią póki się dało. Potem mieliśmy się widywać rzadziej i trochę bałem się o przyszłość naszej relacji. Nie mogłem jednak być pesymistą. O dziwo Jira nie odbierała mojego telefonu. Zazwyczaj robiła to już po pierwszym sygnale, bo co chwilę miała komórkę w ręku. Zdziwiłem się jeszcze bardziej, kiedy po kilku sygnałach usłyszałem automatyczną sekretarkę. Spróbowałem drugi raz, bo troszkę się zacząłem martwić, co może być powodem tego. Odebrał ktoś, mimo to nadal była cisza.
- Jira? – Zapytałem bardzo niepewnie.
- Nie. Dan. Odebrałem, bo ten telefon dzwoni i dzwoni. A ona widocznie go zostawiła idąc z mamą do sklepu.
- Och. – Zaskoczyłem się, bo to do niej niepodobne, lecz szybko mnie rozjaśniło.
        Opowiadała mi, że jej czas z mamą zazwyczaj to czas, w którym nikt jej nie może przeszkadzać. Mało miała okazji, by z nią pogadać, dlatego pewnie też celowo nie zabrała komórki.
- W takim razie… Poproś jak wróci, by oddzwoniła do mnie.
- Oczywiście. – Odpowiedział i rozłączyliśmy się.
        Odłożyłem sprzęt dzwoniący na stolik i już wziąłem do ręki pilot, gdy ujrzałem na wyświetlaczu zdjęcie mojej perełki. Pospiesznie odebrałem.
- Akurat wróciłam. Coś pilnego się stało? – Usłyszałem ją.
- Szczerze to nie, po prostu chciałem się spotkać. Może zrobimy sobie mini piknik? – Stwierdziłem radośnie.
- O to znakomity pomysł. Daj mi chwilę, bym mogła coś przygotować. Odezwę się, jak będę gotowa.
- Jasne. – Zaakceptowałem jej prośbę, bo sam jeszcze nie byłem za bardzo przyszykowany.
- Buziaczki. Na razie. – Dodała rozłączając się.
        Westchnąłem głęboko, dumny z mojego nagłego pomysłu. Pogoda wydawała się idealna, bo w końcu za oknem świeciło słoneczko. Poszukałem jakiegoś fajnego kocyka, na którym moglibyśmy siedzieć. Udało mi się znaleźć jakiś czerwony w białe kratki. Idealnie. Nie mogłem się już doczekać spotkania z Jirą.


*Hoya*


        Kolejna lekcja tańca przebiegała nam idealnie. Od momentu mojej rozmowy z jej rodzicami, nie byli zadowoleni, kiedy mówiła im, że spędza ze mną kolejne popołudnia. Jednak nie mieli nic do powiedzenia. Nie zabraniali się jej ze mną spotkać, bo wiedzieli, że ona i tak to wtedy zrobiła by po swojemu. Gdyby jeszcze wiedzieli, że my tylko ćwiczymy taniec pewnie by się wściekli. Na szczęście nie było osoby, która mogła im to powiedzieć. Chociaż… Właśnie tamtego popołudnia, jak mieliśmy przerwę wszedł do nas jakiś chłopak z torbą na ramię jak gdyby nigdy nic.
- Nie przeszkadzajcie sobie. – Rzucił. – Ja coś tutaj zostawiłem, zabieram to i uciekam. – Powiedział to bardzo szybko i ruszył na koniec Sali.
        Woomin nagle chwyciła mnie za rękę, co mnie zaskoczyło. Patrzyła się dziwnie na tego chłopaka. Ja więc także zacząłem mu się przyglądać. Nie wyglądał mi na Koreańczyka, na dodatek mówił z dziwnym akcentem. Kiedy się odwrócił i spojrzał na nas, zrobił zaskoczoną minę.
- O Woo. Co tu robisz o takiej porze? – Zwrócił to pytanie, do mojej przylepy.
- Nie ważne. – Opowiedziała mu szeptem.
- Co tak trzymasz tego chłopaka? To twój nowy ochroniarz? – Mówił to tak kpiąco, że miałem ochotę mu coś odpowiedzieć, lecz nie wiedziałem, czy moja znajoma sobie to życzy.
- Daj nam spokój. – Poprosiła delikatnie.
        On pokiwał głową. Teraz zamierzałem naprawdę się odezwać, ale on zaskoczył mnie wyciągając w moją stronę rękę.
- Jestem Sakaguchi Kentaro i radzę ci uważać na tą dziewczynę.
        Nie odwzajemniłem jego gestu. Nie podobała mi się jego zuchwałość. I miałem rację. Był Japończykiem. Pewnie jakiś uczeń z wymiany, albo goguś. Jak ja nie lubiłem takich cwaniaczków.
- Dzięki za troskę, mimo to nie skorzystam z twojej rady. I nie bratam się z ludźmi czepiającymi się moich bliskich znajomych. – Prychnąłem na niego, co ewidentnie mu się nie spodobało.
        Poczułem także, że dłoń Woomin zacieśnia się na mojej ręce. Pewnie się stresowała tą sytuacją. Kimkolwiek był ten chłopak, ona nie życzyła sobie raczej jego obecności. Na dodatek na pierwszy rzut oka było widać, że to nieprzyjemny typ.
- Woomin, jak się stęsknisz to wiesz gdzie mnie szukać. – Mrugnął w jej stronę i wyszedł.
        Miałem ochotę wypytać teraz, co to wszystko znaczyło. Z drugiej strony nie miałem do tego prawa. W końcu Woo była tylko moją znajomą od tańca. Chyba czasami zapominałem się, że tylko przed jej rodzicami udawałem chłopaka. Dziwne uczucie mnie ogarnęło. Byłem zazdrosny? Sam nie wiedziałem co się ze mną działo.
- Przepraszam za niego. – Wyszeptała moja towarzyszka. – Ja nie wiem skąd się tu wziął. Był w Japonii i miałam nadzieję, że już nie wróci. – Mówiła to bardzo smutnym głosem.
        Zauważyłem u niej łzy napływające do oczu. Miałem już pewność, że ten drań nie wiązał się u niej z dobrymi wspomnieniami. Szybko przysunąłem ją do siebie i przytuliłem. Ona także oplotła mnie swoimi małymi rączkami. Chwilowo staliśmy tak w ciszy, póki ona jej nie przerwała.
- Dziękuje, że nie zadajesz pytań.
- Jeżeli będziesz potrzebować coś powiedzieć, to to zrobisz. Nie zamierzam cię do tego zmuszać. – Choć w głębi duszy prosiłem, by ona jednak mi coś wyjaśniła.
- Nie zamierzam o nim mówić. To ciężki temat. Boję się też, że znowu coś będzie ode mnie chciał.
- Jak coś będzie się działo, to daj mi znać. – Powiedziałem bez przemyśleń to zdanie.
        Czemu tak bardzo zależało mi na jej bezpieczeństwie i dlaczego tak bardzo chciałem wiedzieć? Tyle pytań roiło się w mojej głowie, a ja w żaden sposób nie potrafiłem na nie sobie odpowiedzieć.
        Otrząsnąłem się z moich głupich myśli i postanowiłem coś, co mogło się wydać szalone. Jednak stwierdziłem, że nie jest ona szaloną fanką i ma miłe usposobienie, więc na to zasłużyła.
- Co ty na to, żeby wpaść do nas w jeden dzień? – Zapytałem niespodziewanie.
        Na te słowa oderwała się ode mnie i spojrzała z lekkim niedowierzaniem. Nie spodziewała się pewnie, że kiedykolwiek jej to zaproponuje. Geniusz ze mnie był, jakich mało.
- Ja z chęcią. – Jej oczka się nagle zaświeciły i patrzyła na mnie rozpromieniona. – Tylko co tak nagle z tym wystrzeliłeś?
- Widzisz. Ja poznałem twoich rodziców, to może pora, byś ty poznała ludzi, z którymi się widuję na co dzień? – Odpowiedziałem błyskotliwie.
- Jesteś niesamowity. – Przez nadmiar emocji z powrotem rzuciła się na mnie, lecz zrobiła to w taki sposób, że zrobiło mi się ciepło. Co ona ze mną robiła?


*Jira*


        Piękny słoneczny dzień, idealny na piknik. Ta można było go określić. Nie wiedziałam po co moja kochająca mama powiedziała mi na wyjściu, bym wzięła parasol. Przecież na niebie nie było ani jeden chmurki? Oczywiście jej nie posłuchałam, bo był to dla mnie dodatkowy balast. Wyszłam przed dom, gdzie już czekał na mnie Sungyeol. Jego promienny uśmiech, witający mnie, sprawiał, że się rozpływałam. Nadal nie wierzyłam, że to wszystko działo się naprawdę. On i ja, jako szczęśliwa para? Kto by pomyślał?
        Chwyciłam mojego chłopaka za rękę i ruszyliśmy spacerkiem ku naszemu celowi. A mianowicie w stronę polan. Tam było najlepsze miejsce na piknik. Czasami ludzie siedzieli właśnie tam na kocykach i zajadali się pysznościami, oraz podziwiali chmurki. Rozmarzyłam się, nawet nie zauważyłam, że chciałam przejść na czerwonym świetle i gdyby nie to, że Sungyeol trzymał mnie za rękę i szybko odciągnął, to pewnie byłaby ze mnie miazga.
- Ostrożnie Jira. – Powiedział przejętym głosem, a ja byłam w szoku, że aż tak odpłynęłam.
- Przepraszam. – Wydukałam.
        Odwróciłam się w swoją prawą stronę, nie wiedząc po co. I oto ujrzałam Jimina stojącego obok mnie. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, czy powinnam była się do niego odezwać. Yeol widocznie też go zauważył.
- O siemka! – Krzyknął w jego stronę.
        Zdezorientowany Jimin spojrzał na nas. Machnął ręką na Sungyeola, a potem przyjrzał mi się i w żaden sposób nie przywitał. Czy ja mu zrobiłam tak wielką krzywdę? Przecież widzieliśmy się zaledwie kilka razy. Nie mógł tak szybko czegoś poczuć. Znowu ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Przechodząc przez światła, cały czas się na niego patrzyłam. Kiedy byliśmy po drugiej stronie nie wytrzymałam i zatrzymałam go nie zważając na to, co pomyśli mój chłopak.
- Co z tobą? – Wyrzuciłam mu.
- Nic? – Odpowiedział, udając, że nie ma pojęcia o co mi chodzi.
- Jak to nic. Przywitałeś się z Sungyeolem, a mnie olałeś.
- Ty także się nie odezwałaś, więc stwierdziłem, że nie chcesz się przywitać. – Wzruszył ramionami. – Wybacz, ale się spieszę. – I po tych słowach poszedł w inną stronę niż my się wybieraliśmy.
- Czemu tak na niego naskoczyłaś? – Zapytał mnie Yeol, a ja sama nie znałam odpowiedzi.
- Wybacz. Po prostu… Nic wielkiego. – Odpowiedziałam wymijająco, bo stwierdziłam, że nie ma po co psuć naszego spotkania takim tematem.
- Skoro tak uważasz. Choć widzę, że się stresujesz. Za chwilę się odprężymy. – Dodał z uśmiechem na ustach, który od razu odwzajemniłam.
***
        Leżeliśmy na kocyku przyniesionym przez Sungyeola i patrzyliśmy na niebo. Zaniepokoiły mnie nagle pojawiające się chmurzyska, lecz pomyślałam, że pewnie szybko przejdą. Mimo, iż nie robiliśmy nic konkretnego, oprócz rozmów i jedzenia, czułam się szczęśliwa, że spędzałam z nim ten czas. Obawiałam się strasznie, jak przetrwamy rozłąkę, kiedy to on pojedzie do pracy w Seoulu. Nie chciałam sobie tego wyobrażać, niestety ten czas zbliżał się nieubłagalnie.
        Wystraszyłam się, kiedy Yeol pojawił się nagle nade mną. Wyszczerzyłam na niego oczy. Co on kombinował?
- Nudzi mi się. – Powiedział marudnym głosem. – Co ty na to, byśmy coś porobili?
        Nie miałam pojęcia, co miał na myśli. Dopiero jak zaczął się zbliżać swoją twarzą do mojej ogarnęłam. Naprawdę chciał tak w miejscu publicznym się zachowywać. Co prawda o dziwo było pusto. Złączył nasze usta w pocałunku. Nie był to byle jaki całus, tylko namiętny i pełen emocji pocałunek. Chwyciłam jedną dłonią jego policzek, a drugą uwiesiłam na szyi, dzięki czemu pociągnął mnie za sobą podnosząc się. Nie przerywaliśmy tej czynności siedząc, dopóki nie doznałam uczucia jakby ktoś włączył prysznic. Lunęło tak nagle?
        Szybko stanęłam na równe nogi, a on tuż za mną. Już byłam cała mokra. Zwijaliśmy szybko nasze rzeczy i myślałam, że będziemy biec, a on zabrał mi koszyk, odstawił go na ziemię, chwycił moją twarz w swoje dłonie i złożył na moich ustach kolejny, ale tym razem krótki pocałunek.
- Zawsze chciałem całować się w deszczu. – Wyszeptał.
        Miał rację. Było to ciekawe doznanie. Byliśmy całkowicie mokrzy, więc i tak w gorszym stanie nie mogliśmy by być. W drodze i tak zmoklibyśmy bardziej, więc czemu by chwilkę jeszcze nie postać?  Oczywiście pospiesznie ja także zaczęłam go całować i nie miałam pojęcia ile czasu tak jeszcze tam staliśmy.


*Suri*


        Było mi strasznie głupio, po tym wszystkim co zaszło tamtej nocy. Nic nie pamiętałam, ale skoro się dobierałam do Jimina, musiało być bardzo nieciekawie. Nie mogłam długo znieść myśli, że nie miałam jak się mu odwdzięczyć. Upiekłam więc babeczki i z nimi udałam się do jego mieszkania. Stresowałam się, że zastanę kogoś innego, a jego nie będzie. Nie wiedziałam, jakie te osoby miały o mnie zdanie i czy nie powiedzą mi coś głupiego. Zapukałam do drzwi i otworzyła je jednak jakaś dziewczyna. Wyglądała na miłą, mimo to i tak się bałam.
- O witaj. Suri? Nie wiem czy dobrze pamiętam. – Chyba pozory mnie nie myliły.
- Tak. Tak mam na imię.
- Ty pewnie do Jimina? - Zapytała, na co przytaknęłam. – To wejdź. Ja akurat wychodzę. – Dodała z uśmiechem i minęła mnie w drzwiach.
        Zamknęłam za sobą wejście i stanęłam w przedpokoju, skąd zauważyłam, że oprócz Jimina był w środku jeszcze jakiś chłopak. Tym bardziej nie wiedziałam, co powinnam była zrobić. Byłam jakaś głupia, że przyszłam tak po prostu.
- Suri? – Zdziwił się Jimin. – Pewnie nie pamiętasz Dana?
        O matko! Czyli ten chłopak także widział, jak się zachowywałam. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, gdyby nie to, że podszedł on do mnie z uśmiechem wyciągając dłoń.
- Poznaliśmy się w złych okolicznościach. Jestem Dan i wiem, że ty to Suri. – Zaskoczył mnie takim miłym powitaniem, więc szybko chwyciłam jego dłoń, by go nie zrazić do siebie.
        Nie rozumiałam tych wszystkich ludzi. Byli dla mnie tacy mili. Tak bardzo zapragnęłam poznać ich bliżej, choć wątpiłam, że byłoby mi to dane. W końcu Jimin mówił tak przy pożegnaniu, jakby nie chciał mnie już wcale widzieć. Niepotrzebnie przychodziłam.
- Przyniosłam ciasteczka, w ramach podziękowania, bo nic innego nie przyszło mi do głowy.
- Jakie to urocze. – Powiedział ten cały Dan.
- Trzeba było od razu powiedzieć, że masz słodki towar. – Uśmiechnął się tym razem Jimin w moją stronę, co zaowocowało uniesieniem moich kącików ust.
        Podeszłam do stolika, przy którym siedzieli i postawiłam na nim torbę z ciastkami. Usiadłam naprzeciwko Dana, bo to miejsce było wolne przy stoliku, a Jimin siedział obok niego.
- Naleje nam coś do picia. – Stwierdził mój wybawca i udał się do kuchni na chwileczkę, po czym wrócił z trzema szklankami i wodą.
        Nalał jej każdemu z nas. Usiadł z powrotem i ugryzł moje ciasteczko, a ja niecierpliwie czekałam na jego opinię. Nie odezwał się wcale. Zjadł ją całą i już sięgał po następną, lecz Dan musiał zauważyć moje zachowanie i odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę Jimina i wskazał głową w moim kierunku, gdy ten już patrzył.
- Dobrze ci wyszyły. – Oznajmił po tym.
- Jeszcze tak idealnych babeczek nie jadłem. – Dodał zaraz po nim Dan, co bardzo mnie ucieszyło.
        Później rozmowa się rozkręciła. Chłopacy bardzo mnie rozśmieszyli. Zachowywali się przekomicznie. Dan troszkę drażnił się z Jiminem, na co ten się denerwował i nie dało się na to patrzeć, bez uśmiania się. W pewnym momencie ten pierwszy nie chcący zamachnął ręką tak, że szturchnął szklankę i w porę ją złapał, tylko woda z niej będąca zdążyła polać spodnie Jimina. Dan szybko wziął serwetkę, znajdującą się na stole i próbował wytrzeć plamę, ale Jimin wyszarpał mu ją z ręki od razu.
- Ani mi się waż mnie dotknąć. – Po tych słowach sam próbował oczyścić spodnie.
- Wybacz. – Powiedział speszony Dan, kładąc rękę na ramieniu Jimina. Ten ją natychmiast zrzucił.
- Czemu znowu się tak zachowujesz? – Wybuchnął. Ja nie wiedziałam co się dzieje.
- Co z tobą Jimin? Ja ci nic nie robię. – Widać było zmartwienie w oczach biednego chłopaka, a ja nie wiedziałam, czy powinnam była im jakoś pomóc.
- Robisz od jakiegoś czasu. Dziwnie się przy tobie czuję. Nie wiem co ci odbiło, ale proszę przestań być dla mnie taki. – Przez moment w myślach miałam dziwne skojarzenia.
- Jaki?
- Troskliwy, czuły. Krępujesz mnie tym.
        Nie umiałam pojąć co się między nimi działo. Przecież nie byli chyba gejami? Tak mi się w każdym razie wydawało, jednak mogłam się mylić.
- Ja… - Dan chciał coś powiedzieć, lecz Jimin wstał z siedzenia i wszedł do jednego z pokoi, trzaskając za sobą drzwiami, więc ten tylko westchnął. – Wiesz, ja sobie pójdę. Wejdź tam do niego może i pogadaj z nim. Nie rozumiem co się z nim dzieje i czuję, że zachowuje się tak przez jakąś dziewczynę. Nie chce mi powiedzieć o kogo chodzi i martwi mnie. Niestety widzisz.. Nie da sobie pomóc. – Powiedział to bardzo smutnym głosem i ruszył do wyjścia.
        Co ja miałam poradzić? Także nie znałam do końca sytuacji. Zacznijmy od tego, że nie znałam praktycznie Jimina. Dla mnie był na razie enigmą. A po takim zachowaniu to już w ogóle byłam nim zaskoczona. Ewidentnie coś z nim było nie tak. Coś go martwiło?
        Niepewnie weszłam do tego pokoju, do którego on się udał. Siedział na podłodze oparty plecami o łóżko. Usiadłam więc i obok niego przyglądając się jego zamyślonej twarzy. Coś go gnębiło, jak nic. Nie wiedziałam, czy miałam go oto spytać, czy posiedzieć z nim chwilę w milczeniu.
- Dan wyszedł. – Postanowiłam od tego zacząć.
- To dobrze. Bo jeszcze bardziej bym go skrzywdził. Nie wiem co się ze mną dzieje. – Opuścił głowę w dół.
        Serce mnie bolało, jak tak na niego patrzyłam. Co się teraz działo w jego głowie? Tak bardzo chciałam to wiedzieć. W pewnym momencie odwrócił się do mnie i zaczął obserwować mnie.
- Proszę. – Zaczął. – Nie obraź się za to co teraz zrobię.
        Po tych słowach przysunął się bliżej mnie. Następnie zbliżył nasze twarze i na chwilę się zatrzymał będąc już bardzo blisko mojej. Albo mi się zdawało, albo przełknął głośno ślinę i wtedy wtopił się w moje usta. Pozwoliłam mu na to. Pocałunek był cudowny. Nigdy tak się nie całowałam z nikim. Czułam, jak moje serce zaczyna walić jak oszalałe. Nagle on odsunął się ode mnie i znowu spojrzał przed siebie, czym mnie trochę zawiódł.
- Musiałem w czymś się upewnić.
- Tylko tyle? – Oburzyłam się. – Wcale cię nie rozumiem.
- Chcesz być moją dziewczyną? – Zapytał, czym znowu mnie zbił z tropu, bo przecież nie wykazywał takich chęci wcześniej.
- Ja nie wiem, co odpowiedzieć. – Powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie, to nie. – Rzekł obojętnym tonem.
        Mnie wtedy olśniło. Był dla mnie taki kochany. Zniósł moje tandetne zachowanie tamtego wieczoru i zaopiekował się mną. A ja jeszcze się zastanawiałam, czy chcę takiego człowieka na chłopaka?
- Chcę. – Szybko wystrzeliłam, by nie stracić szansy.
- Szybko się zdecydowałaś. – Zaśmiał się i ja również troszkę się uśmiechnęłam.

        Potem spędziłam z nim całe popołudnie, aż Saeron nie wróciła skądś. Opowiedział mi dużo  o niej, oraz o siostrze i jej przyjaciółce. Wydawały się ciekawymi osobami i pomyślałam, że może znajdę tutaj nowe przyjaciółki. Miło by było.


Kiedy dorosnę: Rozdział 33

Heju. A co powiecie na to co wydarzyło się w tym rozdziale?  Bardzo dziękuje, że czytacie to opowiadanie. Pisałam już kiedyś, że kocham moich czytelników? Jeżeli nie, to teraz wam to pisze. :D Jesteście wspaniali. :D


Kiedy dorosnę?
Rozdział 33




*Bora*
Promienie słoneczne przyjemnie ogrzewały moją twarz, którą wystawiłam przez okno szpitalne. Byłam już wypisana z niego, tylko czekałam na podwózkę. Rozmyślałam o tym,  jak powinnam poukładać swoje sprawy. Musiałam także złożyć wyjaśnienia mamie. Domyśliła się, że wiele jej nie powiedziałam. Między innymi to, że mieszkałam w nieswoim mieszkaniu.
Gdy ujrzałam za oknem znajomy samochód i osobę, która z niego wysiadła pospiesznie wycofałam się do środka sali. Zamknęłam owe okno i jeszcze ostatni raz posprawdzałam szafki. Nie chciałam w końcu niczego zapomnieć. Kiedy uniosłam się znad mojej szafki ujrzałam Kangjoona wchodzącego do pomieszczenia. Uśmiechnęłam się szczerze w jego stronę. Podeszłam się przywitać do niego.
- Spakowana już? – Spytał wskazując głową moje torby.
- Owszem. Nie chciałam, żebyś musiał czekać. – Odpowiedziałam.
- To nie byłby żaden problem. Ja się cieszę, że mogę ci pomóc. – Mówiąc to chwycił mój bagaż w swoje ręce.
        Ja za to wzięłam jedną reklamówkę i moją torebkę, po czym ruszyliśmy do wyjścia.
- Dałabym sobie radę, ale mama naprzynosiła mi mnóstwo słoików z jedzeniem i teraz to jest strasznie ciężkie. – Tłumaczyłam się.
- Jesteś po szpitalu, to wiadome, że lepiej, by ktoś po ciebie przyjechał, niż miała byś jechać komunikacją miejską.
- Daj spokój. Nic mi przecież już nie ma. – Stwierdziłam.
- Ja tam nie wiem. Ten opatrunek na głowie nie wygląda najlepiej.
- To tylko mały siniak.
        Zatrzymaliśmy się przy samochodzie, by mógł włożyć wszystko do bagażnika, a następnie weszliśmy do pojazdu. Głupio mi było, że poprosiłam go o taką przysługę, niestety chyba nie miałam wyjścia. Nie znałam za dużo osób posiadających samochód.
        Przed ruszeniem, odpalił jeszcze po cichu radio. Ja milczałam początkowo, bo jakoś nie miałam siły się odezwać. Byłam także strasznie rozkojarzona moimi wcześniejszymi myślami. Obserwowałam więc drogę za oknem, którą nawet dobrze znałam. Nie widziałam jednak na ten moment innego zajęcia.
- Jesteś pewna, że pojutrze możesz wrócić na plan? – Zapytał nagle, przez co oderwałam wzrok od szyby.
- Owszem. Jutro idę jeszcze zdjąć opatrunek. Nie będzie śladu po wypadku.
- A mogę wiedzieć co dokładnie się stało?
        Zaskoczyło mnie to pytanie. Jakoś nie przypuszczałam, że ktoś może mnie pytać o szczegóły. Nie wiem, czemu nie przyszło mi to do głowy. Pospiesznie poukładałam sobie, jak to mniej więcej się wydarzyło.
- Myungjun i Eunwoo się kłócili, a ja chciałam do nich podbiec, by sprawdzić co się dzieje. Poślizgnęłam się na mokrych kafelkach i wpadłam do basenu, pewnie uderzając głową przy okazji w jego róg, czy coś.
- Co oni ostatnio się tylko kłócą? Wydaje mi się, że za każdym razem jak ich widzę piorunują się wzrokiem. Kiedyś tak nie było.
        Spuściłam wzrok na te słowa. Smutno mi było, ponieważ wiedziałam, że to ja wszystko między nimi popsułam. Musiałam jak najszybciej to naprawić, lecz nie wiedziałam, od czego powinnam zacząć. Wszystko było dla mnie zbyt zagmatwane. Chciałam wybrać jednego, nie raniąc drugiego. Niby lepiej było to zrobić jak najszybciej, a z drugiej strony, musiałam być delikatna.
- Czy ty uważasz, że to twoja wina? – Wstrzelił nagle Kangjoon z takim pytaniem.
- A kogo innego?  
- To niczyja wina. Musisz to zrozumieć. - Widać było po jego wypowiedzi, że trochę się zdenerwował. - Serce nie jest sługą, więc nie ma o co winić ich. Jedynie za to, że są na tyle głupi, że nie potrafią tego rozwiązywać pokojowo. A ty? Jak możesz się winić za to, że podobasz się chłopakom? To chyba znaczy, że jesteś wyjątkowa.
        Ta wypowiedź strasznie mną poruszyła. Miał w końcu trochę racji. A dodatkowo usłyszeć, że jest się wyjątkowym, zawsze brzmi przyjemnie. Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć, przez to milczałam dość długo. On także chyba nie zamierzał nic dodawać.
2 tygodnie później
*Jihyun*
        Byłam szczęśliwa z molowości spotkania się z Jinwoo po długim czasie. Tyle działo się w ciągu dwóch tygodni, że nie mogłam nawet z nim porozmawiać. Choć to co miałam mu powiedzieć strasznie mnie stresowało. Nie wiedziałam od czego powinnam zacząć. Przez to byłam myślami gdzie indziej i nawet nie zauważyłam gdy zainteresowany pojawił się nagle obok mnie. Siedziałam w kawiarence, patrzyłam się przed siebie i obgryzałam z nerwów paznokcie.
- Nie przywitasz się? - Usłyszałam jego głos i dopiero uniosłam głowę zdziwiona, że to już ta pora.
- Wybacz. - Rzekłam i podniosłam się przytulić go na przywitanie.
        Jego uścisk sprawiał, że robiło mi się ciepło na sercu. Byłam pewna w tamtym momencie, że będzie mi go strasznie brakować.
- Jesteś jakaś spięta. - Wymamrotał szeptem, a ja miałam ochotę przez to się rozpłakać.
        Powstrzymałam się jednak. Usiedliśmy na przeciw siebie przy stoliku. Myślałam, jak rozpocząć temat, lecz Jin mnie ubiegł i pierwszy się odezwał.
- Jak na złość dziś trener nie chciał nas szybko wypuścić i musiałem potem szybciej tu biec.
- Po co? Zaczekałabym chwilkę dłużej. - Wymusiłam uśmiech, by go nie martwić.
- Dla mnie każda minuta naszego spotkania jest cennym czasem. - Na te słowa aż drgnęłam i znowu bałam się, że polecą mi łzy.
- Mam ci tyle do powiedzenia. - Zaczęłam.
- Już zamieniam się w słuch. - Odpowiedział nachylając się w moją stronę.
- Tata już jest wypisany ze szpitala. - Zaczęłam od wielkiego pozytywu.
- To chyba cudownie? - Widać było, że cieszył się z mojego szczęścia.
- Owszem. Jest jeszcze na wózku, ale już prawie się z nim dogaduje. Za to ciocia jak do mnie przyszła sprawdzić jak wygląda mieszkanie przed jego wypisem, ujrzała mojego brata na fazie po narkotykach. Wszystko do niej dotarło i wyrzuciła go i kazała mu nie wracać. Wiedziałyśmy, że odwyk nic nie da. Była na mnie zła, że nic nie powiedziałam, na szczęście już jej przeszło.
- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. Pozbyłaś się tylu problemów.
- Dokładnie. - Przytaknęłam, a łzy mi już powoli napływały do oczu.
- Cały czas mi się wydaje, że na pozytywach się to nie skończy. - Dobrze to przeczuł.
- Masz niestety rację.
        Poczułam już jak łza spływa mi po policzku. Nie chciałam mu tego mówić. To było dla mnie ciężkie, a niestety musiałam. Nie chciałam tak po prostu zniknąć bez słowa. Nie byłoby to sprawiedliwe względem niego.
- Bo widzisz mój tata potrzebuje rehabilitacji i ja muszę wyjechać. Do innego miasta. Tam będzie mógł na takową uczęszczać i szybciej wróci do siebie. - Spuściłam wzrok, bo nie potrafiłam w tamtym momencie mu spojrzeć w oczy. - Ja nie chcę wyjechać, a chcę by tata był w pełni sprawny.
        Wybuchłam płaczem. Czasami zbyt szybko się rozczulałam. Miałam tę rozmowę przeprowadzić spokojnie, lecz nie potrafiłam. Cierpiałam, bo Jinwoo był osobą ważną dla mnie na tamten moment. Wspierał mnie kiedy tego potrzebowałam i przez to chyba poczułam coś do niego, a teraz miałam to stracić. Oczywiście pojawił się od razu obok mnie i mocno przytulił. Mogłam dzięki temu znowu szlochać w jego ramionach. Czułam się wtedy bezpiecznie.
- Spokojnie. - Szepnął. - A nie zamierzacie potem tutaj wrócić?
- Nie wiem. Niby to może potrwać kilka miesięcy, a może też trwać rok, i dłużej. Więc trudno przewidzieć, co wtedy zrobimy.
- Spójrz na mnie. - Pospiesznie wykonałam jego polecenie.
        Objął moje policzki swoimi dłońmi przez co zrobiło mi się strasznie gorąco. Wytarł łzy z nich. I patrzył prosto w moje oczy.
- Muszę ci w takim razie coś wyznać, choć chciałem z tym poczekać. - Stwierdził, a jego słowa mnie zaniepokoiły, mimo to zamieniłam się w słuch. - Po pierwsze powinnaś być szczęśliwa, że życie ci się powoli układa. Przecież pragnęłaś zobaczyć jeszcze swojego ojca żyjącego obok ciebie. Czyż nie? - Przytaknęłam. - Nie każdy ma takie szczęście. Przecież nie codziennie ktoś się budzi ze śpiączki. Dlatego chcę widzieć u ciebie szeroki uśmiech z tego powodu. - Mimowolnie uniosły mi się kąciki ust na to co powiedział. - A teraz do rzeczy. Nie wiem, jak ci to powiedzieć, bo wielkim poetą nie jestem, by zrobić to jakoś wyjątkowo. Jednak chcę ci się przyznać, że przy tobie czuję się wspaniale. Moje serce przyspiesza, kiedy mogę cię przytulić. Dniami i nocami myślę o tobie. Martwię się o ciebie, a także kocham to jak się uśmiechasz. Ja po prostu bardzo cię lubię. Z czasem wiem, że przerodziłoby się to w więcej, jeżeli już tak nie jest. Może nie jestem tego świadomy, bo nie wiem, jak się czuje zakochany. Dlatego... Proszę. Nie płacz. Bo to rani także mnie.
        Nie wierzyłam temu co słyszałam. Jinwoo czuł to co ja. A ja nawet nie potrafiłam się wysłowić, by mu to powiedzieć. Emocje we mnie dały górę i w tym momencie musnęłam swoimi ustami delikatnie jego. Zobaczyłam tylko szok na jego twarzy i poczułam, że moje policzki zaczęły mnie piec z zawstydzenia.
- Czy to znaczy... - Próbował coś powiedzieć, ale chyba brakowało mu słów. - Że ty także coś czujesz? - Wydukał w końcu.
        Pokiwałam twierdząco głową, bo nadal mi także głos gdzieś ugrzązł. Było mi tak wstyd, że nie umiałam mu odpowiedzieć równie pięknie i opisać szarpiących mną emocji. Mimo to, cieszyłam się, że mnie zrozumiał. Wtedy mnie olśniło i mój mózg zaczął powoli funkcjonować.
- Przez ten krótki okres czasu, jaki się znamy, stałeś się dla mnie bardzo ważną osobą. Teraz rozumiesz, czemu nie chcę jechać? - Znowu posmutniałam na myśl, o pożegnaniu.
- Rozumiem. - Odparł, lecz wcale nie dało się wyczuć w jego głosie ani żalu, ani smutku. - I tak uważam, że powinnaś teraz skupić się na ojcu. Ja poczekam, aż wrócisz i będę w tym pokładał nadzieję. Na dodatek... Nie chcę przez ten czas tracić z tobą kontaktu. Wideo rozmowy powinny się stać naszą codziennością. Kto wie, może od czasu do czasu uda nam się siebie odwiedzić? Przeżyjemy jakoś ten okres. - Mówił to strasznie pewny siebie. Mi znowu zaczęły płynąć łzy. - I zaś płaczesz?
- Tym razem ze szczęścia. - Odpowiedziałam i po raz kolejny mocno go przytuliłam. Widocznie szczęście nie jest tak trudne do osiągnięcia, jak jeszcze do niedawna myślałam.
*Kangjoon*
        Tak zestresowanej Bory dawno nie widziałem. Krzątała się z kąta w kąt i co już mieliśmy jechać na plan, to ona wyskakiwała, że czegoś zapomniałam. Nie umiałem zrozumieć jej zachowania. W końcu czym się tak miała stresować. Mieliśmy jechać do pracy. Co prawda były to ostatnie sceny do nakręcenia, tylko co w tym stresującego? Chyba, że umówiła się po nagraniach z którymś z chłopaków? Na pewno nie. Przecież po ostatnim nagraniu, wiadome było, że odbędzie się impreza na cześć zakończenia tego wszystkiego. Więc musiało być to coś innego, a ja oczywiście nie potrafiłem się domyślić co.
- Coś się dzieje? - Postanowiłem jakoś nawiązać temat jak już byliśmy w samochodzie.
        Spojrzała na mnie zaskoczona. Może miała nadzieję, że tego nie zauważę, lub była nieświadoma swojego nerwowego zachowania.
- Wszystko w porządku. - Uśmiechnęła się, lecz wydało mi się to troszkę wymuszone.
        Jechaliśmy w milczeniu. Zauważyłem, że tupała nogą i zdawała się z jednej strony patrzeć przed siebie, a z drugiej jej wzrok był nieobecny. Stwierdziłem, że skupię się na drodze, a potem jakoś z niej to wyciągnę, bądź wywęszę.
        Na miejscu zostaliśmy przywitani przez jedną kobietę ze stafu. Podbiegła do nas pospiesznie.
- Pan Choi się niecierpliwi. Dzisiaj w końcu nagrywamy najważniejszą scenę w dramie.
        Wtedy ujrzałem jak Bora drgnęła i pobladła. A więc chodziło jej o pocałunek? Tego się bała. Z jednej strony rozumiałem jej obawy. Także stresowałem się, jak pierwszy raz musiałem takie coś zagrać. Dodatkowo byłem to ja, osoba, która coś do niej czuje. Musiałem ją uspokoić, że pocałunki na planie są dla mnie nic nie znaczące. Dawno nabrałem takiego zdania, ale ona pewnie tego nie wiedziała, bo niby skąd. Nie miałem tylko pojęcia jak jej to wyjaśnić. Uznałem, że lepiej będzie, jak nie będę owijał w bawełnę.
        Podszedłem do niej podczas jednej z przerw z dwoma kubkami kawy. To był najczęstszy napój aktorów na planie. Nie zauważyła mojego zjawienia się obok niej, więc podsunąłem przed nią kubek i wtedy drgnęła, spojrzała na niego, chwyciła i wreszcie uniosła wzrok na mnie.
- Dziękuję. - Wyszeptała z ledwością.
        Jej przerażenie i zakłopotanie było strasznie urocze. Jednak nie chciałem jej dłużej męczyć.
- Boisz się naszej najważniejszej sceny? - Zapytałem ją nagle.
        Spuściła wzrok i zaczęła bawić się kubkiem.
- Trochę. - Odparła krótko.
- Bora. Nie ma czego. Ja to traktuje jako czystą pracę.
        Jej wzrok  stał się nagle badawczy.
- Skąd wiedziałeś, że to o to się martwię?
- Domyśliłem się. - Zaśmiałem się z jej reakcji. - Przecież nie pierwszy raz to robię.
        Chyba udało mi się ją uspokoić, bo wreszcie szczerze się uśmiechnęła
***
        Byliśmy mokrzy od sztucznego deszczu. Patrzyłem prosto w jej szeroko otwarte oczy. Nasze twarze dzielił centymetr. Odgarnąłem jej włosy za ucho. Wyglądała tak pięknie. Czułem się cudownie, móc tak być blisko niej bezkarnie. Wtedy też stało się. Pocałowaliśmy się. Miałem nic przy tym nie czuć, bo to tylko praca. Ale poniosło mnie i robiłem to namiętnie i zarazem delikatnie. Tak jak wiele razy miałem ochotę to zrobić. Kiedy oderwaliśmy się od siebie zmieniłem troszkę scenariusz, bo wyszeptałem w jej stronę: "Kocham cię". Ujrzałem szok wypisany na jej buzi. Potem zrobiłem już to co miałem, czyli pochyliłem jej głowę, by opierała się o mój tors, a następnie objąłem. Staliśmy tak chwilę, czekając na znak, że ujęcie zostało zakończone.
        Zaraz potem podeszli do nas z ręcznikami i reżyser także podbiegł do nas.
- Kangjoon. To było cudowne. Brzmiałeś tak realnie. - Zaczął mnie chwalić, aż zrobiło mi się głupio na myśli, że te emocje nie były grane przeze mnie, tylko odzwierciedlały to co naprawdę czułem.
        Tak samo głupio było mi spojrzeć w oczy Borze, bo w końcu zapewniałem ją, że to tylko praca, a poniosło mnie. Unikałem jej do momentu, aż musieliśmy nagrać jeszcze kilka scen, a potem, aż do samej imprezy.
        Na niej usiadłem gdzieś dalej od niej. Nie chciałem rozmawiać o tym co zrobiłem. Bałem się, że nie zechce już się ze mną przyjaźnić. Nie miałem zamiaru jej tracić, a na tamtą chwilę, nie miałem pomysłu jak ją zatrzymam, jak będzie chciała urwania naszej znajomości. Byłem też cały czas rozkojarzony i tylko udawałem, że śmieję się z dziwnych żartów innych aktorów. W pewnym momencie postanowiłem się przewietrzyć i wyszedłem przed restaurację. Tego mi było trzeba. Niestety mój błogi spokój nie trwał długo, bo zjawiła się koło mnie Bora.
- Zimne ostatnio te wieczory. - Zagadała na co byłem tylko w stanie przytaknąć. - Kangjoon, co ja mam z tobą zrobić? - Drgnąłem na te słowa. - Udajmy, że to rzeczywiście była tylko twoja praca. Dobrze? Ja niczego więcej nie zauważyłam.

        Uspokoiło mnie to, że znowu wybaczyła mi to, że mnie poniosło. To nie był pierwszy raz, ale w duchu obiecałem sobie, że ostatni. Nie chciałem się już narażać na utratę tej znajomości. Była dla mnie ważna. Bardzo.


PS.  Wybaczcie, że nie było w środę.  Opublikowałam tu i na wattpadzie przez aplikację w telefonie i byłam pewna, że już jest.  A dziś wchodzę i widzę, że nie ma.  Ostatnio wattpad mnie oszukał teraz blogger.  Niedobrze.  :/