piątek, 3 czerwca 2016

Małe nieporozumienie: Rozdział 1

Oto i moje nowe opowiadanie. Mam nadzieję, że komuś się choć trochę spodoba, bo bardzo swobodnie się je pisze. :D
Co do mojej narracji w tym opowiadaniu. Znowu będzie skakać między perspektywami, jak w opowiadaniu o Astro. A to ze względu na to, iż lubię pokazywać niektóre sytuację z kilku stron.
Zapraszam do czytania i przede wszystkim komentowania. Pozdrawiam. :D



Małe nieporozumienie
Rozdział 1




   *Saeron*           

Wam też mama powtarzała, żeby nie wychodzić z domu, gdy jest już ciemno? Bo mi tak. Słuchałam niby jej. Racji w tym było dużo. Morderstwa, kradzieże i gwałty. To dzieje się zazwyczaj po ciemku w opustoszałych miejscach. Jednak odkąd mieszkam sama, mało zważam na tą przestrogę. Czemu?  Moja praca zaczyna się wieczorem, kończy nocą lub wczesnym rankiem. Nie mogę się więc bać wracać do domu. Pracuję w klubie, jako barmanka. Skąd taka praca?  Nie było stać mnie na studia po śmierci mojej całej rodziny. Nigdzie indziej nie dają pracy bez porządnej szkoły. A za coś trzeba jeść i mieć gdzie spać.
           Zostałam na tym nędznym świecie sama. W dodatku w tak podłym kraju, jak Korea, gdzie pogoń za pieniądzem jest na porządku dziennym. Nie było mnie nawet stać stąd wyjechać. Nie miałam jak odłożyć pieniędzy dla siebie.
           Tej nocy zamykałam klub jak zwykle. Szef był bardzo cwanym człowiekiem. Gdy już ochroniarzom udało się wszystkich wygonić, zostawiał mi klucze, żebym posprzątała i zamknęła pomieszczenie. Wiele razy mówiłam mu, że opłacało by się bardziej, żebym na drugi dzień po prostu przyszła wcześniej posprzątać i nie musiała siedzieć jeszcze dłużej. Ale on nie akceptował tej propozycji.
           Wracając do ciemności. Był straszny mrok. Lampy z ulic zdawały się świecić słabiej niż zazwyczaj. Drzwi na dodatek strasznie się przycinały. Tak drobna i szczupła osoba jak ja musiała się nieźle namęczyć, żeby je zamknąć. Denerwowałam się strasznie. Udało mi się wreszcie zakończyć tą czynność sukcesem, aż miałam ochotę krzyknąć bardzo głośno, jakieś słowo wyrażające mój zachwyt, lecz nie chciałam burzyć ciszy nocnej.
           Ruszyłam powolnym krokiem w stronę dzielnicy w której wynajmowałam mieszkanie. Wszystko wyglądało tak, jak zazwyczaj. Przystałam na chwilkę przyjrzeć się domkowi, który zawsze napawał mnie zachwytem. Był piętrowy i wyglądał przytulnie. Marzyłam o takim na przyszłość. Wiedziałam, że to nigdy się nie spełni. Mimo to, nikt nie zabraniał mi wzdychać na jego widok.
           Wtedy stało się wszystko tak szybko. Dziwna czarna furgonetka stanęła przed podjazdem z piskiem opon. Moje przeczucie było bardzo złe. Pośpiesznie schowałam się za rogiem jednej z kamienic znajdujących się na przeciw podejrzanego obiektu. Z pojazdu wyskoczyła 7 chłopaków. W każdym razie zdawało mi się, że to chłopacy. Byli ubrani cali w czarne odcienie. Mieli nawet okulary słoneczne, maski na twarzach i kaptury, lub czapki. Ich ubiór też nie wydał się mi więc normalny. Obawiałam się najgorszego.
- Powinni ci zabrać prawo jazdy! - Rzekł najszczuplejszy z nich. - Nie dość, że mogłeś nas pozabijać, to zwracamy tym na siebie uwagę.
- Widzisz tu kogoś? Jest ciemno i wszyscy śpią. - Rzekł oskarżany. - Lepiej wnieśmy swoje bagaże.
- Długo mamy się tu ukrywać? - Zapytał spokojnie kolejny.
- Sam nie wiem. Jak będzie można wrócić to się dowiemy.
           Ta rozmowa mnie także niepokoiła. Ukrywać się? Są zamaskowani i boją się, że zwrócą na siebie uwagę? Czyżby to byli jacyś złoczyńcy? Przez moją głowę przeszły przerażające myśli. Zaczęłam się trząść ze strachu. Musiałam przeczekać, aż wejdą do środka, żeby nie wiedzieli, że ich obserwuję. Miałam nadzieję przez chwilę, że to sen, ale uszczypnięcie się w rękę rozwiało wszelkie wątpliwości.
           Dodatkowo przeszkadzało mi to, że wnosili bagaże do mojego domku. Wiem, że nie był na prawdę mój, choć bardzo tego chciałam. Mimo to, myśl, że zamieszkają w nim kryminaliści bardzo mnie zdenerwowała.
           Myślałam, że wnoszą tam tysiące walizek, bo czas dłużył mi się nieubłaganie. Najgorsze, że zaczęło mi się kręcić w nosie. Bałam się, że zaraz kichnę. Ręką zasłaniałam twarz i próbowałam powstrzymać jakoś to uczucie. Koniec końców, kichnęłam i to bardzo głośno. Tak, że jeden z nich upuścił walizkę, a reszta zaczęła się rozglądać spanikowana. Moje życie zaczęło mi przelatywać przed oczami. Myślałam, że stracę przytomność, od przerażenia, które mnie ogarnęło.
           Jeden z nich spojrzał w kierunku, w którym byłam skryta. Przytuliłam się do ściany kamienicy, aby jak najmniej się wychylać.
- To z tamtego zaułka. - Bałam się sprawdzić, czy miał na myśli ten w którym się znajdowałam. - Podejdę tam.
- Dobrze, tylko uważaj. One potrafią być niebezpieczne.
           Nie chciałam nawet oddychać. Z mojego czoła zaczął spływać pot. Jedyne co mi przychodziło do głowy, to to, że zaraz umrę. Nie mogłam uciec, ani się już nigdzie schować. I to właśnie ten moment, kiedy bardzo żałowałam, że moja mama nie żyje i nie zabroniła mi chodzić ulicami po nocach.
           Tuż przede mną zjawił się jeden z chłopaków. Pojawił się gwałtownie i bezszelestnie. Prawdopodobnie przyglądał mi się, lecz jego okulary nie pozwalały tego dobrze ocenić. Był bardzo blisko.
- Pewnie i tak wiesz kim jestem. - Powiedział, z wyczuwalną rezygnacją w głosie.
           Nie wiedziałam o co mu chodziło. On zdjął w tym momencie swoją opaskę i okulary. Jego wzrok po prostu mówił mi, że zaraz zginę. Tak mordercze spojrzenie miewali wyłącznie zabójcy. Przełknęłam głośno ślinę.
- Proszę cię. - O nie wiedziałam, że takie coś potrafią robić złoczyńcy. - Nie zdradzaj nikomu naszej kryjówki.
           Zamurowało mnie. Chciał pozwolić mi odejść? Miałam jednak troszkę szczęścia. Czy on prosił, żebym ich kryła? Myślał, że go znam? Ja nie miałam pojęcia nawet jeszcze co zrobił, choć oceniając jego zachowanie, zabił kogoś. Z drugiej strony, puszczał mi płazem podsłuchiwanie. Mogłam w zamian przemilczeć całą sprawę.
- Nie śmiałabym nikomu mówić. - Odparłam z nerwowym uśmiechem na twarzy.
- Mam nadzieję. - On także uniósł lekko kąciki ust. - Bo jak nie dotrzymasz słowa, to cię znajdziemy.
           Znowu zrobiło mi się gorąco. Groził mi. Błagałam, żeby już móc być w mieszkanku. Nie zniosłabym dłużej, tego przytłaczającego strachu.
- Wnieśliście wszystko?! - Krzyknął do swoich towarzyszy.
- Jego też? – Zaraz pomyślałam, że musi chodzić o ciało.
           Jeden z jego kumpli podbiegł do nas. Zorientowałam się, że to ten szczupły.
- Tak, ale nie rozumiem, jak mogłeś go spakować do walizki.
- A miałem go wnieść na rączkach? – Oburzył się. A ja przyglądałam się wszystkiemu z strachem w oczach.
- Dziwny pomysł. Powinniśmy się go już dawno pozbyć. I co zrobiłeś tej dziewczynie, że jest taka blada?
           Chwyciłam się szybko za policzki. Według niego byłam blada, a na dodatek byłam zimna. Może już jestem trupem? Ułatwiłabym im sprawę. Ten szczupły zdjął okulary tym razem i podał mi rękę.
- Jestem Sungjong. – Zaczął. Jego oczy były jak dwa kamyczki i wzbudzały takie zachowanie, że prawie podałam mu rękę. Jednak pan gangster uderzył rękę Sungjonga w celu powstrzymania nas.
- Co ty robisz? Przedstawiasz się?  Oszalałeś?
           Widać, że ten myślał trzeźwiej, bo rzeczywiście jeżeli są przestępcami nie powinien mi się przedstawiać, a ja głupia prawie popełniłam ten sam błąd. Otrząsnęłam się pośpiesznie.
- Sunggyu. Nie zachowuj się tak. Przestraszysz ją. Co ona sobie o nas pomyśli? – Jego głos był strasznie delikatny. Aż dziw, że może być takim człowiekiem.
- Dobra. Niech sobie już idzie. Mamy inne problemy na głowie.
           Po tych słowach ruszyli w stronę domku. A ja nie wiem czemu zaczęłam biec pośpiesznie do siebie. Chyba bałam się, że rozmyślą się i zechcą mnie też zabić. Nie oglądałam się nawet za siebie. Chciałam jak najprędzej być w moim łóżeczku.

***
           Gdy byłam już w klatce kamienicy w której wynajmowałam mieszkanie, a raczej pokój ulżyło mi. Poczułam się bezpieczniej. Zmęczona ciągłym pędem weszłam powoli po schodach na moje piętro. Idąc grzebałam w torbie w poszukiwaniu kluczy. Myślałam też, czy powinnam była komuś powiedzieć co się wydarzyło. A potem przypomniałam sobie wzrok tego Sunggyu i przeszły mnie ciarki. Musiałam o tym po prostu zapomnieć i trzymać gębę na kłódkę. A no i mieć nadzieję, że ich nie spotkam, a z moim szczęściem to jak najbardziej możliwe.
           Po otworzeniu drzwi zauważyłam, że jest kompletna cisza. W tym mieszkaniu było to rzadkością. Moje dwie kochane współlokatorki często urządzały imprezy. Ja miałam takowych dość po wieczorach spędzanych w klubie. Domyśliłam się, że musiały mieć na drugi dzień jakieś ważne egzaminy, skoro spały. Weszłam, więc najciszej jak potrafiłam. Idąc wręcz na palach, już otwierałam drzwi mojego pokoju, ale usłyszałam czyjś szept. Było to coś w stylu „psst”. Odwróciłam się. Przed innym pokojem stała właśnie Riyeon.
           Była farbowanym rudzielcem i jej włosy były właśnie spięte w kok pełen nieładu. Jej kościste ciało zasłaniały jedynie bardzo króciutkie różowe spodenki i szara bluzka na krótki rękaw. W ręce miała szczoteczkę do zębów i mierzyła nią we mnie.  Miała wściekłą minę, a ja nie miałam pojęcia czemu.
- Coś się stało? – Zapytałam niepewnie. Zawsze się jej bałam, lecz teraz to wyjątkowo.
- Wracasz tak późno. Coś cię zatrzymało?
- Powiedzmy… - Tylko tego mi brakowało, żeby akurat dziś zauważyła, że przyszłam trochę później.
- Martwiłyśmy się. Na dodatek Jimin ma problem.
- Jak to? – Zdziwiłam się. Ta dziewczyna była zawsze pełna pozytywnej energii i nie wpadała nigdy w kłopoty.
- Ahh… Okłamała nas co do swoich rodziców. Mieszkała wcześniej z ciotką i bratem. Ta zaś jest bardzo ostra i jej braciszek uciekł od niej. Jimin się o niego martwi i opowiedziała nam to z płaczem. Jest w twoim wieku, więc nie taki młody, jednak to niezdara w życiu podobno. Nic nie robi, więc nie dziwię się, że ta ciotka miała go dość. Najgorsze, że nie wiadomo gdzie się podziewa. Podejrzewamy, że wkrótce się tu pojawi, bo zawsze przybiegał do niej jak coś się działo.
- Rozumiem. To nie pozostało nic innego jak czekać. A jak on się nazywa?
- Też Jimin.
- Żartujesz sobie?
- Mówię poważnie. Ich rodzice musieli bardzo lubić to imię.
- Faktycznie. Wybacz, lecz będę szła spać, bo ciężki dzień w pracy. – Skłamałam. Po prostu nie chciałam, żeby wróciła do tematu mojego powrotu.
- Dobrze. Wyśpij się… Czekaj. Komu ja to mówię?  Ty śpisz całymi dniami.
- Kiedyś trzeba odespać noc?
- My czasami też nie śpimy tyle co ty, a przynajmniej wstajemy o przyzwoitej porze.
- Daj mi już spokój. – Zaczęła narzekać, a ja tego nie lubiłam strasznie.
           Zamknęłam się wreszcie w swoim pokoju i odetchnęłam z ulgą.

*Sunggyu*

           Siedziałem na kanapie już spokojniejszy. Stresowałam się ogromnie wcześniej ta przeprowadzką. Niby nie potrzebnie, bo menadżer uspokajał, że nikt nas tu nie rozpozna. Więc kim była ta dziewczyna? Jak była z innego miasta, to skąd wiedziała, że tu jesteśmy?
           Było mi troszkę głupio, bo Sungjong miał rację, że ją przestraszyłem. Miałem cały czas w głowie obraz jej bladej twarzy, otoczonej czarnymi, falowanymi i długimi włosami, które dodawały akcentu jej bladości. Była na dodatek taka drobna, jak dziewczynka. A ja od razu tak nie miło ją potraktowałem.
           Z przemyśleń wyrwał mnie nasz maknae machając mi ręką przed oczami.
- Co robisz?
- Nic konkretnego.
- To weź może tego swojego pluszaka do pokoju. Nie potrzebnie zajmuje miejsce w przedpokoju. Tym bardziej, że wszyscy mają ochotę się go pozbyć.
           Wstałem gwałtownie, a we mnie już wrzało. Miałem dość czepiania się mojego misia. Ledwo mieścił się w jednej walizce i według reszty sprawiał przez to kłopot w transporcie, a na dodatek zajmował dużo miejsca w mieszkaniu. Nie obchodziło mnie to jednak, bo go uwielbiałem. Nikt z nich nie wiedział, od kogo go miałem. Nie zamierzałem im tego mówić. Był dla mnie przez to bardzo istotny i nie pozwalałem go się pozbywać.
- Dajcie mu spokój. Co wam zrobiła ta maskotka?
- Mówisz jakby miała uczucia.
- Ja żywię do niej sentyment, tak? I jestem tu najstarszy, więc zero dyskusji.
           Głośnym krokiem podszedłem do pomieszczenia w którym się znajdował. Przy nim stali Hoya i Dongwoo śmiejąc się głośno. Bałem się, że coś mu zrobili. Na szczęście wszystko było na swoim miejscu.
- Z czego się tak śmiejecie?  - Zapytałem całkiem poważnie.
- Z niczego. – Powiedział Hoya i z jego twarzy zniknął uśmiech.

           Uznałem, że nie będę z nim dyskutował. Zabrałem misia i ruszyłem z nim ku swojemu pokoju. Usadziłem go na krześle, które się tam znajdowało. Przyglądałem się mu jeszcze jakiś czas przywołując wspomnienia. Nie mogłem jednak pozwolić sobie na chwilę wzruszenia. Miałem w końcu zapomnieć. Ten miś miał zostać po to, żeby pamiętać, jak bardzo ciężko jest kochać. Usiadłem na łóżku nadal w niego wpatrzony. Byłem strasznie zmęczony, ale wiedziałem, że nie zasnę łatwo. Wziąłem więc pierwszą lepszą książkę z półki za łóżkiem i zacząłem ją czytać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz