środa, 29 czerwca 2016

Kiedy dorosnę: Rozdział 18

Najnowszy rozdział. :D Mam nadzieję, że wam się spodoba to co w nim nawyrabiałam. ;3



Kiedy dorosnę?
Rozdział 18


*Seulgi*

Weszłam do baru, rozglądając się, czy aby na pewno nikt mnie nie rozpoznaje. Męska część moich fanów potrafiła być natrętna, szczególnie po pijanemu. Na szczęście szybko dojrzałam stolik Yooila. Miał pochyloną głowę, więc nie widział mojego zjawienia się. Powolnym korkiem podeszłam i usiadłam na przeciw jego. Wtedy uniósł wzrok i zaraz jak mnie ujrzał szeroko się uśmiechnął. Odwzajemniłam to z lekkim dystansem. Nie chciałam, aby zbyt wiele sobie wyobraził. Dopiero co chciałam go poznać. Mogło z tego nic nie wyniknąć, jednak coś mówiło mi, że warto zaryzykować.
- Napijesz się czegoś?
- Owszem. Tego samego co ty. - Stwierdziłam, że na początek, pokażę mu jak mocną mam głowę, aby nawet przez myśl mu nie przeszło mnie upić.
Wiele facetów w moim życiu wydawało się miłych, lecz okazywało się potem, że chcieliby tylko mnie przelecieć. Nauczyłam się przez to dużej ostrożności. Kiedy którykolwiek dawał oznaki tego męskiego instynktu, dawałam mu kosza w spektakularny sposób. Powoli już przestawałam wierzyć w znalezienie kochającego faceta, a co za tym idzie, w miłość. Mimo to, jakaś cząstka mnie była ciekawa spotkania z tym oto człowiekiem. Miałam także nikłą nadzieję, że się nim nie zawiodę.
Kiedy czekałam, aż wróci z alkoholem poprawiałam makijaż. Po chwili usłyszałam postawienie szklanek i ktoś wyrwał mi lusterko z ręki. Oczywiście był to on.
- Co robisz?- Oburzyłam się.
- Nie rozumiem, po co poprawiasz malunek na twojej twarzy. Kobieta powinna pokazać swoją naturalność na ran.. - Zaciął się i szybko poprawił.- Spotkaniu z chłopakiem. Skąd mam wiedzieć czy jesteś ładna, jak chowasz się pod toną podkładu? Czy my jesteśmy na sesji zdjęciowej?
Zatkało mnie totalnie. Miałam otwartą szeroko buzię i zaimponowało mi to co usłyszałam od niego.
- Uważaj bo jeszcze mucha ci do środka wpadnie. - Rzekł jednocześnie rozbawiony..
Prychnęłam, uśmiechając się w duchu.
Po kilku drinkach Yooil zrobił się weselszy i bardziej otwarty. Dużo żartował. Opowiadał też o swoich kolegach z zespołu. Historię były przezabawne. Nie wiedziałam, że takie rzeczy mogą się dziać w mieszkaniu trzech chłopaków. Zrobiło się jednak też nieciekawie. W pewnym momencie zaczął dołować. W końcu często to się zdarza ludziom mającym sporo promili we krwi.
- Wiesz co... Ja rzadko zapraszam dziewczyny na randki. - Zaśmiałam się, że tym razem to tak nazwał, czego na szczęście nie zauważył. - Powiem ci czemu. Większość kobiet leci na moją sławę, kasę i wygląd. Nie oszukujmy się. Jestem przystojny. - Znowu zachichotałam. - A ja wiem, że nie wszystkie są takie. Chcę by któraś zajrzała w moje wnętrze. - Mówiąc to klepał się w mostek. - Ja mam wielkie serce, które chce kochać tę jedną, jedyną.
Przez jego ostatnie zdanie przeszyły mnie ciarki. To było takie głębokie i tak kontrastowe do mojego spojrzenia na związki. Zaczęłam się nawet przez chwilę zastanawiać, czy ktoś taki jak ja, mógłby zapewnić mu to czego pragnie. Coś wyrwało mnie z tego galopowania myślami zbyt daleko. Otóż on zaczął śpiewać coś pod nosem. Stwierdziłam, że chyba pora wrócić do domu. Wiedziałam też, że muszę mu pomóc z drogą powrotną.
- Dobra zmywamy się. Mogę twój telefon?
- Jaki telefon?
-Potrzebuję twojej komórki, aby zadzwonić do twoich kolegów.
- Nie trzeba. Nie będą się martwić, jak nie wrócę na noc. - I znowu miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Głuptasie, ja chcę żeby przyjechał któryś po ciebie.
- Czyli nie przygarniesz mnie? - Udał smutną minkę. - Ja jestem taki bezradny. Nie chcę im się tak ukazywać na oczy.
Coś sprawiało w nim, że nie denerwowało mnie to jego zachowanie. Może to dlatego, iż wiedziałam, że nie jest trzeźwy. Nie mogłam dłużej się opierać. Stwierdzając, że jest nieszkodliwy zdecydowałam, że wezmę go do siebie.
Po ciężkiej podróży taksówką dotarliśmy do wieżowca, w którym mieszkałam. Oczywiście nie obyło się bez wprowadzenia mojego nowo poznanego towarzysza pod ramię. Coraz bardziej na mnie ciążył. Wchodząc do apartamentu szybko podążyłam z nim w stronę kanapy. Nieszczęśnik potknął się i wylądował na niej plecami, ja zaś bezpośrednio na niego. Przyjrzałam mu się uważnie. Bliskość i chyba trochę alkohol sprawiły, że zrobiłam nie przemyślany ruch. Otóż zaczęłam go namiętnie całować. On mimo stanu nie pozostawał w tyle. Takiego pocałunku nie zaznałam chyba w całym życiu. Coraz ciężej nam się oddychało, lecz bałam się to zatrzymać. Jego ręce zaczęły gładzić moje ciało. Nagle jego usta miały już zjechać niżej, jednak ocknęłam się w porę. Gwałtownie wstałam. Przecież nie chciałam tego robić. Nigdy nie pozwalałam facetom na wiele, a teraz? Sama zaczęłam. Przerażona i zawstydzona swoim zachowaniem, ledwo usłyszałam Yoo mówiącego "przepraszam". Nie myśląc o niczym pobiegłam do swojego pokoju. Błagałam los aby nie pamiętał nic rano.

*Bora*

Rano gotowa do pracy, oczekiwałam, aż Kangjoon przyjedzie po mnie. Miałam jeszcze wiele czasu, więc nie spodziewałam się tak szybko dzwonku do drzwi. Za nimi stał oczywiście on, a ja zdziwiłam się tak wczesną porą.
- Jeszcze mamy czas. - Oznajmiłam, choć mogło to zabrzmieć niegrzecznie.
W końcu było to jego mieszkanie.
- Stwierdziłem, że dawno nie rozmawialiśmy.- Uśmiechnęłam się słysząc to, choć nie do końca było to prawdą. Po prostu chciałam z kimś pogadać z rana.
- Wyczułeś sytuacje. - Zaczęłam siadając z nim na kanapie.
- Jak to? - Rzekł zaskoczony.
- Widzisz... Moja głowa wybucha. Ten człowiek pewnie dał sobie spokój. Boi się policji. Mimo wszystko boję się nadal i to panicznie. Nie mam odpowiedniej pracy i nie mam pojęcia co powinnam była ze sobą zrobić. Na dodatek wczoraj moja siostra wyznała, że spotyka się z Minhyukiem, co mnie troszkę martwi...
- Kobieto, spokojnie.  - Wtrącił. - Minhyuk jak na swój wiek jest rozsądny. Tamten facet nie zbliży się do ciebie nawet na krok. Nikt z nas na to nie pozwoli. A co do pracy. Musisz się zastanowić nad tym na spokojnie. Może oglądaj ogłoszenia. Coś może ci się spodobać.
Zatkało mnie. Wiedział jak na wszystko odpowiedzieć. Miał także szczerą racje. Wiedziałam, że on i chłopcy z Astro pilnują mojego bezpieczeństwa. Rocky wydawał się bystry i uroczy, więc mogłam mu ufać. Nowej roboty nawet nie próbowałam szukać, a już zakładałam z góry, że nic nie znajdę. Przykro mi było, że nadal po tym jak go odrzuciłam, on potrafił być takim wspaniałym przyjacielem. Zrozumiałam, że użalałam się nad sobą bez potrzeby.

*Yooil*

Wstałem rano z wielkim bólem głowy. Nie pamiętałem poprzedniego wieczoru w całości. Jakieś urywki. Wiedziałem, że zacząłem się nawet nad sobą użalać, lecz był gorszy problem. Otóż nie miałem pojęcia gdzie się znajduje. Dopiero po podniesieniu się do siadu na kanapie wszystko się wyjaśniło. Na ścianie na wprost wisiało ogromne zdjęcie dobrze znanej mi modelki. Uśmiechnąłem się na myśl, że nie zostawiła mnie w barze samego. Przeciągnąłem się i wstałem z nagłą energią.
Udałem się w stronę kuchni. Widać było, że jeszcze spała, więc uznałem, że wypadałoby przyrządzić jej śniadanie, chociażby z wdzięczności. Zajrzałem do lodówki. Pełno warzyw, nic mięsnego. Jak ona żyła? Postawiłem więc na tradycyjną jajecznicę z papryką i zielonymi dodatkami. Wyjąłem składniki i zacząłem moje dzieło. Poszło mi bardzo sprawnie. Kiedy już danie miało odpowiednią konsystencje nałożyłem je na talerze, a w drzwiach pomieszczenia pojawiła się Seulgi. Wyglądała na niewyspaną. O dziwo zapomniałem o kacu. Przyglądałem się jej uważnie. Miała na sobie błyszczący szlafroczek w brązowym kolorze z panterką na brzegach. Nie dało się ukryć, że podobało mi się jak w nim wyglądała.
- Obudził mnie ten piękny zapach. Czy to nie powinno być na odwrót? Facet nie powinien przenocować pijaną dziewczynę i ona powinna mu kucharzyć?
- Kto się przejmuje stereotypami? - Zaśmiałem się.
Jak tylko usiadła chwyciła za widelec. Po pierwszym gryzie zrozumiałem, że coś jest nie tak. Miała bardzo dziwną minę.
- Czemu zrobiłeś miętową jajecznicę? - Mówiła dusząc się przez śmiech.
- Nie wiem jak to możliwe. - W duchu byłem załamany.
Wzięła do ręki pęczek zieleniny której trochę tam wkroiłem.
- To jest mięta. Nie czułeś jak to pachnie?
Podrapałem się w tył głowy z nerwów.
- Wybacz... Fajtłapa ze mnie jakich mało.
- Nie ty jedyny. Ja też popełniam błędy.
- Ale na pewno nie pomyliłabyś mięty z innym ziołem.
        Spuściłem wzrok, było mi wstyd. Chciałem jak najszybciej wracać do dormu, aby więcej się przed nią nie ośmieszać. Ona chyba zauważyła, że niezręcznie się czuję. Wstała i podeszła do mnie.
- Nie smuć się. Doceniam starania.- Rzekła zapewne w celu podtrzymania mnie na duchu.
        Mimowolnie uniosłem wzrok i uśmiechnąłem się.
- Pamiętasz może co się działo wieczorem? – Wystrzeliła nagle i niespodziewanie.
- Nic, a nic. – Choć obawiałem się, że powinienem.
- To dobrze.
- Coś narobiłem.
- Ty nic. – Odparła przymrużając oczy, co mnie strasznie zaciekawiło i chciałem wyciągnąć z niej, co miała na myśli, jednak nie miałem pojęcia jak.

*Sanha*

        Nie widziałem od dwóch tygodni się z Seorin. Bo następnego tygodnia była nadal chora. Martwiłem się, gdy tego dnia kiedy miała wrócić po dwóch tygodniach choroby, znowu tego nie zrobiła. Jej mama powiedziała tylko, że chyba będzie miała robiony wymaz gardła, bo to niemożliwe, aby jego ból utrzymywał się jej tak długo i cały czas była przeziębiona. Zawsze podobno miała słabą odporność, ale teraz pierwszy raz tak przechodziła grypę.
        Postanowiłem sobie, że jak nadal jej nie zastanę to poświęcę się, zaryzykuję i ją odwiedzę. Choćby mieszkała na drugim końcu miasta. Ledwo ubłagałem jej mamę o adres. W końcu mogłem być idolem, a nie miała pewności, co do moich intencji. Na dodatek nie chciała mieć na sumieniu tego, że się zarażę, lecz w końcu uległa. Byłem szczęśliwy dostając od niej karteczkę z miejscem docelowym. Nie było to za daleko, co mi sprzyjało. Dopiero po wyjściu z centrum uświadomiłem sobie jedną rzecz. Ja przecież nie potrafiłem z nią nawet rozmawiać.
        Stwierdziłem, że się nie poddam mimo wszystko. Uważałem także, że wypadałoby kupić jakieś witaminy chorej osobie. Podszedłem do jednego sklepu znajdującego się po drodze. Kupiłem trochę mandarynek i czekoladę. Zawsze lubiłem to jadać, jak byłem chory. Niestety ostrożny to nie za bardzo byłem. W pewnym momencie jak sięgałem jeszcze po soczek w kartoniku ze słomką, ktoś inny także to zrobił. Spojrzałem na dziewczynę może mniej więcej w moim wieku i przeprosiłem ukłonem głowy. Ją za to zamurowało i już wiedziałem co się dzieje.
- Sanha! – Krzyknęła, na co kilka dziewczyn w sklepiku także na mnie spojrzało.
- Pomyliłaś mnie z kimś. – Zacząłem kręcić, choć wiedziałem, że to nic już nie da.
- Na pewno nie. Widziałam cię z bliska na fanmeetingu.
        Byłem zrozpaczony. Żałowałem, że nie ma ze mną jakiegoś chłopaka z zespołu. W końcu oni wiedzieliby co zrobić. Ja nie miałem pojęcia. Podszedłem do kasy i chciałem spokojnie zapłacić. One zaczęły szeptać między sobą, gapiły się na mnie i na dodatek robiły zdjęcia. Jak tylko zapłaciłem szybko wziąłem woreczek z zakupami do ręki i wybiegłem z sklepu ile sił w nogach. Nie goniły mnie raczej. Nie mogły jednak za mną iść. A już na pewno nie pod mieszkanie Seorin.
        Kiedy już byłem bezpiecznie daleko odetchnąłem z ulgą i zmieniłem bieg na marsz. Moje serce uderzało mocno, pewnie bardziej ze stresu poprzednią sytuacją, jak i tą która na mnie czekała. Sam na sam z Seorin w jej mieszkaniu.
        Łatwo trafiłem pod odpowiedni adres. Patrzyłem długo na ładnie wyglądający domek. Z zewnątrz wyglądał przyjemnie i skromnie. Zadzwoniłem do drzwi i długo nie czekałem. Usłyszałem gwałtownie otwierające się drzwi. Ujrzałem ją. Zalała się rumieńcami, jak mnie ujrzała i złapała się za buzię, bo szeroko ją otwarła. Pewnie się nie spodziewała mnie zobaczyć kiedykolwiek przed swoim wejściem. Na dodatek była w pidżamie w żyrafki i miała nie ułożone włosy, bo kto o nie dba w chorobie.
- Mogę wejść? – Zapytałem , dziwiąc się sobie skąd wziąłem na to odwagę. – Nie chcę byś bardziej się przeze mnie przeziębiła stojąc w drzwiach.
- Ja przepraszam, ale nie powinieneś tu przychodzić.
        Zdziwiłem się, że tak mnie przywitała i posmutniałem, bo w końcu bardzo się starałem.
- Słuchaj. Nie zrozum mnie źle. Jesteś idolem i nie możesz przychodzić sobie po prostu do domu jednej z fanek. Wiem, że jeszcze jesteś młody i zapewne tego nie wiesz, dlatego wyjaśniam ci.
- Nie mów tak. – Rzekłem coraz bardziej przygnębiony. – Przyniosłem witaminki i bardzo chciałem cię zobaczyć, bo martwię się od tych dwóch tygodni.
- Ja rozumiem, tylko…
- Tylko co? Wolałabyś, aby przyszedł tu Moonbin?
        Spojrzała na mnie zaskoczona. Sam nie wiem, co ja mówiłem w tamtej chwili, lecz poczułem się zdeptany przez nią. A raczej, jakby deptała moje uczucia.
- Moobin to mój bias, ale nijak ma się to do normalnego życia. Po prostu boję się, że fanki mogą coś wywęszyć i będą kłopoty.
- To mój problem. – Pociągałem nosem, bo oczywiście jako mazgaj płakałem z byle powodu.
- Nie. Jeżeli poznają mnie jako twoją nową koleżankę, to mnie także zjedzą żywcem. Wybacz… Nie wiem, czy chcę takiego czegoś.
- Dlaczego to mówisz teraz? Podeszłaś do mnie wtedy.
- Wiem i to był błąd. Przemyślałam to. Boję się. Ja nie mam ochroniarzy i tego wszystkiego. Wybacz.
- Czy ty jesteś w ogóle chora?
- Nie. Nie zamierzałam przychodzić dopóki się nie znudzisz mnie wypatrywać. – Wyszeptała z spuszczoną głową.
- Przecież twoja mama zachęcała mnie do przychodzenia.
- Słucham?
- Dała mi nawet twoje porcje. I to ona dała mi adres. – Nic już nie rozumiałem.
- Czemu tak się zachowywała?
- A mnie się pytasz? – Widać było, że sama jest zaskoczona.
- Przepraszam za nią.

- Przestań. Jutro masz przyjść na Bubble Tea. Rozumiesz? – Oburzyłem się i po tych słowach odwróciłem na pięcie oraz odszedłem bez pożegnania.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz