sobota, 8 października 2016

Małe nieporozumienie: Rozdział 25

Sobotni rozdział dodany. :) Ciekawe co o nim sądzicie, bo był pisany pod wpływem wielu emocji. :D Czekam na komentarze. ^^
Małe nieporozumienie
Rozdział 25


*Woohyun*
        Siedziałem w salonie czytając jakaś gazetę. Nie skupiałem się na treści, bo zamyśliłem się nad tym, gdzie mógłbym wziąć Jimin, by ta poczuła się wyjątkowo. Chciałem jej to udowadniać na wszystkie możliwe sposoby, bo za mało wierzyła w siebie. A przecież była taką uroczą osobą. Moje przemyślenia zostały przerwane. Otóż zobaczyłem Sunggyu taszczącego walizkę.
- Co ty robisz?  - Zwróciłem się do niego. – Przecież zostajemy jeszcze jakiś czas. – Zaskoczyłem się, ale przez jego izolację, mogło to do niego nie dotrzeć.
- Nie obchodzi mnie to. Ja już nie mogę tu dłużej zostać.
- Znowu to robisz? – Zdenerwowałem się. – Po raz kolejny uciekasz. Wtedy także bałeś się tu wrócić prawda? Nie możesz tak robić.
- Sam o tym zdecyduję, jeżeli pozwolisz. Jest mi ciężko. Robię to dla jej dobra.
- Właśnie, że tym ją krzywdzisz. Moim zdaniem, ona chciałaby spróbować.
- Pewnie, a za chwilę znowu ją skrzywdzę. Nie mogę sobie wybaczyć, tego co nabroiłem.
        Wszystko we mnie buzowało, bo do niego nic nie docierało. Myungsoo na dodatek właśnie wyszedł z łazienki. Był od jakiegoś czasu przygnębiony, lecz nie chciał o tym z nikim gadać. Nic nie działo się tak jak powinno. To miały być wakacje, a była totalna udręka dla tych dwóch osób. Nic tylko się kłócili i mieli problemy sercowe. A mnie to bolało, bo w końcu to moi przyjaciele.
- Co ten odwala? – Skierował to pytanie L, oczywiście w moją stronę.
- Jadę do Seoulu. Skupię się na pracy…
- Odbiło ci totalnie? – O miło, że miał chociaż podobne zdanie do mnie. – Słuchaj, to jest nasz czas wolny. Skąd wiesz, kiedy następnym razem będziemy go tyle mieli? Może się to nie powtórzyć za szybko.
- Znudziło mi się. Rozumiesz? I co się przejmujesz? Z tego co wiem, miałeś starać się o Saeron.
- Nic to nie da. – Z zaciekawieniem słuchałem ich konwersacji. – Ona kocha tylko ciebie. A ja zawaliłem na całej linii. Już nawet nie mogę być jej przyjacielem. – Spuścił wzrok.
        Tak więc, jedna niewiadoma się wyjaśniła. Czekałem co wydarzy się dalej. Zastanawiało mnie, czy Sunggyu zmięknie po jego słowach. Panowała cisza, więc pewnie bił się ze swoimi myślami. To był dobry znak.
- Nienawidzi mnie zapewne, a nie kocha. – Palną nagle. Przepraszam. To była przemyślana wypowiedź zapewne. Westchnąłem.
- Nie prawda. Ostatnio mówiła mi, że pragnie byś dał jej szansę! – I znowu Myungsoo mnie zaskoczył. – Powiedziała mi to prosto w twarz. I dodała, że nic nie poradzi, że kocha ciebie, a nie mnie. Jeszcze cię rozumie. A ty tak po prostu to zaprzepaścisz? To ty powinieneś ją błagać, by do ciebie wróciła. A nie na odwrót.
- Ja..
- Dzisiaj słyszałem od Jimin, że Saeron ma znowu wolne. – Wtrąciłem, bo wiedziałem, co zamierza teraz zrobić Sunggyu.
        Przytaknął jakby w ramach podziękowania i wyszedł. Czy mogłem już się cieszyć? Wolałem poczekać na rezultat. Jednak miałem niezmierną ochotę wyściskać Myungsoo, że tak bardzo postarał się przemówić do rozumu naszego lidera. W końcu wiedział troszkę więcej niż ja i miał bardziej stabilne argumenty dzięki temu. Byłem dobrej myśli, choć powstrzymywałem się od zbyt wczesnej radości.
*Sunggyu*
        Nie wiem, czemu tak szybkim tempem wybiegłem z domu. Tak jakby Saeron miała mi gdzieś uciec. Coś podpowiadało mi, bym się pospieszył i nie zatrzymywał. Mimo to zrobiłem to przed jej mieszkaniem, jak ujrzałem Jimin i Riyeon. Chciałem się upewnić, że zastanę tę wyjątkową osobę u siebie. One jakoś wrogo na mnie spojrzały i nie dziwiłem im się.
- Przepraszam, że wam zawrócę głowę. Czy Saeron jest w domu? – Spojrzały na siebie zdziwione. Ja czekałem na ich odpowiedź pełen niepewności.
- Dla ciebie nie. Jest tam z naszym Jiminem. Specjalnie zrobili sobie dzień wolny, więc im nie przeszkadzaj. – Wysyczała do mnie Riyeon.
- Ja po prostu chcę wszystko naprawić.
- Teraz się obudziłeś?! – Wybuchła na mnie, może i słusznie. – Dla ciebie jest już za późno. Ona nie powinna więcej cierpieć przez ciebie. – Znowu uświadamiała mnie, że to ja miałem wcześniej rację.
        Zaakceptowałem to co powiedział Myungsoo tylko dlatego, bo tego chciałem. Marzyłem ponownie doznać przy niej szczęścia. Wyjść z tego letargu, w którym byłem ponownie. Ona wiedziała jak mi pomóc. Znowu pomyślałem egoistycznie. Nie powinienem był tego robić. Mimo to, pragnąłem odpowiedzieć Riyeon, że tym razem się postaram, że będzie dobrze. Nie mogło mi przejść to przez gardło, bo nie wierzyłem w siebie. Pragnąłem zaryzykować, a nie mogłem narażać Saeron. Tłukłem się z myślami. One to zauważyły.
- Zaczynasz rozumieć, że powinieneś dać jej spokój, czy mam zawołać Jimina, by cię przepędził? – Znowu oczywiście mówiła to Riyeon, bo Jimin wyglądała na przerażoną tą sytuacją. – On jest także na ciebie zły. A wcześniej chciał ci pomóc. Wszyscy byliśmy po twojej stronie. Widocznie nie potrafisz docenić tego co masz, zanim tego nie tracisz? Z tamtą też tak było?
        Teraz to przegięła. Co ona wiedziała o mnie i Hyunri? Na pewno nic skoro tak mówiła. To była całkowicie inna bajka. Może i miała rację co do tego, że nie zasługiwałem na Saeron, ale nie mogła stwierdzać, że to także ja zawaliłem w pierwszym moim związku. Stwierdziłem, że i tak nie chciałem się kłócić. Uznałem, że podaruję sobie tę rozmowę i wróciłem do mieszkania z którego nie tak dawno wybiegłem. Wiem, że szły w tę samą stronę, jednak ja popędziłem znowu.
        Kiedy dotarłem z powrotem pod drzwi, zawahałem się. Pomyślałem, czy może jeszcze poczekać z jakimikolwiek decyzjami. Bałem się, że takim niezdecydowaniem zranię ją. Musiałbym być pewien, że sobie dam radę i będę już tylko ją uszczęśliwiać. A tego nie mogłem obiecać. Bałem się. Panicznie. Musiałem sobie darować. Wiedziałem, że znowu będę cierpieć. Wyciągnąłem telefon i napisałem sms ze łzami w oczach.
„Przepraszam Saeron. Słyszałem, że nie potrafisz o mnie zapomnieć. Ja też pamiętam. Lepiej będzie jak pokochasz innego. Myungsoo naprawdę na tobie zależało. Jeżeli nie on, znajdzie się i inny. Ja nie mogę cię dłużej ranić, więc proszę znienawidź mnie.”
        Od razu potem przetarłem rękawem bluzy twarz i wszedłem pewnie do mieszkania. Nie odzywając się do nikogo, choć czekali na wyjaśnienia, chwyciłem walizkę. Nagle z jednego z pokoi wyskoczył Sungjong.
- Jedziesz? – Kiwnąłem. - Weź mnie ze sobą. – Ukazał mi, że także ma gotowy bagaż.
        Stwierdziłem, że skoro ma jakiś powód by wracać, to zrobię mu przysługę. O dziwo nikt nie zapytał co robię. Jak przyjrzałem się, że tylko Dongwoo i Hoya byli w salonie z jakąś dziewczyną zrozumiałem, że przecież oni nie byli w temacie i to była moja szansa na odjechanie bez słowa. Nie chciałem się mierzyć z Myungsoo i Woohyunem, bo mogli znowu zasiać we mnie ziarnko zwątpienia. A to mogłoby pogorszyć sytuację. Wskazałem więc maknae wyjście, a on podskakując radośnie udał się w jego stronę i ja tuż za nim.
*Jimin*
        Usłyszeliśmy jakieś krzyki pod naszym domem. Gdyby nie to, że głos znaliśmy doskonale, to pewnie byśmy pomyśleli, że to jakaś awantura pijacka. Riyeon na nieszczęście można było rozpoznać zawsze po głosie. Saeron nagle wzięła jakąś apaszkę z komody i pobiegła do drzwi bez słowa. Kiedy usłyszałem męski głos, zrozumiałem dlaczego, bo dotarło do mnie, że należał do Sunggyu. Nie mogłem pozwolić jej samej wyjść. Poleciałem za nią. Zobaczyłem, że na dole stała przy drzwiach z klatki i podsłuchiwała. Z tyłu trzymała wcześniej chwycony przedmiot.
- Po co ci to? – Wyszeptałem tak, by na zewnątrz nasza trójca, bo była także tam moja siostra, nas nie usłyszała.
- Pretekst do wyjścia do nich. – Odpowiedziała równie cichym głosem uciekinierka.
- Naprawdę chcesz to zrobić?
- Czekam, aż usłyszę, co powiedzą. – Zabawnie wyglądała jak szeroko otwierała usta, bym łatwiej zorientował się co do mnie mówi i prawie parsknąłem śmiechem.
        Ja nie wiedziałem co myśleć. Z jednej strony chciałem ją powstrzymać, bo bałem się o nią. Z drugiej była starsza i wiedziała co chce zrobić. Nie mogłem jej zabronić tego, co uważała za słuszne. Sam nie znałem się na miłości. Więc może tak powinno się postępować jak ona.
        Po drugiej stronie panowała cisza. Widać było, że w tym momencie Saeron powstrzymywała się od wyskoku. Jej postawa mnie zadziwiała. Stwierdziłem, że może nawet się czegoś od niej nauczę. Może na przykład cierpliwości?
- Zaczynasz rozumieć, że powinieneś dać jej spokój, czy mam zawołać Jimina, by cię przepędził? – Wykrzyczała nasza współlokatorka. Co to za szantażowanie mną? Jakaś zgoda na to była? Bo mi nic nie wiadomo o tym. – On jest także na ciebie zły. A wcześniej chciał ci pomóc. Wszyscy byliśmy po twojej stronie. Widocznie nie potrafisz docenić tego co masz, zanim tego nie tracisz? Z tamtą też tak było?
        Super. Zostałem argumentem nie do podważenia. Nie spodobało mi się to. Saeron już miała wybiec, ale stwierdziłem, że to nieodpowiedni moment i ją zatrzymałem.
- Czemu to robisz? – Zapytała i dopiero ujrzałem jej łzy w oczach. – Muszę go obronić.
- Nie możesz wyjść tam płacząc. – Wymyśliłem na poczekaniu. – Musisz być stanowcza. Głowa go góry i napnij mięśnie. – Po tych słowach zaśmiała się. Byłem przez chwilę z siebie dumny. Od razu mi przeszło, bo ujrzałem, że Sunggyu po prostu sobie poszedł. Co ja zrobiłem? – Nie zabij mnie. – Poprosiłem niepewnie.
- Za co? – Zapytała zaskoczona i jak zerknęła przez szparę w drzwiach o co mi chodzi, od razu wyskoczyła na zewnątrz.
- Co za idota! - Usłyszeliśmy jeszcze nieświadomą Ri, że stoimy za nią.
- Nie wyzywaj go tak! – Saeron wkroczyła do akcji.
- Jak możesz mnie oto prosić. On myśli, że po tym…
- Właśnie zrobiłaś coś okrutnego. – Przerwała jej. - Pragnęłam by do mnie przyszedł. A teraz wrócił się. Przez ciebie! Ja cię od dzisiaj nienawidzę! – Płakała moja biedna siostra, a ja głupi nie wiedziałem co robić. – Nie wtrącaj się w moje życie, bo nawet mnie nie znasz. Nie przyjaźniłyśmy się nigdy! Jesteś pustą idiotką!
        Miałem złe przeczucia. I sprawdziły się. Riyeon wymierzyła liścia w stronę Saeron, a ja w porę zareagowałem i złapałem jej rękę.
- Pogrzało cię? Nie widzisz, że i tak już jest roztrzęsiona?
- To nie znaczy, że może tak ostre słowa mierzyć w moją stronę!
- Uspokójcie się. – Rzekła delikatnie Jimin, pewnie w obawie przed gniewem którejkolwiek z dziewczyn.
- Tak nic nie rozwiąże się Saeron. A ty Ri też lepiej nic nie mów. – Nadałem sobie rolę mediatora. – Chcesz za nim pójść? – Zapytałem również ostrożnie.
- Nie ma po co. – Wtedy ujrzałem, że patrzyła smutnym wzrokiem w telefon, po czym ukazała mi ekran, na którym widniał sms. Pięknie. – To koniec. Dzięki. – Wyszeptała tak, jakby uszło z niej życie. Znowu zgubiłem się. Nie mogłem określić, czy cokolwiek jeszcze mogłem zrobić.
- My lepiej pójdziemy, żeby Ri znikła jej z oczy. – Wyszeptała do mnie Jimin i ja jej przytaknąłem na zgodę.
        Porobiło się i teraz to było dla mnie ważniejsze od moich osobistych problemów. Choć wcześniej o nich pragnąłem porozmawiać z Saeron, to teraz były niczym w porównaniu do tego co się wydarzyło. Kochałem naprawdę ją jak siostrę i to co się stało mnie przerosło. Znowu nic nie zrobiłem, by jej pomóc, a jedynie mogłem ją pocieszać.
*Sungyeol*


        Po usłyszeniu przez telefon zachrypniętego głosu Jiry i informacji, że chwyciła ją grypa, więc nie mogła do mnie przyjść, nie zastanawiałem się ani chwili. Popędziłem do kuchni. Znalazłem miodzik, czosnek, a mleko uznałem za zbyteczne, bo przecież bywało w każdej lodówce. Wyleciałem jak strzała z mieszkania, nie zwracając większej uwagi na Hoyę i jego koleżankę. Po otworzeniu drzwi się przeraziłem. Stały za nimi Riyeon i Jimin. Niby nie straszne kobiety, ale nie spodziewałem się, że będą tam stać jak będę wychodzić. One także miały zaskoczone miny, więc na moje szczęście nie tylko ja się wygłupiłem. Uśmiechnąłem się niepewnie do nich.
- Wybaczcie, ja właśnie wychodzę.
- Dobrze. - Wyszeptała Jimin.
        Minąłem je w pośpiechu. I za kilka sekund byłem pod blokiem obok. Zadzwoniłem w domofon. Kilka sygnałów odczekałem.
- Słucham? - Powiedział to do mnie zabójczo podobny głos do Jiry. Gdybym wcześniej nie słyszał jej chrypy przez telefon, to bym teraz pewnie strzelił gafę, bo jak można było się domyślić, odebrała jej matka.
- Tu znajomy Jiry. Sungyeol. - Przełknąłem głośno ślinę, bo szczerze nie miałem pojęcia, jako kogo opisała mnie matce.
- Znajomy? - Zaśmiała się. - Tak to się teraz zwie? Wejdź, wejdź. - Słuchać nadal było jej śmiech podczas wpuszczania mnie do środka. No to ciekawie się zapowiadało.
        Powitała mnie kobieta z promiennym uśmiechem. To było moje pierwsze spotkanie z rodzicielką Jiry i okropnie się stresowałem. Ona za to z radością na mnie patrzyła. Ukłoniłem się nisko, by okazać jej należyty szacunek. Choć na moje oko to ona wyglądała na siostrę, a nie matkę. Przyglądała mi się uważnie, pewnie analizując na jakiego wyglądam.
- Przystojniaka sobie Jira znalazła. - Co za matka, zawstydziła mnie. Zacząłem się drapać w tył głowy. - Możesz iść do niej do góry. Zrobisz jej niespodziankę, bo nie dałam jej jeszcze znać, że przyszedłeś.
- A mógłbym skorzystać z kuchni? - Tak bardzo bałem się zadać to pytanie, jednak nie mogłem się poddać w mojej  misji.
- Och. Oczywiście. - Oczy kobiety się zaświeciły i odprowadziła mnie do pomieszczenia, o które poprosiłem.
        Nadal się na mnie gapiła, jak stawiałem miód i czosnek na blacie. Chciałem zerknąć do lodówki, lecz przy niej się bałem. Nie byłem u siebie. Jeszcze jakby jej nie było, mógłbym zaszaleć, lub poprosić o pomoc Dana, o ile był w domu. A tak, to byłem pod nadzorem.
- Potrzebujesz mleka, garnuszka, łyżeczki i noża z deską. Czyż nie? - Pokiwałem głową, jakbym był małym dzieckiem, które jeszcze nie mówi. - Dziś ci wszystko pokażę gdzie jest. Ale następnym razem masz się czuć jak u siebie. Rozumiemy się? - Powiedziała ciepło.
        Poczułem się bardzo przyjemnie. Chyba mnie zaakceptowała. Byłem dumny z siebie, że nie zepsułem wszystkiego na wstępie. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby wygoniła mnie stamtąd i kazała nie wracać. A z moim fartem taki scenariusz mógł być możliwy. Prawdopodobne było to, że po prostu mama Jiry była cierpliwą kobietą.
        Po podgrzaniu mleka z czosnkiem i miodem, mogłem wreszcie z nim się udać do mojej ukochanej. Miałem nadzieję, że ucieszy się na mój widok. Nie mogłem jej zostawić samej w takiej chwili, bo szczerze się troszkę obwiniałem za jej stan. Całowania w deszczu się zachciało. Głupi Sungyeol. Przy niej traciłem głowę.
        Wszedłem po cichu i ujrzałem, że leżała w łóżku, owinięta po brzegi kołdrą.  Tylko jej drobna główka wystawała spod niej. Mimo iż była cała czerwona, spocona pewnie przez gorączkę, to i tak wydawała się mi piękna. Uśmiechnąłem się lekko i kucnąłem przy niej. Nie chciałem jej budzić, ale powinna była wypić ciepłe mleczko. Dałem jej buziaka w czoło i nic. Następnie dotknąłem dłonią jej policzka, po czym jedynie rozdziawiła buzie, co wydało mi się urocze. Zaśmiałem się bezdźwięcznie. Następnie dłońmi zamknąłem jej usta i wtedy się zaczynała przebudzać.
- Zostaw mnie Dan. - Majaczyła. - Zobaczymy jak ty będziesz chory. Też ci podokuczam. - Jej głos był tak przepełniony bólem, że ścisnął moje serce.
- To nie Dan. - Wyszeptałem, na co momentalnie szeroko otworzyła oczy.
- Chyba mam zwidy od gorączki. - Rzekła przerażona. – Za to jakie przyjemne. - Uśmiechnęła się.
- Nie przewidziało ci się kochanie. Przybyłem z najlepszym lekarstwem na przeziębienie i teraz musisz to wypić póki ciepłe. - Rzekłem dumny z siebie.
        Spojrzała na kredens i ujrzała przygotowane przeze mnie mleko. Oczy jej się zaświeciły i już chciała się podnosić, gdy nagle zakryła się kołdrą po czubek głowy. Co jej odbiło?
- Widzisz mnie w takim stanie. - Wymamrotała ledwo słyszalnie.
- I co z tego. I tak jesteś piękna! - Wykrzyczałem, by uwierzyła.
- Naprawdę? - Wyszeptała niepewnie wychylając tylko czoło i oczy.
- Przecież ja zawsze jestem szczery do bólu. - Zaśmiałem się i znowu  dałem jej całusa, tym razem w policzek, jak tylko go odsłoniła.
- Ej! Bo się zarazisz. - Naburmuszyła się.
- Nie boję się. Twardy ze mnie facet. - Zaśmiałem się.
        Potem poczekałem, aż wypiła moje arcydzieło i z powrotem weszła pod pierzynę. Usiadłem na łóżku i przyglądałem się jej. Byłem szczęśliwy dzięki niej. Mogłem się nią opiekować całe moje życie.
- Coś jeszcze ci podać? Czegoś potrzebujesz? - Zacząłem zadawać pytania. Jakoś chciałem odpokutować jej stan.
- Tylko ciebie mi trzeba. - Powiedziała uroczo.
- Oj, tu i teraz? Najpierw wyzdrowiej. - Zażartowałem.
        Ona zmieniła się w gotującego się buraka i uderzyła mnie dłonią.
- Ty zboczeńcu! - Krzyknęła.

        Tak, to była moja Jira, zadziorna i waleczna. A nie te pozbawione sił ciałko leżące teraz pod kołdrą. Zacząłem się śmiać. Chciałem, by już wyzdrowiała i razem ze mną szalała, póki jeszcze mogłem robić co mi się podoba.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz