No więc, zapraszam do czytania. :D Dziękuję wam za to, że to czytacie i kochacie te opowiadanie. Ja uwielbiam je pisać i rozstanie z nim będzie ciężkie. Czekam na relację w komentarzach. :D
Małe nieporozumienie
Rozdział 36 - Pożegnanie
*Sungyeol*
Tak wyjątkowej randki, jak wymyśliłem dla mnie i Jiry, na pewno jeszcze nie przeżyła. Miałem tylko nadzieję, że mój pomysł wypali i okaże się strzałem w dziesiątkę. Musiałem przyjąć także takie wyjście, że mogłoby się jej to nie spodobać. Nie wiedziałem jednak co w takiej sytuacji zrobię. Wolałem liczyć na to, że będzie dobrze. Szykując się do wyjścia, dałem jej znać smsem, by także za chwilę była gotowa. Nie pytała na szczęście o nic, więc mogłem ją zaskoczyć. O to mi chodziło. Zdziwiła się, kiedy podjechałem po nią samochodem. Pewnie nie myślała, że zabiorę ją gdzieś daleko, a tu psikus. Zapowiadało się ciekawie, skoro miała się tak dziwić na wszystko co wykombinowałem.
Usiadła niepewnie na miejscu pasażera. Marszczyła czoło, jakby próbując w myślach mnie rozgryźć. Wyglądało to komicznie, a mimo to powstrzymywałem się od śmiechu, żeby przypadkiem jej nie urazić. Dość krótko trwało jej milczenie.
- Sungyeol... - Przeciągnęła moje imię. - Jedziemy gdzieś dalej?
- Musimy korzystać. Skoro to nasze ostatnie spotkanie przed moim powrotem do pracy, to postanowiłem ci to wynagrodzić. - Oznajmiłem zadowolony z siebie i swojej pomysłowości.
- Ty też masz jakieś wątpliwości? - Zapytała nagle, co mnie zbiło z tropu. Nie byłem pewien, czy dobrze wnioskowałem, co miała na myśli.
- W związku z czym? - Spytałem delikatnie.
- Z nami. Tym, czy przetrwamy jak wyjedziesz. W końcu będzie nas dzielić jakaś odległość. Może nie jest ona do niepokonania, ale twój grafik nie pozwoli zapewne często nam się widywać.
- Będzie zapewne trudno. - Zacząłem szczerze. - Choćby nie wiem co przysięgam, że cię nie zaniedbam. Jesteś dla mnie ważna. Dzięki tobie moje życie jest jeszcze ciekawsze. Nie zamierzam cię tracić, więc będę się starał jak mogę. Po za tym... Mamy telefony, internet. Wiem, że to nie to samo, lecz i tak mogliśmy wyjątkowo widywać się tu codziennie. Normalnie pary też nie mają takie szczęścia i spotykają się raz na jakiś czas. To czemu mamy nie dać rady?
Chwilowo na nią zerknąłem, bo miałem akurat czerwone światło i zobaczyłem na jej policzkach łzy. Byłem wściekły, że nie mogłem jej przytulić w tamtym momencie i zetrzeć tę niepotrzebne krople, które wypłynęły z jej ślicznych oczu. Tak być nie powinno. Miała się tego dnia śmiać, a nie płakać.
- Proszę nie płacz, kochanie. - Rzekłem smutnym głosem.
- Spokojnie, to ze wzruszenia. To były piękne słowa. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że tyle mogę znaczyć dla jakiejś osoby. - Ulżyło mi, słysząc tę wypowiedź.
- I to nie takiej byle jakiej. Wiesz ile dziewczyn chciałoby siedzieć na twoim miejscu? - Postanowiłem rozluźnić atmosferę, bo nie byłem z tych rozczulających się nad sobą facetów. Owszem umiałem mówić o uczuciach, jednak ograniczałem to do minimum, które było potrzebne, by dana osoba była ich świadoma.
- Mogłeś sobie to darować. - Odpysknęła mi sarkastycznie, przez co oboje wybuchliśmy śmiechem.
***
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Jira bezskutecznie starała się badać okolicę. Nie miała pojęcia gdzie jest, bo w końcu także nie była stąd. Mieszkała w tym miasteczku od niedawna, stąd też nie wiedziała o otaczających go atrakcjach. Było to dla mnie wielką zaletą, bo miałem pewność, że nie odwiedzała jeszcze takowych miejsc, chyba że ich odpowiedniki gdzieś indziej.
Otaczała nas piękna polana, a pogoda dopisywała idealnie. Słonecznie i bez żadnych zapowiedzi na deszcz, czy inne licho. Nawet wiatr lekko powiewał łagodząc tylko upał. Ruszyliśmy w stronę miejsca docelowego. Jezioro do którego zmierzaliśmy okazało się ogromne. Na zdjęciach nie widziałem tego efektu, a na żywo robiło wrażenie. Zauważyłem niepokój wypisany na twarzy mojej towarzyszki, lecz początkowo go zignorowałem, myśląc, że chodziło tylko o jej niedoinformowanie. Podszedł do mnie mężczyzna w średnim wieku i zapytał czy zwie się Lee Sungyeol. Oznajmił mi także, że wszystko gotowe i łódka na nas czeka. Na słowo "łódka" poczułem, jak Jira chwyta moją rękę i powstrzymała mnie tym przed ruszeniem za tym człowiekiem.
- Coś nie tak? - Spytałem przestraszony, bo zaczęła się na dodatek trząść.
- Ja nie mogę. - Wydukała z ledwością, a ja zauważyłem dodatkowo, że pobladła.
- Jak to? - Nie rozumiałem jej zachowania.
- Chcesz bym płynęła z tobą łódką? - Przytaknąłem. - Ja nie mogę. Mam chorobę morską.
Tego nie mogłem przewidzieć. Bardzo mnie zaskoczyła. Już chciałem się załamać i wrócić do domu przegrany. Mój pomysł okazał się niewypałem. Poczułem się beznadziejnie.
- A jaki był cel popłynięcia? - Zapytała mnie sprowadzając na ziemię.
- Wyspa, na której mieliśmy zjeść razem i miały wokół nas biegać zwierzątka...
- Nie idzie tam się inaczej dostać? - Przerwała mi.
Kiedy miałem oznajmić, że nie mam bladego pojęcia, czy jest jakaś inna możliwość, właściciel interesu podszedł do nas.
- Z drugiej strony wyspy jest most. - Oznajmił, bo pewnie słyszał naszą rozmowę.
Oczy mi się zaświeciły, na wieść, że nie wszystko było stracone. Byłem ponownie szczęśliwy. Wiedziałem, że na samej wysepce na pewno Jirze się już spodoba, więc poprosiliśmy o wskazówkę jak się dostać do mostu i pospiesznie tam ruszyliśmy.
- Przepraszam, że zepsułam twój romantyczny plan. - Zawróciła się do mnie, jak już zbliżyliśmy się do mostu.
- Przestań, to nie twoja wina. Ja na przykład boję się… duchów.
Wtedy ona wybuchła śmiechem. Ja myślałem, że się zapadnę pod ziemię wyznając jej moje lęki, a ta nabijała się ze mnie, pewnie nie wierząc mi. I licz tu na wsparcie kobiety. Naprawdę bałem się ich.
- Myślisz, że żarty sobie stroję? – Oburzyłem się.
- Owszem. – Stwierdziła, próbując się uspokoić.
- Jak możesz? Ja naprawdę w nie wierzę. – Zacząłem powoli się irytować.
- Ah. Czyli dlatego szedłeś na mnie z łopatą pierwszego dnia? Bałeś się, że będę duchem? – Znowu zachichotała.
- To nie jest zabawne. Uważałem cię za złodzieja wtedy. A duchy przychodzą zazwyczaj jak jest ciemno..
- Jeżeli chciałeś mnie pocieszyć, to ci się udało. – Wtrąciła mi się znowu w pół zdania. – Daruj sobie drążenie tego. – Mówiąc to poklepała moje ramię.
- Widzisz przecież, że mówię poważnie. – Uparłem się.
- Wiem też, że jesteś świetnym aktorem kochanie. – Dodała i ruszyła przed siebie.
Przekomarzaliśmy się tak jeszcze jakiś czas. Z czasem przerodziło się to w kłótnię, potem pogodziliśmy się i skupiliśmy na atrakcjach wysepki. Czas płynął zdecydowanie za szybko. Mimo to, było nam naprawdę dobrze, spędzając czas razem w ten sposób. Wiedziałem, że za nic w świecie nie chciałbym stracić tej dziewczyny i czekała mnie długa droga pełna starań o nasz związek.
*Riyeon*
Szliśmy z Dongwoo uliczkami miasteczka. Mieliśmy zamiar spędzić ten dzień na spokojnie. Zwykłe wyjście do kawiarni. Nic specjalnego. Była to nasza ostatnia randka przed wyjazdem, ale nie zamierzaliśmy jej robić wyjątkowej. Nie chcieliśmy akcentować, że za niedługo wydarzy się coś smutnego. W końcu to nie był jakiś koniec dla nas. Po prostu mieliśmy zacząć się widywać mniej, lecz nasze uczucie nadal pozostawało między nami, więc nie było się czym przejmować. Może jego sława była w jakimś stopniu utrudnieniem, jednak skoro on nie przejmował się niczym, to ja mu ufałam.
Wtedy zatrzymaliśmy się przed jedną z wystaw sklepowych. Był to sklep zoologiczny. Słodkie zwierzątka przykuły naszą uwagę. Zaczęliśmy wymieniać też, jakie stworzonka chcielibyśmy przygarnąć. Nie zauważyliśmy nawet, że ktoś stanął za nami i chwilę nam się przyglądał. Dopiero po czasie ujrzałam tę osobę w odbiciu szyby. Wyprostowałam się momentalnie i odwróciłam w stronę idioty z kpiącym uśmiechem na twarzy. Nawet nie pamiętałam imienia tego człowieka. W końcu nic dla mnie nie znaczył. Dongwoo wyglądał na zdezorientowanego, przez co poczułam się źle.
- Riyeon. Dziwie widzieć cię z mężczyzną poza klubem. – Prychnął w moją stronę pogardliwie. – Jesteś jej kuzynem? Bratem?
- Narzeczonym. – Wystrzelił bez wahania mój chłopak, a ja drgnęłam. Nie mogłam uwierzyć temu co usłyszałam. Zastanawiałam się, czy planował już mi się oświadczać, czy może powiedział tylko tak specjalnie przy tym mężczyźnie.
- Ona pozwoliła się komuś do siebie zbliżyć? – Kpił ze mnie dalej Jeonghwan, bo wtedy właśnie przypomniało mi się jego imię. – A wiesz ilu przed tobą miało tę dziewczynę?
Pospiesznie spojrzałam z niepokojem na Dongwoo. Nadal patrzył wrogo na tego osobnika. Bałam się. Co prawda opowiadałam mu wiele razy o mojej reputacji i tym, że i tak żaden z tych mężczyzn z klubu, z którymi przetańczyłam całe noce, nie dotknął mnie. On wtedy tylko powtarzał, że mi ufa, oraz, że nie obchodzi go moja przeszłość, bo jest ze mną w teraźniejszości. Kochałam to, że nie oceniał mnie za moje głupie wybryki. Mimo to, przestraszyłam się, że ten człowiek, który stał przed nami mógł wzbudzić w nim jakieś mieszane uczucia.
- Posłuchaj. Nie opowiadaj bajek o niej. Znam ją. Wiem jaka jest. Przyznaj, że po prostu zazdrościsz, iż taka dziewczyna jak ona, nie spojrzała na ciebie w poważniejszy sposób.
Zapadła cisza. Widziałam jak na czole Jeonghwana pojawiają się zmarszczki, bo został wyprowadzony z równowagi. Zaciskał pięść. Widocznie, został ugodzony w czuły punkt. Poczułam satysfakcję, oraz dumę z mojego wspaniałego faceta.
- Spróbuj mnie uderzyć. – Zaczął prowokować go Dongwoo, co już wzbudziło we mnie obawy. – Pamiętaj jednak, że moja buzia jest cenna i nie będzie cię stać na odszkodowanie.
Miałam ochotę zaśmiać się z tego co usłyszałam. Brzmiało to bardzo komicznie. Mimo to, podziałało na tego głupka, bo po prostu sobie poszedł. Chciał mi dopiec, a sam się sparzył. Jakie to przykre. Spojrzałam pospiesznie na mojego promyczka. Tak go zwałam, przez jego ciągłe uśmiechanie się i rozbawianie mnie. On także odwrócił się do mnie i szeroko rozszerzył usta w dobrze znanym mi geście.
- Nie przejmujmy się tą sytuacją. Przed nami jeszcze wspaniała randka. Nie ma co marnować czasu na jakąś stresującą sytuację. – Po tym jak to oznajmił wziął moją rękę pod pachę i udaliśmy się do naszego celu.
*Woomin*
Wypełniałam kolejny już papierek w związku z rezygnacją ze szkoły. Było z tym więcej roboty niż z rejestracją w biurze pracy. Po co im było tak dużo moich podpisów, tego nie rozumiałam. Irytowało mnie to, że tak dużo czasu spędzałam w sekretariacie. A Howon tak bardzo chciał mi towarzyszyć, a przecież zanudziłby się na śmierć czekając na mnie. Oczywiście nie obyło się bez pomyłek z mojej strony, bo zawsze takowe robiłam, gdy ktoś stał nade mną i się gapił, jak coś wypisywałam, a robiła to sekretarka. Starałam się skupić tylko i wyłącznie na papierze, lecz nie potrafiłam.
- Rezygnacja? – Usłyszałam za sobą tak bardzo znienawidzony głos. – Nie możesz rezygnować z egzaminów. Po co ci było więc zaczynanie tej szkoły? – Ględził nade mną, a ja oczywiście nie mogłam tego zignorować.
- To nie twój interes. Skoro odchodzę z tej szkoły, która nigdy nie była moim marzeniem, to jednoznacznie rezygnuję z egzaminów. – Powiedziałam pretensjonalnym głosem.
- Jak to ze szkoły? Co ty wyprawiasz? – Nadal nie dawał mi spokoju.
- Zmieniam swoje życie na prowadzone przeze mnie, a nie rodziców. – Burknęłam machając długopisem nad kartka, bo jak na złość się rozpisał.
- Przemyślałaś to?
Odwróciłam się w jego stronę z irytacją na twarzy. Zobaczyłam w jego oczach szok i przerażenie? Tak bardzo dziwne uczucia, jak na Kentaro. Nie wiedziałam przez chwilę co miałam o tym myśleć. Otrząsnęłam się szybko, przypominając sobie, że dobry z niego aktor był od zawsze.
- Posłuchaj. – Zwróciłam się do niego, wywijając długopisem w jego stronę. – Jak tak bardzo chcesz mnie zamęczyć pytaniami, to chociaż poczekaj przed sekretariatem i daj mi dokończyć ostatnią kartkę, bo nie ręczę za siebie. – Wydusiłam z siebie te słowa w przyśpieszonym tempie, a on o dziwo tylko grzecznie przytaknął i wyszedł.
Powędrowałam za nim wzrokiem i zauważyłam, że zasiadł na ławce przed sekretariatem. Zaczynałam się przerażać jego dziwnego zachowania. Nie był agresywny, niemiły i pewny siebie. Wiedziałam niby, że byliśmy w nieodpowiednim pomieszczeniu na jego popisy, jednak coś czułam, że było nie tak.
Po skończeniu całej biurokracji, zostałam jeszcze poinformowana o mnóstwie nie interesujących mnie rzeczy, ale z grzeczności ich wysłuchałam. Kiedy wreszcie chciałam odetchnąć z ulgą, nie mogłam. W końcu ten człowiek nadal na mnie czekał. Nie podeszłam do niego, tylko ruszyłam w stronę wyjścia z budynku, a on za mną.
- Dlaczego to robisz? – Zapytał gdy już zrównał mi kroku.
- Chcę robić to co lubię i wyjechać z dala stąd, by rodzice nie mieli już na mnie wpływu. – Wyjaśniłam krótko i ogólnie.
- Gdzie pojedziesz? Jak sobie samej poradzisz? Co będziesz robić? – Mówił to jak jakiś desperat.
- Nie będę sama. Jadę z innymi znajomymi i będę blisko chłopaka. Nie przejmuj się więc, nie zginę. Chyba, że tego byś chciał, to twoje niedoczekanie. – Stwierdziłam beznamiętnie.
Wyszliśmy drzwiami, zeszliśmy po schodach i złapał mnie za nadgarstek, bo chciałam iść już w swoją stronę.
- Czego jeszcze? – Fuknęłam, niestety szybko poczułam się dziwnie. On miał w oczach łzy.
- Woomin… Robisz to przeze mnie. Porozmawiajmy. – Nie rozumiałam nic z jego słów.
- Nie mamy o czym. – Odparłam, próbując wyrwać rękę z jego uścisku bezskutecznie.
- Ja cię kochałem. Wiem, że zachowywałem się niestosownie. Odbiło mi. Byłem szaleńcem. Powinienem był się leczyć. Wtedy nie zraniłbym cię i zostałabyś. – Przeszły mnie dreszcze przerażenia, bo naprawdę nie brzmiało to ciekawie.
- Myślisz, że jak zaczniesz tak mówić, to co zmienisz? Nic to ci nie da. Kentaro. Nie jesteś pępkiem świata. Może jesteś jednym z czynników powodujących moje przeniesienie, lecz nie głównym. Jak powiedziałam, uciekam od rodziców. Daj sobie spokój z tymi sztucznymi gadkami. – Mimo iż tak się wyraziłam, czułam jakby nie było nic sztucznego w jego mowie.
- A co jeśli powiem, że twoja zemsta wtedy mnie nie ruszyła, bo to na tobie zależało mi bardziej? – Wtedy coś we mnie się zagotowało.
- Tak więc po co umawiałeś się z innymi będąc ze mną?! – Krzyknęłam, bo nerwy mi puściły.
- Tamta się do mnie przyczepiła, a z Riyeon już tłumaczyłem. Z nią byłem pierwszą i nie potrafiłem zerwać. – Wtedy już wiedziałam, iż to jego zagrania. Takie tłumaczenie nie trzymało się kupy. Pamiętałam jak on się zwracał do tamtej kobiety.
- Skończ już!
Nagle jego wyraz twarzy się zmienił. Nadal wyczuwalna była desperacja, jednak tym razem dodatkowo jego chytrość była widoczna w oczach. Coś wykombinował.
- Jak nie zostaniesz, to rozpowiem w gazetach z kim chodzisz. Wtedy na pewno fanki i wytwórnia rozdzielą was. – Rzekł pewien siebie.
- A jaki masz dowód? – Zapytałam bez zająknięcia, bo wiedziałam, że żaden. – Gadać to sobie każdy może.
W tym momencie puścił moją dłoń z rezygnacji. Ja nie czekałam na jego reakcję. Po prostu odwróciłam się i poszłam zadowolona z siebie.
*Woohyun*
Siedziałem z Jimin na huśtawkach. Często na nie razem chodziliśmy. Oboje je uwielbialiśmy. Przychodziliśmy dopiero wieczorami na nie, bo w dzień biegało tam pełno dzieci. To był nasz ostatni wspólny wieczór przed naszym wyjazdem. Spojrzałem w gwiazdy z nadzieją, że jakaś spadnie, bym mógł wypowiedzieć życzenie. Te jak na złość siedziały na tym niebie nie racząc mnie słuchać. Po chwili odwróciłem się w stronę Jimin. W blasku księżyca wyglądała przepięknie. W dzień oczywiście też, lecz nocami coś dodawało jej dodatkowego uroku. Ona była chyba zamyślona, bo zawsze narzekała, jak się na nią jakiś czas patrzyłem.
- Czemu nie pada śnieg? Lubię śnieg. – Wymamrotała nagle słodkim głosikiem, a ja zareagowałem delikatnym śmiechem.
- O tej porze roku chcesz śnieg? – Zapytałem rozbawiony, aż po chwili nie dotarło coś do mnie. – Czym się stresujesz? – Zawsze mówiła o pogodzie, kiedy bała się podjąć wstydliwy, bądź denerwujący ją temat. Zdążyłem ją poznać bardzo dobrze, w krótkim czasie.
- Twoim odejściem. – Wyszeptała, a ja dokładnie to usłyszałam.
- Hej, hej. Jakie odejście? Po prostu wracam do pracy po wakacjach.
- Nie będziesz tu mógł być za często. – Mówiła nadal cicho i spuściła wzrok.
- Ty też będziesz mogła odwiedzać mnie w Seulu.
- Będę ci tylko zawadzać.
Zacząłem się irytować tym co mówiła. Cmoknąłem z zażenowania. Za kogo mnie uważała? Za takiego, co podrywa dziewczynę, obiecuje jej wiele, okazuje miłość, a potem wyjeżdża i urywa kontakt? Przecież ja ani przez chwilę takiej opcji nie brałem pod uwagę. Wiedziałem, że będzie ciężko i ona też powinna pisząc się na spotykanie ze mną. Bałem się trochę, że miała wątpliwości, bo mogła zażądać w takim momencie zerwania kontaktu. To wszystko przez te głupie gwiazdy. Jakby jakaś spadła byłoby łatwiej, bo musiałaby spełnić moje życzenie.
- Jimin, co to znaczy? Nie chcesz bym nadal z tobą był? Nie rozumiem nic.
- Mam wątpliwości. To oczywiste, że chciałabym nadal z tobą być. Jednak kiedy wyjedziesz będziesz miał obowiązki. Nie możesz się rozpraszać takim czymś, jak…
- Przestań proszę. – Przerwałem jej.
Spojrzała na mnie w końcu. Miała załzawione oczy. Nie chciała mnie zostawić. Doskonale rozumiała na początku co nas czeka. Nagle coś jej odbiło. Musiałem wybić jej te wątpliwości z głowy. Wstałem z huśtawki, podszedłem by stanąć jej naprzeciw i upadłem na kolana. Zobaczyłem zaskoczenie w jej oczach. Objąłem jej dłonie swoimi. Na jej policzkach ukazały się rumieńce, które uwielbiałem. Uśmiechnąłem się na ten widok. Nie przejmowałem się piaskiem, który mógł pobrudzić moje spodnie, zimnem, które od niego ciągło, ani tym, co mógłby pomyśleć jakiś przechodzeń.
- Słuchaj. – Zacząłem patrząc w jej błyszczące oczka. – Ja Woohyun, obiecuję, że nie spojrzę na żadną dziewczynę nigdy, jak na ciebie. Przede mną oko w oko stało wiele kobiet. Fanki, koleżanki z pracy. Nigdy, żadna z nich nie sprawiła, że czułem się tak jak to zwykłem przy tobie. Kocham cię Jimin. To nie żarty, więc proszę nie kpij z moich uczuć. Nie pozwolę ci mnie zostawić. Potrzebuję cię.
Czułem, że będę musiał poczekać na odzew, bo w końcu była bardzo wstydliwa. Byłem cierpliwy. Przygryzła wargę z nerwów. Miałem ochotę ją przez to pocałować, lecz wolałem poczekać na zakończenie rozmowy. Wszystko po kolei.
- Ja ciebie też potrzebuję. – Spojrzałem na nią zawiedziony. – Coś nie tak?
- Ja ciebie też… Liczyłem na kocham. Co to ma być? – Oburzyłem się oczywiście żartami.
- Przepraszam. – A ona przeraziła się na serio. – Kocham cię. Przecież wiesz, że…
Nie chciałem słuchać jej tłumaczenia. Już i tak zwlekałem z naszym pocałunkiem. Od razu złożyłem na jej ustach moje. Przez chwilę osłupiała. Potem poddała się temu gestowi, przez co bez wahania go pogłębiłem, jednak będąc nadal przy tym delikatny. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy ona uczyniła go bardziej namiętnym. Ta kobieta potrafiła mnie zaskoczyć. Często sprawiała podczas mojego pobytu w tym miejscu, że czułem się, jakbym żył we śnie. Ona wydawała mi się za idealna.
Kto myślał, że to ostatni rozdział? :D Zawiodę was, jeszcze trochę was pomęczę.
A no jeszcze życzę wam zdrowych, spokojnych i pełnych wrażeń świąt. Wypocznijcie wszyscy i nacieszcie się tymi magicznymi chwilami, :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz