Witam was w tym Nowym i pięknym roku z nową niespodzianką. Otóż napisałam One Shot! Nie byle jaki, bo na strasznej fazie, więc może zawierać zbyt wiele miłości względem osoby, jakoś jest Honggi z FT Island. :D Boję się przez to, że może to być za mało realne przez to, ale raz kozie śmierć. Kocham was moi drodzy czytelnicy i mam nadzieję, że kogoś to zaciekawi. ^^ Proszę o szczere opinie, bo to mój pierwszy One Shot i nie wiem, czy się spisałam. Sama się sobie dziwię, że on powstał i powstrzymałam się, przed zrobieniem z tego opowiadania.
Ostrzegam, że mogłam pewnie odbiega on bardzo od takiego Hongkiego, jakie znacie, oraz jak ktoś nie lubi mieszania Polski w opowiadania, to może być ciężkie dla przebrnięcia. Nie chcę by ktoś się sparzył, dlatego wolę to napisać.
Miłego czytania. :3
Ps. Postanowiłam was na dodatek zasypać gifami, bo lubię. :D
JAK POZNAŁAM MOJEGO IDOLA
Siedziałam na kanapie po turecku, na kolanach trzymałam laptopa. Obok mnie siedziała Sandra i patrzyła się skupiona w ekran. Nie wiem co chciała w nim dojrzeć. Zbliżała się godzina dwunasta, więc zaczęłam odświeżać stronę internetową, przez którą miałyśmy kupić bilety na koncert. Byłyśmy wielkimi fankami koreańskiego popu i rocka. Może tego drugiego ona trochę bardziej. Tym razem, za kilka miesięcy miał przyjechać do nas zespół FT Island na koncert z fansingiem. Szczerze to ja akurat chciałam na niego iść ze względu na jednego członka zespołu - Honggiego, oraz dla towarzystwa Sandry. Nie zależało mi aż tak jak jej. Ona wręcz umierała przez ten zespół.
- Czemu czas mi się dłuży. Te minuty trwają za długo. - Oburzyła się moja kochana współlokatorka.
- Cierpliwości. - Starałam się ją uspokoić.
Kiedy wybiła jedenasta pięćdziesiąt dziewięć na stronie ukazały się opcje do wyboru biletów. Bez wahania wybrałam ten najdroższy, bo takiego właśnie chciałyśmy. Zaznaczyłam ilość na dwa i ruszyłam dalej. W przedostatnim etapie zaczęłam uzupełniać moje dane i po wciśnięciu przycisku "next" nagle poczułam uścisk na ręce.
- Co jest? - Zwróciłam się do przyjaciółki.
- Pomyliłaś się w nazwisku! - Krzyknęła przerażona, a jej uścisk stał się silniejszy.
- Spokojnie, kliknę tylko wstecz i... - Przerwałam, bo po tym jak właśnie przycisnęłam go, wyskoczyła strona z napisem "Error".
Odchrząknęłam lekko i spojrzałam na przerażoną Sandrę. Czemu ona musiała to przeżywać? Jakby od tego zależało jej życie. Pospiesznie włączyłam na nowo stronę główną organizatorów, by zacząć od nowa zakup biletów, a jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, iż wszystkie bilety zostały wyprzedane.
- Powiedz, że źle widzę. - Wyszeptała z zamkniętymi oczami. - Proszę... Jak otworzę oczy to chcę zobaczyć, że mamy te bilety. To była ostatnia okazja na kupienie ich.
- Nie wyczaruję ci ich. - Skomentowałam z stoickim spokojem.
- Ja musze iść na ten koncert! W moim kraju, ba w moim mieście, pojawią się moi idole i będą mieli fansing! Żaden zespół nie miał tu fansingu! Ja tego tak nie mogę zostawić!
- Może ktoś sprzeda bilet przed koncertem z jakiś przyczyn. Musisz obserwować wydarzenie. Proste. - Dla mnie takie było, bo to nie był mój ulubiony zespół. Pewnie na miejscu rozpłakałabym się.
- Ale na pewno nie uda nam się obu ich kupić. - Marudziła.
- Ja nie muszę. Dasz sobie radę sama. - Wzruszyłam ramionami.
- Julka! - Nie lubiłam tej wersji mojego imienia, o czym dobrze wiedziała, dlatego coś zagotowało się we mnie. - Ja bez twojego koreańskiego zginę.
- Podukasz po angielsku. I tak nie byłybyśmy razem przy nich. Panikujesz. – Wygarnęłam jej. W takich chwilach potrzebowała mocnego kopniaka.
Marudziła jeszcze jakiś czas. Udawałam, że jej nie słucham, aż w końcu jej przeszło. Nie mogłam cały dzień ją niańczyć, bo miałam kupę roboty. Pracowałam zdalnie, jako programistka w jednej z firm. Nie oznaczało to, że mogłam się obijać kiedy chciałam, tak jak ona to odbierała. Zastanawiałam się, jak tak wytrzymałam z nią tyle lat przyjaźni. Nigdy mnie nie rozumiała, zawsze na mnie marudziła i była z chłopakami, których ja pierwsza poznawałam. Może robiłam to dlatego, że tylko z nią mogłam pogadać o wszystkim? Choć rzadko potrafiła coś dobrego doradzić, to zawsze słuchała, a ja tego często potrzebowałam.
***
Zbliżał się dzień tego całego koncertu. Coraz bardziej było mi żal, że nie pójdę na niego z Sandrą. W końcu miałabym okazję sprawdzić mój koreański w rozmowie z Honggim. Szczęściara dorwała bilet w ostatniej chwili, bo komuś coś tam wypadło i odsprzedawał. Niby cieszyłam się jej radością. Chciałam, żeby poszła tam. Tak rozmyślając weszłam do mojej ulubionej kawiarni. Zawsze jak szłam na zakupy rano to zachodziłam w to miejsce. Było tam przytulnie. Zazwyczaj grali tam miłą dla ucha muzyczkę i można było popatrzeć na uśmiechniętych ludzi z rana. Podeszłam do lady zamówić to co zawsze, czyli korzenną chai latte. Uwielbiałam to pić, pachniała świątecznym klimatem, a na dworze obecnie było pełno śniegu, więc idealnie wpasowywała się w klimat. Kiedy odwróciłam się w stronę stolików zobaczyłam coś co o mało nie przyprawiło mnie o zawał, siedział tam on...
Byłam w tym samym pomieszczeniu co Honggi, nie chciałam w to wierzyć. Co on robił w mojej kawiarni? Pewnie przyszedł na kawę. Głupie pytanie. Przyłapałam się na tym, że co jakiś czas na niego zerkałam ukradkiem, lecz kiedy on spojrzał na mnie odwracałam wzrok. O ile wiele razy zachwycałam się jego zdjęciami i wtedy mogłam na niego gapić się ile się dało, to teraz spotkanie jego oczu mnie przerażało. Na dodatek miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że to grzech, by na żywo wyglądać lepiej niż na zdjęciach. Miał swój naturalny kolor włosów, albo może troszkę przyciemniony. Miałam słabość jak idole byli w kolorach przybliżonych do tych naturalnych. Można by powiedzieć, że po prostu podobał mi się wygląd typowo azjatycki, tylko to nie chodziło oto. Nie potrafiłam tego wyjaśnić. Zastanawiałam się, czy znaleźć jakiś pretekst, by do niego podejść. Autograf? Dobra myśl, ale nie chciałam, by od razu wrzucił mnie do worka z napisem "fanka". Zapragnęłam z nim porozmawiać na luzie.
Wtedy nastąpiła sytuacja, która rozwiała mój problem. Podszedł on bowiem do lady i krzyczał "Excuse me" w stronę drzwi zaplecza, bo tam schował się barista. Kiedy ten poszedł zaczęli rozmowę po angielsku. Widać było, że nie kleiła się ona zbytnio, bo pracownik nie potrafił tego języka. Trochę to nie praktyczne z uwagi na to, że pewnie często zagraniczni goście naszej Warszawy przychodzili w takie miejsca, lecz uznałam, że uratuję go z opresji. Stanęłam obok mojego idola, udając, że sama chciałam coś zamówić, jednak zwróciłam się do niego w jego języku.
- Dzień dobry, może mogę jakoś pomóc i przekazać w moim języku co pan sobie życzy? - Starałam się zachować wszystkie formułki grzecznościowe, co nie było łatwe, bo o ile pamiętałam wszystko co i jak, to stres strasznie blokował moją wiedzę.
- O miło usłyszeć koreański z ust Europejki. - Prawie się rozpłynęłam na ten komplement, lecz udało mi się nie dać tego po sobie poznać, a w każdym razie tak mi się wydawało.
- Dziękuje. Staram się go szlifować, więc mam nadzieję, że będę pomocna. Więc co chciałeś zamówić?
Nie przejmowałam się świdrującym mnie wzrokiem kelnera. Pewnie zaskoczył się moją umiejętnością, z czego również poczułam się dumna. Mimo to unikałam wzroku Honga. Peszył mnie jak niczyj inny. Czy to tylko dlatego, że doznałam szoku po zobaczeniu osoby widzianej na co dzień na ekranie? On rzucił na mnie lekkim i tak przecudownym uśmiechem, że moje nogi prawie odmówiły posłuszeństwa. Nie, to nie tylko to. W nim coś było dziwnego.
- Chciałem sernika. Słyszałem, że są w Polsce dobre serniki. Nie pytaj skąd. Niestety nie mogę dojść do porozumienia z nim. Gdyby karta miała zdjęcia, wskazałbym go po prostu, ale oczywiście nikt o tym nie pomyślał. To też starałem się mu powiedzieć, więc jakbyś mogła to mu przekazać byłbym wdzięczny. - Mówił zdecydowanie za szybko, a powinien choć trochę dać mi fory. Musiałam starać się wyłapać każde słowo, bo w końcu to była rozmowa na żywo, a nie drama, gdzie mogę spauzować, albo wrócić do poprzedniej sceny.
- Oczywiście postaram się mu to zasugerować. - Dodałam z najszczerszym wyszczerzem, jaki potrafiłam zrobić, po czym zwróciłam się w ojczystym języku do baristy. - On chciałby sernika i proponuje, by do karty dodać zdjęcia produktów, bo wtedy wystarczyłoby je wskazać, a nie męczyć się z plątaniną języków. - Tę druga informacje dodałam z nieśmiałością.
Nie lubiłam komuś wytykać błędów. Tym bardziej, że wiedziałam, iż spotykam tego człowieka bardzo często przychodząc na kawę. No chyba, że to była Sandra. Jej potrafiłam wygarnąć wszystko, ale od czego ma się przyjaciółki.
- Może przesiądziesz się do mojego stolika? - Zaproponował Honggi, a moje oczy na pewno się zaświeciły znając mnie.
Na ten widok on się znowu uśmiechnął. Matko, jak on mnie zabijał. Przytaknęłam mu, bo oczywiście nie było mnie stać na nic więcej, podeszłam po swoje rzeczy i przeniosłam je do jego stolika. Usadowiłam się wygodnie i spojrzałam na niego, jak nakładał sobie kawałek ciasta na widelec, a potem wsadził go do buzi, co zadziałało na mnie naprawdę źle.
- Ej nie gap się na mnie jak jem. Weź sobie też coś zamów. - Oburzył się. - Przecież widać, że ślinka ci cieknie. Choć czuję, że to ja tak na ciebie działam, to może jedzenie trochę pomoże ci przestać się patrzeć.
Zakłopotał mnie tym atakiem. Pierwszy raz od dawna nie miałam pojęcia co odpowiedzieć na takie coś. Komuś innemu pewnie wygarnęłabym tekst, że po coś mam oczy lub coś podobnego, a przy nim po prostu spojrzałam w dół. Czemu się tak zachowywałam? To mimo wszystko tylko człowiek...
- Przepraszam. - Wyszeptałam. - Może nie powinnam była tu usiąść. Pewnie jesteś zmęczony...
- Skąd wiesz? - Przerwał mi z chytrym uśmiechem, zauważyłam to, bo w tamtej chwili podniosłam się gwałtownie i spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach. - Jesteś naszą fanką? - Dodał.
- Powiedzmy... - Nadal mówiłam przyciszonym głosem, bo ten nie chciał w pełni wydobywać się z mojej krtani.
- Widzę koszulkę. - Powiedział wymachując na mnie widelczykiem.
Spaliłam się ze wstydu. Miałam na sobie ubranie z ich logo i myślałam, że on tego nie zauważy? Brawo ja. Zapomniałam o tym. Nie należała ta koszulka do mnie, tylko do Sandry, która mnie zmusiła do noszenia jej. Zrobiło mi się głupio, bo w końcu nie do byłam ich wielbicielką, jak można byłoby pomyśleć po moim stroju.
- To mojej przyjaciółki. Ona was kocha... Ja lubię bardzo... jednego z was. - Zaczęłam się jąkać z nadzieją, iż nie zapyta którego. I tak już dostatecznie się pogrążałam.
- Czyli mnie. - Nie musiał pytać. - Od razu się zorientowałem po twoim sposobie mówienia. Uważaj, jestem dobry w prześwietlaniu ludzi. - Zaśmiał się sam do siebie.
- Rozumiem. - Odparłam pełna powagi.
- No weź, nie bądź taka sztywna. I powiedz mi jak masz na imię.
- Julia. - Odpowiedziałam szybko, jakby miał zaraz zadzwonić telefon, lub stać się coś innego, co by mi przeszkodziło w tym. Zawsze tak było w dramach i potem bohater nie miał pojęcia jak nazywała się dziewczyna, która go zauroczyła. To nie była jednak drama, a Honggi na pewno się we mnie nie zauroczył, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
- No to ja się nie muszę przedstawiać. I skończ z tym formalnym tonem. Pewnie nie ma między nami różnicy wiekowej wielkiej. A na dodatek w twoim kraju zapewne nie mówisz do osób młodych grzecznościowo. Nie wiem jak to u was jest. - Zatkało mnie przez moment, lecz udało mi się szybko otrząsnąć.
- Dobrze. - Powiedziałam już bez formalności i z ulgą, bo pilnowanie się tego było bardzo męczące. - U nas zazwyczaj mówimy sobie po imieniu, jak kogoś poznajemy.
- Nudne to. Nie macie odpowiednika Oppy? - Był tym szczerze zdziwiony, co mnie trochę rozbawiło.
- Niestety. - Stwierdziłam, choć może powinnam była powiedzieć, że to dobrze? Nie chciałabym, aby polscy mężczyźni prosili mnie o zwracanie się do nich odpowiednikiem słowa Oppa.
- Dlatego musisz mówić na mnie Oppa. Bo jestem jedną z niewielu osób, które możesz tak nazwać. - Mówił triumfalnie i nie dał mi nic na to odpowiedzieć, bo kontynuował swoja przemowę. - Ja będę mógł posiedzieć tylko do zjedzenia tego sernika. Potem będę się zwijał, bo obowiązki wzywają.
- Ja też mam kilka. Więc pewnie także... - Przerwał mi dźwięk mojej komórki. W tamtym momencie miałam ochotę ją wyrzucić za okno. - Przepraszam, bo może to coś pilnego.
Oczywiście jak się domyśliłam, dzwoniła moja przyjaciółka. Miałam ochotę pierwsze co to okrzyczeć ją, za przerwanie mi tej pogawędki. Z drugiej strony powinna być teraz w pracy, a telefonu tam nie mogła używać, więc mogło to być coś ważnego. Odebrałam więc bez zawahania.
- Co się stało? - Zaczęłam może trochę niegrzeczni.
- Proszę.. Pomóż. - Mówiąc to płakała? Miała także przyśpieszony jakiś oddech. Przeraziłam się.
Nie zastanawiając się chwili dłużej. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy jedną ręką, a z drugiej nie puszczałam telefonu. Honggi patrzył na mnie z rozdziawioną buzią, jakby zamierzał coś wtrącić.
- Muszę biec, bo chyba coś się stało mojej przyjaciółce. - Wydukałam po koreańsku, zasłaniając mikrofon, tak by nic nie słyszała. Jeszcze brakowało mi, by zeszła na zawał z tego powodu, że rozmawiałam z Koreańczykiem.
Widać było po nim, że chciał coś jeszcze dodać, lecz ja po prostu wyszłam pospiesznie zostawiając pieniądze na ladzie, nie przejmując się też resztą. Przyłożyłam telefon do ucha ponownie, gdzie słyszałam pisk mojej przyjaciółki.
- Zrób coś. Błagam. - Mówiła nadal w nie najlepszym stanie.
- Już do ciebie lecę. Powiedz mi gdzie jesteś. - Mówiłam spanikowana i prawie biegłam, mimo iż chodnik był pokryty lodem.
- Na rynku. I widzę ich! - Przez jej okrzyk prawie nie ogłuchłam.
Zastygłam też w miejscu, domyślając się o co jej chodziło. Myślałam, że ja uduszę.
- Jakich ich? - Wyrwałam.
- FT Island. Są tu, wszyscy oprócz Honggiego. Ratuj, bo się rozpłynę. Jakie miałam szczęście, że nie ma dziś prądu w sklepie i mogłam wracać tędy do domu. Rozmawiają z fankami, a ja nie potrafię podejść, bo nie znam języków. Czemu jestem taką tępą kluchą? - Zaczęła zapewne tupać w miejscu nogami, sugerując się dźwiękami w głośniczku i mówiła to płaczliwym głosem.
Nie było mi jej żal. Byłam zła. Przerwała mi miłą rozmowę, dzięki której mogłam dowiedzieć się jaki jest mój idol. Biegłam do niej prawie się poślizgując i robiąc sobie krzywdę. A ona mi mówi, że po prostu jara się, że zobaczyła resztę zespołu? Jak mogła mnie tak nastraszyć?
- Ah gdybym wiedziała, nie wyleciałabym z kawiarni jak strzała! - Wykrzyczałam jej.
Było mi gorąco od emocji i pośpiechu, więc próbowałam zerwać z szyi apaszkę odruchowo i wtedy zorientowałam się, że jej nie mam. Pogorszyło to moją wściekłość. Miałam wielką nadzieję, że jak wrócę się do kawiarni, to będzie tam leżeć. Kochałam tę apaszkę!
- Zgubiłam apaszkę! Módl się, żeby była na swoim miejscu, bo zabiję cię w mieszkaniu. - Mówiąc to rozłączyłam się, nie słuchając nawet co jeszcze Sandra miała mi do powiedzenia.
Wróciłam pospiesznie w moje kochane miejsce. Oczywiście kawiarnia była pusta, jak przyszłam. Wiedziałam, że tak będzie, choć cicho liczyłam na cud, że jeszcze go zastanę. Ale apaszka... Jej też nigdzie nie było. Pod stolikami, ani na nich. Kiedy tak spanikowana chodziłam w te i wewte, podszedł do mnie barista.
- Szukasz czegoś? - Zapytał uprzejmie.
- Niebieska apaszka. - Powiedziałam pospiesznie.
- Wziął ją ten Chińczyk. - Stwierdził obojętnie.
- Niech go... - Nie dokończyłam, tylko wciągnęłam powietrze, by się uspokoić.
Pewnie myślał, że zjawię się na fansingu. Szkoda, że straciłam apaszkę.
***
Na drugi dzień podkusiło mnie zjawić się w kawiarni choć nie miałam nigdzie po drodze. Po prostu wyszłam z domu na kawę. Czemu? Może podświadomie miałam nadzieję, że on zjawi się także tego dnia? Chciałam jakoś odzyskać apaszkę, lecz byłam prawie pewna, że to tylko pozostanie marzeniem. Jednak kiedy przekroczyłam próg mojego ulubionego miejsca w stolicy ujrzałam go. Zatkało mnie, że znowu siedział w tym samym miejscu. Miałam w głowie przygotowaną przemowę dla niego. Podeszłam najpierw do lady złożyć swoje zamówienie. On był zapatrzony w ekran telefonu, a przed nim leżał talerzyk z okruszkami po serniku. Kiedy otrzymałam kawę dosiadłam się do niego, na co podskoczył przestraszony. Zauważyłam, że obok niego leżała moja własność.
- Przyszłaś. - Rzekł z uśmiechem na twarzy. - Proszę. - Wraz z tym słowem, wręczył mi moją zgubę, którą szybkim ruchem odebrałam.
- A co jakbym dzisiaj nie przyszła? - Próbowałam mu wygarnąć, wreszcie nie krępując się przed nim, a tym razem to on nie patrzył na mnie, co mnie dziwiło.
- Wiedziałem, że to zrobisz. - Odparł pewien siebie. - Ta apaszka pasuje do twojego koloru oczu, więc pewnie często ją ubierasz, by je podkreślić. - Stwierdził bardzo trafnie przez co zdębiałam na chwilę, znowu.
- Czemu ty wszystko przewidujesz i rozgryzasz? - Stęknęłam. - Nawet nie potrafię się na ciebie wściec. I czemu na mnie dziś nie patrzysz? Coś kombinujesz?
- Nie potrafię patrzeć dziewczynom w oczy. Wczoraj było łatwo, bo sama spuszczałaś wzrok. Dziś jest inaczej. I nie możesz się wściec, bo nie ma powodu. Mógł ktoś sobie przywłaszczyć tę apaszkę, jakbym ją zostawił. Nawet jakbym dał obsłudze, mogłaby zginąć. Tymczasem stwierdziłem, że się nią zaopiekuję i przyniosę dziś i czekam tu od godziny na ciebie. - Wyjaśnił bardzo szczegółowo. Dużo i szybko potrafił mówić.
- Jesteś dziwny. - Podsumowałam moje spostrzeżenia. - Szczerze to myślałam, że będziesz chciał mi ją dać dopiero na fansingu, na który nie idę.
Zrobił szerokie oczy w moją stronę i potem uśmiechnął się. Co on tak nagle zmieniał wyrazy twarzy? Naprawdę mnie zaskakiwał.
- Może to i dobrze. Zapamiętam cię, jako Julię z kawiarni, a nie kolejną fankę z fansingu. I po za nim rozmawia się wygodniej. - Poczułam się przyjemnie przez te słowa. Zapamięta mnie? Miałam nadzieję, że się nie rumieniłam w tamtym momencie.
- Pewnie się spieszysz. - Zmieniłam temat, bo czułam się niezręcznie.
- Nie. Mam jeszcze dwie godziny, które spędzisz ze mną. - Odrzekł bez zapytania mnie o zgodę.
- Jak to? - Zapytałam z niedowierzaniem. Może mój chory umysł płatał mi figla i dziwne rzeczy słyszałam?
- Tak to. Godzina rekompensaty za moje czekanie, bo nudzi mi się tu, a druga w nagrodę za wczorajszą pomoc, bo po tej pierwszej zakochasz się tak, że nie będziesz chciała się żegnać. - Powiedział bardzo pewien siebie.
Ani trochę nie irytowało mnie to w nim. Można było stwierdzić, że nawet podobało mi się. Dziwne, że wystarczył mi jeden dzień bym oswoiła się zmyślą kim jest i przestała się tym przejmować. Stał się dla mnie zwykłym znajomym, poznanym w mojej wspaniałej kawiarni.
***
Chodziliśmy po Warszawie, bez większego celu. Dowiedziałam się, że lubi zimę, więc strasznie dobrze czuł się tego dnia. Z każdej strony otaczał nas biały śnieg. Te miasto o tej porze roku było takie piękne. Idealnie trafili z koncertem, by móc ją podziwiać. Właśnie dotarło do mnie, coś co mnie zastanowiło. Czemu nie zwiedzał naszej stolicy, tylko spędzał wolny czas z jakąś fanką? I czemu był sam, oddzielnie do reszty zespołu? Postanowiłam subtelnie się tego dowiedzieć.
- Dlaczego wolisz spędzić ze mną czas? Tu jest tyle do oglądania. - Zachęciłam go niepewnie, bo w końcu wolałam, by to ze mną spędzał czas.
- Budynki? Posągi? Sama nuda. Wolę spędzać czas z ludźmi. - Ucieszyło mnie to i lekko się do siebie uśmiechnęłam.
- A co z twoim kolegami z zespołu?
- Ich widzę na co dzień. Dość często. Na wyjazdach lepiej poznawać kogoś nowego, a skoro sama się zjawiłaś... Hej! Lubisz Koreę tak?
- Owszem. - Odpowiedziałam zszokowana, że znowu zmienił temat.
- Dlaczego nie wyjedziesz? Na pewno znalazłabyś pracę.
- Ale mi tu jest dobrze. Mam wszystko rzucić? Rodzinę, przyjaciół? Po co? I jest jeszcze jedna rzecz. Boję się, że ten kraj na miejscu okaże się całkiem inny niż w moich wyobrażeniach. Wolę nadal uważać Koreę za coś pięknego. - Byłam szczera w mojej wypowiedzi, bo nie miałam po co kręcić.
W pewnym momencie Honggi się zatrzymał. Nie rozumiałam, czemu tak nagle. Spojrzał na mnie, a potem na ławkę, która znajdowała się koło niego. Pogrzało go z deczka, bo na niej usiadł. Przecież ona musiała być bardzo zimna.
- Oszalałeś? – Zapytałam zaskoczona, że mu nie przymarza tyłek.
- Nie. – Odpowiedział poważnie. – Czemu miałbym?
- Ta ławka jest zamarznięta.
- Ah, czyli nie usiądziesz na niej bezpośrednio? – Nie rozumiałam tego pytania. Oczywistym było, że nie zamierzałam na nie usiąść, lecz co miał na myśli przez słowo bezpośrednio?
W tamtym momencie poczułam, jak pociągnął mnie za moją rękę w swoją stronę gwałtownie, tak bym usiadła na jego kolanach. Szybko jednak zrozumiał sam, że to był błąd. Nasz wzrok się spotkał dość blisko i oboje się speszyliśmy. Ja zapewne byłam czerwona jak burak w tamtym momencie. On zaś podniósł swój szal momentalnie na nos i odchrząknął. Odwróciłam wzrok i spojrzałam gdzieś w pustą przestrzeń przed sobą. Chciałam wstać, bo czułam się bardzo dziwnie. Przez to, że nie puszczał mojej ręki i trzymał mocno nie mogłam tego zrobić. Poddałam się. Postanowiłam chwilę tak posiedzieć, aż sam zrozumie, że to niekomfortowe. Zjechał swoją dłonią na moją, przez co drgnęłam. Zrobiło mi się ciepło, choć mieliśmy je lodowate. Oboje nie nałożyliśmy rękawiczek. Bałam się cokolwiek powiedzieć i zapanowała między nami niezręczna cisza. Z czasem zrobiło mi się przyjemnie. Mogłam tak posiedzieć, a on wtedy zachciał wstać.
- Lepiej chodźmy, bo przymarzniemy do ławki. – Stwierdził, a ja uznałam, że bardzo szybko o tym pomyślał.
- Mówiłam. – Wypomniałam mu.
- Ah chciałem zagrać twardziela, ale mi to nie wyszło. – Rozśmieszył mnie tymi słowami, poprawiając swoje spodnie. – Bawi cię to? – Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Chyba ktoś chce wylądować w jednej z zasp.
Szybko zaczęłam uciekać, jak zorientowałam się o powadze sytuacji. Nie chciałam leżeć w śniegu. Biegłam ile sił w nogach i śmiałam się, nie wiedzieć czemu. Może dlatego, że było to bardzo dziecinnie, a mi się spodobało takie zachowanie. Poczułam się beztrosko. Uważałam jednak, by się nie poślizgnąć. Wtedy usłyszałam dzwonek w telefonie. Miałam wielką ochotę go olać. Naprawdę coś ostatnio dzwonił w nieodpowiednich momentach. Zatrzymałam się niechętnie i znowu była to Sandra. Odebrałam, jednocześnie obrywając śnieżką w głowę. Odwróciłam się w stronę sprawcy.
- Idioto! Odebrałam telefon. Z łaski swojej mógłbyś uważać. – Wykrzyczałam, by na pewno usłyszał.
- Przepraszam, wyrzuciłem ją zanim zorientowałem się. – Zwrócił się do mnie z pełnym skruchy wzrokiem, więc nie mogłam być zła. Widocznie rzeczywiście tak było jak mówił.
- Kogo nazywasz idiotą po koreańsku!? Dobrze, że to jedno słowo rozumiem. – Wykrzyczała moja przyjaciółka w telefon, kiedy przyłożyłam go do ucha. – Mówisz z jakimś Koreańczykiem? Wyjaśnij mi, bo umieram z ciekawości. – Założyć się mogłam, że właśnie biegała w miejscu z ekscytacji.
- Tak. Spotkałam Honggiego. – Pomyślałam, że w końcu chciałam jej to powiedzieć, lecz jakoś wcześniej nie wiedziałam jak, bo ona całymi dniami ekscytowała się spotkanie na rynku reszty zespołu.
- Jak to? Ty to jesteś niesamowita. Jak go znalazłaś? – Irytowała mnie jej postawa. Dla mnie nie było to już coś wielkiego.
- Spotkałam w mojej kawiarni wczoraj i pomogłam mu w zamówieniu, bo nie umieli się dogadać z kelnerem, a dziś poszłam tam, bo zgubiłam apaszkę, a on mi ją tam przyniósł. Takie tam. – Powiedziałam obojętnie.
Honggi obserwował mnie. Czułam to. Pewnie nie podobała mu się, że padło jego imię. Na szczęście mogłam sobie gadać o nim, bo nic i tak nie zrozumiałby. Za to Sandra chyba zemdlała, bo nie odzywała się nawet słowem, nie słyszałam nawet najmniejszego szmeru po drugiej stronie, dopiero po jakimś czasie się ocknęła.
- I dopiero mi to mówisz? To twój idol. Kochasz jego głos! Uważałaś go także za przystojnego. I ja, jestem twoją przyjaciółka i nic nie wiem? – Była oburzona. Czułam, że tak będzie, jak powiem jej później, a co ja mogłam poradzić, że nie umiałam przerwać jej wczoraj ani słowem?
- Nie dałaś… - Wtedy usłyszałam przerywany sygnał, oznaczający, że się rozłączyła. Nie przejęłam się bardzo. Wiedziałam, że mi to wybaczy.
Zanim schowałam telefon do kieszeni sprawdziłam godzinę i zrozumiałam, że będę zaraz musiała się pożegnać Honggim. Nie chciałam. Dobrze się bawiłam. Był dziwnym człowiekiem, lecz przez to jeszcze bardziej byłam ciekawa poznania go lepiej. Miał rację co do tej godziny. Wystarczyło mi tyle, by chcieć więcej.
- Odprowadzę cię, a potem będę wiał. Niestety muszę. – Przerwał ciszę.
- Rozumiem to w pełni. – Przytaknęłam, choć w głębi mnie coś błagało, by to nie był koniec naszej znajomości.
Szliśmy już tylko w milczeniu. W bramie mojego bloku spojrzeliśmy na siebie. Patrzył mi długo w oczy. Postęp. Przybliżył nasze twarze, tak że dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Zaczęłam myśleć, jak to by było go pocałować. Głupia ja. Miałam serce nastolatki. Kto normalny chciałby się całować widząc człowieka drugi raz na żywo. Moje serce szybko biło i miałam nadzieję, że on tego nie słyszał.
- Muszę iść. – Wyszeptał, a jego głos, jakby pod koniec się załamał.
- Wiem. – Odpowiedziałam równie cicho.
Jego dłoń wylądowała jakoś na moim policzku. Zaczął go gładzić kciukiem. Moje nogi były jak z waty. Jeszcze trochę, a sama bym wykonała jakiś nieprzyzwoity ruch. Na szczęście szybko ją zabrał i schował swoje ręce w tylnich kieszeniach spodni. Odwrócił też wzrok, przygryzając wargę. To wcale nie ułatwiało sytuacji. Wyglądało to jakby myślał nad czymś.
- Raz kozie śmierć. Masz telefon przy sobie co nie? – Przytaknęłam. – Daj mi go. – Dodał wyciągając rękę.
Pospiesznie wyciągnęłam go z kieszeni. Podałam mu, choć szczerze nie wiedziałam, czy powinnam była. Patrzyłam uważnie co na nim robił. Wszedł na listę moich aplikacji. Włączył Snowa. O nie! Moje szalone sesje. Oby nie chciał ich oglądać. Jednak nacisnął plusik i wpisał jakąś nazwę użytkownika. Nie rozumiałam za wiele z tego. Zamrugałam więc, ukazując tym, iż miło byłoby, jakby mi wyjaśnił, co on zrobił.
- Dodałem siebie tobie do znajomych. Jak ta nazwa wycieknie, to cię znajdę. – Zagroził mi palcem. – I nie waż mi się nie odpisywać. Zrozumiano? Na zdjęcie masz odpowiadać zdjęciem.
Byłam w niezłym szoku. Nie tylko ja chciałam utrzymać kontakt? To było cudowne. Poczułam się wyjątkowo i miałam ochotę skakać do sufitu. Na szczęście potrafiłam się przed nim opanować. On pożegnał się, odwrócił na pięcie i odszedł, a ja jeszcze patrzyłam za nim, aż nie zniknął z horyzontu.
***
Mój droga przyjaciółka oczywiście była na mnie obrażona jak przyszłam do domu. Za chwilę jednak błagała mnie o relację z moich spotkań z Honggim. Opowiedziałam jej po krótce, jakie wrażenie na mnie zrobił. Dodałam, że miło się z nim rozmawia i fajnie się powygłupiać. Nie wchodziłam w szczegóły. Nie przyznałam się do moich palpitacji serca. Po prostu chciałam to zachować w sekrecie.
Kiedy próbowałam zasnąć, miałam z tym problem. Za dużo emocji przeze mnie przepływało. Smutno mi było, bo bałam się, że już go nie zobaczę. Byłam szczęśliwa, bo dzięki temu, iż chciał ze mną kontaktu, poczułam się wyjątkowo. Wtedy usłyszałam wibracje mojego telefonu. Ujrzałam powiadomienie ze Snowa. Było od niego. Podekscytowana odebrałam wiadomość. Było w niej jego zdjęcie w łóżku. Robił je chyba z góry, leżąc na plecach. Uśmiechał się. Podpisał je słowem „Goodnight”. Na ten widok odwzajemniłam gest. Zaświeciłam światło w pokoju i zrobiłam sobie podobne zdjęcie. A co mi szkodziło? W końcu prosił bym odpowiadała zdjęciem na zdjęcie. Podpisałam je „Słodkich snów” w języku koreańskim. Myślałam, że to tyle, ale on odpisał.
Od skullhong: Ej! Myślałem, że będziesz spała. Ja tu nie umiem. Potrzebuję przytulenia, a nikt nie chce mi go zapewnić.
Zaśmiałam się z niego. Był uroczy, lecz pewnie jakbym mu to napisała, zaprzeczyłby.
Do skullhong: W takim razie załatw sobie jakiegoś misia, czy coś. Ja właściwie idę spać. Więc dobranoc jeszcze raz.
Od skullhong: Jesteś niemiła. Pa!
Od skullhong: Przepraszam. Stresuję się jutrzejszym koncertem. Nie powinienem być
wredny, bo będziesz mieć mnie dość. Przyjdę jutro o dziewiątej pod twój blok, bo mam niespodziankę. Zajmę ci chwileczkę, bo jutro nie mam czasu na spotkania. A tymczasem kolorowych snów. :*
Zdziwiłam się o co mogłoby mu chodzić i dlaczego posłał mi emotikon całuska. Jednak napisane przez niego „kolorowych snów” zadziałało jak magia, bo szybko zapadłam w głęboki sen. Śniłam chyba o nim. To był bardzo przyjemny sen.
***
Wstałam o ósmej kolejnego dnia. Zajadałam płatki i przeglądałam Instagram. Zobaczyłam, że Honggi coś dodał w nocy. Było to zdjęcie zaśnieżonej Warszawy. Podpisał je „Piękne miasto i piękni ludzie”. Poczułam radość. Cieszyłam się, że mogłam choć trochę mieć w tym swojego udziału. Choćby nawet nie miał na myśli tylko mnie. Następnie ogarnęłam się mniej więcej tak, by nie odstraszyć go, jak się z nim zobaczę. Tym razem Sandrze powiedziałam, że na chwilę do niego schodzę. Była podekscytowana, a ja udawałam, że to nic takiego. Mimo to, w środku aż wrzałam.
Kiedy było już tuż przed dziewiątą, zeszłam na dół. Nie czekałam długo nim go ujrzałam. Byłam szczęśliwa, że się nie spóźnił, bo pewnie ten czas dłużył by mi się. Podszedł do mnie i niespodziewanie przytulił mnie. Poczułam ciepło w okolicach klatki piersiowej i także owinęłam go swoimi rękami. On po chwili odsunął nas od siebie.
- Przepraszam. – Wyszeptał spuszczając wzrok na swoje stopy. – Ja po prostu chciałem… Nieistotne. Miło spędziło się z tobą wczorajsze dwie godziny. – Jak on szybko zmieniał tematy, byłam pełna podziwu. – Od teraz chcę mieć z tobą kontakt, nawet jak wyjadę. Będziesz go utrzymywać?
- Z chęcią. – Rzekłam, kierując uśmiech w jego stronę, którego nie zobaczył, bo nadal bał się na mnie spojrzeć.
- Proszę. – Skierował dłonie w moją stronę, w których miał kopertę.
Wzięłam ją od niego i pospiesznie zajrzałam do jej środka. Był w niej bilet na koncert. Był zwykły. Ale mimo to zaskoczył mnie ten gest.
- Jak…
- Ja miałbym nie załatwić biletu na mój koncert? – Przerwał mi, zanim zdążyłam zapytać.
- Dziękuje. – Wyszeptałam i nie wiedzieć czemu miałam ochotę się popłakać.
- Chciałem byś posłuchała mojego głosu na żywo, jak śpiewam. A i jeszcze jedno. Mogę nie mieć czasu pogadać już dziś. Jutro o dziesiątej mamy lot. Mam prośbę o spotkanie o siódmej rano. Chciałbym jeszcze móc spędzić z tobą jeszcze jakąś chwilę przed powrotem.
Przytaknęłam na zgodę, bo szok odebrał mi mowę. Miałam ochotę skakać z radości i rozpłakać się ze smutku. Nie wiedziałam czemu tak emocjonalnie reagowałam na zaistniałą sytuację. Znałam prawdziwego Honggiego zaledwie kilka godzin, a już tak na mnie działał? Co on ze mną zrobił?
- Będę szedł… Chociaż.. Jeszcze coś. –Wydukał.
Nie miałam czasu na zastanowienie, czym było te coś, bo oto poczułam jego usta na swoich. Były zimne, bo w końcu taką, a nie inną porę roku miałam. Nie dlatego jednak drżałam. Emocje wybuchły i pozwoliłam mu pogłębić pocałunek od razu. Pociągnął mnie za łokcie, bym była bliżej niego. Momentalnie poczułam, jakbym nie potrzebowała już szala i kurtki, bo było mi strasznie gorąco. Wiedziałam, że długo ta chwila nie pozwoli mi zasnąć. Dlaczego on to zrobił? Nie rozumiałam.
- Musiałem coś sprawdzić. Widzimy się na koncercie. – Po tych słowach, jeszcze musnął moje usta, co dodało goryczy tej scenie. Potem odszedł. Bez konkretnego wyjaśnienia. Zaskoczył mnie, więc stałam w takim osłupieniu jeszcze jakiś czas.
***
Długa kolejka, wielkie tłumy. Tak bardzo mnie to irytowało. Na dodatek stałam sama. W końcu moja przyjaciółka miała inny bilet. Ja zwyczajny, ona jakiś vipowski. Czas się dłużył nieubłaganie. Znając Sandrę pewnie piskliwie opowiadała komuś o swoim biasie. Ja nie odzywałam się do nikogo. Nie chciałam pogrążyć się, że znałam tylko jedną osobę z zespołu tak naprawdę i nie słuchałam wszystkich ich piosenek, jedynie tych, które zapierały mi dech w piersiach.
Nagle zobaczyłam, jak tłum dziewczyn biegnie z piskiem. Zrobiło się zamieszanie i nikt już nie przejmował się kolejką. Ja stałam sztywno na swoim miejscu. Oczywiście okazało się, że zespół podjechał pod klub, więc wszyscy chcieli ich przywitać i spróbować zwrócić na siebie uwagę swoich idoli. Ja nie zamierzałam się cisnąć. Najważniejsza osoba już mnie znała.
Pół godziny przed planowanym rozpoczęciem koncertu, byłam już w środku. Miałam daleko do sceny, ale nie ubolewałam nad tym. Wystarczyło mi, bym go wyraźnie słyszała. Tak też było. Cały koncert mogłam nacieszyć się nim. Imponował mi. Chciałam potrafić tak śpiewać. Ich piosenki dudniły w mojej głowie z wielkim impetem. Byłam na koncertach rockowych kiedyś, ale ten był wyjątkowy. Żaden z wokalistów nie miał takiej barwy głosu. Żaden z nich nie wyglądał tak cudownie jak Honggi i żaden nie sprawiał, że moje serce potrafiło tak szaleńczo bić.
Kiedy zabrzmiała ostatnia piosenka myślałam, że się rozpłynę. Żałowałam, że rozumiałam koreański. Z moich oczu wyciekły łzy wraz z refrenem:
Rozeszliśmy się w różne strony z pożegnaniem, które naprawdę nie jest pożegnaniem, ale
ukochana żegnaj, żegnaj
Moje serce życzy ci być zawsze była szczęśliwa
Proszę zrozum, że jest to bardziej szczere niż ta pusta fraza "kocham cię"
Ukochana żegnaj żegnaj
Moje serce życzy ci być zawsze była szczęśliwa
Kiedy moja rozbita miłość rozpryśnie się we mnie, znajdę ją na nowo
Nie wiedziałam czemu tak zareagowałam. To nie tyczyło się mnie. Przecież znał mnie tylko chwilę. Poczułam jednak, że nie chcę go żegnać. Nigdy z nikim tak dobrze się nie bawiłam, jak z nim podczas dwóch godzin jego wolnego czasu. Gdybym wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia, może pomyślałabym inaczej, lecz według mnie nie znaliśmy się dobrze, by móc się w sobie zakochać. Ja może go znałam trochę lepiej, ale Honggi w telewizji to nie mój Honggi. Mój Honggi.. Jak to zabrzmiało. Dlaczego zrobiło mi się wtedy tak smutno? Przecież powinnam się była cieszyć, że byłam na ciekawym koncercie i poznałam swojego idola.
***
Byłam strasznie niewyspana. Po koncercie późno wróciłam do domu, potem Sandra zamęczyła mnie opisywaniem fansingu. Przeżyła wiele na nim. Zdziwiłam się, że nie zeszła na zawał. W nocy za dużo się głowiłam. Myślałam bowiem o tym, co powiedział mi Honggi. Czemu nie wyjadę jednak do tej Korei? Nie ze względu na niego. Nigdy nie wyjechałabym z powodu jakiegoś idola... Po prostu zrozumiałam, że tam mogłoby być o wiele ciekawiej. Przez to nie zasnęłam na długo. A rano miałam się z nim spotkać, więc musiałam wcześnie wstać, by się wyszykować. Rozpuściłam włosy, zakręciły mi się od warkocza, który miałam zaplątany przez noc, co dodało ciekawego efektu. Nie malowałam się nigdy, więc nie musiałam na to tracić czasu. Dobrałam sobie pierwszą lepszą bluzkę, bo i tak miałam mieć ją pod kurtką. Na nogi nałożyłam wąskie, czarne rurki, bo w takich najlepiej wyglądałam. Zorientowałam się, że powinnam wychodzić, więc nałożyłam kozaki zimowe, oraz płaszcz, szalik owinęłam wokół szyi i wybiegłam z bloku.
Na dworze zastałam mróz i ciszę. O takiej porze i w tą porę roku, to było częste. Mgła wisiała jeszcze w powietrzu. Nie lubiłam akurat takiej pogody. Nie widziałam zbyt dużego obszaru. Przez to nie wiedziałam, czy Honggi nadchodzi. Trochę się spóźniał. O dziwo nie uprzedził mnie o tym. Zaczęłam wątpić, że się zjawi. Wyobraziłam sobie, że wyjedzie bez słowa pożegnania i miałam znowu ochotę się rozpłakać. Znowu... Co on ze mną zrobił. Nawet dramy nie robiły mnie taką emocjonalną.
W pewnym momencie ujrzałam zbliżającą się sylwetkę ubraną na czarno. Kapelusz na głowie wskazywał, że to mógł być on, bo w Warszawie rzadko kto takie nosił zimą. Nie myliłam się. Kiedy się zbliżył zauważyłam, że był przemęczony. Podpuchnięte oczy, blada skóra i różowe policzki od mrozu. Nie wytrzymałam jego widoku i wtuliłam się w niego bez zastanowienia. On zaczął głaskać mnie po głowie.
- Przepraszam, zaspało mi się. - Rzekł cichutko. - Gdyby Minhwan nie pamiętał, że chciałem wyjść rano, pewnie bym jeszcze spał. Jestem idiotą.
- Spokojnie. - Nie mogłam być na niego zła, nie potrafiłam. - Pewnie byłeś wykończony, więc nic dziwnego, że twardo spałeś.
- Dziękuję, że to rozumiesz. - Po tych słowach ścisnął mnie mocniej na chwile, przez co zrobiło mi się przyjemniej.
Poczułam buziaka na czubku głowy i automatycznie wywołało to u mnie uśmiech. Czemu on musiał być taki wspaniały? Zabijał mnie tym. Mimo to, chciałam by tak robił. Wiedziałam, że jak pojedzie, to ja wrócę do szarej rzeczywistości i będę wspominać tę scenę z bólem na sercu. Nie rozumiałam siebie. Nigdy się tak nie czułam. Chciałam żyć tą chwilą.
- Wiesz, że przyszedłem tylko na chwilę? - Znowu szeptał.
- Wiem. - Powiedziałam spokojnie, lecz moje serce się krajało i miałam ochotę płakać. Broniłam się, by przy nim nie wybuchnąć.
- Będę czekał, aż odwiedzisz mnie. Bo musisz to zrobić. Pamiętaj też o odpisywaniu mi. - Zdziwiłam się przez jego podejście do sprawy. Wierzył, że jeszcze się zobaczymy, a ja przez niego też obudziłam w sobie takie nadzieje.
- Zrobię to. - Stwierdziłam ulegle. On źle na mnie działał. Miał nade mną jakąś władzę.
Odsunął mnie od siebie, a ja miałam ochotę go błagać, by tego nie robił. Zrobiło mi się momentalnie zimno, a moje oczy były wilgotne. On jednak całkiem nie puścił mnie. Trzymał mnie za łokcie i po chwili pociągnął mocno w swoją stronę, oraz zaczął mnie zachłannie całować. Nie wiedziałam dlaczego on to robił, ani dlaczego ja mu na to pozwalałam. Wiedziałam, że to był najcudowniejszy pocałunek w moim życiu i wspomnienie go będzie raniące. Wiedziałam, że moje serce nie mogło bez powodu walić jak oszalałe. Mówi się o wakacyjnych romansach. Wiele o nich się słyszy. Ja przeżyłam zimowy romans. Chyba tak to mogę nazwać? Szkoda tylko, że trwał on zaledwie kilka dni i nie miałam pojęcia, jak określić uczucie, które łączyło mnie i jego. Bo to przecież miłość nie była. Pożądanie było też zbyt wielkim słowem. Więc co? Nie doszłam nigdy do tego co to było....
***
Rok później
Kiedy odebrałam bagaże, Sandra podbiegła do mnie z wielkim bananem na twarzy. Oczywiście musiałam jej pilnować, bo znała koreański tyle, co wcale. Nie mogłam jej zgubić przez dwa miesiące. Na co ja się zgodziłam? Ah tak, obiecałam, że wezmę ją ze sobą, by mogła także zwiedzić Koreę, poznać przystojnego Koreańczyka i wskoczyć na kilka fansingów, czy co tam będzie organizowane. Z jednej strony żałowałam tej decyzji, bo jej pisk na widok EXO na lotnisku prawie mnie ogłuszył, a z drugiej cieszyłam się, że będzie mi towarzyszył ktoś z Polski, bo w końcu dla mnie Korea też była nowością. Czytanie o niej, oglądanie teledysków i podziwianie idoli z tego kraju to całkowicie co innego niż pojawienie się w niej w rzeczywistości. To mogło być okrutne miejsce. Mogłam się zawieść, lecz już się tego nie bałam. Stwierdziłam, że skoro pokochałam Polskę, to pokocham i ten naród.
Osoba, która zmusiła mnie do tego przyjazdu nawet nie wiedziała o niczym. Dlatego jakże byłam podekscytowana wyciągając telefon i uruchamiając aplikację Snow. Gdyby nie darmowe Wifi na lotnisku byłby problem, bo jeszcze nie miałam żadnej karty telefonicznej koreańskiej. Na szczęście oni byli hojni i coś takiego mieli.
Do skullhong: Kiedy masz czas się spotkać?
Od skullhong: Jak to spotkać?
Do skullhong: Tak po prostu. Pójść na jakąś kawę, spacer, cokolwiek.
Od skullhong: Jesteś w Korei?
Do skullhong: Jeżeli nie pomyliłam samolotów to tak. Bo na razie to do mnie nie dociera.
Od skullhong: Jestem blisko lotniska. Zaraz tam będę. Zaczekaj.
Szybko odpowiedział jak na niego. Uśmiechnęłam się chytrze do ekranu mojego urządzenia. Na pewno zaskoczenie go mi wyszło. Byłam z siebie dumna i miałam ochotę skakać z radości, że byłam tam gdzie byłam i że nadal ta osoba chciała mnie zobaczyć. Nie wiedziałam, które emocje były lepsze. Jedyne o czym miałam pojęcia to to, że zaczęłam nowy etap w moim życiu. Zapoczątkowany przez koreańskich idoli. Bo gdyby nie oni, nigdy nie zainteresowałbym się tym językiem i nie wyprowadziła się do tego kraju.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń