Tam dam i kolejny rozdział. Notka na dole bo dotyczy fabuły rozdziału. :D
Ps. Życzę wam szczęśliwego i pełnego miłych chwil Nowego Roku oraz dobrej zabawy dzisiaj.
Małe nieporozumienie
Rozdział 37
*Riyeon*
Dzień w którym chłopacy wyjechali był dla mnie smutny. Chciałam gdzieś się zaszyć i płakać. Nie wiedziałam czemu tak reagowałam. Przywykłam chyba w tak krótkim czasie do towarzystwa Dongwoo. On zawsze mnie rozbawiał i wspierał. I pomyśleć, że wcale nie byli tak długo w naszym miasteczku, a ja tak się przywiązałam. Dziwiłam się, że Jimin była twarda i pilnowała mnie, a zazwyczaj było na odwrót. Może to także z powodu Woomin. Wiedziałam, że ta także wkrótce wyjedzie. Dopiero co odnowiłam z nią kontakty, a już miałam ją stracić. Byłam świadoma tego, jak bardzo ten wyjazd miał zmienić jej życie. Mimo to, nie potrafiłam tego zaakceptować jak na razie.
Kiedy reszta wpadła na urządzenie u nas imprezy pożegnalnej dla Saeron, Jimina, Dana i Woomin, byłam niezadowolona. Nie podobało mi się świętowanie czegoś, co mnie dołowało. Saeron może nie przyjaźniła się z nami, lecz przywykłyśmy do jej towarzystwa. Miałam też pojęcie, że od teraz Jimin będzie martwiła się o swojego brata i to także było nieciekawą opcją. Wszyscy nas opuszczali i miałyśmy zostać same jak palec. Chyba, że zaprzyjaźniłybyśmy się jeszcze z Jirą, to zostałyby nas trzy. Jakoś jednak wydawało mi się to małym uzupełnieniem. Nikt bowiem nie mógł zastąpić Woomin. Nikt nie przeszedł tyle ze mną wspólnego ile ona. Tak samo Dongwoo. On był wyjątkowy. Kochałam go, jak nikogo innego. Domyślałam się, że moja przyjaciółka miała takie samo nastawienie do pożegnania Woohyuna i brata.
Wszyscy siedzieli przy stole w kuchni, rozmawiając o głupotach. Dan i Jimin śmieszyli mnie swoim zachowaniem, a i tak ledwo było mnie stać na uśmiech. Saeron podśpiewywała piosenki Infinite, bo ostatnio stała się ich gorącą fanką. A moje kochane przyjaciółeczki starały się mnie rozluźnić. A jeszcze Jira coś majaczyła, że jej smutno. Tak to wyglądało, jakbyśmy byli pijani i każdy żył w swoim świecie. Nie przypominało to żadnej imprezy. Marzyłam o tym, by ktoś to przerwał, a moja prośba została wysłuchana. Zadzwonił bowiem dzwonek do drzwi. Podeszłam zadowolona otworzyć i widok za nimi już nie był tak ciekawy. Kentaro. On naprawdę myślał, że może tak przyjść?
- Czego? – Oburzyłam się. Nie zamierzałam być ani trochę miła.
- Chcę powiedzieć, że Woomin… Ja nie chcę by ona wyjeżdżała. Ty na pewno też. Zrób coś. – Mówił pełen rozpaczy.
Myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem. Wiedziałam, że to byłoby wredne. Nie to mnie jednak powstrzymywało. On działał mi na nerwy. Na dodatek myślał, że zacznę z nim współpracować? Cieszyłam się, że Woo mogła się od niego wyrwać, bo to był psychol jakich mało. Ja natomiast mogłam dopiero zacząć z nim mieć problemy. Przecież do kogo przyjdzie, jak jej nie będzie? Będzie mnie błagał o kontakt z nią. On nie zrozumiał do tej pory, jak bardzo nienawidzimy go obie. Myślał chyba, że któraś z nas się zlituje. Jak bardzo się mylił. Uśmiechnęłam się do niego chytrze i zamknęłam przed nim drzwi. Nie zamierzałam dłużej go słuchać, ani widzieć. I tak już mój humor pogorszył jeszcze bardziej. Zamiast być smutna, byłam wściekła. Wróciłam do reszty towarzystwa z postanowieniem rozluźnienia się. Nikt nie słyszał rozmowy z przedpokoju jakimś cudem, oraz nie pytał kto to był na szczęście. W razie czego miałam zamiar i tak powiedzieć, że to sąsiadka. Podeszłam do barku w którym miałam różne niespodzianki i wyciągnęłam butelkę czegoś wysokoprocentowego. Teraz miała zacząć się zabawa. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Przecież to miała być impreza a nie kondukt żałobny.
*Myungsoo*
Byłem strasznie zdenerwowany przekraczając próg naszego dormu. W przedpokoju już było widać, że nasz lider i maknae nie popisywali się przez czas, jak nas jeszcze nie było. Zawalone wieszaki, przez co nie było dla nas miejsca. Nierówno ułożone buty. W salonie, który był zazwyczaj taki piękny, wtedy nic nie było widać. Sofa była pełna jakiś papierów, na stoliku pudełka po chińszczyźnie. Telewizor grał mimo braku obecności kogoś przed nim. Udałem się do kuchnie, gdzie zastałem stertę brudnych naczyń, oraz poplamioną kuchenkę i lodówkę. Co on tu wyprawiał? Zostawione płatki z mlekiem w misce nie wyglądały najciekawiej. Szybkim krokiem podszedłem więc do łazienki. Tam także nie było dobrze. Otwarta szafeczka. Poprzewracane pudełka szamponu na wannie. Miałem zamiar zajrzeć do jednego z pokoi i zacząć kazanie, jakbym to ja był tym najstarszym. Zostałem jednak uprzedzony przez innych. Howon zerkał już do Sungjonga i darł się na niego, że nie ma z niego pożytku, a Woohyun wszedł do Sunggyu i się zamknęli. Nie wiedziałem co począć, bo miałem ochotę się na kimś wyżyć, a zabrano mi te okazje. Wtedy podszedł do mnie Sungyeol.
- Co my teraz zrobimy? Jak możemy żyć w takim brudzie? Powinniśmy to sprzątać? Ale to nie my to zrobiliśmy. – Był widocznie oburzony jak każdy z nas.
Kiedy Woohyun wyszedł do nas z powrotem, czekaliśmy na jakieś wyjaśnienia. Spojrzał na nas przerażony, jakby bał się jak zareagujemy.
- No panie Nam. Słuchamy, co ci powiedział nasz kochany Sunggyu. – Wygarnąłem sarkastycznie.
- Ma wenę i nie chce by mu cokolwiek przeszkadzało. Nie ma też przez to czasu na nic innego, więc jak chcemy mieć czysto, możemy sprzątać. – Zatkało mnie na tą wypowiedź.
Nie wytrzymałem ani chwili dłużej i naparłem na drzwi jego pokoju. Zaskoczył się moim wtargnięciem i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. Wiedziałem, że nie chodziło mi tylko o nieporządek. Byłem zły na Sunggyu od jakiegoś czasu i miałem okazję mu oznajmić co myślę.
- Dlaczego? Tak bardzo musisz pokazywać, że jesteś smutny i potrzebujesz pomocy? Weź się w garść.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Jakby mnie wcale nie rozumiał. Czułem się w tamtym momencie dziwnie. Może ja coś źle odbierałem?
- Nie mam pojęcia o czym gadasz. – Stwierdził. – Wiesz, ja po prostu chcę napisać piosenkę. To dla mnie ważne.
Zamrugałem kilka razy. Naprawdę to było tylko to? Myślałem, że krył się w tym jakiś jego smutek. Chciałem go postawić na nogi gwałtownie, a on serio wyglądał, jakby wszystko było z nim w porządku. Nic nie mogłem ogarnąć. Coś się bardzo zmieniło?
- Ah Myungsoo. Jak coś, to między mną i Saeron jest dobrze. Myślę, że nie masz się czym przejmować. Zajmij się sobą. Rozerwij się póki jeszcze możesz. Za bardzo się o nią troszczysz. Zostaw to mnie. – Coś się zagotowało we mnie na jego ostatnie zdanie i nie wiadome było, czemu zrobiłem się taki porywczy. Może to wina zazdrości? Zazdrościłem bowiem, że on miał wszystko, a ja zostałem z niczym.
- Ostatnio także ci ją powierzyłem i zawaliłeś sprawę. I to nie raz. Teraz muszę być ostrożny. – Oznajmiłem.
On wcale nie wyglądał jakby się tego nie spodziewał. Ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy, wstał i podszedł do mnie, kładąc ręce na moich ramionach.
- Uspokój się. Złość piękności szkodzi. Już jest naprawdę dobrze. Po prostu miałem długą chwilę słabości. To się nie powtórzy. Mówię ci serio, zacznij dbać o siebie, bo słabo wyglądasz. – Po tych słowach poklepał mnie lekko i wyszedł z pomieszczenia. Ja jeszcze chwilę prychałem w miejscu.
Miał w jednym racje. Musiałem się wziąć za siebie, bo zachowywałem się co najmniej dziwnie. Postanowiłem spędzić wieczór w jednym z klubów. Byłem bowiem pewien, że alkohol i taniec choć trochę mnie odprężą. A w każdym razie taką miałem nadzieję. Nie zamierzałem poznawać kobiet. Po prostu chciałem rozrywki na wieczór. To miało być tylko tyle.
*Jimin*
Pomysł Riyeon o opiciu naszej przeprowadzki był nie do końca czymś dobrym. Dan źle się poczuł i musiał wracać do domu z Jirą. Ona jakoś mocno się trzymała, więc mogła się nim zająć. Biedak ledwo trzymał się na nogach. Martwiłem się o niego. Moja siostra poszła spać przy wszystkich na kanapę w salonie. Sama pomysłodawczyni nie chciała wyjść z łazienki. Jedynie ja, Saeron i Woomin mogliśmy powiedzieć, że wyglądaliśmy na trzeźwych. Woo jednak musiała wracać do domu, a ta druga zaciągnęła mnie na dach. Stwierdziła, że chce pooglądać ostatni raz gwiazdy na tym niebie. Jakby miały być całkowicie inne niż w Seulu. Nie wiedziałem wcale, że można od tak było wejść na dach i sobie tam posiedzieć. Siedzieliśmy tam w ciszy.
Zacząłem myśleć jak wiele się zmieniło. Z zbuntowanego idioty, który ranił tylko swoją siostrę zachowaniem, stałem się ckliwym chłopakiem. Zyskałem nowe ważne osoby. Do tej pory miałem Jimin i ciocię, której nie cierpiałem i nie dogadywałem się z nią. A teraz miałem dwie nowe przyjaciółki, no może nawet cztery, jeżeli liczyć, że pogodziłem się z Jirą i Woomin wydawała się miła. Dodatkowo miałem chłopaka, co kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia. Sam zadziwiłem siebie.
- Niedługo nie będzie nas tutaj. – Wyszeptała Saeron. Miała łzy w oczach.
- Dlaczego płaczesz?
Byłem zły na siebie, że nie zauważyłem tego wcześniej. Przesunąłem się bliżej niej i objąłem ramieniem. Ona odwróciła się do mnie i wybuchła jeszcze większym szlochem. Co się działo?
- Saeron… Co jest? – Zacząłem się trząść z przerażania, bo nie rozumiałem co się z nią działo.
- Bo, bo… Ja się boję. – Wyszeptała. – Wiesz, nowe miejsce, nowa praca, wszystko nowe.
- Tego chyba chciałaś, co nie? – Zapytałem delikatnie.
- Tak. – Odparła pociągając nosem. – Tak musi być. Muszę zostawić za sobą miejsca przypominające mi o rodzicach. Lecz z drugiej strony, nie wiem czy dobrze robię. Tutaj są moje wspomnienia. Tu się wychowywałam. Tu żyli oni.
- Musisz żyć swoim życiem Saeron. – Wreszcie udało mi się coś mądrego powiedzieć. – Oni na pewno będą szczęśliwi, jeśli ty też taka będziesz. Widzą cię i czuwają nad tobą na pewno. Chcą byś to zrobiła dla siebie.
- Wierzysz w niebo? – Zaskoczyła mnie nagłym pytaniem.
- Oczywiście. Mam nadzieję, że ono istnieje. – Powiedziałem szczerze. – Albo coś podobnego. Bo inaczej bliskie mi osoby wyparowały? Nie chcę tego przyjąć do myśli.
- Rozumiem.
Nie wiedziałem jednak jakie jest jej zdanie. Nie zamierzałem jej pytać. Uznałem to za nieistotne. Ważne, że przestała płakać. Jeszcze chwile siedzieliśmy rozmyślając, a potem udaliśmy się spać. Czekał nas ciężki tydzień klimatyzowania się w Seulu. Ja często zmieniałem miejsca pobytu, więc nie widziałem problemu. Oby tylko nic więcej nie stawało nam na drodze do lepszej przyszłości.
*Myungsoo*
Piłem jednego drinka. Słabo mi szło. Jakoś miałem ochotę go wylać. To był któryś tam z kolei, a z każdy coraz gorzej mi podchodził. Może to był błąd? Nie wiedziałem co się ze mną działo. Zrozumiałem, że przesadzałem. Życie się wszystkim układało, powinienem być szczęśliwy. A ja użalałem się nad sobą. W dormie zrobiłem aferę, bo nie chciałem pokazać jak mi smutno. W końcu na kogoś zwróciłem uwagę, ale to nie ja byłem jej przeznaczony. Westchnąłem ciężko. Czy ja zamieniałem się w jakiegoś emo?
- Problemy? – Odezwał się żeński głos koło mnie, na co się odwróciłem w jego stronę.
Dziewczyna może w podobnym do mnie wieku. Ubrana w drogie ciuszki i dość wyzywająco. Czarna obcisła sukienka pewnie przyciągnęła oko nie jednego faceta w klubie. Na szczęście wstępu do niego nie mieli jacyś chorzy napaleńcy, bo pewnie by źle skończyła. Uśmiechnąłem się do niej lekko i zarazem bardzo sztucznie. Nie chciałem nawiązywać znajomości. Spojrzałem ponownie gdzieś w przestrzeń, by wrócić do moich dołujących myśli.
- Jak ty myślisz, że masz problemy, to posłuchaj moich. – Zaczęła siadając zaraz obok mnie, co mnie zaskoczyło. Nie widziała, że chciałem być sam? – Rodzice zostawili mnie z wypasionym domem, samochodem, spadkiem i ogromną firmą na głowie, o której nie mam zielonego pojęcia. To jest dopiero beznadzieja. Nie wiem, czy powinnam się jej pozbyć, czy postarać się douczyć i rządzić nią, jakby oni o tym marzyli. Tylko, że ja się nie nadaje, a nie chcę zaprzepaścić czegoś, co tak trudno było im osiągnąć.
Zastanawiałem się po co mi to wszystko mówiła. Troszkę mnie to bawiło, że kompletnie mnie nie znała, a podeszła opowiedzieć mi o swoim życiu. Może potrzebowała wysłuchania. Mogłem to dla niej zrobić. Szczerze to myślałem na pierwszy rzut oka, że to kolejna pusta lalunia, ale się chyba pomyliłem.
- A wszyscy faceci w tym klubie. – Wzdrygnęła się dziwnie, jakby przypomniała sobie jakiś koszmar. – Oni chcieliby tylko położyć na mnie łapy. – Po chwili zaczęła kręcić przecząco głową. – Nie tak to miałam powiedzieć. Nie na mnie. Na mojej kasie! Przyszłam się dowartościować, z nadzieją, że poderwie mnie przystojniak, a tu same dziady łapczywe i brzydkie. – Westchnęła i położyła głowę na barku jakby z bezsilności.
Nie powstrzymałem się i zaśmiałem lekko. Była taka jakaś bezradna. Miałem ochotę podnieść jej tą głowę i przytrzymać, ale nie znaliśmy się na tyle, bym mógł się tak odważyć. Z drugiej strony zrobiłbym tak kiedyś. Teraz chciałem być ostrożniejszy w kontaktach z kobietami.
- Czemu mi się zwierzasz? – Zwróciłem się do niej po chwili ciszy.
- Bo wyglądałeś na przybitego. Chciałam pokazać, że mam gorzej. – Stwierdziła nie zmieniając swojej pozycji i wydymała usta na kształt jakiejś kaczki.
- Nie bałaś się tak odezwać do obcej osoby? – Zadałem konkretniejsze pytanie, bo mnie to nurtowało.
- Ah głupoty gadasz. Wiedziałam, że jesteś miły, po twoim głosie. Mam taki dar.
Spojrzałem na nią nie ukrywając szoku. Co ona do mnie mówiła? Dar? Ciekawe. Była coraz to zabawniejsza. Po chwili dotarło do mnie, że wcale się nie odezwałem przed jej paplaniną. Co za kit ona mi chciała wcisnąć? Może próbowała mnie poderwać.
- Nie słyszałaś mnie zanim podeszłaś. – Udałem oburzenie jej zachowaniem.
- Głuptas z ciebie. Słyszę cię codziennie w moim odtwarzaczu. – Mówiąc to palcem dźgnęła mnie w nos.
Śmiałe podejście z jej strony zamurowało mnie. Na dodatek okazała się fanką. Nie wiedziałem, czy powinienem był kontynuować tę znajomość. Może lepiej było po prostu wyjść? Bo jeśli to mój saesaeng, to mogło się porobić zamieszanie.
- Wiesz, ja się będę zbierał.
- Ja tu się staram cię pocieszyć, a ty sobie pójdziesz?! – Gwałtownie się podniosła z miejsca.
- Jest późno… - Chciałem się wytłumaczyć, choć trochę mnie przeraziła.
- Bez tańca nie wyjdziesz. – Zarządziła i chwyciła moją rękę, przez co troszkę się skrępowałem.
Pociągła mnie na parkiet, a ja z jakiegoś powodu nie protestowałem. Miałem uciekać, a dałem się jej omamić. Jak nic czekało mnie tłumaczenie się, bo przecież to logiczne, że na drugi dzień mogło pojawić się w każdej gazecie zwierzenie fanki z poderwania członka Infinite. Bałem się tego. Nie zamierzałem tracić kariery, a jednak nie wyszedłem, nie wyrwałem się jej.
Kiedy byliśmy na środku parkietu ona położyła moje ręce na swoich biodrach, a swoje zawiesiła mi na szyi. Poczułem się dziwnie. Zrobiło mi się gorąco i chciałem zwiać. Patrzyła prosto na mnie takim wzrokiem… to ona powinna być zawstydzona, a nie ja. W końcu ja byłem facetem, czyż nie? Jej ruchy z każdą sekundą były coraz bardziej uwodzicielskie. Myślałem, że wyjdę z siebie. Jej ciało przylegało w pewnym momencie do mojego. Zaczęło mnie to pociągać, lecz nie chciałem dać po sobie o tym poznać.
- Pobladłeś! – Próbowała przekrzyczeć muzykę. – Rozluźnij się!
Poszedłem za jej radą, wziąłem kilka oddechów i zacząłem oddawać się muzyce. Ona odwróciła się wtedy do mnie tyłem, a ja ją przyciągnąłem do siebie. Trzymałem ją w talii. Ocierała się o mnie. Zaczęło mi się to podobać. Miałem twarz w jej włosach. Pięknie pachniały. Chyba mnie poniosło. Obróciłem ją z powrotem do siebie, przyciągnąłem gwałtownie, co dało efekt zaskoczeni na jej twarzy, a po chwili zamienił się on w uśmiech. Uwodzicielski. Chwyciłem jej tył głowy i zacząłem ją łapczywie całować. Miałem tyle promili we krwi, że to potęgowało moje pożądanie, które we mnie udało jej się obudzić. Mogła być z siebie dumna. Miałem ochotę wtedy tylko na jedno. Rozwaga odeszła gdzieś na bok i zapomniałem o całym świecie, problemach i karierze. Oczywiście w takich momentach muszą się urywać filmy. W moim przypadku nie było inaczej.
Tak wiem, że rozdział w większości z alkoholem i o Myungsoo, ale taką miałam potrzebę. :D
Jestem też ciekawa co powiecie o tym, że wprowadzam nowy wątek, a zapowiadałem, że już niedługo opowiadanie się kończy. :D Nie powiem wam, czy to tak miało być, czy coś sie zmieniło. :D
A to nasza Minji:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz