sobota, 20 sierpnia 2016

Małe nieporozumienie: Rozdział 18

Witam. ;3  Nie mam za dużo czasu na pomyślenie nad notatką, więc tylko podziękuję serdecznie wszystkim za czytanie tego opowiadania. Nie długo wybiją 20 rozdziały, a mi się zdawało, że dopiero je zaczęłam. :D  I liczę na opinie w komentarzach, które zawsze wywołują u mnie uśmiech i dodają bardzo dużo motywacji. :D Miłego weekendu. :D

Małe nieporozumienie
Rozdział 18



*Saeron*

           Jak tylko zobaczyłam, jak Sunggyu na mnie patrzył, od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Jego wzrok mówił wyraźnie, że nie żartuje i czułam, że powinnam się była bać. Starałam się zachować spokój, do momentu, kiedy nie wyszliśmy. Moje serce uderzało bardzo szybko z powodu stresu w jakim byłam. On długo milczał i to niepokoiło mnie jeszcze bardziej. Dopiero w pewnym momencie przystanął i spojrzał na mnie. Ja oczywiście także odwróciłam się w jego stronę.
- To co się wydarzyło w nocy… Dlaczego to zrobiliśmy?
           Ja chyba znałam odpowiedź na to. Bałam się jednak powiedzieć to, skoro widać było, że wcale tego nie odwzajemniał. Dlatego tylko milcząc spuściłam wzrok.
- Czy ja ci się podobam? Lubisz mnie… w ten sposób? – Zapytał niepewnie, a ja na te słowa ponownie uniosłam głowę.
           Nie wiedziałam, czy powinnam była skłamać, czy być szczera. Przerażała mnie myśl, że zostanę przez niego odrzucona. Nie chciałam być w niepewności. Nie potrafiłam się skoncentrować nad odpowiedzią. Ostatecznie postawiłam na prawdę. Pokiwałam tylko twierdząco głową.
- Przepraszam. – Odpowiedział na to. – Widzisz… Nie powinniśmy byli… Chcę ci tylko powiedzieć, że chwilowo muszę to wszystko przemyśleć. Ona wróciła. Nie jestem pewien, czy nadal czegoś w małym stopniu do niej nie czuję. Mam mętlik w głowie. Z drugiej strony, to ty przy mnie byłaś ostatnio. Także zdawało mi się momentami, że zastąpiłaś ją w moim sercu na dobre… Niestety gdy ją zobaczyłem… Mam wątpliwości.
           Nie potrafiłam przerwać jego wypowiedzi. Rozumiałam co miał na myśli. Mimo to, miałam ogromną nadzieję, że poprzednia noc miała mi udowodnić, że teraz tylko ja się liczę. Zawiodłam się. Zbyt wiele sobie wyobraziłam i oczekiwałam.
- W takim razie, dlaczego to zrobiłeś?
- Sam nie wiem… Nie kontrolowałem siebie. – Mówił to błagalnym głosem. Liczył chyba na to, że powiem, że nic się nie stało? – Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie bardzo zła.
- Jak mam nie być? Wiesz ile nadziei we mnie obudziłeś? Do tej pory starałam się myśleć racjonalnie i nie wierzyłam, że spojrzysz na mnie, jak na kobietę. Myślałam, że ty tylko chcesz przyjaźni. A w nocy naprawdę uwierzyłam, że coś jest między nami. Myślisz, że oddałabym ci się, gdybym nie zaufała, że żywisz do mnie jakieś uczucie? Wiesz jak teraz się czuję? Jakbyś tylko mnie wykorzystał! Czy ja według ciebie jestem łatwa?! Co sobie teraz wyobrażasz?! - Coraz głośniej krzyczałam nie przejmując się, że ktoś jest w pobliżu. – Nienawidzę cię od teraz! Idź do niej, bo skoro się zawahałeś to nadal ją kochasz! Nie pokazuj mi się na oczy, nawet jeśli znowu cię zrani. Znajdź sobie kogoś innego na pocieszającą maskotkę. – Wybuchłam w tym momencie głośnym płaczem. Chciałam pobiec w tym momencie do domu, lecz nie potrafiłam się ruszyć z miejsca.
            W tym momencie on mnie objął ramionami i przyciągnął do ciebie.
- Przepraszam. – Szeptał. – Jestem tyranem. Masz rację, nie powinienem był się tak zachować, nie będąc pewnym do kogo żywię uczucia. Ja nie mówię, że cię nie chce. Ja muszę wszystko tylko przemyśleć. Proszę daj mi czas i nie znienawidź mnie.
           Nie umiałam nic odpowiedzieć. Miałam ochotę jeszcze na niego krzyczeć, ale brakowało mi słów. Nie wiedziałam też czemu nadal pozwalałam mu na przytulanie mnie. Byłam zbyt miękka i za bardzo pragnęłam jego bliskości, gdyż wkrótce mogłam ją stracić. Zapewne to było powodem tego, że jeszcze jakiś czas wypłakiwałam się w niego, bez żadnych słów.

*Sungyeol*

           Nudziłem się przełączając kanały w telewizorze jeden po drugim. Nie skupiałem się nawet na tym co na nich leciało. Myślami byłem gdzie indziej. Kombinowałem nad tym, jak wszystko wyjaśnić sobie z Jirą. Obwiniałem siebie za to, że nie potrafiłem z nią postępować. Od początku zachowywałem się przy niej okropnie. Pewnie miała mnie teraz za idiotę, bawiącego się uczuciami innych dziewczyn. A to nie oto mi chodziło. Nie tym razem. Na początku zrobiłem jej na złość i nie lubiłem jej. Potem chciałem ją przeprosić, ale zrobiłem to źle. Ostatecznie chcąc się do niej zbliżyć zostałem źle zrozumiany. Chciałem to teraz przede wszystkim odkręcić, lecz nie miałem pojęcia jak. Obawiałem się, że nie ma już ratunku. Wtedy przypomniałem sobie o Danie. Ostatnio dawał mi rady na jej temat. Może i tym razem mógłby mi pomóc?
           Zacząłem przeglądać kontakty w telefonie. Uświadomiłem sobie tym, że przecież nie mam jego numeru. Zastanawiałem się, jak go uzyskać. Wątpiłem, że którykolwiek z chłopaków go ma. Trochę mnie to zniechęciło do dalszych działań. Mogłem jedynie poprosić o numer Saeron, albo przejść się znowu pod mieszkanie Jiry i jej przyszywanego brata. To pierwsze skończyłoby się pytaniami, po co mi ten numer, a drugie ryzykowało, że to Jira mi otworzy. Musiałem coś wybrać.
           Ostatecznie wyszedłem z domu, mówiąc pozostałym, że idę się przejść. Ruszyłem do sąsiadów. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Otworzył mi ojciec Dana, co jeszcze bardziej mnie podłamało. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć.
- Przepraszam… - Chciałem zacząć.
- Ty pewnie do Jiry? – Przerwał mi.
- Nie. Ja do Dana. – Rzekłem pospiesznie, bo zdawało mi się, że zaraz będzie próbował ją zawołać.
- A to mnie zaskoczyłeś. – Zaśmiał się. – Dan! Zejdź na chwilkę.
           Cieszyłem się, że nie kazał mi wejść do środka, bo to mogłoby być ryzykowne. Po chwili po schodach zbiegł mój wybawiciel.
- Ten chłopak przyszedł po ciebie. – Wskazał mnie, odchodząc gdzieś w głąb salonu.
- Hej. Co ty tu robisz? – Zapytał mnie szeptem Dan.
- Chcę bardzo z tobą porozmawiać.
- Pewnie chodzi oto samo, przez co Jira teraz nie chce wychodzić z pokoju?
- Dokładnie. – Rzekłem spuszczając wzrok.
- W takim razie chodźmy gdzieś się przejść.

***

           Po piętnastu minutach udało nam się usiąść w jednej z kawiarni. Zamówiliśmy coś sobie, a dopiero potem rozpocząłem rozmowę na ten drażliwy temat.
- Musiałbym wyjaśnić ci wszystko po kolei. Otóż strasznie się pogubiłem.
- W czym? Miałeś ją przeprosić z tego co ostatnio rozumiałem. A po waszej rozmowie się popłakała, chodziła jakaś dziwna i nie chciała się spotkać z Jiminem kilka razy. Potem chwilowo jej przeszło, jak biegała do twojego kolegi, a teraz znowu jest w rozsypce. Co się wydarzyło? Bo o dziwo tym razem nic mi już nie chce mówić.
- Ah. – Westchnąłem, bo nie było łatwo powiedzieć mu tego wszystkiego, lecz musiałem. – Ja przeprosiłem ją w zły sposób. Nie wiem co mi odbiło, ale przez to jeszcze bardziej się zdenerwowała i unikała mnie. Mogłem to tak zostawić, jednak nagle zaczęło mi zależeć na jej wybaczeniu. Powoli uświadomiłem sobie, że sam coś do niej poczułem. Próbując jej to powiedzieć, wyrazić pocałowałem ją, a ona uznała to, za zabawę jej uczuciami. Od tamtej pory nie potrafię przestać o tym myśleć, jak to naprawić. Ona mnie nie wysłucha. Nienawidzi mnie.
- Spokojnie. Ona szybko nie przejawia takich uczuć do innych. Nie jest taka. – Zaśmiał się, a mi nie było do śmiechu. – Moim zdaniem może ci się bardzo łatwo udać ją pocieszyć. Wystarczy szczera rozmowa, do której mogę ci pomóc dopuścić.
           Słuchałem uważnie jego wskazówek jakie mi potem dawał. Wiedział w końcu, jak ją udobruchać. Powiedział także, jak powinienem z nią rozmawiać, żeby mi nie przerwała i wysłuchała moich wypowiedzi do końca. Notowałem wszystko w głowie bardzo dokładnie, by nie pominąć ani jednego szczegółu. Miałem nadzieję, na powodzenie mojego planu.

*Jimin*

           Odkąd Saeron wróciła z poważnej rozmowy z Sunggyu nie odezwała się nawet słowem do nikogo. Wydawało mi się, że ma zapłakane oczy, nic do niej nie docierało. Większość czasu przesiadywała w pokoju, a jak ktoś do niej pukał nawet nie reagowała. Następnego dnia było jeszcze gorzej. Nie wstała rano do pracy. Powiedziałem więc szefowej, że jest chora, ta na szczęście po prostu powiedziała, że ma nadzieję, iż szybko wyzdrowieje. Po moim powrocie do domu, znowu ani razu nie widziałem Saeron. Spytałem dziewczyn, czy jadła obiad, niestety mówiły, że jeszcze nie wychodziła z pokoju, a jak pukają, to mówi, że jeszcze trochę musi posiedzieć.
           Byłem przerażony sytuacją. Wiedziałem, że powinienem był coś zrobić. Myślałem jednak, że ona nic mi nie powie. Wykręciłem więc numer do Sunggyu w nadziei, że wszystko mi wyjaśni.
- Hej, bo ja dzwonię w sprawie Saeron. – Zacząłem prosto z mostu.
- Bardzo źle z nią? – Zapytał niepewnie.
- Czyli rozumiem, że wiesz, czemu nie poszła do pracy, nie kontaktuje, nie wychodzi z pokoju, nie je i wygląda na zapłakaną?
- Niestety tak. – Wtedy coś we mnie zawrzało, bo poczułem, że on jest powodem wszystkiego.
- Czy ty dałeś jej kosza, po tym jak ją przeleciałeś?!
- To nie tak. – Próbował się tłumaczyć.
- Nie chcę cię więcej tu widzieć. Chciałem się dowiedzieć co się stało i chyba już wiem. Nie skrzywdzisz już mojej siostrzyczki jasne? Żałuje, że ci wcześniej pomagałem. Nienawidzę cię.
           Mówiąc to rozłączyłem się, nie dając mu cienia szans na wyjaśnienia. Moje emocje wyraziłem jasno. Byłem wściekły. Czułem także, że po części to wszystko było moją winą. Miałem nadzieję, że będą do siebie pasować. Zaufałem nieodpowiedniemu człowiekowi.
           Bez chwili zastanowienia wparowałem do pokoju Saeron. Leżała na łóżku w pidżamie i czytała jakąś książkę. Nie zapytałem nawet, czy przeszkadzam, bo dałem sobie za cel pocieszenie jej, jak tylko się da. Nie zwróciła uwagi na moje wejście. Usiadłem na skraju mebla i przyjrzałem się jej. Czułem, że była nieobecna.
- Saeron. – Na te słowo klapnęła książkę i spojrzała na mnie. – Wiem już chyba o co chodzi.
- Skąd? – Zapytała zaskoczona.
- Zadzwoniłem do tego kretyna. Nie wiem, jak on mógł. Przepraszam, że kiedykolwiek pomagałem mu. Powinienem był cię przed nim ochronić.
- Nic byś nie poradził. Pewnie sama i tak bym tak się w to wplątała. Jestem pechowym człowiekiem. Wybieram tych złych facetów, a potem dzieje się to co się dzieje. Sama sobie jestem winna. – Mówiła to spokojnie.
- Dzisiaj cię usprawiedliwiłem w pracy, ale nie możesz tu codziennie zostawać. Musisz wrócić do życia.
- Wiem. Od jutra już idę. Potrzebowałam ochłonąć i wszystko przemyśleć. Nie mogę przez niego się przecież załamać. Gorsze sytuację przeszłam. – Dodała z wymuszonym uśmiechem.
           Wiedziałem, że będzie ją to bolało jeszcze długo. Postanowiłem być dla niej oparciem. W końcu uważałem ją za siostrzyczkę.

*Jira*

           Siedziałam samotnie w pokoju zajadając popcorn i oglądając dramę. Oczywiście grał w niej nie kto inny, jak sam Sungyeol. Od kilku dni tylko oglądałam z nim różne filmiki, programy i potem postanowiłam spróbować z tą dramą. Mama martwiła się, że przestałam wychodzić do ludzi. Bałam się, że na każdym kroku go spotkam. Chciałam go unikać. Niestety nie potrafiłam przestać o nim myśleć, a na Internecie znajdowałam co raz ciekawsze rzeczy z nim związane. Nie wiedziałam, jak się z niego wyleczyć.
           Olałam czyjeś pukanie do drzwi mojego pokoju z nadzieją, że owa osoba da mi spokój. Byłam pewna, że będzie to znowu zmartwiona mama, lub Dan. Co chwile pytali co mi jest, a sama nie potrafiłam na to odpowiedzieć.
- Mogę wejść? – Usłyszałam stłumiony głos Sungyeola, a gdy uświadomiłam sobie, że nie pochodzi on z telewizora, osłupiałam.
- Proszę. – Jęknęłam wręcz.
           Nie wiedziałam dlaczego go wpuściłam. Powinnam była wyrzucić go z tego mieszkania i mojego serca raz na zawsze. A jednak powiedziałam tylko ciche „proszę”.
           Drzwi oczywiście się otworzyły i wyłonił się zza nich sam zainteresowany. Byłam w pewnym stopniu przerażona, a z drugiej strony ciekawiło mnie czego on jeszcze ode mnie chciał. Miałam nadzieję, że nie zamierzał mnie kolejny raz przepraszać w nietaktowny sposób.
- Przeszkadzam? – Zapytał niepewnie.
           Gapiłam się na niego bez słowa. On spojrzał w ekran telewizora i zaśmiał się na widok tego co oglądałam. Momentalnie dostałam wypieków na twarzy i zaczęłam nerwowo szukać pilota, by wyłączyć to co mnie pogrążało w tej chwili. Niestety jak to w stresie bywa, nie potrafiłam znaleźć szukanego przedmiotu. I wtedy on podszedł i nacisnął guzik skrzyni, którą pragnęłam wyłączyć.
- To chciałaś zrobić?
           Pokiwałam twierdząco głową przyciągając moje kolana pod podbródek. On natomiast usiadł obok mnie i dopiero zauważyłam, że coś miał cały czas w ręce.
- Proszę. – Powiedział, wręczając mi bombonierkę z czekoladkami.
           Moje oczy zabłysły. Byłam uzależniona od wszelkiej czekolady, więc w domu była przede mną zawsze ukrywana przez moją mamę, bo ta bała się o moje zęby, tak więc, byłam przeszczęśliwa, jak dostawałam takową w prezencie.
- Nawet nie wiesz, jak teraz bardzo się raduje. – Stwierdziłam, wcale nie myśląc co mówię.
- Czyli to znaczy, że mi wybaczysz? – Rzekł z wielkim uśmiechem.
- Co mam ci wybaczyć tym razem? – Oburzyłam się, bo w końcu naprawdę wierzył, że tak łatwo mu pójdzie?
- To, że zachowywałem się jak idota, a potem cię zraniłem zamiast przeprosić. A na końcu, że chyba coś do ciebie zacząłem czuć.
           Na to ostatnie zdanie oniemiałam. On coś poczuł do mnie? Czy ja się przesłyszałam? Czyli ten ostatni pocałunek, nie był bezinteresowny? Nie wiedziałam co o tym myśleć i czy w ogóle mogę mu wierzyć. Byłam zmieszana tą sytuacją. Nie tego się spodziewałam. Miałam go wybić sobie z głowy, a on funduje mi taki obrót akcji.
- Mówisz serio? – Wreszcie odważyłam się odezwać.
- T.. Tak. – Wyjąkał.
           Byłam zaskoczona. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Moje serce znowu zaczęło wybijać bardzo szybki rytm. Nie potrafiłam skupić na niczym moich myśli. On jeszcze się do mnie przybliżył. Na tyle blisko, że wpatrywałam się głęboko w jego piękne oczy. Nasze usta dzielił centymetr. Oddechy powoli się zmieszały. Nie wytrzymując, to tym razem ja wtopiłam się w jego usta. Nasz pocałunek trwał długo i był bardzo namiętny. Tym razem jednak czułam pełno emocji, które nasz przepełniały. Mogłam stwierdzić, że to był pierwszy tak wspaniały mój pocałunek w życiu.

*Woohyun*

           Zapukałem do drzwi mieszkania dziewczyn. Otworzyła mi Riyeon uśmiechając się na mój widok. Cieszyłem się, że akceptowała mnie jako chłopaka przyjaciółki. Zawsze mogła uważać, że jestem nie odpowiedni dla jakże delikatnej Jimin. Oczywiście ta siedziała już niecierpliwie w kuchni, oczekując mnie. Jak tylko mnie ujrzała w progu, podbiegła i przytuliła mnie czule.
           Byłem szczęściarzem, że trafiłem na tak wspaniałą dziewczynę. Ona według mnie nie miała wad. Jej nieśmiałość była urocza, a na dodatek, okazało się, że byłem jej pierwszym prawdziwym chłopakiem, co przepełniało mnie dumą. Wiedziałem też, że muszę traktować ją wyjątkowo, bo była niepowtarzalna.
           Wręczyłem jej kwiaty, które dla niej zebrałem w naszym ogrodzie. Nie wiem skąd tyle pięknych się tam znalazło, skoro nikt tego na co dzień nie pielęgnował, ale stwierdziłem, że idealnie odzwierciedlają urodę mojej Jimin.
- Nie wiesz może co stało się z Sunggyu i Saeron? – Zapytała mnie nagle Riyeon, wyrywając z doliny marzeń.
- Ah. Nie mam pojęcia. Skąd to pytanie?
- Saeron nie poszła do pracy dzisiaj, siedzi prawie cały czas w pokoju, od woczrajszego poworotu Oczywiście on ją odprowadzał. Jeżeli dobrze widziałam miała łzy w oczach. Mi nic nie powie. Od jakiegoś czasu rozmawiają z Jiminem.

           Zamurowało mnie. Ewidentnie musiało dojść do jakiś zgrzytów między nią, a Sunggyu. Byłem zdruzgotany. Obawiałem się, że wpływ na to miało pojawienie się jego byłej dziewczyny i błagałem los, żeby nie oto chodziło. Nie chciałem, by biedaczka przez niego teraz cierpiała. Chciałem się czegoś dowiedzieć, ale bałem się jej narzucać. Nie miałem pojęcia, czy powinienem ja także z nią porozmawiać, bo w końcu nie wiedziałem, czy nadal mi ufała. Byłem jednak pewien, że z Sunggyu poważnie porozmawiam, jak wrócę. Postanowiłem, że jeżeli choć trochę skrzywdził biedną, to będzie miał niezły problem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz