piątek, 24 czerwca 2016

Małe nieporozumienie: Rozdział 7

Rozdział 7 przed wami. :D Czekam na komentarze. Jestem ciekawa jak zwykle co myślicie. A co do Rozdziału 8, to mogę się z nim spóźnić i zamiast w poniedziałek, może być tak, że dodam we wtorek bo wyjeżdżam na weekend. Ale nie martwcie się. Na pewno się pojawi. :D


Małe nieporozumienie
Rozdział 7


*Riyeon*
           Wstałam gdzieś koło południa z okropnym bólem głowy. Nie miałam pojęcia co się wydarzyło poprzedniej nocy, lecz domyśliłam się, że wypiłam bardzo dużo. I to na tyle dużo, że mnie chwyciło. A to nie jest u mnie normalne. Byłam ciekawa dlaczego to zrobiłam. Wiedziałam, że poznałyśmy z Jimin, jakiś znajomych Saeron. Ah tak. I skończyłam z jednym z nich na parkiecie. Czułam się przy nim swobodnie i bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało. Choć w większości on słuchał,a ja mówiłam. Wiem też, że miał bardzo dobre poczucie humoru. A jego twarz strasznie mnie przyciągała. Widocznie, tak się dobrze z nim bawiłam, że zapomniałam o zdrowym rozsądku. To mi się nie zdarza. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie zrobiłam żadnej głupoty. Jednak byłam w swoim łóżku, nie było obok mnie faceta i jedyny jaki się krzątał po mieszkaniu to był Jimin.
           Troszkę irytowało mnie, że rodzeństwo ma takie samo imię. Kilka razy nie zostałam zrozumiana, gdy o którymś z nich coś mówiłam. Jeszcze gorzej, jak chcę pilnie zawołać moją współlokatorkę, na przykład by pomogła dobrać mi strój, a wchodzi do pokoju jej uśmiechnięty braciszek, widząc mnie przy tym skąpo ubraną. To i wiele innych nieporozumień miało miejsce, właśnie odkąd u nas zamieszkał. A nie trwało to przecież tak długo, bo zaledwie kilka dni.
           Kiedy już jadłam śniadanie w kuchni, co było złym pomysłem, ze względu na mój żołądek, zadzwonił dzwonek do drzwi. Na jego dźwięk, podeszłam do wejścia i z pokoju wychyliła się Jimin z zaskoczoną miną. Obawiałam się, że to będzie jakaś dziewczyna poszukująca naszego chłopaczka. Jednak okazało się, iż za wrotami do naszej meliny, stali trzej chłopacy z wczoraj. Woohyun, Dongwoo i Myungsoo. O ile się nie myliłam. Zdziwili mnie bardzo swoim zjawieniem się i już miałam spytać co ich sprowadza, lecz to Woohyun wtrącił pierwszy.
- Przyszliśmy z zupką na kaca. – Zaśmiał się, pokazując przeźroczystą reklamówkę, w której był termos.
- Oj, to miłe. – Rzekłam z szokiem na twarzy i odsunęłam się, by ich puścić do środka.
           Wchodząc Dongwoo spojrzał na mnie i uśmiechnął się tak, że zaraz miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Jeszcze żaden facet na mnie tak nie działał, a dopiero co wczoraj go poznałam. Co się ze mną działo?  Z dziewczyną dla której mężczyźni do tej pory byli tylko marnymi istotami? Nie miałam pojęcia i czułam, że przekonam się o tym wkrótce.
           Zauważyłam, że Woohyun od razu podbiegł do Jimin i oboje się do siebie uśmiechali słodko. Cieszył mnie ten widok, bo Jimin rzadko była podrywana przez swoją nieśmiałość. Za to Myungsoo rozglądał się tak jakby troszkę zaniepokojony. Szukał Saeron?
- Gdzie jest Saeron? – Zwrócił się do mnie, czyli się nie myliłam.
- Poszła na randkę. – Wtrącił Jimin wychodzący właśnie z łazienki.
- Jesteś pewien? – Tym razem już na niego patrzył Myungsoo.
- Raczej tak.
- A bo z tego co wiem, to miała iść do weterynarza z papugą.
           To co usłyszałam było największą głupota roku. Lecz cóż poradzić, że nasza miła współlokatorka nie potrafiła wymyślać wymówek. Chciałam z tego wybrnąć, bo widać już było, że go to troszkę poruszyło, ale znowu ten nieznośny braciszek mnie uprzedził.
- Ona nie ma żadnej papugi. – I wybuchł śmiechem.
Gratuluję mu wyczucia sytuacji. Zaraz za nim, również Woohyun zaczął chichotać, czego nie rozumiałam.
- Mi powiedziała, że tu mieszka jej babcia, wtedy bała się, że jesteśmy mordercami. Ah ta wasza Saeron ma niezłą wyobraźnie.
- Czekaj, naprawdę uważała was za zabójców? – Teraz to wszyscy się śmiali, może z wyjątkiem Myungsoo, który się zamyślił.
- W takim razie, z kim poszła? – Nie dawał za wygraną patrząc błagalnie na Jimina.
- A co ja skarbnica wiedzy?  Wołała na niego chyba Sunggyu? Sam nie wiem.
           Patrzyłam teraz na zdziwionego chłopaka, słyszącego imię swojego kolegi. Woohyun także spojrzał zaskoczony, lecz dodatko widać było, że kąciki jego ust się unoszą ku górze. Podobała mu się ta sytuacja? Ja nie wiedziałam co myśleć. Nie pamiętałam za dobrze Sunggyu. Kojarzyłam tylko, jak Myungsoo był wpatrzony cały wieczór w Saeron. Jednak skoro, spławiła go, a wybrała wyjście z tamtym musiała mieć ku temu powód.
           W tym momencie Myungsoo wyparował z naszego mieszkania tak szybko, że nikt nie zdążył go zatrzymać. Miałam tylko nadzieję, że wrócił do siebie, a nie zrobi coś głupiego, jak chociażby przerwanie spotkania Sunggyu i Saeron.
           Nie miałam dużo czasu na myślenie o tym, bo zostałam pociągnięta za rękę przez Dongwoo do kuchni, gdzie na stoliku stała już miseczka z zupą. Usiadłam grzecznie, cały czas czując na sobie jego wzrok.
- Zjedz to lepiej. Czuję się winny, za wczoraj. – Powiedział z udawaną smutną minką.
- Ah spokojnie. Ja zazwyczaj piję z rozsądkiem. To moja wina, że go straciłam tym razem. Pierwszy raz nie pamiętam co się działo poprzedniej nocy.
- Naprawdę? – Wytrzeszczył na mnie oczy, co mogło oznaczać jedno, zapomniałam o czymś istotnym.
- Coś złego zrobiłam? – Postanowiłam zapytać prosto z mostu.
- Nie, nie, nie. – Szybko odpowiedział z bananem na ustach. – Po prostu pocałowałaś mnie na pożegnanie.
           W tym momencie złapałam się za twarz. Pierwszy raz się zawstydziłam. Wstydziłam się swojego zachowania. A jednocześnie byłam zła, że tego nie pamiętam. On za to, śmiał się z sytuacji, jakby opowiedział właśnie dobry kawał. Zdenerwowało mnie to i zasadziłam mu kuksańca w ramię, dzięki czemu się uciszył.

*Sunggyu*

           Całą drogę przyglądałem się jej uważnie. Szła zamyślona. To ona prowadziła mnie do miejsca, które wybrała, ale zastawiałem się, czy czasem zaraz nie zbłądzi bujając tak w obłokach. Ile bym dał, by wiedzieć o czym wtedy myślała. Miałem nadzieję, że niczym się nie martwiła. Bo w końcu miała ciężkie życie. Zawsze mogło się u niej coś kłopotliwego wydarzyć. Potrzebowała czyjegoś wsparcia. Ja jej nie mogłem go dać. Byłem gwiazdą i po naszych wakacjach wrócę do wytwórni i będę musiał o niej zapomnieć. Nie mogłem się angażować. A jednak troszkę było za późno, bo jeżeli dobrze ją zrozumiałem, byłem pierwszą osobą, której wyjawiła swoje problemy. Ja zresztą także się jej zwierzyłem i nadal nie miałem pojęcia czemu. Dlaczego nagle sobie zaufaliśmy?
           Te i inne myśli przestały mi zaprzątać głowę, jak zrozumiałem, że dotarliśmy do cukierni, którą bardzo dobrze kojarzyłem. Byłem tu dość często z nią… Bałem się tam wejść. Stanąłem jak wyryty. Nawet nie zauważyłem, że zostałem przed wejściem sam. Ona weszła nie zwracając na mnie uwagi, dopiero jak się odwróciła, żeby prawdopodobnie zapytać, który stolik bierzemy, zauważyła brak mnie za nią. Pokiwała głową i wyszła z powrotem do mnie.
- Co jest? – Rzuciła.
- To miejsce… Nie podoba mi się.
- A ja tak starałam się wymyślić, jakiś miły wypad. – Oburzyła się.
- Wiesz.. Ja bywałem tu z nią.
- I teraz będziesz omijał łukiem każdy chodnik, którym z nią szedłeś?
           Miała rację. Czemu ja tak bardzo chciałem wszystkiego unikać? Powinienem był stawić czoła wszystkiemu. Jednak nadal nie umiałem się ruszyć. W pewnym momencie poczułem dłoń, która chwyciła mnie za rękę. Oczywiście należała do niej. Wciągnęła mnie do środka. Usiedliśmy przy stoliku pierwszym z brzegu. Ja nadal zakłopotany. Ona wpatrzona w swoją kartę.
- Mogłabyś nie zamawiać Latte?
- Wiesz, co? Nie miałam takiego zamiaru, bo nie przepadam za tym, ale aż korci, żeby zrobić ci na złość i zamówić. Przestań się w tej chwili tak zachowywać. Przed tobą całe życie, a ty nadal ubolewasz nad rozlanym mlekiem. Nie cofniesz czasu i nie zapomnisz. Dlatego po prostu żyj dalej.
           W jej głosie można było wyczuć, że cytuje kogoś. Musiała już to nie raz usłyszeć. I znowu się wygłupiam przed nią. Ona ma o wiele gorszą przeszłość. A ja myślę, o moim przykrym zdarzeniu, jakby to było coś najgorszego. Wstyd mi było za siebie. Nie wiedziałem co zrobić.
           Postanowiłem jej to zrekompensować. Poszliśmy do pobliskiego centrum handlowego. Wziąłem ją na gry wideo. We wszystkich mnie ograła, przez co się wściekałem. Mimo to, było bardzo luźno i zabawnie. Przyglądałem się jej, jak tylko się śmiała. Czułem się bardzo dobrze widząc jej zadowolenie i myśląc, że to między innymi moja zasługa.
           Kiedy już chodziliśmy sobie zaglądając do różnych sklepów, w pewnym momencie ujrzeliśmy automat do wyciągania maskotek. Zawsze takich nie lubiłem, bo nigdy nie potrafiłem nawet uchwycić metalową ręką zabawki, a co dopiero zdobyć ją.  Ona podbiegła do maszyny bez zastanowienia i wrzuciła drobniaki. Była pewna siebie. Zastanowiło mnie to. Czekałem cierpliwie opierając się o ścianę obok urządzenia. Wpatrywałem się w jej skupienie i chciało mi się śmiać. Robiła dziwne miny. Nagle podskoczyła z uniesioną ręką do góry i wykrzyczała coś na podobieństwo „Yeeey”. Spojrzałem, więc na maszynę. Wyciągnęła z niej małego, białego misia.
- Jak ty to zrobiłaś? – Zapytałem zaskoczony.
- Lata praktyki. – Zaśmiała się. – Mój młodszy braciszek zawsze coś chciał, żebym dla niego zdobyła. Raz próbowałam kilkanaście razy, ale mi nie wychodziło i było mu smutno. Był na tyle kochany, że udawał, iż nie szkodzi. Postanowiłam dla niego nauczyć się korzystać z tego ustrojstwa. Od tamtej pory zawsze mi się udawało.
           Widziałem, że jej oczy zaszkliły się na wspomnienie o bracie. Mimo iż, to metalowe pudło jej o nim przypominało, wyjęła z niego maskotkę. Znowu było mi głupio, że nie potrafiłem się zachować, jak ona. Zazdrościłem jej siły, jaką w sobie miała.
           Nawet nie zwróciłem uwagi, że wyciągnęła ręce z misiem w moją stronę. Wytrzeszczyłem oczy na nią, nie mając pojęcia, czemu mi go daje.
- Proszę. Weź go. Chcę, abyś wyrzucił tamtego dużego misia, przypominającego ci o niej. Musisz zacząć na nowo z misiem, który nie będzie dla ciebie ciężarem, jak tamten.
           Te kilka zdań mnie poruszyło. Zrobiła to dla mnie? Dla mnie skorzystała z czegoś, co przypomina jej o utraconym rodzeństwu? Dla mnie wydobyła właśnie tego misia? A ja co dla niej zrobiłem? Nic. Użalałem się nad sobą i psułem jej humor. Byłem beznadziejny. Wziąłem maskotkę do ręki. Spojrzałem na niego. Zauważyłem wielką różnicę, między tą co stoi u mnie w pokoju, a tą trzymaną w ręku. I nie chodziło mi o rozmiar, a mianowicie o uśmiech. Ten pluszak ewidentnie się uśmiechał, a tamten miał smutny wyraz twarz.
- Masz rację. – Zacząłem stanowczo. – Czas na ogarnięcie się i rozpoczęcie wszystkiego od nowa.
- I to mi się podoba. – Odrzekła z uniesionymi kącikami ust.
           Jednak widać było, że nadal wspomnienia ją bolą. Wciąż widziałem ten wewnętrzny smutek w jej spojrzeniu. Nie wytrzymałem i przysunąłem ją do siebie, aby ją przytulić delikatnie, bo teraz wydawała się taka krucha. Poczułem, jak moja koszulka wilgotnieje. Usłyszałem cichy szloch. Trzęsła się. Płakała. Na środku centrum. Ja nie wiedziałem, jak ją pocieszyć. Jedyne co przychodziło mi do głowy, to pogłaskanie jej włosów i nie puszczanie jej z objęć. Staliśmy tak jeszcze jakaś chwilę, dopóki się nie uspokoiła.

*Jira*

           Kiedy rozmawialiśmy, przy okazji przyglądałam się mieszkaniu. Było cudownie urządzone. Zastanawiało mnie co w nim robi tyle chłopaków. Jacyś studenci? Gang?  A może zlot homoseksualistów? Wszystko w tych czasach było możliwe. Miałam nadzieję, że to nie to ostatnie.
           Utkwiłam wreszcie wzrok na moim sąsiedzie, który akurat nie zwracał na mnie uwagi, bo zapatrzył się w dno swojej filiżanki, jakby czegoś w niej szukał.
           Jego pełne usta przyciągnęły najbardziej moją uwagę. Robił dziwne miny, przez co poruszał nimi to na prawo, to na lewo. Aż się prosiło, żeby się przyglądać. Przygryzłam swoje wargi. Podobał mi się od stóp do głów. Nie mogłam się oprzeć obserwacji go. Odkąd go zauważyłam tamtej nocy w klubie nie dawała mi spokoju jego osoba. Jak można być tak przystojnym?
           Przeraziłam się, gdy uniósł głowę, bo już myślałam, że przyuważy, że się na niego gapię. Zaczęłam nerwowo przeczesywać włosy palcami.
- Czemu zamilkłaś tak nagle? – Zapytał i uświadomił mnie, że to ja zapomniałam o naszej pogawędce i to mnie jeszcze bardziej zestresowało.
- Ja nie wiem.
- Oh. – Westchnął. – A ja zauważyłem, że ta filiżanka jest uszczerbiona na dnie. Jak to możliwe?
           Naprawdę to go zastanawiało? I dlatego tylko przerwał moje fantazje z nim związane?
- Może coś na nią spadło. – Stwierdziłam, udając, że interesuje mnie ta sytuacja.
- Masz rację. – Odrzekł z uśmiechem, który powaliłby każdą dziewczynę. – Ty to jednak mądra jesteś. – A co to miało znaczyć? Wątpił w to?
           Znowu zapanowała cisza, bo on zabrał nasze puste filiżanki i zaniósł do kuchni. Wrócił i już nie usiadł. Stał i patrzył na mnie wyczekująco. Ja zastanawiałam się o co chodzi.
- Wypiłaś herbatkę na którą się wprosiłaś. Co teraz chcesz robić? – Nie powinien był zadawać tego pytania, bo moja chora głowa, nasuwała tysiące dziwnych propozycji, lecz szybko się otrząsnęłam.
- Obejrzmy film. – On na to przytaknął i podszedł do jakiejś kolekcji płyt.
- Wiem co puszczę. – Uznał zadowolony z siebie. - Najdłuższa podróż, bo tego jeszcze nie widziałem.

           Super wybrał, romans. Tego mi tylko brakowało. I coś czułam, że źle się to skończy. Dla mnie oczywiście, bo byłam pewna, że się pogrążę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz