poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Utracone wspomnienia: Rozdział 3



Obawiam się, że to opowiadanie nie za bardzo wam się podoba, lub nie czyta go nikt. Szkoda. Ale no chyba bardzo zmieniłam styl i to dlatego. Może za jakiś czas ktoś zechce przeczytać, więc będę je i tak udostępniać. ^^

Utracone wspomnienia
Rozdział 3


               Mój pierwszy dzień w pracy wyglądał tak, że obserwowałam, jak moja poprzedniczka obsługuje klientów. Była to uprzejma pani. Odchodziła ze sklepu, ponieważ była w ciąży. Dawała mi pomocne rady. Chciała, żeby dobrze mi się tu pracowało. Uprzedziła mnie też, że jeżeli będę dobrze wykonywać wszystkie obowiązki, to kierowniczka sklepu mnie polubi. Nie przepada ona za obibokami. Niestety jedną taką dziewczynę trzyma do teraz, bo jest to córka jej kuzynki, której nigdzie indziej nie przyjmują. Powiedziała też, żebym na tą Seo Mi Yeon (bo tak zwała się) uważała, gdyż lubiła zwalać swoją robotę na innych. Miałam nadzieję, że sobie z tym poradzę jakoś. Okazało się też, że miałam pracować po 6 godzin, a nie jak myślałam, że po 8. Jednak zawsze coś.
           W trakcie pracy wysłałam Henryemu sms’a, do której pracuję, dlatego stał już przed wyjściem, gdy skończyłam. Wybiegłam do niego uśmiechnięta. Przytulił mnie znowu na powitanie. Znajdowanie się w jego objęciu zdało mi się znajomym uczuciem. Uśmiechnęłam się z tego powodu, a on zauważył mój uśmiech, jak odsunęliśmy się od siebie.
- Co cię tak ucieszyło? - Zapytał także uradowany.
- Miałam miły dzień. Najpierw ty. W pracy było ciekawie. I znowu ty.
- A co ja takiego robię?
Wiedziałam, że zapytał specjalnie. Banan nie schodził mu z buzi. Ale nie byłam pewna co odpowiedzieć. Tak naprawdę nic wielkiego nie robił. Czy moje serce coś pamiętało, o czym głowa zapomniała?
- Sama nie wiem. - Podsumowałam szeptem.
- Myślę, że z czasem coś zrozumiesz. A ja mam pewien pomysł.
- Jaki?
- Możesz się nie zgodzić. Nie wiesz w końcu, czy można mi ufać i to co zaproponuje może być złe.
- Mów proszę.
- Pisałaś, że będziesz pracowała 6 godzin? A myślałaś, że 8?
- Tak.
- Twoi rodzice nic o tym nie wiedzą?
- Jeszcze nie.
- Więc może im tego nie mów. Zostaw te dwie godziny dla siebie? Oni cię tyle okłamywali. Ty możesz więc zataić te dwie godzinki.
- A co ja mam wtedy niby robić?
- Możesz je spędzać… - Zawahał się. - Ze mną?
Zapadła cisza. Zatrzymałam się i zastanowiłam. Faktycznie był to dobry pomysł. Mógł mi więcej opowiadać o przeszłości. I poznałam bym go lepiej. Aczkolwiek, czy powinnam mu ufać? Czy warto dla niego plątać się w kłopoty? I kim dla mnie był, że tak mu na mnie zależy? Te pytania mieszały mi strasznie w głwoie.
- Mogę się dziś nad tym zastanowić?
- Jasne.
- Dziś powiem, że skończyłam wcześniej, bo tylko przyuczali mnie. Od jutra mogłabym chodzić na rzekome 8 godzin. Muszę to przemyśleć. Wyglądasz na kogoś bardzo miłego. Jednak martwi mnie to, że cię nie pamiętam.
-Mnie tym bardziej. Bo ja pamiętam wszystko doskonale. - Nagle posmutniał. Aż zrobiło mi się głupio, że do tego doprowadziłam. - Będę starać się jak mogę, żebyś poznała mnie na nowo i zaufała. Ciężko czuć, że zaczynamy nasze relacje od nowa. Ale ty i tak masz gorzej. Proszę tylko. Cokolwiek twoi rodzice powiedzą na mój temat, najpierw zapytaj, czy to prawda. Zgoda?
- Obiecuję ci to. W końcu i tak nie wierze w ich słowa.
           Byliśmy już pod moim domem. Nie chcieliśmy się rozstawać. Widać to było po naszych twarzach.
- Dziś nie dodałeś żadnej wskazówki na temat mojej przeszłości. - Powiedziałam z miną przypominającą mopsa.
- Nie, bo musisz najpierw zrozumieć, o co chodzi w Koreańskim Popie. I wszystko ci jutro wyjaśnię. Pod warunkiem, że zgodzisz się na spędzanie ze mną czasu po pracy.
- Czy to szantaż?
           Skierował w moją stronę szyderczy uśmiech. Uderzyłam, go swoją małą piąstką w ramię.
- Au! - Krzyknął. - Znowu? To mogłabyś zapomnieć.
- Nie rozumiem.
- Zawsze mi tak robiłaś. Biłaś mnie. - Teraz to on udawał smutek.
- Naprawdę? Nie wiem, czemu teraz zachciałam to zrobić.
- Jesteś okrutna po prostu.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Może lepiej wskakuj do domu. Bo narażamy się stojąc tutaj tak.
- Poganiasz mnie?
- Nie chce, żeby twoi rodzice wszystko zepsuli.
           Znowu mogłam się na chwilę w niego wtulić. Cieszyłam się, że zjawił się taki ktoś w moim życiu. Miałam ogromną nadzieję, że on we wszystkim mi pomoże.

***

           W domu wypytywali mnie w kółko tylko, czy praca nie za ciężka, czy szefowa miła. Chcieli, żeby choć trochę ponarzekała. Ja jednak nie miałam nic do zarzucenia. Podobało mi się tam i na dodatek Henry… Nie mogłam im nic zdradzić. I zdecydowałam, że będę spędzać z nim dwie godziny dziennie. Tylko on jeden chce mi mówić wszystko. Inni wszystko przede mną ukrywają.
           Podjęłam się też próby wynegocjowania większej swobody w Internecie.
- Tato? – Wychyliłam głowę do jego biura.
- Słucham słońce?
- Bo ja chciałabym porozmawiać o czymś ważnym.
- Tak? – Mówiąc to nawet nie oderwał wzroku od komputera.
- Chce, żebyś przestał ograniczać mi dostęp do Internetu. Chcę móc oglądać różne portale i tym podobne rzeczy. Nie obchodzi co myślałam o współczesnej muzyce. Klasyka już mnie znudziła.
- Nie ma mowy.
- Dlaczego?
- Nie chcę, żebyś wracała do tego co było.
- Ah tak. Czyli teraz przyznajesz, że nie mówicie mi wszystkiego?
- Chronimy cię przed tym co doprowadziło do złych wydarzeń w twojej przeszłości.
- A co z moim zdaniem?
- Jesteśmy twoimi rodzicami i wiemy co dla ciebie jest dobre.
- Jakoś w to wątpię. Róbcie co chcecie. Ja długo tu nie zostanę.
- Nie masz dokąd pójść.
- Owszem nie mam. Jeszcze. To może się zmienić wkrótce.
- Myślisz, że pracując w sklepie zabawkami dasz radę się wyprowadzić?
- Niekoniecznie. Zobaczymy co będzie dalej.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz. Próbujesz na siłę zabawić się w dorosłą. Nie wyjdzie ci to. Jeżeli nawet uda ci się wyprowadzić, to szybko wrócisz z płaczem.
- Dziękuję, że mnie wspierasz. – Odrzekłam sarkastycznie i wyszłam trzaskając drzwiami.
           Głośnymi krokami wbiegłam do swojego pokoju. Byłam wściekła. Jednak nie zamierzałam się szybko poddać. Miałam także nadzieję, że na drugi dzień Henry mnie pocieszy.

***

           Wychodziłam do pracy rozpromieniana. Mama jeszcze zadawała mi tysiące pytań w stylu. „Wzięłaś drugie śniadanie?”, „Ubrałaś się odpowiednio?”, „Nie chcesz, żebyśmy po ciebie przyszli?”. Jeszcze tego by mi brakowało. Ucieszyłam się, gdy mogłam wreszcie nacisnąć klamkę drzwi wyjściowych. Lecz na zewnątrz nie widziałam nigdzie Henryego. Od razu posmutniałam. Zastanawiałam się, czy wyszłam za wcześnie, czy może coś się stało…
           Nagle zza rogu jednej z uliczek wyskoczył on, krzycząc głośno „BUUU”.


Myślałam, że umrę na miejscu. Wystraszył mnie. On natomiast wybuchł śmiechem. Żartowniś się znalazł.
- Szkoda, że nie widziałaś swojej miny. - Dodał nadal zadowolony z siebie.
- Dla mnie to nie jest zabawne. – Oburzyłam się.
- No już się nie gniewaj. – Powiedział przyciągając mnie do siebie w celu przytulenia.
           Staliśmy tak chwilę. Ja nie chciałam go puścić. Zauważył to i chyba nie przeszkadzało mu to. Gładził moje plecy, przez co robiło się jeszcze milej. Po czym gwałtownie się oderwał.
- Nie chcemy się spóźnić do pracy. Popołudniu możesz się ode mnie nie odrywać przez dwie godziny.
           Wtedy zrobiłam się cała czerwona, bo uświadomiłam sobie, co mógł sobie teraz przez to pomyśleć.
- No chodź buraczku. Idziemy. – Mówiąc to chwycił moja rękę i ruszył przed siebie.
           Zabrałam mu ją. Spojrzał na mnie zaskoczony. Po czym zaczął drapać się po głowie i tłumaczyć.
- Przepraszam. Nie chciałem… Znaczy się chciałem. Chodzi oto…
- Nie ważne. Spokojnie. Nie znienawidzę cię za dotknięcie mojej ręki. – Zaśmiałam się lekko.  Uroczo wyglądał taki zakłopotany.
- Dobrze. – Podniósł kącki ust.
           Pod sklep szliśmy szybszym tempem.

***
           
Wykładałam nowo przywiezione zabawki na półki. Interaktywne psy, koty, żółwie? Czego to ludzie w tych czasach nie wymyślą. Niektóre naprawdę ruszały się jak żywe zwierzątka. Trochę mnie to przerażało. Zobaczyłam dwie klientki, które weszły do środka. Były dużo młodsze nawet ode mnie. Jakoś mogły mieć po kilkanaście lat. Jedna trzymała telefon w ręce z włączoną muzyką, którą zdawało mi się kojarzyć. Wyłapałam słowo „Electric” powtarzające się kilkukrotnie. Czyżbym kiedyś tego słuchała?
Podeszłam do dziewczyn z ciekawości oraz w celu obsłużenia ich.
- W czym mogę służyć? – Zapytałam z uśmiechem na ustach.
- Rozglądam się za prezentem dla mojej młodszej siostry. – Odrzekła ta z telefonem w ręce.
- Ile ma lat?
- Cztery.
- Dla młodszych dziewczynek mamy zabawki na tamtej półce. – Wskazałam jej odpowiedni regał.
- Dziękuję. – Odpowiedziała z uśmiechem.
- A mogę o coś zapytać jeszcze?
- Tak?
- Ta piosenka…
- Przepraszam zapomniałam wyłączyć.
- Chodzi oto, że chciałam zapytać o tytuł.
- Naprawdę pani tego nie zna?
- Tak się składa, że nie.
- To „Electricshock” od F(x).
- Dziękuję i przepraszam.
           Nie wiem, po co tak bardzo potrzebny był mi ten tytuł. Jednak zapisałam sobie go na karteczce i wsadziłam do kieszeni kurtki.

***

Pożegnałam się z kierowniczką i mogłam już wychodzić. Powiedziała, że dobrze się spisywałam, jak na pierwszy dzień. Byłam z siebie dumna.
           Henry kręcił się przy drzwiach. Znowu uśmiechnął się szeroko na mój widok. Ruszyliśmy razem.
- Gdzie spędzimy te dwie godziny?
- W wynajmowanym chwilowo przeze mnie mieszkanku. Jest blisko twojego domu. Ale pójdziemy tam troszkę inaczej, żeby nie minąć twoich rodziców przypadkiem.
- Dobrze. Mieszkasz sam?
- Obecnie tak.
- A normalnie?
- Dowiesz się w swoim czasie.
- No wiesz co.
- Wszystko jest ze sobą powiązane. I jak negocjacje o Internet?
- Poległam i pokłóciłam się z ojcem.
- Czyli nic nie wiesz nadal?
- Dziś jakieś dziewczyny wchodząc do sklepu słuchały piosenki „Electricshock”. Kojarzyła mi się. Dlatego zapytałam o tytuł.
- Jest postęp. Aczkolwiek, gdzieś w twojej podświadomości musiała zostać ta piosenka. Świetnie wychodził ci jej układ i lepiej brzmiałaś od oryginałów. Nie obrażając moich przyjaciółek.
- Nic nie zrozumiałam z tego co powiedziałeś.
- Może i dobrze. – Zaśmiał się.
           Jeszcze kawałek drogi, który nam został, żartowaliśmy i wygłupialiśmy się. Czułam się cudownie w jego towarzystwie. Widać było, że był pozytywnym człowiekiem.
           Mieszkanie, które wynajmował, prędzej przypominało apartament. Nie miałam pojęcia, jak było go na to stać. Nawet nie był wiele ode mnie starszy. Jako kto on pracował?
           W środku poprosił, żebym usiadła na kanapie. On poszedł do kuchni coś przygotować. Ja przyglądałam się każdemu detalowi tego pomieszczenia. Gdy wrócił dostałam szklankę z sokiem.
- Świeżo wyciśnięty, tak jak lubisz. – Dodał.
- Dzi.. Dziękuję. – Zająkałam się. Faktycznie lubiłam świeże soki. Ile on o mnie wiedział?
- No to może zacznę ci tłumaczyć, bo mamy tylko dwie godziny.
           Wtedy wyjaśnił mi cały fenomen koreańskiego popu. Opowiedział mi na czym polega ta muzyka. Tłumaczył mi jak działają wytwórnie. Jak zostaje się taką gwiazdą. Wyjaśnił też dużo na temat całego fandomu. Wszystko to powoli przedzierało się przez moje wybrakowane wspominania.
           W pewnym momencie wyobraziłam sobie, jak stoję na przesłuchaniu w wytwórni. Tylko, czy to było wyobrażanie? Czy może wspomnienie? Zaskoczyło mnie to. W końcu skąd wiedziałam, jak może wyglądać takie przesłuchanie? To musiało być coś z mojej przeszłości. Jednak stwierdziłam, że pozwolę Henryemu wyjaśnić wszystko po kolei.
           Puścił mi kilka piosenek, które zdążył. I przesłał na mój telefon.
- A jutro skupimy się na jednej wytwórni. Opowiem ci o niej od A do Z.
- Po co?
- Bo jest ważna. Dla ciebie i dla mnie.
- Rozumiem. Choć nie do końca. Ale postaram się uważnie słuchać. – Uśmiechnęłam się.
- Nie wiem,  czy robię dobrze. Wolałbym, aby wszystko było jak dawniej. Nie ważne za jaką cenę. Nie pozwolę twoim rodzicom nas rozdzielić i zniszczyć im to, co sobie sama wywalczyłaś.
- Teraz to trochę namieszałeś mi.
- Przepraszam. Chodźmy już. Żeby nie było żadnych podejrzeń.
- Oczywiście. – Uśmiechnęłam się w jego stronę.

***

           Odkąd wróciłam do domu i zjadłam obiad zamknęłam się w swoim pokoju. Nałożyłam słuchawki na uszy i włączyłam piosenki, które miałam na moim telefonie. Sprawiały one, że chciało mi się tańczyć, śpiewać. Największe zdziwienie miałam, gdy puściłam pierwszy raz „I got a boy” zespołu SNSD. Znałam tą piosenkę na pamięć. Miałam także nieodpartą ochotę do niej zatańczyć. Może znałam układ? Jednak nie mogłam go sobie przypomnieć.
           Stwierdziłam, że dobrym pomysłem, będzie puszczenie jej jeszcze raz. Może coś więcej mi przyjdzie do głowy. I tak też się stało. Kolejne wspomnienie. Tym razem byłam na sali z ogromnym lustrem i tańczyłam zawzięcie do tej piosenki. Nikogo oprócz mnie nie było w tym pomieszczeniu. Trenowałam? A może po prostu lubiłam tańczyć? Musiałam się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz