poniedziałek, 13 czerwca 2016

Małe nieporozumienie: Rozdział 4

Zapraszam już na czwarty rozdział i jak zwykle liczę na opinie na jego temat. :D Dziękuję również tym, co je wyrażają i czytają te opowiadanie.


Małe nieporozumienie
Rozdział 4



*Saeron*

           Dzień rozpoczął się bardzo nieprzyjemnie. Wstałam uświadamiając sobie, która jest godzina. Miałam wstać wcześniej niż zwykle, żeby wyszykować się na wyjście z Jiminem. W końcu chciałam chłopakowi pomóc i kupić parę ciuszków. Jak zwykle zawodziłam. Byłam wściekła na siebie i zaczęłam biegać jak oszalała po pokoju w celu znalezienia czegoś do ubrania. Zrozumiałam, że już dawno powinnam była zrobić pranie. Na szczęście znalazłam ciuchy, które się nadawały. Jasno różowa spódniczka i biała bluzeczka wydawały się słodkim połączniem. Lubiłam takie stroje. Niestety dużo ich ze sobą nie mogłam wziąć z dawnego domu.
           Wzięłam więc moje ciuszki i udałam się z nimi do łazienki. Nie przejmowałam się już, że Jimin zobaczy mnie w pidżamie. Przez kilka jego słów, naprawdę zaczęłam go odbierać jako braciszka. To może wydawać się śmieszne. Jednak brakowało mi rodziny. Miło było poczuć, że ktoś chce nią być.
           Postarałam się pospieszyć jak tylko potrafiłam, lecz wszystko było mi przeciwne. Z kranu długo nie chciała polecieć ciepła woda, jakby bojler się zaciął. Nie potrafiłam znaleźć tuszu do rzęs i ostatecznie pożyczyłam sobie od Riyeon. Na końcu rozdarłam jeszcze rajstopy przy zakładaniu i musiałam spróbować ubrać kolejne w pokoju.
           Kiedy już byłam gotowa, nie wiedziałam, gdzie jest braciszek. Postanowiłam, że zapukam do pokoju naszej Jimin, bo pewnie w nim przebywa. Ale nawet wtedy panowała cisza. Nacisnęłam klamkę i zobaczyłam, że leży on na jej łóżku z słuchawkami na uszach. Podeszłam więc bliżej i nachyliłam mu się tuż nad twarzą mówiąc „Gotowy?! ”, niestety nie dane było mi dokończyć tego słowa. Otóż chłopak wystraszył się widocznie mnie, bo prawie zleciał z miejsca na którym się znajdował.
- Co ty robisz? – Oburzył się ściągając słuchawki. – Chcesz, żebym miał zawał?
- Ja prawie miałam zawał, jak zobaczyłam, która jest godzina. Czemu mnie nie obudziłeś? – Rzekłam dając mu kuksańca w ramię.
- Auć! – Krzyknął masując uderzone miejsce. – Bo nie lubię kogoś budzić ze snu. A ty zostawiłaś na noc telefon w kuchni.
- Co to ma do rzeczy?
- Dzwonił jakiś kochaś do ciebie.
- Jaki?
- Jakby się przedstawił, to powiedziałbym ci. Był to nieznany numer, a oddzwonić też nie masz jak.
- Jak to nie mam jak?
- Bo przypadkiem go skasowałem. – Dodał pod nosem, żebym ledwo to zrozumiała.
- Dlaczego?
- Przypadkiem! Nie znasz znaczenia tego słowa? Kazał i tak ci nic nie mówić, a ja jestem taki dobry  i ci mówię.
- Co mi za pożytek z tego, że ktoś dzwonił, skoro nie mam pojęcia kto to? – Zdenerwowałam się troszkę.
           Po jakimś czasie zebraliśmy się wreszcie do wyjścia. On niestety nie mógł nic innego ubrać, niż to co miał, więc jedynie dałam mu jakiś luźny t-shirt, który pasował na niego. Kiedy wychodziliśmy poprosił mnie, abym szła z nim pod rękę, bo Jimin zawsze tak robiła. Bez wahania zgodziłam się na taki układ. Dodatkowo idąc podskakiwaliśmy, jak małe dzieciaczki. Bawiła mnie ta sytuacja. Czułam się przy nim swobodnie. Ile bym dała, żeby tak iść z moim prawdziwym rodzeństwem…
           Moje rozmyślania za jakiś czas przerwał dźwięk telefonu. Wyjęłam go pospiesznie z torebki i zatrzymaliśmy się przez to. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer. Pomyślałam, że to pewnie ten sam co rano.
- Halo? – Zaczęłam nie pewnie.
- Hej. Tu Woohyun. – Odezwał się głos po drugiej stronie, a mnie zamurowało, bo w końcu nie dawno przechodziliśmy koło ich domu. Czyżby mnie obserwował?
- A witaj. – Starałam się zachować pozory.
- Mam do ciebie pytanie. Mówiłaś, że mieszkasz ze współlokatorkami. Nie mieszka z wami ktoś jeszcze?
- Nie. Skąd to pytanie? – Czyżby pytał o Jimina? A może szukają go? Nie mogłam mu odpowiedzieć prawdy, gdyż nie znałam jego intencji.
- A no… Nie ważne. Przepraszam. – Tymi słowami zakończył rozmowę.
           To było bardzo dziwne. Poczułam się troszkę obserwowana. Przerażało mnie to.
- Coś nie tak? Nagle pobladłaś. – Wyciągnął mnie do rzeczywistości mój towarzysz.
- Wszystko w porządku. Mój znajomy zadawał dziwne pytania i zastanawiamnia mnie to.
- Myślisz, że to ten z rana? Bo mi się nie wydaje, że zadzwoniłby drugi raz, skoro stwierdził, że nie chce żebyś wiedziała o jego telefonie.
- Sama nie wiem. Czy masz jakieś problemy?
- Problemy? Z czym?
- Z jakimś gangiem na przykład?
- Bredzisz siostrzyczko. Chodźmy. – Rzekł i jedocześnie poczochrał moje włosy.
           Ja natomiast naprawdę byłam zmartwiona i lekko przestraszona. Nie miałam już pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.

*Sunggyu*

           Znowu rozmyślałem dużo. Powinienem był przez telefon powiedzieć, że chcę aby oddzwoniła. Byłem głupi i speszyłem się, przez jakiegoś chłopaka. Nie wiem nawet co mnie on obchodził. Niech dziewczyna mieszka z kim chce. W końcu to miało być tylko okazanie skruchy. Postanowiłem, że dziś też pójdę do tego klubu. Z chłopakami czy bez i zrobię co do mnie należy. Nie miałem tylko pojęcia, czy mi się to powiedzie.
           Kiedy na zegarze wybiła odpowiednia godzina wyszedłem z pokoju, aby spytać resztę, czy się wybieramy tam, gdzie poprzedniego wieczoru. Niestety nikogo nie zastałem. Jedynie karteczka przypięta na lodówce w kuchni, na której pisało, że wyszli do klubu i nie chcieli mi przeszkadzać. Co za ludzie.

*Woohyun*

           Tego dnia zamierzałem wziąć sprawy w swoje ręce. Skoro Sunggyu nie potrafił przepraszać, chciałem pomóc. Choć szczerze wierzyłem, że jak wykona to jak należy, to coś zaiskrzy między nim i tą dziewczyną. Pragnąłem także, aby poprawił mu się humor. Nie mogłem patrzeć, jak zachowywał się ostatnio.
           Kiedy weszliśmy do klubu, chłopacy od razu ruszyli ze mną do baru. No tak, oni też ją poznali i polubili, więc nie mogli się nie przywitać. Miałem tylko nadzieję, że szybko pójdą znowu na parkiet, czy coś w tym stylu.
           Saeron obsługiwała jakiegoś klienta i z nim rozmawiała. Widać było po niej, że miała już go dość. Myślałem, jak wyratować ją z opresji, lecz wszystko rozwiązało się samo. Widząc nas uśmiechnęła się podbiegła do nas tłumacząc się chyba, że musi też innymi się zająć.
- Witaj Saeron! – Wykrzyknąłem radośnie.
- Woohyun. Znowu przyszliście? A Sunggyu nadal obrażony, że go nie ma?
           Zauważyła jego nieobecność. Czyli może jest jakaś szansa?
- Po co ci on skoro jesteśmy my. – Wtrącił niespodziewanie Myungsoo uśmiechając się do niej.
           On i ta jego przystojna buźka. Dziewczyna oczywiście odwzajemniła nieśmiało uśmiech. Tego brakowało. Tym sposobem, wszystko legnie w gruzach co zaplanowałem.
- Pewnie chcecie się napić czegoś? – Zapytała pospiesznie.
- To co wczoraj prosimy. – Stwierdził Hoya, nie pytając nikogo o zdanie, chyba, że wcześniej to uzgodnili, jak ich nie słuchałem.
           Na szczęście, po dostaniu swoich drinków, chłopcy ruszyli do jakiegoś stolika. Ja zostałem oczywiście tam gdzie byłem, żeby porozmawiać.
- Posłuchaj. Chciałbym pogadać o Sunggyu.
- Ja o nim nie chcę rozmawiać. Dziwny człowiek i przeraża mnie.
           Zatkało mnie. Wiedziałem, że robił takie wrażenie, ale że aż tak?
- Niby dlaczego?
- Zresztą, wy też święci nie jesteście.
- Co ty wygadujesz?
- Mam tego dość. Czego ode mnie chcecie? – Nagle zmieniła ton. Nic nie rozumiałem.
- Wyjaśnij mi o co ci chodzi.
- Ah. – Westchnęła. – Widziałam was wtedy w nocy fakt. Może usłyszałam za wiele. Nikomu nic nie powiem. Obiecuję, więc nie musicie mnie nachodzić więcej. Jasne? I nie próbujcie mnie zastraszać.
- To w końcu wiesz kim jesteśmy? – Zastanawiało mnie to, bo już nic nie trzymało się kupy.
- Wiem.
- Kim?
- Mam to tak głośno powiedzieć?
           Nachyliłem się więc nad blatem odwracając swoją głowę bokiem do niej.
- Powiedz na ucho.
- Serio? – Spojrzała z wyłupiastymi oczami na mnie.
- Tak.
           Nachyliła się. Kątem oka widziałem, że zaczęła podgryzać wargę z zdenerwowania. Aż tak trudno było to powiedzieć?
- Jesteście mordercami. – Wyszeptała.
           Przez chwilę zastygłem i zastanawiałem się nad znaczeniem jej wypowiedzi. Co proszę?  My mordercy? Sungjong, który nie skrzywdził, by muchy. Myungsoo zresztą też był aniołkiem. Sungyeol prędzej by uciekł i się schował w koncie, jakby miał kogoś zabić. Ah, co ona miała w głowie?
- Oszalałaś? – Zakpiłem, siadając z powrotem na krześle.
- No proszę cię. Zamaskowani faceci w środku nocy, podjeżdżają czarnym vanem. Widząc, że ktoś ich obserwuje denerwują się i postanawiają nastraszyć dziewczynę, żeby nic nie wypaplała. Jeden z nich ma wzrok, który od samego patrzenia na ciebie morduje. Gada coś o jakimś ciele w walizce, a drugi na to, że dawno powinni się go pozbyć..
           Przerwałem jej głośnym śmiechem.
- Co jest? – Powiedziała bardzo zaskoczona.
- Źle wszystko zinterpretowałaś. Po pierwsze. Byliśmy zamaskowani, bo jesteśmy sławnym zespołem i nie mieliśmy pewności, że ktoś nas nie śledzi, lub czy czasy się nie zmieniły na tyle, że w tym miasteczku, ktoś nas rozpozna. Zawsze jeździmy czarnym vanem, zresztą jakim innym autem niż vanem, ma jeździć siódemka osób? Wzrok Sunggyu to inna bajka. On taki się tylko wydaje. Nie wiem tylko skąd wzięłaś ciało w walizce.
- Niech pomyślę… - Widać było, że się nad czymś zastanawiała i trzymała palec oparty o podbródek. – Wiem!  Sunggyu mówił coś w stylu „wnieśliście go już?”. A Sungjong powiedział, że dawno powinniście się go pozbyć.
- Ah. – Tym razem ja wzdychałem. – Chodziło o jego misia. Wiedział, że on przynosi pecha. Widzisz ten nieszczęsny pluszak nas denerwuje. Zajmuje całą walizkę, a Sunggyu wszędzie go ze sobą wozi, jak jakiś skarb.
           Dziewczyna zaczęła się śmiać. Ucieszyło mnie to, że uwierzyła we wszystko. W końcu jej teoria była bardziej absurdalna.
- Rozumiem, że teraz mi ufasz?
- Powiedzmy. – Rzekła z promiennym uśmiechem.
- Zaraz wracam. Wykonam tylko telefon. – Stwierdziłem, że powiem Sunggyu o tym nieporozumieniu, to może wreszcie ją przeprosi.
           Wychodząc wpadłem przypadkiem na dwie roześmiane dziewczyny. Jedna z nich wyglądała przesłodko. Nie mogłem przez to oderwać chwilowo od niej wzroku i mieć za złe, że prawie się z nimi zderzyłem. W końcu w tym miejscu było ciasnawo i takie rzeczy się zdarzały. Miałem nadzieję, że znajdę ją, jak wrócę po wykonaniu jednego telefonu.

*Jimin*

           Nudziłyśmy się z Riyeon w domu. Mój brat wyszedł sobie na dodatek tłumacząc się, że idzie na panienki. Troszkę się denerwowałam, że przesiadywał u nas i nic ze sobą nie robił. Na dodatek tego dnia Saeron kupiła mu ciuchy. Czy ona do reszty oszalała? Przecież nie można go rozpieszczać. On musi wreszcie zacząć coś zarabiać. Nawet studia rzucił i myśli, że beztroskie życie jest dobre. Przecież, jak ja wyjdę za mąż, lub wyjadę gdzieś dalej to on zginie.
           Riyeon musiała zauważyć, że nie jestem w nastroju, bo przyglądała mi się z zatroskaniem całe popołudnie. Zastanawiała się pewnie co mnie dręczy. Byłam zła na siebie, że tak łatwo po mnie widać wszelkie emocje. Ona zawsze była opanowana. Nigdy nie pokazała nam tego, że jest smutna, zdenerwowana, czy też zakochana. Dopóki sama czegoś nie wyjawiła nie mieliśmy o tym bladego pojęcia.
- Słuchaj. - Nagle zwróciła się do mnie. - Coś cię trapi.
- Troszkę.
- Trzeba się rozluźnić. - Rzekła z bananem na ustach. - Pójdziemy do klubu poznać jakiś przystojniaczków?
- Czy ja wiem... - Nie miałam na to ochoty. Zawsze wyglądało to tak, że stałam w cieniu ślicznej i gadatliwej Riyeon.
- Pójdziemy tym razem do klubu naszej współlokatorki. Zrobimy jej niespodziankę i nie będziesz sama, jak zniknę gdzieś na parkiecie.
- Chyba, że tak.
           Mało gadałyśmy z naszą Saeron. Ona raczej też o sobie nam nic nie mówiła. Jakby chowała jakieś mroczne tajemnice. Ale czasami potrafiłam z nią przegadać całą noc. Oczywiście, jak miała wolne. Więc uznałam tę alternatywę za dobrą. Stwierdziłam, że najwyżej przesiedzę tę noc przy jej barku. Może wykorzystam okazję ponarzekać też na brata.

***
           Wchodząc do klubu śmiałyśmy się niesamowicie. W końcu Riyeon opowiedziała mi jakiś niesamowity żart, który i tak szybko wyleciał mi z głowy, bo moje ramię zostało lekko szturchnięte przez mijającego nas chłopaka z telefonem w ręce. Ja mogłam zrozumieć to, że to klub i takie rzeczy tu to normalność, lecz mógł uważać na to co ma przed sobą, a nie patrzeć w ekran smartfona. Zdziwiło mnie bardziej jednak to, że w tym momencie on zatrzymał się i podążał za nami wzrokiem, aż nie zniknęłyśmy mu z pola widzenia. Czy ja miałam coś na twarzy? Bo ewidentnie odkąd na nią spojrzał tak się zawiesił. Może chciał mi to powiedzieć, tylko nie zamierzał być niegrzeczny?
           Podeszłyśmy do barku naszej kochanej Saeron. Jak zwykle obsługiwała pijanych ludzi. Współczułam jej troszkę tego zawodu. Ale ona też się oto prosiła, bo nie zamierzała szukać nowej pracy. Tłumaczyła się, że dostaje tu pensje za dwie osoby i to jej odpowiada.
           Kiedy nas zauważyła wytrzeszczyła szeroko oczy i pospiesznie do nas podeszła.
- Co tu robicie?
- Co to za przywitanie?!  - Oburzyła się Riyeon. - Postanowiłyśmy się rozerwać, a tu jest najbliżej, a na dodatek bardzo chciałyśmy cię zobaczyć.
- Bo w to uwierzę. - Burknęła Saeron. - Coś pijecie?
           Już miałam się odezwać, że podziękuję, a Riyeon pewnie zamówiłaby coś, lecz przeszkodziło nam pojawienie się dwóch młodych chłopaków przy nas. Jeden bardzo przystojny, że aż nierealny. Drugi troszkę dziwnie wyglądał, przez to wydawał się ciekawy i od razu zwrócił uwagę na Riyeon.
- Jeżeli te panie coś zamawiają, to ja stawiam. - Rzekł.
- Dobrze Dongwoo. Tylko od razu mówię, że ta pani ma mocną głowę i jak zacznie to jej nikt nie zatrzyma, więc zastanowiłabym się dwa razy. - Rzekła Searon z bananem na ustach, co rozśmieszyło chłopaków. Czy ona ich znała?
- Czyli znasz je? - Zapytał ten drugi.
- To moje współlokatorki. Riyeon i Jimin. - Mówiła wskazując na nas.
           Dziwiłam się, że Riyeon nic nie mówi, jednak teraz zauważyłam, że już z tym całym Dongwoo mierzą się uwodzicielsko wzrokiem. Ah cała ona. Faceci przyczepiali się do niej jak do rzepu, jak tylko się zjawiała.
- O to miło mi poznać. - Stwierdził ten przystojny. - Ja jestem Myungsoo. - Mówiąc to machnął ręką w moją stronę. - Może zawołam resztę by je poznali? - Dodał znowu w stronę Saeron.
- Jak chcesz.
- Ja już swoją koleżankę na parkiet porywam. - Powiedział nagle Dongwoo i zabrał mi Riyeon. To tyle ją widziałam.
- Wiedziałam, że tak będzie. - Wyszeptałam, niestety na tyle głośno, że Saeron to usłyszała.
- Ja też. Nic nie poradzimy.
           Za chwilkę Myungsoo wrócił z 3 innymi chłopakami. Co tam, że nie zauważyłam, kiedy od nas odszedł.
- Poznajcie Jimin. - Mówił. - Jimin, to są Hoya, Sungjong i Sungyeol. Była tu jeszcze Riyeon, lecz wiecie pewnie kto ją zabrał do tańca.
- I nie podzieli się? - Zamarudził Hoya.
- Jak można się dzielić dziewczyną? - Zaskoczył się ten Sungyeol.
- No wiesz, ja się z nim dziele zawsze.
           Dziwiło mnie to co mówili. Przyglądałam się im uważnie i nie wyglądali mi na nikogo miejscowego. To miasteczko było pełne staruszków, lub singli po 40stce, którzy tutaj upijali swoje żale. Zdarzali się czasami tacy biedni studenci, jak my, ale takich przystojniaków tu jeszcze chyba nie było. Wyglądali na dzianych, więc co robili w takim miejscu? I czemu znali się z naszą współlokatorką? Czyżby któryś z nich był jej chłopakiem? Tylko który? Jedynie Myungsoo cały czas na nią patrzył. To chyba za mało, by to stwierdzić. Moją aktrakcją wieczoru była obserwacja jej i odgadnięcie, czy ma wśród nich kogoś za swojego faceta. Tak nudziło mi się.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz