piątek, 20 stycznia 2017

Małe nieporozumienie: Rozdział 40

Okrągły rozdział, więc troszkę dłuższy. ^^ Zapraszam do czytania i notka jest oczywiście na końcu. :)

Małe nieporozumienie
Rozdział 40


*Saeron*

        Wróciłam sama po pierwszym i bardzo ciężkim dniu pracy do mieszkania. Był piątek, więc na drugi dzień miałam mieć wolne. Bardzo dobrze się czułam z tą myślą. Chciałam po ogarnięciu się zadzwonić do Sunggyu i spytać, czy gdzieś idziemy w weekend, by sobie go zaplanować. Lubiłam wiedzieć na czym stoję. Tym bardziej, że jeszcze do końca nie ogarnęłam mojego nowego pokoju. Musiałam też zająć się powoli przygotowaniami na studia. Tak dużo na głowie miałam, że sama nie wiedziałam już co było ważniejsze. Jednak spotkania z Sunggyu nie chciałam sobie podarować, bo już niedługo miał nawet w weekendy harować.
        Jakie było moje zdziwienie, kiedy położyłam telefon na blacie w kuchni i pojawiło się na nim zdjęcie mojego Gyu, a wraz z nim zaczął on szaleńczo wibrować. Czyżby myślał o mnie w tym samym czasie? Zaśmiałam się do siebie i odebrałam.
- Halo? - Zaczęłam.
- Witaj Saeron. Wróciłaś już z pracy? - Mówił lekko dysząc. Słychać było też w telefonie szum, który mógł oznaczać, że właśnie gdzieś szedł.
- Owszem i myślałam na zadzwonieniem do ciebie. - Zachichotałam.
- Cudownie. Widzisz. Idę do ciebie. Nie wytrzymam dłużej i chcę poświęcić ci dzisiejsze popołudnie. - Oznajmił zaskakując mnie swoją postawą. - W weekend niestety muszę jechać na Jeju załatwić kilka spraw. Mamy tam coś kręcić z chłopakami, a że jestem liderem, to mnie potrzebują. - Westchnął ciężko.
        Nie posmutniałam, że nie będzie go w weekend, bo w końcu do mnie jechał. Byłam też gotowa na takie akcje wiedząc, że jest idolem i nie ma regularnych godzin pracy. Musiał być na każde skinięcie menadżera i wytwórni. Ja musiałam to akceptować.
- Spokojnie. Skoro musisz jechać, to trudno, ale miło, że znalazłeś czas dzisiaj. Czekam więc na ciebie. - Odpowiedziałam szczerze.
- Za chwileczkę będę, bo jestem już blisko. - Po tych słowach pożegnaliśmy się na chwilę i rozłączyliśmy.
        Postanowiłam, że zanim dotrze, przygotuję coś dobrego do przegryzienia. Nigdy nie lubiłam siedzieć dużo w kuchni, lecz odkąd go znałam, zaczęło mi sprawiać przyjemność robienie czegoś dobrego dla niego. Lubiłam patrzeć jak jadł ze smakiem moje wyroby. Przy okazji uczyłam się tego, co mu smakowało, by na przyszłość to wiedzieć.
***

        Było późno. Nikt jeszcze nie wracał do mieszkania. Nie dziwiło mnie to zbytnio. Dan z Jimiem razem się gdzieś wybrali, Woomin miała chodzić popołudniami do pracy, a Minji. Nie miałam pojęcia gdzie się podziewała.
        Siedziałam na kanapie razem z Sunggyu. Jego ręka obejmowała mnie od tyłu. Oglądaliśmy jakiś dziwny film. Nic z niego nie rozumiałam. Niby był to jakiś kryminał, lecz nic w nim logicznie się nie układało. Był także bardzo słabo nagrany. Aktorzy nie wiedzieli chyba jak wyrażać uczucia bohaterów. On jednak był w niego zapatrzony. Zaczęłam się powoli nudzić. Wzięłam do ręki lampkę szampana i sączyłam powoli.
- Tak w ogóle, to czemu go przyniosłeś. Jakaś okazja?
        Spojrzał na mnie zaskoczony i chwilę chyba się zastanawiał nad odpowiedzią. On chyba serio skupił się na fabule, bo wyglądał jakby musiał teraz sobie przetworzyć co powiedziałam. Rozbawiło mnie to, ale starałam się to ukryć, by nie zmienić tematu.
- Taka, że cię kocham. - Mówiąc to dał mi całusa w policzek. - Po tym wrócił do patrzenia w ekran telewizora.
        To było takie... puste. Może jakby powiedział to bez zastanowienia... Nie. To zabrzmiało jakby chciał mnie zbyć, bo był zajęty. Musiałam sobie to olać. W końcu miał prawo wciągnąć się w film. Sama chciałam coś obejrzeć, nie wiedząc, że wybierzemy mało interesujący film, więc nie mogłam mieć mu tego za złe. Mimo to, zrobiłam się nerwowa. Chciałam skupić na sobie jego uwagę na chwilę. Zawsze mógł to spauzować.
- Sunggyu? - Zagadałam niepewnie.
- Słucham? - Zapytał nie patrząc na mnie, na co ja spuściłam smutnie wzrok.
        Kątem oka widziałam, że zerknął na mnie na chwilkę, a potem spauzował ten nieszczęsny film. Poczułam się głupio, że wywołałam u niego taką reakcję. Kiedy się do niego odwróciłam, on patrzył na mnie z przejęciem. Pewnie pomyślał, że coś się stało. Głupia ja.
- Czemu posmutniałaś? - Odparł przerażony.
- Ja... - Właśnie, co ja miałam mu odpowiedzieć? - Po prostu nie podoba mi się film.
- I dlatego wyglądasz na smutną? - Zapytał marszcząc czoło.
- Bardziej dlatego, że nudziło mi się, a ty wolałeś oglądać film. Wiem, że to głupie. Przecież sama chciałam...
        Nie dokończyłam, bo na moich ustach pojawiły się te jego. Zamurowała mnie tak nagła jego reakcja. Był to tylko króciutki pocałunek. Odsunął się i uśmiechnął do mnie, ja zaś nie potrafiłam się ruszyć.
- Gadałaś jakieś głupoty. Musiałem cię uciszyć. To moja wina. Ty jesteś teraz najważniejsza, a nie ten beznadziejny kryminał.
        Po tych słowach znowu zaczął mnie całować, tylko tym razem namiętniej. Poddałam się temu i złapałam go za kołnierz w koszuli przyciągając do siebie. Nie interesowało mnie już nic innego. Moje serce waliło jak oszalałe. Pragnęłam coraz więcej, więc jak on przerywał to ja kontynuowałam pocałunek. W pewnym momencie użyłam zbyt dużo siły na jego koszuli i jeden z jej górnych guzików puścił, co mnie wystraszyło i się przez to od niego oderwałam gwałtownie. Patrzyliśmy na siebie najpierw zdziwieni, potem zaczęliśmy się śmiać z zaistniałej sytuacji.
- Może pójdziemy do twojego pokoju. - Wyszeptał przez co poczułam ciarki. Czemu jego szept tak na mnie musiał działać?
        Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Wiedziałam, że nie chcę przerywać tego co robiliśmy. Czułam do czego to dążyło i chciałam tego. Pokiwałam więc głową. Wtedy on zaskoczył mnie wstając i łapiąc mnie tak, jak mężczyźni to robią pannom młodym przenosząc je przez próg. Złapałam go za kark, by poczuć się stabilniej. Wniósł mnie tak po schodach. Ja przyglądałam się mu. Był taki przystojny na żywo. Szczerze to w tych wszystkich jego teledyskach, programach wydawał się sztuczny przez makijaż. W rzeczywistości zaś wydawał mi się taki idealny. Kochałam jego wiecznie przymknięte oczy. Były takie urocze.
        Udało mu się otworzyć drzwi mojego pokoju. Wszedł do niego ze mną, położył mnie na łóżku, a potem wrócił się je zamknąć, w dodatku na zamek. Lepiej faktycznie, by nikt nam nie wparował w takim momencie, bo mogłoby być niezręcznie. Kiedy ponownie się nade mną nachylił, znowu zaczęliśmy się całować. Tym razem jednak bez wahania zaczęłam rozpinać jego koszulę. Gdy nie miał już jej na sobie, mogłam dotykać jego klatki piersiowej bez przeszkód. Nie miał może jakiś pokaźnie zbudowanych mięśni, ale właśnie jego postura była dla mnie odpowiednia. Nie należałam do zwolenniczek kaloryferów, jak u Hulka, czy innego superbohatera.
        On przeniósł się nagle z moich ust na szyję, co wywołało u mnie przyjemne uczucie. To było dla mnie bardzo czułe miejsce. Z każdym jego muśnięciem coś we mnie drżało. Kontynuowaliśmy te pełne uczuć i emocji czynności. Rozkoszowaliśmy się sobą wzajemnie. Tak bardzo go pragnęłam i tak bardzo go kochałam. Cieszyłam się, że takie chwile z nim były mi dane.

*Minji*

        Sobotniego poranka nie miałam co ze sobą począć. Dziewczyny z Danem wyszły na wielkie zakupy, jak mnie nie było, a Jimin pracował. Biedny chłopak nawet w weekendy harował. Siadłam na kanapie, biorąc krzyżówki i długopis do ręki. Myślałam nad kolejnymi hasłami, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Zaskoczyło mnie to. Wszyscy mieli swoje klucze. Nikogo się nie spodziewałam. W końcu nie miałam zbytnio znajomych. Chyba, że ktoś przyszedł odwiedzić moich współlokatorów, nie wiedząc, że ich nie było.
        Podeszłam niechętnie do wejścia i zaskoczyłam się widząc za progiem Myungsoo. Miał w ręce czekoladki. Znowu zdziwiłam się. Co to miało znaczyć?
- Saeron nie ma w domu. - Powiedziałam spokojnie, choć od razu pomyślałam, że nie przyniósłby dziewczynie swojego przyjaciela czekoladek.
- Nie przyszedłem do niej. - Uśmiechnął się tak uroczo, że miałam ochotę się rozpłynąć, lecz na szczęście jakoś to przeżyłam.
- Jestem tylko ja. - Odparłam, stwierdzając, że w końcu znał każdego z tamtej paczki.
- To mi wystarczy w pełni. Czekoladki są dla ciebie. - Odparł wręczając mi je i wchodząc do środka jak gdyby nigdy nic.
        Ja natomiast zastanawiałam się, dlaczego je dostałam. Nie rozumiałam kompletnie tego człowieka. On chyba zrozumiał, że nie ogarniam sytuacji, bo wyjaśnił mi ją.
- To za to, że pomogłaś mi tamtego wieczoru i mnie przenocowałaś. Jest mi głupio, że dopiero teraz dziękuję. - Mówiąc to drapał się nerwowo w tył głowy. Czemu on nawet podczas takiej czynności musiał wyglądać tak cudownie?
- Nie trzeba było. - Odparłam unosząc kąciki ust. - To był drobiazg. Pewnie postąpiłbyś podobnie. - Zaczęłam się tłumaczyć.
- Szczerze? To nie wiem. - Zaśmiał się. - A są może... kotki? - Zapytał niepewnie.
        Ah tak. Bardzo polubił się z nimi na parapetówce. Widać było, że kochał ten gatunek zwierząt. Uśmiechnęłam się widząc, że jedna z kotek, Natsumi - kochałam im dawać japońskie imiona  - leżała właśnie na fotelu w salonie.
- Jest tylko ona. - Odparłam. - Zostaniesz na herbacie? - Zasugerowałam, bo na pewno nie pytał o nie bez powodu.
- Oczywiście. - Stwierdził uradowany i poszedł do niej, a ja udałam się do kuchni zaparzyć coś dobrego.

***

        Kiedy mieliśmy już dopitą herbatę, kilka tematów za sobą, on skupił się na rozpieszczaniu i zabawianiu Natsumi, a ja się mu przyglądałam z zaciekawieniem. Był przy tym taki uroczy. Ile bym dała patrzeć na niego z takiego bliska częściej. Każda fanka chciałaby być na moim miejscu. Wtedy zauważyłam coś niepokojącego. Drapiąc kotkę zbliżał się do jej brzuszka, gdzie biedaczka miała szwy po wypadku i musiałam go ostrzec zanim..
- Stój... - I nie zdążyłam.
        Kotka w obronie czułego miejsca zadrapała go w rękę i uciekła z jego kolan, a on był w niemałym szoku. Trochę zabawnie to wyglądało, lecz rana którą zrobiło to stworzenie, nie do końca. Moje zwierze skaleczyło przystojniaka, wielbionego przez rzeszę fanek. Co za wstyd.
- Przepraszam. - Rzekłam i pobiegłam pospiesznie po wodę utlenioną i waciki.
        Kiedy wyszłam z łazienki, klęknęłam przed nim i zaczęłam ranę obmywać w odpowiedni i delikatny sposób. Czułam, że on się na mnie gapił. Tylko czemu się nie raczył odezwać? Nie drgnął także jak przeczyszczałam mu skaleczenie. Co za człowiek.
- Powinnam była cię ostrzec. - Wyszeptałam ledwo słyszalnie, a on to usłyszał.
- Spójrz na mnie. - Zwrócił się do mnie za łagodnie, by zamierzać mnie okrzyczeć, więc posłuchałam go i spojrzałam na niego, co było błędem, bo jego twarz była niebezpiecznie blisko. - To nie twoja wina. - Te ostatnie zdanie ledwo do mnie dotarło.
        Skupiłam się za bardzo na jego ustach. Były cudowne. Miałam ochotę znowu ich skosztować. Źle na mnie działała jego osoba. Nie wiedziałam, czy zaraz mnie udusi, czy znienawidzi, mimo to zaryzykowałam i zbliżyłam się do jego warg zatrzymując się tuż przed nimi. Wytrzeszczył na to oczy, przez co uśmiechnęłam się niekontrolowanie. Potem musnęłam go delikatnie, co on zaczął zamieniać to w pocałunek, którego właśnie pragnęłam. Nie spodziewałam się tego. Pociągał mnie, więc moje zachowanie było zrozumiałe, ale czemu on...
        Kiedy oderwaliśmy się od siebie, oboje byliśmy w niemałym szoku. On pewnie dlatego, że to zaczęłam, ja dlatego, że on to odwzajemnił. Powinniśmy sobie wyjaśnić do czego doszło w tamtym momencie. Nie wiedziałam jednak jak ubrać to wszystko w słowa, a on także milczał. Jeszcze chwile panowała taka cisza. Przerwał ją na szczęście on, bo ja nie byłabym w stanie.
- Co ty na to, by pójść ze mną na randkę? - Zapytał prosto z mostu, a ja zdrętwiałam.
        Randka? Z nim? Ja? Chyba życie wreszcie zaczęło mnie kochać. Mam wspaniałych współlokatorów, którzy wkrótce może zostaną moimi przyjaciółmi. Poznałam swoich idoli. A na dodatek z jednym z nich szykował mi się romans. Byłam szczęśliwa z takiej odmiany, bo przedtem moje życie było w totalnej ruinie.
        Oczywiście bez wahania zgodziłam się na jego propozycje i uciekłam do swojej sypialni się wyszykować. Czułam, że będzie cudownie.

*Jira*

        Siedziałam w niedziele nad lekcjami. Zapisałam się bowiem na kurs językowy z Japońskiego. Nie miałam jakoś pojęcia jak ogarnąć to i zaprosiłam kolegę z zajęć, by mi z tym jakoś pomógł. Był dla mnie bardzo pomocny. Nie spodobało mi się to, że kiedy otworzyłam mu drzwi, ujrzałam w jego dłoni białą różę. Co to miało niby być?
- Witaj Jira. Śliczne dziewczyny lubią dostawać kwiaty. Czyż nie? - Oznajmił z szerokim uśmiechem, a ja patrzyłam na niego z szokiem.
- Wiesz co, ja... Nie za bardzo mogę to przyjąć. - Odpowiedziałam szczerze.
- Masz kogoś? - Zapytał ewidentnie zdziwiony, choć nie wiem czym. Skoro uważał mnie za ładną, to nie powinno go to dziwić, że byłam zajęta.
- Tak. - Krótko i na temat.
- Szkoda... że udajesz niedostępną. - Na jego ustach pojawił się chytry uśmieszek. Gdybym wiedziała, że był taki to starałabym sobie radzić sama z tym Japońskim.
- Przykro mi, że cię zawiodę, ale mówię szczerze. Możesz sobie wierzyć, bądź też nie. Róży jednak nie przyjmę. – Byłam stanowcza w tym co mówiłam, a on dalej swoje.
- I co mam niby z tym kwiatkiem zrobić? Weź go. – Nalegał jak jakiś uparty osioł.
        Zabuzowało coś we mnie. Wyrwałam mu kwiatka z ręki i wtedy nieoczekiwanie obok niego pojawiła się zakapturzona postać, na dodatek z maską na twarzy. Oczywiście po posturze i oczach od razu poznałam kto to i poczułam się troszkę niezręcznie. On patrzył na mnie i mojego kolegę z zainteresowaniem. Jakby czekał co się dalej wydarzy.
- Kim jesteś? Ubrany jesteś jak złodziej. Odczep się lepiej. Ta dziewczyna jest moja. – Zaczął gadać od rzeczy Hanchul.
        Ja już nie wytrzymałam. Był taki bezczelny. Miał jakieś wielkie ego? Jak mógł uważać, że zwrócę na niego uwagę? Szkoda, że nie zauważyłam jaki jest na zajęciach.
- Zamknij się! – Wydarłam się do niego, a zamaskowana osoba wytrzeszczyła oczy, zaskoczona moim gniewem. – To jest mój facet! A ty jesteś jakimś idiotą, co nie rozumie słowa nie? Bo tak teraz mi wyglądasz. Nie chcę już twojej pomocy w lekcjach! Wynoś się. – Po tych słowach zatrzasnęłam drzwi wyładowując na nich swoją furię. Miałam ochotę jeszcze w nie uderzyć, lecz uświadomiłam sobie, że nie tylko jemu zamknęłam je. Sungyeol też jeszcze stał za progiem.
        Otworzyłam więc je ponownie i stał tam już sam mój ukochany. Wszedł jak lekko uchyliły się, ściągnął maskę i kaptur i spojrzał na mnie groźnym wzrokiem. Aha. No to miałam przechlapane.
- To nie tak jak myślisz. – Zaczęłam się tłumaczyć, a on położył palec na moich ustach.
- Nie zaczynaj rozmowy tym tanim tekstem. Słychać go w każdym filmie. Za każdym razem mnie irytuje. Wyjaśnij mi po prostu jak jest. Co to ma znaczyć, że mnie nie ma, a ty przyjmujesz już jakieś kwiatki od dziwnych kolesi? – Zrobił mi wywód, a ja dopiero uświadomiłam sobie, że nadal trzymałam tą róże.
- Wyrwałam ją mu, bo nie chciał się odczepić i nalegał bym ją przyjęła. Chciałam nią rzucić o ziemię i zdeptać, ale pojawiłeś się ty i wyprowadziło mnie to z równowagi.
        Zaczął kiwać głową, jakby pokazując, że rozumie.
- A kim on jest? – Nadal mówił ostrym tonem, co troszkę mnie bolało.
- To kolega z kursu. Miał mi pomóc ogarnąć kilka rzeczy. Nie wiedziałam, że zacznie się do mnie przystawiać, jak go zaproszę.
- A tak na serio? – Co proszę? Wraz z tym pytaniem coś mnie zabolało i miałam już tylko ochotę na płacz.
        W moich oczach zebrała się woda. Czułam, że po policzku poleciały pierwsze łzy. Zabolało mnie to, że Sungyeol mógł mi nie ufać. On nagle zmienił wyraz twarzy na wystraszony i zaczął wycierać moje policzki.
- Jira, spokojnie. Ja… Ja udawałem. Chciałem się z ciebie pośmiać jak się tłumaczysz. Wzięłaś to nazbyt poważnie.
        Wyszczerzyłam oczy. Co on powiedział? Żartował sobie ze mnie w ten sposób? Nie spodobało mi się to. Wymierzyłam pięść w jego brzuch i uderzyłam go tam lekko, przez co się ugiął i złapał za to miejsce.
- Jak mogłeś? Ja już byłam załamana, że mi nie ufasz.
- Widocznie jestem zbyt dobrym aktorem. – Zaśmiał się, a ja przyznałam mu rację.
- Nigdy więcej nie baw się w niego na mnie! – Już tylko udawałam oburzenie, bo nie potrafiłam się na niego gniewać. – I tak w ogóle, to co ty tu robisz? – Dopiero dotarło do mnie, że mieliśmy widzieć się tydzień później w weekend i to ja miałam do niego przyjechać.
- Sunggyu nie ma na weekend to udało mi się zwiać na jakiś czas dzisiaj. – Oznajmił dumny ze swojej pomysłowości. – Stęskniłem się w końcu.
        Po tych słowach pocałował mnie delikatnie, a przeze mnie przeszła fala gorąca i zapewne miałam czerwone policzki.
- Ah zazwyczaj, jesteś taka groźna i krzykliwa, a jak co do czego przyjdzie to wyglądasz na nieporadną i słodką. – Skomentował moje zachowanie.
        Nie potrafiłam opisać mojego szczęścia. On był naprawdę idealnym facetem dla mnie. Zastanawiałam się momentami, czy gdybym go nie poznała, to nie nudziłabym się w tym mieście. Pewnie tak by było. On obrócił wszystko u mnie do góry nogami, a jednocześnie stał się dla mnie bardzo ważny. Nie chciałam go nigdy stracić.

*Sungjong*

        Po kilkugodzinnym treningu, odzwyczajony od wysiłku, siedziałem zmęczony na korytarzu. Na domiar złego od kilku dni trzymał się mnie katar. Bałem się, że coś mnie chwyta akurat jak mamy zacząć przygotowania do nowego comebacku i wrócić w wir pracy. Tego mi brakowało.
        Chciałem napić się mojej wody, której butelkę trzymałem w ręce, a uświadomiłem sobie, że właśnie się skończyła. Rzuciłem pustym plastikiem do kosza troszeczkę podenerwowany. Nagle ktoś pojawił się obok mnie, a że byłem pochylony to zwróciłem uwagę na nogi tej osoby i spódniczkę na nich. Zrobiło mi się głupio, że w takim miejscu spojrzałem na tego kogoś i uniosłem wzrok. Przede mną stała Sanji z dwoma napojami pomarańczowymi w puszce i jeden wyciągnęła ku mnie. W momencie jak go od niej wziąłem, ona usiadła obok mnie.
- Męczący trening? – Zapytała swoimi słodkim głosikiem.
- Dokładnie. Dziękuje. Potrzebowałem zaspokoić pragnienie. – Stresowałem się każdym słowem wypowiedzianym w jej stronę.
- Domyśliłam się widząc cię z daleka i poleciałam po ten napój. – Oznajmiła zaskakując mnie swoim zachowaniem.
- Nie musiałaś się fatygować. – Powiedziałem zakłopotany.
- Ale chciałam. Co robisz dzisiaj wieczorem? – Znowu mnie zdziwiła.
- Eh, będę chyba brał jakieś witaminki i wygrzewał się w dormie. Coś mnie bierze. – Bardzo chciałbym spędzić z nią czas, lecz niestety musiałem zważać na to, że nie mogłem się w takim momencie rozchorować.
- Ojej. – Przejęła się szczerze. – W takim razie idę z tobą i będę robiła ci okłady i zajmę się tobą i…
- Spokojnie. – Przerwałem jej, bo galopowała nieźle z tymi pomysłami. – To na razie tylko katar. Po prostu nie chcę by to się pogłębiło, jednak nie umieram. – Podsumowałem.
- Przepraszam. Zmartwiło mnie to i spanikowałam. – Mówiąc to spuściła wzrok. Nie mogła być smutna z mojego powodu. Musiałem ją rozweselić.
- Słuchaj. Obiecuję, że jak będę pewny, że już się dobrze czuję, to wezmę cię gdzieś któregoś wieczoru po treningu.
        Gwałtownie uniosła głowę, a w jej pięknych brązowych oczkach coś jakby się zaświeciło. Była w takich momentach przepiękna. Miałem ochotę ją wyściskać, pokazać jej, że lubię ją bardziej niż myśli, lecz coś mnie krępowało.
- Już jest późno. – Urwała moje bujanie w obłokach. – Dlatego nie zatrzymuję cię. Idź się kuruj. A ja trzymam cię za słowo. – Pogroziła mi palcem, a następnie dała mi buziaka w policzek. – Pa. – Po tym w podskokach zaczęła mi znikać z pola widzenia.
        Przez chwilę próbowałem ogarnąć to co, przed chwilą się wydarzyło. Zamroziło mnie. Dlaczego to ona wychodziła z inicjatywą, dlaczego to ja się zawstydziłem? Żaden ze mnie facet. Poczułem się beznadziejnie, jednak potem stwierdziłem, że jej to chyba nie przeszkadza, skoro nawet dała mi całusa. W momencie ogarnęła mnie radość i nie potrafiłem wyrazić swojego szczęścia. Sanji była cudowną osobą.

*Woomin*

        Razem z Minji pichciłyśmy w kuchni obiad dla naszego szalonego składu. Byłyśmy dopiero na początku drogi do nazwania tego co robiłyśmy jakimkolwiek daniem. Za dużo rozmawiałyśmy o głupotach przy tym i wszystko nam wolniej szło, ale też nie było co się śpieszyć, gdyż Saeron i Dan byli jeszcze poza domem. Tylko Jimin siedział w swoim pokoju, bo nie pozwoliłyśmy mu nam przeszkadzać, gdyż wszystko chciał podjadać.
        W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Miałam akurat umyte ręce, więc stwierdziłam, że to ja otworzę. Tym bardziej, że nikt z nas nie spodziewał się gości, więc obojętnym było kto to zrobi. Kiedy już miałam drzwi otwarte prawie szczęka mi opadła. Za nimi stali moi rodzice. Miałam mieszane uczucia co do ich wizyty, mimo iż na ich buziach widniały szerokie uśmiechy.
- Nie wpuścisz rodziców? – Zapytała grzecznie mama.
        Odsunęłam się, by mogli wejść. Trzęsłam się troszeczkę ze stresu. Jak się tu znaleźli, skoro nie znali mojego adresu?
        W przedpokoju nagle zjawiła się Minji i zaczęła się kłaniać moim rodzicom na przywitanie. Uznałam, że wypadałoby ich sobie przedstawić.
- To są moi rodzice. – Zwróciłam się do Minji, a ta na to zareagowała lekkim uśmiechem. – A to Minji, właścicielka domu. – Skierowałam kolejne słowa do nich na co widać było, że troszkę się zaskoczyli.
- Oh jak tak młoda dziewczyna dorobiła się tak dużego domu? – Zachwyciła się moja matka, typowa materialistka.
- A no dostałam w spadku po zmarłych rodzicach. – Oznajmiła bez wahania Minji, choć wiedziałam, że trudno jej było o tym mówić.
- Przepraszam. Nie chciałam poruszać takiego tematu. – Coś tknęło moją rodzicielkę, a Minji na to machnęła ręką.
        Później poszliśmy usiąść do salonu. Nadal nie wiedziałam jaki był cel ich wizyty i jak mnie namierzyli. Czekałam na wyjaśnienia, lecz początkowo panowała cisza, podczas której rodzice rozglądali się po mieszkaniu. Denerwowało mnie to.
- Córeczko. – Przemówiła wreszcie mama. – Chcieliśmy cię przeprosić. Zachowywaliśmy się bardzo źle. Nie przemyśleliśmy tego, że raniliśmy cię.
        Westchnęłam głęboko. Miałam im wiele do zarzucenia. Jednak byli to moi rodzice, którzy wychowali mnie bardzo dobrze i nie mogłam im nie wybaczyć.
- Miło, że chociaż po szkodzie jesteście mądrzy. – Odparłam troszkę sarkastycznie, by wiedzieli, że naprawdę dotykało mnie ich podejście.
- Jeszcze raz przepraszamy. – Odparła skruszona. – A tak z innej beczki. Ile was tu dziewczyn mieszka?
        No i zaczęły się schody. Krępowałam się powiedzieć prawdę, a ktoś mnie wyręczył. Minji dokładnie. Ona lubiła być szczera, za szczera.
- Dwóch chłopaków i jeszcze jedna dziewczyna. – Rzekła uśmiechnięta, a moja mama prawie się zakrztusiła słysząc to.
        Jak na złość na dół zszedł Jimin, a że schody trochę skrzypiały, to wszyscy spojrzeli się na niego. Był ubrany w luźne dresy i miał rozczochrane włosy, jakby dopiero co się obudził. Nie robił dobrego wrażenia. Przypominał jakiegoś menela. Idealnie. Po czasie zorientował się, że siedzimy w salonie i wyszczerzył szeroko oczy, ukłonił się grzecznie oraz wbiegł z powrotem po schodach.
- Mamo, to był Jimin. – Uśmiechnęłam się nerwowo, widząc jej zniesmaczenie.
- Niech pani się nie przejmuje, ci chłopcy są ze sobą. Nie zrobią krzywdy pani córce. – I to był taki moment, że miałam ochotę udusić Minji.
        Na szczęście rodzice starali się jak mogli nie wtrącać się w większość moich spraw i przymknęli oko na kilka faktów. Na koniec podziękowali za ugoszczenie ich i udali się do domu. Odetchnęłam z ulga, jak już wyszli. Zapomniałam całkowicie, że przerwałyśmy robienie obiadu przez ich wizytę. Byłam strasznie wypruta z emocji po tym wszystkim.

*Jimin*

        Wreszcie nastąpił weekend w który mogłam odwiedzić Woohyuna. Oczywiście w ten sam dzień Riyeon odwiedziła Dongwoo. Ja pewnie sama nie trafiłabym za dobrze do nich. Seul był dla mnie za dużym miastem, żeby się w nim odnaleźć. Moja przyjaciółka i jej chłopak zostali w dormie. Ja natomiast z Woo udaliśmy się do kawiarni, bo chcieliśmy pobyć sami.
        Od początku ogarniała go jakaś wielka radość. Czułam, że ma do przekazania mi coś ciekawego, lecz widocznie czekał na odpowiedni moment. Byłam podekscytowana. Układałam w głowie bardzo romantyczne scenariusze, ale nic nie wydawało mi się, że będzie trafne.
        Nagle chwycił moją dłoń leżąca na stoliku. Spojrzał mi w oczy. Czułam się z tym dziwnie. Nie potrafiłam zbyt długo zawiesić na nim wzroku, bo się zawstydzałam. W pewnym momencie zaczęłam się nawet bać tego co on zamierzał, bo nie chciałam się ze wstydu wygłupić.
- Będę miał solo. – Wystrzelił niespodziewanie, zbijając mnie z tropu.
- Och naprawdę? – Rzekłam udając zdziwienie. Nie widać jednak było po mnie entuzjazmu, bo szczerze to troszeczkę się zawiodłam.
- Tylko tyle? – On za to rozczarował się moją reakcją i słusznie, jako jego ukochana, powinnam była skakać do sufitu.
        To było zapewne dla niego bardzo ważne. Promowanie się samemu to był nie lada wyczyn w niektórych zespołach. Po prostu moje chore wyobrażenia w głowie przyćmiły tę chwilę. Miał rację. To było coś wspaniałego dla niego, a mnie nie stać było na szczere szczęście.
- Przepraszam. Jestem w takim szoku, że nie wiem, jak zareagować. – Skłamałam, by nie musieć się tłumaczyć z moich myśli.
- Oj to urocze. – Powiedział z wielkim bananem na ustach. – To jak uczcimy mój sukces? Co ty powiesz na romantyczną kolację przy świecach? Z drugiej strony już jesteśmy w kawiarni… - Udawał, że się zamyśla, a ja czułam, że on już miał plan. – Postanowiłem, że może przedstawię cię rodzicom.
        Prawie się zakrztusiłam tym co piłam. Że co proszę? Miałam ochotę zakopać się pod ziemię. Wiele razy Woohyun mi o nich opowiadał. Twierdził, że bardzo mocno ich kocha i pewnie zależało mu, by osoba którą także darzy miłością, poznała ich. Rozumiałam to. Wiedziałam także, że moja krępacja mogłaby te spotkanie zepsuć. Ogarnął mnie okropny stres. Chciałam romantyzmu to miałam, bo w końcu takie coś pokazywało, jak bardzo poważnie mnie on traktował. Stwierdziłam, że dla niego to zrobię to i stawię czoła sytuacji. Skoro mu na tym zależało.

*Dongwoo*

        Siedziałem przed biurkiem i podgryzałem długopis. Tekst który był napisany na kartce leżącej przede mną wyrażał moje uczucia. Miał on pokazać, jak bardzo kochałem moją Riyeon. Stresowałem się, że wytwórnia nie przyjmie tej piosenki na nową płytę Infinite. Zacząłem stukać nerwowo nogą. Zaczęło mi się wydawać, że napisałem to słabo, że to za mało. Już tyle kartek pogiętych było w koszu. Ta była jedyną którą skończyłem. Kreśliłem na niej niemiłosiernie, ale wreszcie jakiś konkretny tekst z tego wyszedł.
        Załamałem się czochrając swoje włosy. To było mimo wszystko za mało wymowne. Może powinienem się był poddać? Jak można słowami opisywać takie uczucia? Starałem się skupić na tych pięknych chwilach. Moment w którym ją poznałem i przetańczyłem pół nocy, chwila kiedy pierwszy raz się pocałowaliśmy, potem nasz pierwszy raz. Wszystko to powracało w moich myślach przypominając mi te wszystkie emocje jakie przeżywałem u jej boku. Wyjąłem kolejną czystą kartkę i słowa wręcz same się na niej pojawiały. Układały się w zdania przepełnione moimi odczuciami, a one zaś w zwrotki. Całość powstała bardzo szybko. I to było to czego oczekiwałem od siebie. Jeszcze kilka poprawek i powstała piosenka o mojej prawdziwej miłości. Miałem nadzieję, że pozwolą mi ją dorzucić do płyty i że Riyeon się spodoba.
        Postanowiłem jej nic nie mówić aż do premiery płyty. Chciałem ją zaskoczyć. Na pewno się tego nie spodziewała, co było mi na rękę. Stwierdziłem też, że poproszę o sprawdzenie tego Sunggyu. On wiedział najlepiej jak tworzyć tak emocjonujące piosenki. Nie bez powodu był liderem i jako pierwszy z nas mógł śpiewać solo.
        Z pozytywnym nastawieniem i wypruty z wszystkich emocji udałem się do jego pokoju. Wiedziałem, że moje zachowanie było trochę przereklamowane. Każdy kto pisywał teksty i był zakochany, pisał dla ważnej sobie osoby. Mimo to zawsze było to piękne. I ja także chciałem podarować mojej ukochanej taki prezent.

*Danyoung*

        Każdemu zaczęło się powoli układać w życiu. Saeron była szczęśliwa z Sunggyu, który już nigdy od niej nie odszedł. Był zawsze kiedy go potrzebowała mimo napiętych grafików. Razem z nią pracowałem w dobrze prosperującej firmie, lecz to jej zdecydowanie lepiej szło. Dzięki temu, że była wszechstronna i dobrze zorganizowana dostawała awans za awansem i skończyła jako nasz kierownik, chociaż była dopiero w trakcie studiów, które także nie szły jej najgorzej. Jednak musiałem przyznać, że władza troszkę stuknęła jej do głowy i dyrygowała wszystkimi nieźle. Niestety taki był jej obowiązek.
        Woomin za to zaczęła coraz bardziej rozwijać się w tańcu. Uczęszczała na wiele konkursów i zdobywała nagrody. Pewnego dnia zobaczył ją jakiś menadżer z wytwórni i została zaproszona do jednej z tych mniejszych jako tancerka. Długo się nad tym zastanawiała, aż wreszcie się zgodziła.
        Jimin i Riyeon skończyły swoje studia i szukały pracy w Seulu. Chociaż rodzice Riyeon i ciotka Jimin chcieliby te wróciły do domów, to one wolały układać sobie życie bliżej swoich ukochanych. Tym bardziej, że ta druga mogłaby uwziąć się na biednej dziewczynie.
        Moja kochana siostra często mnie odwiedzała i spędzała czas z Sungyeolem. Ich relacja była tak zabawna, że nie przeszkadzało mi z tą dwójką przesiadywać. Zawsze doszło do jakiś śmiesznych sytuacji. Oni byli źli, że często z nich się śmiałem, ale co mogłem na to poradzić?
        Minji długo umawiała się z Myungsoo zanim zdecydowali się na związek. On bał się, że coś nie wyjdzie, ona, że nadal czuł coś do Saeron. I tak wszyscy inni już dawno zauważali co między nimi się kroiło, tylko sami zainteresowani musieli sobie to uświadomić.
        A ja i Jimin? Ah... Właśnie obudził się przed chwilą ten śpioch. Miał zbyt pobłażliwą szefową i wstawał o której chciał i dopiero wtedy szedł do pracy. Wyglądał jakby wylądował w epicentrum jakiejś katastrofy. Chodził po kuchni z nerwowym nastrojem i kiedy otworzył jedną z szafek widać było, że całkowicie się wkurzył.
- Gdzie są moje płatki?!  - Krzyknął trzaskając drzwiczkami, przez co podskoczyłem na krześle.
        Nie lubiłem tego jak się denerwował, bo był wtedy nie do zniesienia.
- Może zjadłem i zapomniałem kupić? - Powiedziałem nieśmiało, udając niewiniątko.
- I co ja mam teraz zjeść? Odkąd pamiętam jem je na śniadanie. - Myślałem, że dla mnie będzie łagodniejszy, a się myliłem.
- Jest tyle jedzenia w lodówce. - Rzekłem marudnym tonem.
        Woomin pojawiła się także w kuchni i ewidentnie przysłuchiwała się naszej małej sprzeczce.
- Nie chcę nic innego! Chcę płatki z mlekiem. - Oburzył się, jak małe dziecko.
- Może być musli? - Wtrąciła dziewczyna.
- Tak. - Odparł już łagodnie Jimin.
- Proszę. - Powiedziała dając mu pudełko z wspomnianą przekąską. - Teraz nie będziesz się gniewał, że ci je zjadłam? - Zamrugała przed nim oczami, a on spojrzał na mnie zszokowany.
- Więc to nie ty?! - Ups, zaskoczyłem go.
- Droczyłem się z tobą. - Zaśmiałem się i musiałem wiać, bo Jimin dostał furii.
        Tak wyglądał prawie każdy nasz dzień. Pełen malutkich nieporozumień, które były prędzej później rozwiązywane. Mimo to, można było powiedzieć, że wszyscy byliśmy szczęśliwi. I my i nasi przyjaciele i całe Infinite.


THE END
TAK WIEM, KOCHACIE MNIE.
Chciałam każdy wątek zamieścić w tym rozdziale, by w ciekawyc sposób to zakończyć. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam i spodobał się wam ten wielki happy end. Do tej historii już raczej nie powrócę, więc łezka mi się kręci w oku, bo bardzo przywiązałam się do tych postaci, które tu stworzyłam. Dziękuję wam ogromnie, za to, że trwaliście przy mnie czytając to. Jestem dozgonnie wdzięczna za każdy komentarz i gwiazdkę, które czasem nawet mnie wzruszały, bawiły i zawsze motywowały. Za tydzień ruszam z opowiadaniem  o VIXX, więc liczę na wasze wsparcie. (Zaraz się popłaczę ;-; ) Ps. Mam nadzieję, że wasza reakcja nie jest taka, jak na gifie pod spodem. :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz