Prolog
Ten rok minął nieubłaganie szybko. Nim się obejrzałam tyle się zmieniło. Zaraz po tym jak skończyłam studia rodzice wyrzucili mnie z domu. Powód? Nie umiałam znaleźć pracy w ciągu dwóch dni. Zwykły pretekst, by się mnie pozbyć. Nie przejęłam się nim. Przespałam kilka nocy w saunie, zarabiając gdzie popadanie. Pracowałam praktycznie w jak największej ilości miejsc, by uzbierać na czynsz i wynająć jakieś skromne mieszkanie. Znalazłam odpowiednie, a właścicielka była na tyle miła, że poczekała aż uzbieram na zaliczkę. Potem harowałam w kilku pracach, zwanych zazwyczaj dorywczymi, by starczało mi na rachunki, jedzenie i odkładanie na moje marzenia. Starałam się jak mogłam. Udało mi się. Mama mnie nachodziła prosząc o pieniądze. Nie dałam jej ani grosza. Wiedziałam, że to okrutne, jednak smuciło mnie, że nie interesowałam jej wcale. Nie chciałam komuś pomagać, dla kogo byłam nikim.
Po pół roku przeprowadziłam się do Seulu, znalazłam dobrą pracę w dużej firmie. Poczułam się tam strasznie doceniania. Po jakimś czasie, dzięki temu, że żyłam bardzo skromnie, wykupiłam mieszkanie, które tylko wynajmowałam. Inwestowałam w swoją przyszłość. Niby mogło się wydawać, że wszystko dobrze się toczy. Jedna rzecz nie dawała mi cały czas spokoju. Zawaliłam sprawę po tamtym dniu…
On wyznał mi uczucia. Wiedziałam, że także go kochałam. Nic nie mogłam zrobić. Zatkało mnie na jego wyznanie. Serce i umysł krzyczało bym się odezwała. Jednak moja krtań nie wydobyła najmniejszego dźwięku. Nienawidziłam siebie. Otóż, od kiedy tylko pamiętam, nie potrafiłam mówić tego co myślę. Nie potrafiłam wyznawać uczuć. Czasami miałam też problem z ich rozpoznaniem. To pewnie dlatego, że w domu nie uczyli mnie takich rzeczy, nie rozmawialiśmy i w większości musiałam swoje uwagi zachowywać dla siebie. W końcu zawsze byłam tam nieproszonym gościem.
Miałam szansę powiedzieć mu to w inny dzień. Wiedziałam gdzie mieszka. Jednak wydarzenia w domu dobiły mnie tak, że wolałam przeczekać zły okres. Powinnam była zwrócić się o pomoc do niego, jak zostałam wyrzucona na bruk, a ja stwierdziłam, że poradzę sobie. Powinnam była do niego pójść, jak już znalazłam lokum, lecz stwierdziłam, że nie będę marnować czasu, kiedy mogę pracować. To wszystko były wymówki, by nie stanąć z nim twarzą twarz. Bałam się mu powiedzieć prawdę. Gdy minął rok… żałuję tego. Bardzo. Niestety nie idzie cofnąć czasu. Byłam tchórzem. Idiotką…
Głupia łza spadła mi wtedy na kawałek kartki, na który starałam się wylać wszystkie moje emocje. Miałam ochotę rozszarpać ten papierek. Obiecałam jednak go napisać. Nie po to od jakiegoś czasu chodziłam na terapię. Pan psycholog kazał mi pisać coś w stylu pamiętnika. Bym nauczyła się zastanawiania nad tym, co wydarzyło się u mnie w ciągu dnia. Najpierw chciał też list, w którym miałam opisać swój ostatni rok. Kazał także mówić mi do siebie. Miałam wypowiadać to co ślina na język mi przyniesie, bym umiała być szczera ze sobą i innymi wokół. Trochę to pomagało.
Może lepiej opiszę jak było w mojej pracy. Miła atmosfera. Każdy chodził do niej uśmiechnięty. Szefowie nie tylko wytykali błędy, a także potrafili docenić trudy. Kilka razy sama dostałam pochwałę od kierowników, że się starałam. Mimo to, nie czułam satysfakcji. Robiłam wszystko, by nie popełnić błędów. Zostawałam po godzinach, by przygotowywać projekty mi zlecone, jak najlepiej. Tak poznałam ją. Chanmi. Mogłam ją nazwać chyba przyjaciółką. Także zostawała po godzinach, ale ona dlatego, że nic jej nie wychodziło i potrzebowała więcej czasu na realizację zadań. Żal mi jej było i pewnego dnia się przełamałam i podeszłam do niej z dwoma kubkami kawy. Od tamtej pory nie odczepia się ode mnie. Okazała się gadatliwa, głośna i strasznie optymistyczna mimo wielu problemów. Polubiłam jej podejście do życia. Miała w sobie tak wiele emocji, których mi tak bardzo brakowało. Pomyślałam, że dobrze mi zrobi taka znajomość.
Czy tęskniłam za czymś? Za niczym. Moje życie nie było przedtem warte wspominania. Ale są dwie osoby, które chciałabym znowu zobaczyć i dowiedzieć się, czy dobrze się miewają. Nie wiem, czy będzie mi to jeszcze kiedykolwiek dane. Mogłabym napisać, zadzwonić, lecz po tak długim czasie nie wypadało. W moim sercu nadal był on. Jego postawa sprawiła, że zachciałam żyć lepiej. Do tamtej pory nie miałam pomysłów na siebie. To jego pojawienie się zmieniło mnie. Niestety nie mogę mu obecnie tego powiedzieć….
***
Przybijałyśmy z Chanmi tabliczkę z napisem „Do wynajęcia”. Ciężko nam szło, ponieważ obie byłyśmy słabymi dziewczynami. Myślałam, że zaraz wyjdę z siebie. Miałam ochotę wyrzucić młotek gdzieś daleko.
Idealny plan pana psychologa brzmiał: „Znajdź współlokatora”. Zaprosiłam do siebie Chanmi, której mieszkanie nie nadawało się do użytku dziennego. Zgodziła się bez wahania. Zostałam potem skarcona, że miał być to ktoś zupełnie nowy. Miałam kogoś bliżej poznać w ten sposób, więc uznałam, że mogę zamieszkać z kimś jeszcze. I tak oto dałam ogłoszenie do gazet, wywiesiłam na drzewach i w jeszcze innych miejscach i nic. Zero odzewu. Stwierdziłam, że może tabliczka przyciągnie uwagę.
- Darujmy sobie. Może akurat teraz nikt nie potrzebuje mieszkania. – Marudziła przyjaciółka.
- Nie wiem już sama. – Westchnęłam.
Patrzyłam na budynek i zastanawiałam się, kto nie chciałby mieszkać w tak ładnym miejscu. Nagle Chanmi stanęła przede mną i złapała moje ramiona. Patrzyła mi w oczy.
- Słuchaj. Jakiś przystojniak stoi w bramce. Ma naszą kartkę z jednego z drzew. I patrzy na nasz budynek. Jeżeli on zostanie naszym współlokatorem, to umrę. Spójrz na niego. – Ostatnie zdanie powiedziała już piskliwie, przez co zapragnęłam go także zobaczyć.
Odwróciłam się więc w odpowiednią stronę. I wtedy go ujrzałam. Jedna z moich próśb została wysłuchana. Uśmiechnęłam się mimowolnie, a on zauważając także mnie odwzajemnił gest. Tak bardzo tęskniłam, a dopiero w tamtym momencie sobie to uświadomiłam.
- Witaj Ganeul! – Krzyknął w moja stronę, a moje serce zabiło mocniej, bo cieszyłam się z tego widoku.
Spojrzałam na Chanmi, która pewnie się zawiodła, że ja znałam tego chłopaka. Biedna. Co ja jednak mogłam na to poradzić?
Czyżby los znowu postanowił się do mnie uśmiechnąć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz