czwartek, 10 sierpnia 2017

Hotel godzien sześciu gwiazd: Rozdział 28

Witajcie. Pod rozdziałem jak zobaczycie jest jeszcze specjal. Czuję, że zepsułam tą historię, ale sami ją ocenicie. To ostatni specjal. Reszta będzie wplątana w fabułę tego tematu, bo skoro  i tak wszyscy go przeczytali, to nie ma chyba problemu tak zrobić. :D

A co do rozdziału, beta znowu się na mnie zdenerwowała ;-; Nie dziwię się. Mam nadzieję, że wy jakoś go zaakceptujecie. :D Miłego czytania :D


Hotel godzien sześciu gwiazd
Rozdział 28




*Hyuk*
Kilka godzin wcześniej
            Sam wymyśliłem to całe manito, by było wesoło, a tu proszę. Wkopałem się w bagno. Musiałem być nim dla Serim. Że też ona musiała mi się trafić. Nie chciałem za nią latać, by nie dawać jej nadziei na nic. Wiedziała, iż podobała mi się wcześniej Yeori. Mimo to nadal czułem się przez nią podrywany. To nie tak, że coś do niej miałem. Chyba nie była w moim typie. Nie do końca wiedziałem też jak grać przez to. Obserwowałem uważnie innych. Hakyeon mnie martwił, to jak traktował Yeori wykraczało po za grę i nie podobało mi się. Bin za to był spokojny, jakby go to nie obchodziło.
            Coś mnie ścisnęło jak Serim uwiesiła mu się na ramieniu. To też było za dużo jak na grę! Nie chciałem, by ktoś pomyślał, iż teraz coś między nimi zakwitnie. Po moim trupie. Chwyciłem dłoń Serim i trochę niepewnie pociągnąłem na bok, by przemówić do niej.
- Co ty wyprawiasz?! – Wygarnąłem jej, a ona spojrzała na mnie wystraszona.
- Tylko gram, więc jestem miła dla ludzi, by zmylić wszystkich czyim jestem manito. – Jąkała się delikatnie mówiąc to. Naprawdę ją tak przeraziłem?
- Daj spokój Binowi. Wiem, że to jego wylosowałaś. Denerwuje mnie to, bo wspieram go teraz, by udało mu się z Yeori. Ty wszystko psujesz. – Czemu jej oczy się zaszkliły? Ona chciała płakać? Co się działo? Byłem zmieszany.
- Ja przez chwilę miałam nadzieję, że jesteś zazdrosny. I mylisz się. Nie jego jestem manito. Jestem twoim manito i daję ci wolne od siebie, bo to jest dla ciebie pewnie przyjemniejsze. Miałam rację. Masz mnie dość i najlepiej jakbym dała ci święty spokój. – Poczułem się winny jej stanu. Aż tak okrutnie to wyglądało? Aż tak mocno ją to bolało? Łzy ciekły już po jej policzku. Odruchowo chciałem je zetrzeć, lecz strąciła moją rękę. – Lepiej nie rób tego, bo znowu coś sobie wyobrażę. – Stwierdziła i odeszła wycierając oczy w rękaw. Po chwili skakała wokół znajomych z uśmiechem na ustach. Dopiero w tamtym momencie coś zrozumiałem. On często tak wyglądał. Nieszczerze. Sztucznie. Wydawała mi się tak beztroska, że aż nierealna do tej pory, a ta sytuacja mnie olśniła. To nie była jej prawdziwa twarz. Zapragnąłem odkryć jaka była naprawdę. Przypomniało mi to, jak na początku ja zachowywałem się względem Yeori. Jak dziecko. Nadal byłem nim pod wieloma względami. Mimo to… Nie wytrzymałem. Podszedłem do towarzystwa w które się wbiła. Stała między Seo i Jaehwanem i coś majaczyła im.
- Zrozumcie. Ja pragnę iść do insektarium, a nikt nie chce ze mną. – Mówiła ciągnąc swoją przyjaciółkę za rękaw swetra.
- Bo będziesz piszczeć jak ostatnio. – Oburzyła się ta druga.
- Ja pójdę z tobą. – Wystrzeliłem bez zastanowienia. Spojrzała na mnie z niedowierzaniem na buzi.
- Nie chcę z tobą. – Dodała po chwili, czym mnie zagięła. Naprawdę chciała mnie unikać od tamtej pory?
- To moje życzenie, skoro wiem, że jesteś moim manito. – Wykorzystałem zasadę gry, którą ustaliliśmy. Byłem taki sprytny. Ona zastygła i stała naprzeciw mnie nadal, mimo iż inni sobie od nas poszli.
            Nie wiedzieć czemu, chwyciłem jej dłoń i pociągnąłem za sobą. Ona jak zahipnotyzowana podążyła za mną. Po chwili czułem, że trzęsła się delikatnie. Bała się? Przecież to tylko zwykłe robaczki miały być. Chyba, że bała się mnie. Co ja jakiś potwór? Stanąłem gwałtownie i odwróciłem do niej przodem, przez to była blisko mnie, bo nie zdążyła pewnie wcześniej się zatrzymać. Patrzyła na mnie tak smutnym wzrokiem. Gdzie była Serim, która niedawno poznałem? Ktoś ją porwał i podmienił, czy jak?
- Co się dzieje? – Zapytałem cicho, bo bałem się, że jak zrobię to głośniej, ona się przerazi.
- Jesteś dziś dziwny. Zaczynam się ciebie bać. – Oznajmiła szeptem.
- Dlaczego? Bo właśnie staram się być miły dla ciebie? – Byłem delikatnie poirytowany tę całą sytuacją.
- Krzyczałeś na mnie na początku. Nie lubię, jak ktoś na mnie podnosi głos. – Tłumaczyła mi, a ja miałem ochotę ją przytulić. Powstrzymałem się, bo uznałem, że to nieodpowiednie miejsce.
- Przepraszam. Już nie będę taki. Chodźmy tam. – Na koniec uśmiechnąłem się do niej, by zrozumiała, iż nie miałem złych intencji względem niej. Ona także uniosła kąciki swoich ust, co mnie pocieszyło.
            Ruszyliśmy w stronę tego pomieszczenia wypełnionego robalami. Nie wiedziałem, czemu tak bardzo tam chciała wejść. W środku od razu wtuliła się w moje ramię. Była przerażona. Po co jej to było. Panika nadeszła, gdy światła mignęły. Nie wiedziałem, czy była to awaria, czy coś zaplanowanego, ale ona głośno pisnęła. Ja odruchowo ją przytuliłem do siebie. Tym razem uznałem, że potrzebowała tego do uspokojenia się.
- Czemu chciałaś tu przyjść? – Zaciekawiło mnie to naprawdę. Ona wydawała się mi nagle taka krucha i delikatna. Nie spodziewałem się, że tak o niej kiedyś pomyślę. Miałem ochotę na tamtą chwilę chronić ją swoim ramieniem.
- Bo lubię się bać. – Oznajmiła drżącym głosem.
- Nie rozumiem. – Powiedziałem to szczerze. Chociaż chyba z tego samego powodu ludzie lubili horrory.
- Zapominam wtedy jak ten świat i ludzie są straszni. – Wyjaśniła odsuwając się ode mnie. – Lepiej wychodźmy stąd. Dłużej jednak nie wytrzymam w tym miejscu. Czuję, jakby cały czas coś po mnie pełzało. – Po jej słowach przeszły mnie dreszcze. Jakaś mroczna aura pojawiła się wokół niej. Ta smutna i przerażona otoczenia Serim to była ta prawdziwa? Chciałem to rozgryźć jak najszybciej.
            Do końca pobytu w zoo nie uśmiechnęła się ani razu. Bałem się, iż to moja wina. Postanowiłem jakoś umilić jej czas i kupiłem watę cukrową na mijanym przez nas stoisku. Podarowałem jej ją. Wtedy zobaczyłem go. Promienny i pełen wdzięczności uśmiech. W końcu. Chociaż wychodząc była radosna. Nikt chyba już nie zwrócił uwagi na nas.
            Pod hotelem zatrzymała mnie na chwilę. Spojrzała w moje oczy. Poczułem, jak próbuje coś w nich dojrzeć. Chciała mi coś powiedzieć i się nad tym wahała.
- Hyuk, jesteś moim manito, prawda? Tylko dlatego byłeś miły? – Zapytała, a mnie to dotknęło. Naprawdę pomyślała, że byłem względem niej nieszczery tego dnia? Tak, wylosowałem ją w tej głupiej grze, która okazała się niewypałem, bo wszystko było nie tak jak miało, ale starałem się, bo coś we mnie pękło, gdy odkryła swoją prawdziwą twarz. Pragnąłem na to zaprzeczyć. – Mogę wypowiedzieć jedno życzenie, skoro zgadłam? – Dodała, co mnie trochę wyprowadziło z równowagi i udało mi się jedynie przytaknąć. – Przytul mnie mocno proszę. – Mówiąc to w jej oczach zebrały się łzy. Moje serce od tego widoku się krajało. Co się z nią działo? Przejąłem się nie na żarty. Pospiesznie ją ująłem w swoje objęcia. Ona zaczęła mocno szlochać. Byłem zdruzgotany. Zacząłem dłonią głaskać jej plecy, by jakoś ją uspokoić. Obwiniałem się strasznie. Mogłem do tego doprowadzić.
- Serim, nie chcę byś płakała. Proszę, nie rób tego. – Wraz z tymi słowami ona ucichła. Nadal jej nie puszczałem. Bałem się, że jak to zrobię, to znowu ją zranię.
- Ja przepraszam ciebie, że dzisiaj taka jestem. Jutro już będzie dobrze, jak się prześpię i…
- Ja nie chcę byś znowu udawała kogoś innego. – Powiedziałem pospiesznie przerywając jej. – Czuję się jakoś inaczej, gdy jesteś taka prawdziwa. Proszę bądź sobą.
- Dlaczego? Czemu o to prosisz? To dla mnie trudne. Świat mnie nie akceptuje taką jaka jestem.
- Ja cię zaakceptuję. – Po tych słowach odsunąłem ją od siebie. Spojrzałem w jej oczy. – Będę cię wspierał w wyrażaniu siebie. Czemu jesteś taka? – Próbowałem ją jakoś zrozumieć. Czy dziewczyny o niczym nie wiedziały? Przecież to było proste dla mnie do odkrycia, a one były z nią bliżej.
- To przez moją przeszłość. Przed dziewczynami nie miałam nikogo. One wyciągnęły do mnie dłoń, gdy zobaczyły jak inni mnie traktują. W domu też nie było łatwo. Dzięki nim oderwałam się od dna społeczeństwa. Nauczyły mnie jak być optymistką i nie bać się. Z drugiej strony przybrałam tylko skorupę obronną w ten sposób. W środku panikuję na każdym kroku. Gdy ktoś mnie skrytykuje odpysknę, ale potem podkulam ogon i płaczę w zaciszu. Nie zwykłam pokazywać moich problemów ludziom. Starałam się do tej pory ukrywać smutki. Nawet przed dziewczynami, jak ojciec mnie zdenerwował udawałam, iż było wszystko w porządku. One zazwyczaj wszystko wiedziały i pocieszały mnie od razu nie pytając o przyczynę. Nadal tak jest. Dziś jestem wyjątkowo rozdrażniona. Dzwonił tata, że będę miała przechlapane, jak wkrótce nie wrócę do domu. Ja nie chcę. Tam jest mi źle. – Spanikowałem. Nie byłem gotowy na takie wyznanie. Powiedziała wszyściutko mi. Jak ja miałem z nią w takiej chwili postąpić? Pragnąłem ją chronić, być przy niej. Moje serce zaczęło bić tak szybko.
- Gdzie normalnie mieszkasz? – Zadałem bardzo odpowiednie pytanie, jak na tamtą chwile.
- W centrum Seulu, blisko Seo. – Oznajmiła bardzo zdziwiona. No cóż. Ona opowiedziała o swoich problemach, a ja wystrzeliłem z miejscem zamieszkania. Z drugiej strony to mi coś rozjaśniło.
- Czyli będziesz blisko mnie, jak wrócimy do siebie. – Powiedziałem to bardziej jako stwierdzenie dla samego siebie. – W takim razie łatwiej będzie mi się tobą zaopiekować. – Wysłałem do niej pokrzepiający uśmiech. Ona poszerzyła oczy. Pewnie nie spodziewała się takiej reakcji po mnie. Nie znała mnie z tej strony. Ja siebie też, lecz tego pragnąłem na tamten moment. Coś mi mówiło, że postępuję słusznie. Pociągnięty impulsem odgarnąłem z jej czoła grzywkę i złożyłem na nim całusa. Jej policzki zrobiły się różowe. Była w tym momencie taka niewinna. – Chodźmy już. – Wciągnąłem ją po tym do budynku. Tam szybko się rozstaliśmy w drodze do swoich pokoi. Milczeliśmy, jednak wewnętrznie miałem ochotę śpiewać. Czułem się… szczęśliwy?
***
            Przed spaniem nie dawało mi coś spokoju. Hongbin był podenerwowany. Nie mógł nic znaleźć. Oskarżał mnie o chowanie jego rzeczy. Po jakimś czasie zrozumiałem wszystko. Zazdrość po dzisiejszym dniu zżerała go od środka. Nie wytrzymałem. Musiałem coś z tym zrobić, a wiedziałem, że on się wszystkiego wyprze. Wyszedłem więc bez słowa, sam jeden wiedząc jaki miałem cel. Pokój Hakyeona.
            Zapukałem do niego. Od razu pojawił się w drzwiach. Wytrzeszczył na mnie oczy. Nie spodziewał się chyba mnie o takiej porze. Wparowałem do środka. Słyszałem szum wody z łazienki, więc domyśliłem się, że Leo się kąpał. Idealna okazja do rozmowy. On patrzył na mnie wyczekująco.
- Podoba ci się Yeori, czy nie? – Zacząłem od sedna sprawy, bo nie chciało mi się owijać w bawełnę.
- Nie. – Zaprzeczył, a ja znowu nie słyszałem szczerości w jego wypowiedzi. Denerwował mnie powoli tym, że bał się do tego przyznać. Przecież to widziałem gołym okiem.
- W takim razie napiszesz jej, że dzisiejsze zachowanie ma związek tylko z tym, iż byłeś jej manito? – Podchwytliwie mu zaproponowałem.
- Akurat miałem to zrobić, bo jest północ. Jak chcesz być świadkiem to proszę.
            Byłem w szoku widząc, jak brał telefon do ręki. Naprawdę tak bardzo poświęcał się? On nie chciał z nią być dla Bina, czy po prostu tak był głupi, iż sam nie widział co czuje? To chyba było zbyt oczywiste, by się mógł tego wypierać nawet przed sobą. Zaakceptowałbym, gdyby przyznał się do uczuć i oboje postarali się o jej względy. Ja wiedziałem, że i tak nas za dużo zainteresowało się nią, ale jego postawa była dla mnie nie do zaakceptowania. Bolało mnie to.
- Wysłałem. Chcesz sprawdzić? – Powiedział z czystą powagą. Byłem zaskoczony.
- Nie. Dzięki. – Po tych słowach wyszedłem bez słowa. Nie miałem pojęcia co powinienem był zrobić. Ta sytuacja namieszała mi w głowie. Byłem pod wrażaniem tego, jaki był nasz lider.
            Nie miałem serce powiedzieć prawdy Binowi. Skłamałem mu też, że to było tylko manito. On wtedy poszedł do niej pospiesznie. Nie mogłem nawet przypuszczać co zrobi. Podejrzewałem, iż jej wszystko wyzna, bo był nabuzowany. Mimo to przestałem się cieszyć jego szczęściem na myśl o naszym Hakyeonie.
*Yeori*
            Kiedy już się od niego odsunęłam, byłam w szoku. Czułam też przerażenie. Miałam totalną pustkę w głowie. Żadne słowa nie wydawały mi się odpowiednie na odpowiedź dla niego. Poruszył mną, jednak czy to w końcu było to? Zdawało mi się, iż bardziej zbliżyłam się ostatnio do Hakyeona. W końcu to co dzisiaj się stało prawie mi to udowodniło. Z drugiej strony… Sama nic nie wiedziałam. Mętlik jaki miałam w tamtym momencie w moim sercu, był nie do ogarnięcia.
- Ja widziałem, jak patrzyłaś na niego. – Odezwał się znowu. – Boję się, że podoba ci się nasz lider, że przegrywam z nim. – Czyli nie tylko ja tak myślałam? Ludzie też to zauważali?
- Ja nie wiem nic. – Powiedziałam szczerze. – Nawet nie potrafię powiedzieć Jaehwanowi, iż nic z tego nie będzie. Jestem taka beznadziejna w strefie uczuciowej.
- Nie każdy wie, jak postępować w takich sytuacjach. – Posłał mi pokrzepiający uśmiech, który był bardzo piękny przy okazji. – Tym bardziej masz teraz problem, gdy tylu nas jest. Najlepiej będzie, jak najpierw porozmawiasz z Kenem, potem dasz mi odpowiedź. Nie chcę cię zniechęcać, ale Hakyeon mówił, iż nie czuje nic do ciebie. Pytałem go o to, by nie było już żadnych nieporozumień. – Zabolało mnie znowu to zdanie. Nie rozumiałam, jak mogłam być taką egoistką. Przecież wiadomym było, że trzech, którym się podobałam to i tak dużo. – Dlatego weź to pod uwagę, że nawet jeżeli zrodziło się coś w twoim sercu, pewnie musisz o nim zapomnieć. Ja mogę jeszcze poczekać, aż wszystko przemyślisz. – Bardzo podobało mi się to w jaki sposób mi to mówił.
- Masz rację. Jutro pogadam z Kenem i będę myśleć nad tym co mi dzisiaj powiedziałeś. Będę starała się wszystko to poukładać w głowie i sercu. – Odpowiedziałam mu.
- Śpij dobrze. – Wraz z tymi słowami ruszył do wyjścia.
            Ulżyło, kiedy był na zewnątrz. Bałam się następnego dnia. Musiałam wreszcie porozmawiać z Jaehwanem i skupić się na sobie. Nie mogłam dłużej zwlekać. Postanowiłam rano do niego zadzwonić, by do mnie podszedł zanim ktokolwiek inny zdążyłby do niego zagadać, czy też do mnie. Noc jednak miałam strasznie ciężką. Układałam wiele przemów w głowie. Chciałam powiedzieć to łagodniej niż tak jak w przypadku Hyuka, bo uważałam, że troszkę wtedy przesadziłam.
***
            Musiałam jednak jakoś zasnąć, bo przebudziłam się dopiero o ósmej nad ranem. Chwilę się zastanawiałam, czy czasem wtargnięcie Bina nie przyśniło mi się, albo sms od Hakyeona. Niestety na to drugie miałam dowód w telefonie. Wstałam więc, by się ogarnąć. Po jakimś czasie wyszłam z łazienki, usiadłam na łóżku, wzięłam głęboki wdech i wydech. Odważyłam się w końcu wykręcić numer do pokoju Jaehwana. Odebrał od razu.
- Nie obudziłam cię? – Zaczęłam tym pytaniem.
- Nie. – Odparł krótko. – Coś się stało? – Czułam jakby mówił to jakoś zbyt poważnie, jak na niego.
- Chciałabym porozmawiać. – Wydukałam. Zapadła chwilowa cisza.
- Zaraz u ciebie będę. – Po tych słowach odłożył słuchawkę.
            Czekałam niecierpliwie machając nogami w przód i w tył. Nie mogłam za nic się zabrać, bo stres odebrał mi chęć do robienia czegokolwiek. Starałam się zając czymś innym myśli. Niestety to nie było za łatwe. Podskoczyłam na dźwięk pukania do drzwi. Podbiegłam potem do nich i je otworzyłam.
- Jesteś już. – Rzekłam z wymuszonym uśmiechem w stronę Jaehwana. On nie odwzajemnił go, tylko po prostu wszedł. Czy on był na mnie zły? Miał prawo. Byłam dla niego okrutna.
- O czym chciałaś pogadać? – Zapytał. – O odrzuceniu mnie w końcu? – Zamurował mnie tym pytaniem. – Podejrzewałem, że to zrobisz wkrótce. Nie spodziewałem się jednak, że będziesz najpierw mnie unikała i raniła. – Dodał to z lekkim oburzeniem. Poczułam się strasznie. Zasłużyłam sobie na to.
- Przepraszam. – Szepnęłam. – Nie chciałam cię krzywdzić. Po prostu, nie potrafię ułożyć swoich uczuć. – Wiedziałam, że to mnie nie tłumaczy. Mimo to, chciałam z nim się dogadać. Zależało mi na jego przyjaźni.
- Wiem, a i tak jakoś nie potrafię cię zrozumieć. Na szczęście nie robiłem sobie nadziei od jakiegoś czasu i po prostu czekałem na tę chwilę. Proszę cię. Nie rań nikogo więcej i zdecyduj się czego chcesz. – Spojrzałam na niego pytająco. O czym on do mnie mówił?
- Co masz na myśli?
- Hakyeona i Hongbina. Widać, że oni także są tobą zainteresowani.
            Nie rozumiałam już nic. Wszyscy mówili mi ostatnio o Hakyeonie, a on się wypierał czegokolwiek przed każdym. Dlaczego Jaehwan także musiał poruszyć jego temat? Bolało mnie to coraz bardziej, bo dostawałam paranoi. On twierdził, że nic z tego nie będzie, a ludzie wmawiali mi coś innego.
- Mylisz się. Ten pierwszy mnie nie chce. Powiedział mi to wprost i Hongbinowi również.
            Po tych słowach to on poszerzył oczy na mnie. Tak bardzo dziwiło go to? Może wszystkim się tak wydawało, bo jako lider był opiekuńczy i ostatnio przelał to także na mnie? Albo poczuła jakąś braterską więź między nami. W głębi duszy czułam, iż chciałabym, by okazało się, że mu się podobam. Z drugiej strony nie chciałam kolejny raz wybierać. W takiej sytuacji został mi tylko Hongbin. Do którego też wydawało mi się, że zaczynam coś czuć. Tak było dobrze i musiało zostać.
- Czyli twoim wyborem jest Bin? – Drążył dalej temat.
- Chyba tak. Muszę się jeszcze upewnić, że mam rację. – Podsumowałam.
- Życzę wam więc szczęścia. – Odparł oschle i po prostu wyszedł z mojego pokoju.

            Nie podobało mu się to? Nie mogłam być z nim? O co chodziło? Może jeszcze nie pogodził się do końca z tym, że go nie chciałam. Pragnęłam usiąść i płakać cały dzień. Tak czułam się podle względem chłopaków. Lepiej byłoby, jakby żaden z nich nie zwrócił na mnie uwagi. Wtedy mnie olśniło. Może nie powinnam być z nikim? Nawet jeśli jakiś zalążek uczuć względem Bina się pojawiał w moim sercu, to raczej na niego nie zasługiwałam. Wiedziałam już chyba co zamierzam zrobić.




Specjal cz. 2
*Kyodong*

            Męczyła mnie pewna myśl od jakiegoś czasu. Wydawało mi się, że ostatnio zadzwonił do mnie pan Im i rozłączył się, po tym jak pobiegłam do mojej córki. Wmawiałam sobie, że to nie mógł być on. A co jeśli? Chciał złożyć mi życzenia przed wybiciem północy? Chciałabym, by nadal o mnie myślał i dał mi o tym znać. Z drugiej strony uważałam to za nierealne. Po tylu latach miałby tak po prostu się odezwać?
            Dzwonek do drzwi mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się nikogo. A  już na pewno nie Yeori, którą ujrzałam przez oczko. Przeraziłam się, lecz nie mogłam udawać, że mnie nie ma. Nie miała za blisko do mnie i szkoda było jej drogi. Bałam się jej reakcji na Hyo, ale może to właśnie był znak, iż powinnam była dawno jej o niej powiedzieć.
            Otworzyłam w końcu i uśmiechnęłam się szeroko do Yeori, by ukryć mój stres, jaki w tamtym momencie mnie opanował. Za chwilę poczułam pociągnięcie za nogawkę spodni po mojej lewej stronie. Oczywiście mała słysząc gościa, podbiegła na ciekawość.
- Kto to, mamo? - Wyszeptała, jednak na tyle głośno, że Yeori wytrzeszczyła na nią oczy i patrzyła raz ku niej, raz ku mnie. Nic dziwnego. Nie miała pojęcia tyle lat o małej Hyo.
- Mamo? - Wydusiła Yeori. - To twoja prawdziwa córka? - Zapytała ledwo słyszalnie i widziałam w jej oczach łzy. Miałam ochotę się zapaść pod ziemię. Tak mocno mi ufała zawsze, a ja ukrywałam przed nią Hyo. Robiłam to, bo bałam się podejrzeń z jej strony, a przecież nie miałam po co.
- Możemy porozmawiać o tym w środku? - Zaproponowałam, by móc wszystko wyjaśnić.
- Oczywiście.
            Po tych słowach weszła do mojego mieszkania. Zasiadła przy stole, a tuż obok niej ja. Hyo cały czas nie puszczała mojej nogi, więc jak tylko miała taką możliwość wskoczyła mi na kolana. Nie mogłam przy niej o tym wszystkim rozmawiać, bo choć była inteligentnym dzieckiem, to była za mała na to wszystko.
- Pójdziesz się pobawić do siebie? - Poprosiłam ją, a ona na to przytaknęła i już pobiegła do pokoju. Całe szczęście. Mogłam wszystko swobodnie opowiedzieć Yeori.
- To moja siostra? - Wystrzeliła nagle Yeori cała roztrzęsiona, a ja miałam ochotę wybuchnąć śmiechem na taką reakcję. Biedna jednak pomyślała o tym, o co się obawiałam.
- Nie. - Odparłam szybko, by rozwiać jej wątpliwości. - Nawet nie jest moją córką. I nie wiem skąd przypuszczasz, że mogłabym mieć dziecko z twoim ojcem Yeori. - Zobaczyłam ulgę na jej twarzy.  Ja także poczułam się lepiej, że najważniejsze wiedziała. - Znalazłam Hyori jako niemowlę. Tuż po tym jak się od was wyprowadziłam. Ktoś zostawił ją w czepku na ławeczce i z listem. Tak na pastwę losu. Kobieta ta nie mogła być stabilna psychicznie, że zrobiła to w ten sposób. W liście było coś napisane o tym, jak jej było ciężko z nieślubnym dzieckiem, a wszystko napisane tak chaotycznie, że nie mogłam tego czytać. Skojarzyła mi się z tobą, bo ciebie także porzuciła matka. Nie potrafię pojąć takich kobiet kompletnie. Własne dziecko zostawić? Musiałam się nią zająć. Uznałam, że nie trudno będzie udać, iż to dziecko jest moje. Udało mi się. Wszystkie formalności załatwiłam. Ludzie początkowo zastanawiali się kiedy to ja byłam niby w ciąży, ale nikt nie pytał i wszyscy uważają, że to moja córka. - Odetchnęłam z ulgą na koniec tej wypowiedzi, bo wreszcie opowiedziałam wszystko jak należy.
- A Hyo wie cokolwiek?
- Wie, że nie jestem jej matką prawdziwą. Ma dopiero kilka lat, a i tak to pojmuje. Stwierdziłam, że lepiej jej nie okłamywać. - Wyjaśniłam pospiesznie.
            Milczałyśmy chwilę. Zapewne Yeori analizowała całą sytuację. Nic dziwnego. Ukrywałam to dziecko przez tyle lat. Pewnie zastanawiała się, czy opowiedziałam jej prawdziwą historię.
- Skoro już jesteś ze mną szczera, to powiedz. Czy ty kochałaś mojego ojca? Przestań się od tego wymigiwać. - Zatkało mnie, że o to zapytała.  Nie chciałam na to odpowiadać. Może powinnam?
- Coś do niego czułam. - Zaczęłam niepewnie, a ona spojrzała na mnie wyczekująco. Oczywistym było, że chciała, bym to kontynuowała. - Dobra, podkochiwałam się w twoim ojcu! - Wybuchłam, może trochę za głośno. - Wystarczy? - Dodałam już łagodniej.
- On o tym wiedział? - Dopytywała z powagą w głosie, czy to znaczyło, że jej to nie przeszkadzało, albo dopiero miała mi wygarnąć?
- W dzień przed moim wyjazdem się dowiedział. - Odpowiedziałam szybko. Nie zamierzałam jej nic więcej opowiedzieć. Nie wypadało.
- I jak zareagował?  Czemu muszę wszystko z ciebie wyciągać, a nie opowiesz mi tego? - Zaczynała się lekko irytować, a ja nie wiedziałam, jak miałam to odebrać.
- Uważam to za sprawę między mną i twoim ojcem, Yeori. Dlatego wolałabym pozostawić w sekrecie co się potem wydarzyło. Dla niego byłam tylko kimś, kto zatroszczył się przez jakiś czas o jego rodzinę. Pewnie nic więcej nie znaczyłam. - Tak powiedziałam jej, a w duchu wiele razy żywiłam nadzieję, że może ostatnia noc coś znaczyła. Może uświadomił sobie jakieś uczucia, a bał się ze mną być? Nie mogłam jednak tymi przypuszczeniami żyć. On nigdy mi tego nie potwierdził. Nie odezwał się do mnie po wszystkim.
- Ciężka sprawa. - Nagle w jej oczach dostrzegłam zmartwienie. - Może powinniście porozmawiać? - Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. - Nie wiem, co się wydarzyło między wami, ale czuję, że to nie tak miało się skończyć. - Mówiła tak dojrzale, że mnie zamurowało. Wyrosła naprawdę, a na dodatek jej słowa jakoś obudziły we mnie na nowo chęć porozmawiania z jej ojcem. Nie liczyłam, że to coś zmieniłoby. Mimo to, pragnęłam tego.
- Masz tu jego wizytówkę. Na pewno się przyda. - Po tych słowach skończyłyśmy temat. Starałyśmy się rozmawiać bez krępacji, lecz nam to nie wychodziło. Yeori pewnie dziwnie się czuła z myślą, że mogłabym kiedyś zostać jej macochą, a nie wyjechać w to miejsce. Ja za to stwierdziłam, że dobrze się stało. Co by w końcu mogło się przytrafić Hyo, gdyby nie ja?

***

            Czekałam, aż sygnał oczekiwania na połączenie minie. Zdecydowałam się zadzwonić pod wpływem impulsu i wahałam się, czy nie zmienić zdania. Mogłam się jeszcze wycofać, bo jak w końcu odbierze, to nie wypadałoby. Dźwięk podniesionej słuchawki sprowadził mnie na równe nogi.
- Pan Im Beomjo? - Zapytałam niepewnie, a cisza nie została przerwana jeszcze jakiś czas.
- Kyodong? - Drgnęłam na ten dźwięk. Po pierwsze, od razu rozpoznał, iż ja dzwoniłam, a po drugie, poznałam jego głos. Tyle lat minęło, że ostatnio nie zorientowałam się, że to on dzwonił do mnie przed północą w moje urodziny. Czyżby on pierwszy zrobił ruch? Ja zapomniałam od razu o jego telefonie, bo zajęłam się Hyo. Gdybym wtedy oddzwoniła...
- To ty dzwoniłeś do mnie? - Powiedziałam już porzucając wszelkie formy grzecznościowe. Nie chciałam mówić do niego nadal jak do pracodawcy. Był starszy, lecz ja tak dobrze go znałam i był bliski mojemu sercu.
- Chciałem ci złożyć życzenia, jednak rozłączyłem się, jak słyszałem, że zajmujesz się dzieckiem. Nie chciałem przeszkadzać. - Wyjaśnił, ale wyczułam, że ewidentnie nie o to chodziło. Nie potrafił kłamać.
- Rozumiem. Wiesz, przygarnęłam kiedyś jedną dziewczynkę i się nią zajmuję, jakbym była jej matką. Do niej pobiegłam ostatnio. - Wyjaśniłam, by nie pomyślał nawet przez chwilę, iż było to jego dziecko. Mógł tak przypuszczać. Ja za to wolałam, by wszystko było jasne.
- A to tak? Czyli nie założyłaś żadnej rodziny? Nie masz męża, narzeczonego? - Nie wiedziałam, czy pytał z przejęcia, iż zostawiając go żyłam w samotności, czy może z ciekawości, czy jestem nadal wolna.
- Nikogo więcej nie było w moim życiu. - Oznajmiłam szczerze, choć poczułam żal, że wszystko opowiadaliśmy sobie przez telefon.
- Możemy się spotkać? - Wystrzelił nagle z taką propozycją, a ja chwilowo wstrzymałam oddech. Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę.
- Oczywiście. Powiedz tylko gdzie i kiedy. Najlepiej tak, bym mogła wziąć ze sobą Hyo. Polubisz ją. - Powiedziałam to pewnie ze zbyt wielkim entuzjazmem, lecz nie potrafiłam ukryć, jak długo czekałam na propozycje taką jak ta. Nie wiązałam z tym jakiś wielkich rezultatów, chciałam po prostu go spotkać i porozmawiać z nim. Jedynie tyle mi było trzeba.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz