Oto kolejny rozdział. :D Nie będę przedłużać i dziękuję za pozytywne komentarze i czekam na kolejne. :D
Małe nieporozumienie
Rozdział 5
*Woohyun*
Rozmowa z Sunggyu poszła mi dobrze. Byłem z siebie dumny. Przyznał, że w takiej sytuacji, to rzeczywiście źle potraktował tą dziewczynę. W końcu przez niego bała się nas do tej pory. Powiedział też, że za chwilkę do nas dołączy. Kamień z serca. Bo już bałem się, że będzie wiecznie siedział w mieszkaniu podczas naszych wakacji.
Wróciłem do środka. Jak zwykle w takich miejscach panował hałas i tłok. Po raz pierwszy przeszkadzało mi to trochę. Chciałem bowiem odnaleźć jedną osobę, która rzuciła mi się w oczy. Mogło to być ciężkie. Podszedłem, więc najpierw do baru zamówić coś dla siebie, bo pewnie chłopacy już dawno dobrze się bawili. Ku mojemu zdziwieniu i radości owa dziewczyna się tam znajdowała. Rozmawiała zacięcie z Saeron. Może się znały. Chyba miałem szczęśliwy dzień.
Stanąłem obok niej, zawracając też uwagę na Myungsoo wpatrzonego w Saeron. To już mnie denerwowało. Starałem się jednak tym nie przejąć i skupić na tej postaci obok mnie. Przyglądałem się jej uważnie, a ona nawet nie zwróciła uwagi no moje pojawienie się. Za bardzo była zajęta rozmową.
- O Woohyun. - Zauważyła mnie Saeron z uśmiechem na ustach. - To moja współlokatorka Jimin.
Tak. To był wspaniały wieczór.
- Miło mi poznać. - Skierowałem do słodkiej dziewczyny.
- Mi również. - Odrzekła, a na jej policzkach zjawiły się rumieńce, chyba, że mi się to przewidziało, bo nie do końca byłem trzeźwy na umyśle, mimo iż nic nie piłem.
- Szkoda, że musisz tak tu stać. - Wyrwał mnie głos Myungsoo z zamyślenia. - Ja bym z chęcią porwał cię na parkiet.
Co on odstawiał? Naprawdę podrywał Saeron? Musiałem ratować sytuację.
- Spokojnie. Jest tyle dziewczyn, że na pewno jakaś z tobą potańczy. Wystarczy wyjść tam gdzie są te światełka i tłum pełen spoconych ludzi od tańca ludzi.
O spławiła go. Dobra nasza. Lubię naszego L'a, lecz krzyżował moje plany. Ta dziewczyna mi się wydawała ratunkiem Sunggyu.
- Coś mi się przypomniało. - Rzekła podskakując w miejscu. A ja aż wyobraziłem sobie żarówkę nad jej głową, jak w jakiejś kreskówce. - Woohyun? Dzwoniłeś do mnie raz, czy dwa?
- Raz. - Zdziwiła mnie ta nagła zmiana tematu.
- Bo widzisz, brat Jimin odebrał telefon od jakiegoś chłopaka i przypadkiem go usunął i mówił, że to pewnie nie ty, bo powiedziała ta osoba, żeby mi nie przekazywał, że dzwonił.
- Ah chyba wiem kto to był. Ale kim jest brat Jimin, że odbiera twoje telefony?
- Naszym bratem. - Wtrąciła dziewczyna, dla której w końcu chciałem poświęcić ten wieczór, niestety jak zwykle zajmowałem się sprawami kogoś innego, niż moimi.
- Jak to? Jesteście wszyscy rodzeństwem? - Zaskoczyło mnie to i zadowoliło.
- Nieee. - Przeciągnęła. - Jimin... Ma tak samo na imię, jak ja i jestem moim rodzonym bratem. Jednak ma problemy i chwilowo się do nas wprowadził, tylko ustaliłyśmy z dziewczynami, że będzie naszym wspólnym braciszkiem i tak go traktujemy.
- Aaaa. - To już nie było takie radosne. W końcu serce nie sługa i jak mieszkają razem mógłby namieszać.
- A Saeron nawet poniosło, bo rozpieszcza go, kupując mu ciuchy za ciężko zarobioną wypłatę.
- Po prostu... - Zaczęła chyba się tłumaczyć. - On przypomina mi o moim młodszym bracie. Nie chciałam, by miał tylko jeden strój.
- Młodszym bracie? - Zawiesiła się Jimin. A ja przyglądałem się sytuacji. Nie wiem co się działo, lecz Saeron miała łzy w oczach, tylko je powstrzymywała.
- Zginął razem z moimi rodzicami. Stwierdziłam, że mógłby wyglądać teraz mniej więcej tak samo. Przepraszam. Ale same zaproponowałyście, że to nasz braciszek i wzięłam to za dosłownie.
- Nigdy nam tego nie mówiłaś.
Była w szoku, a ja jeszcze bardziej. Już ani przez sekundę nie powiem, że ten Jimim to zagrożenie. I miałem ochotę przytulić Saeron. Tak po przyjacielsku. Lecz zjawił się Sunggyu. Zastanawiałem się, czy to dobry moment.
- Co tam ludzie? - Rzekł nagle radośnie.
- Mówimy teraz na poważny temat. - Zaakcentowałem delikatnie, żeby wiedział, że nie jest zaciekawię.
- Jaki?
- Już nie ważne.
Rzekła nasza barmanka i weszła do jakiś drzwi. Prawdopodobnie zaplecza. Bałem się, że poszła tam płakać i wstaliśmy równocześnie z Jimin i Myungsoo. Nim się obejrzałem Sunggyu ruszył za nią. To mnie uspokoiło.
- Wiesz co Jimin? - Zagadałem. - Chodźmy na parkiet. Oni dadzą sobie radę. I tobie Myungsoo też radzę się rozerwać.
- Chciałem ją pocieszyć.
- Ona i Sunggyu... - Nie wiedziałem co mu skłamać. - Muszą sobie coś wyjaśnić i to dobra okazja. Nie przeszkadzajmy.
- No dobrze. - Rzekł zawiedziony i ruszył z nami. Ja bardziej mimo wszystko cieszyłem się, że Jimin podążyła także wraz ze mną.
*Jimin*
Nie zastanawiałam się ani chwili, jak zaprosił mnie na parkiet. Zrozumiałam coś. On na początku wydawał mi się najbliższy Saeron. Bałam się, że to on jest jej chłopakiem, bo musiałam przyznać, że przyciągnął moją uwagę. Lecz gdy kazał zostawić ją sam na sam z tym jakimś Sunggyu wiedziałam od razu o co chodzi. Byłam podekscytowana i z chęcią czekałabym na dalszy ciąg wydarzeń po ich wyjściu z zaplecza. Jednak chęć zatańczenia z Woohyunem była jeszcze większa. Cieszyło mnie ogromnie jego zaproszenie. W końcu rzadko mi się to zdarzało, jak szłam gdzieś z Riyeon. Byłam podekscytowana i lekko zawstydzona sytuacją.
Na parkiecie w oddali zauważyłam moją zagubioną w tym zgiełku współlokatorkę tańczącą wyzywająco z tym całym Dongwoo. Cała ona. Widać było mimo wszystko coś więcej. Nie odwracała wzroku nawet na sekundę od niego. Czyżby tym razem to nie była dla niej znajomość na jeden wieczór? Lubiła podrywać chłopaków. Przetańczyła z wieloma noc, a potem nie odbierała ich telefonów. Nie chciała się angażować i twierdziła zawsze, że to jeszcze nie jej książę. Miło by było, jakby jakiegoś w końcu znalazła, bo skończą się niedługo faceci na tej planecie.
Z zamyślenia wyrwał mnie Woohyun, który złapał mnie w talii.
- Dajmy im spokojnie się bawić. - Wyszeptał nachylając się do mojego ucha.
Przeszły mnie dreszcze. Przyjemne. Byliśmy bardzo blisko siebie. Zerknęłam na jego twarz. Uśmiechał się do mnie serdecznie. Delikatnie próbowałam także to odwzajemnić , lecz za bardzo się wstydziłam i tylko trochę uniosłam kąciki, które zaraz opadły i upuściłam pospiesznie głowę. Czułam, że moja twarz płonie z zawstydzenia. Nie potrafiłam dobrze tańczyć, a jeszcze do tego musiałam teraz wyglądać jak pokraka.
*Sunggyu*
Nie wiem po co, pobiegłem za tą dziewczyną na to zaplecze. Widziałem jej smutek na twarzy. Zrobiło mi się jej żal i przestraszyłem się, że coś sobie zrobi. Nie znałem w końcu jej, by stwierdzić czy jest silna i nie widziałem całej sytuacji, by wiedzieć, jak poważna sprawa to była. Trzasnąłem za sobą drzwiami tego pomieszczenia na co ona zrobiła wyłupiaste oczy. Dziwiło ją, że za nią poszedłem aż tak bardzo?
- Głupku! Coś ty zrobił?! - No super. Zaczęła od wyzwania mnie. Już miałem coś niemiłego powiedzieć, na szczęście mi przerwała. - Zatrzasnąłeś drzwi. One są na zatrzask. Rozumiesz? Można je jedynie kluczem teraz otworzyć, który jest na zewnątrz.
Stałem chwilę zastanawiając się co ona do mnie mówi. Czy to znaczyło, że uwięziłem nas tutaj? Super. Miała rację. Byłem istnym głupkiem i do tego pechowcem.
- I co teraz? - Zapytałem z nadzieją, że miała już taką sytuację.
- Nie wiem. - Rzekła.
W tym momencie oprała się również o ścianę i płacząc osunęła się na ziemię. Co ja powinienem był zrobić? Płacząca dziewczyna to najgorszy widok. Myślałem, jak mogę ją pocieszyć, lecz nie znałem do końca powodu jej płaczu. Czy to było to, że tu utknęliśmy, czy nadal wcześniejszy problem?
- Co się stało, że wcześniej się popłakałaś? - Nie wiem, czy mogłem oto pytać. Nie miałem pojęcia kiedy człowiek powinien ugryźć się z język.
- Przypomniało mi się coś smutnego. - Rzekła przez łzy.
Zastawiałem się, czy lepiej teraz z niej to wyciągnąć i pogadać, czy może pozwolić jej się wypłakać, albo znaleźć możliwość wyjścia. Wybrałem drugą opcję. Jak chce to się wygada. Nie sterczałem jednak bezczynnie. Kucnąłem przy niej i ją przytuliłem. Stwierdziłem, że w takiej chwili może potrzebować bliskości.
- Dziękuję. - Wyszeptała, przez co troszkę znieruchomiałem.
Bardziej spodziewałem się odepchnięcia. W końcu troszkę ją wcześniej nastraszyłem i nie przepadała za mną. Widocznie bardzo ją bolało to co sobie przypomniała, skoro nawet ja byłem dla niej pocieszeniem.
- Wybacz. - Postanowiłem wykorzystać taki moment. - Za wcześniejsze traktowanie. Myślałem, że jesteś naszą psychofanką.
Zauważyłem, że nagle jej szloch ucichł. Lekko się zaśmiała. Rozśmieszyłem ją? Cudownie. Choć nie miałem takiego celu, to zadowoliło mnie to i uśmiechnąłem się mimowolnie. Nie puszczałem jej nadal, a ona mnie. Trwaliśmy jeszcze tak z chwilę. Po jakimś czasie odsunąłem się i spojrzałem na nią. Zaczęła wycierać łzy w rękawy. Wyglądała przy tym tak nieporadnie i słodko.
- Moja rodzina zginęła w wypadku. Brat i rodzice. Nie mam nikogo. I po prostu sobie znowu to uświadomiłam.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Ja miałem całą rodzinę, która mnie wspierała. Nie znałem jej sytuacji. Zszokowało mnie też to, że nagle mi to powiedziała. Szukałem słów, lecz brakowało mi ich. Wtedy pomyślałem o tym, jak się czułem tracąc ją... Może to nie porównywalne, mimo to bolało okropnie.
- Też kiedyś kogoś straciłem. Nie należała ta osoba do mojej rodziny, lecz miałem nadzieję, że kiedyś będzie jej częścią.
- Też zginęła?
- Nie. Żyje. Nie dane mi jednak już ją zobaczyć.
- Musiało ci także być ciężko. - Zdziwiło mnie jej zrozumienie. Myślałem, że właśnie powie, że ona ma gorzej.
- Owszem było . Strasznie się czułem. I to miejsce mi o tym przypomina. Bo tu ją poznałem. Dlatego nie wyobrażam sobie nawet, jak ty się poczułaś, przeżywając tak wielką tragedię, skoro ja nie radzę sobie z taką błahostką. Ja mogę poznać kogoś nowego. A tobie nikt nie zastąpi rodziny.
- Przesadzasz. Ta pierwsza miłość pewnie najbardziej boli. Także może zadać wiele ran na sercu.
Nie miałem pojęcia, czemu jej to mówiłem. Ale pocieszało mnie to ogromnie. Rozumiała mnie, a na dodatek wreszcie się komuś wygadałem. Jeszcze jej sytuacja sprowadziła mnie na ziemię udowadniając, że ludzie przecież mają gorzej.
Tak rozmyślając siedziałem obok niej oparty również o ścianę. Zacząłem się jej przyglądać. Czerwone od płaczu oczy spojrzały w moje. Jej głęboki wzrok zdawał się zaglądać w moją duszę. Jej twarz była nieskażona. Wydawała się gładka i delikatna. Miałem ochotę wyciągnąć do niej rękę. W tym momencie usłyszeliśmy nagły hałas i zauważyliśmy, że ktoś otworzył drzwi.
- Co wy tu tak zaginęliście? - Zapytał Sungyeol zaglądając do środka.
- Byliśmy zatrzaśnięci.
- Czemu nie waliliście drzwi i nie krzyczeliście? Usłyszelibyśmy was teraz, jak siedzimy przy barze.
- Spokojnie. Zagadaliśmy się trochę. - Zarzuciła Saeron już z uśmiechem na twarzy. Tak lepiej wyglądała. - Lecz miło, że się nami zainteresowaliście.
Ruszyliśmy do wyjścia. Ja usiadłem obok chłopaków. Dokładnie obok Dongwoo, który tak był zajęty jakaś dziewczyną, że nawet nie zauważył, że ktoś się dosiada.
- Dobrze, że tam zajrzałem. - Rzucił Sungyeol, który znowu się koło mnie pojawił. - Idziemy już. Będziesz też szedł?
Zacząłem się zastanawiać, czy nie zostać jeszcze trochę. Lecz wtedy usłyszałem Myungsoo, mówiącego do Hoyi.
- Ja zostaję. Słyszałem, że Saeron wraca zawsze sama tak późno, to postanowiłem ją odprowadzić.
Troszkę mnie to dotknęło. Lecz wiedziałem też, że nie mam co im przeszkadzać. I tylko przytaknąłem Sungyeol’owi. Jeszcze będzie okazja porozmawiać z nią przez te wakacje, bo raczej ona się nigdzie nie wybiera i wiadomo gdzie ją szukać. Zdziwiłem się sam sobie na moje myśli. To brzmiało tak, jakbym chciał ją bliżej poznać. Wiedziałem w końcu już więcej o niej, niż niejedna osoba tutaj. I coś sprawiało, że chciałem być przy niej w razie, gdyby znowu było jej smutno.
*Saeron*
Zostałam sama z Myungsoo. Szczerze to miałam jeszcze nadzieję na porozmawianie z Sunggyu. Śmieszna sytuacja. Jego najbardziej się bałam, a teraz zaufałam mu nawet bardziej niż Woohyunowi. Ta rozmowa na zapleczu odsłoniła jego prawdziwą twarz. Podobało mi się to.
Co do tego, że byli sławnym zespołem. Nie interesował mnie ten fakt. Dziwni byli i zaskakujący. Dawno z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało. Na dodatek starali się być mili, choć myślałam, że są mordercami. Nawet ten Myungsoo, którego jeszcze nie rozgryzłam siedział teraz tylko po to, żeby mnie potem odprowadzić.
Przyznam się, że na samym początku wydawało mi się, że Woohyun mnie podrywa, a on chyba chciał pogodzić mnie z Sunggyu. Widać, że się blisko przyjaźnią. Ucieszył mnie też fakt, że chyba spodobała mu się Jimin. Dziewczyna jest przemiła i słodka i zasługuje na takiego faceta. Miałam nadzieję, że poznają się bliżej. Za to Riyeon miałam ochotę opanować. Udało się jej upić pierwszy raz od dawna i w takim stanie też wyszła z Dongwoo. Bałam się, że przesadzą, bo oboje nie są trzeźwi, więc jak wychodzili, poprosiłam Hoyę, żeby miał na nich oko.
I pomyśleć, że moje losy w ten sposób poplączą się z taką sporą grupką chłopaków. Zastanawiałam się, czy po wyjaśnieniu nieporozumień nadal będą tu przychodzić. Tym razem tego bym chciała. Wiem, że to najbliższy im klub, ale chyba nie zamierzali spędzić całych wakacji na piciu i tańczeniu?
Klub opustoszał i zostałam sama z tym przystojniakiem. Jego twarz wręcz mnie raziła. Wydawał się jakąś istotą nie z naszego świata. Dziwne uczucie. Ruszyliśmy do wyjścia. Tym razem drzwi szybciutko udało mi się zamknąć, bo nie stresowałam się tak jak ostatnio.
- Wooo. Jesteś silna. - Zachwycił się mój towarzysz.
- Dlatego nie można ze mną zadzierać. - Próbowałam udać powagę, lecz razem z Myungsoo wybuchłam śmiechem. - Chodźmy, bo zimno.
Po tych słowach chciałam przyspieszyć kroku, lecz zatkało mnie, bo on wsunął rękę pod moją i chciał chyba iść trzymając mnie w ten sposób. Czułam się troszkę niekomfortowo. Nie tyle, że byłam zawstydzona, jednak nic nas nie łączyło, ledwo go znałam, a on już chwyta mnie w ten sposób.
- Co my robimy? - Wybąkałam.
- Idziemy. - Stwierdził z uśmiechem na twarzy. - Sama chciałaś ruszać. Coś nie tak? - Spojrzał na mnie udając tak troszkę zdziwienie. Czyżby śmieszyła go moja reakcja?
- Ja to wiem, tylko ta ręka.
- Wstydzisz się tak ze mną iść?
- To nie tak...
- Wyglądamy, jak para? Mi to nie przeszkadza. - Znowu był zadowolony z siebie.
- A co z paparazzi? Jak jakiś się tu kręci?
- Ah to.. Masz rację... - Zaczął nad czymś rozmyślać i wyjął swoją rękę. Zrobiliśmy kilka kroków i znowu dał ją z powrotem jak na początku. - Mam to gdzieś. - Podsumował.
Nie podobało mi się jego zachowanie. Bawił się mną, czy co? Jeszcze ten jego uśmieszek był irytujący. Dlaczego tak się zachowywał? Resztę drogi przeszliśmy rozmawiając o głupotach. Troszkę się pośmialiśmy. Mimo to, nadal wydawało mi się, że nie potrafiłam być przy nim całkowicie swobodna. Podziękowałam mu za odprowadzenie mnie i już miałam wchodzić, lecz zatrzymał mnie łapiąc za dłoń i przyciągając bardzo blisko siebie.
- Co robisz przed pracą? - Zapytał.
- Nic. - Odparłam bez zastanowienia.
- Spotkamy się?
- Ah zapomniałam... Muszę iść do lekarza...
- Jesteś chora? - Powiedział bardzo zaskoczony.
- Ah mam na myśli weterynarza. Bo widzisz, mam papugę. Mówiłam, że mam papugę? Bo mam. - Zaczęłam się strasznie plątać i błagać los, by tego nie zauważył.
- Rozumiem. No to może zobaczymy się wieczorem w klubie. - Rzekł troszkę zrezygnowany, wycofał się i puścił mnie.
Bałam się, że zorientował się, że go spławiam. Poszedł bez słowa machając tylko ręką na pożegnanie. Ja chwilkę jeszcze stałam zastawiając się, czy nie przesadziłam, jednak jakieś wewnętrzne uczucie mówiło mi, że nie powinnam się z nim spotykać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz