Jak zwykle jestem ciekawa jaka będzie wasza opinia o rozdziale. Nawet nie wiecie, jak bardzo ja się cieszę każdym komentarzem. Dodają nie tylko motywacji. Poprawiają też humor. :D Życzę miłego czytania.
Ps. Wiem, że się powtarzam.
Rok pełen zmian
Rozdział 4
Czerwiec
Umówiliśmy się, że w jeden czwartek po zajęciach pójdziemy z Jisoo do niego i zakończymy naszą pracę. I akurat tego dnia Kangjoon nie zjawił się na uczelni. Martwiłam się strasznie, nie wiedząc o co mogło chodzić. Bałam się, że zrobił to specjalnie, by wywinąć się ze spotkania z Jisoo. W końcu był taki zamknięty w sobie, a jego szczególnie nie lubił. Miałam ochotę odwiedzić go po zajęciach z wymówką przyniesienia notatek. Jednak nie wiedziałam jak to powiedzieć Jisoo.
Na korytarzu złapałam go podczas jednej z przerw. Nie zauważył mnie, nawet jak pojawiłam się obok niego, ponieważ był zamyślony. Postanowiłam pociągnąć go lekko za rękaw, by na mnie spojrzał. Wystraszyłam go tym gestem i szybko pociągnął swoją rękę do siebie. Spojrzał na mnie szerokimi oczami, lecz po chwili jego wyraz twarzy zmienił się na uśmiechnięty.
- Coś się stało? - Zapytał.
Tak. Spotkajmy się w inny dzień, bo dziś muszę iść do Kangjoona, bo biedak nie zjawił się w szkole, a ja się o niego martwię.
Gdyby w życiu dało się prosto powiedzieć, to co się myślało. Byłoby o wiele łatwiej. Tymczasem ja patrzyłam na niego i nie wiedziałam, jak zacząć moją wypowiedź.
- Źle się czujesz? - Ponownie zmieniła się jego mimika. Tym razem wyglądał na zmartwionego, więc szybko musiałam rozwiać nieporozumienie.
- Nie. Po prostu Kangjoon dziś nie przyszedł. - Powiedziałam, starając się ukryć moje przejęcie.
- Oh. Tak więc będziemy musieli to załatwić sami. Potem powiemy mu co i jak. Tak może nawet lepiej. Widzisz, że nie przepadamy za sobą. Zresztą wasza dwójka zaczęła to zadanie, to teraz dokończymy je my.
Jego wypowiedź całkowicie zbiła mnie z tropu. Sensownie wszystko ułożył i nie mogłam niczemu zaprzeczyć. Nie wiedziałam już jak mu odmówić, więc tylko przytaknęłam i wróciłam pod swoją salę po raz kolejny zawiedziona swoją asertywnością, albo raczej jej brakiem.
***
Po ostatnim wykładzie przed salą czekał już na mnie, oparty o ścianę Jisoo. Uśmiechał się tak szeroko, że nie sposób było tego nie odwzajemnić. Stwierdziłam, że może nie być tak źle i w końcu, jeżeli Kangjoon rzeczywiście chciał się tylko wywinąć z tego, to tak będzie lepiej.
Szliśmy do jego domu w milczeniu. Brakowało nam nagle tematów do rozmów. Z drugiej strony nie było się czemu dziwić, skoro do tej pory bywaliśmy dla siebie obcymi ludźmi. Choć czułam, że to nie to było powodem. Jisoo wyglądał, jakby się krępował cokolwiek mówić. Przecież już trochę rozmawialiśmy podczas tego roku, więc na pewno było to tylko moje chore spostrzeżenie.
A co jeśli jest smutny? Może powiedział tej dziewczynie co mu się spodobała, co czuje, a ona go odrzuciła? Głupia ja! Czemu w takich momentach myślę na takie tematy?
Kiedy weszliśmy do jego domu panowała cisza. Widocznie nie było jego rodziców w środku. Ulżyło mi, bo wolałabym nie spotkać tutaj odzwierciedlenia matki Kangjoona. Nie żeby była niemiła, lecz mogłaby mnie niepotrzebnie rozboleć głowa od wiecznego jej nadawania.
- Mamo? - Niepewnie zawołał Jisoo, więc widocznie dziwne było to, iż nikogo nie było.
Nie zważając na mnie uwagi wszedł do kuchni. Podreptałam za nim i zobaczyłam jak odkleja jakąś karteczkę z lodówki i jego wyraz twarzy zamienił się na ten, którego nie lubiłam najbardziej. Podenerwowany. Mimo to, odważyłam się podejść bliżej i dostałam karteczkę, którą trzymał w dłoń. Spojrzałam na jej zawartość.
"Synku, pani Seo zadzwoniła do mnie pewnego wieczoru i oznajmiła, że przyjaźnisz się z jej synem, oraz córką państwa Ha, więc postanowiliśmy się także poznać i dzisiaj właśnie ustaliliśmy króciutkie spotkanie. Mam nadzieję, że dasz sobie radę sam po powrocie ze szkoły.
Twoja kochająca mama. "
Po co moi rodzice im byli? Rozumiałam złość Jisoo. Zostali uznani z Kangjoonem za przyjaciół i na dodatek, dorośli wtrącali się w nasze relacje. Mi także nie podobało się to całe spotkanie. Choć miałam nadzieję, że moi nie zjawią się tam, przez wzgląd na ignorowanie wszystkiego związanego z moją osobą. No chyba, że chcieliby pokazać, iż są kochającymi rodzicami, a to w ich przypadku także było możliwe. Musiałam jednak szybko zejść na ziemię, by uspokoić Jisoo.
- Spokojnie. Nasi rodzice też potrzebują znajomych, więc nic się nie stanie, jak spotkają się z mamą Kangjoona. Może moim to nawet dobrze zrobi. - Sama nie wiedziałam, jak takie słowa wyszły z moich ust, ale ulżyło mi, kiedy zobaczyłam, jak on się uspokajał.
- Masz rację. Niepotrzebnie się stresuję. - Dodał już z promiennym uśmiechem, który tak bardzo zdążyłam ostatnio polubić.
Zajęliśmy się więc robieniem naszej pracy. Wykonywaliśmy ją w salonie, skoro nikogo nie było w domu. Siedzieliśmy na podłodze po turecku opierając się o kanapę plecami, bo tak było wygodniej. Położyliśmy laptop przed sobą i sprawdzaliśmy wszystko dziesięć razy, by nie można było dostrzec już żadnych błędów, czy w tekście, czy też w estetyce tej prezentacji. W pewnym momencie nachyliłam się nad laptopem zbyt gwałtownie, bo dostrzegłam literówkę i on zrobił to samo równocześnie, w efekcie czego nasze czoła zderzyły. Zabolało mnie to niemiłosiernie, więc złapałam się w miejscu uderzenia i spojrzałam na niego. Był tak blisko, że się przeraziłam. Na dodatek czułam znowu te głupie rumieńce na policzkach. On ani drgnął. Patrzył również na mnie takim głębokim wzrokiem. Jakby chciał zobaczyć moje wnętrze poprzez oczy.
Wiesz, że taka odległość jest niebezpieczna? Nie uczono cię, że w takich momentach dziewczyny dostają ataków serca? Tym bardziej, jeżeli twoja twarz jest tak bardzo idealną twarzą i jesteś chłopakiem, w którym bujałam się swego czasu.
Wtedy stało się coś, czego nie spodziewałam się nigdy z jego strony. Zmniejszył ta odległość do minimum, tym samym złączając nasze usta pocałunkiem. Pozwoliłam mu na to, bo jaka normalna dziewczyna w takiej chwili, by zaprotestowała. On widząc, że mi to nie przeszkadza, zaczął go pogłębiać i złapał dłonią tył mojej głowy, jakby bojąc się, że zaraz ją odsunę i przerwę to. Drugą ręką chwycił mnie w pasie i pociągnął do siebie, pewnie chcąc zbliżyć mnie bardziej, niestety nie udało mu się to i przez to, że zrobił to gwałtownie oboje przewróciliśmy się. On leżał na plecach, a ja oczywiście na nim. Patrzyłam w jego oczy, które wydawały się w tamtej chwili takie piękne. Dyszeliśmy od emocji jakie w nas wrzały. Dzięki takiemu obrotowi spraw ocknęłam się i szybko podniosłam na równe nogi. On nie zdążył zareagować i powoli wrócił do siadu.
- Coś nie tak? - Zapytał.
Oczywiście, że wszystko jest w porządku. Przecież to był tylko mój pierwszy pocałunek.
- Owszem. Ja uświadomiłam sobie, że powinnam już lecieć. I tak już to wystarczająco dużo razy sprawdziliśmy. Powinno już wszystko grać, najwyżej zerknę na to jeszcze w domu i wydrukujemy sobie to w bibliotece, a potem ustalimy, kto co ma przedstawić. - Mówiłam bez tchu, bo chciałam jak najszybciej od niego wyjść.
To nie tak, że ta sytuacja jakoś strasznie mi się nie podobała. Nie wiedziałam tylko do czego to miało doprowadzić. Poniosło nas. Stwierdziłam sobie w duchu, że Jisoo może być jednym z tych podrywaczy, którzy myślą, że mogą z każdą się zabawić, więc nie chciałam dalej w to brnąć. Bałam się zranienia. Już chyba wolałabym, by nadal mnie nie widział.
***
W piątek, dzień po dziwnym zdarzeniu w mieszkaniu Jisoo, unikałam go na korytarzach. Podszedł do mnie w pewnym momencie zapytać, czy Kangjoon jest w szkole, bo w końcu w jego obecności mieliśmy podzielić się prezentacją. Jednak ze smutkiem musiałam oznajmić, że go nie było i potem znowu szybko go spławiłam. Nie chciałam by poruszył temat tego incydentu. Bałam się usłyszeć, że dla niego całowanie dziewczyny to codzienność. Wmawiałam sobie, że muszę zapomnieć o tym co się wtedy wydarzyło, ale to chodziło po mojej głowie cały dzień.
Na dodatek znowu martwiłam się o Kangjoona. Stwierdziłam, że po zajęciach skseruję wszystkie notatki dla niego i mu je zaniosę. Tak też zrobiłam. Ochoczo udałam się do jego mieszkania, a w drzwiach oczywiście ujrzałam jego rozpromienioną matkę. Wpuściła mnie od razu do środka i dopiero potem zapytała o powód wizyty.
- Skserowałam mu notatki, bo nie było go na zajęciach. - Powiedziałam zgodnie z prawdą, mając nadzieję, że chociaż usłyszę powód jego nieobecności.
- Jakie to urocze, że nasz Kangjoon, ma tak słodką przyjaciółkę. Cieszę się ogromnie. Nie mógł przyjść, bo się rozchorował. Ma taką gorączkę, że nie potrafi wyjść z łóżka. - Rzekła zmartwionym głosem. - Wczoraj było przeziębienie łagodniejsze, lecz dziś się pogorszyło i tylko siedzę przy nim. - Westchnęła.
- Jak pani chce, mogę panią chwilowo wyręczyć. - Palnęłam bez zastanowienia się nad konsekwencjami swoich słów.
- Och. Ja wiedziałam, że cudowna z ciebie dziewczyna. Ile bym dała za taką synową.
Hola, hola. Wybiega pani za daleko w przyszłość. Może tak najpierw niech ja i pani syn wypowiemy się co o tym myślimy?
- Zawstydza mnie pani. - Wydukałam, starając się brzmieć jak najuprzejmiej.
- Jakaś ty urocza. - Zaśmiała się głośno, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. - Zrobiłabyś mu nowy okład? - Momentalnie zmieniła temat, czym troszkę zbiła mnie z tropu.
- Dobrze. - Wyszeptałam.
Dostałam od niej chwilę później ręczniczek i miskę z zimną wodą. Udałam się z tym do jego pokoju, lecz zanim do niego weszłam wzięłam głęboki wdech. Stresowałam się troszkę sytuacją. Wiedziałam, jak postępuje się z chorym, bo często zajmowałam się braciszkiem, jak go coś dopadło. Ale coś wywoływało we mnie lęk. Może świadomość, że Kangjoon to chłopak?
Po cichutku zajrzałam do środka, bo mógł się przecież obudzić i wolałam się upewnić, że właśnie się nie przebiera, czy coś. Na szczęście, czy też nieszczęście nadal spał. Jak weszłam i mu się przyjrzałam, to coś mnie zabolało w środku. Był w opłakanym stanie. Od razu szybko przykucnęłam przy nim, namoczyłam ręcznik w miseczce i ułożyłam go na jego rozgrzanym czole, zamiast tego co leżał na nim do tej pory. Przez chwilę wydawało mi się, że lekko uchylił powieki, aczkolwiek mogło to być tylko złudzenie. Ten zdjęty kawałek materiału, także zamoczyłam w zimnej wodzie dokładnie i zaczęłam nim wycierać jego policzki. Mimo iż był cały czerwonym, nadal wydawał mi się strasznie przystojny. Przełknęłam ślinę.
Nie myśl o głupotach! Ten człowiek jest chory i teraz powinnam mu pomóc, a nie nad takimi rzeczami się zastanawiać. Z drugiej strony, co by było, gdyby to on, a nie Jisoo mnie pocałował? Czy też byłabym tak zakłopotana i uciekła przed nim?
Pospiesznie potrząsnęłam głową, by odgonić tę myśl. Przecież to był tylko mój... Przyjaciel? Właśnie. Nawet nie byłam pewna, czy uważał mnie za przyjaciółkę. Przypomniałam sobie, jak czułam się tego dnia w szkole unikając Jisoo. Stwierdziłam, że nie chciałabym takiej samej sytuacji przeżywać z Kangjoonem. Na dodatek, potrzebowałam go teraz, bo na uczelni czułam się niezręcznie.
Byłam trochę śpiąca, bo nie spałam pół nocy i przy takim rozmyślaniu moje zmęczenie upomniało się o swoje. Będąc w momencie kiedy powieki powoli się zamykają, niechcący powiedziałam na głos pewną myśl.
- Kangjoon, proszę wyzdrowiej, potrzebuję cię. - Wyszeptałam i przysnęłam przy nim.
***
Ktoś lekko szturchnął mnie w ramię, co mnie obudziło. To była jego mama. Kiedy zobaczyłam, że zasnęłam przy łóżku Kangjoona, a ona w takim momencie mnie zastała, momentalnie podskoczyłam i było mi wstyd. Gestem poprosiła, bym wyszła z nią na zewnątrz pokoju. Zrobiłam to posłusznie.
- Zadzwoniłam do twoich rodziców i poprosiłam, byś mogła zostać na noc. – Mówiła cicho. – Stwierdziłam, że troszkę się zasiedziałaś i żal mi cię puszczać tak późno. Nawet nie przypuszczałam, że mogłaś przysnąć. – Zaśmiała się oczywiście na koniec.
Widzę, że bardzo panią dziś bawię swoją niezdarnością. Miło mi.
Było mi także troszkę dziwnie, że miałam tam zostać, a z drugiej strony nie tęskniłam nigdy za domem, więc było mi wszystko jedno, gdzie spałam. Mama Kangjoona, przygotowała mi pokój, który mieli wolny, lecz stało w nim łóżko, właśnie na wypadek gości. Dała mi też ze swojej szafki jakąś piżamę w misie. Nie wiedziałam skąd takową miała, jednak nie wtrącałam się i nie wybrzydzałam. Nawet lubiłam misie, bo w życiu miałam ich mało. Moi rodzice nie dawali mi ich, bo ja w końcu nigdy ich nie obchodziłam. Za to mój brat miał ich mnóstwo i pierwszego dopiero od niego dostałam.
Ułożyłam się szybko do snu i było mi tam tak wygodnie, że nawet nie pamiętałam kiedy mi się zasnęło.
***
Rano przebudziłam się bardzo dobrze wyspana. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. Może te łóżko było wyjątkowe? A może to miejsce pałało taką rodzicielską miłością, że aż przyjemnie się tam czułam? Powodów mogło być wiele. Postanowiłam się w nie jednak nie zagłębiać, by nie dojść do dziwnych wniosków. Nagle poczułam piękną woń unoszącą się w powietrzu.
A cóż to za zapach? Naleśniki? Nie. Gofry? Chyba też nie. Zaraz umrę z ciekawości.
Z ekscytacji nie pomyślałam nawet nad tym jak byłam ubrana i że jeśli Kangjoon wstał, to mogłam się z nim spotkać wychodząc z pokoju i zbiegłam pospiesznie w stronę źródła aromatu. Oczywiście dobiegał on z kuchni i kiedy usłyszałam w niej męski głos mojego kolegi, momentalnie się powstrzymałam przed dalszymi krokami.
- Mamo, to bardzo dziwne, ale śniło mi się, że podczas gorączki była u mnie Ganeul. – Słyszałam ze schodów dokładnie jego wypowiedź.
Jego mama znająca prawda, oczywiście znowu się zaśmiała. Wesoła z niej kobieta była. Szkoda tylko, że dzień wcześniej to ja byłam powodem jej rozbawienia.
- Czemu się śmiejesz? To takie dziwne, że dziewczyna, śni mi się? W końcu spędzam z nią dużo czasu.
- To ci się nie przyśniło. Ona się tobą zajmowała. – Poinformowała go rodzicielka, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Ostatnio zdarzało mi się to dość często.
- Jak to?!
- Widziałam, jak była zmartwiona, że cię nie było w szkole, kiedy przyniosła ci notatki, więc poprosiłam, by cię doglądnęła na chwilkę za mnie…
- Czyli to jak mówiła, że mnie potrzebuje też mi się nie przyśniło? – Mówił zamyślonym głosem, nie zważając na to, że przerwał matce dalszą wypowiedź.
Kurcze flaczki! Słyszał to!
Ja za to już całkowicie się pogrążyłam. Mówiłam te słowa przysypiając. Kojarzyłam to ledwo i miałam nadzieję, że tylko wydawało mi się, że wypowiedziałam je na głos. W tamtym momencie pragnęłam mu to wyjaśnić, by nie doszło do nieporozumień, lecz nie mogłam się przyznać, że podsłuchiwałam. Cichym krokiem postarałam się wycofać z miejsca przestępstwa. Będąc już w pokoju pospiesznie się przebrałam i zbiegłam na dół z nadzieją, że będę mogła wyjść bez zbędnego tłumaczenia. Oczywiście kimże byłaby matka Kangjoona, nie chcąc mnie zatrzymać.
- Chciałabym wyjść. I cieszę się, że z Kangjoonem już lepiej. – Stwierdziłam, że zachowam pozory i udam, że nic nie słyszałam i po prostu chciałam wrócić do domu, bo tak bardzo go uwielbiam.
Jak się okazało idealnie minęłam się z Kangjoonem i w kuchni była chwilowo tylko jego mama. Widocznie poszedł się przebrać, czy skorzystać z łazienki, czy jeszcze coś innego zrobić. Kiedy dotarło do niej, że uciekam, podbiegła do mnie z pojemnikiem wypchanym racuchami.
- W takim razie weź to. Upiekłam z rana. Mam nadzieję, że lubisz.
Oczy na widok tych słodkich placków zaświeciły mi się. To była jedna z najwspanialszych rzeczy, które jadłam. To się udało jego mamie trafić w moje gusta.
- Dziękuję. Bardzo lubię racuchy, więc na pewno zjem ze smakiem. – Odrzekłam uprzejmie i już miałam wychodzić.
- Jesteś pewna, że nie chcesz zobaczyć się z Kangjoonem przed wyjściem? – Zasugerowała kobieta.
- Wolę go zobaczyć w poniedziałek zdrowego na zajęciach. – Wymyśliłam na poczekaniu i zwiałam.
***
Następne dni na uczelni były strasznie krępujące. Musieliśmy uzgodnić, do kogo należała, która część prezentacji, a co za tym idzie. Musiałam spędzać czas z tymi dwoma chłopakami. Jeden mnie pocałował, a przed drugim się pogrążyłam. Świetnie. Zauważyłam, że Jisoo starał się być delikatny i mało kiedy się odzywał, jak nie musiał. Kangjoon za to jeszcze bardziej nie odstępował mnie na krok, a ja czułam się w jego towarzystwie zakłopotana. Cała nasza trojka milczała w jakimś temacie, które pewnie poruszylibyśmy, gdybyśmy potrafili mówić o uczuciach i robiło się często przez to sztywno. Na szczęście nadszedł dzień samej prezentacji i miałam wielką nadzieję, iż to spowoduje urwanie kontaktu z Jisoo. Nie żebym była bardzo na niego zła, czy go nienawidziła. Jednak od tego felernego dnia nie potrafiłam z nim normalnie porozmawiać, a także zapomnieć, o pocałunku.
Prezentacje miały być przedstawiane przed całą szkołą. Najbardziej chyba stresowało to Kangjoona, ale poprosiłam, by wyobraził sobie, że wszyscy uczniowie to drzewa i wcale się na niego nie patrzą. Twierdził, że mu to pomogło, bo rzeczywiście bardzo dobrze mu poszło. To Jisoo, tak gadatliwy na co dzień jąkał się trochę. Mimo wszystkich tych czynników nasza wykładowczyni była zaskoczona naszą współpracą i dostaliśmy rekordową ocenę na jej zajęciach. Byłam w lekkim szoku. Chłopcy byli zadowoleni, a najbardziej chyba Jisoo, bo nagle odżył.
- Wiecie co? Jestem szczęśliwy, że daliście mi szansę do was dołączyć, a na dodatek po zalaniu laptopa nie wypięliście się na mnie… - Coś czułam, że specjalnie przeciągnął ostatni wyraz, by dodać, iż także po pocałunku nie kazałam mu spadać na drzewo.
Uśmiechnęłam się lekko do niego, by pokazać, że nic do niego nie mam. Nawet Kangjoon mu przytaknął, jakby już nie był na niego zły.
- Co powiecie na zjawienie się na mojej imprezie urodzinowej?
Waaa! Impreza urodzinowa u Jisoo! Zawsze chciałam na nią pójść.
Co roku organizował huczną imprezę na którą przychodzili nawet jego wrogowie, by dobrze się zabawić. Wiele dziewczyn błagało, by ktoś je na nią zabrał, bo według nich było tam wspaniale. Miałam kiedyś marzenia, że chciałabym się na niej zjawić, zaproszona przez niego, kiedy podobał mi się.
- Nie mogę. – Powiedziałam półgłosem. – Wybacz, muszę iść do domu. – Rzekłam i ruszyłam do wyjścia, a Kangjoon chyba zaraz za mną. Nie odwracałam się, by nie zobaczyć twarzy Jisoo, po tym jak zostawiłam go bez żadnych wyjaśnień. Jednak uważałam, że tak będzie najlepiej.
Zbliżają się wakacje przed drugim semestrem. W tym czasie pewnie i tak o mnie zapomni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz