środa, 24 sierpnia 2016

Kiedy dorosnę: Rozdział 28

No i mamy 28 rozdział. Dotarłam do mojego progu. Moje najdłuższe i zarazem pierwsze opowiadanie miało 28 rozdziałów. A końca na razie nie widać. Strasznie mi się rozrosło to opowiadanie. :D Dziękuję za wsparcie w pisaniu go. Pozdrawiam :3


Kiedy dorosnę?
Rozdział 28


*Jinwoo*

        Po ciężkim treningu postanowiłem porozmawiać z Binem o jego przyjaciółce. Miałem wielkie nadzieje, że on będzie wiedział, co mogło się stać. Martwiłem się strasznie o nią. W końcu zdążyłem ją polubić, a ktoś bezczelnie ją krzywdził i nie mogłem jej pomóc. Nie chciałem też siłą z niej niczego wyciągać. Mogłem jedynie liczyć, że jak mi kiedyś zaufa to sama wszystko powie.
        Podszedłem do Moonbina i klepnąłem go w ramię. Spojrzał na mnie zaskoczony, odkładając butelkę wody, której przed chwilą się napił. Musiałem skorzystać z okazji, że wszyscy już wyszli z Sali.
- Coś nie tak zrobiłem?
- Coś ty. Lepiej sobie radziłeś dzisiaj niż ja. Chodzi mi o coś osobistego, a nie chcę o tym rozmawiać przy reszcie.
- Rozumiem. – Przytaknął.
- Jihyun… - Było ciężko mi jakoś zacząć ten temat. – Czy kiedyś, ktoś ją bił? – Nie mogłem owijać w bawełnę, jeżeli chciałem się czegoś dowiedzieć.
        Jego wzrok poszerzył się. Widać było, że zdziwiłem go tym zdaniem. Nie wiedziałem tylko, czy dziwi go ten fakt, bo nie ma o niczym pojęcia, czy może zaskoczyłem go tym, że dowiedziałem się czegoś takiego.
- Skąd wyciągnąłeś taki wniosek? – Zapytał niepewnie.
- Widzisz. Ostatnio jak się z nią spotkałem miała siniaka pod okiem. Popłakała się też i nie chciała drążyć tematu.
        Tym razem Bin wyglądał, jakby nad czymś dumał. Czyżby próbował sobie coś przypomnieć?
- Bardzo dziwne, jeżeli tak jest. Kojarzę, że jej rodzina była w miarę normalna. Nigdy nie miała jakiś siniaków w szkole. Na pewno rodzice ją kochali. Nie widzę, czemu mieliby to robić.
- To w takim razie kto?
- Podobno miała brata. – Zawahał się. – Nie znałem go, bo był w innym mieście na studiach, jak się z nią przyjaźniłem. Ale wątpię, że mógłby to robić bezkarnie przed jej rodzicami.
- Racja. Dziwna sprawa. – Stwierdziłem.
- Teraz strasznie jestem zmartwiony. – Rzekł z smutną mną.
        Nie dziwiłem mu się ani trochę. W końcu sam się przejmowałem, a on był jej bliskim przyjacielem, z tego co zrozumiałem. Nie chciałem mu zawracać głowy, tym problemem, lecz teraz wiem, że dobrze zrobiłem. Może on coś prędzej mógłby z niej wyciągnąć. Taką miałem nadzieję.

*Myungjun*

        Rozmyślałem, jak spędzę wieczór. Nie miałem ostatnio żadnych planów, a prawie każdy z chłopaków czymś się zajmował. Najbardziej stresowałem się znikającym Dongminem. Wiedziałem co to wróżyło. Powoli traciłem nadzieję na cokolwiek. Myślałem już, że nie mam szans u Bory. I jakby po to by mnie otrzeźwieć, zjawiła się pod wytwórnią. Rozglądała się tak jakby za taksówką. Co znowu tam robiła nie miałem pojęcia, lecz chciałem za wszelką cenę z nią porozmawiać. Podbiegłem pospiesznie i wystraszyłem ją głośnym okrzykiem, na co złapała się w okolicach mostka z wyłupiastymi oczami.
- MJ! – Krzyknęła, gdy już uświadomiła sobie, że to ja.
- Oj boisz się mnie? – Starałem się zażartować, mimo kiepskiego humoru, który ostatnio zdarzał mi się często.
- Nie. – Udała oburzenie, przy czym brakowało tylko tupnięcia nogą. – Chcesz, żebym dostała zawału?
- Coś ty. Pragnąłem ujrzeć twój uśmiech. Bo tak tylko gapiłaś się z rozdziawioną buzią za samochodami. Jak jakieś bezduszny zombie.
        Parsknęła śmiechem na te słowa, co mnie zadowoliło. Co jak co, jednak potrafiłem ją rozbawiać. I kochałem to robić. Pragnąłem być głównym powodem, który sprawiał, że była uśmiechnięta. Bałem się, że nie będzie mi to jeszcze długo dane, bo jedynie spotykałem ją przypadkiem. Tymczasem ona znowu zrobiła coś, co sprawiło, że poczułem jakby czytała mi w myślach i chciała mnie podbudować.
- Ostatnio pytałeś mnie o randkę. Powiedziałam, że następnym razem. Czyżbyś się rozmyślił, że nic nie proponujesz? – Mówiła to udając zadumanie.
- Oczywiście, że nie. Głupio było mi się narzucać, pytając drugi raz. – Udałem.
- Idealnie. To możemy dzisiaj coś porobić. Co ty na to?
        Byłem przeszczęśliwy, dzięki tej propozycji. Nie wiedziałem tylko co powinienem zrobić, gdzie ją zabrać. W końcu ewidentnie miała to być randka. A ja nie miałem zielonego pojęcia co unikatowego wymyślić.
- Widzę, że lekko się zmieszałeś. Coś nie tak?
        Przeraziłem się, że to zauważyła. Zacząłem powoli panikować w myślach. Nie potrafiłem przez to się skupić na miejscu do którego moglibyśmy się udać. Wtedy spojrzałem na jeden z ulicznych słupów. Widniał na nim wielki plakat obwieszczający, że dzisiaj w mieście jest cyrk. Po raz kolejny zostałem tego dnia pozytywnie zaskoczony przez los. Chyba ktoś chciał mi pomóc z zaświatów.
- Chodźmy do cyrku. – Rzekłem radośnie, wskazując plakat.
        Najpierw spojrzała na niego ukradkiem, potem odwróciła się w moją stronę z wielkim uśmiechem. Przytaknęła, co jeszcze bardziej mnie ucieszyło.
- Idealnie. To jedziemy najpierw do siebie się przygotować? Mamy czas, a to nie jest tak daleko. – Oznajmiła.
- Tak zróbmy. – Potwierdziłem, nie do końca już kontaktując, bo zbyt wiele emocji we mnie pulsowało.

*Moobin*

        Po treningu nie mogłem znieść myśli, że biednej Jihyun może się coś dziać. Postanowiłem pojechać pod jej mieszkanie, na szczęście pamiętałem gdzie się znajdowało i chciałem z nią porozmawiać. Nie liczyło się dla mnie nic innego. Była dla mnie bliska swego czasu i często to ona była moim oparciem. Byłem delikatnym chłopcem, z głupimi problemami. Ona zawsze wiedziała, co powiedzieć, żebym się nie przejmował. Podobało mi się to w niej.
        Kiedy zjawiłem się pod jej drzwiami chwilowo się zawahałem. Jej rodzice dawno mnie nie widzieli. Byłem ciekaw, czy mnie rozpoznają. Troszkę poniosło mnie myślami w stronę wspomnień z dzieciństwa. Tyle razy wracałem tą drogą z uśmiechniętą od ucha do ucha Jihyun. Zawsze świetnie się dogadywaliśmy. Była dla mnie jak siostrzyczka.
        Nagle ocknąłem się, gdyż z wnętrza domu usłyszałem krzyki i trzask prawdopodobnie jakiś naczyń. Dziwne. Jej rodzice nie zwykli się kłócić. A te głosy bardziej przypominały jej i jakiś męski, młody i nieznany mi do tej pory. Wtedy dotarło do mnie, jak wiele zmian nie zauważyłem. Ogród nie był tak zadbany jak dawniej. Jakieś chwasty porosły w nim, jakby nikt go nie pielęgnował. Furtka była troszkę zardzewiała. Jej tata pewnie szybko zamalowałby to.
        Trzask drzwi zmusił mnie do spojrzenia w ich stronę. To była ona. Zapłakana i miała rozcięty policzek. Oczywiście zszokowała się, gdy mnie ujrzała. Można nawet było stwierdzić, że była lekko przerażona. Nie miałem pojęcia co zrobić w tej sytuacji.
- Bin? Czemu tu przyszedłeś? - Zapytała delikatnie i starała się ręką zakryć policzek.
- Chciałem zrobić niespodziankę. - Skłamałem, by nie wydać Jinwoo. - Widzę, że coś jest nie tak.
- Bardzo. Ale już przywykłam. - Mówiła odwracając wzrok, czyli także kłamała. To coś czego nigdy nie potrafiła robić.
- Powiedz mi. Co się dzieje?
- Nie tutaj, bo rozwścieczymy jego. - Zaakcentowała te ostatnie słowo z wyczuwalną pogardą w głosie.
        Coś się w niej zmieniło na tym etapie. Nigdy nikim nie gardziła, nie nienawidziła. Nawet, jak ktoś jej podkładał w szkole kłody, ona uważała tą osobę za przyjaciela. Jak wiele musiało się wydarzyć?
        Ruszyliśmy gdzieś przed siebie. Nie wiedziałem, czy ona wiedziała, gdzie chce pójść, albo po prostu chciała się przejść na spacer bez celu. Nie miałem także pojęcia od czego zacząć i o co pytać.
- Bin. Mogę mieć prośbę? - Zatrzymała się nagle, mówiąc to.
- Jaką? - Trochę bałem się o co poprosi.
- Nie zadawaj mi pytań, na temat tego co widziałeś. Powiem tyle. Nie mieszkam już z rodzicami. Nie chcę o tym rozmawiać.
        Zatkało mnie. Tak bardzo chciałem wiedzieć co się wydarzyło. Czy oni żyją? Czy tylko wyjechali? Więc z kim ona mieszka? Ten ktoś ją bije? Miałem to wszystko tak pominąć? Udawać, że jest w porządku, a ona wcale nie ma problemów, z którymi pragnąłbym jej pomóc? Załamałem się. Nie zamierzałem być wścibski. Lecz liczyłem, że przez wzgląd na naszą starą przyjaźń coś mi powie. Czyżby bała się to rozpowiadać?
- Dobrze. - Powiedziałem nie zdradzając przy tym szarpiących moim wnętrzem emocji.
        Poszliśmy potem do lodziarni. Ona rzeczywiście zachowywała się tak, jakby nic nie miało miejsca. Ja wymuszałem uśmiech i przyłapywałem siebie na odpływaniu myślami. Patrzyłem wtedy na nią zatroskanym wzrokiem. Bałem się, że ten ktoś krzywdzi ją bezkarnie już długi czas, a ja nie mogłem na razie nic z tym zrobić.
*Bora*

        Byłam już gotowa do wyjścia, kiedy usłyszałam dzwoniący telefon. Zdziwiłam się widząc na nim obcy numer. Pewnie gdyby był zastrzeżony nie odebrałabym, bo miałam z tym złe wspomnienia.Na szczęście cyferki widniały na moim wyświetlaczu. Odebrałam więc, cały czas myśląc, kto to może być. Usłyszałam jakieś śmiechy w tle. Ktoś kawał mi robi czy jak?
- Cicho siedźcie. - Powiedział znajomy głos, który ciężko było mi rozpoznać przez telefon.
- Słucham? - Stwierdziłam, że się odezwę, bo chyba nie zorientowali się, że sygnał się skończył.
- Bora! - Usłyszałam radosny okrzyk, który nagle mnie olśnił.
- Zelo? - Zdziwiłam się.
- Wreszcie dotarliśmy do ciebie! Wiedziałem, że będziesz obserwowała mnie na instagramie i skomentujesz mój post, jak pojawi się tam twoje zdjęcie.
- Czyli to był podstęp? - Zaśmiałam się.
- W pewnym sensie. Ale nie wiesz, jak trudno jest przedrzeć się przez wszystkie komentarze pod naszymi zdjęciami.
- Domyślam się, bo jak widzę czasami, to macie ich tysiące.
- Dokładnie. Jednak nie o tym chciałem rozmawiać.
- Przejdź do sedna człowieku. - Usłyszałam kogoś innego i obstawiałam, że był to Youngjae.
- Potrzebujemy pomocy. - Zrobił krótką pauzę i mówił dalej. - Nasza jedna ze stylistek zachorowała. A mamy ważny występ jutro. Czy dałabyś radę pomóc? To niezobowiązujący jeden wieczór. A zapłatę dostaniesz pewnie ciekawą i uratujesz nam tyłki.
        Zaskoczyli mnie tą propozycją. Szczerze to już miałam się zgodzić, lecz nie wiedziałam, czy nie powinnam była lepiej tego przemyśleć. Choć bardzo lubiłam pracowanie przy ludzkich włosach, to mogłam wyjść z wprawy, skoro dawno tego nie robiłam.
- Nie powinien takich osób szukać wasz manager? - Zapytałam, by zdobyć trochę czasu na zastanowienie się.
- Niby tak, tylko my mu nie kazaliśmy. Prosiliśmy, by pozwolił nam kogoś poszukać. Niestety termin nas goni i musimy wiedzieć, że będziesz jutro.
        Jednak nie ułatwiło mi to decyzji, a zarazem ponaglali mnie do podjęcia jej. Nie miałam pojęcia, czy podołam zadaniu. Nie chciałam zawieść chłopaków. Mimo to, podjęłam decyzję, że się zgodzę. W końcu kochałam to robić.
- Dobra. Macie mnie. – Rzekłam i w tym momencie po drugiej stronie usłyszałam okrzyki radości. Czyli wszyscy słuchali tej rozmowy?
        Ciepło mi się na sercu zrobiło, że zapamiętali mnie w taki pozytywny sposób.

***

        Szybko wybiegłam z mieszkania i miałam zamiar łapać taksówkę, ale ujrzałam przed mieszkaniem Myungjuna. Zdążył się wyszykować i przyjść po mnie? Byłam pod wrażeniem. Ja bym pewnie tak nie potrafiła.
- Co jesteś taka zdziwiona? – Zapytał z swoim cudownym uśmieszkiem.
- Myślałam, że spotykamy się na miejscu.
- I zamierzałaś siebie nawzajem szukać wśród przybyłych tłumów? – Zaśmiał się.
        Miał rację. Czy ja w ogóle tego dnia miałam głowę na swoim miejscu?  Próbowałam się otrząsnąć. Złapaliśmy potem taksówkę i nią udaliśmy się na miejsce. Kierowca się troszkę zdenerwował, bo musiał stać w niedozwolonym miejscu, żeby nas wypuścić, dlatego pospiesznie zapłaciliśmy i wysiedliśmy. Rzeczywiście widać było tłumy udające się do cyrku, bądź stojące w kolejce po bilety. Aż przeraziłam się, że zgubię się wśród tych ludzi.
        Nagle poczułam jak Myungjun obejmuje mnie w pasie. Podskoczyłam na ten gest. Nie byłam na to przygotowana. Strasznie mnie to też zestresowało, bo poczułam ciepło na moich policzkach. Nie chciałam się rumienić. Niestety często tak kończyłam w takich sytuacjach.
- Kasa w tamtą stronę. – Rzekł lekko nakierowując mnie w inną stronę niż podążałam i puścił. A więc po to mnie złapał? Ja oczywiście już wyobrażałam sobie nie wiadomo co. Byłam okropna.
        Kiedy już siedzieliśmy w swoich miejscach byliśmy zadowoleni. Trochę zajęło nam stanie w kolejce i wejście razem z tłumem. Mieliśmy bardzo dobre miejsce, wysoko. Dzięki nim lepiej widzieliśmy chodzenie na linie i inne akrobacje w powietrzu, a wszystko inne, jak żonglerka, zwierzątka i tym podobne atrakcje, wcale nie wydawały się tak daleko. Uśmialiśmy się bardzo, bo ludzie, którzy to przedstawiali byli w końcu specjalistami w rozbawianiu.. Zresztą jak mój towarzysz. Czasami czułam, że zamiast patrzeć przyglądał mi się uważnie. Często też śmiał się głośniej ode mnie. Dlatego nie przejmowałam się, żeby samej robić to cicho. Przy nim mogłam swobodnie się zachować.
        Jednak największe atrakcje zaczęły się na zewnątrz. Można było robić zdjęcia ze zwierzętami. Podeszliśmy do wielbłądów i człowiek robiący zdjęcia zaproponował nam przebranie w odpowiednie stroję. Zgodziliśmy się i wyglądaliśmy, jak wyrwani z baśni tysiąca i jednej nocy. Mj nabijał się ze swojego stroju, co było przewidywalne, ale mnie także tym rozśmieszał. Posadzili nas potem na wielbłądzie i zrobili cudowne zdjęcia razem.
        Po zejściu zaczepił nas jeden przechodzień.
- Na tych zdjęciach wyszli państwo, jak prawdziwa księżniczka i książę.
- Dziękuję. – Zawstydziłam się.
        Kiedy człowiek odszedł Myungjun szturchnął mnie w bok.
- Widzisz. Jesteśmy jak książę i księżniczka. – Zaśmiał się.
        A ja oczywiście oblałam się rumieńcem i nie wiedziałam co odpowiedzieć. Innym razem pewnie zażartowałabym coś także. Niestety odkąd wiedziałam co chłopacy do mnie czuli, bałam się jakimkolwiek słowem zrobić im nadzieje. Przez to zaczynałam się krępować w takich sytuacjach.
- Czemu nie jesteś taka jak zawsze? – Wyrwał mnie z przemyśleń Mj.
- Wybacz. Ale…
- To przez to, że wiesz? – Przerwał mi, a ja przytaknęłam. – Bora… - Podszedł bliżej i przytulił mnie. – Wolę, żebyś zachowywała się swobodnie. Nie bój się o mnie. Dopóki nie powiesz, że coś odwzajemniasz, nie zrobię sobie nadziei. Oto ci chodzi, czyż nie?
        Poczułam się zrozumiana. Także oplotłam swoje ręce wokół niego. W końcu, kochałam się przytulać. Nie chciało mi się nic mówić. Miałam ochotę tak pozostać w bezruchu. Było mi przyjemnie. Jednak ktoś to przerwał.
- A może tak oddacie mi stroje? Potem możecie się ściskać ile chcecie.
        Wybuchliśmy śmiechem. Totalnie zapomnieliśmy o tym, jak jesteśmy ubrani i gdzie się znajdujemy. Posłusznie poszliśmy przebrać się z powrotem w swoje stroje. Zdążyliśmy jeszcze potem zahaczyć o strzelnicę na której nie udało się Myungjunowi ani razu trafić, przez co był załamany. Pocieszałam go na wszelkie sposoby, lecz on się uparł, że przez to nie będę uważać go za męskiego. Oczywiście poprawiało mi to niezmiernie humor. Kupiliśmy także ogromną watę cukrową co zaowocowało klejącymi się palcami i buziami. Na szczęście pokazano nam wąż z wodą w którym mogliśmy się obmyć i nie obyło się bez pochlapania się nim przypadkiem. Wychodząc z cyrku zaczął mi doskwierać ból brzucha spowodowany ogromną ilością śmiechu, który zaserwował mi Myungjun tego dnia.
        Czułam się niezmiernie szczęśliwa. Miałam ochotę wyściskać go za ten dzień tak, że połamałabym mu pewnie wszystkie kości. Na szczęście nie miałam na tyle odwagi i siły. On odprowadził mnie znowu pod drzwi mieszkania. Już miałam coś mówić w celu podziękowania za wspaniałe popołudnie, ale wtedy on dał mi buziaka w policzek, co oczywiście odebrało mi mowę i znowu mnie zawstydziło.
- Na więcej sobie nie będę pozwalał. Chcę tylko powiedzieć, że dziękuję ci za ten dzień. Bardzo dobrze się bawiłem. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie okazja na taki wypad. Bo my widujemy się ostatnio rzadko.
        W większości chciałam to samo powiedzieć. Miałam dziwne uczucie jakby Myungjun czytał mi czasami w myślach. Na szczęście takie moce nie istniały i świadczyło to jedynie o tym, jak dobrze mnie zdążył poznać. Nie wiedziałam już co mam dodać, lecz olśniło mnie.
- Ja także chciałam podziękować, a ty mi przerwałeś.- Uśmiechnął się na te słowa. – I skoro uważasz, że mało się widujemy, to może sobota? Ja mam tę wolną, a wy macie krócej trening.
- Brzmi świetnie. – Odrzekł z bananem na twarzy. – To do zobaczenia.
        Dał mi ponownie całusa w policzek, który wcale nie zadziałał słabiej na mnie i odszedł machając mi co jakiś czas. Ja z uśmiechem na ustach odwzajemniałam ten gest, aż zniknął gdzieś w oddali.

        Po wejściu do domu oparłam się o drzwi i cicho westchnęłam. Moje serce waliło jak oszalałe od nadmiaru emocji, brzuch nadal bolał od śmiechu i czułam się niesamowicie. Wtedy przypomniałam sobie wieczór i poranek spędzony z Dongminem. Podobnie się zachowywałam. Nadal byłam w kropce. Musiałam rzeczywiście o tym z kimś porozmawiać. Szybko napisałam smsa do Yurin, czy będzie mogła wpaść do mnie pojutrze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz