niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 23

Nowy początek

Rozdział 23 

Pospiesznie zbiegłam ze schodów. Drzwi do mieszkania się otwarły i wszedł ojciec. Zszokowany spojrzał na Yixinga leżącego na ziemi. 

— Ja przepraszam… — zaczęłam zmartwiona całkowicie. 

— To nie twoja wina — wysyczał przez zaciśnięte zęby Chińczyk. — Nie przejmuj się, zaraz wstanę i wyjdę. 

Spróbował się podnieść opierając o ścianę. Jednak gdy chciał stanąć na nogach, widać było po jego mimice, że przeszył go okropny ból i upadł na kolana. Tata podbiegł go podnieść. 

— Co się stało? — zapytał.

— Upadł ze schodów — wyjaśniłam zalęknionym głosem. 

— To pewnie złamanie czy coś — zasugerował ojciec. — Musimy podjechać do szpitala. Obejrzą to. Weźmiemy taksówkę, bo ja piłem piwo.  

— Nie trzeba. Zaraz przejdzie — protestował Lay. 

— Jakoś mi się nie wydaje, młody człowieku. 

— Przepraszam pana za kłopot w takim razie — dodał. 

— Żaden kłopot. Amelia zadzwoń po taksówkę. Ja go na chwilę posadzę na krześle — powiedział bez wahania tata. 

— Dobrze — szepnęłam i posłusznie znalazłam w kontaktach numer na taksówkę. 

Postanowiłam potem ubrać buty Lay’owi, starałam się być delikatna, by nic nie naruszyć. 

— Dziękuję — zwrócił się cicho do mnie.  

— Nie ma sprawy. To moja wina… — Tak uważałam, gdybym działała z głosem serca, to nie miałoby miejsca. 

— Niby czemu? Odrzuciłaś moje uczucia, ale to ja wywaliłem się z tych schodów samodzielnie. — Mówiąc to prychnął. — Jestem taki niezdarny. I to nie tylko jeśli chodzi o ten upadek. 

— Nie mów tak — jęknęłam, bo było mi strasznie przykro, że tak przeze mnie uważał. 

— To prawda. Nie próbuj zaprzeczać — wymamrotał pod nosem.

— Taksówka przyjechała! — krzyknął tata z kuchni i pojawił się szybko w przedpokoju. — Amelia możesz zostać. Ja dam sobie radę. Zawiozę go do szpitala i tam się nim zajmą.

— Nie ma mowy. Muszę pojechać.— Bez wahania to oznajmiłam. Nie zniosłabym tego, gdybym została. 

Bez słowa więc wszyscy udaliśmy się do taksówki. Lay oczywiście podtrzymywany przez tatę. W pojeździe nie zamieniliśmy również ze sobą ani słowa. W szpitalu ojciec pomógł wejść Chińczykowi do gabinetu lekarskiego. Później usiadł przed nim ze mną w poczekalni. 

— Może kupić ci kawy? — zasugerował. 

— Nie trzeba — rzekłam cicho. — Emocje sprawiają, że nie czuję zmęczenia. 

— Spokojnie córeczko. Nic mu nie ma. Każdemu może się zdarzyć złamanie. — Próbował mnie uspokoić. 

— Przez to pewnie będzie miał przechlapane w wytwórni. Złamanie dla artysty jest bardziej kłopotliwe. — Strasznie się bałam o niego.  

— Biedny chłopak. Oby dali mu wydobrzeć porządnie — tata mówił to z troską w głosie. 

— Uważam, że to moja wina. Nie pytaj czemu, po prostu zrobiłam coś okrutnego. Powiedziałam, coś co go zraniło. Pewnie dlatego był nieuważny — obwiniałam się i zbierało mi się na płacz powoli. 

— Przestań. Nie możesz tak mówić. To był wypadek.

Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Po chwili zobaczyłam biegnącego jednego z menedżerów z wytwórni, którego kojarzyłam, że kiedyś tam spotkałam, wraz z Luhanem oraz Minseokiem. 

— Jest w środku? — Zapytał ów menedżer. 

— Dokładnie. — Kiwnęłam twierdząco. 

Mężczyzna wszedł do gabinetu. Luhan i Xiumin podeszli do mnie, kłaniając się mojemu tacie. 

— Co się wydarzyło? — zapytał przestraszony Chińczyk. 

— Spadł ze schodów u mnie w mieszkaniu. Pewnie to złamanie — mówiłam łamiącym się głosem. 

— Niezła klapa. — Załamał się Xiumin, przeczesując palcami grzywkę do tyłu. – Wściekną się. 

— A skąd się tak szybko dowiedzieliście? — zdziwiłam się. 

— Lay zadzwonił z gabinetu po menadżera i napisał wiadomość do Luhana. Pozwolili tylko dwóm z nas pojechać. Boją się, że usłyszymy zalecenia dla niego i będziemy się buntować, jak jakiegoś nie będą chcieli stosować. — Brzmiało to bardzo nieciekawie. Ostatnim czasem zapominałam, że byli marionetkami wytwórni. 

W tamtym momencie z gabinetu wyjechał na wózku Yixing. Koledzy podeszli się do niego przywitać. 

— I co? — Niecierpliwił się Luhan. 

— Dwa tygodnie nogę będę miał w gipsie. Nie jest na tyle poważnie — wytłumaczył, a mi trochę ulżyło. 

Lekarz wychodząc z menadżerem z gabinetu zwrócił się do chłopaków. 

— Dobrze byłoby, jakby ktoś się nim zajął przez dwa tygodnie, wtedy na pewno będzie mu łatwiej dojść do siebie — wyjaśniał, a ja uważnie słuchałam. 

— Oni mają treningi. Teraz muszą się przyłożyć, więc będzie godzinami sam w dormie — zmartwił się menedżer. 

Wtedy wiedziałam co musiałam zrobić. Byłam też pewna, że to nie będzie do końca dobry pomysł. Mimo to nie wybaczyłabym sobie jakbym tego nie zrobiła. 

— Ja się nim zajmę — wtrąciłam pospiesznie. 

— Kim jesteś? — rzucił do mnie. 

— Kuzynką Sumin. — Przypomniałam sobie, że tak miałam mówić w wytwórni. 

— Tej małej, wścibskiej… Wyglądasz na milszą, niech będzie — odpowiedział, a ja ucieszyłam się, że się zgodził.  

Zdziwiłam się, że nikt się nie sprzeciwiał. Wywieziono Yixinga do sali. Miał wrócić z rana jak założą mu gips. 

— W takim razie my pojedziemy dziś do domu – rzekł tata do Luhana. — Rano zawiozę ją do waszego dormu.

— Dobrze proszę pana. Dziękujemy. — Uśmiechnął się szczerze Chińczyk i puścił do mnie oczko. Pewnie się bardzo cieszył, że miałam się opiekować Lay’em i wiązał z tym jakieś nadzieje.  

Wracając w samochodzie tata zapytał mnie o coś.

— A co jak Kaśka przyjedzie? Ma prawdopodobnie gdzieś za około tydzień być. — Faktycznie nie myślałam o tym, lecz szybko znalazłam rozwiązanie. 

— Wtedy coś wymyślę. Ktoś mnie zastąpi, jak pojadę na lotnisko — zasugerowałam, na co przytaknął i uniósł kąciki ust. 

— Nie robisz tego, bo czujesz się winna? — zmartwił się.

— Nie. Po prostu. Muszę coś naprawić. Póki nie jest za późno. To idealna okazja. — Uznałam, że zrobię coś, by cofnąć moje błędy. Chciałam w końcu zawalczyć o niego. 

— Nic z tego nie rozumiem. — Zaśmiał się. 

— Spokojnie, jestem pewna, że to pozytywnie się skończy. Nie może być inaczej. — Byłam już optymistycznie nastawiona. Czułam, że te złamanie nogi było jakimś znakiem, iż robiłam wcześniej źle. 

— Dobrze. Skoro tak uważasz. 

W łóżku przewracałam się z jednej strony na drugą. W kółko tylko myślałam o tym jak bezczelnie odrzuciłam jego uczucia. To było okropne z mojej strony. Nie mogłam też zapomnieć tamtego pocałunku. Tyle wtedy emocji przeze mnie przepłynęło. Chciałam go kontynuować. Pragnęłam, żeby ta chwila się nie kończyła. A potem tak wszystko zepsułam. Na dodatek martwiło mnie, czy bolało go mocno, jak mocno będzie miał przez to przechlapane i czy szybko dojdzie do siebie. To nie pozwalało mi zmrużyć oka. 

***

Rano weszłam ze swoją torbą do dormu. Chłopacy szykowali się na trening, mimo iż było jeszcze bardzo wcześnie. Luhan podszedł do mnie pospiesznie i zabrał bagaż z rąk, był jakiś naburmuszony. 

— Yixing powiedział mi co się wydarzyło zanim spadł — wyznał, a mnie zmroziło. Było mi w momencie głupio przed nim. — Nie tłumacz się nawet. Postąpiłaś strasznie. Wiem dobrze co do niego czujesz. Jak mogłaś go okłamać? — Był na mnie taki zły jak nigdy wcześniej. 

— Ja po prostu… Boję się… — dukałam niepewnie. 

— Nie masz czego. Wiesz jaki jest Yixing. Mam nadzieję, że rozumiesz jaki błąd popełniłaś i w ciągu tych dwóch tygodni go naprawisz — zasugerował.

— Taki jest mój plan — wyjawiłam bez wahania. Musiałam być odważna od tamtego momentu. 

Na jego twarzy zawitał niespodziewany uśmiech. 

— W takim razie wszystko ci wybaczę. Skoro w końcu przejrzałaś na oczy. Będzie dobrze. Powiedz mu co czujesz wprost. — Gdyby to było takie proste? 

— Postaram się. Mam nadzieję, że się odważę — mówiłam trochę zestresowana. 

— Nie wytrzymasz długo. On będzie o dziesiątej przywieziony. Do tego czasu coś sobie tu zorganizuj — oznajmił mi. 

— Oczywiście — odrzekłam już radośniej. 

Gdy pożegnałam chłopaków puściłam sobie głośno piosenki w salonie. Zaczęłam do nich skakać i tańczyć. Puściłam jakąś składankę o nawie „Impreza”. Wszystko było dobrze, dopóki nie puściła się piosenka „Only learned bad things”. Na niej zatrzymałam się. Zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie, jak próbowałam do niej tańczyć z Lay’em. Poleciały mi łzy. Sama nie wiedziałam, czy były to łzy szczęścia, czy smutku. Byłam pewna uczuć co do niego. Musiałam mu je wyznać. Jeszcze nie wiedziałam jak i to mnie martwiło. Znając siebie domyślałam się, jak ciężko będzie. 

Usłyszałam dźwięk przekręcanych kluczy w drzwiach wejściowych. Szybko wyłączyłam muzykę i podbiegłam do nich. To był oczywiście Lay o kulach. Miał nogę w gipsie. Widząc mnie na wejściu uśmiechnął się. 

— Już jesteś? Nie spodziewałem się tak szybko ciebie — zagadał, a ja byłam taka rozpromieniona. 

— Tata podrzucił mnie przed pracą — oznajmiłam. 

— Nie rozumiem, czemu muszę być pod opieką. Mam kule i dałbym sobie radę. Tylko masz kolejny kłopot na głowie — zamartwiał się niepotrzebnie. 

— To nie problem. I nie robię tego dlatego, że się obwiniam, jak pewnie przypuszczasz — wyjaśniłam, by nie było niedomówień w tej kwestii. 

— Mam nadzieję. Inaczej wracaj już teraz. — Zaśmiał się. — Stało się — westchnął. — I co ja będę robił przez te dwa tygodnie?

— Dotrzymam ci towarzystwa, to może nie będzie tak źle. — Próbowałam obrócić to w pozytyw. 

— Nic nie rozumiem. Dziwnie się zachowujesz — uznał, czym mnie trochę zaskoczył. 

— Słucham? — Czyżby mnie przejrzał? 

— Najpierw chcemy dystansu, żeby odczepiła się od nas ta dziewczyna. Potem wyznaje ci uczucia i je odrzucasz, choć myślałem, że czujesz to samo… Teraz jesteś tu jak gdyby nigdy nic i masz zamiar spędzić przy mnie tak dwa tygodnie sam na sam — odpowiedział, a ja zmieszałam się, bo nie byłam gotowa na wyznanie czegokolwiek w tamtym momencie. 

— Stwierdziłam, że nasza przyjaźń powinna trwać. — Powinnam była ugryźć się w język za to co powiedziałam. — Dlatego chcę nadal być przy tobie. Też mam dość tego, że wszystko posypało się przez jedną dziewczynę. 

— I nie czujesz tego co ja na pewno? 

W tym momencie zapadła grobowa cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć. Powinnam prawdę, jednak nie potrafiłam wydobyć z siebie odpowiednich słów. Na dodatek nie w ten sposób chciałam mu to wyznać. Nie mogłam kolejny raz zaprzeczyć, żeby nie zrezygnował ze mnie już całkowicie. Stwierdziłam, że zastosuję wymijającą odpowiedź. 

— Nie mówmy dzisiaj o tym. — To mogło też dawać do myślenia, skoro się wahałam w odpowiedzi i nie zaprzeczyłam. 

— Masz rację. Lepiej nie wracać do tematu. — Na te słowa ulżyło mi.

— Chcesz coś zjeść? — zagadałam. 

— Nie chcę cię wykorzystywać, lecz jestem okropnie głodny. W szpitalach nie karmią za dobrze. — Ucieszyłam się, że był ze mną szczery w tamtym momencie. 

W podskokach poszłam w stronę kuchni. Potrzebowałam chwili samotności i to był idealny pretekst. Postanowiłam zrobić dla niego coś pysznego i pożywnego. Chciałam o niego dobrze zadbać w te dwa tygodnie. 

Przyniosłam mu przygotowane przez siebie śniadanie. Jadł aż mu się uszy trzęsły. Jednak potrafiłam zrobić coś dobrego. Tata kochał, gdy to ja robiłam obiady, bo sam był kiepski w tej dziedzinie. Odziedziczyłam talent po mamie. Miło mi się patrzyło jak widziałam, że Chińczykowi smakuje co zrobiłam. Nawet mu nie przerywałam i wpatrywałam się w niego. 

Tak też spędzaliśmy razem czas od rana do późnego popołudnia, czy też wieczora, kiedy to chłopacy wracali zmęczeni z treningów i innych zajęć. Przy okazji robiłam im też jedzonko, pomagałam w innych sprawach, gdyż było ich mi żal. Nie mieli na nic sił. Wyglądali na zmarnowanych codziennie. 

Nie potrafiłam powiedzieć Lay'owi co czułam tak naprawdę. Zawsze myślałam, że jeszcze mam czas i nie nastawała odpowiednia chwila. Do weekendu dni minęły nam w tej samej relacji w jakiej zaczęliśmy ten tydzień. 

W owy weekend zadzwoniła Minzy porozmawiać i popytać mnie jak mi leciały wakacje. Porozmawiałyśmy długo. Powiedziała mi też jak to była szczęśliwa, że była z Jinkim. I jak powoli on się zmieniał z dnia na dzień w coraz to lepszego chłopaka. Cieszyło to mnie, bo bardzo ją lubiłam. Chciałam jej szczęścia. 

Popołudniem w sobotę zjawiła się Sumin i przyprowadziła Sungyoona. Praktycznie przytargała. Weszła do środka dormu trzymając go pod ramieniem. Byłam ciekawa o co chodziło i zaniepokojona. 

— Co tak go zmuszasz do wejścia tu? — zapytałam jej. 

— Stwierdził, że już tu nigdy nie wpadnie — zaczęła oburzona. 

— Czemu? — dopytałam niepewnie. Zaraz pomyślałam o Kyungsoo. 

— Ktoś go zranił. I ja się dowiem kto. — Nie podobało mi się to i ton jakim mówiła to Sumin. 

— Jak to zranił?— zdziwiłam się. 

Sungyoon natomiast cały czas milczał. Pokazał w moją stronę gest oznaczający, bym nic nie mówiła. Zrozumiałam przez to o jaką osobę chodziło lecz nadal nie potrafiłam się domyślić, co się wydarzyło. 

— Co się dzieje? — zagadał przestraszony Chanyeol, który pojawił się nagle koło mnie.

— Któryś z was złamał serce Sungyoona! — rzuciła oskarżeniem. 

— Kto? — odparł Chan przełykając ślinę. Podejrzewał chyba, że chodziło o niego. 

— Nie ty — wtrącił Sungyoon. — I zresztą nie ma po co robić afery. Zawiodłem się na tobie Sumin. Myślałem, że się przyjaźnimy i będę mógł się ci zwierzyć, a nie zrobisz hałas na cały dorm. Na dodatek wstyd mi za to, że powiedzieliście wcześniej kto mi się podoba. Tak nie robią przyjaciółki. Przez was Chanyeol myśli, że jestem jakimś świrem. Patrzcie jak na mnie patrzy — rzekł wskazując ręką rapera. 

Wzrok nasz skupił się na speszonym Chanie. On pospiesznie się odezwał. 

— Wybacz Sungyoon, że tak to wygląda. — Postanowił wszystko sprostować. — Ja do ciebie nic nie mam. Jestem po prostu trochę zakłopotany. To, że podobam się dziewczynom to codzienność, ale pierwszy raz słyszę, że podobam się chłopakowi. To mnie peszy, jednak naprawdę nie mam ci tego za złe, czy coś. 

Sungyoon patrzył skupiony na niego. Zaświeciły mu się iskierki w oczach na tą przemowę. Wszystkim chyba ulżyło, że sobie to wyjaśnili. Chociaż oni…

— Widzisz? On jest wyrozumiały. Dlatego stwierdziłam, że jemu mogę powiedzieć — tłumaczyła się Sumin. 

Do naszego grona doszedł w pewnym momencie Kyungsoo. Zestresowało mnie to, bo przypuszczałam, że za chwilę się coś wydarzy.  

— Możemy porozmawiać? — zwrócił się do Sungyoona. 

— Owszem — Kiwnął nasz przyjaciel w celu potwierdzenia. 

Wyszli oboje z dormu. Zapadła cisza, a ja uciekałam gdzieś na bok wzrokiem. 

— O niego chodziło?! — oburzyła się Sumin. 

Wolałam się nie odzywać w tej sprawie. Wiedziałam, że nie chcieli by ich pocałunek wyszedł na jaw. Nie rozumiałam tylko jak Sungyoon został zraniony. Stwierdziłam, że może później to z niego wyciągnę. 

W tamtym momencie zadzwonił mój telefon. To był tata. 

— Słucham? — Odebrałam szybko. 

Amelio. Kasia przyjeżdża w poniedziałek. Musiałabyś się wyrwać na trzy godziny, bo trzeba odebrać ją z lotniska i pozałatwiać kilka spraw. — wyjaśnił mi pospiesznie. 

— Najwyżej ktoś mnie zastąpi, czy coś — odparłam. 

Dobrze. To będę po ciebie około dwunastej — oznajmił. 

Wtedy ktoś zapukał do drzwi i postanowiłam otworzyć skoro nadal byłam w przedpokoju.  Tym razem przyszła Namjun.  Zadrżałam na jej widok. Nie chciałam jej jeszcze widzieć. Zapomniałam też o niej chwilowo, a nie zdążyłam wyznać uczuć Yixingowi. 

— Hej — przywitałam się, by nic nie domyślała się. 

— Hej. Widzę, że jesteś zawiedziona moim pojawieniem się — zasugerowała, a mnie to zdziwiło, bo przecież starałam się to ukryć. 

— Nie. Po prostu… — Próbowałam wybrnąć. 

— Nie ważne — przerwała mi. Nie da się ukryć, że nie przepadamy za sobą. I nie próbuj mi wmawiać, że jest inaczej. — To była prawda i dziwiłam się, że mówiła o tym tak wprost. 

— To ja idę do salonu — odrzekłam pospiesznie, by się tam pospiesznie zmyć.

Namjun szła tuż za mną, co mi się nie podobało. W pokoju wszyscy zajęci byli swoimi sprawami. Stanęłam na środku i odchrząknęłam w celu przykucia uwagi. Wzrok osób w tym pomieszczeniu skupił się na mnie, za co byłam im wdzięczna. Nie chciałam ich przekrzykiwać. 

— W poniedziałek przyjedzie tu moja przyjaciółka z Polski — oznajmiłam radośnie.  

— To z chęcią ją poznamy — odparł na to Jongdae. — Dziewczyny zawsze z entuzjazmem. 

Wszyscy się zaśmiali z jego słów, ja trochę też. 

— I jeszcze mam prośbę, czy możesz tu przyjść Sumin w poniedziałek na trzy godzinki? Bo ja muszę odebrać ją z lotniska i załatwić z tatą kilka spraw — powiedziałam do przyjaciółki błagalnym tonem. 

— Zaczęłam pracę wakacyjną. Odpadam. — Mówiąc to wzruszyła ramionami. 

Już Lay miał coś dodać, lecz Namjun go uprzedziła.

— Ja mogę to zrobić — wtrąciła.  

Spojrzeliśmy na siebie z Luhanem trochę zaskoczeni. Yixing za to pokiwał przecząco głową. Zanim zdążył coś dodać, wzięłam głęboki wdech i odpowiedziałam. 

— Dobrze. 

— Ja dam radę przecież przeżyć trzy godziny sam — oburzył się Lay. 

— A co jeśli się to przedłuży? Myślę, że to dobry pomysł, by Namjun tu wpadła na ten czas — wyjaśniłam, a on nie był zadowolony. I nie tylko on. 

Miałam w głowie jedną myśl. Chciałam się upewnić co zrobią Namjun i Lay będąc sam na sam w pustym dormie. Możliwe, że tego się nie dowiem i nie powinnam tak wystawiać go na próbę. Jednak chciałam też sprawdzić coś co ostatnio mnie nurtowało, od sceny którą zrobiła Koreanka Sehunowi. Wydawało mi się, że to do niego żywiła uczucia. Jeżeli byłoby inaczej to wykorzystałaby czas z Chińczykiem sam na sam. Nie wiedziałam po co mi to. Wydawało mi się, że uda mi się ją zdemaskować. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz