Kolejny rozdział dla was. :D Wiem, że robię w tym opowiadaniu zamieszanie małe. Jestem ciekawa waszej reakcji na ten rozdział. :D No co prawda, ja jestem zawsze ciekawa waszej reakcji. :D
Diagnostyka serca
Rozdział 19
*Jongin*
Czekaliśmy na wywiad z jakąś gazetą. Oczywiście ja i moja przyjaciółka Krystal. Byliśmy bardzo poirytowani, bo oboje mieliśmy plany, a oznajmiono nam, że zaplanowano dla nas to i zapomniano nam to wcześniej oznajmić. Na szczęście zdążyłem uprzedzić Jiwon, że będę u niej dużo później, żeby się nie martwiła, a raczej nie wściekła, bo znając ją, to to drugie prędzej by robiła.
- Jak ci się powodzi z Jiwon? – Zagadała do mnie Krystal, bo zrobiło się nudno podczas tego oczekiwania.
- Jesteśmy na dobrej drodze. Co chwile są między nami jakieś problemy. Zazdrosna jest, albo atakują nas fanki. Mimo to, z wszystkiego wychodzimy cało. – Zaśmiałem się na swoje słowa. Rzeczywiście byliśmy dziwnym związkiem.
- O kogo jest zazdrosna? O mnie? – Tym razem ona chichotała, a dla mnie to nie było zabawne, bo w końcu o nią też raz była. Chyba zrozumiała czemu mnie to nie bawi, bo nagle spoważniała. – Nie mówisz poważnie? – Spytała mnie zaskoczona.
- Tak. Nie przejmuj się tym, już wszystko mamy wyjaśnione. – Próbowałem ją uspokoić, lecz ta przejęła się bardziej, niż mogłem się spodziewać.
- A ty chciałeś by mnie odwoziła wtedy. I tak się stresowałam, bo nie chciałam wam mieszać w planach i bałam się jej, przez to, że SM ogłosiło nasz związek. – Ostatnie słowo wymówiła robiąc placami, tak zwany cudzysłów.
- Wtedy nic nie miała do ciebie i rozumiała sytuację. Później jak pobiegłem do ciebie, zostawiając ją złą na mnie, to dopiero się zdenerwowała. – Wyjaśniłem jej i chyba jeszcze bardziej się pogrążyłem.
- Wiedziałam, że z ciebie to ciapa, ale że aż taka? Mówiłam ci, że źle zrobiłeś biegnąc do mnie. Człowieku. Wyprowadzasz mnie z równowagi. – Marudziła na mnie. Zacząłem szukać innego tematu i wpadł mi bardzo szybko do głowy. Przy okazji mogłem się doradzić jej.
- Mam inny problem. Otóż Jiwon boi się moich fanek. Odkąd spotkaliśmy jedne, wszędzie się rozgląda nerwowo i możemy się spotykać tylko u niej, bo boi się pokazać ze mną w miejscu publicznym. – Opowiedziałem jej naszą sytuację.
- Rozumiem ją doskonale. Zabierz ją w miejsce, gdzie na pewno ich nie ma. Macie trochę wolnego. Poproś o zgodę na wyjazd. Jakaś wioska byłaby dobra. Cisza spokój i brak fanek. – Zaproponowała, a ja miałem ochotę ją wyściskać za ten pomysł. Już wiedziałem, co zrobię po wywiadzie.
Postanowiłem udać się do menadżera z prośbą o zezwolenie na trochę wolnego, potem zaś miałem zamiar pójść do Jiwon i przekazać jej dobrą wiadomość. Miałem nadzieję, że będę mógł takową jej oznajmić. Rozpierało mnie szczęście na myśl, że mógłbym tak spędzić z nią jakiś czas. Choć nawet nie potwierdził mi nikt tego jeszcze, ja byłem zadowolony i zacząłem rozmyślać, czy ktoś mieszkał na wsi i mógłby mi coś polecić.
*Chayeon*
Jadłam w tym momencie kolację, kiedy moja matka zadzwoniła do mnie. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, bo akurat był u mnie Jongdae i bardzo dobry miałam humor, a czułam, że ona mi go zepsuje. On zaś przyglądał mi się badawczo, pewnie zastanawiając się, czy zlituję się nad swoją rodzicielką. Wymiękłam w końcu, jak można byłoby się po mnie spodziewać i przyłożyłam telefon do ucha odbierając połączenie.
- Słucham? - Powiedziałam oschle. Nie zamierzałam udawać, że wszystko jest w porządku. Nie było ani trochę.
- Córeczko, wiem, że jesteś zła. - Zaczęła mówić do mnie błagalnie, co mnie lekko irytowało. - Tęsknię za tobą. - Słyszałam, jak jej głos się łamał. Chciałam jej współczuć, lecz sama wybrała ojca. Bałam się, że wykończy ją psychicznie i byłam zła, że do niego poszła.
- Ja też. Nie rozumiem, czemu tam jesteś. - Powiedziałam to szczerze. Nadal nie pojmowałam jej argumentów.
- Myślałam, że jak to przetrawisz, to zrozumiesz. - Powiedziała bardzo smutno. - Nie szkodzi. Odwiedzisz mnie? - Zapytała na dokładkę. Już miałam wybuchnąć, iż moja noga nie postanie w tamtym miejscu. Z drugiej strony nie chciałam robić scen przy Chenie. Wiedziałam, że on by to zrozumiał. Chciałam też zobaczyć się z mamą i upewnić, że nie dzieje się jej krzywda. Tylko, jak to zrobić nie widując tam przy okazji ojca?
- Ty możesz do nas zawsze przyjść. - Odpowiedziałam stanowczo. Zapadła cisza po tamtej stronie, jakby nad czymś rozmyślała. Czyżby celowo chciała mnie zaciągnąć do tamtego miejsca? A może dostawałam paranoi.
- Proszę odwiedź mnie. Mam dużo roboty w tym domu i ciężko będzie mi się wyrwać. Tym bardziej, że wracam późno z pracy. - Błagała, a ja jak zwykle już miałam się ugiąć, choć bałam się tam iść.
- A mogę przyjść z kimś? Mam gościa. - Odchrząknęłam. Skoro Jongdae był moim chłopakiem, mógł mi towarzyszyć. Nie chciałam iść tam sama.
- Dobrze. Choć wolałabym by nie był to ten chłopak z którym cię nakryłam. Domyślam się, że to zapewne on. - Zdziwiła mnie ta niechęć matki do niego.
- On jest przy mnie, jak ciebie nie ma. - Burknęłam jej. Jongdae zaczął się do mnie uśmiechać na te słowa i nie potrafiłam tego nie odwzajemnić.
- Dobra przyjdźcie. Czekam na was. - Oznajmiła matka od niechcenia. Musiała go akceptować, czy jej się to podobało, czy nie. Chen był dla mnie najwspanialszym człowiekiem na tej planecie.
Po rozłączeniu się z matką, zbierałam się do tego jak mu powiedzieć, iż chciałabym go zabrać do domu mojego ojca. Zastanawiałam się nad tym, a on czekał. Pewnie nie wywnioskował tego z rozmowy. O dziwo, bo zaproponowałam to matce ja i powinien to usłyszeć, albo specjalnie czekał, aż sama mu to powiem.
- Jongdae... Pójdziesz ze mną, odwiedzić moją mamę? - Zapytałam i spojrzałam na niego niepewnie. On jakby się zastanawiał.
- A to nie oznacza też spotkania twojego ojca? - Widać było po nim, że trochę pobladł.
- Możliwe. Mam nadzieję, że nie. Dlatego chcę byś ze mną się tam udał, bym go nie zabiła. - Powiedziałam to żartobliwie, choć czasami mnie przy ojcu ponosiło. Już kiedyś dostał ode mnie w twarz. Nienawidziłam go, że zepsuł wszystko w naszej rodzinie.
- Boję się chyba bardziej tego, na co ciebie stać niż tego, że go poznam. - Oznajmił to bardzo poważnie, a po chwili zaśmiał się głośno. Zachciało mu się dowcipkowania ze mnie. Z drugiej strony miał rację. Lepiej było podejść do tego w ten sposób.
***
Widziałam jak Jongdae podziwiał okolice w jakiej się znajdowaliśmy. Mieszkali w niej sami bogacze i to było widać gołym okiem. Po chwili podeszłam pod bramę mojego starego domostwa, a on wytrzeszczył szeroko oczy. Mogłam się domyślać, że zszokuję go. W końcu opowiadałam o długach ojca, a tu próbowałam się dostać do willi otoczonej murem.
- Nie pomyliłaś drogi? - Wtrącił niepewnie.
- Nie. Mój ojciec był bogaty. Coś mu nie wychodzi ostatnio, popada w długi, lecz posiadłości broni jak lew, bo uważa, że gdy ją straci nie będzie godny swojego nazwiska. - Wyznałam mu, a on spojrzał na mnie zniesamoczony.
- Chcesz powiedzieć, że bardziej walczy o ten dom, niż o was? - Stwierdził i zrobiło mi się smutno, bo musiałam na to przytaknąć. To była okrutna prawda.
- Już go nie lubię. - Oznajmił od razu i chwycił moją dłoń. - Nie puszczę cię, żebyś wiedziała, iż jestem cały czas przy tobie. - Kiedy to powiedział zadrżałam. Stał się dla mnie całkowicie wsparciem. Nie mogłam oprzeć się jego postawie. Był dla mnie kochany.
Weszliśmy do domu pewnie i od razu matka powitała nas w drzwiach. Oczywiście mnie wyściskała, a Jongdae zmierzyła morderczym wzrokiem. Po chwili dopiero zauważyła, iż on nie puszczał mojej dłoni. Widziałam, że złagodniała wtedy. Mimo to, nie powiedziała nic. Naprawdę się na niego coś uparła. Udaliśmy się do salonu bez zbędnych słów. Zobaczyłam tam ojca i w momencie ścisnęłam mocniej rękę Chena. On odwzajemnił ten gest, jakby chcąc mnie tym uspokoić. Mama usiadła na krześle obok ojca, więc zajęliśmy miejsca naprzeciw nich na kanapie. Patrzyłam krzywo na ojca. Czego on jeszcze ode mnie chciał? Bo byłam pewna, że on tym razem kazał mnie ściągnąć.
- Chcę cię przeprosić. - Zaczął, lecz nie uraczył mnie spojrzeniem. Nie mógł go oderwać od mojego chłopaka. Kiedy zerknęłam na Jongdae, on także patrzył na mojego rodzica mrużąc wściekle oczy. Co z nimi się działo?
- Za co? Bo zrobiłeś tak wiele, że nie domyślam się, o którą z tych rzeczy chodzi. - Odpysknęłam. Jego przeprosiny nie były od jakiegoś czasu nic dla mnie warte. Nie miałam pojęcia, jak mógłby odbudować nasze relacje. Straciłam do niego zaufanie całkowicie.
- Za Youngtae. Nie prawdą było to, że chciałem twojego ustawionego małżeństwa z nim. - Wyjawił, a ja milczałam. Liczyłam, że powie coś więcej, bo to, że ostatnio mnie oszukał już wiedziałam. - Był kiedyś taki temat i to jego wuj tego pragnął. Nie ja. Przysięgam. Sam Youngtae z tego zrezygnował i żeby nie popsuły się jego relacje z wujem, udałem, że to ja naciskałem na to. - Tłumaczył się. Chciałam mu wierzyć, lecz co to zmieniało? Nie obchodziło mnie, kto myślał o ustawieniu mnie z nim. Nawet jeśli tata był niewinny, dalej miałam wiele innych krzywd do zarzucenia mu.
- Ja wiem, że Youngtae nie chciał już tego, oraz, że nie wiedział, iż chodzi o mnie. Po co mi to mówisz? - Wtedy zauważyłam, że mama była jakaś nieobecna. Nie odezwała się słowem i patrzyła na naszą kłótnię. Co się z nią działo? Zawsze miała tyle do powiedzenia.
- Po prostu chciałbym się z tobą pogodzić. Ty i brat powinniście ponownie tu zamieszkać. - Myślałam przez chwilę, że się przesłyszałam. Jak mógł myśleć, że tak po prostu tam wrócę? Poczułam jak dłoń Jongdae znalazła się na moim ramieniu. Spojrzałam na niego. Nachylił się do mnie, by coś mi wyszeptać.
- Spokojnie, nie wybuchaj. -Jego głos połaskotał mnie po uchu i jakimś cudem te słowa zadziałały jak zaklęcie. Momentalnie się uspokoiłam. Skąd Jongdae wiedział, że zamieniałam się w bombę? Aż tak było to widać?
- Nie zrobimy tego. - Powiedziałam stanowczo, jedynie dzięki Jongdae nie był to krzyk. - Chyba nie myślisz, że uwierzę, iż będzie teraz lepiej? Jestem w takim wieku, że mogę się usamodzielnić. Yulchana też nie pozwolę ci skrzywdzić więcej. I ty mamo... - Odwróciłam się w jej stronę. - Zawiodłaś mnie. Dobrze wiedziałaś, jak on wszystko przeżył to co tu się wydarzyło. To, że teraz się uśmiecha, to zasługa psychologów i naszego wsparcia. Myślisz, że powinien wracać do tak traumatycznego miejsca po prostu? - Taka była prawda. Mój brat wiele przeszedł i to nim się najbardziej martwiłam w tej sytuacji. Dopóki mama z nami mieszkała, nią się też przejmowałam. Niestety wróciła do człowieka, którego ciężko było mi nazwać ojcem. Nie mogłam tego zrozumieć, bo także przechodziła przez piekło przez niego.
- Córeczko, posłuchaj. Twój tata naprawdę znalazł pomysł na spłacenie długów. Niedługo ich nie będzie wcale. Powodzi mu się... - Miałam dość jej słów.
- Co on zrobił, że zgodziłaś się nam to mówić? Musiał cię jakoś zmusić. – Byłam na nią wściekła. A może bardziej na ojca, bo wiedziałam, że robił coś złego, by przekonać mamę do takich słów.
- Nie wiem o czym mówisz. Myślę o naszej przyszłości i dlatego przekonuję was, by było wam łatwiej. – Mówiła to na poczekanie, jakby zabrakło jej argumentów. Wiedziałam swoje, jak i to, że nie dowiem się już niczego.
- Skoro tyle chcieliście mi powiedzieć, to ja wrócę do siebie. Jestem zmęczona tym dniem. – Powiedziałam to bardzo pretensjonalnie i po prostu ruszyłam do wyjścia i Chen ze mną. Nie czekaliśmy, aż ktoś nas odprowadzi do drzwi, czy pożegna. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego miejsca.
Na zewnątrz od razu poczułam się lepiej, dzięki lekkiemu powiewowi wiatru. Mimo to, nie mogłam znieść narastających we mnie emocji i popłakałam się od razu. Poczułam, że Jongdae obejmuje mnie od tyłu. Niby dodało mi to otuchy, a i tak nie powstrzymałam szlochu. Potrzebowałam tego. On chyba o tym wiedział, bo bez słowa pozwolił mi płakać, dopóki nie wypłakałam się wystarczająco.
*Minseok*
Leżałem i przyglądałem się sufitowi, myśląc co ze sobą zrobić. Byłem jeszcze w Chinach. Mimo, że kazała mi się więcej nie pokazać, ja czekałem na jakiś telefon, czy cokolwiek jeszcze kilka dni. Powinienem był dać jej spokój, skoro o to prosiła. Tylko czy ja na nią nie zasługiwałem? Przecież starałem się jak mogłem i co za to otrzymałem? Wyrzuciła mnie za drzwi. Nie mogłem znieść myśli, że ona sama decydowała o wszystkim i nie chciała mnie wysłuchać. Nie chciałem się poddawać, lecz bałem się ją odwiedzić i znowu być wyrzuconym z jej sali.
- Nad czym tak rozmyślasz młody? – Usłyszałem głos ojca Luhana skierowany do mnie. Uśmiechał się wchodząc do pokoju, jaki mi przydzielił, a ja pospiesznie odwzajemniłem ten gest. Był bardzo dobrym i zarazem rozrywkowym człowiekiem. Zupełnie jak nasz Luhan.
- Kobiety, miłość. – Odpowiedziałem dość ogólnikowo, na co on się zaśmiał. Nie mogłem podzielić jego entuzjazmu.
- I tak siedzisz i użalasz się nad sobą? A nie lepiej po prostu działać? - Zapytał, a ja posłałem mu pytające spojrzenie. – Mój syn coś mówił, że przyjeżdżasz tu z dziewczyną, która ma odzyskać wzrok. Rozumiem, że kochasz ją?
- Owszem. I starałem się strasznie ją wspierać, a ona po odzyskaniu wzroku nagle uznała, że nasz związek nie ma sensu i boi się moich fanek. – Westchnąłem ciężko. Nie rozumiałem, czemu zmieniła zdanie w takiej chwili.
- A ty w to wierzysz? – Zaprzeczyłem kręcąc głową na boki. – Więc czemu nie szukasz prawdziwego powodu?
- Myślę nad nim. – Powiedziałem to na głos i poczułem się żałośnie w tamtej chwili.
- To ci nie pomoże. Idź do niej i się dowiedz. Może ona ci nie powie, jednak zawsze możesz coś przeanalizować. – Olśniło mnie wraz z słowami tego człowieka. On wymyślił to w ciągu kilku sekund, a ja rozmyślałem nad tym kilka dni. Widać było, że był zdecydowanie ode mnie mądrzejszy, albo po prostu bardziej doświadczony przez życie. – Zawsze tak robię, gdy próbuję się dowiedzieć co trapi mojego syna. – Wybuchłem śmiechem. Wiedziałem, że dodał to by mnie rozbawić i się mu udało. Naprawdę miły i śmieszny z niego był mężczyzna.
***
Miałem już wejść do sali Juniel. W ręce miałem czekoladki, które lubiła. Zdążyłem się tego dowiedzieć kiedyś. Robiłem głębokie oddechy i pewnie nacisnąłbym klamkę, gdybym nie zauważył przez lekki uchył drzwi, że był u niej lekarz. Stanąłem więc i po prostu zacząłem nasłuchiwać. Wiedziałem, że nie powinienem, lecz coś mi mówiło, że to da mi odpowiedzi na moje pytania i nie mogłem się powstrzymać.
- Z badań wychodzi na to, że guz nie jest groźny i jego wycięcie załatwi sprawę. – Zadrżałem słysząc to jedno zdanie. Nic mi nie było wiadomo, że Juniel borykała się jeszcze z takim problemem.
- Twierdzi pan, że przeżyję? – Mówiła to chwiejnym głosem. Miałem ochotę wejść i ją wesprzeć.
- Tego nie mogę pani jeszcze zapewniać. Może pani nie dożyć operacji, lub w trakcie niej odejść. Na szczęście, jak wszystko pójdzie pomyślnie, to powinien być koniec. – Byłem tym przerażony co słyszałem. Czyżby to było to co przede mną ukryła? Miałem już łzy w oczach. Ona cierpiała i odsunęła mnie od siebie w takiej chwili. Po co? Nie chciałem jej z tym zostawiać. Musiałem coś wymyślić.
- Dlaczego pan podsłuchiwał? – Usłyszałem tuż przed sobą głos lekarza. Z tego wszystkiego nie zorientowałem się, iż podszedł do drzwi. Miałem dwie opcje. Uciekać i przemyśleć jak działać dalej, lub wejść i porozmawiać jeszcze raz z Juniel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz