sobota, 19 listopada 2016

Małe nieporozumienie: Rozdział 31

Wybaczcie, że o tej porze, ale jestem poza domem i zapomniałam całkowicie o udostępnieniu :( Nie będę więc przedłużać. Liczę jak zwykle na komentarze :)


Małe nieporozumienie
Rozdział 31


*Woomin*

        Wyszłam przed budynek uczelni, by poczekać tam na Hoyę. Wypatrywałam go, ale nigdzie nie było go widać. Dziwiło mnie to, bo zazwyczaj już na mnie czekał. Niepokoiłam się, że może się nie zjawić i będę miała znowu problemy z Kentaro. Przerażała mnie perspektywa spotykania go gdziekolwiek. Oglądałam się za siebie co chwilę na korytarzu, czy za mną nie podąża. Nie czułam się bezpiecznie we własnej szkole. Najgorsze też było to, że nie potrafiłam nikomu o tym mówić. Jedynie Riyeon coś więcej wiedziała, a i tak mało z tego co się działo. Po nocach ledwo spałam. Myślałam, czy następnego dnia uniknę go i uda mi się spokojnie przeżyć kolejny dzień.
        Nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek i szarpnął tak, że musiałam się odwrócić. Oczywiście był to on. Patrzył na mnie chytrym uśmiechem. Miałam ochotę na niego napluć. Powoli czułam ból w miejscu w którym mnie ściskał.
- Czego znowu chcesz? - Burknęłam.
- Tak się zwracasz do swojej pierwszej miłości? - Prychnął. - Mam ci przypomnieć, jak dobrze było ci ze mną?
        Moje oczy robiły się wilgotne, a tak bardzo nie chciałam przed nim okazać słabości. Byłam taka bezsilna w jego towarzystwie. W końcu moje wątłe ciałko dużo nie potrafiło zdziałać, przy jego postawie silnego mężczyzny. Dlatego też przestałam mu się wyrywać nie widząc w tym sensu. Wtedy jeszcze bardziej bolało.
- Proszę cię. Daj mi dziś spokój. - Próbowałam wziąć go na litość.
- Nie zaznasz ani jednego dnia spokojnego, dopóki nie przyznasz, że nadal chcesz być ze mną. Nie zapomniałaś o mnie. Ja to wiem.
        Moje zażenowanie jego osobą dopięło szczytu. Jak mógł być tak pewny siebie i arogancki? Ktoś musiał mu przytrzeć nosa.
- Owszem. Pamiętam, że tacy idioci jak ty, chodzą po naszej planecie i trzeba ich omijać szerokim łukiem. - Powiedziałam stanowczo, by nie wyczuł mojego strachu.
        On ścisnął mocniej moją rękę, przez co aż zasyczałam z bólu. Chciał mi ją zmiażdżyć, czy jak? Po chwili chwycił moją drugą dłoń i przyciągnął mnie bliżej siebie. Obrócił mną tak, że stałam tyłem do jednej ze ścian budynku i docisnął mnie do niej i przytrzymywał ramionami, bym się nie ważyła odsunąć. Uderzenie plecami w nią zabolało. I jeszcze jego bliskość wręcz mnie brzydziła. Przymknęłam oczy w geście obronnym, by na niego nie musieć patrzeć.
- Spójrz na mnie!  - Wydarł się na mnie, a ja tylko pokiwałam przecząco głową, zaciskając jeszcze mocniej powieki.
        Czułam się przez moment jak bezbronne dziecko i wtedy jego ręce puściły moje ramiona i usłyszałam odgłos uderzenia? Nie miałam pewności, czy dobrze go zidentyfikowałam. Szybko otwarłam więc moje oczy i ujrzałam Hoyę trzymającego Kentaro za kołnierz i mierzącego w niego pięścią. Przeraziłam się. Z jego głowy spadł kaptur widocznie przed chwilą i był rozpoznawalny, więc  jakby ktoś go zobaczył w tym momencie, byłyby niezłe kłopoty. Nie potrafiłam się jednak ruszyć, by cokolwiek zrobić.
- Nie będę marnował mojej pięści na ciebie po raz drugi. - Stwierdził Hoya i puścił wyprowadzonego już z równowagi Kentaro.
        Ten próbował także uderzyć Howona, a na szczęście temu udało się zrobić unik, po czym podszedł do mnie, chwycił moje policzki w dłonie i przyglądał mi się. Poczułam jak moje policzki robią się gorące.
- Wszystko w porządku? - Zapytał przejętym głosem.
        Pospiesznie kiwnęłam mu głową, chcąc go uspokoić.
- Hej! Gwiazda! - Krzyknął do niego mój japoński prześladowca, więc on odwrócił się wysłuchać, czego od niego chciał. - Nie wtrącaj się w sprawy moje i Woomin. Jasne? - Zagroził zbliżając się do Hoyi z furią w oczach.  
- Będę to robił. - Stwierdził poważnie. - W końcu jest moją dziewczyną i nie pozwolę ci, byś ją krzywdził, dotykał, a nawet zbliżał się do niej. - Mimo iż mówił to spokojnym i nie uniesionym głosem, dało się w nim wyczuć groźbę.
        We mnie za to coś drgnęło. Moment, kiedy powiedział, że jestem jego dziewczyną tak bardzo mi się spodobał, choć wiedziałam, że to kłamstwo. Kentaro za to kipiał ze złości. Pewnie zaskoczyło go to. I dobrze.
- Nie oszukacie mnie. - Wystrzelił nagle. - Przecież wcześniej mówiliście coś innego.
- Bo jestem członkiem zespołu i nie mogę tego rozpowiadać na boki, ale tobie inaczej nie da się przemówić, że masz się trzymać od niej z dala.
        Coraz bardziej zaskakiwała mnie stanowczość Howona w jego wypowiedzi. Czułam od niego troskę i wiedziałam w tamtym momencie, że już dawno powinnam była mu zaufać. Stał za mną murem, choć nawet nie wiedział, co zrobiłam w przeszłości. Ufał mi bezwzględnie, a ja tak bardzo bałam się powiedzieć mu wszystko. Poczułam się podle.
        Kentaro chyba odpuścił, bo wyminął Hoyę szturchając jego ramię i poszedł sobie. Poczułam ulgę, bo nie chciałam, by kłócili się, albo co gorsza bili w takim miejscu. Miałam ochotę wyściskać za to Hoyę, lecz opanowałam się. Podszedł do mnie i znowu patrzył w moje oczy.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Zapytałam zachwianym głosem, bo jego wzrok mnie rozpraszał.
- Podałem się za twojego chłopaka? - Kiwnęłam głową na potwierdzenie. - Bo chciałbym nim być.
        Zatkało mnie. Rozdziawiłam szeroko usta i tak patrzyłam się na niego. Zastanawiałam się, czy dobrze usłyszałam. Miałam już sobie wmówić, że na pewno droczył się ze mną, a on objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Tym razem poczułam dreszcze. W końcu oddychał prosto na mnie. Robił to bardzo ciężko. Jakby się stresował? Nie, to nie było to. Kiedy musnął delikatnie moje usta, oblała mnie fala gorąca. Tak delikatnego pocałunku jeszcze nigdy nie doznałam. Czas się dla mnie zatrzymał. Moje dłonie oparłam na jego torsie i zaczęłam mącić jego bluzę. Kiedy próbował się oderwać, ja przyciągnęłam go z powrotem i poczułam, że uśmiechnął się. Kontynuowałam namiętnie całowanie go, lecz w pewnym momencie to on przerwał to odsuwając tylko twarz, a nadal mnie trzymał blisko siebie.
- Rozumiem, że się zgadzasz? - Zapytał pewny siebie.
        Już miałam krzyczeć: "Tak!", niestety mój rozum musiał o sobie przypomnieć. Może i Hoya podobał mi się i czułam coś do niego, ale był gwiazdą. Miał dużo obowiązków i niedługo miało już go nie być blisko mnie.
- Sama nie wiem. Niedługo wyjeżdżasz... - Zaczęłam smutnym tonem.
- Jedź ze mną. - Wystrzelił nagle.
        Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. On naprawdę o tym myślał? Gdzie miałabym się znaleźć w Seulu? Co miałabym tam robić? Czy udałoby mi się znaleźć mieszkanie, pracę? A co z moją szkołą? Tysiące pytań pojawiło się w jednej sekundzie, lecz otrząsnęłam się.
- Muszę przemyśleć to wszystko... - Zasugerowałam.
- Woomin. Ja cię kocham. - Wyszeptał, przez co moje serce zabiło zdecydowanie mocniej.
- Ja ciebie też. - Powiedziałam zadziwiając sama siebie.
        Od jakiegoś czasu, wiedziałam, że coś było na rzeczy, jednak strasznie się przed tym broniłam, nie marząc nawet, że Howon będzie chciał na mnie spojrzeć. Teraz to się okazało realne, a ja wybrzydzałam, bo bałam się zaangażować. Po jego wzroku domyśliłam się, że go także zaskoczyłam odpowiedzią.
- W takim razie nad czym chcesz jeszcze myśleć? Od dzisiaj bądźmy parą, a co do wyjazdu, jeszcze zobaczymy jak to się ułoży. Może coś innego się wymyśli. Mimo wszystko zależy mi mocno na tobie. - Po tych słowach dał mi buziaka w czoło, puścił mnie i ruszył w stronę wejścia, a ja nie wiedziałam co robić. - No chodź. Chcemy chyba potańczyć jeszcze dziś, co nie?
        Kiwnęłam w jego stronę, a na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech. Hoya rozjaśnił mi ten dzień. Choć wcześniej zapowiadało się na kolejne wieczorne płakanie w poduszkę, to on sprawił, że miała ochotę tylko na zachwycanie się chwilami z nim spędzonymi i marzenie o nim po nocach.

*Jimin*

        Próbowałem wybić sobie z głowy tamten wieczór, kiedy to praktycznie wygadałem moje obawy przed Danem. Nie mogłem przewidzieć, że właśnie się zjawi w takim momencie. Jira mi nie uwierzyła chyba i o ile wcześniej mnie by to zdenerwowało, teraz cieszyło mnie, bo mogła przekonać go, iż to wszystko nie prawda. Zastanawiałem się, co powinienem zrobić z tym co czułem. Nie mogłem długo jeszcze ciągnąć tylu kłamstw. Oszukiwałem też siebie, że może Suri, jakoś wybije mi z głowy te dziwne myśli.  Im bardziej chciałem się pozbyć tego, to tylko jeszcze bardziej się nasilało,
- Możemy porozmawiać? - Spytała mnie Saeron stojąca od jakiegoś czasu obok mnie w kuchni.
        Uśmiechała się miło do mnie, co mnie troszkę odprężało. Kiwnąłem jej na zgodę głową i ruszyłem z nią do jej pokoju. Usiadła tam na swoim łóżku i poklepała miejsce obok siebie, więc spocząłem tam posłusznie.
- Wczoraj byłam w Seulu. - Oznajmiła nagle, zaskakując mnie tym co powiedziała.
- Po co? - Zapytałem głupio, bo w końcu właśnie miała mi to opowiedzieć i tak.
- Przeprowadzam się tam wkrótce. Prawdopodobnie dostanę tam pracę wraz z Danem, dostałam się na uczelnie od następnego semestru.  Czesne zapłacę z moich oszczędności. Szukamy obecnie też mieszkania w centrum do wynajęcia. Najlepiej na współ z kimś. Stąd moje pytanie. Jedziesz z nami?
        Wytrzeszczyłem na nią oczy. Co ona wygadywała? Od kiedy to planowała? Zaskoczyła mnie. Pozytywnie oczywiście. Bo nie spodziewałem się, że tak myślała o swojej przyszłości. Wiedziałem, że miała ciężko i myślałem, że poddała się względem jakiejś kariery zawodowej, a ona coś planowała po kryjomu. Podziwiałem ją i poczułem się darmozjadem. Już chciałem powiedzieć, że też z chęcią przeprowadzę się do Seulu i poszukam lepszej perspektywy na życie, kiedy dotarło do mnie, że wcześniej mówiła, że oprócz niej przenosi się Dan.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym się z wami wybierał. - Rzekłem unikając jej spojrzenia.
- Niby dlaczego? - Zapytała jakby pretensjonalnym tonem. - Chodzi o twoje relacje z Danem? - Strzeliła w dziesiątkę.
        Spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie tak, jakby czekała na wyjaśnienia. Nie miałem na początku pojęcia co jej wymyślić za wymówkę. Potem uznałem, że przecież ona zawsze mi pomagała i rozumiała mnie. Traktowałem ją wcześniej jako moją siostrę, więc czemu bałem się jej zwierzyć z tego co się ze mną działo?
- Słuchaj. Nie zrozum mnie źle. Nie powiesz mu niczego?
- Ta rozmowa zostanie między nami. - Zasugerowała kładąc mi rękę na ramieniu.
- On mi się podoba. Walczę z tym od pewnego czasu, lecz już mnie to zaczyna męczyć. Boję się do tego przyznać. Nigdy nie uważałem, że mogę się tak czuć przy innym chłopaku. A jednak. Przeraża mnie to.
- Niepotrzebnie. Pomyśl jak musi się czuć Danyoung, kiedy nie wie czemu nagle na niego wybuchasz. Traktujesz go okropnie. To jego wina do końca nie jest. Pamiętać też należy, że niektóre rzeczy dzieją się mimo naszej woli. Akurat na nasze uczucia rzadko kiedy mamy wpływ. Przychodzą same i musimy je uczyć się akceptować. Może ci być trudno, bo to nowa sytuacja dla ciebie. Nie możesz wiecznie się bronić, bo ciebie to także wykończy.
        Miała szczerą rację, lecz ja nie wiedziałem, jak powinienem był się zachować. Nie potrafiłem się do tego przyznać przy samym zainteresowanym. Na dodatek wykorzystywałem biedną Suri.
- Moim zdaniem powinieneś po pierwsze zerwać z Suri. - Wystrzeliła jakby czytając mi w myślach.
- Owszem. Choć stresuję się tym. Nie chciałem jej krzywdzić. Ja nie myślałem racjonalnie. - Zacząłem się tłumaczyć.
- Jeżeli jest dobrą dziewczyną, to to zrozumie. Jak nie, to trudno. Musisz być stanowczy i nie litować się nad nią. Inaczej będziesz sam nieszczęśliwy. Czasami trzeba podejść do czegoś egoistycznie.
        Dziwiłem się z jej słów. Z drugiej strony to była prawda. Zostając z Suri mimo braku uczuć zranię z czasem nas jeszcze bardziej. Przecież to nie miało żadnej przyszłości. Musiałem teraz to zrobić, póki nie zaszło to za daleko, żeby potem mogła znaleźć sobie kogoś lepszego.
- Dziękuję. - Skierowałem te słowo pełen wdzięczności do Saeron. - Rozjaśniłaś mi wiele w głowie.
- Polecam się na przyszłość. - Dodała z uśmiechem. - Choć ciężko mi wyobrazić sobie ciebie i Dana razem. Zresztą nie znam innych par homoseksualnych i to pewnie dlatego. - Stwierdziła, a mnie zaniepokoiła jej wypowiedź. Ja i Dan razem?

*Sungjong*

        Sunggyu dosiadł się do stołu, kiedy jadłem śniadanie. Rozłożył na nim gazetę i czytając jakiś artykuł zabrał jedną z kanapek z mojego talerza. Miałem ochotę oburzyć się, ale w końcu byłem tym najmłodszym, a on najstarszym. Zawsze tak bywało, że to mnie się najwięcej obrywało, najmniej należało i musiałem być miły dla starszych kolegów bez względu na wszystko. Zawsze miałem mimo to, dobre stosunki z Sunggyu. To Hoya często mi dokuczał. Niestety przez to co ostatnio dopadło lidera, stał się on strasznie nieznośny.
- Przepraszam. - Wyrwał nagle.
- Za co? - Zdziwiłem się.
- Nie chciałem ci podbierać jedzenia, to był jakiś odruch. Za bardzo skupiłem się na czytaniu. Dorobić ci w zamian jedną kromkę?
        Zamurowało mnie. Co mu się znowu stało? Może wracał dawny Sunggyu? Coś czułem, że była to zasługa wizyty Saeron u nas. Chciałem szybko dowiedzieć się, o czym wtedy rozmawiali.
- Spokojnie. I tak już praktycznie się najadłem. - Zastanawiałem się jak zacząć temat, który mnie nurtował. - Wyglądasz lepiej niż ostatnio.
- Serio? - Spytał mnie z szeroko, jak na niego, otwartymi oczami. - W sensie, że przybrało mi się? - Dodał po chwili zastanowienia.
- Nie, tylko masz jakby lepszy humor. Nie zdaje się mi to, prawda?
- Skoro tak uważasz. - Odpowiedział wracając do lektury.
- Czy to ma związek z wizytą Saeron?
- Możliwe. - Irytowały mnie jego krótkie i mało wnoszące odpowiedzi.
- Sunggyu. Nie bądź taki. Powiedz coś.
- Zachowujesz się jak dziecko, które nie dostało lizaka od mamusi. Co mam ci powiedzieć? Wpadła, dała nam jeść, miło z jej strony.
- Wiesz, że nie oto mi chodzi. - Oburzyłem się.
- Co mam ci powiedzieć? Miło mi się z nią porozmawiało, wyznała co czuje i zasugerowała, że jeszcze się zjawi tutaj. Wystarczy? - Powiedział od niechcenia.
- Powiedzmy. Będziesz z nią razem? - Znowu zadałem wścibsko pytanie. Nic nie poradzę, że ciekawość mnie zżerała.
- Sam nie wiem... - Nagle jego głos posmutniał. - To zbyt skomplikowane.
- Przepraszam cię. Jednak jeśli coś czujecie do siebie nie powinniście się bronić przed tym. Bo ty ją kochasz, prawda? - Wiedziałem, że niewiele mogły dać rady maknae, lecz starałem się jak mogłem.
- Chciałbym, by to było takie proste. Kochacie się? To musicie być razem. To nie zawsze tak działa. Jest wiele komplikacji.
- No to wystarczy, że je pokonacie.
- Ah. - Westchnął głęboko. - Kiedyś może zrozumiesz, jak dorośniesz.
        Po tych słowach wstał od stołu. No oczywiście, jak zwykle słowa najmłodszego były ignorowane. Ja nic nie wiem, ja nie przeżyłem jeszcze tego. Zawsze to samo. A ja miałem duże doświadczenie. Od samego patrzenia na błędy moich starszych kolegów, uczyłem się, jak ich nie popełniać. Nie lubiłem lekceważenia mnie. Miałem ochotę nawrzeszczeć jeszcze do Sunggyu. Lecz nie zamierzałem go drażnić. Swoje już wiedziałem. Myślałem nad tym, czy powinienem powiedzieć reszcie, o czym rozmawiali będąc we dwójkę.
        Ostatecznie usiadłem w swoim pokoju i nawiązałem połączenie z wideo rozmową do Woohyuna. Odebrał bardzo szybko, więc był akurat w mieszkaniu. Zobaczyłem jego zmęczoną twarz. Pewnie się nie wyspał. Uśmiechnąłem się szeroko i pomachałem mu na przywitanie, a on z ledwością odwzajemnił ten gest.
- Co się stało? - Zapytał. - Czemu ostatnio zawsze włączasz kamerkę?
- Bo chcę widzieć wasze reakcje na to co mówię. - Rzekłem spokojnie. - Wiem, o czym rozmawiał Sunggyu z Saeron. - Dodałem dumnie.
- Woow. O czym? - Zaciekawił się.
- Ona wyznała mu co czuje i obiecała, że jeszcze nas odwiedzi.
- Dziwne trochę. Jakby planowała być częściej w Seulu. - Stwierdził.

        Przytaknąłem na to, zgadzając się z nim. Ta mała dziewczyna coś kombinowała. A nikt z nas nie mógł wymyślić co. Przez resztę rozmowy wmyślaliśmy różne dziwne teorie, co tak naprawdę jej chodziło po głowie. Wszystkie były tak nierealne, że podarowaliśmy sobie dociekanie i uznaliśmy, że poczekamy, aż czas coś pokaże.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz