Nowy rozdział. :D Zapraszam do komentowania. ;3 Wybaczcie, ale nie wiem co pisać czasem w tych notkach. :D
Kiedy dorosnę?
Rozdział 21
*Moonbin*
Spotkanie starej znajomej w bibliotece, było miłą niespodzianką. Jeszcze bardziej zaskoczyłem się, gdy zaczęła dogadywać się w Jinwoo w drodze do kawiarni. Nie przestawali nadawać, a to niby zawsze ja miałem dużo tematów z nią do rozmów. Nasz wspaniały lider, dawno nie uśmiechał się w ten sposób, bo co chwilę przejmował się resztą chłopaków. Nie byliśmy jeszcze na tyle znani, by ludzie od razu rozpoznawali nas na ulicy, jednak powinniśmy być w końcu ostrożni. Nigdy nie wiadomo, czy jakiś saesang, bądź dziennikarz, nie kryje się za rogiem. Rozumiałem obawy Jinjina, ale także wiedziałem co kierowało resztą. Młodość. To słowo powinno wszystko tłumaczyć. Każdy z nas miał jakieś potrzeby. Byliśmy grupą marzycieli i optymistów i raczej trafiliśmy do dobrej wytwórni. Tutaj menadżerowie pozwolili nam, na robienie co chcemy z czasem po treningach. Prosili tylko o wykazanie się ostrożnością i rozwagą, a Jinwoo stał się tym, który w razie wpadki oberwie za resztę grupy. Choć to nie było powodem jego zmartwień. Po prostu zwykle troszczył się o nas.
Mimo, iż nie udawało mi się wtrącić do rozmowy dwójki towarzyszących mi osób, nie przejmowałem się tym. Liczyłem, że to pomoże liderowi oderwać się choć na jakiś czas od zmartwień. Cały czas tylko mówił o Dongminie, Minhyuku i naszym maknae. Uważał, że są za młodzi na to, by sami dać sobie radę. A w tamtej chwili przynajmniej mógł pogawędzić z kimś o swojej ulubionej książce. Otóż, jak się okazało Jihyun kochała fantastykę tak samo, jak i on. Od zawsze także była fanką raperów. Miałem nawet ochotę ulotnić się i zostawić ich samych, lecz pewnie nie zrozumieliby aluzji i pomyśleliby jeszcze, że się przy nich nudzę. Mogłem się założyć, że na pewno później Jinwoo wyprze się, że spodobała mu się moja przyjaciółka, nawet jeśli, dało się z niego to wyczytać, jak z książki.
W kawiarni i ja włączyłem się do pogaduszek. Bo Jihyun chciała się dowiedzieć, jacy na co dzień są pozostali członkowie zespołu. Najbardziej śmiała się, gdy opowiadaliśmy o naszym Myungjunie, który mimo wieku był bardzo dziecinny, a co za tym idzie beztroski i zabawny. Chwile leciały bardzo szybko. Nim się obejrzeliśmy, musieliśmy się pożegnać z Jihyun, ale jakże mile zdziwiłem się, że na koniec lider, poprosił ją o numer. Coś czułem, że ta znajomość nie skończy się na tym przypadkowym spotkaniu i trochę byłem z siebie dumny, bo w końcu to moja znajoma.
Wracając chciałem zagadać do JinJina na jej temat, a on wszedł na całkiem inny, czym wybił mnie z tropu.
- Musimy dzisiaj jeszcze pogadać z chłopakami. - Wstrzelił z powagą.
- Dlaczego?
- W trakcie spotkania, nie chciałem być niegrzeczny i tylko raz zerknąłem na telefon. Był na nim sms od menadżera, że widział Minhyuka z jakąś dziewczyną i chciałby porozmawiać z nami jutro o środkach ostrożności.
Byłem w szoku. Wiedziałem, że wszystko za dobrze się układało. Bałem się, co może przez to rozumieć nasz menadżer. Miałem nadzieję, że nie zostaniemy w żaden sposób ukarani.
*Minhyuk*
Przeraziłem się, jak tylko dowiedziałem się od Moonbina, że zostałem przyłapany z Taerin. Pewnie nic wielkiego nie robiliśmy, ale racji trochę w tym było, że powinienem bardziej uważać. Gdyby to była jakaś saesang, moja gwiazdeczka miałaby już nie lada kłopoty. A paparazzi zrównali by nas zespół z błotem rozsiewając mnóstwo plotek na nasz temat. Czekając, aż nasz menadżer zjawi się w dormie, wszyscy byliśmy podenerwowani. Najbardziej bałem się, że to Jinwoo oberwie za moja nieuwagę. W końcu po treningach miał za nas odpowiadać.
Pan Ha, bo tak zwał się nasz menadżer, wszedł do naszego mieszkania z poważną miną. Widać było, że czeka nas kazanie. Na początek poprosił o nalanie sobie szklanki wody, a my czekaliśmy jak w wojsku stojąc w rzędzie wyprostowani, choć nikt nam tego nie kazał robić.
- Wiecie już zapewne co mnie tu sprowadza. - Zaczął. - Chcę was przeprosić, że tak nagle, niestety to sprawa nie cierpiąca zwłoki. Przydzielono mi was, ponieważ jestem ojcem czwórki dzieci i uważali, że taki ktoś, będzie idealny dla młodych gwiazd, jak wy. Mówiono mi, bym podszedł do tej pracy nie tylko czysto w interesach, lecz także jak wasz ojciec zastępczy. Dlatego starałem się, jak mogłem wypełniać to zadanie. Myślałem, że jeżeli dam wam trochę luzu, to dojdziemy do wszystkiego w zgodzie i porozumieniu. Nie myliłem się, bo jak do tej pory wszystko przebiegało bardzo pozytywnie. Jesteście naprawdę czasami nad wyraz dojrzali, jak na swój wiek i nie bałem się, że zrobicie coś głupiego. Tylko spotkanie Minhyuka na mieście, coś mi uświadomiło. Mimo wszystko jesteście dziećmi, które potrzebują, by ktoś mówił im jak postępować. Nie mam wam za złe, jeżeli spotykacie przyjaciół. Jesteście w takim wieku, w którym tego pragniecie. Niektórzy w wieku Myungjuna chodzą na imprezy do rana. Mają co chwilę inną dziewczynę. A wy poświęciliście wszystko muzyce, więc te chwile po treningach i nauce wszelkich dziwnych rzeczy w wytwórni chcę nadal zostawić do waszej dyspozycji. Proszę jednak o większą ostrożność z waszej strony. Gdyby to był ktoś z góry, a nie ja, pewnie nie skończyło by się tylko na takiej rozmowie. Byłby większy problem. Mogłoby dojść nawet do mojego zwolnienia w związku z złym podejściem do dyrygowania wami. Dla niektórych jesteście tylko maszynami do zarabiania pieniędzy i nie da się ukryć faktu, że wasz kontrakt na wiele pozwala takim ludziom. Chciałbym abyście mieli także na uwadze waszych fanów. Dla nich musicie być nieskazitelni. Wybaczcie, że wam to powiem, ale według nich jesteście ich własnością.
Nikt nie śmiał przerywać dalszych wywodów menadżera. Mieliśmy ogromne szczęście, że to właśnie ten człowiek się nami opiekował. Czuliśmy, że dla niego naprawdę byliśmy rodziną i bardzo miło nas zaskoczył tak łagodnym rozwiązaniem.
- Na koniec wyjaśnię wam jedno. Jak idziecie na miasto prosiłbym o maskowanie się. Maski, czapki, kaptury. Cokolwiek, co pozwoli wam zostać anonimowym. Choć saesangi mają to do siebie, że widząc tak zamaskowaną osobę mogę podejrzewać o bycie gwiazdą. Nigdy nie wiadomo co im strzeli do głowy. Za to nikt z naszych pracowników, nie zwróci na was najmniejszej uwagi. Jeżeli jednak powtórzy się taka sytuacja albo z powodu wielkiego pecha ktoś was rozpozna, będą wyciągnięte z tego konsekwencje. Rozumiemy się.
Wszyscy tylko przytaknęliśmy. Gardła ze stresu tak nam zaschły, że nie byliśmy w stanie wydusić z siebie słowa.
- Cieszę się, że się dobrze rozumiemy. Wytwórnia daje wam wolny ten weekend, bo musicie odpocząć przed kolejnym comebackiem. Oczywiście, jestem za tym. Aczkolwiek pamiętajcie o naszej rozmowie. Teraz możemy jechać do wytwórni na trening i mam nadzieję, że więcej nie będę musiał brzmieć tak groźnie. - Zaśmiał się wraz z ostatnim zdaniem, a nam troszkę ulżyło, że to już koniec.
*Kangjoon*
Minęło wyznaczone pięć dni do kolejnego przesłuchania. Bora stresowała się, a ja również nie mniej od niej. Otóż zrobiła straszny postęp ćwicząc ze mną, mimo to nadal była na poziomie początkującej aktorki i tylko ja wiedziałem, że dopiero od kilku dni ma coś takiego jak scenariusze w ręce. Na moje szczęście, czy też pecha siedziałem tuż przy reżyserze i to sprawiło, że słyszałem jego każdy komentarz dotyczący osób wysilających się robić na nim dobre wrażenie. Człowiek, który organizował te castingi był podenerwowany, bo już dawno miał nadzieję, że zostanie wybrana odpowiednia osoba i będzie po sprawie.
- Kangjoon. - Zwrócił się do mnie reżyser. - Od teraz mów mi co myślisz, o danych aktorkach, bo już nie mam siły sam kombinować. Chciałbym jednak, aby to było ostatnie przesłuchanie, bo jak na razie obsadziliśmy same role drugoplanowe.
- Postaram się. - Odrzekłem i wtem ujrzałem wchodzącą na scenę Borę.
Moje serce zabiło mocniej, a wzrok zawisł na niej. Jej sukienka sprawiała, że wyglądała przepięknie. Uśmiechnąłem się serdecznie, kiedy się kłaniała w naszą stronę. Byłem tak zahipnotyzowany, że nie zauważyłem jak reżyser mi się przygląda. Zostałem przez niego szturchnięty w celu opamiętania.
- Co ty? - Zapytał. - Zakochałeś się, czy coś?
Zmieszałem się na te słowa i nie wiedziałem co ze sobą począć. Na szybko wymyśliłem wymówkę, co do której nie byłem pewny, czy mi pomoże, czy pogorszy sprawę.
- Bo ja ją znam. - Wyjąkałem. - Widzi szef, ona... Ćwiczyła ze mną do tego przesłuchania.
Biedna Bora widziała, że sobie rozmawiamy i nie dostała znaku, czy może zacząć. Przez co musiała strasznie się denerwować. Reżyser wyglądał na to, że zaczął dumać. Może myślał nad czymś.
- To zobaczymy, co jej przekazałeś za wskazówki. - Odrzekł z lekkim uśmiechem, albo tylko mi się przewidziało.
Wydawało mi się, że wypadała naprawdę dobrze. Jej stres gdzieś odleciał, jak tylko zaczęła mówić. W pewnym momencie strasznie się wczułem w scenę, którą przedstawiała. Było to wyznanie miłości. Serce mnie ukuło, gdy stwierdziłem, że nigdy nie usłyszę go od niej, poza planem filmowym.
- Kangjoon! - Usłyszałem krzyk obok siebie, aż podskoczyłem na krześle. - No wreszcie. Mówię i mówię do ciebie, a ty nic. Bierzemy twoją koleżankę, ale jak będziesz się tak zamyślał, to zmienię zdanie.
Ucieszyłem się ogromnie na jego słowa, a ona z wielką ulgą ruszyła do wyjścia z sali. Chciałem do niej pobiec i pogratulować, ale niestety czekała mnie jeszcze rozmowa z reżyserem. Gdy jeszcze za nią się oglądałem, ujrzałem jak kobiety ze stafu wręczały jej scenariusz, grafik i potrząsały jej ręką, pewnie witając w ekipie. Następnie podbiegli do niej chłopaki z Astro, bardzo szczęśliwi. Byli na przesłuchaniu, bo odbyło się w sobotę, a tak się składało, że dostali wolny weekend. Zazdrościłem im tego, że mogli być teraz blisko niej i nic na to nie mogłem poradzić.
*Eunwoo*
Martwiłem się ostatnio o Borę. Bała się wpuścić swojego dawnego przyjaciela do mieszkania, lecz na szczęście ten po ostatnim incydencie, nie zjawił się jak na razie. Jako, że zrobił wielkie świństwo nienawidziłem go. Przez niego ona chodziła roztrzęsiona i szybko się denerwowała. Nie potrafiła zapomnieć i choć powtarzała, że wszystko z nią w porządku, to nie widać tego było. Po części czegoś mu zazdrościłem, przez co czułem się podle. Otóż była to odwaga na pocałowanie Bory i wyznanie jej uczuć. Po jej wypowiedzi, można było łatwo zgadnąć, że nie jest jej na rękę to co powiedział i zrobił, więc nie czułem zagrożenia z jego strony, ale jednak był o kilka kroków dalej ode mnie. Bora wiedziała co on czuje. A ja byłem chyba najgorszym tchórzem.
W dniu przesłuchania siedziałem zapatrzony w nią i nie zwracałem uwagi na resztę świata. W głowie układałem pomysły, jak mógłbym wyznać wszystko i wydawało się to takie proste, lecz byłem świadom, iż takie nie było. Kiedy podbiegliśmy pogratulować jej roli coś mi zaświtało w mojej małej głowie. Pomysł na uczczenie sukcesu, oraz okazję do spędzenia z nią chwili sam na sam, by mieć czas na wyznanie jej uczuć.
- Bora. - Zagadałem do niej. - Co ty na to, by uczcić to wycieczką do zoo?
Już miałem dodać, że sam na sam ze mną. By zaakcentować, że chodzi mi o randkę, niestety zanim zdążyłem to zrobić, ktoś wystrzelił bardzo energicznie.
- Wow! Masz rację! - Oczywiście był to MJ. - Dawno nie oglądaliśmy zwierzątek w zoo.
Wszyscy zaczęli się cieszyć wspólną wycieczką w wolny dzień. Przy okazji, zaczęli już ustalać, że może nagramy coś dla fanów. Nie mogłem przez to się już wtrącić i zrezygnowałem z mojego znakomitego planu. Czułem, że Myungjun zrobił to specjalnie, aczkolwiek to mogło być moje urojenie. Byłem zły i zrezygnowany, oraz czułem, że nie skończy się to za dobrze.
*Minwoo*
Czytałem sobie spokojnie gazetę, kiedy poczułem nagłe ciągnięcie za mój kapeć. To był Labo. Próbował mi go zabrać, prawdopodobnie w celu pogryzienia tak samo, jak wcześniej to zrobił z moimi ulubionymi sandałami. Nie wiedziałem, jak powinienem wychowywać tak małego psa, by był posłuszny. Z drugiej strony miałem go zaledwie kilka dni. Choć nie powiem, że bardzo go pragnąłem. Jego obecność w moim mieszkaniu byłą czystym przypadkiem i okazaniem mojej dobroci. Otóż to Yurin go adoptowała, bo jak się okazało jej rodzice sobie z niej zażartowali i myśleli, że wiedziała, iż nie życzą sobie żadnego psiaka. Tymczasem ona odebrała to całkiem serio i ostatecznie piesek zostałby przez nich wyrzucony, a ja nie mogłem na to patrzeć. W dodatku smutek Yurin, jak tylko zrozumiała, że musiałaby oddać małego, był nie do przeżycia. Musiałem go przygarnąć, dla niej i dla niego. W końcu już daliśmy mu nadzieję na nowy dom. Oczywiście wszystko byłoby dobrze, bo kocham psy, gdyby nie to, że nie mam pojęcia, jak postępować ze szczeniakiem.
Wszędzie znajdowałem po nim odchody, a częste spacerki nie pomagały. Pogryzione rzeczy, meble, ubrania i wszystko co udało mu się natrafić troszkę mnie denerwowały. Zawojował moim mieszkaniem, a co najgorsze nie mogłem nim zajmować się 24 godziny w ciągu doby, a pewnie tego właśnie obecnie potrzebował. Myślałem, kto może mi pomóc. Zająć nim się na czas kiedy wychodzę, by ten uczył się cały czas dyscypliny. Niestety wszyscy byli zajętymi ludźmi. Miałem nawet zachwianie, czy nie zadzwonić do jakiejś opiekunki dla dzieci, która będzie mogła zająć się psem. Na szczęście odwiodłem się od tego pomysłu, nie chcąc wyjść na głupka.
Yurin prawie codziennie wpadała pobawić się z Labo, a on widać, że przepadał bardziej za nią, bo to ja zostałem tym, który mu wszystkiego zakazywał. Jednego z takich dni mieliśmy wspólnie iść na spacer. Wychodząc trzymałem lekko smycz malucha, a ten ujrzał dziecko z sąsiedniego domu i wyrwał mi się w tamtą stronę. Pobiegliśmy z Yurin go złapać, lecz zanim dobiegliśmy mała dziewczynka wpuściła go na swoje podwórko. Jakże zdziwioną minę miała jej mama widząc radośnie merdającego ogonem labradora. Kiedy ujrzała nas chyba zrozumiała, że nam zwiał i pokiwała, abyśmy weszli na jej teren.
- Dzień dobry. - Odrzekliśmy chórkiem, a ja potem przemówiłem do sąsiadki. - Przepraszam panią za jego zachowanie. Za słabo trzymałem jego smycz, a młody lubi się dużo bawić. - Zaśmiałem się nerwowo.
- Nie ma sprawy. - Powiedziała miłym głosem kobieta. - A pan przecież jest aktorem? Ma pan czas na wychowanie szczeniaka?
Westchnąłem ciężko, bo nie chciałem przy Yurin mówić, ile kłopotów sprawia ten łobuz.
- Jakoś daję radę, choć szczerze to, boję się go zostawiać na razie samego.
- Psoci dużo? - Zadała kłopotliwe pytanie, a Yurin patrzyła na mnie wyczekująco.
- Trochę. - Starałem się odpowiedzieć dyplomatycznie, ale już widziałem, jak się zasmuciła.
- Ja siedzę w domu z dziećmi na co dzień. Z chęcią zajęłabym się zwierzątkiem, a moje maluchy miałyby zapewne frajdę. Dopóki oczywiści się go nie wychowa. Bo na dłuższą metę, to nie chciałabym mieć nowego domownika. - Zaśmiała się.
Widziałem jak Yurin radośnie patrzy w stronę tej kobiety. To było niezmiernie miłe z jej strony, że złożyła taką propozycje, na którą oczywiście od razu przystaliśmy. Poprosiła także, byśmy zostali na herbatce i porozmawiali o szczegółach naszej współpracy, o ile tak to można było nazwać.
PS. Tak wiem, że to nie labrador. Ale no Minwoo z pieskiem. :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz