niedziela, 22 października 2017

Diagnostyka serca: Rozdział 22



Diagnostyka serca
Rozdział 22

tumblr_inline_nt9fpxuZw91s62ouj_500.gif

*Jongin*
            Tak dobrze spało mi się u boku Jiwon, że nie zamierzałem wstawać szybko z łóżka. Nie przewidziałem, że za chwilę pojawi się babcia Baekhyuna i zacznie stukać do naszych drzwi. Obudziło to moją dziewczynę i zaczęła się powoli przeciągać. Przez to jednak, że żadne z nas nie odpowiadało, kobieta nie przestawała uderzać w drewniane wrota.
— Już wstajemy — odparłem, bo nie chciałem dłużej słyszeć tego hałasu.
— W takim razie sprężajcie się. Warzywa same się nie pozbierają — krzyczała, jakby bojąc się, że te dziurawe drzwi ją zagłuszą.
            Skwasiłem minę, gdy próbowałem spojrzeć w okno, bo promienie słońca poraziły moje oczy. Jiwon zaś ponownie się we mnie wtuliła i wyglądała, jakby zamierzała nadal spać. Zaśmiałem się pod nosem z niej. Leniuchowania się jej zachciało. Obiecałem Baekhyunowi, że pomożemy jego babci w zamian za załatwienie tu noclegu, więc nie mogliśmy się ociągać. Postanowiłem być wredny i pogłaskałem moją piękność delikatnie po policzku, a potem zszedłem niżej, by zacząć ją łaskotać intensywnie. Piszczała i śmiała się. Wkrótce zaczęła przez to nawet płakać. Nie potrafiła mnie powstrzymać. Zlitowałem się po kilku minutach i przestałem.
— Ty tyranie. Czemu tak mnie torturujesz z rana? Chciałabym chwilę pospać — marudziła jak małe dziecko i zakryła się cała nakryciem, aż po czubek głowy. Ściągnąłem z niej to i zobaczyłem naburmuszoną twarz.
— Wiesz, że mamy pomóc. Nie ma co się ociągać — powiedziałem stanowczo pstrykając ją palcem z zmarszczony od jej grymasu nos.
— Dobra, dobra — pomarudziła i wstała z naszego materaca.
            Wzięła swoje ciuchy, które prawdopodobnie chciała ubrać i środki czystości, po czym udała się z tym do łazienki. Oznaczało to, że miałem dużo czasu. Wziąłem więc telefon do ręki i zacząłem przeglądać co się dzieje w świecie showbiznesu.

***

— Powiedziałam ci, że masz to nawodnić? Przecież ja jeszcze muszę po tym chodzić! Jak mam chodzić po błocie i wyrywać chwasty. — Oburzyła się Jiwon, a ja miałem tego dość. Co chwilę na mnie krzyczała. Zaczynałem rozumieć co mówił jej szef. Była drażliwa. Może wstała tego dnia lewą nogą, bo pierwszy raz była taka dla mnie.
            Dzieliła nas grządka z jakimś warzywem, które jeszcze nie było gotowe do wyrwania. Odkąd wyszliśmy na pole to tylko się sprzeczaliśmy. Nie miałem pojęcia, czemu ona była taka rozdrażniona. Momentami czułem, że ona jest po prostu na mnie o coś innego zła, a nie mogłem znaleźć powodu.
— Przepraszam. Kiedy mówiłaś , że ja mam zająć się nawadnianiem pola, zrozumiałem, że mam to zrobić teraz. — Starałem się jakoś jej wytłumaczyć, by przestała się wściekać.
— Trochę logiki! — Po tym wzięła głęboki oddech. — Idź zrywać marchewki. Zawołam cię jak będę cię potrzebować — wyjaśniła, a we mnie coś drgnęło.
— Czemu to ty decydujesz, co ja będę robił? — Oburzyłem się, a ona otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. — Ja wyrwę chwasty, a ty idź zbierać marchewki. Skoro zrobiłem to błoto, to się tym zajmę.
            Już brałem do ręki motykę, gdy ona też po nią sięgnęła. Zaczęliśmy ją ciągać, każdy w swoją stronę. Szarpaliśmy się jak małe dzieci kłócące się o zabawkę. W pewnym momencie narzędzie wyślizgnęło się z ręki Jiwon i oboje nie spodziewając się tego, upadliśmy tyłkami w błoto, które stworzyłem. Gratulować mogłem sobie. Czekałem, jak zacznie prawić mi kazanie, lecz ona spojrzała na siebie całą w błocie i nagle wybuchła śmiechem. Nie rozumiałem nic. Podrapałem się po nosie i ona zaczęła jeszcze głośniej się śmiać, wskazując na mnie palcem.
— Masz błoto na nosie — ledwo to wydukała, bo brakowało jej tchu od tego rechotania.
            I jak miałem pojąć tę kobietę? Wcześniej prawie mnie zabiła, rozkazywała mi, teraz się ze mnie nabijała. Zacząłem się tym irytować, więc wstałem i po prostu poszedłem zrywać te nieszczęsne marchewki.

*Jongdae*

            Stanąłem znowu przed wielką bramą prowadzącą do byłego domu Chayeon. Oboje ustaliliśmy, że muszę zobaczyć co jej ojciec ma na nas. Miałem duże obawy. Ten człowiek coraz bardziej wydawał mi się nieprzewidywalny. Nie miałem pojęcia jaki ruch zastosuje. Irytowało mnie to, że on tak bardzo chciał, by dzieci do niego wróciły. Co tym chciał osiągnąć? To on zniszczył ich ognisko domowe i nawet jak zmusiłby ich do powrotu, nie będzie to już to samo..
            Przy drzwiach stała jakaś służąca. Że też miał na to nadal kasę. Wprowadziła mnie do salonu, gdzie poprzednio siedzieliśmy z Chayeon, jak ją wezwała do siebie matka. Znowu oni na mnie czekali. Na stole leżały zdjęcia, które dostrzegłem od razu. Było to mnóstwo zdjęć moich i Chayeon robionych ewidentnie z ukrycia. Ktoś znał się na rzeczy, bo my nic nie zauważyliśmy, nawet nie czułem, by ktoś nas obserwował. Musiałem wyglądać na wystraszonego, bo zobaczyłem szyderczy uśmiech jej ojca, gdy siadałem na kanapie naprzeciw nich.
— Te zdjęcia porobił mój detektyw. Wynająłem go, by pilnował Chayeon przed lichwiarzami, oraz, by zrobił jej kilka zdjęć z tobą. On cały czas ją obserwuje. Cokolwiek robicie razem jest uwieczniane. — wyjaśnił mi to, a ja miałem ochotę coś odpysknąć. Wrzałem z nerwów. Z jednej strony  chociaż ją chronił. A z drugiej narażał, bo nigdy nie wiadomo było, czy temu fotografowi nie zachce się sprzedać tych zdjęć jakiejś gazecie. On pewnie nie myślał o takiej konsekwencji.
— Mam nadzieję, że to zaufany człowiek — wycedziłem przez zęby, a mężczyzna spojrzał na mnie z niezrozumieniem.
— Płacę mu wystarczająco, by wykonywał swoją robotę — rzekł jakby oburzony, a ja zaśmiałem się kpiąco.
— Będzie ją wykonywał dopóki ktoś nie zaproponuje mu więcej za te zdjęcia. — Wtedy jego żona pobladła. Wiedziałem, że nie przewidzieli tego. Dziwiło mnie, że matka Chayeon też maczała w tym palce. Co raz bardziej byłem zawiedziony na tej kobiecie. On nadal był spokojny, tylko jakby lekko podirytowany, że nie wierzyłem mu.
— Dopilnuję, by to nigdzie się nie wydostało — wyjaśnił. — Spłaciłem wszystkie długi, dzięki jednej spółce jestem bardzo na plusie. Wystarczająco, by zadbać o to. Nie przejmuj się. Jedynie czego chce, by w zamian za milczenie, że jesteś z moją córką, namówił ją do powrotu tutaj. Ona pewnie liczy się z tym co powiesz, a jak dobrze to rozegrasz posłucha cię. — To było dla niego takie proste. Namawiał mnie do oszukiwania ukochanej tak, by on na tym skorzystał. Niedoczekanie.
— Nie jestem tobą. Przykro mi, ale dbam o jej dobro przede wszystkim. A to nie jest pozytywne rozwiązanie. Skoro nie chce tu wrócić, to ja to szanuję i rozumiem ją całkowicie. Też bym nie chciał mieszkać z taką osobą jak pan — ostatnie zdanie powiedziałem z wyczuwalną pogardą. — Może wyglądam panu na głupiutkiego idola, który boi się o swoją sławę, niestety myli się pan. Ja mam wytwórnię, która zapłaci krocie, żeby te zdjęcia nie wyszły. Może i oberwie mi się delikatnie, jednak potrzebują mnie. Wiem na czym stoję. Może pan robić co chce. Chayeon tu nie wróci, jeżeli nie będzie chciała tego sama. — Po tych słowach wstałem i miałem wyjść. Zatrzymała mnie w drzwiach jej matka chwytając za rękę w zgięciu.
— Proszę cię. Nie bądź dla nas taki oschły. My po prostu pragniemy wszystko naprawić. — Nie dowierzałem w to co ona mówiła. To była matka? Ona naprawdę wiedziała co robi?
            Puściła mnie po chwili bezsilnie i ze łzami w oczach. Wyszedłem po prostu, bo dłużej nie mogłem znieść tego cyrku. Nie nazwałbym takiego miejsca domem, a ich rodzicami. Przecież to wszystko było jakąś kpiną i brzmiało jak marny scenariusz telenoweli.
            Po jakiś piętnastu minutach jazdy taksówką dojechałem do obecnego mieszkania Chayeon. Musiałem jej przekazać co się wydarzyło na spotkaniu i powiedzieć co będzie działo się dalej, jeśli jednak jej ojciec udostępni te zdjęcia. Jak bardzo byłem w rozsypce widząc, jak pakuje się do walizek. Nawet nie zorientowała się, że wszedłem do środka, bo drzwi były otwarte.
— Co ty robisz? — Oburzyłem się. — Nie mów, że chcesz spełnić jego oczekiwania. — Nosiło mnie, lecz nie potrafiłem być całkowicie na nią zły. Zobaczyłem, że wyciera łzy z policzków, płakała.
— Muszę to zrobić. Skoro tak panicznie tego pragnie, że aż nas szantażuje, to może to wszystko załatwi — mówiła przerywając na pociągnięcia nosem. — Przecież to tylko zamieszkanie z nim pod jednym dachem. — Nie brzmiała przekonywująco.
— Co ty wygadujesz? Wiesz co ja nagadałem twojemu ojcu, broniąc ciebie? A ty po prostu chcesz wrócić i spełnić jego oczekiwania? — Nie mogłem wyrazić tego jak czułem się zdruzgotany. Czułem, jakby wszystko się kończyło, choć tak nie było.
— I co byś zrobił? Mama do mnie zadzwoniła i powiedziała, że wypowiedziałeś wojnę mojemu tacie. Mówiłeś, że twoja wytwórnia sobie z tym poradzi. Ja nie chcę ciebie narażać. Wolę dla świętego spokoju wrócić. Yul też się zgodził. Robimy to praktycznie dla ciebie. — Zabolało mnie to ostatnie zdanie. Ja nie bałem się poświęcić, a ona uparła się, że będzie tą która to zrobi. Powinienem być facetem i ją chronić, a nie na odwrót. Dlaczego ona się tak uparła?
— Ja nie jestem zadowolony z twojej decyzji — wypowiedziałem tylko to głupie zdanie. Nie miałem żadnych słów, które mogły ją przekonać, iż mój plan był lepszy. Miała rację, mój był bardziej ryzykowny.
— Wiem. Ja za to nie byłam zadowolona z twojego pomysłu, a coś wybrać musimy. Zdecydowałam za nas oboje. To wredne z mojej strony, mimo to... Kocham cię i dla naszego bezpieczeństwa jestem w stanie zamieszkać z tym człowiekiem. — Wzruszyło mnie niezmiernie to, że wyznała, iż mnie kocha i była w stanie to dla nas zrobić. Z drugiej strony czułem się dziwnie z tym. Byliśmy krótko parą. Nie znaliśmy się za długo, a już stawaliśmy przed takimi wyborami. To, jak chcieliśmy poświęcić się znaczyło, że albo tak mocną więź udało nam się między nami stworzyć, albo ja po prostu byłem desperatem przez moje poprzednie nieudane miłostki. Miałem nadzieję, że nim nie byłem.

*Juniel*

            To był pierwszy raz, kiedy oglądałam lotnisko w Incheon. Wcześniej, jak widziałam, to nigdy nie latałam samolotem. Chłonęłam znowu każdy szczegół obszernego budynku, pełnego spieszących się gdzieś ludzi. Tak samo było w trakcie lotu. Nie mogłam się nacieszyć widokiem za oknem, irytując moją matkę swoją ekscytacją. Zachowywałam się jak małe dziecko, a co miałam poradzić? Po prostu rozpierało mnie szczęście na myśl, że widzę.
            Jakiś mężczyzna mijający mnie pokręcił głową, bo prawie na niego wpadłam, gdy się rozglądałam nieuważnie. Miałam ochotę pokazać mu język. Co się ze mną działo? Naprawdę chyba stałam się na nowo dzieckiem.
— Chodźmy. Tata czeka na parkingu. — Oburzyła się moja matka tym, że się ociągałam.
— Idę, idę — odpowiedziałam jej niechętnie. Irytowała mnie powoli. Wcale nie wyglądała na zadowoloną z tego, że widzę i jestem szczęśliwa z Minseokiem. Wiedziałam, że wkrótce czekała mnie kolejna poważna operacja, mimo to, chciałam cieszyć chwilą i tym co odzyskałam.
            Weszliśmy do samochodu. Ojciec wyglądał jakby był w dobrym humorze. Miałam nadzieję, że tęsknił za mną i cieszył się, że mnie widzi. Potem jednak przemyślałam to i uznałam, że pewnie się mylę.
— Dobrze, że akurat dziś wróciłyście. Mam spotkanie biznesowe w domu — mówił to z takim entuzjazmem, że zaczęłam wyczuwać w tym coś więcej.
— Przyjdzie też syn mojego przyjaciela. Może zajmiesz się nim dzisiaj? — zwrócił się patrząc na mnie w lusterku, a mnie zamurowało. Co proszę? Miałam zabawiać jakiegoś chłopaka w takim stanie? Wyszłam dopiero co ze szpitala, byłam na lekach, przez co byłam delikatnie osłabiona, stresowałam się w duchu przyszłą operacją, a on proponował mi takie coś?
— Muszę odebrać jak najszybciej Sunny od sąsiadki i chciałabym jeszcze zadzwonić do Minseoka — powiedziałam stanowczo, a jego mina zrzedła. Mama zaś się przeraziła. Ah tak, pewnie nie wiedział, że wróciłam do niego.
— Znowu jesteś z tym śpiewakiem?! — podnosił na mnie głos, jak za dawnych czasów. Zawsze myślał, że tym zyska więcej.
— Jestem z nim, bo go kocham i nic wam do tego — mówiłam to jak gdyby nigdy nic, nie przejmując się, że ojcowi podniosę ciśnienie. Miałam dość ich podejścia do mnie.


— Słuchaj. Myślałem, że zmądrzałaś zrywając z nim. — Prychnęłam na te słowa i wtedy przeraziłam się, bo usłyszałam tylko pisk opon i dźwięk klaksonów. Wiedziałam, że nasz samochód zahamował. Tata zaczął przeklinać i trąbić. Stracił pewnie panowanie nad kierownicą przez złość. Na szczęście nie spowodowało to kolejnego wypadku.
— Nie chcę znowu przez to przechodzić, więc lepiej skup się na drodze! — wykrzyczałam mu to nieprzemyślanie. Z drugiej strony, on chyba nigdy nie obwiniał się za tamten wypadek, więc ta wypowiedź nie powinna była go ruszyć.
— Córeczko. — Usłyszałam podłamany głos mojej matki. Miała łzy w oczach. Pewnie zaczęła przeżywać naszą kłótnię. — Jedziemy do nas, dobrze? Zajmiemy się tobą, zanim będziesz mieć kolejną operację. A co do Sunny, lepiej będzie jak się tego psa pozbędziesz, tylko kłopoty ci przynosi. — Nie wierzyłam temu co słyszę. Miałam już dość tego. Czy oni chcieli ułożyć mi wszystko po swojemu, czy jak?
— Nie jestem małą dziewczynką i mam prawo sama decydować, czy chcę mieć psa czy nie. Nie chcę waszej pomocy, bo irytujecie mnie kompletnie. Wy nazywacie to opieką, a ja chęcią kontroli. Chcecie mną manipulować. — Tym razem ja zaczynałam płakać. Nie umiałam  znieść tego wszystkiego. — Jedyne czego od was dziś oczekuję, to podwiezienia mnie pod dom.
            Tak też się stało. Zostałam oddelegowana pod niego od razu. Gdy dochodziłam do bloku zobaczyłam uśmiechniętą w moją stronę starszą panią. Domyślałam się, że była to kobieta, która wiele razy okazała względem mnie dużo swojego ciepła. Podeszłam do niej i chciałam jakoś wyrazić jej swoją wdzięczność, a niestety brakowało mi słów. Przyglądałam się jej bardzo uważnie. Była bardzo wychudzona, a jej twarz wyglądała nadal delikatnie i nawet jej zmarszczki dodawały jej uroku. Szczególnie te w kącikach ust.
— Wiele razy chciałam pani podziękować, że pomagała mi pani, jak było mi ciężko — wydusiłam to w końcu z siebie. Ona zaczęła kręcić głową na boki.
— Mylisz się, myśląc, że masz za co. Ja po prostu staram się odpokutować to, że nie zajęłam się moją córką odpowiednio, gdy tego potrzebowała. — Zmroziło mnie. O czym mogła mówić? Widziała chyba moje zdziwienie sądząc po jej odpowiedzi. — Spokojnie. Może kiedyś ci to opowiem. — Po tym poklepała mnie ramieniu.
            Pożegnałam się z nią, weszłam na klatkę. Udałam się do sąsiadki, która mieszkała pode mną i zgodziła się przygarnąć Sunny podczas mojej nieobecności. Uważała, że sama chce mieć psa i to idealny test, czy sobie poradzi. Cieszyłam się, że znalazłam kogoś takiego, bo naprawdę nie miałabym pojęcia co począć z tą psiną na tak długi czas. Nie miałam żadnych przyjaciół odkąd oślepłam. Zresztą straciłam ich na własne życzenie. Odizolowałam się od przeszłości.
            Dopiero w moim mieszkaniu odetchnęłam wraz z moim pięknym psem. Teraz mogłam widzieć, jak śliczna sunia z niej była. Tak samo to pomieszczenie widziałam po raz pierwszy. Przez moment czułam się nawet obco w tych ścianach. Po chwili to uczucie minęło i położyłam się od razu spać. Nie było jeszcze nawet wieczora, lecz ja byłam wykończona po podróży i kłótniach z rodzicami. Potrzebowałam wytchnienia. Uznałam, że nic się nie stanie, jak zadzwonię do Minseoka na drugi dzień, bo i tak nie spodziewał się, iż wrócę wcześniej.
37.gif

Mamy i kolejny rozdział. :) Jak wam się podobał Kai na wsi? :D Albo co sądzicie o decyzji Chayeon? Jestem jak zawsze ciekawa waszych opinii. Kocham was.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz