wtorek, 30 maja 2017

Diagnostyka serca: Rozdział 1

Ostatnio było wam za krótko, lecz to był tylko wstęp. :D Zapraszam was teraz na pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że spodoba wam się to opowiadanie. :D Czekam na opinię w komentarzach.

Diagnostyka serca
Rozdział 1


*Jiwon*
            Siedziałam za swoim biurkiem popijając trzecią kawę już tego dnia. Wiedziałam co mnie za chwileczkę czeka. Kazanie od szefa. Potem albo przeniesienie, albo wyrzucenie z pracy. Narobiłam jak zwykle problemów przez mój wybuchowy charakterek. Mogłam trzymać język za zębami. Ale wtedy oczywiście nie byłabym sobą, jednak nie musiałabym przechodzić przez to co mnie teraz czekało. Niecierpliwie zaczęłam tupać nogą pod biurkiem. Wokół siebie słyszałam podszepty współpracowników. Pewnie wszędzie się rozniosło co nabroiłam. Tak bardzo ludzie w tej firmie kochali obgadywanie. Nic się przed nimi nie ukrywało.
- Oh Jiwon! – Usłyszałam za swoimi plecami ostry głos szefa.
            Momentalnie wstałam na równe nogi i ukłoniłam się grzecznie, kiedy pojawił się przede mną. On stał sztywno z założonymi rękami. Bałam się podnieść z ukłonu. Nie chciałam patrzeć za bardzo na jego srogą minę. Mimo to, zrobiłam to powoli. Kiedy nasze oczy spotkały się mogłam zauważyć, że wręcz zabijał mnie wzrokiem. Byłam w kropce.
- Wyjaśnij mi. Dlaczego zawaliłaś tak ważny dla nas wywiad? Przecież miałaś zrobić tylko kilka łatwych ujęć, czyż nie? – Przytaknęłam posłusznie. – Jak mogłaś powiedzieć mu tak obraźliwe słowa, że nie chciał już przeprowadzić wywiadu? I co mu powiedziałaś? On nawet nie zamierza tego powiedzieć, bo jest tym tak oburzony! – Widać było po nim, że kipiał od złości. A ja nagle stałam się małą pokorną dziewczynką. On chyba był jedyną osobą na tej planecie, której się bałam.
- Przepraszam, źle postąpiłam. – Bardzo źle. To było ważne dla naszej gazety, by wydać ten wywiad ze światowej sławy piłkarzem. Rzadko się godził na takowe, a ja jeszcze wszystko zepsułam. Byłam beznadziejna.
- Myślisz, że to załatwi sprawę? Oszaleję z tobą. Ja wiem, że masz ten swój temperament i często się nam przydawał, tylko tym razem… - Westchnął głęboko. – Dobra, kara musi być. Ucinamy oczywiście premię w tym miesiącu, oraz zostajesz przeniesiona do działu w którym tak bardzo nie chciałaś pracować.
            Już miałam ochotę się popłakać. Gdyby nie to, że w tej robocie czułam się znakomicie, w tym momencie bym ją rzuciła. Miał na myśli, że zostałam przeniesiona do naszego studia fotograficznego, które robiło sesje przede wszystkim idolom na zamówienie. Nie żebym nie lubiła gwiazdeczek naszej Korei. Chodziło bardziej oto, że trzeba było być tam strasznie elastycznym i robić to co rozkazywała wytwórnia, która wynajmowała nas. Płacili dobrze za to, by być na każde ich skinienie. Jeszcze trzeba było być dla nich miłym, by więcej razy korzystali z naszych usług. Nie lubiłam się podlizywać innym, którzy na dodatek nie szanowali naszej pracy.
- Dlaczego ja? – Powiedziałam tonem marudnego dziecka, przez co znowu zostałam zgromiona groźnym wzrokiem.
- Nasza Yoona jest w ciąży. Będziesz na czas jej macierzyńskiego idealnym zastępstwem. Mam nadzieję, że zdąży ci wszystko wyjaśnić przed odejściem. Ona jest tam najlepszą pracownicą. – Wyjaśnił mi, a ja zdębiałam. Miałam dostać jej trudną działkę i wkrótce zostać z nią sama. Nie oszukując się, ale reszta tamtej ekipy troszkę lubiła się obijać. – Zaczynasz od dzisiaj, więc biegnij tam do niej. To tyle. – Po  tych słowach udał się do swojego gabinetu, a ja ruszyłam pocierając ciężko nogami o ziemię do pokoju Yoony.
***
            Siedzenie na jednym z korytarzy wytwórni SM nie było za ciekawe. Czekaliśmy na niemałe gwiazdeczki. A mianowicie zespół EXO. Spóźniali się. Bite pół godziny, a pracownicy nie raczyli nic nam wyjaśniać. Powiedzieli, byśmy jeszcze chwilę poczekali. Biedna Yoona była już w jakimś dalszym miesiącu tej ciąży, bo jej brzuszek mówił sam za siebie, a oni kazali jej się stresować i czekać. Ja z jednej strony nie wierzyłam, że tak nagle znalazłam się w takim miejscu.
            Jeszcze chwilę temu wchodziłam do jej gabinetu. A tam ona oznajmiła, że jedzie w trasę i mam się z nią zabrać. Momentalnie wyszykowałam się do wyjścia i dojechałyśmy przed czasem, bo spóźnienie na taką sesje było grzechem. A tu my musiałyśmy się niecierpliwić.
Dopiero po chwili jakiś mężczyzna podniósł głowę z nad telefonu w który uparcie coś stukał i wytrzeszczył oczy w naszą stronę. Jakby wystraszył się nas. Taki przerażający wzrok miałam, czy coś?
- Państwo na sesje z EXO? – Zapytał lekko drżącym głosem.
- Owszem. – Przytaknęła radośnie Yoona podnosząc się z miejsca, pewnie myślała, że po nas przyszedł, a ja wyczułam, że coś było nie tak.
- Ja bardzo przepraszam, ale jeden z naszych członków zespołu miał wczoraj kontuzję. Miałem od razu zadzwonić i wszystko odwołać, a niestety wyleciało mi z głowy. – Zawrzało we mnie.
            Yoona wysilała się tak, by być na czas. Jest w ciąży! Nie powinna już moim zdaniem chodzić do tak wymagającej pracy. A on bezczelnie nie zadzwonił. Przyjechałyśmy zmarnować tyle czasu. Dodajmy, że wcale nie miałyśmy blisko do tej wytwórni, wszędzie były korki. Po prostu idealnie.
- Nic się nie stało. – Zaśmiała się jeszcze do niego. Jak ona to potrafiła znosić? – Następnym razem proszę nas powiadomić. Jak zaś chłopak wyzdrowieje, to mam nadzieję, że państwo nadal będą chcieli z nami tę sesję. – Dodała, a ja miałam ochotę jej przerwać, lecz wiedziałam, że to znowu chwila w której powinnam gryźć się w język i to też zrobiłam.
*Chayeon*

            Usłyszałam pstryknięcie elektrycznego czajnika, co oznaczało, że woda, którą postawiłam wcześniej, zagotowała się. Wstałam więc z krzesła i podeszłam zalać sobie herbatę. Przy okazji byłam strasznie zamyślona. Jak zwykle przejmowałam się wieloma niepotrzebnymi rzeczami i wiedziałam jak to się skończy dla mnie, jak wrócę do domu. Kiedy odstawiłam urządzenie i zaczęłam mieszanie herbaty do pomieszczenia weszła moja koleżanka, która była już w tym miejscu normalnym pracownikiem. A nie jak ja stażystką. Była uśmiechnięta od ucha do ucha, więc odwzajemniłam ten gest, by nie podejrzewała jak się czuję.
            Rina była dla mnie czasami jak starsza siostra, która potrafiła mnie wesprzeć i doradzić, jednak nie mogłam jej nazwać moja przyjaciółką. Nie spotykałyśmy się poza pracą i nie interesowałyśmy się naszymi prywatnymi sprawami. Mimo to troszczyła o mnie w pracy i pomagała, żebym dostała posadę. Uważała, że przypominałam ją jak zaczynała w szpitalu. Dziwiło mnie to, bo wydawała się całkowicie inną osobą, ale nie wnikałam w to.
- Jak czuje się moja Chayeon z tym, że za kilka dni będzie lekarką? – Zaszczebiotała radośnie.
            Tak bardzo czekałam na ten dzień, lecz tym razem bardziej to ją radowało. Zbyt wiele miałam tego dnia na głowie. Mogłam się dawno pozbyć moich problemów, jednak byłam litościwa i sentymentalna. Uważałam, że rodzina jest najważniejsza. I tak oto skończyłam ze zszarganymi nerwami. A osoby na których mi zależało wbiły mi wiele razy nóż w plecy.
- Nie mogę się doczekać tego dnia. – Odpowiedziałam, lecz nie potrafiłam wymusić na sobie jakiegoś większego entuzjazmu. Przygotowałam się na wykład, który byłam pewna teraz dostać.
- Spokojnie. – Jej dłoń wylądowała na moim ramieniu. – Nie stresuj się tym wszystkim. Będzie na pewno świetnie. Oczywiście i pensja pójdzie w górę. Kup sobie coś ślicznego z tej okazji. – Zachichotała delikatnie. Czasami to ona wydawała się taką małą dziewczynką.
            Spojrzałam na mój kubek, który nawet nie wiem kiedy znalazł się w moich dłoniach. Parował. Czyli herbata nadal była gorąca. Nie lubiłam takiej pić, bo zawsze parzyłam się. Odłożyłam go więc na bok i postanowiłam pójść do jednego z pacjentów, żeby za ten czas ostygła.
Wiedziałam do kogo najbardziej chciałam iść. Do tego kto zawsze przywoływał mój uśmiech w takiej chwili. Jongin. Trafiał do szpitala akurat, jak potrzebowałam pocieszenia, a on nadawał się do tego najbardziej. Był też jedyną osobą, której opowiadałam o swoim życiu. On uważnie mnie słuchał i potem rozbawiał. Nie powtarzał, że będzie dobrze i wszystko się ułoży. Lubiłam to w nim. Tym razem znowu miałam nadzieję na jego pomoc.
Pożegnałam się grzecznie z Riną, bo kończyła zmianę i pobiegłam do odpowiedniego pokoju. Nie zastałam jednak na łóżku mojego pacjenta. Za to jego przyjaciel, Jongdae, siedział obok łóżka i spał oparty rękami na nim, a na nich spoczywała jego głowa. Pewnie był zmęczony po treningach. Zrobiło mi się go żal. Mimo, że dzień wcześniej lekko mnie zirytował. Ja jednak nie potrafiłam się na nikogo długo gniewać. Rozumiałam też go po części. Chciał dobrze dla Kaia.
Podeszłam do niego i wzięłam koc z sąsiedniego pustego łóżka i nakryłam na niego, bo w sali było troszkę chłodno. On wtedy zamrugał lekko oczami. Na początku pewnie był zaskoczony gdzie jest. Nachyliłam się nad nim, by spytać, czy dobrze się czuje, a to był błąd bo on uniósł w tym samym momencie głowę i zderzyliśmy się czołami, co zabolało niemiłosiernie.
- Aua! – Krzyknął głośno, a ja złapałam się za głowę, bo przecież też nieźle oberwałam. Byłam zła na siebie, że nie odsunęłam się w porę.
- Przepraszam. – Powiedziałam sycząc z bólu. – Chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku. – Wyjaśniłam.
- Było w porządku dopóki nie przywaliłaś mi z byka. – Oburzył się, a ja nie wiedziałam jak powinnam na to zareagować.
- Nie zrobiłam tego specjalnie. – Starałam się nie wybuchać na niego, bo nie chciałam się sprzeczać.
- A ten koc skądś się na mnie wziął? – Zdziwił się, zdejmując go z siebie.
- Ja cię przykryłam. – Odpowiedziałam nieśmiało spuszczając wzrok, chwila… Przecież to normalne, że służba zdrowia chce się troszczyć o ludzi. Czemu się zawstydziłam?
- Och. – Momentalnie złagodniał. – Przepraszam. Może rzeczywiście miałaś dobre intencje. Jestem ostatnio za wybuchowy. Wybacz też za wczoraj. – Mówił to drapiąc się w tył głowy, a mnie zrobiło się przyjemniej słysząc takie miłe słowa. Ulżyło mi też, nie lubiłam się sprzeczać z ludźmi, ale też nie lubiłam jak ktoś mnie poniżał.
- Wybaczam. I nie przejmuj się. Z Jonginem będzie wkrótce dobrze. – Oznajmiłam pokrzepiająco, bo czułam, że się też nim przejmował.
- Cieszę się. Już dziś musieliśmy przełożyć sesję z tego powodu. Na szczęście wytwórnia wszystko załatwi, ale oberwie się nam za to, że Kai ukrywał kontuzję. – Mówił to bardzo szybko, a ja na ostatnie zdanie troszkę się zmartwiłam.
- To bardzo niedobrze. Jaki on nieodpowiedzialny. Wiedziałam to niby odkąd pierwszy raz zobaczyłam go w tym szpitalu, jednak miałam nadzieję, że w końcu nauczy się czegoś. – Kręciłam głową na boki i cmokałam. – Tak w ogóle gdzie on zniknął?
- Szczerze to nie wiem. Może lekarz go gdzieś zabrał? Zasnąłem jeszcze przy nim. – Zaczął się rozglądać nerwowo.
- Nie miał w planie teraz badania. Dziwne troszkę.
            Wtedy zobaczyłam jak ten śmieszek kuśtyka do sali. Myślałam, że mnie coś weźmie. Przecież nie mógł się tak wysilać, jak chciał szybko wyjść. Miałam ochotę klepnąć go w głowę na opamiętanie, lecz się powstrzymałam, bo nie chciałam wyjść na agresywną przed Jongdae.
- Gdzie ty byłeś? – Starałam się brzmieć groźnie, niestety troszkę mi nie szło.
            Chen pospiesznie do niego podbiegł i podtrzymał go w dalszej drodze do łóżka. Ten za to dopiero jak usiadł raczył się odezwać.
- Byłem w toalecie. A co chciałaś mi potowarzyszyć? – Zaśmiał się, a mi nie było do śmiechu.
- Nie. Jednak powinieneś podjechać tam wózkiem. – Wyrzuciłam mu.
- Przesadzasz. Sama powiedziałaś wcześniej, że nie ma tragedii. Za bardzo się mną przejmujesz. Może ty coś do mnie czujesz? – Powiedział to i zachichotał, a ja nie wytrzymałam i klepnęłam go w ramię.
- Przestań się naśmiewać tak, bo to nie jest już ani trochę zabawne. – Zawsze to robił, żartował sobie ze mnie, że pewnie podoba mi się. Czasami się z tego śmiałam, lecz tym razem sytuacja nie była odpowiednia.
- Ona ma rację Jongin. – Zaskoczyłam się, że Chen mnie poparł. – Czy ty sobie czasem zdajesz sprawę, że niepotrzebnie narażasz się na komplikacje? – Zaczął go pouczać.
            Ja sobie w tym momencie przypomniałam po co w ogóle przyszłam do tej sali. Stwierdziłam, że i tak z nim nie porozmawiam przy Jongdae, ale poczułam się jakoś lepiej mimo wszystko. Oni dalej się sprzeczali, więc po prostu wyszłam, by pójść po moją herbatkę pewnie zimną od jakiegoś czasu. Mimo to, uśmiechnęłam się na wspomnienie tych dwóch głuptasów. I tak oto uśmiech został mi do końca dnia na buzi.

*Minseok*

            Przechodziłem się po mojej nowej okolicy. Miałem ładne otoczenie. Po drugiej stronie ulicy umiejscowiony był park. Zamierzałem do niego się udać i powdychać świeżego powietrza. Choć ciężko robiło się to przez maskę. Postanowiłem ją nosić mimo zapewnień, że okolica była spokojna i pełna starszych osób. Specjalnie taką wybrałem, by czasem móc pochodzić jak zwyczajny człowiek. Mimo to, jeszcze bałem się tego w biały dzień.
            Zapatrzyłem się w górę na czyste błękitne niebo i wtedy poczułem jak ktoś na mnie wpadł. Przestraszyłem się i spojrzałem przed siebie. Opierała się o mnie dziewczyna, która ewidentnie potknęła się o patyk tuż przed nią. Jej oczy. Przestraszone i uciekające na wszystkie strony. Zahipnotyzowały mnie na chwileczkę. Nie wyglądała na starszą panią, ale może tylko tędy przechodziła. Za to była prześliczna. To musiałem przyznać. Z takiego bliska widziałem na jej licach malutkie piegi. Dodawały jej uroku. Chciałem bardziej się jej przyjrzeć, ale odsunęła się ode mnie gwałtownie.
- Przepraszam najmocniej. Nie zauważyłam przeszkody. – Pospiesznie zaczęła się tłumaczyć.
- Spokojnie. Lepiej, że wpadłaś na mnie, a nie upadłaś. – Uśmiechnąłem się do niej serdecznie zsuwając lekko maskę z buzi, niestety nie odwzajemniła tego gestu i nadal była jakaś wystraszona, co mnie zmartwiło.
- Widział pan może psa? Rasa labrador, kremowa sunia. – Opisywała mi psinę i już miałem się rozglądać, gdy zauważyłem takową zaraz koło jej prawej nogi.
- Stoi po twojej prawej stronie. – Zaśmiałem się delikatnie, by jej jakoś nie speszyć.
            Ona kucnęła przy zwierzaku i zmarszczyła brwi na nią. Chwyciła smycz, która zwisała z jej obroży. Widocznie jej się wyślizgnęła wcześniej i biedna dziewczyn zgubiła na chwilę psiaka.
- Jak mogłaś mi to zrobić Sunny. – Zwróciła się do niej. – Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami i nie robimy sobie takich kawałów. – Rozbawiło mnie, że pouczała tego psa nie zważając na to, że stałem przy nich nadal. – Widzisz pan się z ciebie śmieje. Przez ciebie staranowałam go. Masz szczęście, że był miły. – Dodała na koniec i znowu stanęła naprzeciw mnie, ale jakby nie patrzyła wcale na mnie.
- Dziękuję ci i przepraszam jeszcze raz. A teraz pozwól, że udam się do domu. – Chciała już odejść odwracając się do mnie tyłem, a ja ją zatrzymałem chwytając za rękę. Sam nie wiem co we mnie wstąpiło, zapragnąłem ją poznać.
- Może… mieszkasz tutaj gdzieś? – Zapytałem nieśmiało. Co się ze mną działo? Naprawdę się ostatnio rozkleiłem.
- Owszem. Budynek numer sześćdziesiąt. – Odpowiedziała niepewnie, co mnie nie mogło dziwić. W końcu nieznajomy zadawał jej takie pytania.
- To super! Ja mieszkam zaraz obok. – Oznajmiłem radośnie. – Dopiero co się wprowadziłem. Pewnie jeszcze nie raz się zobaczymy. Mam taką nadzieję. – Co we mnie wstąpiło? Sam nie miałem pojęcia.
            Przytaknęła jakoś zmartwiona. Wystraszyłem ją może? Oby nie pomyślała, że jestem chorym prześladowcą, czy coś w tym stylu.
- Przepraszam, pewnie troszkę przesadzam, jak na pierwsze przypadkowe spotkanie. – Postanowiłem załagodzić sprawę, a zabrzmiałem jakoś żałośnie.
- Nie, nie. Po prostu… Nic takiego. – Nagle się uśmiechnęła jak gdyby nigdy nic. Nic nie rozumiałem. – Ja już muszę naprawdę lecieć. Do zobaczenia. – Podsumowała i uciekła, a ja tym razem ją puściłem.

            Uświadomiłem sobie o ile rzeczy powinienem był zapytać. Imię, numer telefonu… No proszę. Mój mózg nie funkcjonował za dobrze podczas tego spotkania. Zapowiadało się ciekawie, jeżeli ponownie będzie mi dane z nią porozmawiać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz