wtorek, 8 sierpnia 2017

Diagnostyka serca: Rozdział 11

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba i wgl… Nie wiem co pisać. Jak zwykle nie mogę się doczekać waszej reakcji. :D Jestem niecierpliwym trochę człowiekiem. Dziękuję wam, że jesteście, bo co dodam rozdział to dostaję od was mnóstwo motywacji ku dalszemu pisaniu. :D


Diagnostyka serca
Rozdział 11



*Chayeon*

            Zdziwiłam się, gdy Chen napisał mi wiadomość, bym podeszła do izby przyjęć. Przecież jeszcze miałam godzinę pracować. Co on sobie wyobrażał? Nie mogłam się tak po prostu wyrwać wcześniej. Mimo to, udałam się tam pod pretekstem sprawdzenia ile osób czeka na przyjęcie. Zobaczyłam go i usłyszałam z daleka. Ewidentnie się kłócił z pielęgniarkami, a obok niego stał Suho, lider jego zespołu.
- Mówię pani, że mam bardzo wysoką gorączkę i chcę jak najszybciej wyzdrowieć. Nie mogę chorować, bo wytwórnia będzie zła. – Tłumaczył się, a ja nie dowierzałam temu co słyszałam. On udawał, że jest chory czy coś?
- Nie wrobisz mnie gwiazdorku. To zaledwie stan podgorączkowy. Mamy tu bardziej potrzebujących.  Weź leki, poleż jeden dzień pod kołdrą i wszystko przejdzie. – Mówiła mu, a on nadal był oburzony.
- Jongdae. Przestań się zachowywać jak dziecko. – Oburzył się jego towarzysz. – Chcesz mi w ten sposób udowodnić, że nic ci nie jest i możesz wyjść? – Zastanawiałam się, czy chodziło mu o wyjście na nasze spotkanie po mojej pracy.
- Nie. Ja naprawdę chcę leżeć w szpitalu na zakaźnym.
            Tego było za wiele. W co on pogrywał? Musiałam podejść i się nim zająć, bo nie wytrzymałam dłużej tego patrzenia. Stanęłam koło nich patrząc ostrym wzrokiem. Chen dalej podnosił głos. Junmyeon zauważył iż się na nich patrzę, jakbym coś chciała i szturchnął swojego kolegę. Ten jak na mnie spojrzał od razu się szeroko uśmiechnął, postanowiłam mu pokazać, że mi do śmiechu nie jest przez jego zachowanie.
- Co ty kombinujesz? Mówiłam ci, że jak będziesz tu leżał to dostaniesz najboleśniejsze zastrzyki, więc nie rób z siebie kaleki lepiej. – Wygarnęłam ostrym tonem. Widać było, że go przeraziłam. I dobrze, bo o to mi chodziło.
- Wiem, ale on nie pozwolił mi wyjść do ciebie, bo uważa, iż jestem chory i uznałem, że to jedyny sposób na spotkanie. Chciałem nawet poświęcić się i znieść ból jaki mi zadasz. – Powiedział pewien swego. Ja podeszłam do niego i uderzyłam go moją teczką, którą miałam w ręce w jego głowę. – Za co?
- Za idiotyczne pomysły. Skoro jesteś przeziębiony powinieneś zostać w domu. Kim ja niby jestem? Tylko twoją nową znajomą, a nie jakąś dziewczyną, byś z wyciągniętym językiem do mnie leciał na każde zawołanie. – W duchu byłam mu wdzięczna, że tak bardzo się starał, lecz nie mogłam mu tego pokazać. – Twoje zdrowie jest ważniejsze. Lepiej by twoje gardło nie ucierpiało.
- Czy ktoś mi tu wyjaśni sytuację? – Zapytał Junmyeon, a ja zdrętwiałam. Jakoś przeraził mnie jego ton. Obawiałam się, że oberwie się nam za spotykanie się ostatnio potajemnie. Poczułam, jakbym odrywała go od pracy.
- Nic wielkiego. Możesz jechać do domu. Ja tu zostaję. – Powiedział do Suho, a ja nie dowierzałam temu co słyszałam. Cyrk jakiś odstawiał mi w miejscu pracy.
- Co tu się dzieje?  - Usłyszałam za sobą męski głos, który znałam wręcz na pamięć. Youngtae. Jego mi tylko brakowało w takim momencie. – Szukałem ciebie, by porozmawiać i dowiedziałem się, że kłócisz się z jakimś upierdliwym pacjentem przy izbie przyjęć. – Tłumaczył się, a ja miałam ochotę mu coś wygarnąć. Nie chciałam jednak kłócić się z nim w pracy.
- Spokojnie. To mój znajomy. – Rzekłam nie uraczając go nawet spojrzeniem. W końcu byłam na niego zła po tym co się dowiedziałam u ojca w mieszkaniu. – Nie kłócę się z nim, tylko przekomarzam. – Dodałam, bo chciałam by dał nam spokój.
- Jesteś pewna? – Mówiąc to położył rękę na moim ramieniu, którą odruchowo strąciłam. Czy on miał jeszcze jakąś godność?
- Jestem. Jakbyś mógł nas zostawić samych byłabym wdzięczna. – Byłam delikatnie podenerwowana jego obecnością. Wiedziałam, że będę go widywać w pracy i musiałam znaleźć sposób na ignorowanie go.
- Mogę najpierw porozmawiać z tobą? Mówiliśmy raz o twoim powrocie na urazówkę. Nie chcesz już tego? – Zadrżałam. Pragnęłam tego, lecz nie chciałam spędzać dużo czasu z tym człowiekiem. Mimo to, praca była dla mnie ważniejsza.
- Możemy ją przełożyć na jutro? – Powiedziałam błagalnie, bo wolałam jeszcze to przemyśleć.
- Jasne. W takim razie ci nie przeszkadzam. – Jak zapowiedział, tak zrobił. Poszedł po prostu. Zrobiło mi się jakoś przykro z jego powodu. Przecież on nie wiedział, iż mojemu ojcu chodziło o mnie. I wcale nie robił nic złego. Może byłam dla niego zbyt surowa?
            Ocknęłam się, gdy zorientowałam się, iż nie było koło mnie Jongdae i Junmyeona. Stali w tamtej chwili zdecydowanie dalej. Może jak zauważyli lekarza odeszli od nas na bok, by nam nie przeszkadzać, ale dziwne, iż tego nie zauważyłam. W każdym razie żywo o czymś dyskutowali i po chwili ten drugi ruszył do wyjścia jakiś podenerwowany, a Chen w moją stronę.
- Przepraszam za zamieszanie. – Zwrócił się do mnie, jak był przy mnie, po chwili gwałtownie odwrócił się tyłem i głośno psiknął.
- Jesteś serio przeziębiony? Więc czemu nie pójdziesz do łóżka się kurować? – Zmartwiłam się nim. Uparty był, a ja nie chciałam go przecież mieć na sumieniu.
- Spokojnie. – Spojrzał znowu na mnie. – Nie umrę od tego. Chciałaś się spotkać, więc postarałem się dla ciebie. – Mówił triumfalnie, a ja nadal byłam zaniepokojona jego zachowaniem.
- Wolałabym, byś wrócił z nim. Skoro już pojechał to trudno. Poczekaj w poczekalni. Mam jeszcze trochę pracy i potem przyjdę do ciebie. – Stwierdziłam. On posłusznie poszedł w stronę krzeseł, więc podążałam za nim smutnym wzrokiem.
            Prawdą było to, że chciałam się z nim bardzo spotkać. Chciałam pocieszenia po rozmowie u ojca. Lecz nie chciałam niczego kosztem jego zdrowia. Nie wiedziałam niestety jak mu mogłabym przemówić do rozsądku, więc zwyczajnie uznałam, że skorzystam ze spotkania.

***

            Gdy w końcu przebrałam mój fartuch w codzienne ciuchy, podeszłam niepewnie do poczekalni. Wytrzeszczyłam oczy na widok Jongdae i mojego brata siedzących sobie tam swobodnie i rozmawiających o czymś. Czemu Yulchan po mnie przyszedł? I o czym oni mogli gadać? Wiedziałam, że zamilkną, jak do nich podejdę. Nie miałam innego wyjścia.
- Wreszcie. – Powiedział w moją stronę brat. – Ileż mamy na ciebie czekać? Słyszałem, że rozmawiałaś z Youngtae… - Trajkotał jak zwykle. – Umówił się wreszcie z tobą na randkę, tak?
            Spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem, a Jongdae na mnie pytającym. Dlaczego ten dzieciak obrał sobie za cel zeswatanie mnie z tym człowiekiem? Nie pojmowałam tego. I jeszcze ta papla gadał takie bzdury przy moim nowym przyjacielu.
- Z przykrością informuję cię, że między nami nic nie będzie. – Rzekłam do Chana. – Youngtae jest beznadziejnym człowiekiem. Nie umówię się z nim, choćby mnie błagał na kolanach. – Podsumowałam. Nadal Chen dziwnie się na mnie patrzył.
- A tobie o co chodzi? – Zapytałam, troszkę za ostro. Chyba wstałam lewą nogą tego dnia, bo co chwile wybuchałam.
- Nic. – Odpowiedział spuszczając wzrok. W tym momencie zrobiło mi się głupio przez moje zachowanie.
- Czyli teraz będziecie wy do siebie zarywać? – Wyskoczył brat, jakby nie mógł się poddać w znalezieniu mi faceta.
- Nie. – Odpowiedzieliśmy jednocześnie. Z jednej strony cieszyło mnie to, iż oboje myśleliśmy tak samo, z drugiej jakoś mnie to zabolało. Powtarzałam sobie w kółko, że jesteśmy tylko przyjaciółmi i tak naprawdę było. Nie mogłam sobie robić na nic nadziei. On myślał tak samo. Dlaczego więc miałam ochotę cofnąć moje „nie”?

*Minseok*

            Chodziłem z kąta w kąt podenerwowany. Czekałem na telefon od Juniel. Miała tego dnia załatwić wyjazd do Chin na swoją operację. Obiecała mi zaraz potem zadzwonić i powiedzieć na kiedy ma termin, bym mógł zgłosić, że nie będzie mnie w tym czasie. Bardzo chciałem już coś wiedzieć. Na dodatek w mojej kuchni panoszyła się trójka członków zespołu i obawiałem się, iż podsłuchają rozmowę, a potem będą zadawać za dużo pytań.
- Masz gdzieś sos sojowy? Bo Kyungsoo nie może znaleźć. – Wyskoczył nagle Luhan pojawiając się w salonie. – Ostrzegam jeszcze, że Baekhyun przeszukuje ci sypialnie. Szuka dowodów na to, że masz kobietę. Założył się ze mną. – Wytrzeszczyłem oczy na Chińczyka. Oni tak serio? To nie tak, że zamierzałem wszystko przed nimi ukryć. Byli moimi przyjaciółmi. Po prostu to nie był czas na wyjaśnienia.
            Miałem iść upomnieć Baeka i wygonić go z mojej sypialni, lecz zadzwonił mój telefon. Pospiesznie go odebrałem, mając w głębokim poważaniu, że Lulu wcale nie wyszedł z salonu. Ważniejsza dla mnie była informacja od Juniel.
- Minseok? – Zapytała niepewnie, ah no tak. Zawsze mogła przypadkiem źle zadzwonić, więc powinienem był się od razy przedstawić jej.
- Tak, to ja. Wiesz już coś? – Byłem bardzo zestresowany i niecierpliwy.
- Wiem. W połowie następnego tygodnia dostałam termin wstawienia się. Potrwa to jakieś cztery tygodnie. Po operacji muszę jeszcze przejść kurację, a dopiero potem mogą ją kontynuować koreańscy lekarze.
            Analizowałem każde jej zdanie. Cztery tygodnie to trochę długo. Musiałem coś wymyślić. Na szczęście ona mnie uspokoiła.
- Nie proszę cię, byś był tam ze mną przez cały czas. Chciałabym tylko, byś pojechał ze mną, był podczas operacji i jakiś czas, aż się zaaklimatyzuję. Pragnę twoją twarz zobaczyć jako pierwszą. – Ostatnie zdanie było wypowiedziane cichutko, bo pewnie ją zawstydzały. Mnie bardzo to radowało. – Mam nadzieję, że nie wymagam zbyt wiele.
- Skądże. – Szybko jej zaprzeczyłem, by się nie przejmowała. – Zrobię co w mojej mocy, by być tam z tobą jak najdłużej. Zaraz dzwonię do menadżera i wszystko ustalę.
- Dziękuję ci za wszystko. – Powiedziała to łamliwym głosem. Wiedziałem, że popłakała się. Pewnie wzruszyła się. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Cieszyłem się ogromnie, iż mogłem ją wspierać w takiej chwili.
- Nie masz za co i nie płacz proszę. Bo zaraz wyrzucę kolegów z mieszkania i do ciebie pobiegnę. – Zażartowałem, a ona na to się zaśmiała.
            Dokończyliśmy rozmowę, a jak się rozłączyłem i spojrzałem na wejście do salonu byłem przerażony. Cała trójka stała w nim i gapiła się na mnie. Baekhyun chytrym uśmiechem, Luhan z pytaniem wypisanym na twarzy, a Kyungsoo miał poszerzone oczodoły bardziej niż zwykle. I co ja miałem w takiej chwili im powiedzieć? Postanowiłem to przemilczeć i najpierw zadzwoniłem do menadżera, by uniknąć chwilowo wywiadu.
            Udało mi się załatwić z nim trzy tygodnie wolnego. To było nawet więcej niż oczekiwałem. Dzięki temu, że Junmyeon miał rolę w dramie i pojedyncze osoby zostały zatrudnione do innych aktywności, część z nas mogła sobie pozwolić na odpoczynek. Ja postanowiłem wykorzystać w pełni mój czas dla osoby, która stawała się z dnia na dzień dla mnie ważniejsza.
- Wyjaśnisz nam po co ci wolne i z kim rozmawiałeś przed menadżerem? Gdzie jedziesz? Masz dziewczynę? – Wypytywał Luhan, a ja nie wiedziałem od czego im zacząć.
- Powiedzmy, że się zauroczyłem w osobie, która potrzebuje pomocy. – Spróbowałem z takiej strony.
- W czym pomocy? – Tym razem zaciekawił się Kyungsoo.
- Musi przejść operację oczu. Ona nie widzi. – Ostatnie zdanie wypowiedziałem wolno i niepewnie. Nie mogłem przewidzieć ich reakcji. Obawiałem się, że będą mnie przekonywać do tego, iż nie powinienem mieszać się w tak poważną sprawę.
- Ja wiedziałem, że ty kiedyś skończysz jako obrońca uciśnionych. – Powiedział Baekhyun i każdy z nas obrzucił go zdziwionym spojrzeniem. – Nie mam nic do tej sytuacji. Po prostu, wiedziałem, że w końcu będziesz starał się pomagać innym. Nie miałem w tym zdaniu nic negatywnego. Popieram twoje zachowanie. Skoro ci się podoba, to nie ważne, czy jest chora na coś, czy nie. Ona też zasługuje na wspaniałego faceta. A ty zapewne dla niej taki będziesz. – Próbował wyjaśnić to co chciał przekazać w swojej wypowiedzi i brzmiał przez to komicznie.
- W takim razie zamierzasz z nią jechać? – Kontynuował przesłuchanie Lu.
- Na operację do Chin. Rodzice nie akceptują jej wyboru. Twierdzą, że powinna się poddać. Potrzebuje więc czyjegoś wsparcia. – Rozjaśniłem im potem całkowicie sytuację.
            Współczuli sytuacji Juniel. Popierali moje zachowanie. Dodatkowo twierdzili, że po wszystkim powinienem się z nią zejść. Może i mieli rację. Dążyłem niby do tego. Bałem się tylko, że ona nie będzie tego chciała, że mimo iż ostatnio się pocałowaliśmy, to skończę jako jej przyjaciel. Nie chciałem też utrudniać jej życia sobą. W końcu byłem sławny. Bycie z kimś takim jak ja musiałoby być dla niej ciężkie. Ja wiedziałam, że inni sobie dawali radę z moich kolegów. Mimo to, była to ciężka sprawa i nie każdy mógłby być na to gotowy.

*Jongin*

            Bawiło mnie to jak Jiwon upierała się, że nie chce pić, a potem chlała bardzo dużo. Była taka zabawna momentami. Uważała się za dojrzalszą ode mnie, a wiele razy ukazywała przede mną swoje dziecinne zachowanie. Dlatego uważałem, że potrzebowała kogoś takiego jak ja. Kogoś, kto pokaże jej, jak się żyje. Czułem, że musiała dorosnąć szybciej po śmierci rodziców, by zająć się obowiązkami i siostrą, a przez to miała takie wahania. Ciężko jej musiało być zostać głową rodziny. Mimo to, radziła sobie zapewne znakomicie. Byłem tego pewien.
- Ty to nie wiesz nic o mnie! – Krzyczała machając mi palcem przed twarzą. Była tak wstawiona, że kiwała się na boki. Jej głos był już spowolniony i zacinała się co jakiś czas.
- Jasne. Wiem wystarczająco dużo. Łatwo idzie cię przejrzeć. – Zakpiłem sobie z jej pijackiej pogawędki.
- Tak więc zgadnij, czy mi się podobasz. – Zastrzeliła mnie takim stwierdzeniem. Wiedziałem swoje. Czułem, że po pijaku człowiek nie boi się być szczery, dlatego z chytrym uśmiechem postanowiłem kontynuować temat.
- Oczywiście, że tak. – Odparłem pewien siebie.
- Skąd wiedziałeś? – Zdziwiła się, a ja miałem ochotę się z niej śmiać.- Staram się ukryć to jak na mnie działasz. Jesteś dzieciakiem i gwiazdorem. Jak możesz mieszać noonie tak w głowie? – Znowu to robiła. Nazywała mnie dzieckiem, co mnie irytowało. Byłem od niej młodszy, lecz przeginała. Za bardzo nadużywała tego.
- Nie rozumiem twojej wypowiedzi. Nie będę jednak dyskutował o tym, jak jesteś nietrzeźwa, bo to nie ma sensu. – Wymruczałem ledwo słyszalnie. Mało wypiłem, więc miałem myśli na wodzy.
- Nieprawda. Ja nie jestem pijana. – Oczywiście sławny tekst każdej nietrzeźwej osoby musiał paść, bo Jiwon nie mogła być wyjątkiem od reguły. – Patrz jak prosto stoję. – Wraz z tymi słowami podniosła się i zaraz opadła z bezsilności ponownie na krzesło. Następnie spuściła wzrok, bo pewnie wstydziła się tego zachowania. Jakie to było urocze i zabawne.
- Lepiej wracajmy.
            Po tych słowach podszedłem do niej i chwyciłem ją pod ramię. Pomogłem jej wstać. Napierała na mnie, przez co mogłem stwierdzić, iż nie dotrze sama do domu. Musiałem ją nie tylko wsadzić w taksówkę, ale także wprowadzić do mieszkania. Bałbym się, że miałaby problemy z wyjściem z niej.
            Podczas jazdy taksówkarz dziwnie się na mnie patrzył. Nic dziwnego. Miałem kaptur na głowie i okulary słoneczne, a było już dawno ciemno. Pewnie podejrzewał mnie o bycie jakimś gangsterem. Ona przysnęła w trakcie jazdy i oparła głowę na moim ramieniu. Poczułem się jak bohater jakiejś dramy. Brakowało jeszcze nastrojowej muzyki. Mężczyzna słuchał metalu, więc kompletnie to nie pasowało mi do sytuacji.
            Wyszedłem z nią i sprawnie dotarliśmy do drzwi. Potem próbowała wydobyć klucze, otworzyła wejście bardzo mozolnie i wreszcie mogłem ją wprowadzić do środka. Udaliśmy się prosto do jej pokoju. Kiedy minęliśmy pomieszczenie, w którym świeciło się światło przypomniałem sobie o jej siostrze. Miałem nadzieję, że nie zwróciła uwagi na powrót siostry i zdążę się wymknąć, zanim mnie nakryje w ich domu.
            Kiedy rzuciłem Jiwon na łóżku, bo inaczej nie dało się tego nazwać, ona praktycznie wyglądała jakby od razu zasnęła. Pewnie była całkowicie zmęczona. Kucnąłem jeszcze na chwilkę przy niej i przyjrzałem się jej twarzy. Była piękna. Kobieta, która wypiła bardzo dużo, miała popsutą fryzurę, rozmazany makijaż, wydawała mi się w tamtym momencie taka piękna. Moje serce zabiło mocniej przez ten widok. Przysunąłem się i złożyłem całus na jej czole. Miałem nadzieję, że tego nie zapamięta. Wstałem na równe nogi, by udać się od wyjścia. Niestety w drzwiach pokoju czekała jej siostra.
- Co to znaczy? – Zapytała patrząc na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
            Po chwili ściągnęła moje okulary. Nie opierałem się, bo i tak pewnie już mnie rozpoznała. Poszerzyła mocno oczy. Pobladła w kilka sekund. Szybko jednak zaczęła trząść głową na boki.
- Nie możesz być nim. To jakiś dziwny sen. Dlaczego Kim Jongin miałby całować moją siostrę w czoło? – Zastygłem, bo nie spodziewałem się, że to mogła zobaczyć. – Powiedz, że to nie jesteś ty. Że jesteś jawą. – Prosiła mnie. A ja nie wiedziałem co jej mam powiedzieć.
- Myślę, że będzie lepiej, jak to z Jiwon o tym pogadasz, jak wytrzeźwieje. – Próbowałem się wymigać. Z drugiej strony była w tym racja. Pewnie ona wolałby jej to wyjaśnić.
- Nie. Ja chcę wiedzieć, co cię łączy z moją siostra tu i teraz. – Powiedziała to tak stanowczo i ostro, że można by rzec, iż się przeraziłem.
- Poznałem ją na sesji zdjęciowej i zainteresowała mnie. Myślę, że zaczynam ją lubić, ale to jeszcze nic pewnego. Ona uważa mnie za dziecko. – Wyjaśniłem w szybkim skrócie. – Mogę już wyjść? Bo pewnie mnie zaraz zabiją w dormie, że jeszcze mnie nie ma. – Spojrzałem na nią błagalnie, a ona kręciła głową z niedowierzaniem.
- Jak spróbujesz ją skrzywdzić, to nie będę na nic patrzeć. Ani to, że twoja wytwórnia mnie zniszczy, ani na to, że byłeś dla mnie ważnym biasem. Porachuję ci wtedy wszystkie kości. – Naprawdę brzmiała strasznie, przez co, przełknąłem głośno ślinę.
- Zapamiętam to. – Odparłem niepewnie i wyminąłem ją udając się do wyjścia. Czułem jak jej ostry wzrok jeszcze za mną podąża. Miałem przechlapane chyba u niej. Mimo to, cieszyłem się, iż dowiedziała się czegoś. Moim zdaniem Jiwon od początku nie powinna była ukrywać naszej znajomości przed nią. Skoro ufała przyjaciołom z którymi byłem z nią w klubie, to czemu nie ufała swojej siostrze? Nie mogłem wtedy pojąć jej podejścia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz