Tadam. Rozdział dziesiąty, niby okrągły, a krótszy niż zwykle ;-; Miałam problem z weną. I musiałam zrobić kilka przejściowych scen, a nie przepadam czasem za takimi. Obiecuję, że następny już będzie w normie. ^^
Diagnostyka serca
Rozdział 10
*Juniel*
Byłam szczęśliwa na myśl, że pójdę na pierwszą randkę od bardzo dawna. Minseok mnie zaprosił, a ja nie mogłam mu odmówić. Tak bardzo ostatnimi dniami mnie wspierał i okazał się cudownym chłopakiem. Byłam nim totalnie już zauroczona. Nie przeszkadzało mu jaka byłam. Nie bał się ze mną wychodzić, mimo iż był sławny. Od chwili naszego pocałunku, moje myśli były przy nim. Czy tak smakowało szczęście? Tak czują się zakochane osoby? Zadawałam sobie wiele pytań takich i im podobnych. Nie znałam jeszcze na nie odpowiedzi.
Zaczęłam szukać i macać moje szafki. Chciałam znaleźć przyrząd który powinnam używać zawsze, lecz głupio się z nim czułam. Domyślałam się, że wtedy kiedy będę chodziła z białą laską, to wszystkie oczy na ulicach będą zwrócone ku mnie. Dlatego uczyłam się chodzenia z pamięci. Odrzuciłam szybko ten patyk, który powinien mi pomagać w poruszaniu się. Tym razem postanowiłam się przełamać i do niego wrócić. Gdy go w końcu znalazłam, zaczęłam mocno ściskać go w dłoniach. Troszkę się stresowałam z nim wyjść, ale przecież i tak nie zobaczyłabym, kto na mnie patrzy.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Ucieszona podbiegłam je otworzyć, myśląc, że to Minseok. Uśmiechałam się szeroko, by wiedział, jak cieszy mnie jego widok.
- Przyszedłeś? Już taka godzina? – Zapytałam niepewnie, bo straciłam rachubę czasu szykując się na nasze spotkanie.
- Czekasz na kogoś? – Po usłyszeniu tego pytania posmutniałam. To była moja mama, a nie on. Momentalnie zepsuła mi humor swoim pojawieniem się.
- Nie twoja sprawa. – Odpowiedziałam oschle, choć nigdy taka dla niej nie byłam. Po prostu miałam dość ich podejścia do mnie. – Po co przyszłaś?
- Sprawdzić jak u ciebie. Byliśmy może troszkę za ostrzy względem ciebie. – Czułam skruchę w jej wypowiedzi. Mimo to, nie chciałam jej wpuszczać do środka. Pragnęłam by poszła sobie i zjawił się w końcu Minseok.
- Wszystko w porządku jak widzisz. Niestety nie mam dla ciebie czasu. – Dodałam szybko z nadzieją, że mnie wysłucha i pójdzie.
- Córeczko. Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt ufna dla obcych. Wiesz, że lubią oszukiwać niewidomych… - Miałam tego dość.
- Przestań! Ufam Minseokowi, bo udowadnia mi to, że mu na mnie zależy. Bez względu na to, czy będę widzieć, czy też nie. A na dodatek chce mi pomóc w odzyskaniu wzroku. On mnie rozumie. A wy nie. Boli mnie to, iż moi rodzice każą mi się poddawać. – Wybuchłam i nie żałowałam tego. Musiałam to z siebie wyrzucić.
- Zrozum nas Juniel. Jesteś naszym jedynym dzieckiem. Boimy się na myśl o tym, iż wyjedziesz do obcego kraju i będziesz tam przechodzić operację. To będzie straszne przeżycie, a my będziemy musieli tu czekać na jakiekolwiek wieści. – Ze słuchu wiedziałam, iż płakała. Bała się, a ja już tak nie.
- Niech pani się nie przejmuje. Ja dopilnuję, by jej się tam nic nie stało. – Usłyszałam go. Minseoka. Mimowolny uśmiech zakradł się na moją twarz. Musiał właśnie do nas podejść.
- Kim jesteś? – Oburzyła się moja matka.
- Kim Minseok i ja pojadę do Chin z pani córką. – Oznajmił to stanowczo. Był taki odważny, że mówił to wprost mojej matce. Cieszyło mnie to.
- Wyglądasz jak małe dziecko i chcesz chronić moją córkę? Kpisz sobie ze mnie? – Zaskoczyła mnie taką uwagą.
- Przepraszam, pani się bardzo mili. To tylko pozory. Jestem naprawdę silnym mężczyzną z dobrą budową ciała. Tylko wzrost i moja buzia dają takie efekty. – Tłumaczył się z wyczuwalnym rozbawieniem, przez co zachichotałam. Oni zamilkli.
- Ciebie to śmieszy? – Odezwała się mama po chwili.
- Tak. Bo oppa jest bardzo zabawny. – Powiedziałam to bardzo zawstydzona, bo pierwszy raz tak go nazwałam. Jednak miałam do tego prawo.
- Rób co chcesz, lecz wiedz iż martwimy się o ciebie i wcale nie popieram tego co robisz. Nie płacz jak ten chłopak zostawi cię dla innej, zdrowej dziewczyny. Idę. – Podsumowała swoją wypowiedź moja rodzicielka. Zatkało mnie. Czemu się tak na niego uwzięła? Nie rozumiałam jej.
Nagle poczułam, jak jego dłoń dotyka mojej i delikatnie ją chwyta. Ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Już nie mogłam się doczekać tego co wymyślił na naszą randkę. Tak bardzo jej pragnęłam.
***
Podjechaliśmy jego samochodem gdzieś. Trochę bolało mnie to, że nawet nie wiedziałam, gdzie jedzie. Z drugiej strony miałam niespodziankę i dowiedzieć mogłam się dopiero na miejscu jaki był plan. W samochodzie rozmawialiśmy jak zazwyczaj. Jego głos był uzależniający. Słuchanie go było dla mnie ukojeniem.
Auto się zatrzymało i usłyszałam, że odpiął pasy, więc pospiesznie zrobiłam to po swojej stronie. Za chwilę drzwi obok mnie się otworzyły. On chwycił moją dłoń i pomógł mi wyjść. Nie puścił jej gdy słyszałam, jak zamyka pojazd. Prowadził mnie za nią dalej. Czułam się tak dobrze.
Weszliśmy gdzieś, co mogłam domyślić się po dzwonku, takim jaki umieszcza się w drzwiach sklepów. Do moich uszu doszła przyjemna melodia muzyki klasycznej. Poczułam nastrój tego miejsca. Poszliśmy dalej. Szurnięcie krzesłem sprawiło, że zorientowałam się iż byliśmy przy stoliku.
- Usiądź Juniel. Ja zaraz wrócę. – Oznajmił mi.
Posłusznie wykonałam jego polecenie. Położyłam ręce na stole. Wyczułam drewno, bardzo dobrze wypolerowane, przez co przyjemne w dotyku. Zachwycałam się detalami. Czekałam troszkę niecierpliwie, bo nie miałam pojęcia po co on poszedł i gdzie się znajdujemy. Po jakieś dłuższej chwili usłyszałam jak siada ktoś naprzeciw mnie. Uniosłam kąciki ust.
- To dla ciebie. – Powiedział przesuwając coś po stole. W moich dłoniach poczułam ciepły kubek. Do moich nozdrzy doszedł cudowny zapach świeżo palonej kawy.
- Kawiarnia? – Zapytałam niepewnie.
- Owszem. Moja ulubiona, bo pozwalają mi się w niej bawić w baristę. – Zaśmiał się cicho. – Jak będę za stary na muzykę, to otworzę taką. – Dodał rozmarzonym głosem, a ja znowu się na to uśmiechnęłam.
- Dobry plan. Wyobraź już sobie te kolejki od twoich fanek. – Zażartowałam.
- Miałbym przynajmniej utarg. – Lubiłam jego poczucie humoru i optymizm. Miałam nadzieję, że mi także z czasem się udzieli. Bo nie zamierzałam zaprzepaścić tej znajomości. Chciałam by był blisko mnie w trudnych chwilach, bo tak wiedziałam, że łatwiej je przejdę.
Piłam kawę wykonaną przez niego. Smakowała cudownie, choć preferowałam herbatę. Postarał się. Potem jedliśmy ciastko. Ja wybrałam truskawkowe, bo byłam maniaczką tego owocu. On wziął kokosowe i jakie było moje zdziwienie, gdy poprosił mnie o otwarcie buzi i poczęstował mnie nim. Czułam, jak moje policzki płoną z zawstydzenia. Zaproponowałam, by także spróbował mojego, ale odmówił. Czułam się momentami niezręcznie i wiele jego gestów przyśpieszało bicie mojego serca. To był tak piękny dzień, mimo strasznej pogody.
Kiedy mnie odprowadził do domu jeszcze wszedł do niego ze mną na chwilę. Zapytał mnie niespodziewanie o operację, podczas siedzenia w kuchni.
- Ile jeszcze pieniędzy potrzebujesz? – Zwrócił się do mnie, a ja troszkę się zawiesiłam. Głupio było mi rozmawiać o tym, lecz sama zgodziłam się na jego pomoc.
- Już niewiele. Jakieś dwa miliony won.* Dodatkowo pieniądze na podróż, wyżywienie w Chinach i tak dalej. – Wyjaśniłam dokładnie.
- W takim razie możesz powoli załatwiać wszystko. Pokryję tą kwotę, jak i dodatkowe koszty. – Powiedział to stanowczo. Ja jednak nie byłam pewna, czy powinnam była się na to zgadzać. Był jak na razie moim znajomym. Byłam bardzo zdesperowana, by odzyskać wzrok.
- Dobrze. – Ledwo wydusiłam to z siebie. Wewnętrznie walczyłam, by nic z tym nie robić i uzbierać wszystko samodzielnie. Z drugiej strony to było jak zaciągnięcie pożyczki, ale z bardziej przyjaznego źródła niż bank. Nie potrafiłam się pocieszyć w żadnym stopniu.
*Jiwon*
Byłam strasznie wykończona dniem w pracy. Dużo biegania, stania. Nogi mi wysiadały. Marzyłam jedynie o wejściu do wanny pełnej gorącej wody, a po kąpieli wtuleniu się w kołdrę i zaśnięciu głębokim snem. Rozczarowałam się, gdy zobaczyłam zamaskowaną postać opierającą się o ścianę przy wyjściu. To musiał być Jongin. Nie miałam ochoty się z nim spotkać. Byłam taka wyczerpana. Mimo to, podeszłam do niego.
- Co tu robisz? – Oburzyłam się. Było to nasze kolejne już spotkanie. Ostatnimi dniami widywaliśmy się często. Mógł mi odpuścić ten jeden dzień.
- Nudziło mi się. Ostatnio mamy więcej czasu więc nie jestem do tego przyzwyczajony, a nie mogę dłużej ćwiczyć jeszcze przez kostkę. – Marudził. – Dodatkowo mogę wykorzystać ten wolny czas na spotkania z tobą. Potem nie będę miał tyle czasu.
Schlebiało mi to, jak był zainteresowany mną, a mimo to coś mi nie pasowało w tym wszystkim. Jak on niby wyobrażał sobie naszą sytuację? Jeszcze do niedawna moja siostra wzdychała do niego przed ekranem telewizora. Większość w tym kraju rozpoznawała go. Szczególnie napalone nastolatki. Przecież one mnie by zabiły widząc nas razem.
- Co chcesz dzisiaj robić? Nie możemy przyjść do mnie, bo moja siostra jest w domu. – Oznajmiłam z nadzieją, że rozmyśli się i pójdzie.
- Napijmy się czegoś noona. – Zaproponował, a mnie zamurowało. Czemu mi to zaproponował?
- Jestem autem i to ryzykowne. – Wydukałam.
- Zostaw tu samochód. Weźmiesz taksówkę potem i rano do pracy. Proszę, chodźmy się napić. – Nalegał, a mnie to dziwiło.
- Przecież jak ktoś cię nakryje pijącego będziesz skończony. Nie możesz… - Przerwał mi kładąc palec na moich ustach.
- Będzie dobrze. Boisz się ryzyka? Ja je kocham. – Wyszeptał mi to na ucho, bo pochylił się nade mną. Przeszły mnie ciarki na te słowa. Dlaczego on tak na mnie działał? – Idziemy. – Wraz z tymi słowami chwycił moją dłoń i pociągnął przed siebie, nie czekając aż zmienię zdanie. Uparciuch z niego był niesamowity.
- Moim zdaniem to idiotyczny pomysł. Jeżeli myślisz, że upijesz mnie szybko, to się przeliczysz. – Przechwalałam się, bo chciałam go jakoś odwieść od pomysłu.
- Noona ty się boisz, że cię skrzywdzę? – Rzekł zatrzymując się nagle. Potem odwrócił się do mnie przodem. – Spokojnie. Chcę robić na tobie tylko pozytywne wrażenie. Chodzi mi jedynie o dobrą zabawę. Widziałem to wiele razy w dramach, jak pary piły pod namiotem. Też tak chcę. – Powiedział to tonem dziecka, które żądało swojego lizaka. Byłam w szoku. On naprawdę miał jakieś rozdwojenie jaźni?
*Jongdae*
Możemy spotkać się po mojej pracy?
Jedna wiadomość, a ja byłem tak szczęśliwy. Sama chciała się ze mną spotkać. Wychodziło na to, że lubiła moje towarzystwo. Ja za to polubiłem jej. Na szczęście miałem już wolny dzień i nie miałem co robić, więc odpisałem, że z chęcią się z nią zobaczę.
Zszedłem do kuchni coś przekąsić. W niej natknąłem się na Junmyeona. Był jakiś zestresowany. Nie chciałem wnikać co z nim. Wiedziałem, że jakby chciał to sam to opowie. Psiknąłem w pewnym momencie głośno, bo trochę kręciło mi się w nosie. Miałem od kilku dni lekki katar i nie potrafiłem się go pozbyć.
- O widzę, że ktoś się przeziębił. – Zauważył lider i podszedł do mnie.
Położył mi dłoń na czole. Nie podobało mi się to, więc pospiesznie się odsunąłem. Patrzył na mnie podejrzliwie. Bałem się tego, co zaraz usłyszę.
- Masz gorączkę? – Zapytał, a ja tylko wzruszyłem ramionami.
- Nie czuję się źle. Tylko lekki katar. – Stwierdziłem, a on nadal zabijał mnie wzrokiem.
- Jasne. Jesteś chory. Bierz leki i marsz do łóżka. – Zaczął się denerwować, a ja zaraz wiedziałem, że nie chcę tego zrobić.
- Nie ma mowy. Idę za godzinę gdzieś i nie zamierzam…
- Oj nie. – Przerwał mi. – Widzisz tę wichurę i ulewę za oknem? Chcesz w taką pogodę wyjść chory? Jedynie do szpitala cię puszczę.
Miałem się buntować, gdy mnie olśniło. A co jakby tak udać chorego bardziej niż jestem? Szpital to dobra myśl. Mogłem się tam kurować i widzieć z Chayeon. To było to! Byłem lekko przeziębiony, ale ludzie chodzili z takimi sprawami do szpitala.
- To ja skorzystam z propozycji i pojadę do szpitala. – Oznajmiłem to dumny ze swojego misternego planu.
- Nie bądź taki cwany. Ja cię tam zawiozę, bo zawsze możesz powiedzieć, że pojechałeś do niego, a wybrać się gdzie indziej. – O tym nawet nie pomyślałem. Głupi ja.
- Niech ci będzie szefie. – Oznajmiłem ochoczo w duchu śmiejąc się z tego, że nie mógł się nawet domyślać, dlaczego godziłem się na szpital.
Grzecznie wybiegłem z Junmyeonem do jego samochodu. On był w niemałym szoku. Pewnie naprawdę wierzył, że chcę się wymknąć w ten sposób gdzie indziej. I pewnie udusiłby mnie, jakby wiedział co tak naprawdę wymyśliłem. Obawiałem się, że i tak się domyśli na miejscu. Nie miałem innego wyjścia. Ona mnie potrzebowała.
* 2 mln won - ok. 6480 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz