niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 12

Nowy początek

Rozdział 12

Szczęśliwa wychodziłam z uczelni po zakończonych piątkowych zajęciach. Rozmyślałam już o czasie, jaki miałam spędzić z Kyuhyunem. Pewnie trwałoby to dłużej, niestety przed budynkiem zobaczyłam podejrzane zbiegowisko. Miałam złe przeczucia. W moją stronę podbiegła przerażona Minzy.

— Co się dzieje? — od razu zapytałam. 

— Biją się! — wykrzyczała moja koleżanka.

— Kto? — Była tak roztrzęsiona, że musiałam wyciągać wszystko. 

— Jinki i Chiwon. — Nie znałam tego drugiego imienia. 

— Kto to Chiwon?

— To taki popularny teraz chłopak. Zastąpił Jinkiego. Ale nie mam pojęcia o co im poszło. — Nie rozumiałam tej całej hierarchii. 

— Nikt ich nie rozdziela — zauważyłam.

— Wolą dopingować — powiedziała to dość nerwowo. Miałam wrażenie, że jakoś mocno się tym przejmowała. 

— Co za idiotyzm — podsumowałam.

W tym momencie wybiegł jeden z wykładowców.

— Rozejść się wszyscy! — krzyknął donośnie.

Wszyscy zgromadzeni posłusznie pouciekali i zostało tylko dwóch sprawców zamieszania. Nie mogli się wyprzeć bójki. Obaj nieźle oberwali. 

— Co wam odbiło? Jung Jinki. Masz coś na swoje usprawiedliwienie? Ostatnio sprawiasz same problemy. — Przysłuchiwałam się temu, jakoś ciekawił mnie powód. 

— On obrażał Minzy. Nie mogłem tego znieść. Nawet jej nie zna… — zatkało mnie i ją. Spojrzała na mnie bardzo zaskoczona. 

— To nie tłumaczy wyładowywania agresji na koledze. Oboje za mną i to teraz!

Ruszyli posłusznie. Długo stałyśmy w ciszy myśląc co przed chwilą miało miejsce. 

— Dlaczego on mnie bronił? Nie rozumiem — szeptała dziewczyna z niedowierzaniem. — Czyżby faktycznie się zmienił? 

Też mnie to zastanawiało… Cieszyłam się, że stanął w obronie mojej koleżanki, jednak byłam zdania, że chyba lepiej załatwiać takie rzeczy bez użycia pięści. 

— Myślisz, że chce odpokutować swoje winy? Ciekawe dlaczego? — zagaiłam ponownie. 

— Nie mam pojęcia. W sumie czemu przejmujemy się osobami, które nas skrzywdziły? Słuchaj, zaraz masz randkę z Kyuhyunem. Masz się z nim spotkać i świetnie bawić. Rozumiesz? Nie myślmy o tym. — Miałam wrażenie, że ona nie zamierzała tego przestać robić. Te jej przejęcie sytuacją było zagadkowe, tak samo jak zachowanie Koreańczyka. 

— To nie jest randka. — Musiałam oczywiście zaprzeczyć, bo mnie to irytowało. 

— Nie znasz się — skwitowała i ruszyłyśmy dalej. 

Rzeczywiście musiałam pośpiesznie udać się do domu, żeby móc się wyszykować na spotkanie. Może i uważałam, że to jedynie mój nowy przyjaciel i nic poza tym, mimo to, nie chciałam zrobić złego wrażenia. 

Gdy byłam gotowa postanowiłam zaczekać w kuchni. Nie mogłam się oprzeć od podjadania słodkości leżących tam. Ciasteczka wszelkiego rodzaju, aż prosiły się o skosztowanie. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Szybko pod nie pobiegłam, lecz nie przemyślałam tego, że miałam pełną buzię.

— Witaj — powiedział Kyuhyun, który był za drzwiami.

— Itaj — odparłam ledwo słyszalnie i niewyraźnie, ze względu na zapchanie ciastkami.

Koreańczyk wybuchł śmiechem, a mnie to zawstydziło.

— Zabawnie to wygląda — dodał. 

— Wcale nie. Przepraszam, to było niegrzeczne — oznajmiłam po przełknięciu już wszystkiego. 

— Przesadzasz, co najwyżej słodkie. — Po tych jego słowach, na mojej twarzy zrobiło mi się jeszcze cieplej. 

— Zbieramy się? — zapytałam pospiesznie, żeby zmienić temat.

— Oczywiście — odpowiedział mi z delikatnym uśmiechem.

Wsiedliśmy po chwili na rowery i ruszyliśmy. Jeździliśmy szerszymi ścieżkami, by wygodniej móc jeździć obok siebie. Czasami się ścigaliśmy. Czasem jechaliśmy powoli i rozmawialiśmy. Kilka razy Kyuhyun udawał, że zaraz się wywróci, co miało być zabawne, a mnie tym przeraził. Czas biegł szybko. Było całkiem przyjemnie dla nas obojga. Zmęczenie niestety też wkrótce się pojawiło.

— Chciałabyś może odstawić rowery? Pojedziemy gdzieś samochodem. Na jakiś koktajl, czy ciastko — zaproponował, a ja przytaknęłam ochoczo. — Strasznie miło było spędzić tak czas. Ostatnio z zespołem nie mamy chwili wytchnienia. Oni dzielnie to znoszą. Ja chyba jednak jestem z nich najsłabszy. Mam dość tego ciągłego biegu. A i tak kocham to co robimy — wyznał mi niespodziewanie. Zrobiło mi się go trochę żal. 

— Podziwiam was. Musicie tyle ćwiczyć, tyle wysiłku wkładać — rzekłam szczerze.

— To normalne. To cena za robienie tego co się kocha. Nie ma nic za darmo.

Rozmawialiśmy dużo o muzyce i innych zainteresowaniach. Tematy się nie kończyły. Na nasze nieszczęście, czas już tak. Nawet nie wiedzieliśmy, kiedy nastała pora powrotu.

— Musimy jechać, bo obiecałem cię na dwudziestą odstawić. Mają coś w planach chyba z tobą — zakomunikował mi w pewnym momencie Kyuhyun. Trochę mnie tym zaskoczył. 

— Ja o niczym nie wiem. 

— Najwidoczniej to niespodzianka. — Uśmiechnął się przy tych słowach. — Z chęcią porozmawiałbym dłużej, lecz nic straconego. Spotkamy się jeszcze wiele razy… Chyba, że masz coś przeciwko? 

— Nie, skądże. Na pewno mnie ucieszy nasze kolejne spotkanie. — To była prawda.

Znowu wymieniliśmy się uśmiechami. Cały czas to robiliśmy. Miałam tylko mieszane uczucia. Chciałam więcej czasu spędzić z nim, a z drugiej strony chciałam bardzo zobaczyć się w końcu z Sumin. Wkrótce dotarliśmy pod dorm. On wyszedł, żeby otworzyć mi drzwi samochodu i przytulił leciutko na pożegnanie.

— To do następnego. — Po tych słowach wsiadł z powrotem.

Jeszcze chwilę stałam i machałam mu na pożegnanie. Kiwałam się ze szczęścia w miejscu. Wzięłam następnie głęboki wdech i odwróciłam w stronę budynku do którego przyjechałam. Nim zdążyłam podejść bliżej, wyszła z niego spora grupka osób. Dokładnie to Sumin, Yifan, Chanyeol, Junmyeon, Sehun, Kyungsoo, Jongdae i Minseok. Ta pierwsza puściła się biegiem do mnie. Przytuliłam ją mocno.

— Tęskniłam — wymamrotała.

— Ja również — wyznałam szczerze. — Co się dzieje? — dodałam. 

— Zostaniemy w tym składzie do jutrzejszego popołudnia. Chłopcy wpadli na pomysł, że pójdziemy do jakiegoś klubu potańczyć i powygłupiać się. — wyjaśniła, a ja poczułam się dość niepewnie z tą wiadomością. 

— Dokładnie — wtrącił Suho. — To niesprawiedliwe, że Baekhyun z tobą gdzieś wyszedł, Luhan też miał okazję na spędzenie z tobą czasu. Czasem widujemy cię sam na sam z Yixingiem. A my to co? Chcemy spędzić też chwile z tobą — mówił to z żalem w głosie. 

— Będziesz dziś tańczyła, aż padniesz ze zmęczenia — dodał Chanyeol. — Zapowiada się świetna zabawa.

— Ja nie umiem… — jęknęłam przestraszona. Nigdy nie chodziłam do klubów. 

— A myślisz, że my umiemy tańczyć? – zapytał Xiumin, czym mnie rozbawił. Przecież byli idolami, których taniec był jedną ze smykałek. 

— Nie ważne, liczy się to, że będziemy się dobrze bawić — podsumowała Sumin.

Kris pociągnął Sumin za rękę. Czułam, że nie zamierzał tam ją odstępować na krok. 

— Idziemy i nie marudzimy — oznajmił. 

Wszyscy więc ruszyli oprócz mnie. Chen widząc moje zakłopotanie chwycił mnie pod rękę i dołączyliśmy tak do reszty.

W klubie była oczywiście głośna muzyka. O to zresztą chodziło w takich miejscach. Mieniło się pełno kolorowych lamp. Ludzie podskakiwali do rytmu i śmiali się. Ja najbardziej chciałam znaleźć jakieś ustronne miejsce, żeby usiąść na spokojnie, lecz ktoś pociągnął mnie za rękę w stronę tłumu. To był Junmyeon.

— Suho? Co robisz? — Przestraszyłam się. 

— Rozkręcam cię. Nie myśl, że będziesz sobie tutaj siedzieć. 

— Ja nie lubię tańczyć. — Próbowałam się bronić. 

— Wczuj się w muzykę. Może nawet cię miotać na wszystkie. Ja wszystko zniosę. Byle byś się dobrze bawiła — przekonywał mnie już powoli ruszając się do rytmu. 

Zaczęłam próbować się lekko kiwać. Robiłam ostrożne ruchy, by przed nikim się nie wygłupić. Wstydziłam się strasznie. Nie wiedziałam co ma ze sobą począć. Junmyeon natomiast przyglądał się mi uważnie.

— Coś jest nie tak. Jesteś sztywna. — Poczułam się troszkę dziwnie po tym zdaniu. — Krępujesz się przede mną tańczyć?

— To nie tak. Ja naprawdę nie potrafię. — Nie wiedziałam jak tańczyć. Dla mnie to była czarna magia. Bałam się też, że wszyscy zaczną na mnie się gapić, jak zrobię coś dziwnego. 

— Ja nie sprawdzam twoich umiejętności. Masz się rozluźnić. Jak tego nie zrobisz, to powiem wszystkim, że właśnie wyznałaś, że podkochujesz się we mnie. — Zdębiałam na te słowa. To było niesprawiedliwe. 

— Suho! — krzyknęłam oburzona.

— Wiem, że to szantaż, ale w słusznej sprawie. Zamknij oczy. Wyobraź sobie, że jesteś tu sama. — Starałam się dostosować do jego poleceń. — Następnie wsłuchaj się w muzykę. Poczuj ją na całym ciele, odruchy same przyjdą z czasem. 

I tak też zrobiłam. Skupiłam się na tym co słyszałam. W tle była obecnie piosenka Girl’s Day o tytule „Oh my God!”.





Zaczęłam od kiwania głową do rytmu. Potem postanowiłam wyrazić emocje ciałem. Machałam z czasem rękami i nogami na wszystkie strony, potem jeszcze skacząc do tego. Rzeczywiście spodobało mi się to. Nie mogłam się po chwili oprzeć dzikim ruchom. Otworzyłam poźniej oczy. Widziałam Junmyeona, który też tańczył po swojemu. Uśmiechał się do mnie, zadowolony pewnie, że udało mu się mnie do tego namówić. Gdy doszło do kolejnego utworu między nas niespodziewanie wskoczył Jongdae.

— To teraz ja. Ty miałeś już swoje pięć minut — wyjaśnił szczęśliwy, a ja trochę krępowałam się tego, że był mnie bliżej niż poprzedni towarzysz tańca.  

— Tylko jedna piosenka?! — oburzył się lider.

— Każdy chce z nią potańczyć. A co jak szybko się zmęczy? Trzeba korzystać póki nie padła. — Dziwnie było mi tego słuchać. 

— Masz rację… Egoista ze mnie. Odbiję na chwile Sumin Yifanowi.  

— Nie radzę, ja wcześniej też próbowałem — oznajmił Jongdae, a mnie to rozbawiło. Wiedziałam, że moja przyjaciółka będzie strzeżona. 

— Nie porównuj mnie do siebie. — Mówiąc to poszedł w stronę gołąbeczków, którzy tańczyli blisko siebie. Chciałam się temu przyjrzeć, lecz Koreańczyk zwrócił się do mnie.

— Bo piosenka się skończy, a my nie natańczymy się.

— Wybacz! — Denerwujące było to, że żeby coś powiedzieć trzeba było przekrzyczeć muzykę. 

Znowu udało mi się bardzo wczuć. Tańczyłam więc najlepiej jak potrafiłam. Tak samo było z Minseokiem, Chanyeolem i Sehunem. Po Sehunie nikt więcej nie podchodził, więc przetańczyłam z nim więcej piosenek. Coś mi nie pasowało. Przypomniałam sobie, że Kyungsoo w ogóle nie podszedł. Zrozumiałam też, że to pewnie przez jego sławną nieśmiałość. Sama w końcu wiedziałam jak to jest. Postanowiłam, że w jego przypadku to ja wyciągnie pierwsza rękę, choć sama siebie zaskakiwałam tą odwagą. Junmyeon coś we mnie odblokował. Podeszłam do niego.

— Nie tańczyliśmy jeszcze — zagadałam. 

— Mówisz do mnie? — Spojrzał na mnie zdziwiony swoimi wyłupiastymi oczami.

— Tak głuptasie! — Zaśmiałam się. Pierwszy raz byłam tak pewna siebie. 

— Nie wiem, czy to dobry pomysł. Jesteś pewnie wykończona. — Wiedziałam, że to była jedynie próba wykręcenia się.

— Gdybym była, nie prosiłabym o taniec. Chodź! – Mówiąc to pociągnęłam go za rękę. Wprowadziło go to chyba w dużo większe zakłopotanie.

Jednak na parkiecie oboje wczuliśmy się w rytm. Nikt nam nie przerywał, więc ostatecznie też potańczyliśmy przez kilka piosenek. Widać było, że Kyungsoo się podobało. Gdy byliśmy już wyczerpani poszliśmy do stolika, gdzie przesiadywała reszta. Z wyjątkiem Junmyeona i Sumin. Dorwał ją podobno zaledwie po tym jak Kris uznał, że chce odpocząć.

— To niesprawiedliwe. Dwie dziewczyny, a nas tyle. Chciałem zaprosić jakąś obcą do tańca, lecz kazała mi się wypchać. Nie wiem jakim cudem nawet mnie nie rozpoznała – narzekał Chanyeol zabawnym głosem. Brzmiał jak obrażone dziecko. 

— Uspokój się. Mimo wszystko się rozerwaliśmy — odparł Jongdae.

— Ja nie wyładowałem całej swojej energii. Ja chcę wciąż skakać, tańczyć, szaleć — marudził dalej Chan wstając i podskakując w miejscu jak piłeczka. 

Spojrzał dość nagle na mnie. Moja energia była całkowicie wyczerpana, więc machałam rękami na boki. 

— Nawet na mnie tak nie patrz. Ja jestem wykończona — pospiesznie zwróciłam się do niego.

— Tylko kilka piosenek — mówił błagalnie i składał do tego ręce. 

— Sam sobie potańcz — rzuciłam od niechcenia.

— Ja jestem Chanyeol. Ja nie tańczę sam. Rozumiesz? — oburzył się nie na żarty. — I wcale nie jesteś taka miła, jak opowiada Baekhyun.

— Opowiada ci o mnie? — zdziwiłam się, choć w sumie przyjaźnili się z tego co zauważyłam, a wiedziałam co czuł…

— Dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Jak można tak dużo o mnie mówić? Nie wydawałam się sobie aż tak ciekawą osobą. Zaskakiwał mnie. 

Po chwili Suho wrócił wraz z Sumin.

— I co to za siedzenie na tyłkach? — zarzucił im lider. 

— Ona nie chce ze mną tańczyć — burknął Chanyeol. Nie dawał za wygraną. 

— Ma prawo być zmęczona. — Bronił mnie Kyungsoo, za co byłam mu wdzięczna. 

— Ty tańczyłeś z nią najdłużej. Nie masz prawa głosu. — Chan naprawdę już przesadzał według mnie. 

— Nie prawda, nie tylko ja. Sehun też dość długo tańczył. — D.O. tracił do niego cierpliwość. Bałam się, że zaraz wybuchnie kłótnia. 

— Chłopcy! — wtrącił Junmyeon. — Bez takich kłótni, idziemy do domu. Pora najwyższa.

— O kurczę! — Krzyknął Sehun wszystkich zaskakując. — Ta piosenka, która leci. Nie mogę iść. Chanyeol idziemy tańczyć. 

— Chyba oszalałeś całkowicie! — zdenerwował się Chan. 

Maknae pociągnął rapera w stronę parkietu pospiesznie i wszyscy zaczęliśmy się z nich śmiać.

— Czemu oni nigdy się nie słuchają? — Załamał się lider.

Po upragnionym utworze Sehuna wszyscy pozbieraliśmy się do wyjścia. Część z nas wyczerpana, część lekko zawiedziona tym, że bezlitosny czas leciał tak szybko. Wiedziałam, że tej nocy zasnę łatwo i miałam również nadzieję, że koszmary też się nie pojawią. Długo w końcu mi się nie śniły. Kolejny dzień mogłam zaliczyć też do szczęśliwie spędzonych. Bawiłam się świetnie. A na dodatek udało mi się przełamać kolejna blokadę. Taniec w miejscu publicznym. I zbliżyłam się bardziej do pozostałych członków EXO. Chciałam, żeby było jeszcze długo mi dane tak miło spędzać czas z nimi. 


***

Byłam tak zmęczona, że nawet na sekundę nie przebudziłam się w nocy. Rano natomiast obudziłam się około godziny dziesiątej i byłam jedną z pierwszych osób, które wstały. Początkowo myślałam, że jedyną, lecz ku mojemu zdziwieniu w kuchni Junmyeon robił sobie śniadanie. 

— Już wstałaś? — zapytał nie odwracając wzroku od kanapki, którą przygotowywał. 

— Raczej dopiero. — Zaśmiałam się, zazwyczaj bywałam rannym ptaszkiem. — Rozumiem, że inni śpią?

— Dokładnie. Może i dobrze. Chciałbym porozmawiać, bo coś mnie gnębi. — Wtedy niespodziewanie spojrzał dość poważnie na mnie, co lekko mnie zaniepokoiło. Nie wiedziałam co miałam zrobić, a on widząc moje zakłopotanie dodał: — Usiądź proszę. — Mówiąc to wskazał mi krzesło i uśmiechnął się delikatnie. 

Posłusznie wykonałam polecenie i czekałam niecierpliwie, na to co chciał mi oznajmić lider. On natomiast ułożył zrobione przez niego kanapki na talerzu i położył na środku stołu po czym sam usiadł naprzeciwko mnie. 

— Możesz się częstować. A ja zacznę… — Jakoś wolałam poczekać, aż dowiem się tematu rozmowy. — Zauważyłem, że wzbudziłaś zainteresowanie kilku członków naszego zespołu. Chodzi mi o to, że im się podobasz.  

Zatkało mnie. Nie spodziewałam się rozmowy o tym.  Zastanowiło mnie też, czy miał na myśli te same osoby co ja.  

— Nie będę cię pytać, którego wolisz, albo czy w ogóle zamierzasz z którymś z nich być. To sprawa między wami. Chcę cię po prostu uświadomić o czymś — wyjaśniał, a ja byłam bardzo zestresowana w tamtym momencie. 

— Ja wiem o nich… — szepnęłam. 

— Rozumiem. Chciałbym prosić byś była ostrożna. Nie chciałbym między nimi kłótni o ciebie. I nie chcę też, żeby ktokolwiek uczuciowo ucierpiał. — To było dla mnie jasne. Bałam się tylko, że zrobię jednak coś nie tak i będzie miał mi za złe to. 

— Spokojnie. Ja nikogo nie zamierzam krzywdzić na pewno — zaczęłam się tłumaczyć. — Staram się być ostrożna, bo na razie nie jestem zainteresowana posiadaniem jakiegokolwiek chłopaka.  

— Twój ojciec ci zabrania? — wystrzelił nagle z takim pytaniem, co mnie lekko rozbawiło. 

— Nie, nie. Wręcz przeciwnie. Tata jest kochany. Niestety zostałam skrzywdzona ostatnio przez chłopaka z uczelni i po prostu mam uraz. — Nie chciałam mówić mu o szczegółach.

— Ja ręczę za chłopaków, że krzywdy ci nie zrobią. — Wierzyłam mu. Zdążyłam ich też na tyle poznać. 

— To akurat jest oczywiste. — Uznałam, że może dodam mu jeszcze jedną wiadomość w tym temacie. — Baekhyun wie już, że potrzebuję czasu, bo powiedział mi wszystko wprost. 

— Cieszę się, że gracie w otwarte karty, bo potem mogą wyniknąć sprzeczki i nieporozumienia. Przepraszam za nachalność, lecz to moi przyjaciele, podopieczni i zarazem współlokatorzy. Różne rzeczy też działy się w przeszłości… — Czemu znowu miałam wrażenie, że chodziło o Sumin? Może też spodobała się kilku osobom? 

— Dobrze, że się o nich troszczysz — dodałam od siebie z pokrzepiającym uśmiechem. 

— Nie przesadzajmy. Chyba rozumiem co im się w tobie podoba. 

Czułam, że znowu płonęły mi policzki przez te słowa. Podobałam się dwóm chłopakom. To było po części podbudowujące.  Chciałam coś więcej powiedzieć, jednak do pomieszczenia wkroczyli Sehun i Chanyeol. 

— Jak mogliście tak wcześnie wstać? — zapytał zaskoczony maknae

— Skąd wiesz, o której wstaliśmy? — dogryzł mu Suho. 

— Chodzi o to, że sam uważam, że jest za wcześnie, a wy wstaliście wcześniej niż ja. — Mówiąc to mrużył oczy, jakby światło mu przeszkadzało. Musiał faktycznie być wciąż senny. 

Następnie podszedł do lodówki i zawiesił się na jej drzwiach bez ruchu. 

— Ej! Sehun! — krzyknął Chanyeol, a ja przez niego podskoczyłam wystraszona. — To nie tylko twoja lodówka. Też chcę coś z niej wyciągnąć. 

— Chwila. Ja myślę, co z niej chcę — wymamrotał najmłodszy. 

— Ty za wolno myślisz. Przepuść mnie. Mi pójdzie szybko — oburzał się bardzo raper. 

Czyżby zapowiadała się kolejna kłótnia? Sehun wyciągnął rękę w stronę rapera, by ten nie podchodził. 

— Jaja sobie robisz? Głodny jestem! — Mówiąc to masował swój brzuch. Czułam się, jakbym oglądała jakieś reality show z nimi. 

— Ciii. Głowa mnie boli. — Blondyn brzmiał jak ledwo żywy. 

— Hej maknae! Oddawaj lodówkę, bo jak nie…

— Spokojnie — przerwał im Junmyeon. — Musicie się kłócić z rana? Sehun proszę cię, puść Chana lub wyjmuj coś szybciej. — Współczułam mu trochę, że musiał wiecznie pilnować porządku w tym chaosie, jaki oni tworzyli. 

— Dobrze mamo. — Oburzony Sehun wyjął zgrzewkę jogurtów z lodówki i chciał już wyjść z kuchni, ale Chanyeol go zatrzymał.

— Ja też chcę jogurt — burknął. 

— To sobie weź — rzucił jednocześnie wybiegając z kuchni z bananem na buzi. 

— Co za dzieciak — parsknął raper i wybiegł za nim. 

— Oni nigdy nie wyrosną — westchnął Suho.

Lubiłam to w nich. Mimo tego ile musieli włożyć wysiłku w swoją karierę, pozostawali takimi beztroskimi dziećmi. Sprzeczali się o błahostki, cieszyli życiem. Miałam nadzieję, że też będę tak potrafiła przy nich. Dobrze na mnie to wpływało. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz