sobota, 24 września 2016

Małe nieporozumienie: Rozdział 23

Witajcie moi kochani czytelnicy. Jak zwykle nie mogłam się doczekać soboty, bo bardzo chciałam już poznać opinię na temat tego rozdziału. Niby mogłabym opublikować to wcześniej, ale nie chcę wrócić znowu do momentu, że będę musiała pisać na szybko rozdziały. Tak jest lepiej. :) Pozdrawiam was i dziękuję, że to wszystko czytacie. :D


Małe nieporozumienie
Rozdział 23




*Saeron*


        Byłam troszkę podłamana od kilu dni. Miałam dość wszystkiego. W pracy i przy znajomych udawałam, że wszystko ze mną w porządku i uśmiechałam się ile mogłam, by nikt nie nabrał podejrzeń. Niestety nie było tak łatwo, jak myślałam, że będzie. Otóż miałam nadzieję, że potrzebuje czasu na dojście do siebie i wszystko będzie dobrze, bo przecież przechodziłam przez gorsze chwile sama, a teraz miałam przyjaciół. Było całkowicie inaczej. Z dnia na dzień czułam coraz większą pustkę. Nie miałam pojęcia co u Sunggyu, bo nikt o nim nie chciał przy mnie mówić, a ja bałam się pytać. Miałam czasami nieodpartą ochotę do niego pójść, by chociaż go przytulić i powiedzieć, że nic się nie stało. Bo co się stało? Czy deklarował mi miłość? Nie. Czy powiedział, że chce się ze mną przespać, bo mnie kocha? Nie. Po przemyśleniu tego wszystkiego zrozumiałam, że może być teraz zagubiony, a jeszcze ta dziewczyna. Nie wydawało mi się, by mógł z nią jeszcze długo być. Może kiedyś była inna i Ameryka ją zmieniła. Nie miałam pojęcia, ale wydawała się mi czystą żmiją na pierwszy rzut oka, a wątpię by Sunggyu tego nie zauważył wkrótce.
        Pocieszałam się siedząc w moim pokoju. Prawie codziennie przychodził do mnie popołudniu Myungsoo, bym się nie nudziła. To było nawet miłe z jego strony. Chociaż, można by rzec, że chyba coś sobie ubzdurał. Czasami aż nadto przytulał mnie na pożegnanie i przywitanie. Tego dnia także się zjawił. Zapukał, a ja zaprosiłam go do środka będąc tyłem do drzwi. Poczułam jak mnie obejmuje, przez co jego ramiona miałam wokół mojej szyi. Poczułam ciepło, które mnie ogarnęło, bo wyobraziłam sobie, że to Sunggyu mnie tak przytula.
- Kocham cię Sunggyu. - Wymsknęło mi się. Mogłabym przysiąc, że chciałam to tylko wypowiedzieć w myślach.
        Zostałam obrócona gwałtownie w jego stronę. Przerażony spojrzał mi oczy. Ja także się wystraszyłam, bo czułam, że czekała mnie niemiła rozmowa. Że też nie potrafiłam się ugryźć w ten język.
- Saeron! Jak możesz po tym wszystkim tak mówić?
- Nie chciałam tego powiedzieć na głos. - Powiedziałam to głosem smutnego dziecka.
- Dobrze, że powiedziałaś to na głos, bo teraz wiem, co się z tobą dzieje. Saeron. Ja chcę ci pomóc o nim zapomnieć. Pozwól mi.
        Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Nie wiedziałam co powinnam była odpowiedzieć. Z jednej strony, może i chciałabym zapomnieć i zacząć wszystko na nowo. Z drugiej wiedziałam, że choć starałabym się bardzo nie nawiąże takiej samej nici porozumienia z Myungsoo. Naprawdę był dla mnie tylko przyjacielem, a serce nie sługa. Zrobił jednak coś co mnie zaskoczyło. Zbliżył nasze twarze, przyciągając mnie swoją ręką. Wiedziałam do czego zmierza. Myślałam nad tym by go powstrzymać, lecz nie zdążyłam. Wtopił się w moje usta. Całował mnie prawdopodobnie wylewając z siebie wszelkie uczucia, które pragnął mi przekazać. Pozwoliłam mu na to. Gdy uznałam, że na tyle wystarczy odsunęłam się gwałtownie.
- Myungsoo. Nie rób tego. - Powiedziałam delikatnie, by go nie zranić.
- Ale dlaczego? - Mówił z wyczuwalną desperacją.
- Cokolwiek zrobisz, ja kocham jego, a nie ciebie. Nie da się wymusić uczuć. Przecież wiesz o tym.
- Wiem... - Odrzekł spuszczając wzrok. - Mimo to, nie potrafię się przestać o ciebie starać. Jesteś dla mnie ważna i martwi mnie to, że cierpisz.
- Nie przejmuj się mną. Cierpiałam gorzej i z tego wyszłam. Więc to nie będzie problemem dla mnie. - Próbowałam go uspokoić. Nie chciałam być powodem jego smutku.
- Obiecaj, że nie wrócisz do niego.
        Zatkało mnie na te słowa. Czemu oto poprosił? Przecież jak okazałoby się, że Sunggyu jeszcze mnie zechce, to ja nie zawaham się nawet przez chwilę, by z nim być. Tak bardzo tego pragnę. Ta obietnica była absurdalna.
- Jak możesz oto prosić?! - Oburzyłam się.
- Nie zniosę tego, że po tym, jak cię potraktował, będziesz chciała z nim nadal być, a mi nie dałaś cienia szansy, po tym jak się staram.
        Trochę mnie to zdenerwowało. To było egoistyczne podejście. Żal mi było przyjaźni, która się między nami zbudowała ostatnio, ale nie mogłam znieść tego co mówił. Dlatego wybuchłam.
- Nie obiecam ci niczego! Ja marzę o tym, by chciał mnie jeszcze. Nie mogłabym go odrzucić. Choć wątpię, że się do mnie jeszcze zwróci, to pragnę tego. A skoro nie potrafisz tego zaakceptować, to nic tu po tobie. - Powiedziałam to z wielkim żalem na sercu.
- Rozumiem. Wrócę może jak to przemyślisz. Zastanów się, czy powinnaś tak bardzo go bronić. Bo ja sądzę, że idealizujesz go.
- Źle mnie zrozumiałeś. Jestem świadoma, że popełnił błąd. Mam mu za złe to co zrobił, lecz wybaczam mu, bo potrafię się domyślić, jak się czuję.
        Po tych słowach Myungsoo wyszedł bez słowa. A ja nie wiedzieć czemu wybuchłam głośnym płaczem. Po prostu zabolało mnie to wszystko co się wydarzyło w tamtym momencie. Nie miałam pojęcia jak inaczej mogłabym odreagować.


*Hoya*


        Od kilku dni spotykałem się wieczorami z Woomin. Była cudowna. Taniec to rzeczywiście była jej wielka pasja. Podziwiałem to, że mimo iż rodzice byli tak przeciwni temu wszystkiemu, nie straciła zapału. Nie czułem się jak jej nauczyciel, kiedy tańczyliśmy na sali. Bardziej jak partner, bo szło jej znakomicie. Najlepsze było to, że jej rodzice nic nie podejrzewali, bo cały czas im wmawiała, że jestem jej chłopakiem. Zabawna sytuacja. No może była zabawna, do pewnego momentu.
        Tego dnia była sobota. Nim przyszła jakaś zestresowana na spotkanie, które ze względu na jej wolne w szkole mogło odbyć się wcześnie przed południem. Myślałem początkowo, że od razu mi powie co się stało. Jednak ona milczała. Coś mi się zdawało, że nie wiedziała jak mi przekazać swoją nowinę. Stwierdziłem, że muszę przejąć inicjatywę w momencie, kiedy upadła podczas tańca i prawie skręciła nogę. Podbiegłem do niej sprawdzić, czy nic rzeczywiście się nie stało, lecz na szczęście wszystko wyglądało w porządku. Odetchnąłem z ulgą i usiedliśmy oboje na podłodze, opierając się o lustro.
- Co się z tobą dziś dzieje? - Zapytałem najdelikatniej jak potrafiłem, by jej nie speszyć. - Coś chcesz mi powiedzieć?
- S.. Skąd wiesz? - Wydukała przestraszona.
- Przecież widać na wylot, że coś cię trapi. Stresujesz się strasznie. Ja nie gryzę. Powiedz o co chodzi. - Posłałem jej serdeczny uśmiech, by ją przekonać.
- Pamiętasz co powiedziałam rodzicom, aby tu przychodzić?
- Owszem... - Odpowiedziałem niepewnie.
- Bo oni stwierdzili, że skoro sobota, to powinnam cię przyprowadzić, jak się tobą nacieszę, bo chcą cię poznać. - Powiedziała na jednym wydechu.
        Ja się przeraziłem. Mogłem się domyślić, że jak każde kłamstwo i to będzie miało krótkie nogi. Trzeba było coś wymyślić. Nie chciałem zaniechać tych spotkań. W końcu bardzo dobrze się przy niej bawiłem. Znalazłem tylko jedno wyjście, ale ona uprzedziła mnie ze swoim pomysłem.
- Może powiem, że się dziś pokłóciliśmy? Pogodzimy się w poniedziałek to w tygodniu nie będą chcieli cię zobaczyć i...
- I pomyślą, że zmyślasz i ja nie istnieje. - Przerwałem. - Mamy ich utwierdzić w przekonaniu, że jesteśmy razem? To to zrobimy. Będziemy udawać przed nimi parę.
        Spojrzała na mnie szerokimi oczami. Na jej twarzy pojawiły się rumieńce, lecz nie spuściła wzorku tak, jak robią to inne zawstydzone dziewczyny. To ja go odwróciłem, bo jej spojrzenie zaczęło mnie krępować.
- Nie gap się tak, bo wyglądasz jak kosmitka. - Nie wiedziałem co mówię, bo przecież zauważyłem, że wyglądała prześlicznie.
- Przepraszam. - Wyszeptała odwracając się, mimo to dało się zauważyć, że na jej ustach pojawił się uśmiech. - Tylko co zrobimy jak zapytają, jak się poznaliśmy, co ci się we mnie podoba...
- Wymyślimy teraz wspólne wersje wydarzeń. Nie przejmuj się. To się uda. - Znowu uniosłem kąciki ust, by dodać jej otuchy.
        Bardzo chciałem ją wesprzeć. Zależało mi na jej szczęściu, choć nie rozumiałem czemu. Wszystko zaczynało dla mnie być jedną wielką zagadką do rozwiązania.


*Jimin*


        Stałem za ladą robiąc jeden z zamówionych koktajli. Nawet nie zauważyłem, że ktoś przy niej stoi i mnie wyczekuje. Byłem strasznie zamyślony. Otóż, to nie ja miałem tego dnia być w pracy. W soboty raz pracowała Saeron, raz ja i to była jej kolej. Ale znowu przepłakała całą noc i nie miałem serca tak jej puścić do pracy. Podpuchnięte i zaspane oczy nie wyglądały za dobrze. Niestety nie miałem czasu ją spytać o co chodzi i przez to martwiłem się strasznie.
- Jimin! Ocknij się. – Usłyszałem znajomy mi męski głos przede mną i aż się zakłopotałem, że wcześniej nie zwróciłem uwagi na Dana.
        Stał przede mną z wielkim uśmiechem na ustach. Zawsze był taki promienny? Bo jeszcze nie było dnia, żeby się nie szczerzył. Jeżeli dobrze myślałem, to było czego mu pozazdrościć. Żadnych zmartwień.
- Czemu jesteś tu ty? – Zapytał z zdziwioną miną. – Miała być Saeron.
- Nie przespała nocy. – Powiedziałem prosto z mostu, bo i tak pewnie by się dowiedział. – Płakała. Nie mogłem jej pozwolić tu przyjść.
- Znowu? – Odparł z udawaną smutną minką. Wiem, że się o nią martwił, ale jego mimika twarzy nadal była zabawna.
- Niestety. – Burknąłem. – Nie wiem co się dzieje.
- To poczekam w takim razie na ciebie i pójdę do was razem z tobą. Może z nią pogadam? – Zaproponował.
        Chciałem sam z nią porozmawiać po powrocie z pracy. Wiedziałem jednak, że to jej przyjaciel, któremu ufa. Nie zamierzałem się z nim oto bić. W końcu on może znał ją troszkę lepiej? Nie miałem pojęcia jak długo się nie widzieli, lecz czasami miałem wrażenie, że znają się na wylot.
- Tak zróbmy. – Pokiwałem głowa.
        Nagle ten chwycił mnie za rękę i spojrzał mi w oczy. Przeraziłem się i chciałem ją odciągnąć, ale nie potrafiłem. Zamurowało mnie i ciężko było mi wyjaśnić sobie moje zachowanie.
- Nie przejmuj się nią tak. – Zaczął. – Sprawimy, że jeszcze będzie codziennie uśmiechnięta. W końcu od czego ma nas?
        Te „nas” jakoś tak dziwnie mi zabrzmiało. Nie wiedziałem czemu zaczął mi przeszkadzać jego wzrok. Wcześniej nie miałem z nim problemu. Tak samo to trzymanie za rękę mnie krępowało. Otrząsnąłem się szybko z moich dziwnych myśli. Spojrzałem na Dana odważniej, tylko znowu po ujrzeniu jego oczu zmiękłem i odwróciłem wzrok.
- Masz rację. – Uśmiechnąłem się trochę nerwowo. – Na pewno przy nas się rozweseli.
        Po tych słowach wyrwałem się mu wreszcie i przystąpiłem do robienia koktajli na które otrzymałem od kelnerki zamówienia. Dan na szczęście usiadł przy stoliku, by poczekać, bo jego gapienie mogło źle się skończyć. Tylko co ja miałem na myśli? Sam nie wiedziałem co się ze mną działo.


*Hoya*


        Pod wieczór zdecydowaliśmy pójść wreszcie do rodziców Woomin. Mieliśmy opracowane wszystko i nic nie mogło pójść źle. Musieliśmy tylko wyglądać na szczęśliwą parkę. No właśnie. Co do tego był mały problem. Nim najpierw stwierdziła, że nie chwyci mnie za rękę, potem uważała, że na pewno nie da mi ani razu buziaka w policzek. Dobrze wiedziała, że bez tego możemy wyglądać dziwnie. Prosiłem ją, by to przećwiczyła, póki jeszcze nie byliśmy u niej w domu. Ona była zestresowana. Nie wiedziałem jak ją uspokoić.
        Wyszła po długim czasie z szatni, przed którą na nią czekałem. Włosy spięte w nieregularny koczek, za duży sweter. Dodawało jej to wspaniałego uroku i wydawała się przez to bardzo słodka. Uśmiechnąłem się na jej widok.
- Coś nie tak? – Zapytała przerażona.
- Po prostu podoba mi się to jak wyglądasz. – Kiedy uświadomiłem sobie, jak to zabrzmiało, miałem ochotę ugryźć się w język.
- Przestań ze mnie drwić. – Na te słowa oberwałem za długim rękawem.
        Wybuchłem śmiechem na jej reakcję i widać było, że ją to zdezorientowało. Patrzyła na mnie pytająco. A ja tylko się uspokoiłem, wyprostowałem i wskazałem jej wyjście, byśmy wreszcie ruszyli.
***


        W przedpokoju ich domu zrobiło się niezręcznie. Jej rodzice wpatrywali się w nas. Ona wreszcie raczyła mnie chwycić za rękę i tak trochę się przy tym za mnie chowała. Wyciągnąłem przeciwną, czyli moją prawą dłoń i skierowałem w stronę jej rodziców. Patrzyli na nią jak na coś dziwnego.
- Jestem Lee Howon. – Odrzekłem mimo, że nikt jej nie chwycił i nadal się na mnie tylko gapili.
- Jak tyś go uprowadziła? – Zapytała rodzicielka mojej znajomej.
- Jak to?  - Woomin nie miała najwidoczniej pojęcia o co im chodziło, a ja tym bardziej.
- Przecież ja go widuję w telewizji w programach muzycznych. I jest na twoim plakacie z tym dziwnie nazwanym zespołem. – Dodała kobieta.
        Trochę dziwnie się poczułem, że jej matka wiedziała kim jestem. Tego nie planowaliśmy i nie przemyśleliśmy. Prawie zapomniałem przy Woomin, że jestem gwiazdą i powinienem był uważać. To była wyłącznie moja wina.  
- Mamo, ja go po prostu spotkałam na mieście, poznaliśmy się bliżej i tak jakoś wyszło. – Zaczęła mówić speszona Nim, tylko że odbiegała od naszego scenariusz, choć pewnie przez to, że jej rodzice mnie zdemaskowali.
- Mam nadzieję, że opowiedziałeś jej jak trudna jest kariera idola. – Powiedział poważnie jej ojciec. – Ona kiedyś sobie ubzdurała, że lubi tańczyć i pójdzie na przesłuchanie do wytwórni. Zero rozsądku. – Prychnął, a we mnie zaczęło się gotować.
        Nie dość, że potraktowali mnie niegrzecznie, bo olali moje przywitanie. Nie wpuszczali mnie także do środka i sterczeliśmy w tym głupim przedpokoju. To jeszcze obrażali taniec i biedną Woomin. Ścisnąłem pięść w ręce, którą ona trzymała. Poczułem, że chyba chcąc mnie uspokoić zaczęła mi ją masować. Rozluźniło mnie to trochę. Podziałało jak jakiś lek na uspokojenie, lecz zdecydowanie szybciej. Zebrałem za to w sobie odwagę.
- Państwo nie doceniają swojej córki najwidoczniej. – Stwierdziłem. – Ona jest bardzo utalentowana i widzę to moim doświadczonym okiem.
- Doświadczonym? Nie rozśmieszaj mnie chłopcze. Ty jesteś tylko marionetką w rękach wytwórni. Tańczysz i śpiewasz to co oni ci zagrają.
        Proszę… Zaczął i ze mnie drwić. Już i tak miałem u nich przechlapane, więc zdecydowałem się iść na całego. Nie mogłem pozwolić na takie traktowanie mnie, a już tym bardziej ich córki.
- Rozumiem. A jako kto pan pracuje? – Zapytałem.
- Bankier.  – Odpowiedział niepewnie.
- I nikogo nad panem nie ma? Nie wykonuje pan niczyich rozkazów? Nie jest pan niczyją marionetką? W to wątpię. Wytyka pan innym, że się podporządkowują, a sam nie jest pan niezależny.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić? – Oburzył się, a ja czułem ciągnięcie za rękę przez Woomin, co wcale mnie nie powstrzymywało.
- Widzę, że prawda w oczy kole. Proszę pana. Może jestem ich marionetkę, ale ja wkładam całą swoją duszę w taniec, śpiew i rap. To nie jest tak, że robimy wszystko co nam każą. Mamy także możliwość własnej ingerencji, tym bardziej, że już doceniani jesteśmy po tylu latach w tej branży. Każda nagroda, każdy uśmiech naszych fanów jest dowodem, że wykonujemy dobrze swoją pracę. Ja jestem dumny z tego co robię i każdemu kto ma choć trochę pasji i waha się nad zostaniem idolem mówię zrób to. Bo w końcu choć bywają ciężkie chwile, jak w każdej pracy, to warto zaryzykować. Jeżeli jest to czyjeś marzenie, to pozwala się spełnić i ukazać swoje wnętrze innym.
        Zaniemówili. Ucieszyła mnie taka sytuacja, więc kontynuowałem.
- Tak więc… Nie powiem jej, że to zła droga. Wręcz przeciwnie. Wesprę ją w każdej decyzji. I państwu od razu mówię, że nie rozdzielicie nas łatwo. – Za bardzo chyba się wczułem w rolę jej chłopaka.
- A co z twoją karierą? – Zapytała znowu matka. – Nie koliduje z byciem w związku.
        Wtedy troszkę się zmieszałem. Nie mieliśmy już w kontrakcie żadnych zakazów co do tego, niestety wiadome było, że tu nie tylko chodziło. Fanki… Mogłyby nie dać żyć biednej Woomin. Ale ja nie byłem jej prawdziwym chłopakiem więc dodałem tylko.
- Nie będę stawiał kariery ponad Woomin i spokojnie. Mogę się umawiać. Obiecuję, że nie stanie jej się krzywda przy mnie.
        Powiedziałem to dumny z siebie. Oni tylko na to pokiwali i spojrzeli ku sobie.
- I tak nic nie możemy zrobić, jak chcecie wejdźcie do pokoju, tam podam wam kolację. – Podsumował wszystko kobieta.
        Poddali się najwidoczniej i mnie zaakceptowali. Tylko co ja zrobię, jak wrócę do Seulu? I co wtedy im powie Woomin? Nie mogłem tego tak zostawić. Stwierdziłem jednak, że nie pora na takie zmartwienia i trzeba było nacieszyć się triumfem. Mógł nie trwać długo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz