Zanim zaczniecie to opowiadanie mam dla Was propozycję, moi drodzy czytelnicy! Jestem ciekawa, czy będzie jakiś odzew. Jeśli podobają wam się moje twórczości choć trochę to, chcę wam coś sprezentować na święta. Mianowicie możecie do mnie składać zamówienia na shoty! Możecie sobie wybrać biasa, zaproponować tematykę i uznać, czy chcecie, by było to coś w rodzaju scenariusza, czyli wy x idol, czy może po prostu jakaś historyjka z nim. :D Może być też dowolny zespół, czy idol, solista, bo znam ich trochę, a jak jednak będzie ktoś, kogo nie kojarzę mocno, to się poduczę na potrzebę shota. Zamówienia przyjmę do 6 grudnia, czyli mikołajek, by mieć czas na realizację, jak będzie tego dużo. A jeszcze prosiłabym, aby zgłaszać się albo w komentarzach, ale dopisywać także, czy chcecie, by ta historia została opublikowana w święta tutaj, czy może wolicie otrzymać ją prywatnie na mail, czy też inną drogą. :D
Wirus miłości
Wirus miłości
Rozdział 1
*Jungkook*
Czekałem niecierpliwie, bujając się na huśtawce, na moją przyjaciółkę. Mieliśmy się spotkać na placu zabaw. Oczywiście byłem z kapturem na głowie, bo mimo, iż było już ciemno, ktoś mógł mnie rozpoznać. Zalety bycia gwiazdą były wielkie, jednak poświęcenie w tej sprawie, też nie małe. Nie mogłem swobodnie widywać ważnych dla mnie osób. Zaczęło mnie to martwić, bo Jinah, tak miała na imię, była ważną dla mnie osobą. Znałem ją kilka dobrych lat i to ona pomogła mi się wiele razy podnieść, kiedy zamierzałem się poddać. Nie chciałem jej zaniedbywać po zostaniu członkiem zespołu, niestety tak się działo i miałem wiele razy o to wyrzuty sumienia, a ona i tak zawsze tylko się szeroko uśmiechała na spotkaniach ze mną i powtarzała, że przesadzam i jest wdzięczna, że w ogóle o niej pamiętam. A jakbym mógł zapomnieć?
Huśtanie znudziło mi się, lecz to nie ona się spóźniła. Ja byłem za wcześnie. Po prostu nie mogłem się doczekać spotkania i wiedziałem, że ona też przyjdzie pewnie troszkę wcześniej, jedynie musiałem jeszcze trochę poczekać. Wykopałem dziurę w piasku nogami. Czemu? Sam nie wiedziałem. Pewnie podświadomie w nim kopałem. Spojrzałem jeszcze w niebo, by ujrzeć gwiazdy, ale ciemne chmury wszystko przesłoniły. Zasmuciło mnie to, bo w każdej chwili mogło się rozpadać. Wtedy ocknąłem się, bo usłyszałem szybkie tupanie. Jakby ktoś biegł. Wpatrzyłem się w furtkę placu zabaw. Zjawiła się w niej chwilę później. To była ona. Wstałem momentalnie i ruszyłem w jej stronę, a ona szła w moją. Uśmiechała się od ucha do ucha jak miała w zwyczaju. Zawsze emanowała radością.
— Witaj! — krzyknęła radośnie wyciągając dłoń, bym przybił jej piątkę.
Zrobiłem to, lecz chwilę przytrzymałem ją. Musiał zaskoczyć ją ten gest, bo spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Puściłem więc ją i podrapałem się w tył głowy. Nie chciałem, żeby coś źle odebrała. Byliśmy przyjaciółmi. Tak myślałem.
— Dzisiaj bez Taehyunga? — zapytała już ponownie szczęśliwa.
Właśnie. Tae. Przyczepił się do mnie ostatnimi czasy, jak się z nią spotykałem. To był pierwszy raz mój z nią sam na sam od dawna. Dlatego pewnie o nim wspomniała. Chyba że…
— A co stęskniłaś się za nim? — Zaśmiałem się złośliwie, a ona zrobiła nagle udawaną słodką minkę.
— Może troszkę, a co?
Nie spodobało mi się to ani trochę. Była zazwyczaj złośliwa mówiąc o ludziach. Wyśmiewała każdego. Udawała, że za nikim nie tęskni, każdy ją denerwuje, oprócz mnie. I nagle coś się zmieniło? Tęskniła naprawdę za Tae?
— Nie wystarczam ci ja? — Oburzyłem się także żartami. Nie wiedziałem, czy tak to odczytała. Nie chciałem, by uznała to za zazdrość. Byliśmy tylko przyjaciółmi.
— Oczywiście, że tak. Po prostu z Tae… Było jeszcze zabawniej. Nie wiem jak to wyjaśnić — stwierdziła.
— A ze mną jest nudniej? — Nie wiedziałem po co się tak irytowałem.
— Nie powiedziałam tego. Przeinaczasz moje słowa. — Tym razem nie żartowała, że się denerwuje, a zdenerwowała się. — Co z tobą się dzieje? — dodała.
— Nic. Po prostu troszkę mnie poniosło — wyjaśniłem, bo uznałem, że najlepiej zmienić temat. — To idziemy do tego sklepu z książkami, który chciałaś mi pokazać.
Przytaknęła mi ochoczo i ruszyła przodem podskakując radośnie, a ja szedłem troszkę za nią uśmiechając się do siebie, bo ten widok był naprawdę przyjemny. Moja przyjaciółka taka pełna pozytywnej energii zawsze mnie cieszyła.
*Jin*
Przechodzenie się po parku było takie niebezpieczne. Stawanie w miejscu publicznym groziło zdemaskowaniem. Na każdym kroku można było spotkać fanki. Oczywiście większość z nich była sensem naszej kariery i kochaliśmy je, ale była część, która zawsze mnie przerażała. Saesaengi. Były gorsze od anty fanek. Nigdy nie wiadomo było, kiedy się taką mogło spotkać, lub co jej odbije. Nie miałem ochoty testować tego na własnej skórze, więc kamuflowałem się przy każdym wyjściu. Mimo tego wszystkiego, nie potrafiłem zrezygnować z codziennego siadania na ławce w tym zatłoczonym miejscu pełnym zieleni i z fontanną na środku.
Bywałem tam z kilku powodów. By po udawać, że jestem wolnym całkowicie człowiekiem, by powdychać świeżego powietrza z dala od fanek, wytwórni, hałasu oraz by poobserwować zwykłych szarych ludzi. Często to robiłem. Ciekawiło mnie, czy doceniłbym piękno tego miejsca, gdybym nie został gwiazdą. Nie mogłem się sam o tym przekonać.
Ten dzień okazał się wyjątkowy, choć robiłem to co zwykle i siedziałem, tam gdzie zawsze. Jakaś dziewczyna, może w podobnym do mnie wieku grzecznie spytała czy może się dosiąść. Kiwnąłem jej troszeczkę bojąc się, że może mnie rozpoznać. Miałem okulary, kapelusz. Jednak fanki były spostrzegawcze. Zauważyłem, że miała w ręce futerał na skrzypce i postawiła go na ziemię siadając. Zaimponowało mi to. Zawsze uważałem, że ludzie tworzący muzykę byli wyjątkowi, ale ci, którzy tworzyli tę klasyczną już całkowicie. Miałem ochotę wręcz ją zapytać, czy może sama komponuje, czy tylko grywa, czy to jej zawód może? Niegrzeczne byłoby to z mojej strony tak po prostu zadać takie pytania obcej osobie.
Przyłapałem się na tym, że patrzyłem jedynie na nią odkąd usiadła. Miała piękną bladą cerę. Wyglądała na naturalną, bez zbędnego makijażu. Oczy jej świeciły się i były nakierowane w stronę fontanny. Czyżby przyszła na nią popatrzeć? To zapewne uspokajało ją, jak i mnie. Opierała dłonie na brzegu ławki. Miała na sobie sukienkę w kwiaty. Nogami machała w przód i w tył jak mała dziewczynka, a mimo to, w jej wyrazie twarzy można było dostrzec dojrzałość. Ocknąłem się, jak zaczęła się odwracać w moją stronę. Odchrząknąłem, bo speszyłem się i szybko spojrzałem w bok, udając, że się za czymś rozglądam.
— Często tu siedzisz. Prawda? — zagadała, zaskakują mnie tym samym. Prześladowczyni? Śmiałem wątpić. — Widuję cię, bo ja siadam zazwyczaj tam i rozmyślam. — Wraz z tymi słowami skierowała palec na ławkę naprzeciw naszej, gdzie obecnie siedziało starsze państwo. — To nie tak, że cię prześladuje. — zaczęła się tłumaczyć wymachując rękami. — Po prostu przykułeś moją uwagę, bo niezależnie od pogody nosisz okulary słoneczne i nakrycie głowy. Czasem nawet maskę.
Rzeczywiście mogło się to wydawać dziwne innej osobie.. Aż cud, że ktoś nie wypatrzył tego, że siadywałem tu dziennie. Przecież psychofanki od razu zorientowałyby się, że jestem kimś sławnym. Na szczęście miałem jakiegoś farta. Nie zmieniało to faktu, że byłem nadal za mało ostrożny.
— Jestem tu codziennie — odpowiedziałem jej wreszcie, a ona zerknęła na mnie gwałtownie, bo już pewnie poddała się, uważając, że się nie odezwę. — Grasz na skrzypcach? — wtrąciłem. Skoro zagadała, to przynajmniej mogłem o to zapytać.
— Od czwartego roku życia. Jeszcze na pianinie coś tam brzdękam. Tyle, że krócej — odpowiedziała mi z uśmiechem, ale patrzyła przed siebie.
Zerknąłem teraz ponownie na jej dłonie. Widać było po nich, że dużo ćwiczyła. Smukłe, długie, piękne palce. Aż chciało się je dotknąć, a z drugiej strony bałbym się je skrzywdzić.
Spojrzałem przypadkiem na zegar mieszczący się w oddali na jednej wieży kościelnej. Było późno. Za jakiś czas mieliśmy wywiad. Trzeba było być wcześniej. Nie chciało się mi iść. Nie teraz, kiedy poznawałem ciekawą osobę. Stwierdziłem, że może jeszcze ją zobaczę następnym razem. A mimo to, pragnąłem jeszcze chwilę zostać.
— Muszę iść — powiedziałem to cicho, by jeszcze móc cofnąć, jakby nie dosłyszała, lecz jako muzyk pewnie miała dobry słuch i tylko mi przytaknęła.
Zawiodłem się, bo liczyłem na jakiś odzew. Widocznie nie odebrała tej rozmowy za zawarcie znajomości. Może to i dobrze. Nie mogłem się w nic wplątać. Mogłoby być ciężko. Po prostu była ciekawa. Już wstałem, by ruszyć i nagle zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni powoli. Wyświetlacz pokazywał naszego drogiego lidera. No tak, pewnie jak zwykle przesadzał i się niecierpliwił. Odebrałem i zacząłem od uspokajania go, że wracam do wytwórni.
*Hoseok*
Wracałem do dormu ze spotkania z kuzynką. Byłem naładowany pozytywną energią. Dawno jej nie widziałem i jej życie bardzo się zmieniło pozytywnie od naszego ostatniego spotkania. Lubiłem, jak ludziom się układało w moim otoczeniu. Szczególnie tak bliskim, jak była mi ona.
Stałem na światłach i wpatrywałem się w nie wyczekująco. Jednak na moment odwróciłem wzrok w inną stronę. Po mojej prawej stanęła dziewczyna z rzucającymi się w oczy niebieskimi słuchawkami na głowie. Rozglądała się nerwowo. Może śpieszyła się gdzieś. Nagle zobaczyłem, że jej stopa staje na pasach mimo, że mieliśmy nadal czerwone i jechał w tę stronę rozpędzony samochód. Ogarnęło mnie złe przeczucie. Wyciągnąłem rękę, chwyciłem jej, pociągnąłem do siebie, przytulając ją jednocześnie. Samochód przejechał jak torpeda trąbiąc, a ona zaczęła się nagle cała trząść. Uwięziłem ją w ciasnym uścisku. Nie wiem, kto był bardziej przerażony. Ja, czy ona. Bałem się ją puścić. Czułem się też jednocześnie, jakbym był superbohaterem w filmie, bo wiele razy taką scenę widziałem w niektórych. A to było prawdziwe życie i działo się na serio, a ja nie miałem żadnej mocy, oprócz mojego mega wielkiego poczucia humoru.
— W porządku? — wyjąkałem niepewnie.
— Nie — wyszeptała, po czym usłyszałem jej szloch.
Płakała ze strachu, smutku, czy z innego powodu? Mogłem ją o to zapytać? Byłem w takim szoku, że nie wiedziałem jak się nawet zachować. Tamto działo się w przeciągu kilku sekund, a przerażenie zostało na wiele dłużej. Co by się wydarzyło, gdybym nie zareagował? Gdyby nie ten szybki impuls?
— Prawie umarłam! — wykrzyczała przez łzy, a mi serce się krajało w takiej sytuacji.
Poczułem, jak swoimi rączkami mocno oplata mnie. Nie mogłem jej powiedzieć w takiej chwili, że muszę po prostu iść. Nie znałem jej, ale czułem, że muszę się nią na chwilę zaopiekować. Wesprzeć. Bo kto inny tu z przechodzących ludzi mógł to zrobić? Ja ją uratowałem. A inni byli obojętni temu całemu zdarzeniu.
— Już dobrze — rzekłem głaskając ją po głowie jedną ręką.
Zaprzeczyła kiwając na boki głową. Zasmuciło mnie to. Tak bardzo się wystraszyła, czy chodziło o coś innego? Zastanowiło mnie coś na moment. To był przypadek, czy czyn zamierzony z jej strony?
— Przepraszam cię. Nie powinienem się wtrącać. Nurtuje mnie jedynie, dlaczego wchodziłaś na jezdnię w takim momencie? — zadałem to pytanie najdelikatniej jak potrafiłem.
— By skończyć swój marny żywot — powiedziała to beznamiętnie, odsuwając się ode mnie nagle. Wyznała mi to tak prosto z mostu, a mnie zatkało.
— Tak nie załatwisz żadnych problemów — oznajmiłem szczerze, a ona prychnęła.
— Wiele razy tak mówiono mi. Tylko, że co mnie obchodzi to? Zniknę, nie będę ich miała. Proste — mówiła tak szorstko. Jakby nie była tą samą osobą, która przed chwilą szlochała we mnie. Jednak zdemaskowała się z jednym wtedy. Ona bała się umrzeć.
— A co z twoją rodziną? Nie posiadasz żadnej? Albo jakiś przyjaciół? — zadawałem jej pośpiesznie pytania.
— Mieszka z mamą i siostrą. Mam też jednego przyjaciela. — Niechętnie mi to chyba mówiła. Ważne, że mówiła. Potrzebowała rozmowy, a udawała, że jest inaczej.
— I jak myślisz. Co poczują jak znikniesz? — Wiedziałem, że to przereklamowane teksty, mimo to, próbowałem.
— Nie wiem. Nie wiedzą nawet co się teraz ze mną dzieje. Mają swoje problemy, a ja nie dołożę im swoich. — Znowu ten niby obojętny ton.
— Dołożysz, jak to zrobisz. Kochają cię na pewno i jeżeli teraz zginęłabyś tutaj złamałabyś im serce, a kto wie, czy nie pociągłabyś kogoś za sobą. Któreś z nich mogłoby nie znieść tego psychicznie. A co najgorsze, pewnie obwinialiby się.
Miała łzy w oczach. Znowu wyrzucała na wierzch uczucia. Dobry krok. Szkoda, że powinienem był wracać do dormu, bo chłopcy mnie uduszą, jak będę tam za późno. Inaczej może moja rozmowa mogłaby coś wskórać na jakiś czas. Nie mogłem tego zostawić na tym etapie.
— Daj mi swój telefon. — Wyciągnąłem otwartą dłoń w jej stronę, a ona spojrzała na mnie wytrzeszczając oczy.
— Co proszę? Chcesz mnie okraść? Wiedziałam, że ta maska i okulary, oraz kaptur, ukrywają za sobą mroczne tajemnice. — Rozbawiła mnie, bo jeszcze wypowiadała to tak poważnie, więc wybuchłem swoim rechotem. — Bawi cię to, że chcesz okraść bezbronną dziewczynę, która właśnie próbowała targnąć na swoje życie?
— Chcę ci wpisać mój numer — zasugerowałem szczerze.
Ona delikatnie sięgnęła do kieszeni spodni i wręcz w zwolnionym tempie wyjęła z niej telefon i ułożyła na mojej dłoni i mimo, że już ją na nim zacisnąłem, to ona nadal go trzymała. Pociągnąłem urządzenie do siebie, a ona nadal nie chciała puścić. Uparte dziecko. Wyrwałem jej go wreszcie. Coraz bardziej czułem się jak bohater dramy. Wstukałem jej ciąg cyfr, odpowiadający mojemu numerowi. Ona patrzyła na mnie z niepokojem wypisanym na twarzy. Podpisałem się jej Mój Hero, a po co komu skromność? W końcu ją uratowałem. Następnie oddałem jej telefon. Jej kącik ust lekko się uniósł, kiedy czytała prawdopodobnie tę nazwę. Uznałem to za sukces.
— Masz do mnie pisać, jak jeszcze raz zechcesz sobie coś zrobić. Albo jako poczujesz się źle. Możesz też dzwonić, ale nie zawsze będę mógł odebrać. — Dałem jej tą propozycję. Może było to mało pewne, bo w końcu mogła wcale się nie skontaktować. Jednak co ja mogłem więcej zrobić?
Poczochrałem jeszcze ją po głowie, przez co spojrzała znowu na mnie z szeroko otwartymi i jak zauważyłem w tamtym momencie, wręcz ciemnymi jak węgiel oczami. Było to trochę nietypowy odcień i mi się spodobał. Machnąłem na nią ręką i wyminąłem wskakując na jezdnię, bo akurat miałem zielone. Ciekawe, które to było, odkąd tam staliśmy?
Po chwili, jak byłem po drugiej stronie zadzwonił mój smartfon. Wyciągnąłem go pospiesznie bojąc się, że to wściekły Namjoon, lub Jin. Ale był to nieznany numer. Odebrałem zdziwiony.
— Co jeśli mam właśnie taką ochotę ze sobą skończyć w tym momencie? Co teraz? — To była ona.
— Jak to? Jesteś niemożliwa. Czy podałem ci za słaby argument? — Oburzyłem się z lekka.
Ona zaś zaśmiała się lekko. Zaśmiała się? Czy to było dobrze?
— Żartowałam. Jesteś dziwny, że tak po prostu chcesz bym do ciebie dzwoniła mając dołka. Myślisz, że będę wtedy chciała z kimkolwiek konwersować?
Zastanawiałem się chwilę nad odpowiedzią.
— Myślę, że tak. Posłuchaj, jestem osobą beztroską i jeżeli powiesz mi swoje problemy, to tobie będzie lżej, a ja na pewno wymyślę coś. Zawsze jestem pozytywnie nastawiony do życia. — Starałem się ją do siebie przekonać.
— Niech ci będzie. Zobaczymy. A i jeszcze jedno. Jesteś jakimś komikiem? Znam twój głos. Coś mi mówił.
Zaśmiałem się w duchu. Widocznie nas znała. Albo byłem za dobrze zamaskowany, a ona w tym szoku nie mogła się skupić na przyjrzeniu się mnie, albo była to słaba znajomość. Byłem tego ciekaw. Mimo to, nie byłbym sobą, nie myśląc o korzyści z jej niewiedzy.
— Może kiedyś ci powiem. Jak na razie próbuj zgadnąć — oznajmiłem jej, zadowolony ze swojego pomysłu.
— Ładnie sobie tak pogrywać ze mną? — rzuciła pretensjami do mnie.
— Przesadzasz. Muszę kończyć — powiedziałem to pospiesznie i się rozłączyłem.
Zorientowałem się, że miałem tym sposobem jej numer. Czułem, że to właśnie chciała osiągnąć tym połączeniem. Była na pewno ciekawa, czy jak go dostanę, to od czasu do czasu się nią zainteresuje. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że mógłbym jej pomóc. Byłem bardzo pewien swego na tamtą chwilę. W końcu byłem optymistą.
Ruszamy z zabawą. :D Pierwsze moje opowiadanie o BTS, obawiam się, że ostatnie. Na szczęście nie mam pojęcia, ile będzie ono trwało. Pewnie jak przeciętne wielowątkowe u mnie to się pociągnie.
Mamy zaczęte trzy wątki! Jaki was najbardziej ciekawi? Ja już nie mogę doczekać, aż wprowadze resztę, ale to stopniowo. ;D Bo inaczej się pogubimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz