sobota, 27 sierpnia 2016

Małe nieporozumienie: Rozdział 19

Prawie zapomniałam o dodaniu rozdziału. Tak bardzo mnie rozpiera wena, że sobie piszę nowy i nie myślę, że dziś sobota. Przepraszam was bardzo, że tak późno, jak na mnie ostatnio. :/
Mam nadzieję, że spodoba wam się ten rozdział. I powiem, że następny to już 20 i ci co czytają więcej moich opowiadań pewnie domyślają się, co to oznacza. :D
Dodatkowo… Widzieliście japoński teledysk Infinite? Chodzi mi o DNA. Dopiero udało mi się go zobaczyć dzisiaj. Jak się dowiedziałam, że ma wyjść, to szukałam go prawie codziennie bo teaser mnie zabił, a potem przegapiłam kiedy się pojawił i gdyby nie mądry yt mi go podpowiedział to nie wiem co by było. :D I chcę dodać, że ja na tym teledysku umarłam i przez to mam ogromną ochotę na pisanie tego opowiadania.
Jak ktoś jeszcze nie widział tego teledysku, bo są osoby, których nie interesują japońskie comebacki, to polecam dla samego wideo obejrzeć, choć piosenka i tak świetna jak dla mnie. :D

Małe nieporozumienie
Rozdział 19



*Woohyun*

           Przez cały mój pobyt u Jimin, znowu martwiłem się o Saeron. Nie wychodziła, a jak Jimin wyszedł od niej, to stwierdził, że powinna być teraz sama i nie mogłem za bardzo się wtrącić. A chciałem bardzo dowiedzieć się o co poszło. Jedyne co zdążyłem z niego wyciągnąć, to to, że rzeczywiście chodziło o Sunggyu. Nie miałem więc innego wyjścia, jak porozmawiać z nim po powrocie. Męczyło mnie to jednak przez cały pobyt u Jimin, przez co bałem się, że ta będzie zła. Na szczęście ona rzadko kiedy się złości. To jeden z jej wielu plusów.
           Kiedy wchodziłem do dormu zastałem ciszę. Zapytałem tylko Myungsoo siedzącego na kanapie, czy Sunggyu jest sam w pokoju. Jak tylko mi przytaknął, udałem się w to miejsce. Nawet nie zamierzałem pukać. Wtargnąłem tam, na co mieszkaniec tego pomieszczenia zareagował zdziwieniem. Nie wiedziałem od czego zacząć, więc stałem chwilę jeszcze w wejściu i układałem wypowiedź, która miała dać mu coś do zrozumienia, lecz on odezwał się pierwszy.
- Coś się stało? – Zapytał niewinnie.
           Miałem ochotę wybuchnąć, ale się powstrzymałem. W końcu chciałem na początku z nim łagodnie porozmawiać, żeby mi wszystko powiedział.
- Sam mi powiedz. Co z tobą i Saeron. Czemu siedziała dziś cały dzień w pokoju? Podobno tak ma od spotkania z tobą.
           Widać było, że od razu posmutniał. Usiadł na łóżku, na którym do tej pory leżał i czytał coś. Poklepał miejsce koło siebie, zapraszając mnie tym na nie. Skorzystałem i spocząłem obok niego.
- Ja… Nie wiem od czego zacząć. Lecz postaram się od początku.
           Tak więc i zrobił. Powiedział mi o nocy spędzonej z Saeron i uczuciach jakie go ogarniały przy spotkaniu z nią. Potem wyjaśnił o czym rozmawiał z Hyunri, czyli swoją byłą. Jak to przypomniała mu, co ich łączyło i jak bardzo ona nie mogła bez niego w Ameryce wytrzymać. Załamała się, gdy powiedział jej o wyrzuconym misiu i pozbywaniu się uczuć do niej. Wzbudziła w nim wyrzuty sumienia. A ja poczułem, że pogrywała sobie z nim. Moim zdaniem chciała go wziąć na litość. To nie miało najmniejszego dla mnie sensu. Postanowiłem zaraz przemówić Sunggyu do rozsądku. Ale on podsumował wszystko, tłumacząc, że na razie nie zamierzał podejmować decyzji. Bał się którąkolwiek zranić i jednocześnie chciał, wybrać to co podpowie jego serce. Niestety jak próbował wszystko powiedzieć Saeron ona przyjęła tylko te negatywne aspekty. Nie dziwiłem jej się. Nie miałem pojęcia co powinienem powiedzieć mojemu przyjacielowi.
- Czyli nie zamierzasz chwilowo nic robić? – Zadałem pomocnicze pytanie.
- Nie do końca. Hyunri pewnie tu przyjdzie nie raz. Ona chyba myśli, że przemówi do mnie w końcu. Szczerze… Wolałabym, by wróciła do tej Ameryki. Ułatwiło by mi to sprawę.
- Czy to co teraz powiedziałeś, nie świadczy o tym, że wcale ci na niej już nie zależy?
- Może i tak jest. Pogubiłem się.
- Wiesz, że jak będziesz zwlekać to uczucie Saeron względem ciebie może wygasnąć? A według mnie, to z nią powinieneś być. Przecież sam mi mówiłeś, że zaczynasz coś do niej czuć. Na odgrzebywanie uczuć do Hyunri już za późno. Zamknąłeś to.
- Niby wiem to.
- Nie rozumiem, więc nad czym jeszcze myślisz.
- Po prostu nie chcę podjąć pochopnej decyzji.
- Myślisz, że Saeron będzie czekać z otwartymi ramionami na twoją odpowiedź? Bo ja sądzę, że już jest bardzo zawiedziona i musisz szybko uratować sytuację.          
           Moją wypowiedź przerwało lekkie pukanie do drzwi. Zdenerwowało mnie to, bo miałem szansę pomóc Sunggyu się ogarnąć. A na domiar złego na pytanie „Kto tam?” usłyszałem cichutkie „Hyunri”.
- Chyba muszę wyjść, więc przemyśl co ci mówiłem.
           Wychodząc minąłem się z tą dziewczyną, która znika i pojawia się w nieodpowiednich momentach. Nie podobało mi się to wcale. Miałem ochotę jej także wygarnąć, by przestała nękać biednego chłopaka. Na szczęście udało mi się powstrzymać od tej niepotrzebnej sprzeczki.

*Jira*

           Siedziałam sobie spokojnie oglądając dramę „High School – Love On”, ale już nie sama. Towarzyszył mi nadal Sungyeol, który chyba nie zamierzał wyjść prędko tego dnia  z mojego mieszkania. Minęło trochę od naszego pocałunku. Po nim nie wiedzieliśmy oboje o czym mówić, więc włączyliśmy z powrotem telewizor. Zajadaliśmy przy okazji popcorn, który wcześnie zrobił mi Dan, a ja nie zamierzałam go ruszać. Teraz cieszyłam się, że jedliśmy go razem. Choć nie rozmawialiśmy, to czułam się dobrze. Miałam ochotę kilka razy oprzeć na nim głowę, niestety nie wiedziałam, czy mogę to zrobić. Niby wyznał mi uczucia, czy raczej, to że niby zaczyna coś czuć, a nie określił konkretów. Niby ja go pocałowałam po tych słowach. Tylko co to teraz oznaczało dla niego? W końcu jego umysł był tak skomplikowany, że ciężko było to wydedukować.
           Postanowiłam w pewnym momencie zacząć jakąś rozmowę. Co jak co, jednak oglądanie dramy z aktorem w niej grającym, było co najmniej dziwne. Widziałam go na ekranie i obok siebie. Na dodatek on był taki skupiony. Cierpiał na samouwielbienie, czy jak?
- Nie nudzi cię oglądanie tego? Pewnie oglądałeś to wiele razy?
- Nie miałem takiej potrzeby. A popatrzeć zawsze mogę. Wyłapuję wtedy moje błędy.
- Dlatego jesteś tak skupiony?
- Nie. To akurat z twojego powodu. Boję się, że jak się odezwę, to coś ci zaspojleruję.
           Mimowolnie wybuchłam śmiechem. Nie wiem, co mnie w tym bawiło.
- Śmiejesz się, tak? – Powiedział, rzucając we mnie popcornem.
- Ej. Nie pozwalaj sobie. – Udałam oburzenie.
- Bo co mi zrobisz? Ja ci pokaże do czego ja jestem zdolny.
           W tym momencie, rzucił się na mnie i zaczął mnie łaskotać. Chciałam prosić, żeby przestał, bo dostawałam od tego napadów śmiechu, ale już nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa. Rechotałam jak żaba. On był zadowolony z siebie, do momentu, gdy wywinęłam mu stopą w twarz. Zrobiłam to niekontrolowanie i odruchowo. Zdarzyło się to tak szybko, że tylko zwróciłam uwagę jak łapie się za nos. Podniosłam się i przybliżyłam. On nadal go zakrywał choć próbowałam odsunąć jego dłonie, by coś zobaczyć.
- Odejdź. Przez ciebie będę miał amputowany nos. Jak ja będę śpiewał? – Zażartował sobie.
- Będziesz bez nosa jak jakiś Voldemort. – Zachichotałam.
- No proszę, nabija się z mojego nieszczęścia. – Odwrócił się do mnie tyłem.
           Odsunął wreszcie ręce z twarzy i spojrzał na nie.
- Krew! – Krzyknął.
           Ja przerażona, pojawiłam się szybko przed nim, lecz nic nie zauważyłam. Wtedy zaczął się śmiać.
- Nabrałaś się.
- Przestań. – Wściekłam się. – Nie uczyli cię, że tak się nie robi? Bo jak naprawdę ci coś będzie, to nikt nie uwierzy.
- Dobrze mamo. – Dowcipniś się z niego zrobił. Byłam ciekawa jak długo to potrwa.
           Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Na początku nasłuchiwałam, czy ktoś idzie otworzyć. Niestety nie słyszałam, żadnego tupania i zawiedziona postanowiłam otworzyć.
- Zaraz wrócę. – Oznajmiłam, ale on też miał coś do powiedzenia.
- Dobrze, zejdź zobaczyć kto to, a ja zaraz do ciebie dołączę i się pożegnamy. Bo powinienem już iść.
           Tym bardziej nie spodobało mi się to, że ktoś nam przerwał. Nie chciałam jeszcze kończyć tego wspaniałego wieczoru. Niestety nie miałam chyba wyjścia. Zeszłam, więc powoli na dół. Otworzyłam drzwi, bez zaglądania kto za nimi stoi i ujrzałam przed sobą uśmiechniętego Jimina.
- Wyjdziemy gdzieś? – Zapytał.
           Zamurowało mnie. Nie spodziewałam się go. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Nie mogłam oznajmić, że mam kogoś, bo nie wiedziałam, kim byłam dla Sungyeola. Nie miałam także pomysłu jak delikatnie odmówić. W mojej głowie świeciły pustki. Poczułam za to, jak za mną pojawił się ktoś. Zapewne Sungyeol.
- O witaj Jimin. – Przywitał go jakoś dziwnie zadowolony.
- Cześć. – Ten odpowiedział już mniej chętnie.
- Pewnie chcecie pogadać, czy coś. To ja już nie będę przeszkadzał i się zmywam. – Już miałam ochotę prosić go, lecz zapomniałam o co, bo w tym momencie złączył na chwilę nasze usta i wszystkie myśli, ze mnie wyparowały.
- To do jutra moja droga. – Powiedział mrugając jeszcze do mnie i pobiegł przed siebie.
           Oczywiście stałam osłupiała ze zdziwienia. Domyśliłam się, że zrobił to specjalnie na oczach Jimina. Czyżby chciał pokazać, że jestem jego? Skoro tak, to znaczyło, że jesteśmy parą? Nie wiedziałam, czy się tym cieszyć, czy martwić się, że przede mną stał Jimin, który zapewne nie był zadowolony z zaistniałej sytuacji. Odchrząknęłam nerwowo, uświadamiając to sobie. Co ja miałam mu powiedzieć?
- Widzisz, bo… - Próbowałam skleić jakieś sensowne zdanie.
- Nie wysilaj się. – Przerwał mi. – Widzę, że masz chłopaka. Dobrze mówię?
- Tak jakby. – Bałam się, że cokolwiek odpowiem i tak będzie źle.
- W takim razie nic tu po mnie.
           Było mi smutno, bo nie miałam pojęcia co robić. Już się odwracał, a ja krzyknęłam.
- Zaczekaj! – Spojrzał na mnie zdziwiony. – Możemy zawsze się przyjaźnić.
- Nie bawię się w żadne friendzone. Nawet nie próbuj mnie oto prosić. Nie przejmuj się. To nie pierwszy raz, kiedy dostaję kosza, więc nie będzie ze mną źle. – Powiedział to z najszczerszym uśmiechem, więc uwierzyłam mu.
           Trochę mi ulżyło. Mimo to, patrzyłam jak odchodzi, upewniając się, czy nie ogląda się jeszcze za mną. Na szczęście tak nie było. Czyżby wszystko było w najlepszym porządku? Coś za łatwo poszło i ja to czułam. Lecz nie chciałam się na tamten moment tym przejmować.

*Myungsoo*

           Siedziałem na kanapie, znowu… Nie chciałem całego wolnego marnować na nic nie robieniu. Niestety. Jak Hoya, czy Sungjong gdzieś wychodzili nie pytali się nawet mnie, czy może chcę z nimi wyjść.  Czułem się momentami traktowany jak powietrze. Bardzo chciałem poznać kogoś nowego. Nie wiedziałem, od czego zacząć. Skoro w tym mieście nie było młodych ludzi za wiele. Marudząc w myślach na siebie, ledwo zauważyłem siadającego koło mnie, chyba podenerwowanego Woohyuna.
- Było tak blisko. – Mówił ciężko wzdychając, a ja nie wiedziałem, czy do mnie, czy może do samego siebie.
- Do czego? – Postanowiłem zapytać.
- Do przekonania Sunggyu. Jak on mógł to zrobić Saeron?
- Co takiego?! – Teraz to się oburzyłem.
- Ah chyba nie powinienem tego rozpowiadać. – Mówił przeczesując swoje włosy do góry ze złości.
           Załapałem go za ramię i potrząsałem.
- Powiedz co się dzieje. Dobrze wiesz, że zależało mi na Saeron.
- Właśnie, kiedy się poddałeś?
- To ja pierwszy zadałem pytanie. Ale dobrze. Odpowiem ci. Sunggyu opowiedział mi, że zależy mu na niej również i jak wyjaśnił dlaczego, to postanowiłem się odsunąć, bo w końcu bardziej pasowali do siebie. Dlatego tym bardziej muszę wiedzieć co się stało! Nie poddałem się po to, żeby on ją ranił!
           Byłem zdesperowany i Woohyun musiał to zauważyć. Nie powinien jednak mi się dziwić.
- Ah. – Westchnął. – Sunggyu się pogubił przez pojawienie się tej byłej. Sam nie wie teraz czego chce i przez to moim zdaniem zranił Saeron. On wie, co ona poczuła do niego. Nie mogę więcej powiedzieć.
           Załamałem się po tym co powiedział. Podniosłem się natychmiast i pełen determinacji ruszyłem do przedpokoju. Zacząłem się ubierać.
- Co ty wyprawiasz?
- Nie martw się. Idę tylko ją odwiedzić. Jako przyjaciel. Niestety nie ręczę, że nie będę się o nią starać. Skoro Sunggyu nie potrafi o nią zadbać, będę przy niej czuwał.
           Widać było, że Woohyunowi ten pomysł się nie podobał. Od początku chciał, żeby to Saeron była z Sunggyu, tylko co z tego wynikło? Byłem głupi, że myślałem, iż nasz lider da sobie radę z dziewczyną. Ostanie o co bym go oskarżał to zranienie jej. Niestety miarka się przebrała. Nie mogłem dłużej ustępować mu, skoro mógł zdecydować się zostawić Saeron dla swojej byłej.
***

           Drzwi do mieszkania otworzył mi ten cały Jimin. Był jakiś trochę nie w sosie. Na pierwszy rzut oka mógłbym stwierdzić, że przejął się Saeron. Lecz to chyba nie było to.
- Pewnie przyszedłeś do Saeron? – Zapytał.
- Owszem.
- Nie mogę cię zapewnić, czy cię wpuści. Aczkolwiek… Nie wiem, czy ja cię chcę wpuścić.
           Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Jeden z was już narobił kłopotów. W dodatku przychodzisz o takiej porze.
- Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego. Chcę ją tylko troszkę pocieszyć. – Zapewniłem.
- Powiedzmy, że ci wierzę. A zanim do niej wejdziesz możesz mi coś powiedzieć?
           Zastanawiałem się, o co może mu chodzić, ale przytaknąłem.
- Jak poradziłeś sobie z odrzuceniem? – Znowu mnie zadziwił.
- Nie rozumiem. Dostałeś kosza?
- Przez jednego z waszych kumpli!
           Patrzyłem znowu na niego z niedowierzaniem. Zalecał się do kogoś z zespołu? Nie miałem pojęcia, że z którymś się w ogóle widywał. Może Sungyeol? Albo Hoya? Jedynie oni znikali bez słowa.
- A podał chociaż powód?
           Teraz to on spojrzał na mnie jakby zobaczył ducha. Coś nie tak zrobiłem?
- Nie oto mi chodziło! Jeden z was mi odbił dziewczynę.
           Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz wiedziałem, że to nie na miejscu. Jak mogłem pomyśleć, że Jimin lubi chłopaków? Chyba rzeczywiście była za późna pora na odwiedziny, bo mój mózg już słabo pracował.  
- Przepraszam, źle cię zrozumiałem. – Mówiłem powstrzymując chichot.
- Co to za hałasy! – Odwróciliśmy się w stronę osoby, która to krzyczała. To była Saeron.
           Miałem ochotę podbiec do niej i ją przytulić. Wyglądała kiepsko. Nie wiedziałem co jej powiedzieć. Wtedy wydarzyło się coś czego się nie spodziewałem. Ona do mnie podeszła i mnie objęła.
- Przepraszam. – Wyszeptała, a ja nie miałem zielonego pojęcia o co jej chodzi.
- Za co?
- Za to, że byłam uparta i wredna względem ciebie. Nie dawałam ci cienia szansy na zbliżenie się. A w końcu moglibyśmy się zaprzyjaźnić. – Mówiąc to odsunęła się ode mnie i uśmiechnęła szeroko.
           Zamurowało mnie trochę. Nie widziałem nadal powodu, dla którego miałaby mnie przepraszać. Mimo to, byłem z tego powodu zadowolony. Zabolało, że podkreśliła tą przyjaźń, jednak uznałem, że nie ma się czym przejmować. W końcu nic na siłę, a czasami przyjaciele mają także jakieś szanse.
- Przyszedłeś tak późno. Czemu tak nagle?
- Dowiedziałem się, że jesteś zraniona. W takiej sytuacji, pojechałbym nawet na drugi koniec Korei. – Skąd takie piękne słowa udało mi się wypowiedzieć?
- To kochane. – Odpowiedziała uroczo. – Może coś obejrzymy u mnie w pokoju? Nic długiego. Bo jutro muszę iść do pracy rano.
- Dobrze. – Zgodziłem się szczęśliwy z propozycji.
           Czułem, że Jimin cały czas się nam przyglądał. Pewnie upewniał się, czy może mi ufać. Ja naprawdę nie zamierzałem nic zrobić Saeron.
           Wszedłem z nią do pokoju. Postanowiliśmy, że będziemy oglądać jakiś serial komediowy siedząc na podłodze i opierając o jej łóżko. To był dobry pomysł, bo dużo się przy tym śmiała. Ja zresztą też. Choć nawet nie skupiałem się na fabule. Po prostu reagowałem na jej radość. Postanowiłem jednak troszkę popatrzeć, żeby potem nie wyszło na to, że nic wiem z tego, co się działo na ekranie. Wtedy poczułem jej dłoń, która opadła na moją. Odruchowo chwyciłem ją i zacząłem głaskać kciukiem.  Po chwili zrozumiałem, że coś jest nie tak. Spojrzałem na nią. Ona spała. Chciałem szybko puścić jej rękę, ale ona się nagle przebudziła. Spojrzała na mnie zaspanym wzrokiem, potem na nasze dłonie. Wzięła swoją i zaczęła masować. Zrobiło mi się głupio i strasznie ciepło.
- Chyba jesteś troszkę śpiąca. Więc ja muszę już pójść. – Podniosłem się gwałtownie.
- Przepraszam. Musiałam być bardziej zmęczona niż przypuszczałam.

           Kiwnąłem jej jeszcze na pożegnanie i wyszedłem. Za drzwiami odetchnąłem z ulgą. Zrobiłoby się niezręcznie, gdybym był tam choć chwilę dłużej. Jak Sunggyu mógł to tak po prostu psuć. Ja dużo bym dał za to, by spojrzała na mnie, jak na niego choć w małym stopniu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz