piątek, 3 lutego 2017

Hotel godzien sześciu gwiazd: Rozdział 1

No i teraz startujemy z nowym opowiadaniem. Cały czas jestem zestresowana, czy dobrze je odbierzecie. Mam nadzieję, że tak. Kilka osób mówiło mi, że bardzo kochają chłopaków i czekają na to. Dlatego jeszcze większą presję odczułam. :D Polecam gorąco tych wariatów, osobom które ich nie znają i tak na świeżo zareklamuję solo Raviego, bo jest niesamowite.

Miłego czytania. :3




Hotel godzien sześciu gwiazd
Rozdział 1

*Yeori*

        Okazja poznania moich idoli tak bardzo przyćmiła negatywy pracy, którą miałam wykonać na prośbę tatusia. Kochałam go i mimo iż uważałam pomysł, który mi przedstawił za absurdalny, to postanowiłam dać z siebie wszystko. Chciałam wypaść dobrze i przed nim i przed zespołem.  Czułam, że może to być ciekawa przygoda i nie mogłam się jej doczekać.  Gdyby ktoś kiedyś powiedział, że będę niecierpliwić się na pracę służby, nie uwierzyłabym.  W końcu myślałam, że będę miała tu zapewnione odpowiednie stanowisko, by powoli wdrażać się w interes ojca.  Coś czułam, że ten pomysł z zaczynaniem pracy tu od podstaw był tylko głupim tłumaczeniem i po wyjeździe Vixx z hotelu, ojciec da mi normalne miejsce w nim.
        Siedząc na moim kochanym puszystym fotelu oraz zajadając się pączkami, gdybałam nad moim losem oraz wymogami wypisanymi przez menadżera Vixx, które miałam na kartce przed sobą.  Był to dość gruby plik kartek nad którym już dwa razy udało mi się zasnąć. Pisały tam bardzo nudne rzeczy, takie jak na przykład zakaz zdradzania ich miejsca pobytu i innych rzeczy które mogłyby zaszkodzić.  Jedynym czego nie mogłam się domyślić, był mój grafik, a raczej jego brak.  Miałam pracować tak jak im będzie się podobało.  Nie przeszkadzać jak poproszą i być kiedy potrzebują. Czyli dokładnie reagować na każde przynieś, podaj i pozamiataj. Brzmiało to źle, lecz nie wierzyłam, że ci wspaniali chłopcy mogą być tak wymagający.  Czułam, że będzie się nam miło współpracować.
        Wtedy dotarła do mnie przykra rzeczywistość. Otóż zegarek wybił godzinę dziesiątą. To o tej porze oni mieli się zjawić. Wzięłam pospiesznie ogromny kęs pączka do buzi. Wystrzeliłam szybko z mojego pokoju, nie patrząc nawet jak wyglądam. Nerwowo naciskałam przycisk windy, stojąc na korytarzu. Ta jak na złość, była najwidoczniej gdzieś nisko, bo jechała i jechała. Przebierałam nogami bardzo szybko w miejscu. Wreszcie usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi tej magicznej puszki i wpakowałam się do niej. Obiecałam w końcu powitać ich w naszym hotelu, bo ojciec nie miał na to czasu. Modliłam się, aby byli spóźnieni. Próbując przeżuć pączek w mojej buzi wyskoczyłam z klaustrofobicznego pomieszczenia i zauważyłam wchodzących Vixx do środka hotelu. Ulżyło mi, że byłam na czas. W podskokach podeszłam do nich.
        Zaczęłam się im przyglądać. Hakyeon rzeczywiście na żywo był strasznie ciemny. Taekwoon miał taki speszony wzrok. Jaehwan rozglądał się niecierpliwie za czymś. Hongbin za to próbował się wyrwać Hyukowi, który ciągnął go za rękaw, jakby o coś prosząc. A na końcu zwróciłam uwagę na ich rapera. Wonsik spojrzał także w moją stronę i posłał szeroki uśmiech. Obejrzałam się, czy za mną ktoś się znajduje, bo nie wierzyłam, że skierował go do mnie. Nie ujrzałam nikogo i kiedy spojrzałam z powrotem na niego, on dalej się uśmiechał i pokręcił głową rozszerzając swoje kąciki ust jeszcze bardziej.
- Witam. - Próbowałam ładnie im się przedstawić, ale wtedy z mojej buzi wyszedł niekontrolowany dźwięk czkawki. Tego mi brakowało.
        A co oni robili? Wybuchli śmiechem. Idealnie się zapowiadało. Już ich rozbawiałam byciem ciapą roku. Patrzyłam na nich z zakłopotaniem. Kolejne dźwięki wychodziły ze mnie, choć chciałam je stłumić.
- Nie śmiejcie się z niej. - Powiedział poważnie Leo. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. Ja także zaskoczyłam się, a po chwili uśmiechnęłam się do niego, bo uznałam to za miłe.
- On ma rację. - Dodał Ravi. Proszę, miałam już obrońców.
        To co wydarzyło się następnie, jeszcze bardziej mnie zszokowało. Podszedł on bowiem do portierni i zwrócił się do chłopaka stojącego za ladą. Bacznie go obserwowałam. On natomiast wziął od portiera szklankę wody, którą ten mu przyniósł i podszedł z nią do mnie.
- Napij się. To może pomoże. - Dodał z uśmiechem, a ja czułam, jak bardzo piekły mnie policzki.
        To było takie uprzejme z jego strony. Wypijając wodę nie odrywałam do niego wzroku. Głupia nawet nie pomyślałam o wydukaniu "dziękuję". Tak bardzo byłam zahipnotyzowana jego zachowaniem. Na szczęście to pomogło pozbyć się niemiłej dolegliwości.
- Jakbyś się nie zapychała pączkami, to byś pewnie nie miała potem czkawki. – Zarzucił mi nagle Ken. Skąd on…
        W tym momencie coś sobie uświadomiłam. Spojrzałam na moja bluzkę, która była cała w cukrze pudrze. Cudownie się im pokazywałam. Zacznijmy od tego, że powinnam była ubrać uniform, a całkowicie o tym zapomniałam. Dobrze jednak, że mój tata tego nie widziałam, jak się błaźniłam przed nimi. Szybko strzepałam wszystko z bluzy.
- Mogłaś nas nimi poczęstować. – Powiedział z udawaną smutną miną lider.
- Miałam tylko jeden. – Skłamałam. – Przepraszam. – Spuściłam wzrok, lecz nie pączki były powodem.
- Teraz to ja mam smaka na pączki. Po co zaczęliśmy ten temat? – Oburzył się maknae i mnie tym rozbawił.
- Teoretycznie mogę kilka przynieść.- Wtrąciłam, na co wszystkie pary oczu skierowały się na mnie.
- Nie przejmuj się takimi błahostkami. – Stwierdził Hongbin podchodząc blisko mnie, przez co moje serce zaczęło walić jak oszalałe. W końcu nawet w rzeczywistości był taki idealny. – Po prostu wskaż nam pokoje, bo jesteśmy strasznie zmęczeni.
        Zamurowało mnie po raz kolejny tego dnia. Patrzyłam mu prosto w oczy. On uśmiechał się tak pięknie, że myślałam, że moje nogi zamienią się w gąbki. Tak blisko. Miałam ochotę wyciągnąć rękę i dotknąć jego twarzy, by sprawdzić, czy to rzeczywistość, czy przede mną stoi hologram. Powstrzymałam się, by się jeszcze bardziej nie pogrążyć, oraz odsunęłam o jeden krok w tył.
- Powinnam była się wam przedstawić. – Wreszcie udało mi się do tego zdobyć. – Nazywam się Im Yeori, a mój ojciec jest właścicielem hotelu. Od razu przepraszam za takie przywitanie, po prostu jestem troszeczkę zestresowana. Służę wam pomocą we wszystkim podczas tego pobytu. – Kończąc ukłoniłam się głęboko.
        Kiedy podniosłam głowę przede mną zjawił się Jaehwan, nie wiadomo jak to zrobił tak nagle.
- Jesteś naszą fanką? – Zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha.
        Zastanawiałam się co odpowiedzieć. Otóż kiedy powiedziałabym bez wahania „tak” mogliby poczuć się zagrożeni na tych wakacjach. Z drugiej strony nie chciałam ich oszukiwać. Miałam dylemat.
- Powiedzmy. – Wybrnęłam z tego dyplomatyczną odpowiedzią.
- Widać, że za nami szalejesz. – Wtrącił N. – A ja jestem twoim biasem, czyż nie?
        Oczywiście chciałby. Nie mogłam nikomu z nich wyjawić, że wśród nich jest mój ultimate bias. Oj nie zamierzałam im dawać tej satysfakcji.
- Nie ma żadnego biasa. Po prostu czasem was posłucham i to wszystko. Chodźmy do tych pokoi. – Zakończyłam to bardzo stanowczo, by nie zwątpili w moje słowa.
*Ravi*  
 
- Nie ma żadnego biasa. Po prostu czasem was posłucham i to wszystko. Chodźmy do tych pokoi. – Skłamała. Chciało mi się śmiać na te jej słowa.
        To było urocze, że tak bardzo chciała być dla nas zwykłą dziewczyną i nie rzucała się na nasz widok. Mimo to, nie musiała tak ukrywać się z tym, że nas lubiła. Wszyscy pewnie zauważyli, że strasznie się bała tego, co o niej pomyślimy. Wiedziałem, że z tą dziewczyną wakacje będą bardzo zabawne. Wyglądała na bardzo miłą i przy okazji była prześliczna. Zwróciłem od razu uwagę jak inni na nią patrzyli. Hongbin starał się być bardzo blisko niej, Hakyeon już szykował się do popisów, Jaehwan próbował ją zagadać na śmierć w windzie, a Hyukowi świeciły się oczka, jak na nią patrzył. Tylko ja i Leo wydawaliśmy się opanowani. On już takie miał usposobienie.
        Wskazała nam nasze pokoje po kolei i dała do nich kluczyki. Powiedziała, że służba wniesie nasze bagaże choć uważaliśmy, że bylibyśmy w stanie sami to zrobić. Oznajmiła także, że w każdej chwili możemy się do niej zwrócić ze wszystkim. Miała być naszą osobistą pokojówką, kelnerką, a nawet kurierem, czy przewodnikiem. To moim zdaniem było troszkę za wiele, jak na jedną dziewczynę. Jednak ona nie wyglądała na nieszczęśliwą z tego powodu. Bałem się, że reszta da jej nieźle popalić przez te trzy tygodnie. Postanowiłem, że w razie czego jej pomogę. Może nie tyle w sprzątaniu, co w mentalnym przyzwyczajeniu się do nich. Wydawało mi się, że będzie to dobry plan.
        Kiedy już wszyscy powchodzili do siebie, zostawiając jej listę życzeń na temat tego czego nie lubią, by tego nie było na obiedzie, ja podszedłem do niej. Na kartce także miała listę zakupów, której przyglądała się zdziwiona. Do tego jeszcze w drugiej ręce miała lizaka. Kiedy ktoś jej go dał? Przyjrzałem się uważnie.
- Czy oni…? – Zacząłem.
- Kazali mi zrobić sobie mini zakupy. W dodatku są wybredni jak pieski francuskie. – Odpowiedziała na moje nie do końca wypowiedziane pytanie. – I naprawdę Hyuk myśli, że ten lizaczek mnie przekupi?
        Z jednej strony chciałem się śmiać, a z drugiej byłem zły, że chłopcy bez zastanowienia chcieli ją tak wykorzystać. Jednak lizaczek Hyuka naprawdę mnie powalił i zacząłem niekontrolowanie rechotać.
- Yah! – Krzyknęła. – Życie ci niemiłe, że się ze mnie nabijasz? – Zaczęła mi machać przed nosem tęczową słodkością.
- Przepraszam. – Wydukałem dławiąc się śmiech. – Po prostu czasem nie wiem, co oni mają w głowach, chociaż tak dobrze ich znam. Wybacz też za nich. Myślę, że lepiej będzie jak ja kupię co trzeba. A ty w tym czasie możesz uzgodnić w kuchni kwestię obiadu.
- Nie. Ja zrobię to. Pójdę na zakupy. Kuchnia nie zajmie mi za długo. Nie możesz mnie wyręczyć. – Zaskoczyła mnie swoją odpowiedzią.
- W takim razie… Idź do kuchni. Ja zejdę za chwileczkę na portiernie i razem zrobimy te zakupy.
        Nie dając jej czasu, żeby zdążyła zaprotestować, szybko wbiegłem do swojego pokoju. Miałem nadzieję, że nie zwieje szybko do tego sklepu bylebym nie szedł z nią.
*Yeori*

        To co powiedział Wonsik strasznie mnie zamurowało. On był taki kochany. Naprawdę chciał mi pomóc w zakupach? W końcu kto słyszał o tym, żeby to służba nawet kupowała produkty dla gości w sklepie. Nie ważne jak ważni mogli być, to nie dawało im prawa do wykorzystywania mnie w ten sposób. Już i tak miałam dużo do zrobienia.
        W kuchni zastałam najlepsza kucharkę pod słońcem. Od dzieciństwa kochałam jej obiady. Te co podawała na restauracji to jedno, a to co potrafiła upichcić domowym sposobem, znacznie się różniło. Ona potrafiła sprawić, że jakieś zwykłe danie zamieniało się w niebo dla podniebienia. Kiedy mnie ujrzała uśmiechnęła się szeroko w moją stronę i podeszła zdejmując fartuch po drodze.
- Co tak wcześnie pichcisz? – Zagadałam.
- Taką małą tajemnicę. A ty co tutaj robisz? Dobrze wiesz, że każdy przepis ma tajną recepturę i nie powinnaś tu zaglądać.
        Zaśmiałam się na to co powiedziała. W końcu i tak często byłam przy tworzeniu się wielorakich potraw.
- Teoretycznie przyszłam w sprawie naszych nowych gości. – Rzekłam poważnym już tonem.
- Słucham cię więc. – Odparła.
- Oni są bardzo wymagający. To lista rzeczy, których nie lubią.
        Spojrzała na nią po czym się uśmiechnęła ponownie. Widocznie nie było tak źle i miała pomysł jak im dogodzić. Wiedziałam, że na nią mogłam zawsze liczyć.
- Nie ma sprawy. Sprawie, żeby byli zadowoleni z tego co podam.
- Jesteś niesamowita. – Stwierdziłam. – Nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Oj przecież klient nasz pan. Robię to nie tylko ze względu na to, że są pod twoją opieką. Przekaż im, że obiad będzie dla nich gotowy o trzynastej i będą jedli je w mniejszej jadalni, by tylko oni mogli tam być. Kolacje i śniadania zaś będziesz dostarczać im do pokoju o takiej godzinie jakiej z tobą ustalą. Tylko musisz mi potem dać znać jaka to ma być.
- Oczywiście.- Zasalutowałam. – Teraz muszę iść na zakupy, a przedtem przebrać się. Jeszcze raz dziękuję ci. – Dodałam biegnąc do swojego pokoju.
***
Wysiadając z windy ujrzałam czekającego przy recepcji Raviego. Stresowałam się strasznie tymi całymi zakupami z nim. Onieśmielał mnie swoją uprzejmością. Dawno się tak nie czułam. Poprawka… Nigdy tak się nie czułam. Podeszłam do niego, a on obdarował mnie cudownym uśmiechem. Bez słowa ruszyliśmy do wyjścia. Zdziwiło mnie tylko, że wcale nie założył maski i tym podobnych rekwizytów, żeby ukryć swoją tożsamość. Nie chciałam być niegrzeczna, więc nie wtrącałam się, czemu tego nie zrobił.
- Oczywiście ty wybierz najbliższy sklep, bo ja nie znam okolicy. – Zwrócił się do mnie.
- Nie ma problemu. – Powiedziałam uprzejmie.
        Szliśmy jakiś czas w milczeniu. Nie wiedziałam w końcu o czym rozmawiać z idolem. Miał pewnie bardzo ciekawe życie, a ja? Nie miałam także pojęcia o co mogłabym go pytać.
- Muszę cię ostrzec. – Przeraził mnie taką nagłą wypowiedzią. – Chłopaki są strasznie wymagający. Bałaganią, psują nerwy. Będziesz musiała do tego przywyknąć, jeżeli chcesz z nami jakoś wytrzymać.
        Zrozumiałam co miał na myśl. Przecież to było oczywiste, że ta zwariowana szóstka ma swoje wady. Byłam tego świadoma, że może być ciężko zająć się nimi taki czas. Chciałam temu wszystkiemu podołać, by pokazać ojcowi, jak odpowiedzialna jestem. Z drugiej strony dochodziła jeszcze chęć poznania prawdziwej natury tego zespołu.
- Nie ma sprawy. Jestem naprawdę silna. – Uspokoiłam go.
- W razie czego, jak któryś zajdzie ci za skórę, to zgłoś się do mnie. Myślę, że ja i Taekwoon sprawimy ci najmniejszy problem. Uważaj na Hakyeona, bo lubi się wywyższać i ma swoje humorki, Hyuk to takie duże dziecko, Jaehwan ma dziwne poczucie humoru, a Hongbin… może wydawać się bardzo miły. – Widać było, że miał coś innego na myśli, przez co mnie zaciekawił. Bałam się jednak spytać.
- W telewizji często nie widać waszej prawdziwej osobowości, czyż nie?
- Owszem. Może i tak staramy się być naturalni, lecz musimy pewne rzeczy zostawiać dla siebie. A są i tacy wśród idoli, którzy udają kogoś zupełnie innego, bo uważają się za mało interesujące osoby dla telewizji.
- To smutne.
- Czy ja wiem? – Zadumał się.
        Zauważyłam, że on jest bardziej okrzesany niż wydawał mi się we wszelkich programach. Zrozumiałam, że z tym ostatnim miał na myśli siebie. Dotknęło mnie to. Miałam ochotę mu powiedzieć, że już go zdążyłam polubić od kilku godzin i na pewno miałby wiele fanek, nawet jakby pokazał siebie takim jakim jest. Wolałam się ugryźć w język, by nie wyszło na to, że chcę się mu przymilić.
        W sklepie wybieraliśmy produkty z listy i miałam szczęście, że był ze mną, bo jak się okazało wypisane były one bardzo ogólnikowo. Nie wiedziałam przecież, że chrupki Hyuka powinny być tylko i wyłącznie orzechowe, a Hakyeon nie wybaczyłby mi, jakbym kupiła mu inną herbatę niż jedna konkretna, którą wskazał mi Wonsik. Wracając rozmawialiśmy już luźniej. Opowiadałam mu dlaczego jako córka właściciela muszę robić takie rzeczy, bo go to zaciekawiło. Zeszliśmy więc na temat mojej przyszłości i innych nudnych dla przeciętnych ludzi spraw. Jego to interesowało, co było bardzo przyjemnym uczuciem.
- W takim razie ja wezmę rozdam chłopakom zakupy i powiem im o której jest obiad.
        Przytaknęłam na jego słowa. Byłam mu strasznie wdzięczna za pomoc.
- Dziękuję ci. – Stwierdziłam, że powinnam mu to już wiele razy powiedzieć tego dnia.
- Nie ma za co. Zakupy z tobą to czysta przyjemność. – Dodał szeroko się uśmiechając, a ja znowu poczułam płonące policzki. Ile jeszcze razy miały takie być tego dnia?
***
        Stacjonarny telefon w moim pokoju zaczął rozbrzmiewać, co mnie strasznie zdziwiło. W końcu tylko pracownicy go znali, a oni i tak do mnie nie dzwonili na niego, jak chcieli mi coś przekazać. Mimo to podeszłam do niego.
- Zejdź do mojego pokoju. – Usłyszałam głos Hakyeona, którego nie można było pomylić z żadnym innym. – Musimy coś omówić. Chodzi o naszą współpracę.
        O czym on gadał? Miałam warunki jakie musiałam spełniać. To jeszcze za mało? Zgodziłam się i powiedziałam, że zaraz zejdę. Tak bardzo nie chciało mi się do nich iść. Myślałam, że pierwszego dnia będą tylko odpoczywać. Była godzina osiemnasta i miałam nadzieję na poczytanie sobie książki. Oczywiście ani przez chwilę nie myślałam, by się im sprzeciwić, bo to oni byli moimi klientami i musiałam się dostosować.
        W pokoju siedzieli już wszyscy pozostali członkowie. Dla mnie zabrakło miejsca siedzącego, więc stałam przy drzwiach. Wtedy Hongbin próbował już wstać, by ustąpić mi miejsca, lecz Jaehwan go zatrzymał i zrobił gest ręką bym podeszła. Zrobiłam to i wtedy poklepał swoje kolana. Wytrzeszczyłam na niego oczy i momentalnie pokiwałam na boki głową, bo słowa nie potrafiłam przez to wydusić. Zauważyłam, że Ravi zareagował na to uderzeniem dłoni w swoją twarz i wyszedł z pomieszczenia i wrócił do niego z krzesłem.
- Widocznie mnie nie lubisz. – Zasmucił się Ken, a ja miałam już ochotę go przepraszać i tłumaczyć się, że po prostu czułabym się niezręcznie, ale przerwał mi lider dający mi prosto pod nos jakąś kartkę.
- Co to? – Zapytałam niepewnie.
- Twój grafik. Pisze tu kiedy będziemy wychodzić, byś mogła posprzątać pokoje i jest także plan, co chcemy byś nam pokazała w jaki dzień skoro jesteś przewodnikiem.
        Zatkało mnie. Wszystko uzgodnili beze mnie? A co z problemem typu, czy ja mam wtedy czas? Oczywiście nie powiedziałam tego na głos, bo starałam się zachowywać bez zarzutów. Mimo to spojrzałam na papierek z zażenowaną miną.
- Nie powinniście najpierw jej spytać, czy jej on pasuje? – Znowu zaskoczył mnie nagłym odezwaniem się Taekwoon. Miło, że troszczył się o moje prawa. Zrobiło mi się cieplej na sercu, chociaż nie wykazał on się jakimś wielkim czynem.
- Z tego co zrozumiałem, to miała być do naszej dyspozycji tylko i wyłącznie, czyż nie? – Przy końcówce tego pytania N, spojrzał na mnie.
        Wytrzeszczyłam oczy, bo jego bezczelność przekroczyła w tym momencie wszelkie granice. Pomimo to, postarałam się uformować uśmiech i zachować się w miarę naturalnie.
- Nie ma sprawy. – Mówiłam szczerząc się. – Dam sobie radę. Wszystko się zgadza i pasuje mi, więc nie ma co tego roztrząsać. A teraz wybaczcie, lecz pójdę do siebie. Męczący dzień miałam. – Wypowiadając te słowa kierowałam się tyłem do wyjścia, gdy nagle poczułam za sobą kogoś.
        Stanęłam jak wryta. Przyjrzałam się pozostałym osobom, bo przecież wszyscy siedzieli na miejscach, czyż nie? Zauważyłam, że brakuje Jaehwana. Kiedy on?
        Odwróciłam się powoli przodem do niego. Uśmiechał się jak głupi do sera i był zdecydowanie za blisko mnie.
- Nie przeczytałaś wszystkiego uważnie. – Rzekł wskazując trzymaną przeze mnie kartkę.
        Spojrzałam na nią zaskoczona. Rzeczywiście zerknęłam tylko jednym okiem na nią i nie zauważyłam, co pisało obok dzisiejszej daty.
- Grill integracyjny. – Przeczytałam szeptem.
- Właśnie. Więc wyszykuj się i widzimy się na tyłach budynku, gdzie macie ogródek z specjalną altanką na grilla. – Ucieszył się Ken i ustąpił mi miejsca, bym mogła wreszcie wyjść.

        No to sobie już odpoczęłam. Oczywiście pospiesznie wyniosłam się z pomieszczenia nie odpowiadając im, czy się zjawię. Czy oni nie powinni nacieszyć się tym, że mogli iść wcześniej spać? Albo po prostu poleżeć, zrelaksować się? A nie jakieś grille im w głowie i nie wiedziałam po co im tam ja. Dla świętego spokoju miałam zamiar tam pójść, ale tylko na chwilkę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz