czwartek, 3 sierpnia 2017

Rok pełen zmian 2 : Epilog

Witajcie! Ostatnie tchnienie tego opowiadanie, to ten krótki epilog. Będę na pewno za tym tęsknić, ale mam tyle nowych pomysłów do zrealizowania, że pewnie jakoś mi to wynagrodzą. Nie ukrywam, że to opowiadanie było troszeczkę dla mnie oczkiem w głowie. :D Nie wiem, czy to dlatego, że spróbowałam w nim czegoś nowego, czyli AU i pisałam je inaczej stylistycznie niż moje inne opowiadania, czy może dlatego, że jest o moim UB.

Dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie w tym opowiadaniu. Wiele razy was zestresowałam nim, ale czasem i rozweseliłam i mam nadzieję, że wielu feelsów też przysporzyłam. Kocham was i wasze komentarze. One zawsze mobilizują mnie najbardziej. Mam nadzieję, że będziecie czytać inne moje opowiadania, bo jak na razie zamierzam pisać i pisać i końca nie widzę. :D


Epilog

- A może jeszcze takie coś? - Zwróciła się do mnie Chanmi pełnym ekscytacji głosem, a ja powoli zaczynałem się irytować. Trzymała w ręku śpioszki dla dziecka w misie.
        Byliśmy już chyba w dziesiątym sklepie tego dnia. Ja rozumiałem, że impreza z okazji narodzin ich dziecka, a zarazem pierwszej rocznicy ślubu, to wielkie wydarzenie. Tym bardziej, że tyczyło się to Ganeul i Kangjoona, naszych przyjaciół. Jednak kupowanie mnóstwa prezentów dla nich i dziecka było według mnie zbyteczne. Bobasowi na pewno nic nie brakowało i jedna pamiątka od cioci i wujka w zupełności by wystarczyła. I tak nie zapamięta jeszcze od kogo to dostał. A znając tę rodzinkę, nie oczekiwali od nas niczego poza pojawieniem się. Swoją drogą byliśmy spóźnieni.
- Moim zdaniem powinniśmy się zbierać. - Wymamrotałem pod nosem.
- Yah! Jisoo! Wcale nie przykładasz się do pomocy mi, a na dodatek sam nic nie wybierasz. - Ostatnie zdanie wyprowadziło mnie troszkę z równowagi.
- Myślałem, że jako para damy wspólny prezent! - Oburzyłem się.
- To źle myślałeś. - Dodała odwracając się, by już iść dalej.
Kocham tą kobietę, ale czemu musi mnie tak denerwować?
- Yah! Chanmi! W tej chwili się uspokój. Wykupisz wszystkie sklepy. To nie na tym polega. - Patrzyła na mnie zabójczym wzrokiem, który zawsze mnie bawił. Nie pasował do niej. Do osoby, która nie potrafiła skrzywdzić nawet muchy. Tylko siebie bardzo często raniła. Zarówno psychicznie i fizycznie. - Oni będą się czuć niezręcznie, jak dasz im mnóstwo prezentów, skoro na twoje urodziny dali ci taki skromny. Pomyśl trochę. I kto będzie dźwigał te torby? Ja. Kto płaci za prezenty? Ja. Więc mam swój udział w nich, czyż nie?
        Wiedziałem, że to do niej dotrze. Popadła w zakłopotanie, bo zrozumiała że miałem rację. Zakupoholizm, to chyba jej najgorsza wada, którą często musiałem opanowywać. Milczała, spuściła wzrok i zaczęła ocierać nogę o nogę. Zawsze tak robiła, jak coś jej uświadomiłem i było jej głupio. Musiałem ją pocieszyć. Podszedłem do niej, przyciągnąłem w swoją stronę i wtuliłem w swój tors jej drobne ciałko. Ona objęła mnie swoimi małymi ramionami.
- Przepraszam Jisoo. Ja znowu przesadzam. - Wyszeptała cichutko, lecz nie na tyle bym tego nie usłyszał.
- Nie szkodzi. Jestem tu od tego, by cię powstrzymać. To co? Idziemy na tą imprezę? Już i tak mamy pewnie żółtą kartkę za spóźnienie. - Zaśmiałem się delikatnie po tych słowach.
- To już raczej czerwona, bo to nie pierwszy raz. - Zachichotała... Kochałem jej chichot. Był przeuroczy.
        Bardzo dużo pokochałem w Chanmi odkąd byliśmy w związku. Jej wygląd. Nie żebym wyolbrzymiał, jednak była piękniejsza nawet od Ganeul. Nosiła krótko ścięte włosy i to jej bardzo dobrze pasowało. Nie farbowała ich, więc były bardzo delikatne, a zapach jej szamponu wpływał na mnie bardzo pozytywnie. Nie pozwalałem jej go zmieniać. Oczy miała bardzo duże, o czekoladowym wręcz kolorze. Ich ruchy zazwyczaj były bardzo szybkie, ponieważ była osobą bardzo energiczną. Usta miała malutkie i wąskie. Każdy pocałunek z nią był czysty, subtelny i niepowtarzalny. Jej białe równe ząbki zawsze świeciły , kiedy się szeroko uśmiechała. Drobny nosek zdobił jej twarz, tworząc z niej ideał. Była drobnej, jednak nie kościstej budowy. Idealna do przytulania . Paluszki u rąk były jak u dziecka i zawsze mnie śmieszyły, jak porównywaliśmy je z moimi. Malutkie stópki, niski wzrost. Dla mnie stał się to ideał nad ideałami. Nie było jej teraz równej. Oczywiście jej charakter wcale nie odstawał. Wiecznie żywa, czasem wybuchowa. Skoczyłaby za bliskim w ogień. Troszkę naiwna i zbyt przyjazna dla osób, którzy sprawiają jej przykrość. Po za tym to typowa kobieta. Marudzi czasem, w kółko się niepotrzebnie odchudza, krzyczy jak jej coś nie pasuje, zamiast powiedzieć normalnie. Gdyby mnie zostawiła, brakowałoby mi tego ogromnie. Doskonale to wiedziałem. Tak bardzo pomogła mi. Dzięki niej Ganeul nie była już dla mnie nikim więcej niż przyjaciółką, czy też siostrą, którą sama się kiedyś ogłosiła.

***

        Zadzwoniliśmy do dzwonka w bramie wejściowej, która znajdowała się przed domem naszych przyjaciół. Bez pytania kim jesteśmy zostało nam otworzone wejście domofonem, więc udaliśmy się do środka. Drzwi jednak zostały nam otwarte przez małego brzdąca. Był to synek Jayoung, siostry Kangjoona. Na nasz widok był zachwycony.
- Wujek Jisoo! - Krzyknął radośnie i przytulił się do mojej nogi.
- A już cioci Chanmi nie powitasz takim okrzykiem? - Upomniała się moja dziewczyna i do niej od razu też podbiegł.
- Wybacz ciociu, ale wujek ma pierwszeństwo, bo fajniej się ze mną bawi. - Zaśmiałem się na ten argument. Te dzieci zawsze były zabawne.
        Nagle pewien mężczyzna podszedł do Chanmi i zaczął ją ściskać. Mógłbym się wściec, gdyby nie to, że był to jej brat. Daeyoung. Związał się z siostrą Kangjoona pomimo iż ta miała już dzieci. Z drugiej strony miała prawo zaznać jeszcze szczęścia w życiu i miłości mężczyzny. Dzięki temu dzieci miały ojca, a ona bardzo pomocne oparcie. Na dodatek szybko wzięli ślub i już ich wspólne dziecko było także w drodze. Jak tak dalej pójdzie, to nie wyrobimy z imprezami urodzinowymi.
        Wreszcie gospodarze raczyli do nas podejść się przywitać. Kangjoon troszkę zestresowany, bo pewnie Ganeul go poganiała tego dnia do pomocy. W końcu sama miała małe dzieciątko na karku, które zapewne dawało jej popalić. Mimo to była taka promienna witając nas. Z Chanmi przytulały się chyba z godzinę. One tak zawsze.
        Zdziwienie jednak ogarnęło mnie, gdy weszliśmy do salonu i oprócz rodziców Kangjoona i jego siostry niespodziewanie była tam matka Ganeul i jej brat. Pewnie on naciągnął na ten pomysł swoją rodzicielkę, bo z tego co mi było wiadomo nie przychodziła nigdy do naszej przyjaciółki. Mały za to już miał siłę przebicia coraz większą z każdym rokiem. W końcu rósł jak na drożdżach i dojrzewał. On bardzo kochał swoją siostrę. Z opowieści słyszałem, jak już kilka raz uciekł na autobus do Seulu i przyjechał tutaj. Z drugiej strony cieszyć się można było, że w taki dzień wszyscy bliscy zebrali się w jednym mieszkaniu i świętowali ważne wydarzenia życiowe tej dwójki.
        Ganeul była strasznie zabiegana w trakcie imprezy. Starała się, by na stole niczego nie brakowało, na dodatek musiała zaglądać co małego dziecka, które co jakiś czas się budziło. Troszkę ciężko się to obserwowało, bo nikt nie raczył ją w czymś wyręczyć. Nawet Kangjoon był za bardzo zaaferowany rozmową ze swoją rodziną. W pewnym momencie, jak ona siedziała w pokoju dziecka, jej mama chciała się napić, a napój się skończył. Postanowiłem jakiś przynieść, tylko nie wiedziałem skąd i jak na złość nie było też wtedy Kangjoona, bo poszedł do sklepu po coś. Postanowiłem więc pójść do niej i zapytać, gdzie ma schowane picie. Starałem się być cicho, by dziecko przypadkiem się nie przebudziło przeze mnie. Na szczęście nie spało, a ona kołysała je rękach. Już chciałem zadać pytanie z którym przyszedłem do niej, lecz mnie wyprzedziła.
- Skoro już wszedłeś, potrzymaj go na chwileczkę. – Mówiąc to wręczyła mi kruszynę, a ja byłem na tyle przerażony, że nawet nie potrafiłem zaprotestować. – Tylko po coś pójdę. – Dodała na odchodnym.
        Spojrzałem na małego. Miał przesłodkie oczka. Był też bardzo spokojny i o dziwo nie płakał na moich rękach. Znaczyło to, że albo nie był strachliwym bobasem, albo jednak miałem coś w sobie, że takie dziecko mogłoby czuć się przy mnie bezpiecznie. Przyjemne uczucie mnie ogarnęło na myśl, że sam mógłbym mieć takiego brzdąca. Musiałbym tylko oświadczyć się Chanmi, wziąć z nią ślub… Dużo tego…
- Słodko wyglądasz z dzieckiem na rękach. Kiedy sobie takie sprawicie? – Wytrąciła mnie z równowagi Ganeul tymi słowami.
- My? Chanmi raczej nie jest na to gotowa. – To wcale nie była wymówka.
- Ona? Skąd takie wnioski? – Zaskoczyła się, co mnie za to zdziwiło.
- Wiesz, ona narzeka zawsze, że nie lubi wesel. Często też wypominała, jak dzieci sąsiadów są głośne… Myślę, że może być ciężko. Poza tym nigdy nie wchodzimy na takie tematy. – Wyjaśniłem.
- A jak myślisz? Czemu tego nie robicie? Ty jesteś facetem. To ty masz wyjść z inicjatywą. Chanmi już taka jest, że pierwsza nie podejmie się niczego. A co do tego narzekania. Wszystko jest inne jak już jest swoje. Ja też nie lubiłam imprez i schadzek rodzinnych, a urządziliśmy ślub i wesele. Ja jestem pewna, że ona wręcz o tym marzy.
        To co powiedziała Ganeul dało mi dużo do myślenia. Tak poświęciłem na to całą resztę imprezy. Co jakiś czas można było mnie przyłapać na wpatrywaniu się w moją Chanmi intensywnie. Zastanawiałem się jak wszystko mógłbym rozegrać.

***

        Wracając do domu milczeliśmy. Każde z nas zapewne myślało o czymś innym. Ja chciałem bardzo porozmawiać i nie umiałem już dłużej doczekać się tego, więc wszedłem na temat.
- Dobrze się żyje im razem, czyż nie? – Zagaiłem, a ona na to przytaknęła. Rozumiałem co to znaczy. Kiedy mało co odpowiadała, musiało jej być zimno, więc zdjąłem moją ciepłą bluzę i zawiesiłem na jej ramiona.
- Dziękuję. – Szepnęła dokańczając ubieranie się w nią. Często jej ją oddawałem. Miałem dobrą odporność i zawsze ubierałem się cieplej niż trzeba, więc miałem co jej dać. Tym razem miałem jeszcze pod spodem ciepły sweter.
- Co myślisz o nas? – Zadałem pytanie trochę nie tak, jak zamierzałem.
- Jest mi z tobą cudownie. Nie rozumiem pytania. – Odpowiedziała z zaskoczonym wyrazem twarzy. Nie dziwiłem jej się, bo brzmiało dziwnie.
- W sensie, czy chciałabyś się ze mną pobrać, założyć rodzinę? – Wydukałem, a ona momentalnie się zatrzymała w miejscu. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem i byłem trochę przerażony.
- Oczywiście, że chcę. – Uśmiechnąłem się szeroko, lecz zrzedła mi mina, kiedy zrozumiałem, że ona jakaś bardzo szczęśliwa nie była. – Tylko dlaczego robisz to teraz w ten sposób? Czemu nie podczas romantycznego wieczoru, czemu nie klękasz przede mną i się nie oświadczasz? – I wszystko było jasne.
- Ja po prostu myślałem, że tego nam nie trzeba. – Prychnęła na moje słowa. Chciałem dobrze, a znowu nawaliłem.
- Tak mówisz? Nie podoba mi się to. Bez pierścionka nie ma zaręczyn. Dziękuję za uwagę. – Po tym ostatnim zdaniu ruszyła szybszym krokiem. Ja pokręciłem głową na boki i zaśmiałem się. Taka już była Chanmi. Jak coś było nie po jej myśli, to się obrażała. Kochałem tą wariatkę mimo wszystko.
        Pobiegłem za nią. Kiedy już zrównałem się z nią, zatrzymałem ją chwytając jej dłoń. Przyciągnąłem do siebie. Drugą ręką pogładziłem delikatnie jej policzek, a następnie wtopiłem się gwałtownie w jej usta. Starałem się włożyć w ten pocałunek jak najwięcej namiętności. Przez chwilę poczułem dreszcze, gdy zawiesiła swoją rękę na moim karku. Jednak nie było moim celem, by robić zamieszanie na środku chodnika. Oderwałem się pospiesznie od niej i spotkałem jej zawiedziony wzrok.
- Skoro jesteśmy przy romantycznych zwyczajach, to powiem tak. – Nachyliłem się do jej ucha. – Seks dopiero po ślubie. – Wyszeptałem i odsunąłem się, by przyjrzeć znowu jej twarzy. Zamurowało ją jak nic.
- Ale… My już przecież…
- Wiem. – Przerwałem jej i uśmiechnąłem się. – Jednak jakoś tak mnie naszło, że jak mamy iść starymi zwyczajami, to czemu nie i to.
        Chyba nie wiedziała jak na to zareagować. Nie spodziewała się takiego czegoś z mojej strony. Jak ja kochałem żartowanie sobie z niej. Czasami wpadała w tak oczywiste żarty. Oczywiście nie mogłem się już dłużej powstrzymywać od wybuchu śmiechem.
- Ej! – Oburzyła się. – Żartowałeś sobie ze mnie? – Zaczęła mnie okładać piąstką, a ja dalej się śmiałem. – Nie lubię, jak mnie tak podpuszczasz ty perwersie.
        Ciekawa przyszłość czekała mnie z tą kobietą, oczywiście nie zamierzałem być jej dłużny i także miałem nadzieje, że urozmaicę jej życie.



           Jak wam się podoba perspektywa Jisoo? :D  Mam nadzieję, że spełniłam wasze oczekiwania na zakończenie i że dobrze przeżyliście czytanie tego opowiadania. :) Polecam się na przyszłość. 

A i polecam ich:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz