poniedziałek, 22 maja 2017

Diagnostyka serca: Prolog




Witam wszystkich. Zaczynamy od prologu. Mam nadzieję, że zachęci was on do czytania. :D

Diagnostyka serca
Prolog




*Jongin*

            Siedziałem na ławce w przerwie treningu. Byłem wściekły. Coś w nodze rwało mnie niemiłosiernie. Nie pierwszy i nie ostatni raz sobie coś uszkodziłem. Jednak wolałbym tego uniknąć. Już widziałem, jak musieliby znowu wszystko przeze mnie przełożyć, aż się wyleczę i wszyscy cierpieliby. Tak bardzo czekaliśmy na ten comeback, a ja znowu nawalałem. Czułem się czasem słabym ogniwem tej grupy. Niby mówili, że jestem ich taneczną maszyną, niby byłem jednym z bardziej wielbionych członków, uważano, że miałem talent, potencjał i zaparcie. Ale co z tego, jak byłem łamagą? Który to raz w tym roku sobie coś zrobiłem? Musiałem tym razem udawać, że jest dobrze, choć troszeczkę się bałem. Nie byłem lekarzem, by stwierdzić, czy noga jest w bardzo złym stanie. Mogłem jeszcze go pogorszyć dalej trenując. Zacząłem myśleć, że może udałoby mi się ominąć resztę ćwiczeń na ten dzień, odpocząłbym i na drugi dzień byłoby lepiej.
            Kiedy wstałem, by podejść do Junmyeona i przekonać go do zakończenia treningu na ten moment, niestety noga pokazała, że nie będzie współpracować i musiałem dokuśtykać do niego. O dziwo akurat nikt na mnie nie patrzył. Mogłem więc dalej próbować ich oszukać.
- Hyung. - Zwróciłem się do niego, gdy już nad nim stanąłem, a on uniósł na mnie głowę i uśmiechnął się. - Możemy na dzisiaj skończyć, albo mogę iść do dormu? - Zapytałem niepewnie, a jego wyraz twarzy zmienił się na wystraszony.
- Coś nie tak? - Widać było, że się przejął.
- Nie... Znaczy tak... Nienajlepiej się czuję. Jakaś niestrawność, czy coś. Poleżę i mi przejdzie. - Mówiłem powstrzymując się od syknięcia z bólu, który poczułem znowu w nodze.
- Rzeczywiście źle jakoś wyglądasz. Leć. My jeszcze poćwiczymy, bo kilka osób ma braki. Wytłumaczę cię.
            Jakiego miałem farta, że tym razem Jun nie przejrzał mnie na wylot. Zazwyczaj był bardzo spostrzegawczy i prześwitywał nas. Poczekałem tylko, aż spuści wzrok z powrotem na gazetę, którą czytał. Wtedy postarałem się wyjść niezauważalnie. Na szczęście udało mi się to zrobić. Jednak kiedy źle stąpnąłem prawie umarłem, bo tak mnie to zabolało. Zacisnąłem mocno zęby, by nie krzyknąć, bo pewnym było, że wszyscy zaraz wybiegną z sali. Musiałem być twardy.

*Minseok*

            Pakowałem się do mojej walizki bardzo powoli. Dziwne było uczucie, które zrodziło się we mnie w tamtym momencie. W końcu tyle lat mieszkałem z chłopakami. Byli dla mnie jak rodzina. Nie wiem, co mnie podkusiło, że zachciałem się usamodzielnić. Było za późno na wycofanie się. Wcześniej byłem pewny swej decyzji, a nagle zwątpiłem. Choć i tak miałem nadal widywać chłopaków na treningach, mogłem spędzać z nimi wolny czas. Nie rozstawałem się z nimi na zawsze. Po prostu zmienić miałem miejsce snu. Tyle nad tym myślałem, a zaczęło mi się to wydawać w jednej chwili bez sensu.
Ogarnij się Minseok! Sam tego chciałeś.
- Wahamy się? - Usłyszałem z progu mojego pokoju. To był głos należący do Luhana.
- Nie wiem czemu, teraz zastanawiam się po co zachciało mi się tego wszystkiego.
- Bo uważałeś, że jako najstarszy powinieneś dojrzeć i pokazać, że potrafisz być dorosły. Jakoś tak to mówiłeś. - Zaczął mnie tłumaczyć Lu, choć chyba to powinno być na odwrót.
- Wiem to niby, mimo to, jakiś niepokój mnie ogarnął.
            Chińczyk podszedł do mnie i zawiesił swoją rękę na moim ramieniu i zaczął mnie tam klepać pokrzepiająco.
-Przecież nie rozstajesz się z nami, nie rezygnujesz z kariery i nie jesteś śmiertelnie chory... Chyba, że nam czegoś nie mówisz. Jeżeli jednak tak jest, to nie masz czym się przejmować.
            Miał rację w tym wszystkim. Musiałem się wziąć za siebie, bo zrobiłem się ostatnio mazgajowaty. Za bardzo rozczulałem się nad sobą w sytuacjach, w których nie było takiej potrzeby.
            Nagle do pokoju wleciał jak z procy Jongdae. Przyglądaliśmy mu się z niemałym szokiem, a gdy po czasie to zauważył raczył nam coś wyjaśnić.
- Problem. Wielki. - Sapał, lecz nie wiedziałem, czy ze stresu, czy dlatego, że biegł, ale nie miał raczej tak słabej kondycji. - Jadę z Jonginem do szpitala. Głupek ukrywał przed nami kontuzję. Ten dzieciak ostatnio jest coraz to dziwniejszy.
- Może ja powinienem... - Już chciałem zaoferować pomoc, a ten mi przerwał.
- Spokojnie. Dam sobie z nim radę. Ty masz dziś się przenieść i tak zrób. - Kiwnąłem głową na zgodę.

*Jongdae*

            Siedziałem obok łóżka Jongina i czekaliśmy na lekarza. Zachowywał się jak obrażony, że go zaciągnąłem do szpitala. Co on sobie wyobrażał? Ja powinienem być zły, że nic się nie odzywał. Wiedział dobrze, jak jego kontuzje czasem bywały poważne i niewyleczone mogły przynieść tragiczne skutki. Jednak on zachował się znowu dziecinnie. Może był jednym z młodszych członków, ale to nie usprawiedliwiało jego zachowania. Zdenerwowała mnie ta cisza między nami i zapragnąłem ją przerwać.
- Boli mocno? - Spojrzał na mnie zaskoczony, pewnie dlatego, że odezwałem się do niego łagodnie.
- Bardzo. - Powiedział to cicho. - Nie mów Jun...
- I co powiemy mu? Wiesz Kai jest na chwilę w szpitalu, bo musiał coś sprawdzić. Nie, to nie kolejna kontuzja. - Oburzyłem się.
- Nie oto mi chodzi. Chcę byś nie mówił, że go oszukałem z powodem wyjścia z treningu. Będzie zawiedziony sobą i mną. Kontuzji raczej i tak już nie ukryję. - Ostatnie zdanie zabrzmiało, jakby miał do mnie oto pretensję.
- Oczywiście, że nie i nie mam pojęcia z jakiego powodu i jak zamierzałeś to ukryć. Przecież nie wziąłbyś jutro udziału w treningach? - Wzięło mi się na kazania w jego stronę. Po prostu zirytował mnie. - I co ten lekarz tak długo robi? - Wyładowywałem nerwy na wszystkim wokół i jak na zawołanie zjawiła się jakaś pielęgniarka.
- Dzień dobry pa... O hej Jongin! - Wykrzyknęła radośnie kiedy uniosła głowę w stronę naszego Kaia. Znali się?
- O to znowu ty. Chayeon? Dobrze pamiętam? - Poczułem się zignorowany przez to, że rozmawiali między sobą.
- Dobrze pamiętasz. - Oznajmiła dziewczyna cały czas uśmiechnięta. - Ile razy jeszcze będę musiała cię zaprowadzić na rentgen? - Zaśmiała się.
            Bawiła ją jego sytuacja? Mnie wcale. Nie ma to jak cieszyć się nieszczęściem innego człowieka. O dziwo i Jongin się uśmiechnął. Nie rozumiałem już nic z tego. Musiałem wyglądać na zdezorientowanego, bo mój kolega zaczął się tłumaczyć.
- Chayeon jest tutaj jakiś czas stażystką i zawsze trafiam pod jej opiekę. Przeszliśmy ostatnio na ty, bo jak się okazuje jest ode mnie troszkę starsza i...
- Stażystka? - Prychnąłem. - Jak stażystka może się zajmować pacjentem? - Znowu się zdenerwowałem. Co jak co, on potrzebował dobrej opieki.
- Spokojnie. Nie zrobię krzywdy twojemu przyjacielowi. Kończę wkrótce staż i zostanę normalnym pracownikiem, więc wiele mi nie brakuje. Na dodatek nie robię nic skomplikowanego. To lekarz jest od leczenia samego. Ja tylko podaje leki, kroplówki, poprawiam poduszkę, zawożę pacjentów na badania i pomagam w innych czynnością, przy okazji obserwując innych i ucząc się od nich wszystkiego.- Mówiła bardzo dużo i bardzo szybko. Czułem, jakby się ze mną wykłócała. Nie spodobało mi się to ogromnie. Nie pozwalałem sobie w kasze dmuchać jakimś małolatom. - I teraz wybacz, ale zabieram Jongina na rentgen.
            Po tych słowach podeszła do jego łóżka i ten już zabierał się do zejścia z niego i wiedziałem do czego zmierzają. On miał dokuśtykać do wózka, opierając się na niej. Nie mogłem na to patrzeć. To bydle miało opierać się na malutkiej dziewczynie? Wstałem i odsunąłem lekko dziewczynę bez słowa od łóżka i sam nastawiłem się jako podpórka dla Kaia.
- Gdzie mam go zaprowadzić? - Zapytałem tej całej Chayeon.
- Za kotarę, bo tam stoi wózek. Tu jest za wąsko, by nim wjechać. - Oznajmiła z niemałym szokiem wypisanym na twarzy, a Kai cicho chichotał. Pewnie śmieszyło go to, że nagle zamieniłem się w uprzejmego faceta. Musiałem mu potem wygarnąć swoje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz