niedziela, 29 października 2017

Diagnostyka serca: Rozdział 23

Diagnostyka serca
Rozdział 23


tumblr_mzx36dXVl21s7tmbto1_500.gif

*Chayeon*

            Jedząc śniadanie próbowałam analizować jak wiele zmieniło się w jadalni. Nie widziałam niczego takiego. Wszystko było jak dawniej. Nawet to, że jadłam je sama z Yulem było jak kiedyś. Mama bowiem zawsze o tej porze spała, a ojciec dawno siedział w firmie. Nie było w tym nic złego. Obiad i kolacja, to były posiłki przy których zazwyczaj rozmawialiśmy. Bałam się tego pierwszego, bo czułam jak będzie niezręcznie. Wprowadziłam bowiem do domu wieczorem unikając rozmowy z kimkolwiek. Tylko Yul posiedział w salonie z rodzicami. Ja potrzebowałam przemyśleć wszystko w swoim pokoju. Zgodziłam się wrócić do domu, by ratować mój związek z Jongdae, by ratować jego karierę również. Może wyglądało to jak zbyt wielkie poświęcenie dla tak krótkiej relacji, lecz nie mogłam pozwolić, by to co tyle lat budował i poświęcił dla tego życie, legło przeze mnie w gruzach. On może i uważał inaczej. Mógł myśleć, że jakoś się ułoży, wytwórnia go obroni. Nie chciałam, by ryzykował. Nie chciałam oczekiwać od niego takiej reakcji. Przecież byliśmy od niedawna razem i naprawdę jeszcze na to nie zasłużyłam, by robił tak wiele.
— Chayeon. Będzie dobrze — wyszeptał Yul, pewnie martwiąc się o mnie. Uśmiechnął się delikatnie. Jak ja byłam mu wdzięczna, że zgodził się na to, o co go prosiłam. Był cudownym bratem. — Dzisiaj mama chce nam coś wyjaśnić i myślę, że będzie to ważne. Musimy być na obiedzie — wyjaśnił mi, a ja byłam w stanie jedynie przytaknąć. Nie miałam siły na otwarcie ust. Byłam wykończona.

***

            Znowu zasiadałam przy stole. Ojciec zajmował swoje wyjątkowe krzesło, a matka była naprzeciw mnie i Yula. Wyczuwałam od niej stres. Pewnie chciała nam się tłumaczyć, a mi nie chciało się tego słuchać. Byłam jeszcze zbyt negatywnie nastawiona do pobytu w tym domu. Może przesadzałam, lecz ciężko było mi zapomnieć te wszystkie trudne chwile tutaj, a potem naszą ucieczkę z matką i próbę samodzielnego podniesienia się.
— Musimy wam coś powiedzieć w końcu — oznajmiła mama, a ja nie uraczyłam jej spojrzeniem. Zawiodła mnie. Byliśmy bardzo zżyte przez nasze przejścia i co jak co, ale o ile po tacie spodziewać się można było szantażu, to jej nie rozumiałam. Jak mogła mu na to pozwolić, skoro wróciła, by więcej nas nie krzywdził? — Jestem w ciąży.
            Spojrzałam w końcu na nią. Miała łzy w oczach. Wiedziałam, że to nie koniec. Byłam lekarzem, a nikt mi nic nie powiedział. Mogłam mamie załatwić dobrą opiekę,  bo na pewno w tym wieku musiała wszystko ciężej przechodzić. Coś czułam, że to był powód, który zaważył o ostatnich wydarzeniach. Tylko jak do tego doszło? Przecież rodzice nie widywali się bardzo długo. Z jakieś pół roku.
— To niemożliwe, by ojciec był ojcem — powiedział to Yul tak szybko, że nie zastanowił się nawet jak brzmi. Miałam zdanie to samo co on, lecz głupio było mi spytać, bo przecież nie powiedzieliby nam, kiedy ze sobą sypiali.
— A jednak — wybuczał tata. — Po prostu widywaliśmy się czasem, nawet jak o tym nie wiedzieliście. Wasza matka nie potrafiła mnie tak zostawić i często nachodziła mnie, bym się podniósł. — Byłam w szoku. Tak bardzo okłamywała nas, jak to nienawidzi ojca. Czy kiedykolwiek coś mówiła nam szczerze? Nie rozumiałam już nic.
— I co teraz? Będziemy znowu udawać szczęśliwą rodzinę? — Oburzył się Yul. Widocznie go też ten fakt dotknął. — Dziecko urodzi się i mamy przed nim też udawać, że wszystko w porządku? — Przy tych słowach podniósł się zdenerwowany.
— Syneczku... — odezwała się mama ze łzami w oczach. — To nie tak. Nie zmusimy was do niczego...
— Nie? — przerwałam jej. — A jak się tutaj znaleźliśmy? Przez wasz marny szantaż. — Miałam dość tej całej hipokryzji.
— Przemyśl to Chayeon. Tata nie naraziłby ciebie. On zatrzymał te zdjęcia przed wyciekiem. To nie żaden wynajęty detektyw je robił. Pewnie była to jedna z fanek twojego chłopaka. Po prostu troszkę wszystko nagiął byś tu wróciła. — Zamurowało mnie. Nie miałam pojęcia komu wierzyć, lecz ta historia wydała mi się prawdopodobna. Jedynie zastanawiało mnie, czemu trafiło to do taty?
— Pewnie zastanawiasz się dlaczego ja, a nie wytwórnia? — Zaśmiał się, a ja przytaknęłam. — Dziewczyna dowiedziała się przypadkiem, że jesteś moją córką i zrozumiała, że to ja prędzej zapłacę jej sowicie za milczenie niż wytwórnia. — Wyjaśnił, a ja wtedy się zasmuciłam. Oznaczało to, że byliśmy bardzo nieostrożni, skoro jakaś dziewczyna tak łatwo nas odkryła i nawet dowiedziała się kim jestem. Dłużej tak nie mogło być. Musieliśmy uważać.
— Dziękuję — szepnęłam, bo wiedziałam, że gdyby nie on, dziewczyna mogłaby narobić problemów. — Mimo tego dobrego czynu, szybko nie wybaczę ci wszystkiego — dodałam, by było to jasne. W końcu, jak miałam zapomnieć tych ścigających nas lichwiarzy i wycwanienie się ojca, jeśli chodziło o długi. Wszystko było na naszych barkach, a mama tak po prostu to wyrzuciła z pamięci? Nie potrafiłam jej zrozumieć.
            Zapanowała cisza. Poczułam, jak Yul poklepał mnie po ramieniu pokrzepiająco. Wiedziałam, że z nim będzie jeszcze ciężej. Przeżywał to wszystko dużo bardziej niż ja. Chwilę później wstałam od stołu i udałam się do swojego pokoju bez słowa. Włóczyłam się po schodach niechętnie. Miałam powoli dość moich problemów. Może teraz miało zacząć się układać, a ja nie potrafiłam w to uwierzyć? Jedyne co mnie pocieszało to to, że miałam wspaniałego chłopaka, którego zamierzałam się trzymać na dobre i na złe.  Bo wiedziałam, że mu bardzo zależy na mnie.

*Minseok*

            Jak dowiedziałem się, że Juniel wróciła wcześniej z Chin, musiałem się z nią zobaczyć. Niestety znalazłem chwilę na to dopiero w niedzielę i czas do naszego spotkania dłużył mi się niemiłosiernie. Kiedy byłem pod jej klatką, dopiero poczułem wielką ulgę. Wchodząc po schodach uśmiechałem się sam do siebie i ktoś obcy uznałby mnie pewnie za nienormalnego. Pod jej drzwiami starałem uspokoić moje emocje, lecz ciężko było, ponieważ ona otworzyła gwałtownie drzwi.
— Już jesteś. — Ucieszyła się ewidentnie moim widokiem i wciągnęła do środka chwytając za rękę. — Tak bardzo chciałam ciebie zobaczyć. — Mówiąc to chwyciła moje policzki w dłonie i złożyła na ustach całus. Nie mogłem się powstrzymać, by nie zmienić tego w krótki pocałunek. Wlałem w to całą swoją troskę i tęsknotę.
            Potem zasiedliśmy w salonie. Chcieliśmy odpalić film, ale tak się rozgadaliśmy, że tylko na rozmowach się skończyło. Opowiedziała mi, jak znowu zirytowali ją rodzice, jak bardzo za mną tęskniła i co robiła z nudów w chińskim szpitalu, oraz, że boi się tego wszystkiego, mimo to, moje wsparcie ją cieszy. Przepraszała jeszcze kilka razy, za to, że chciała wszystko zataić i odsunąć się ode mnie. Mieliśmy dużo sobie do powiedzenia. Wieczór zapadł szybko. Trzeba było wracać, a żadne z nas tego nie chciało.
— Jutro idę do szpitala. Znowu. Boję się, że nie prześpię tej nocy. Nie chcę zostawać sama w mieszkaniu. — Zaczęła panikować, a ja powoli rozumiałem do czego dążyła. — Mógłbyś zostać i przytulać mnie w nocy? — dopytała niepewnie, a ja posłałem jej szczery uśmiech. Wiedziałem, że była odważna. Mówiła mi takie rzeczy wprost.
— Oczywiście, że to zrobię.
            Tak też się stało. Zostałem na noc. Wyszykowaliśmy się do snu, po pół godzinie leżeliśmy w jej łóżku. Obejmowałem ją, a ona leżała na boku obrócona do mnie tyłem. Prędko też zasnęła, pewnie spokojniejsza. Byłem szczęśliwy, że tak po prostu zrobiła to w moich ramionach. Nie mogłem przestać myśleć o tym, jak mocno ją kochałem. Nie chciałem jej tracić. Nie obawiałem się operacji, bo czułem, że się powiedzie. Bałem się, że kiedyś coś złego stanie nam na drodze i nie pokonamy tej przeszkody. Nie mogliśmy nigdy do tego dopuścić. Wiedziałem, że będę mocno walczył i miałem wielką nadzieję, że Juniel też już nigdy się nie podda.

*Jiwon*

            Sobota minęła nam na pracy w polu, drobnych sprzeczkach i romantycznych spacerach.  Dawno tak dobrze nie wykorzystałam urlopu. Teoretycznie ostatnio jak tylko brałam kilka dni wolnego, to po prostu leniłam się w domu. To była dość miła odmiana, spędzić czas z ukochanym, na dodatek w cichym i spokojnym miejscu, z dala od miejskich spalin. O ile na początku, byłam do tego wyjazdu sceptycznie nastawiona, to teraz mogłam powiedzieć, że wpłynęło to wszystko na mnie bardzo dobrze. Razem z Jonginem zbliżyliśmy się też do siebie, poznaliśmy lepiej kilka naszych wad. A to były zaledwie cztery dni. Ciekawa byłam, co by się wydarzyło, jakbyśmy dłużej spędzili tak czas.
            W niedzielne południe siedziałam na schodach naszego domku i obserwowałam sobie Jongina. Słońce grzało na niego. Miał ubrany sam bezrękawnik i szorty, więc mogłam podziwiać w tym świetle jego mięśnie na ramionach. Szybko jednak potrząsnęłam głową na boki, by się ocknąć. Tak. Pociągał mnie jak nikt inny, ale bez przesady. Nie mogłam o tym myśleć na okrągło. Nie byłam jakąś napaloną nastolatką. Chyba.
— Co się tak na mnie gapisz? — spytał mnie nagle, wyprowadzając tym z równowagi. — Wiem, że jestem przystojny, jednak nie musisz wypalać mnie wzrokiem. Za niedługo wracamy, więc mogłabyś się powoli spakować. — Nadęłam policzki na tą uwagę.
            Nie lubiłam, gdy ktoś mną dyrygował. Byłam w końcu niezależną kobietą. Wiedziałam, że Jongin nie robił tego w złej mierze, lecz ja po prostu wolałam robić wszystko po swojemu. Chciałam się spakować, jak on już skończy, bo w końcu będzie musiał się i tak wykąpać, a co jak co. On robił to dużo dłużej niż niejedna kobieta. A jak to zrobiłabym po tym, jak mi powiedział, nie miałabym co robić w trakcie jego topienia się w łazience.
            Patrzył na mnie wymownie widząc, że nie ruszam się z miejsca. Po chwili machnął ręką i wrócił do rąbania drewna. Znowu mogłam sobie popatrzeć na niego. Nie mogłam nic poradzić, że byłam zniszczoną umysłowo kobieto i takie coś mnie kręciło. Zaśmiałam się, gdy raz zamachnął się i nie udało mu się nawet trafić w pieniek. Chyba był wykończony, więc nie powinnam była się z niego śmiać, ale to było niekontrolowane przeze mnie.
— Wybacz — powiedziałam zasłaniając usta. On zmierzył mnie wrogim spojrzeniem, więc odchrząknęłam i odwróciłam wzrok, bo zrobiło mi się głupio. Poczułam się jak mała dziewczynka nakryta na czymś karygodnym.
— Mam dość — odrzekł zostawiając siekierkę z boku i odchodząc w stronę mieszkania babci Bakehyuna. Nie wiedziałam, czy uznał, że tyle zrąbanego drewna wystarczy, czy tylko poszedł ochłonąć. Podreptałam za nim.
            Wszedł do kuchni i napił się dużej ilości wody z stojącej na stole butelce. Była dla niego, by nawadniał się odpowiednio do takiej pracy w słońcu. Potem oparł się dłońmi o blat i ciężko westchnął. Babcia weszła do pomieszczenia nie zwracając na mnie uwagi. On chyba też nie zorientował się, że tutaj za nim przyszłam. Zaczęła go wycierać ręcznikiem na karku, przez co on się wystraszył. W momencie wyprostował się i przejął materiał od kobiety. Przyglądałam się temu znowu zaciekawiona. Krępowałam się podejść, a chciałam go tak bardzo wytrzeć.
— Dziękuję pani — wyszeptał z szerokim uśmiechem. — Dobrze tu spędziłem czas.
— Cieszę się, że wam się podoba. Możecie przyjechać jeszcze kiedyś, bo tyle pomocy to dawno nie uzyskałam. I wiesz co ci powiem? Trzymaj się tej dziewczyny. — Widziałam go tylko tyłem, lecz miałam pewność, że przybrał zaskoczoną minę. — Ona może i jest temperamentna, jednak z nią nie zginiesz. Pasujecie do siebie jak nikt inny. — Po tych słowach mrugnęła w moją stronę co mnie sparaliżowało. On nie zorientował się, co zrobiła.
— Dziękuję za te miłe słowa. Myśli pani, że ona kocha mnie tak samo mocno, jak ja ją? — zapytał niepewnie, a ja nie rozumiałam, czemu to zrobił. Poczułam się z tym źle. Jakbym nie okazywała mu tego, jak bardzo mi na nim zależało.
— Oczywiście. — Staruszka oznajmiła to z zaskoczeniem wyczuwalnym w głosie. — A skoro wątpisz, sam ją o to spytaj, a nie mnie — dodała pretensjonalnym tonem i kiwnęła w moją stronę głową.
            Jongin patrzył przerażony moją obecnością. Ona go poklepała po ramieniu i ruszyła w stronę wyjścia. Mijając mnie zatrzymała się i nachyliła w moją stronę.
— Porozmawiajcie. A ja posprzątam na podwórku. Potem możecie się szykować, bo nie mam już nic dla was do roboty na dziś. — Po tym wyszła, a my zostaliśmy sami. Zapadła niezręczna cisza.
— Przepraszam, ja nie wątpię, iż mnie kochasz, po prostu czasem mam wrażenie, że nie traktujesz mnie poważnie — wyjaśnił pospiesznie unikając mojego wzroku. Uśmiechnęłam się do siebie. Podeszłam do niego bliżej. Ułożyłam dłoń na jego policzku, przez co zwrócił w końcu ku mnie oczy. Spojrzałam w nie i starałam się nie pogubić myśli, bo mnie strasznie rozpraszały.
— Jesteś obecnie najważniejszą dla mnie osobą na tej planecie po mojej siostrze. Choć pan Min jest dla mnie jak ojciec, może ci to kiedyś wyjaśnię, to mimo to, przewyższyłeś nawet jego. A ty wątpisz w powagę naszego związku? Oj Jongin. Muszę cię nauczyć jeszcze wiele w życiu. — Po tych słowach pocałowałam go delikatnie, by tylko jakoś to wszystko zaakcentować, a to on wpił się mocniej i nie dał mi się oderwać podtrzymując mnie za tył głowy. Podobało mi się to. Jak wszystko co robił Kim Jongin. Nawet to, jak się na mnie denerwował było dla mnie wyjątkowe.
— Jiwon... — powiedział oddychając ciężko po naszym pocałunku. — Pojedziesz ze mną do dormu? Będę chciał cię zapoznać z moimi przyjaciółmi. — Przytaknęłam mu na to, bo wiedziałam, że bardzo mu na tym zależy. Czułam się, jakby zaproponował spotkanie z jego rodzicami, a wiedziałam, że mógł to wkrótce też zrobić, bo naprawdę traktował mnie bardzo dobrze.

giphy (2).gif

Kolejny rozdzialik dla was. :D Mam nadzieję, że wam się spodobał, bo dla mnie był taki trochę nijaki. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję wam za zainteresowanie tym opowiadaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz