Uwaga! Ważna informacja. Otóż postanowiłam trochę zluzować, jeśli chodzi o dodawanie rozdziałów, bo czasami ledwo wyrabiam. 2 opowiadania po 2 rozdziały w tygodniu to jednak za wiele dla mnie. Do tej pory dawałam radę, ale po prostu stwierdziłam, że lepiej będzie mi dodawać po jeden rozdział w tygodniu. W razie braku weny mogę mieć zawsze coś do przodu napisane, a jak będę miała więcej niż planuję to zawsze mogę was zaskoczyć dodatkowym rozdziałem w tygodniu. Mam nadzieję, że nie będziecie się na mnie zlościć za takie coś. Lecz ja ostatnio nie mam czasu dla siebie oprócz tego na pisanie. Dlatego będzie mi tak łatwiej i liczę na zrozumienie.
Tak więc jeszcze w tym tygodniu Małe nieporozumienie wychodzi dziś i w sobotę, ale już potem będzie tylko co sobotę.
Tak więc jeszcze w tym tygodniu Małe nieporozumienie wychodzi dziś i w sobotę, ale już potem będzie tylko co sobotę.
Małe nieporozumienie
Rozdział 12
*Jira*
Tego dnia byłam zmęczona po kolejnej kłótni z mamą. Uważała, że za mało poświęcam uwagi rodzinie, tylko siedzę przed komputerem i wychodzę bez słowa. Nie moja wina, że nie miałam tematów do rozmów z ojcem Dana. Był dla mnie enigmą i zawsze, jak próbowałam nawiązać jakiś dialog z nim, kończyło się na nie miłym "nigdy cię nie rozumiem". Czasami zastanawiałam się, czy w ogóle słuchał moich wypowiedzi. Za to z bratem doskonale się dogadywaliśmy i nie rozumiałam o co mojej rodzicielce chodzi. Zdarzały się nam kłótnie, jak to zazwyczaj wśród rodzeństwa, ale bardzo go lubiłam i wiedziałam, że mogę go także traktować jako przyjaciela. Otóż, jakże szczęśliwym trafem wolał chłopaków, a każdy wie, że geje to najlepsi przyjaciele dziewczyn. Nie mogłam nikomu mówić o jego słodkiej tajemnicy, bo moja mama była homofobem, a jego ojciec liczył, że doczeka się wnuków z swoim nazwiskiem w przyszłości biedaczek bał sie go zawieść.
Odkąd przyjechaliśmy do Korei, Dan był jedyną osobą, która mogła mi pomóc się tam odnaleźć. Nie znałam nikogo. W końcu byłam tu wiele lat temu i to na dodatek w innym mieście, a on nie miał tak dużej przerwy i znał okolicę, jak własną kieszeń. Miał także tu jakąś przyjaciółkę o imieniu Saeron. Nawijał o niej, odkąd tylko ją odnalazł. Był szczęśliwy, jakby to było coś, czego mu najbardziej brakowało w Stanach. On zapewne czuł się tam tak samo, jak ja teraz w Korei.
Pozostawali jeszcze nasi wspaniali sąsiedzie, u których ostatnio bardzo się wygłupiłam, a szczególnie przed jednym. Sungyeolem. Przejrzał mnie na wskroś. Zorientował się najwidoczniej, że wzdychałam do niego, odkąd go zobaczyłam. Byłam łatwa do oczytania. Nie podobało mi się jednak to, jak ze mnie zakpił i pragnęłam zemsty. Czosnek, aby mnie odstraszyć? Jakie to było dziecinne. Początkowo nie miałam pojęcia, jaką niespodziankę mu zaserwować. Potem stwierdziłam, że odpłacę się tym samym. Sprawię, że zapragnie mnie pocałować, zbliżyć się do mnie, a następnie dam mu kosza.
Kiedy wyjrzałam przez okno z widokiem na jego podwórko ujrzałam go tam. W świetle słońca jego sylwetka wydawała mi się taka idealna. Niestety musiałam powstrzymać emocje buzujące we mnie i ruszyłam z realizacją wielkiego planu.
Bramka przed ich domem głośno skrzypiała. Zabolała mnie, aż głowa na ten dźwięk. Zrobiłam co mogłam, aby nadal być niesłyszalna. Zadzwoniłam do drzwi, lecz kątem oka ujrzałam, że ten cały Sungyeol wyszedł z tylniej część na przednią podwórka i patrzył na mnie zaskoczony zapewne, że przyszłam, a drzwi i tak się otworzyły. Otworzył je również przystojny i uśmiechnięty na mój widok chłopak. Miał trochę dziewczęcą urodę, przez co wydawał mi się młodszy ode mnie, o ile takowy nie był.
- Hej. - Rzekłam raz patrząc na Sungyeola, raz na jego kolegę.
- Witaj! - Wykrzyczał młodzik. - Jestem Sungjong i w czym mogę służyć? - Proszę, to samo pierwsze imię, co moja ofiara, ale ten za to wydawał się tak bardzo przyjaźnie nastawiony.
- Ej, ej, ej nie spoufalaj się z nią! - Krzyknął pan z mojej prawej strony.
- Czemu? Wydaje się miła.
- Ostatnio weszła do naszego domu bez pozwolenia. - Ja tylko przyglądałam się ich konwersacji.
- Oznacza to, że nie zamknąłeś drzwi jak mniemam. - Pouczał go, jakby był tym starszym.
- Nie twój interes. To jest psycholka. Obserwuje nas 24 godziny na dobę.
Na te słowa zrobiło mi się bardzo przykro, bo w końcu to wcale tak nie było. Po prostu kochałam siedzieć w oknie, a tak się składało, że często, coś ciekawego można było ujrzeć na ich podwórku. A spotkanie go w klubie także było przypadkiem. Owszem były momenty, gdzie chciałam popatrzeć na niego dłużej, bo przyciągnął moją uwagę. Ale teraz żałowałam, że to na niego spojrzałam. Traktował mnie jak wariatkę, a mi łzy cisnęły się do oczu.
- Patrz co robisz, ona zaraz będzie płakać. - Zasmucił się Sungjong, przez co poczułam ciepło i ulgę.
- To pewnie tania gierka, aby nas uwieść swoją domniemaną niewinnością. Takie jak ona, wiedzą jak pogrywać z chłopakami.
Jak mógł jeszcze bardziej mnie ranić? Nie rozumiałam, co tak wielkiego mu zrobiłam. Ile dałabym, aby cofnąć naciśnięcie klamki do ich drzwi tamtego dnia.
- Nie obchodzi mnie co ty o niej myślisz. - Bronił mnie. - Wpuszczam ją do środka. A ty sobie rób co chcesz. Lecz lepiej będzie, jak zostaniesz na dworze, bo w końcu jeszcze bardziej przez ciebie się zdołuje biedna. - Mówiąc to delikatnie chwycił moją dłoń i wciągnął mnie za nią do środka.
Mimowolnie się zarumieniłam. Jedynym chłopakiem trzymającym mnie kiedykolwiek za rękę był Dan, którego nie mogłam liczyć w ten sam sposób. W środku okazało się, że jest cała reszta bandy, przez co zrozumiałam, że bardzo się pomyliłam, myśląc, że Sungyeol jest sam.
- Hej chłopcy. - Zaczął mój wybawca. - To jest... No tak właściwie nie zdążyłaś się przedstawić.
- Jestem waszą sąsiadką i nazywam się Jira. Wpadłam w nieodpowiednim momencie, bo ja chciałam...
- Spokojnie. Nie denerwuj się tak. - Uspokoił mnie żywy anioł siedzący na kanapie. Co oni wszyscy byli tacy idealni? - Rozumiem, że chcesz nas bliżej poznać. - Uśmiechnął się serdecznie, a ja bez wahania mu przytaknęłam, choć nie po to tu przyszłam.
- To miłe. - Ucieszył się znowu Sungjong. - Jak coś to, to jest Myungsoo. Ten co krząta się po kuchni to Hoya. Jeszcze Dongwoo i Woohyuna nie ma w domu. A no i nasz przywódca zamknął się w pokoju.
Próbowałam nadążyć za jego przemową. Ale nie do końca zrozumiałam, co oznaczał przywódca. Czy to była jakaś ksywka? A może był z nich najstarszy? Byłam zbyt ciekawska i musiałam się powstrzymywać od zbędnych pytań, żeby nie znienawidzili mnie, jak ten cały Sungyeol.
Drzwi jednego z pokoi się uchyliły i wyszedł z niego prawdopodobnie ten którego imienia nie poznałam. Miał bardzo malutkie oczy. Na tyle dziwne, że przez to wyglądał, jakby zabijał wzrokiem.
- Kto to? - Zapytał wskazując na mnie palcem.
- Nasza sąsiadka. - Kolejny raz mówił za mnie Sungjong.
- A więc to ty. - Powiedział nieznajomy, a ja zastanawiałam się co ma na myśli i chyba nie tylko ja, bo wszyscy spojrzeli zaskoczeni na niego. - Sungyeol mi o tobie opowiadał. Przepraszam za niego, jeżeli cię uraził swoim zachowaniem. On po prostu jest troszkę przewrażliwiony. - Zaśmiał się mówiąc to.
Przewrażliwiony? I dlatego tak bardzo chce mnie upokorzyć? Ciekawe. Mimo to, ucieszył mnie fakt, że nawet jeśli coś nagadał temu człowiekowi, to ten nie przyjął złego zdania o mnie. Coś czułam, że mogę polubić tych ludzi. Choć nadal bolało mnie to, że właśnie na tym najciekawszym wywarłam najgorsze wrażenie. Na dodatek, chciałam się tym nie przejmować, lecz nie potrafiłam. Wcześniej szukałam zemsty. Teraz zrobiło mi się z tego powodu głupio i chciałam przeprosić, jednak nie miało to sensu skoro nawet nie poznał mojego zamiaru.
Siedziałam z nimi jeszcze jakiś czas. Oglądaliśmy dziwne rzeczy w telewizji i śmialiśmy z wszystkiego. Sungyeol przez cały ten czas nie wchodził do środka. Było mi trochę smutno przez to, ale ukrywałam to. W pewnym momencie Myungsoo natrafił na kanał KBS i na ekranie zobaczyłam jakby... twarz Sungyeola? Co on tam robił? Zauważyłam, że chłopak zaczął wywijać pilotem i panicznie przełączył kanał. Ja chwilowo zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi. Postanowiłam poudawać, że nie zorientowałam się.
- Co to była za drama, że tak uciekłeś na inny kanał? - Zapytałam podchwytliwie.
- Więc... To taka tandeta, że nie warto oglądać. - Od razu zorientowałam się, że chce chronić tożsamości przyjaciela. Wiedziałam już, co takiego będę robić w domu.
*Myungsoo *
Byłem od kilku dni troszeczkę podenerwowany. I nie tylko ja. Chciałem znowu umówić się z Saeron, bo ostatnio było świetnie i chciałem to kontynuować. Jakie było moje zdziwienie, kiedy znowu zostawałem spławiany przez kolejne dni. A jaki był tego powód? Zawsze ten sam. "Muszę iść gdzieś z Danem". Nie miałem pojęcia kim był ten człowiek dla niej i działało mi to na nerwy. Zjawił się nagle i ona tylko z nim chciała spędzać czas. Bałem się, że to koniec i jestem na przegranej linii. A może ten cały Dan nawet nie istniał, tak samo jak ta papuga? Może po prostu nie spodobałem się jej i nie chce mi mówić tego wprost? Te i inne myśli zawładnęły moją głową, kiedy do salonu nagle wparował Sunggyu. Był przerażony. Wiedziałem, że wydarzyło się coś złego.
- Musimy biec do klubu! - Wykrzyczał w panice, na co podniosłem się nie wiedząc o co chodzi.
- Co takiego się stało? - Zapytał spokojnie Hoya.
Jak można być spokojnym w takiej chwili. Widząc Sunggyu i słysząc jego panikę w głosie, można było dojść do wniosku, że coś stało się Saeron.
- Napadli na klub. - Nie trzeba nikomu było powtarzać tym razem. Wszyscy chwycili za odzienia i ruszyli do wyjścia w pośpiechu.
*Saeron *
Szłam z Danem do pracy. Od jakiegoś czasu to on mnie do niej odprowadzał. Jak zwykle dużo rozmawialiśmy. Tyle było do nadrobienia, a mi wciąż wydawało się, że i tak za mało się widzimy, by o wszystkim pogadać. Na dodatek Myungsoo tak bardzo chciał się spotkać, a ja już niekoniecznie. Wołałam wyjść gdzieś z przyjacielem niż z nim. To nie tak, że randka mi się nie podobała, po prostu jakoś wolałam, by nią nie była. Nie chciałam kolejnej. Mogłabym z nim wyjść, lecz w innym charakterze, a nie potrafiłam mu tego powiedzieć.
Byliśmy już bardzo blisko. Ja podeszłam do frontowych drzwi, je otwierać, ale zauważyłam, że Dan bez słowa wszedł w zaułek w którym było tylnie wejście do klubu. Nie rozumiałam po co to robi i tylko wzruszyłam ramionami. Mogło być tak, że zobaczył tam kota, a miał na ich punkcie bzika.
Niestety tak bardzo się myliłam, bo nagle usłyszałam huk i cichy jęk. Potem ujrzałam jakiś zamaskowanych ludzi całych na czarno, wybiegających stamtąd gdzie wchodził mój przyjaciel. Wszystko działo się tak nagle. Rzuciłam klucze na ziemię bezmyślnie i pobiegałam zobaczyć co z nim. To co ujrzałam przeszło moje oczekiwania. Leżał przy drzwiach i kałuża krwi była wokół jego głowy. Załapałam się za usta, aby nie krzyknąć. Zaczęłam oczywiście płakać z przerażenia. Szukanie w torebce telefonu z roztrzęsioną ręką było lada wyczynem. Kiedy w końcu go zdobyłam zadzwoniłam najpierw po karetkę, kucając przy nim. Następnie zadzwoniłam do szefa, zjechać go z góry na dół, że miał tyle raz wymienić drzwi w tylnim wejściu i by przyjechał. Potem telefon na policję, a później na dodatek do Sunggyu . Błagałam los, by mógł choć on przybiec.
***
Jakiś czas później, kiedy Danyoung został zabrany przez lekarzy, a ja musiałam czekać na głupią policję, ujrzałam biegnącą siódemkę chłopaków. Bez najmniejszego zastanowienia pobiegłam w stronę Sunggyu i się do niego przytuliłam. Pewnie wszyscy teraz patrzyli na nas zdziwieni, ale ja miałam to gdzieś.
- Już dobrze. - Usłyszałam jak szeptał do mnie.
- Nic ci nie jest? - Tym razem był to Myungsoo.
- Mi nie. - Odpowiedziałam stojąc już normalnie. - Tylko.. tylko - Próbowałam wydukać powstrzymując łzy. - Dan.. On. - Wtedy wybuchłam. Schowałam twarz w dłoniach i znowu głośno płakałam.
Tym razem poczułam, jak Myungsoo mnie obejmuje. Byłam wdzięczna. Płakałam jakiś czas jeszcze. Jakiś samochód z piskiem opon zajeżdżający pod klub mnie ocknął. Oczywiście był to czarny Mercedes szefa. Wysiadł i podbiegł w naszą stronę.
- Saeron co to ma znaczyć?
- Jak to co? Jacyś bandyci prawdopodobnie okradli nas i skrzywdzili mojego przyjaciela! - Krzyczałam z pretensjami.
- Dobrze wiesz, że to nie moja wina. Przestań się unosić.
- Pana. I wie Pan co? Odchodzę! - Znowu miałam ochotę się poryczeć.
- Spokojnie. - Mówił ktoś obok mnie, a ja nawet nie zorientowałam się, który to z chłopaków.
- Jak mam się uspokoić? Nie chcę nikogo znowu stracić. - Próbowałam wylać moje wszystkie emocje. - Muszę jechać do szpitala. Zawieź mnie Sunggyu. Proszę. - Błagałam go, składając ręce, jak do pacierza.
- Musisz czekać na policję, by wszystko zeznać, jako naoczny świadek. - Dyrygował mną były szef.
- Nie chcę! Ja muszę... - Nie dokończyłam, bo Sunggyu położył swoją dłoń na moich ustach.
- Wysłuchaj mnie. On ma rację. Musisz powiedzieć co wiesz. Ja pojadę sam i jak coś będę cię informować. - Puścił moją twarz bym mogła odpowiedzieć.
- Dobrze. - Wyszeptałam.
Jeszcze raz mnie lekko przytulił i odszedł. To było takie wspaniałe z jego strony. Robił to dla mnie, choć nie byłam dla niego nikim ważnym, a na dodatek, kilka jego słów uspokajało mnie. Wiedziałam, że będę mu bardzo wdzięczna.
Później zeznawałam. Dużo co prawda nie widziałam, więc znalezienie winowajców pewnie graniczyło z cudem. Opowiedziałam także o mężczyźnie, który mnie napadł kilka dni temu, bo w końcu mógł to być ten sam, ale policja nie mogła tego uwzględnić, bo to tylko przypuszczenia.
Dostałam także telefon od Sunggyu, że z Danem już wszystko w porządku, dzięki czemu mi ulżyło. Chłopacy mną się jeszcze jakiś czas zajęli i Myungsoo obiecał, że od następnego dnia pomoże mi szukać nowej pracy. Ucieszyło mnie to, bo sama pewnie znowu znalazłabym coś nieodpowiedniego dla mnie.
*Sunggyu*
Kiedy wszedłem do szpitala i zapytałem o Dana na portiernie, nie chcieli za bardzo powiedzieć mi gdzie leży. Zdenerwowało mnie to, bo czy ja wyglądałem im na bandziora? No fakt, dla Saeron wyglądałem wcześniej. Chodziłem więc po salach i w każdą zaglądałem. Na szczęście ta właściwa nie była za daleko. Ujrzałem tego chłopaka siedzącego na łóżku. Nie wyglądał źle, ale miał jakiś opatrunek umiejscowiony z tyłu głowy, podszedłem i nie wiedziałem, jak zacząć rozmowę, tylko gapiłem się na niego.
- Znamy się? - Rzekł z wielkim uśmiechem.
- Nie. - Odparłem sucho, bo w końcu to o niego byłem zazdrosny.
- W takim razie, co takiego możesz ode mnie chcieć? - Z innych ust brzmiałoby to chamsko, a z jego wesoło?
- Saeron chciała wiedzieć na bieżąco co z tobą.
- O! Jesteś jej znajomym? Wszystko z nią w porządku? - Ujrzałem troskę w jego oczach.
- Tak. Po za tym, że jest trochę roztrzęsiona, to żadna krzywda się jej nie stała.
- Co za ulga. - Wypuścił powietrze.
- A co z tobą? - Zapytałem niepewnie.
- Też nic mi nie ma. Wypuszczą mnie rano, bo muszą poobserwować mnie jeszcze, ale zszyli mi ranę i mam tylko ogromnego siniaka z tyłu głowy. - Zaśmiał się, jakby opowiadał jakiś kawał. - Mogę wiedzieć, jak się zwiesz? Saeron opowiadała mi o kilku osobach i chciałbym przypisać sobie jej opis do ciebie.
- Sunggyu. - Odparłem szybko.
- A więc to ty! - Odpowiedział z zachwytem? Co z nim było nie tak. - O tobie nawija najwięcej. - Znowu zachichotał. - Powiedz szczerze, ona ci się podoba?
Nagle zakaszlałem, jakbym zadusił się piciem. Nie wiedziałem co mam mu powiedzieć i jaki miał w tym cel. Postanowiłem uciec od odpowiedzi.
- Wybacz, muszę jej dać znać co z tobą.
- Ha! Tu cię mam. Podoba ci się! Jestem taki szczęśliwy. Ja uważam, że też jej się podobasz, a nie ten cały Myungsoo, choć ona będzie zaprzeczać, to nie da się tego ukryć.
Zaskoczył mnie tą wypowiedzią. Zastanawiałem się kim był dla niej.
- Masz minę, jakby cię to wszystko dziwiło. No tak. Ja jestem gejem i mam nosa do takich spraw.
Spojrzałem na niego z wytrzeszczonymi oczami. A więc, on był tylko przyjacielem? Nikim więcej? I prawdopodobnie mogłem się podobać Saeron? Moje serce mimowolnie zabiło szybciej. Musiałem do niej zadzwonić wreszcie, lecz strasznie się stresowałem teraz, po takich informacjach. Wiedziałem też, że pragnę powalczyć o nią. W końcu to znak, że coś może z tego wyjść.
Ps. Kocham ten gif
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz