piątek, 9 grudnia 2016

Małe nieporozumienie: Rozdział 34

Jak zwykle czekam na wasze relacje, jak zwykle się powtarzam. Brakuje mi już coraz częściej pomysłów na notki. :D  Kocham was za to, że to czytacie. Tamdam :D

Małe nieporozumienie
Rozdział 34


*Hoya*

        Siedziałem niecierpliwie w poczekalni. Denerwowałem się niemożliwie. Obok mnie był jej ojciec i przygryzał paznokcie. Co jakiś czas spoglądałem na niego poirytowany. Miałem dość jego obecności. Wiedziałem, że wychodziłem na niewychowanego, ale ten człowiek sprawiał przykrość Woomin. To przez rodziców i tego jednego idiotę była w takim stanie.
        Z sali wyszedł lekarz podejrzliwie zerkający w naszą stronę. Wstaliśmy momentalnie z siedzeń przerażeni. Bałem się co mogło stać się jej, że tak nagle zemdlała.
- Panowie są rozumiem rodziną? – Zapytał niepewnie i zauważyłem, że było to bardziej skierowane w moją stronę.
- Ja jestem jej ojcem, a ten chłopak…
- Jestem jej narzeczonym. – Wtrąciłem, by nie zdążył nic głupiego na mnie wymyślić, bo bardzo chciałem znać jej stan.
- Dziewczynie nic nie będzie. Musi kilka dni odpocząć tutaj. Prawdopodobnie zbyt dużo się przemęczała i stresowała ostatnio, a mało jadła. Mam rację? – Spojrzał na nas pytająco.
- To prawda, że się przemęczała. Nie dało się jej przemówić, by nie tańczyła tak intensywnie i do upadłego. – Stwierdziłem przypominając sobie, jak wyładowywała swoją furię na poprzednim naszym spotkaniu.
- Jakiego znowu tańca?! – Oburzył się tatulek, jakby to teraz było najważniejsze. – Więc to wszystko przez ciebie?
- Nie. Niech pan się uspokoi. To wy ją tak stresowaliście i nawet nie zwróciliście uwagi na to, że nie je? Co z was za rodzice? W dodatku odkąd ten Kantaro się pojawił była strasznie podenerwowana. Wszystko się najwidoczniej w niej skumulowało. A wy jeszcze chcieliście zabronić jej się ze mną spotykać? To musiało ją dobić.
        Lekarz patrzył na nas wytrzeszczonymi oczami. Ojca Woomin troszkę zamurowało po moich słowach. Może w końcu zrozumiał? Nie, tacy ludzie mają swoje wysokie ego, którego nie idzie łatwo utrzeć.
- Dopóki się nie pojawiłeś, była grzeczną córką! – Znowu podniósł głos, co zirytowało doktora.
- Przepraszam pana, jednak jak tak dalej pójdzie nie będę mógł pana wpuścić do córki i jeszcze wezwę ochronę. Proszę ochłonąć. A narzeczony na chwilę obecną może ją odwiedzić, bo domyślam się, że ona się ucieszy. Wspomniała, że jeżeli jest tutaj, to by wszedł jako pierwszy. – Uśmiechnął się po tym w moją stronę szczerze. To było takie miłe z jego strony.
        Niepewnie wszedłem do sali, w której miała leżeć. Poczułem się zdecydowanie lepiej, jak zobaczyłem, że uśmiechała się promiennie w moją stronę. Podszedłem już bardziej przekonany. Usiadłem na krześle obok jej łóżka i chwyciłem jej bladą dłoń. Głaskając ją spojrzałem w jej oczy.
- Przepraszam Howon. – Wyszeptała nieśmiale.
- Nie masz za co. Miałaś ostatnio ciężko. Mimo to, nigdy więcej nie głoduj. Jasne?
- Nie miałam po prostu apetytu. – Spuściła wzrok.
        Wstałem i skierowałem na mnie jej podbródek. Była taka blada, delikatna, a jednocześnie tak piękna. Jej zaszklone oczy patrzyły w głąb mojej duszy. Miałem tylko jedną myśl w tamtej chwili i ją zrealizowałem. Złożyłem na jej ustach moje, obejmując jej różowe od rumieńców policzki dłońmi. Nie chciałem jednak w takim miejscu narobić zamieszania, więc zostałem przy krótkim, lecz wymownym pocałunku. Kiedy odsunąłem się od niej nadal nie przestawaliśmy się na siebie patrzeć. Odsunąłem jej grzywkę z twarzy.
- Woomin. Od teraz będę pilnował, żebyś więcej nie cierpiała. – Postanowiłem. - Tylko proszę wyjedź ze mną.
- Chciałabym. Miałam nawet pomysł. Saeron, Dan i Jimin wyjeżdżają. Znasz ich pewnie? Mogłabym być ich współlokatorką.
        Otworzyłem szeroko oczy. O czym ona mówiła? Pomyślałem, że chłopcy zaskoczyliby się, gdyby dowiedzieli się tej nowiny. Stwierdziłem, że będę złośliwy i nic im nie powiem. To nie był ich interes.
- A ja chyba znalazłem dla ciebie pracę, jak się zgodzisz.
        Jej oczy zabłysły z ciekawości. Byłem z siebie dumny, że takie coś wykombinowałem.
- No mów. – Rzuciła niecierpliwie.
- Mam kolegę, który prowadzi szkółkę tańca dla młodzieży, która lubi tańczyć, ale niekoniecznie chce iść w tym kierunku w życiu. Szuka kogoś do pomocy. Liczy się dla niego pasja, której tobie nie brakuje. – Uznałem.
        Po jej minie od razu widziałem, że była zachwycona tą propozycją. Wiedziałem już, że jest coraz lepiej. Trzeba było tylko to wszystko zrealizować. A nie brakowało nam do tego raczej zapału. Ja podenerwowany na jej rodziców, byłem zrobić w stanie wszystko, by ją uszczęśliwić.

*Saeron*

        Razem z Danem staliśmy w jakimś wielkim parku w Seulu. Rozpierała mnie energia. Kręciłam się w kółko i podskakiwałam jak małe dziecko.
- Uspokój się troszeczkę. – Mówił do mnie, śmiejąc się z mojej niedojrzałej postawy.
- Co ja poradzę, że tak się cieszę, że udało nam się dorwać tę pracę? Teraz zostało nam znaleźć mieszkanie i się przeprowadzić. – Westchnęłam zachwycając się swoją pomysłowością.
- Właśnie. Wszystko po naszej myśli, ja na dodatek dogadałem się z Jiminem. Żyć nie umierać.
- Nawet nie wiesz, jak ten fakt także mnie raduje.
Śmiejąc się, spojrzałam na jeden ze słupów, bo karteczka wisząca na nim przykuła moją uwagę. Z ciekawości zerknęłam na nią. Ręcznym pismem było na niej napisane:

„Szukam kilku współlokatorów. Chciałabym, by były to osoby odpowiedzialne, i młode. Kontakt wyłącznie telefoniczny.”

Urwałam szybciutko kawałeczek kartki z napisanym numerem i zaczęłam go wstukiwać w telefon. Dan spojrzał na mnie zaskoczony, po czym podszedł do kartki i sam ją przeczytał. Kiedy miałam urządzenie przy uchu, wysłuchując sygnał oczekiwania na połączenie, on przybliżył się także swoim uchem, tak by mógł podsłuchiwać.
- Halo? – Odezwał się dziewczęcy głos po drugiej stronie.
- Hej. Znaczy Dzień dobry…. – Zaczęłam się mieszać. – Widzę właśnie twoje ogłoszenie o poszukiwaniu współlokatorów. Tak mniej więcej ilu byś ich chciała?
Po drugiej stronie panowała chwila ciszy.
- Przepraszam, ale jestem w szoku. Nikt przez miesiąc się nie odzywał. Już myślałam, że numer źle napisałam. Chodziłam i sprawdzałam na wszystkich trzech kartkach które wywiesiłam i był dobry! Ludzie nie chcą być współlokatorami, czy jak? A opłacanie domku jest drogie dla jednej młodej osoby. A miałam powiedzieć o ilości. Myślę, że nie więcej niż cztery osoby, choć na upartego więcej by się wcisło.
- Naprawdę?! – Krzyknęłam do jej słuchawki tak, że jak się nie odsunęła, to pewnie ogłuchła. – Bo nas jest prawdopodobnie czwórka lub trójka. Zależy jeszcze to od jednej osoby. – Mój zachwyt był nie do opisania.
- A jaka jest wasza płeć?
- Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków.
- Aaaaaaa! – Pisknęła głośno, więc tym razem to ja i Dan odsunęliśmy gwałtowanie telefon. – Mam mieszkać z chłopakami? Tylko nie mówcie, że jesteście dwiema parami zakochanych, bo zrobi mi się smutno.
        Miałam ochotę się śmiać ze sposobu w jaki wypowiadała się ta dziewczyna. Brzmiała uroczo.
- Spokojnie. Jedna para i dwie wolne osoby. – To było trochę wredne z mojej strony, że w ten sposób jej to powiedziałam, ale przecież nie mogłam od razu do telefonu powiedzieć jej, że mamy parę składającą się z dwóch chłopaków.
- To luzik. To kiedy się wprowadzacie?
- Tak po prostu? – Zdziwiłam się. – Przecież nawet nas nie znasz i…
- Nie szkodzi. – Przerwała mi. – Mam dar rozpoznawania po głosie, czy osoba jest miła i ty taka jesteś. To mi wystarczy.
- Skoro tak. To wyślij mi smsem adres. Ja się dogadam jeszcze z pozostałymi osobami i zadzwonię w sprawie szczegółów jutro z rana. Co ty na to? – Zaproponowałam pospiesznie, jakby bojąc się, że za chwile rozmyśli się.
- Jasne. Już nie mogę się doczekać, aż was poznam. – Zaświergotała jak ptaszek. – Dobra to ja kończę, bo muszę kota wypuścić na dwór. Papa.
- O ma kota. – Dodałam zaskoczona, po usłyszeniu sygnału oznaczającego, że już się rozłączyła.
- I jest jakaś pozytywnie zakręcona. – Zaśmiał się mój przyjaciel. – Tak w ogóle to skąd pomysł, że jestem parą z Jiminem? My takiego czegoś nie ustaliliśmy.
- Dla mnie jesteście. – Odpowiedziałam bez wahania.
- Gdyby to było takie proste. A co jeśli ona okażę się jakąś fanką gejów, albo Infinite? To może sprawić jakieś problemy.
- Dowiem się tego, jak będę z nią rozmawiać o szczegółach. Nie panikuj od razu. Dobrze? A teraz chodźmy odwiedzić Wielkiego Kim Sunggyu. – Zarządziłam.
- Ale ja nie chcę wam przeszkadzać. Może pojadę do domu już?
- Ej! – Oburzyłam się. – Nie chcę sama wracać. Może będzie Sungjong, to sobie pogadacie, czy coś. Chodź i nie marudź.
        Ostatecznie ruszył za mną ślamazarnym krokiem.

*Woomin*

        Byłam już prawie gotowa do wyjścia ze szpitala. Siedziałam na łóżku wymachując nogami w przód i w tył. Czekałam na rodziców, którzy mieli mnie odebrać. Umówiona byłam z nimi za godzinę, lecz byłam tak niecierpliwa, że najchętniej wyszłabym od razu jak skończyłam się pakować. Nie musiałam tego robić tak szybko. Chyba każdy człowiek chciałby pospiesznie wyjść z takiego miejsca.
        Jakie było moje zdziwienie, kiedy drzwi do mojej sali się otwarły i ukazał się w nich Howon. Miał ręce ułożone do tyłu i tak cudownie się do mnie uśmiechał. Od razu mój dzień wydał mi się lepszy. Podszedł do mnie i wyciągnął przed siebie maskotkę królika. Był to przeuroczy bieluśki królik z wystającymi ząbkami. Zachwyciłam się tym upominkiem i od razu jak go wzięłam w ręce to wyściskałam mocno.
- Ej, ej. Skoro ci go kupiłem nie znaczy, że masz tylko przytulać jego. Jasne? To ja tu mam być najwięcej ściskany. – Mówił pokazując na siebie palcem.
- To przytul mnie, a nie tylko tyle gadasz. – Zasugerowałam.
        Tak też zrobił, przez co zrobiło mi się cieplej na sercu. Objęłam go także swoimi rękami i oparłam podbródek na jego ramieniu. Mogłabym tak trwać przy nim już zawsze. W jego uścisku czułam ukojenie. To było to czego już dawno potrzebowałam. Poczuć się przez kogoś kochaną. Miałam nadzieję, że nic nie zepsuje naszego szczęścia i uda mi się przenieść do Seulu.

*Sunggyu*

        Ujrzenie Saeron w drzwiach bardzo mocno mnie uszczęśliwiło. Miałem już plan, jak wszystko tym razem rozegrać. Jednak niespodziewanie razem z nią pojawił się Dan. Co robili razem w Seulu? Dlaczego przyszła z nim? Te pytania mnie nurtowały. Miałem nadzieję, że przyszła tylko w naszej sprawie. Nie wiedziałem w takiej sytuacji, jak powinienem zareagować. Chciałem być miły, lecz troszkę się podirytowałem. Nie na nich, tylko na całą sytuację. Weszli do środka uśmiechnięci, a ja witałem już ich beznamiętnie. Bałem się, że Saeron może pomyśleć, iż ją znowu odrzucam, a ja tego nie chciałem, więc szybko się otrząsnąłem.
- Chcielibyście się czegoś napić? – Zapytałem na wstępie.
- Nie. Dziękujemy. – Odparła. – Możemy skorzystać z kuchni?
        Zdziwiony kiwnąłem głową. Kiedy zorientowałem się, że miała reklamówkę pełną składników nadających się na obiad, wiedziałem już co planowała. Chciała mi coś ugotować. Zrobiło mi się strasznie głupio.
- Nie rób tego. – Poprosiłem grzecznie, zabierając jej garnek z ręki. – Nie chcę byś przychodziła…
- Ja chcę ci zrobić obiad i nie liczy się dla mnie twoje zdanie. A ty Dan mi pomógłbyś, a nie tak stoisz. – Zwróciła się do swojego kolegi.
        Zaskoczyła mnie swoją determinacją, więc wolałem nie wchodzić już jej w drogę. Oddałem naczynie i usiadłem z boku, nie mając pojęcia co powinienem robić. Czekałem na jakieś zwrócenie się jej o pomoc, lecz jedynie Dana o nią prosiła. Czułem się z tym dziwnie. W pewnym momencie wpadłem na niegłupi pomysł. Ruszyłem na chwilkę do pokoju po pewną rzecz. Rozejrzałem się w pomieszczeniu i udało mi się odnaleźć pewne pudełeczko z płytką CD na półce. Wziąłem ją uśmiechając się sam do siebie. Akurat kiedy wróciłem z nią do kuchni, Dan udał się do ubikacji. Saeron stała przy blacie i przypatrywała się gotującemu daniu. Podszedłem cichutko do niej i przytuliłem od tyłu. Drgnęła momentalnie, co bardzo mi się spodobało. Następnie musnąłem jej szyję delikatnie ustami, na co poczułem jak drży. Nie wiedziała co począć, kiedy tak się zachowałem. Troszkę mnie to bawiło. Pomachałem jej płytką, która była cały czas w mojej dłoni, przez co zauważyła ją dopiero i wzięła.
- Co to? – Zapytała drżącym głosem.
- Pewna piosenka, której musisz posłuchać. – Wyszeptałem do jej ucha, po czym oparłem głowę na jej ramieniu. – Ten tekst niech będzie pewną wiadomością do ciebie.
        Jej zapach sprawił, iż zakręciło mi się w głowie. Nadmiar szczęścia spowodowanego jej bliskością tak mi uderzył, że nie wiedziałem co robię. Odwróciłem ją przodem do siebie. Spojrzała na mnie swoimi pięknymi, rozszerzonymi do granic możliwości oczami. Pocałowałem ją nagle, by nie zdążyła w żaden sposób zareagować. Pocałunek był krótki, za to wymowny. Tak by miała pewność, że moje uczucia nie były żartem. Wiedziałem, że chciała pogłębić ten pocałunek, a ja odsunąłem ją od siebie. Usłyszeliśmy w tym momencie chrząknięcie za mną. Spojrzałem na źródło tego dźwięku, którym był zakłopotany Dan w progu pomieszczenia. Nie dziwiłem mu się. Sam czułbym się niezręcznie w takiej sytuacji.
- Mięso ci się nie pali? – Zapytał nieśmiało, na co Saeron zareagowała gwałtownym odwróceniem się do kuchenki w celu sprawdzenia swojego dania.
        Wtedy Dan uśmiechnął się w moją stronę i pokazał uniesiony w górę kciuk. Domyślałam się, że cieszyło go szczęście Saeron. Sam nie wiedziałem, czy to wszystko znaczyło, że właśnie z nią byłem? Nie powiedzieliśmy sobie tego. Jednak od kilku dni rozmawialiśmy przez telefon bez przerwy i słodziliśmy sobie przez niego, jak każda kochająca się para. W tamtym momencie także bez krępacji zachowaliśmy się jakbyśmy nią byli.

Czy to wszystko wystarczało? Czy miałem jej jasno zadać pytanie, czy jesteśmy razem? Nurtowało mnie to, bo chciałem jak najlepiej dla nas. Ja czułem, że ona już należała do mnie, a ja oddałem się jej cały, ale nie mogłem wiedzieć, co ona o tym myślała. Postanowiłem poczekać, aż odsłucha tekst podanej przeze mnie piosenki. Miałem nadzieję, że po tym nadarzy się kolejna okazja na szczerą rozmowę, gdzie ustalimy jak będziemy dążyć do wspólnego szczęścia. Jedno było pewne. Nie zamierzałem już wypuścić ją z rąk. Pokładałem w niej wszystkie moje uczucia i chciałem dla niej zrobić wszystko. Musiałem przestać walczyć z uczuciami. Była dla mnie ważna. Sprawiła, że znowu czułem, jak się żyje. Nie mogłem już tego zepsuć. Musiałem także bardziej zaufać sobie i przestać bać się zranienia jej. Po prostu musiałem do tego nie dopuścić, a nie zakładać to z góry. W końcu przecież odwzajemniona miłość była czymś, czego każdy miał prawo doświadczać. Nawet taki ktoś jak ja. Skoro dostałem kolejną szansę, to była to najwyższa pora, aby wykorzystać ją w pełni. Zaprzepaszczenie jej mogło się źle skończyć i dla mnie i dla niej. Ona w końcu ostatnio walczyła oto bym to pojął. Udało jej się do mnie przemówić. Byłem pełen podziwu, że taka mała osóbka jak ona miała w sobie tyle energii, którą potrafiła zarażać innych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz