piątek, 17 lutego 2017

Rok pełen zmian: Rozdział 5

Oto i nowy rozdział. Nie jestem pewna, czy wgl zauważyliście, że opowiadanie to polega na przedstawieniu kilku wydarzeń w jednym rozdziale z danego miesiąca bohaterów. Zaczęliśmy z lutym, a mamy lipiec. Wolę to napisać dla jasności. :D

Rok pełen zmian
Rozdział 5

Lipiec

        Siedziałam wpatrzona w iskrzące się ognisko. W głowie miałam mętlik. Ignorowałam otaczające mnie zimno, jednak moje ciało mówiło za mnie. Dygotałam i szczękałam zębami. Wszystko przez to, że nie chciało mi się iść po głupią bluzę. Nagle takowa pojawiła się na moich ramionach. Spojrzałam nad siebie i ujrzałam uśmiechniętego do mnie Jisoo. Oczywiście, któż by inny jak nie jeden z tych dwóch chłopaków chciał się o mnie zatroszczyć. Jak na zawołanie pojawił się obok mnie Kangjoon z wyciągniętym w moją stronę termokubkiem.

Skąd wytrzasnąłeś wrzątek? Ty to zawsze będziesz mnie zaskakiwał.

        Początkowo przeraziłam się, kiedy rodzice oznajmili mi, że wysyłają mnie na obóz psychologiczny, za radą mamy Kangjoona. Otóż nasze mamuśki wymyśliły spisek podczas tego całego wspólnego wieczorku. Moja mama uznała, że nie mam przyjaciół, Jisoo rodzicielka, że jest zbyt agresywny względem rówieśników, więc jednogłośnie ustalono, że mamy problemy z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Pani Seo opowiedziała więc o obozie, na który wysyłała syna co roku. O ile mama Jisoo może i martwiła się o niego to moja miała na względzie pozbycie się mnie na czas  wakacji. Byłam tego pewna. A jaki był cel pani Seo w namawianiu naszych matek? Towarzystwo dla Kangjoona. Uznawała nas za jego przyjaciół, więc stwierdziła, że taki układ dobrze mu zrobi.
        Jak już się znalazłam na miejscu, strach uciekł. Bałam się wcześniej spotkania Jisoo i niemożliwości unikania go. Dodatkowo spędzanie czasu z Kangjoonem, też nie było ostatnio najłatwiejsze. Mimo moich obaw, było pozytywnie początkowo. Oboje traktowali mnie bardzo dobrze. Czułam się jak jakaś księżniczka. Nie czułam tej samej krępacji co na uczelni. Ktoś powiedziałby, że mogłam nie jechać. Byłam pełnoletnia. Zrobiłam to tylko dlatego, że właśnie mama Kangjoona wszystko opłaciła, bo moi rodzice ponarzekali, że są biedni i ich nie stać. Już na samym obozie przestałam żałować wyboru. Dobrze się bawiłam z chłopakami, a dodatkowo odpoczywałam od mojej dziwnej rodzinki.
        Obozowi psycholodzy pozwalali nam robić wszystko razem, co było z jednej strony dziwne, bo w końcu, miał on na celu przełamania bariery poznawania nowych ludzi. Z drugiej strony mi to było na rękę.
        Tego wieczoru była nasza kolej na dołożenie drewna do ogniska, więc cała nasza trójca ruszyła w głąb lasu. W pewnym momencie rozgadałam się z Jisoo i nie zwracałam uwagi na otoczenie, co było błędem. Powinnam była patrzeć pod nogi. Wystarczyła chwila i już zahaczyłam prawdopodobnie o jakiś wystający korzeń. Upadłabym twarzą w błoto, gdyby Jisoo nie złapał mnie w pasie. Pociągnął mnie z powrotem do pionu i jak się okazało dzieliła nas przez to mała odległość. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. W moim brzuchu pojawiło się dziwne uczucie. Przełknęłam ślinę i myślałam, że za chwilę on mnie pocałuje, albo nawet na to czekałam, lecz jak postawiłam stopę na podłożu, tę którą zahaczyłam poczułam ból i wydałam z siebie delikatny jęk. Jego wyraz twarzy zmienił się momentalnie na zmartwiony.
- Usiądź na tym pniu. - Mówiąc to kiwnął głową wskazując przestrzeń za mną.
        Odwróciłam się i rzeczywiście był tam jakiś pień. Posłusznie zasiadłam na nim. On kucnął tuż przede mną, chwycił delikatnie moją nogę i równie subtelnie zdjął mi buta, co także nie obyło się bez malutkiego bólu. Zaczął gładzić moją stopę, co przyprawiło mnie o przyjemne dreszcze. Jednak zaraz po tym poruszył nią i już zacisnęłam zęby, przygotowując się na ból, a nic takiego nie poczułam.

Yah! Jak zawsze spanikowałam. Głupia ja.

- Oh. Chyba już ok. - Stwierdziłam szeptem, bo przez jego bliskość, głos mi ugrzązł w gardle.
- Ulżyło mi. - Wypuścił powietrze. - Nie chcę byś była zraniona. - Powiedział czule, co dźgnęło mnie delikatnie w serce.
        Chciałam szybko wstać, ale zostałam przez niego zatrzymana. Dłonią chwycił moje ramię i z powrotem posadził na konarze.
- Zgubiliśmy Kangjoona, więc skorzystam z okazji i o coś zapytam. - Powiedział poważnym tonem, co mnie przeraziło.

Kangjoon gdzie jesteś, kiedy cię potrzebuję?!

- Czemu unikałaś mnie po naszym pocałunku? - Wystrzelił nagle i bez żadnej krępacji, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. - Chciałem ci powiedzieć, że od jakiegoś czasu myślę o tobie, nie tylko jako koleżance z uczelni. Ty uciekłaś i potem nie było nigdy okazji, by o tym porozmawiać.

Myśli o mnie? Przesłyszałam się, czy może to sen? Przed chwilą bolała mnie stopa, więc chyba nie. Ratunku! On właśnie sprawił, że serce mi zaraz wyskoczy. Boję się!

- Ja nie wiem co mam powiedzieć... Myślałam... - No właśnie nie wiedziałam co myślałam.
- Cokolwiek to było, pragnę utwierdzić cię w przekonaniu, że nie miałem złych intencji. Zależy mi na tobie. - Te ostatnie zdanie uderzyło we mnie.
        Pojawiła się ogromna fala gorąca. Już wiedziałam, że odpowiedzenie czegokolwiek sprawi mi trudność. Nie umiałam poruszyć językiem w celu mówienia. Czułam się zdrętwiała i oniemiała. Czemu to musiało tak mnie sparaliżować? To były zwykłe słowa, a tak zadziałały. Nie wiedziałam ile tak siedziałam osłupiała, bo czas nagle zatrzymał się dla mnie. Jisoo wstał i spojrzał gdzieś w górę, dzięki czemu mogłam się otrząsnąć. Musiałam coś odpowiedzieć.
- Nie do końca rozumiem. - Zaczęłam, przez co znowu utkwił we mnie wzrok. - Jeżeli podobam ci się trochę, to mam nadzieję, że szybko zapomnisz o mnie. Nie mogę się z tobą umawiać. - Mój rozum podpowiedział mi te słowa.

Brawo Ganeul! Spławiasz największego przystojniaka na uczelni.

        Gryzłam się sama z sobą. Lecz coś podpowiadało mi, że tak będzie najlepiej. Nie mogłam się łudzić, że coś z tego będzie. Ja nie pasowałam do jego świata. Otaczało go wiele pięknych dziewczyn, a przy mnie mógł się zmarnować. Nie mogłam pozwolić sobie na zakochanie w nim. Kiedy ujrzałam jego zszokowaną minę, coś we mnie pękło. Poczułam się okrutnie. Bałam się, że będę musiała mu się tłumaczyć więcej i wstałam i po prostu pobiegłam z łzami w oczach. Oczywiście biegnąc ze spuszczoną głową wpadłam na kogoś. Poznałam po zapachu. Kangjoon... Mogło to wyglądać dziwnie, ale zmarszczyłam w dłoniach materiał jego bluzy i zaczęłam głośniej płakać. A on niespodziewanie objął mnie ramionami.
        Zatrzymałam płacz. Moje policzki zaczęły mnie piec, a ja doznałam szoku, że poczułam się tak przyjemnie w jego objęciu. Szczerze, to pierwszy raz ktoś mnie przytulał od bardzo dawna. Chciałam tak zostać na dłużej. Wtedy odwróciłam głowę w bok i zobaczyłam leżące gałęzie. Przez to przypomniałam sobie co robiliśmy w lesie. Mieliśmy szukać drewna. Oderwałam się pospiesznie od niego i chwyciłam część gałęzi w ręce.
- Gdzie Jisoo? - Zapytał Kangjoon.
- Został w tyle. - Stwierdziłam spuszczając wzrok, bo głupio się poczułam.
- Rozumiem. - Odparł krótko i wróciliśmy do ogniska.

***

        Siedziałam przed namiotem rysując patykiem na piasku misie. Nudziło mi się, bo nie potrafiłam iść spać. Myślałam o słowach Jisoo, oraz moim okrutnym potraktowaniu go, jak i uczuciu, które poczułam przytulona do Kangjoona. Nie wiedziałam co się ze mną działo. Serce biło mi jak oszalałe na widok uśmiechu i dotyku Kangjoona, a na Jisoo patrzyłam tylko z poczuciem winy, bo zrobił się niemrawy. Także zaczął się znowu więcej denerwować błahymi rzeczami. Martwiłam się, że znowu będzie agresywny.
        Nagle usłyszałam dziwne krzyki nauczycieli dochodzące z miejsca, w którym chłopacy mieli rozstawione namioty. Kiedy do moich uszu dotarły słowa "Jak możecie się tu bić!" coś mną zatrzęsło i poderwałam się, by pobiec w tamtą stronę. Duży tłum zasłaniał mi co się działo. Przecisnęłam się miedzy jakimiś dziewczynami i zobaczyłam stojącego Jisoo, oraz leżącego na połamanym namiocie Kangjoona. Krew leciała mu z wargi. Przeraziłam się i już łzy napływały mi do oczu. Nie zważając na nic podbiegłam do niego i kucnęłam przy nim.
- Nic ci nie jest? - Wyszeptałam załamanym głosem.
- Spokojnie. Bo zaraz serce ci wyskoczy. Aż pobladłaś. - Zwrócił się mnie i poczułam się, jakby uważał, że to ja byłam bardziej poszkodowana.
        Jego uśmiech trochę mnie uspokoił i dotarło do mnie, że wszyscy się na nas gapili.
- Ja... ja przepraszam. - Z tymi słowami kucał już koło mnie Jisoo, a kiedy na niego spojrzałam miał zaszklone oczy.
        Zawrzało we mnie. Dotknął mojego ramienia, a ja je pospiesznie strąciłam. Nie obchodziło mnie już co sobie ludzie pomyślą. Musiałam wybuchnąć.
- Nie dotykaj mnie! - Krzyknęłam. - Czy on cię uderzył pierwszy? - Zapytałam zbijając go tym z tropu, lecz już po chwili pokręcił głową przecząco. - Obraził cię? - Znowu zaprzeczył.

Dlaczego więc taki jesteś? Jak mam zaakceptować to, że ci się podobam, skoro jesteś tak agresywny. Boję się ciebie.

- Więc jakim prawem go uderzyłeś?!
- Mówił, bym trzymał się od ciebie z daleka! Dobrze wiesz, że ja tego bym nie zniósł. Uważał, że cię ranię. Przecież ja chcę dla ciebie dobrze. Nie skrzywdziłbym cię.
        W jego głosie była czysta desperacja. Normalnie zrobiłoby mi się go żal, jednak nie po tym, jak kogoś uderzył. Nie umiałam tolerować agresji. Na dodatek już wierzyłam, że się zmienił, a ponownie mnie zawiódł. Czułam się zdradzona. Głupie uczucie, do którego nie potrafię się przyzwyczaić, choć czasem łudziłam się, że już mnie nie zaskoczy.
        Wstałam i wyciągnęłam rękę do Kangjoona, by także pomóc mu się podnieść. Wyminęłam Jisoo i zobaczyłam jak wszyscy się na nas gapią, więc spuściłam wzrok. Tak uniżona podeszłam do opiekunów.
- Mogę skorzystać z apteczki i opatrzyć rany kolegi? - Zapytałam niepewnie.
        Przytaknęli mi szybko głową i jedna z pań pokazała gestem ręki, bym za nią poszła w stronę ich namiotów.

***

        Moczyłam w wodzie kawałek gazy i przyłożyłam do rozciętej wargi Kangjoona. Zastanawiałam się, czy bardzo go to bolało, bo nawet nie drgnął. Kiedy jednak skupiłam swój wzrok na jego ustach, zamurowało mnie. Zrobiło mi się gorąco i zaczęłam się zastanawiać, co gdyby mnie nimi pocałował. Potrząsnęłam szybko głową na boki, by się ocknąć. Moje serce i tak zaczęło już mocniej bić, więc starałam się dobrze to ukryć. Usłyszałam rozbawione prychnięcie z jego strony i spojrzałam mu w oczy tym razem. Te piękne, czekoladowe oczy. Czułam się, jakbym zaglądała w jego duszę. Przeszła mnie fala gorąca. Miałam nieodpartą ochotę dotknąć jego policzka dłonią i...
- Jak będziesz się tak zawieszać, to jeszcze zamienisz mi się w posąg. - Wyrwał mnie z moich myśli tym zdaniem.
        Spuściłam wzrok i zaczęłam pakować apteczkę, bo bałam się, że zaraz zapyta, o czym myślę. Wtedy zapadłabym się pod ziemię i zaczęła jąkać. Nie chciałam tego.
- Gdzie będziesz spał? - Zmieniłam temat.
- Nie wiem. - Odpowiedział wydymając wargi. - Miałem sobie znaleźć wolne miejsce w innym namiocie, ale jedyny chłopak, który je miał przygarnął Jisoo.
- Ja teoretycznie mam wolne miejsce. - Wypaliłam nagle bez namysłu.

Co? Ja to powiedziałam? Chcę popełnić samobójstwo emocjonalne?!

        Spojrzałam na niego z przerażeniem, a on się do mnie uśmiechnął. Miałam nadzieję, że nie odebrał tego jako zaproszenia.
- Jak będę grzeczny, to mogę się z tobą położyć? - Zaproponował.
        Kiwnęłam nieśmiało głową. Sama to zaczęłam, więc głupio było powiedzieć nie. Powinnam była. Lecz z drugiej strony, to tylko leżenie obok siebie, niby nic takiego. Czego ja się bałam?

***

        Próbowałam zasnąć. Zaciskałam powieki, bo oczy nie chciały mi się zamknąć. Leżałam na boku, by być obrócona do niego tyłem, a i tak byłam speszona. Nagle poczułam jak jakaś ręka oplata moją talię. Wiadomo, że nie była to byle jaka ręka, tylko jego. Pisnęłam łapiąc się jednocześnie za buzię, żeby nie usłyszał mnie. Byłam w szoku. Cała się gotowałam. Poczułam jego oddech na mojej szyi i przeszły mnie ciarki. Serce tym razem myślałam, że wyskoczy mi z klatki piersiowej.
- Myślałem, że śpisz. Przepraszam. - Wyszeptał cicho, co znowu przyprawiło mnie o dreszcze, lecz bardzo przyjemne.
- Nie... nie szkodzi. Możesz się przytulać. - Na te słowa poprawił rękę i przysunął się jeszcze bliżej mnie. Tak, że w tamtym momencie całe nasze ciała się stykały.
- Mogę cię jeszcze o coś prosić? - Wymruczał, co oczywiście nie obyło się także bez mojej reakcji na to.
- Słucham. - Wyszeptałam ledwo słyszalnie, bo nie potrafiłam wydobyć z siebie pełnego głosu.
- Unikaj Jisoo. On jest niebezpieczny i będę się martwił o ciebie. - Mówił to takim udawanym smutnym głosikiem.
- Dobrze. - Odpowiedziałam, bez wahania. Sama się go w końcu bałam.
        Zrobiło  mi się gorąco. Ktoś się mną przejmował, ktoś był przy mnie, po raz kolejny mnie przytulał... Dziwne uczucia ogarnęły mnie. Nie znałam ich.

Czy mogę to nazwać szczęściem? Czy on sprawił, że go zaznaje w tym momencie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz