piątek, 30 września 2016

Kiedy dorosnę: Rozdział 33

Heju. A co powiecie na to co wydarzyło się w tym rozdziale?  Bardzo dziękuje, że czytacie to opowiadanie. Pisałam już kiedyś, że kocham moich czytelników? Jeżeli nie, to teraz wam to pisze. :D Jesteście wspaniali. :D


Kiedy dorosnę?
Rozdział 33




*Bora*
Promienie słoneczne przyjemnie ogrzewały moją twarz, którą wystawiłam przez okno szpitalne. Byłam już wypisana z niego, tylko czekałam na podwózkę. Rozmyślałam o tym,  jak powinnam poukładać swoje sprawy. Musiałam także złożyć wyjaśnienia mamie. Domyśliła się, że wiele jej nie powiedziałam. Między innymi to, że mieszkałam w nieswoim mieszkaniu.
Gdy ujrzałam za oknem znajomy samochód i osobę, która z niego wysiadła pospiesznie wycofałam się do środka sali. Zamknęłam owe okno i jeszcze ostatni raz posprawdzałam szafki. Nie chciałam w końcu niczego zapomnieć. Kiedy uniosłam się znad mojej szafki ujrzałam Kangjoona wchodzącego do pomieszczenia. Uśmiechnęłam się szczerze w jego stronę. Podeszłam się przywitać do niego.
- Spakowana już? – Spytał wskazując głową moje torby.
- Owszem. Nie chciałam, żebyś musiał czekać. – Odpowiedziałam.
- To nie byłby żaden problem. Ja się cieszę, że mogę ci pomóc. – Mówiąc to chwycił mój bagaż w swoje ręce.
        Ja za to wzięłam jedną reklamówkę i moją torebkę, po czym ruszyliśmy do wyjścia.
- Dałabym sobie radę, ale mama naprzynosiła mi mnóstwo słoików z jedzeniem i teraz to jest strasznie ciężkie. – Tłumaczyłam się.
- Jesteś po szpitalu, to wiadome, że lepiej, by ktoś po ciebie przyjechał, niż miała byś jechać komunikacją miejską.
- Daj spokój. Nic mi przecież już nie ma. – Stwierdziłam.
- Ja tam nie wiem. Ten opatrunek na głowie nie wygląda najlepiej.
- To tylko mały siniak.
        Zatrzymaliśmy się przy samochodzie, by mógł włożyć wszystko do bagażnika, a następnie weszliśmy do pojazdu. Głupio mi było, że poprosiłam go o taką przysługę, niestety chyba nie miałam wyjścia. Nie znałam za dużo osób posiadających samochód.
        Przed ruszeniem, odpalił jeszcze po cichu radio. Ja milczałam początkowo, bo jakoś nie miałam siły się odezwać. Byłam także strasznie rozkojarzona moimi wcześniejszymi myślami. Obserwowałam więc drogę za oknem, którą nawet dobrze znałam. Nie widziałam jednak na ten moment innego zajęcia.
- Jesteś pewna, że pojutrze możesz wrócić na plan? – Zapytał nagle, przez co oderwałam wzrok od szyby.
- Owszem. Jutro idę jeszcze zdjąć opatrunek. Nie będzie śladu po wypadku.
- A mogę wiedzieć co dokładnie się stało?
        Zaskoczyło mnie to pytanie. Jakoś nie przypuszczałam, że ktoś może mnie pytać o szczegóły. Nie wiem, czemu nie przyszło mi to do głowy. Pospiesznie poukładałam sobie, jak to mniej więcej się wydarzyło.
- Myungjun i Eunwoo się kłócili, a ja chciałam do nich podbiec, by sprawdzić co się dzieje. Poślizgnęłam się na mokrych kafelkach i wpadłam do basenu, pewnie uderzając głową przy okazji w jego róg, czy coś.
- Co oni ostatnio się tylko kłócą? Wydaje mi się, że za każdym razem jak ich widzę piorunują się wzrokiem. Kiedyś tak nie było.
        Spuściłam wzrok na te słowa. Smutno mi było, ponieważ wiedziałam, że to ja wszystko między nimi popsułam. Musiałam jak najszybciej to naprawić, lecz nie wiedziałam, od czego powinnam zacząć. Wszystko było dla mnie zbyt zagmatwane. Chciałam wybrać jednego, nie raniąc drugiego. Niby lepiej było to zrobić jak najszybciej, a z drugiej strony, musiałam być delikatna.
- Czy ty uważasz, że to twoja wina? – Wstrzelił nagle Kangjoon z takim pytaniem.
- A kogo innego?  
- To niczyja wina. Musisz to zrozumieć. - Widać było po jego wypowiedzi, że trochę się zdenerwował. - Serce nie jest sługą, więc nie ma o co winić ich. Jedynie za to, że są na tyle głupi, że nie potrafią tego rozwiązywać pokojowo. A ty? Jak możesz się winić za to, że podobasz się chłopakom? To chyba znaczy, że jesteś wyjątkowa.
        Ta wypowiedź strasznie mną poruszyła. Miał w końcu trochę racji. A dodatkowo usłyszeć, że jest się wyjątkowym, zawsze brzmi przyjemnie. Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć, przez to milczałam dość długo. On także chyba nie zamierzał nic dodawać.
2 tygodnie później
*Jihyun*
        Byłam szczęśliwa z molowości spotkania się z Jinwoo po długim czasie. Tyle działo się w ciągu dwóch tygodni, że nie mogłam nawet z nim porozmawiać. Choć to co miałam mu powiedzieć strasznie mnie stresowało. Nie wiedziałam od czego powinnam zacząć. Przez to byłam myślami gdzie indziej i nawet nie zauważyłam gdy zainteresowany pojawił się nagle obok mnie. Siedziałam w kawiarence, patrzyłam się przed siebie i obgryzałam z nerwów paznokcie.
- Nie przywitasz się? - Usłyszałam jego głos i dopiero uniosłam głowę zdziwiona, że to już ta pora.
- Wybacz. - Rzekłam i podniosłam się przytulić go na przywitanie.
        Jego uścisk sprawiał, że robiło mi się ciepło na sercu. Byłam pewna w tamtym momencie, że będzie mi go strasznie brakować.
- Jesteś jakaś spięta. - Wymamrotał szeptem, a ja miałam ochotę przez to się rozpłakać.
        Powstrzymałam się jednak. Usiedliśmy na przeciw siebie przy stoliku. Myślałam, jak rozpocząć temat, lecz Jin mnie ubiegł i pierwszy się odezwał.
- Jak na złość dziś trener nie chciał nas szybko wypuścić i musiałem potem szybciej tu biec.
- Po co? Zaczekałabym chwilkę dłużej. - Wymusiłam uśmiech, by go nie martwić.
- Dla mnie każda minuta naszego spotkania jest cennym czasem. - Na te słowa aż drgnęłam i znowu bałam się, że polecą mi łzy.
- Mam ci tyle do powiedzenia. - Zaczęłam.
- Już zamieniam się w słuch. - Odpowiedział nachylając się w moją stronę.
- Tata już jest wypisany ze szpitala. - Zaczęłam od wielkiego pozytywu.
- To chyba cudownie? - Widać było, że cieszył się z mojego szczęścia.
- Owszem. Jest jeszcze na wózku, ale już prawie się z nim dogaduje. Za to ciocia jak do mnie przyszła sprawdzić jak wygląda mieszkanie przed jego wypisem, ujrzała mojego brata na fazie po narkotykach. Wszystko do niej dotarło i wyrzuciła go i kazała mu nie wracać. Wiedziałyśmy, że odwyk nic nie da. Była na mnie zła, że nic nie powiedziałam, na szczęście już jej przeszło.
- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. Pozbyłaś się tylu problemów.
- Dokładnie. - Przytaknęłam, a łzy mi już powoli napływały do oczu.
- Cały czas mi się wydaje, że na pozytywach się to nie skończy. - Dobrze to przeczuł.
- Masz niestety rację.
        Poczułam już jak łza spływa mi po policzku. Nie chciałam mu tego mówić. To było dla mnie ciężkie, a niestety musiałam. Nie chciałam tak po prostu zniknąć bez słowa. Nie byłoby to sprawiedliwe względem niego.
- Bo widzisz mój tata potrzebuje rehabilitacji i ja muszę wyjechać. Do innego miasta. Tam będzie mógł na takową uczęszczać i szybciej wróci do siebie. - Spuściłam wzrok, bo nie potrafiłam w tamtym momencie mu spojrzeć w oczy. - Ja nie chcę wyjechać, a chcę by tata był w pełni sprawny.
        Wybuchłam płaczem. Czasami zbyt szybko się rozczulałam. Miałam tę rozmowę przeprowadzić spokojnie, lecz nie potrafiłam. Cierpiałam, bo Jinwoo był osobą ważną dla mnie na tamten moment. Wspierał mnie kiedy tego potrzebowałam i przez to chyba poczułam coś do niego, a teraz miałam to stracić. Oczywiście pojawił się od razu obok mnie i mocno przytulił. Mogłam dzięki temu znowu szlochać w jego ramionach. Czułam się wtedy bezpiecznie.
- Spokojnie. - Szepnął. - A nie zamierzacie potem tutaj wrócić?
- Nie wiem. Niby to może potrwać kilka miesięcy, a może też trwać rok, i dłużej. Więc trudno przewidzieć, co wtedy zrobimy.
- Spójrz na mnie. - Pospiesznie wykonałam jego polecenie.
        Objął moje policzki swoimi dłońmi przez co zrobiło mi się strasznie gorąco. Wytarł łzy z nich. I patrzył prosto w moje oczy.
- Muszę ci w takim razie coś wyznać, choć chciałem z tym poczekać. - Stwierdził, a jego słowa mnie zaniepokoiły, mimo to zamieniłam się w słuch. - Po pierwsze powinnaś być szczęśliwa, że życie ci się powoli układa. Przecież pragnęłaś zobaczyć jeszcze swojego ojca żyjącego obok ciebie. Czyż nie? - Przytaknęłam. - Nie każdy ma takie szczęście. Przecież nie codziennie ktoś się budzi ze śpiączki. Dlatego chcę widzieć u ciebie szeroki uśmiech z tego powodu. - Mimowolnie uniosły mi się kąciki ust na to co powiedział. - A teraz do rzeczy. Nie wiem, jak ci to powiedzieć, bo wielkim poetą nie jestem, by zrobić to jakoś wyjątkowo. Jednak chcę ci się przyznać, że przy tobie czuję się wspaniale. Moje serce przyspiesza, kiedy mogę cię przytulić. Dniami i nocami myślę o tobie. Martwię się o ciebie, a także kocham to jak się uśmiechasz. Ja po prostu bardzo cię lubię. Z czasem wiem, że przerodziłoby się to w więcej, jeżeli już tak nie jest. Może nie jestem tego świadomy, bo nie wiem, jak się czuje zakochany. Dlatego... Proszę. Nie płacz. Bo to rani także mnie.
        Nie wierzyłam temu co słyszałam. Jinwoo czuł to co ja. A ja nawet nie potrafiłam się wysłowić, by mu to powiedzieć. Emocje we mnie dały górę i w tym momencie musnęłam swoimi ustami delikatnie jego. Zobaczyłam tylko szok na jego twarzy i poczułam, że moje policzki zaczęły mnie piec z zawstydzenia.
- Czy to znaczy... - Próbował coś powiedzieć, ale chyba brakowało mu słów. - Że ty także coś czujesz? - Wydukał w końcu.
        Pokiwałam twierdząco głową, bo nadal mi także głos gdzieś ugrzązł. Było mi tak wstyd, że nie umiałam mu odpowiedzieć równie pięknie i opisać szarpiących mną emocji. Mimo to, cieszyłam się, że mnie zrozumiał. Wtedy mnie olśniło i mój mózg zaczął powoli funkcjonować.
- Przez ten krótki okres czasu, jaki się znamy, stałeś się dla mnie bardzo ważną osobą. Teraz rozumiesz, czemu nie chcę jechać? - Znowu posmutniałam na myśl, o pożegnaniu.
- Rozumiem. - Odparł, lecz wcale nie dało się wyczuć w jego głosie ani żalu, ani smutku. - I tak uważam, że powinnaś teraz skupić się na ojcu. Ja poczekam, aż wrócisz i będę w tym pokładał nadzieję. Na dodatek... Nie chcę przez ten czas tracić z tobą kontaktu. Wideo rozmowy powinny się stać naszą codziennością. Kto wie, może od czasu do czasu uda nam się siebie odwiedzić? Przeżyjemy jakoś ten okres. - Mówił to strasznie pewny siebie. Mi znowu zaczęły płynąć łzy. - I zaś płaczesz?
- Tym razem ze szczęścia. - Odpowiedziałam i po raz kolejny mocno go przytuliłam. Widocznie szczęście nie jest tak trudne do osiągnięcia, jak jeszcze do niedawna myślałam.
*Kangjoon*
        Tak zestresowanej Bory dawno nie widziałem. Krzątała się z kąta w kąt i co już mieliśmy jechać na plan, to ona wyskakiwała, że czegoś zapomniałam. Nie umiałem zrozumieć jej zachowania. W końcu czym się tak miała stresować. Mieliśmy jechać do pracy. Co prawda były to ostatnie sceny do nakręcenia, tylko co w tym stresującego? Chyba, że umówiła się po nagraniach z którymś z chłopaków? Na pewno nie. Przecież po ostatnim nagraniu, wiadome było, że odbędzie się impreza na cześć zakończenia tego wszystkiego. Więc musiało być to coś innego, a ja oczywiście nie potrafiłem się domyślić co.
- Coś się dzieje? - Postanowiłem jakoś nawiązać temat jak już byliśmy w samochodzie.
        Spojrzała na mnie zaskoczona. Może miała nadzieję, że tego nie zauważę, lub była nieświadoma swojego nerwowego zachowania.
- Wszystko w porządku. - Uśmiechnęła się, lecz wydało mi się to troszkę wymuszone.
        Jechaliśmy w milczeniu. Zauważyłem, że tupała nogą i zdawała się z jednej strony patrzeć przed siebie, a z drugiej jej wzrok był nieobecny. Stwierdziłem, że skupię się na drodze, a potem jakoś z niej to wyciągnę, bądź wywęszę.
        Na miejscu zostaliśmy przywitani przez jedną kobietę ze stafu. Podbiegła do nas pospiesznie.
- Pan Choi się niecierpliwi. Dzisiaj w końcu nagrywamy najważniejszą scenę w dramie.
        Wtedy ujrzałem jak Bora drgnęła i pobladła. A więc chodziło jej o pocałunek? Tego się bała. Z jednej strony rozumiałem jej obawy. Także stresowałem się, jak pierwszy raz musiałem takie coś zagrać. Dodatkowo byłem to ja, osoba, która coś do niej czuje. Musiałem ją uspokoić, że pocałunki na planie są dla mnie nic nie znaczące. Dawno nabrałem takiego zdania, ale ona pewnie tego nie wiedziała, bo niby skąd. Nie miałem tylko pojęcia jak jej to wyjaśnić. Uznałem, że lepiej będzie, jak nie będę owijał w bawełnę.
        Podszedłem do niej podczas jednej z przerw z dwoma kubkami kawy. To był najczęstszy napój aktorów na planie. Nie zauważyła mojego zjawienia się obok niej, więc podsunąłem przed nią kubek i wtedy drgnęła, spojrzała na niego, chwyciła i wreszcie uniosła wzrok na mnie.
- Dziękuję. - Wyszeptała z ledwością.
        Jej przerażenie i zakłopotanie było strasznie urocze. Jednak nie chciałem jej dłużej męczyć.
- Boisz się naszej najważniejszej sceny? - Zapytałem ją nagle.
        Spuściła wzrok i zaczęła bawić się kubkiem.
- Trochę. - Odparła krótko.
- Bora. Nie ma czego. Ja to traktuje jako czystą pracę.
        Jej wzrok  stał się nagle badawczy.
- Skąd wiedziałeś, że to o to się martwię?
- Domyśliłem się. - Zaśmiałem się z jej reakcji. - Przecież nie pierwszy raz to robię.
        Chyba udało mi się ją uspokoić, bo wreszcie szczerze się uśmiechnęła
***
        Byliśmy mokrzy od sztucznego deszczu. Patrzyłem prosto w jej szeroko otwarte oczy. Nasze twarze dzielił centymetr. Odgarnąłem jej włosy za ucho. Wyglądała tak pięknie. Czułem się cudownie, móc tak być blisko niej bezkarnie. Wtedy też stało się. Pocałowaliśmy się. Miałem nic przy tym nie czuć, bo to tylko praca. Ale poniosło mnie i robiłem to namiętnie i zarazem delikatnie. Tak jak wiele razy miałem ochotę to zrobić. Kiedy oderwaliśmy się od siebie zmieniłem troszkę scenariusz, bo wyszeptałem w jej stronę: "Kocham cię". Ujrzałem szok wypisany na jej buzi. Potem zrobiłem już to co miałem, czyli pochyliłem jej głowę, by opierała się o mój tors, a następnie objąłem. Staliśmy tak chwilę, czekając na znak, że ujęcie zostało zakończone.
        Zaraz potem podeszli do nas z ręcznikami i reżyser także podbiegł do nas.
- Kangjoon. To było cudowne. Brzmiałeś tak realnie. - Zaczął mnie chwalić, aż zrobiło mi się głupio na myśli, że te emocje nie były grane przeze mnie, tylko odzwierciedlały to co naprawdę czułem.
        Tak samo głupio było mi spojrzeć w oczy Borze, bo w końcu zapewniałem ją, że to tylko praca, a poniosło mnie. Unikałem jej do momentu, aż musieliśmy nagrać jeszcze kilka scen, a potem, aż do samej imprezy.
        Na niej usiadłem gdzieś dalej od niej. Nie chciałem rozmawiać o tym co zrobiłem. Bałem się, że nie zechce już się ze mną przyjaźnić. Nie miałem zamiaru jej tracić, a na tamtą chwilę, nie miałem pomysłu jak ją zatrzymam, jak będzie chciała urwania naszej znajomości. Byłem też cały czas rozkojarzony i tylko udawałem, że śmieję się z dziwnych żartów innych aktorów. W pewnym momencie postanowiłem się przewietrzyć i wyszedłem przed restaurację. Tego mi było trzeba. Niestety mój błogi spokój nie trwał długo, bo zjawiła się koło mnie Bora.
- Zimne ostatnio te wieczory. - Zagadała na co byłem tylko w stanie przytaknąć. - Kangjoon, co ja mam z tobą zrobić? - Drgnąłem na te słowa. - Udajmy, że to rzeczywiście była tylko twoja praca. Dobrze? Ja niczego więcej nie zauważyłam.

        Uspokoiło mnie to, że znowu wybaczyła mi to, że mnie poniosło. To nie był pierwszy raz, ale w duchu obiecałem sobie, że ostatni. Nie chciałem się już narażać na utratę tej znajomości. Była dla mnie ważna. Bardzo.


PS.  Wybaczcie, że nie było w środę.  Opublikowałam tu i na wattpadzie przez aplikację w telefonie i byłam pewna, że już jest.  A dziś wchodzę i widzę, że nie ma.  Ostatnio wattpad mnie oszukał teraz blogger.  Niedobrze.  :/ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz