niedziela, 19 marca 2017

Rok pełen zmian: Rozdział 11

Notka na dole. :D

Rok pełen zmian
Rozdział 11

Styczeń

- Szczęśliwego Nowego Roku! - Krzyczała do mnie osoba, która w tym minionym stała się mi najważniejszą .
        Ha Ganeul nie miała z kim spędzać świąt. Namówiłem ją, na to, by dołączyła do mojej rodziny w świętowaniu, choć był to dla mnie trudny okres. Nie wiedziałem jak wytrzymywać jej bliskość. Wiele razy miałem ochotę złożyć na jej ustach pocałunek, wyściskać ją, lub wyznać jej jak wiele dla mnie znaczy. Nie mogłem tego zrobić. Choć byłoby to bardzo romantyczne, gdybym wykorzystał ten wspaniały czas, musiałem poczekać.
- Co jest z tobą? Zamyśliłeś się. - Zaczęła mi machać ręką przed twarzą. - Mam nadzieję, że pomyślałeś jakie postanowienia w tym roku chciałbyś spełnić. - Wypomniała mi.
- Oczywiście, że wiem, co chciałbym zrobić wkrótce. - Wyznać jej uczucia. Jeszcze trochę tylko brakowało do tego czasu, więc musiałem przetrwać.
- I pewnie mi tego nie powiesz? Fakt. Lepiej nie. Musi się spełnić. - Dodała z uśmiechem na twarzy.
        Podczas świąt u nas nie schodził jej prawie wcale z pięknej buzi. Może na początku była troszkę przytłoczona życzliwością mojej rodziny, lecz z czasem rozluźniła się. Na tamtą chwilę miała wielki banan na twarzy, który ustąpił troszkę później zachwytowi nad fajerwerkami pojawiającymi się na niebie. Podbiegła troszkę bardziej przed siebie, jakby to miało pomóc jej je obserwować.
- Widzisz to?! - Zachwycała się.
        Ta odwiecznie poważna i skupiona na nauce dziewczyna, w tamtym momencie skakała z radości jak małe dziecko. Kręciłem głową. Niedowierzałem, że kiedykolwiek zobaczę ją w takim stanie, a po części była to i moja zasługa. Czułem się przyjemnie na tę myśl.
        Nagle obok mnie zjawił się on. Jisoo. Nie miałem już nic do niego. Nawet troszkę go ostatnio polubiłem, zanim ona zerwała z nim kontakt. Po prostu bałem się, że on będzie tym, przez którego stracę Ganeul. Następnie uznałem, że to on miał większe prawa do niej i już się z tym pogodziłem, a wtedy ona nagle zaczęła od niego uciekać, przez co mi ulżyło. Nie wiedziałem, jak zareagować na jego nagłe pojawienie się. Zaczął wraz ze mną obserwować niczego jeszcze nieświadomą dziewczynę. Ta była kawałek przed nami, tyłem odwrócona i dlatego go nie widziała.
- Coś czułem, że zastanę was razem w ten dzień. - Mówił patrząc w przestrzeń nad sobą. - Przeszedłem się, by życzyć wam wszystkiego dobrego w nowym roku. - Stwierdził.
- Miło z twojej strony. - Powiedziałem niepewnie. Sam nie wiedziałem, czy go chciałem widzieć, czy był mi obojętny.
        Wtedy Ganeul przestała wpatrywać się w rozświetlone niebo i odwróciła się w naszą stronę. Ujrzała Jisoo. Przeraziła się? Po chwili jednak wrócił jej uśmiech na twarz i podbiegła do nas.
- Dzisiaj jest tak niesamowicie. - Zwróciła się do mnie, na co lekko się zaśmiałem, choć początkowo martwił mnie jej entuzjazm mimo pojawienia się Jisoo. Miałem nadzieję, że ona naprawdę nic do niego nie czuła. Ogromną.
- Wszystkiego dobrego Ganeul. - Rzekł do niej również z uniesionymi kącikami ust.
- Wzajemnie Jisoo. - Ona wymówiła to unikając jego wzroku.
        Zapadła niezręczna cisza. Ona błądziła oczami na wszystkie strony, on gapił się na nią, a ja nie wiedziałem co powinienem zrobić.
- Powinniśmy wejść już do domu, bo jest zimno. - Zasugerowałem, by przerwać tę sytuację.
- Masz rację. - Pospiesznie zaakceptowała mój pomysł. - Pa Jisoo. - Po tym szybko wbiegła do środka, zostawiając mnie samego z nim.
- Wybacz. Nie chciałem wam przerwać sielanki, ale nie mogłem się powstrzymać, by ją zobaczyć. - Rzekł smutnym już głosem.
        Nie rozumiałem po co mi się tłumaczył. W końcu wiedział, że nie mam nic przeciwko niemu. A w każdym razie próbowałem go w tym ostatnio utwierdzić. Musiało mu być ciężko, że jego uczucia były tak traktowane przez Ganeul. Jak obserwowałem to wszystko z boku, jeszcze bardziej bałem się jej wyznawać cokolwiek.
- Nie rozumiem jednak czemu nadal nie jesteście razem. - Nagle zbił mnie z tropu tą wypowiedzią.
- Jak razem? - Zapytałem, nie ukrywając zaskoczenia.
- Nie mów mi, że ona ci się nie podoba. Kangjoon, nie jestem ślepy. Od obozu to widzę. Tylko, że wtedy jeszcze miałem nadzieję, że to mnie z nią coś łączy. - Westchnął ciężko.
- Spokojnie. Wyznam jej wszystko w odpowiednim czasie. - Uznałem, że mogłem mu bez problemu się zwierzyć, jak on mi wcześniej.
- Mam nadzieję, że to nie będzie za późno. - Zaniepokoił mnie tym zdaniem i poszedł bez dodania więcej.

***

        Na uczelni aż wrzało. Nerwy związane ze zbliżającym się końcem tego roku, ogarniały każdego. Ja i Ganeul byliśmy już na ostatnim roku, więc był to dla nas podwójny problem. Od naszych wyników zależała nasza przyszłość. Mimo to, ciągłe tylko wkuwanie, mogło wykończyć człowieka. Stąd wpadliśmy tamtego dnia na pomysł wypadu z jej braciszkiem w celu ulepienia bałwana. Pomysł okropnie się spodobał małemu.
        Idąc do parku Sungjeon wskakiwał do dużych zasp. Przez to Ganeul krzyczała po nim zdenerwowana, że zanim dojdziemy do odpowiedniego miejsca, on już wszędzie będzie miał śnieg. Wyglądało to zabawnie, więc całą drogę śmiałem się głośno, nie zważając na to, czy zdenerwuję ją tym bardziej.  Zawsze chciałem mieć duże rodzeństwo, bo nigdy nie miałem przyjaciół. Wyprawa na bałwana nie była tylko pretekstem do spędzenia z nią czasu, a także dla dobrej zabawy z dzieciakiem.
        W pewnym momencie, niespodziewanie oberwałem kulką śniegu od niego. Zaczęliśmy więc bitwę. Kiedy raz odchyliłem się przed pociskiem od niego, zamiast mnie oberwała Ganeul. Zapadła cisza i wszyscy wyglądaliśmy jakbyśmy zatrzymali się w czasie. Najgorsze było z tego wszystkiego to, że śnieżka wylądowało na jej twarzy.
- Yah! - Krzyknęła. - Teraz to pożałujecie!
        No i tym sposobem wszyscy byliśmy praktycznie wykończeni bieganiem, rzucaniem śniegiem i wszelkimi unikami. Mimo to, mały nie pozwolił nam wrócić i doszliśmy wreszcie do parku, by ulepić tego nieszczęsnego bałwana. Skończyło się jednak na tym, że ja z Ganeul usiedliśmy na ławce, a mały przyłączył się do innych dzieci tworzących budowle ze śniegu. Rozmawialiśmy sobie o głupotach. Staraliśmy się unikać stresujących tematów, bo przecież mieliśmy się rozluźnić. Nie zauważyliśmy, jak maluch zniknął nam z oczu. Ganuel przeraziła się uświadamiając sobie, że nigdzie go nie widać. Podpytaliśmy jego kolegów, a oni nie mieli pojęcia gdzie się podział. Postanowiliśmy więc rozdzielić się w celu poszukiwania go. Bałem się, że mógł ktoś go porwać. Różne rzeczy słyszało się w telewizji. Czułem się troszkę winny temu wszystkiemu z jakiegoś powodu.
        W pewnym momencie zobaczyłem Ganeul biegnącą w moją stronę z telefonem w ręku. Wymachiwała nim do mnie i miała radosną buzię. Zrozumiałem, że czegoś się dowiedziała.
- On jest u pani Lim!  Zadzwoniła, że jej syn go przyprowadził, by się bawić i powiedział jej nagle, że zapomniał mi powiedzieć, że tam chce iść! - Krzyczała już z daleka.
        Pod śniegiem musiał być niezły lód, bo kiedy już była blisko mnie poślizgnęła się z impetem do tyłu, ja chcąc pomóc jej przeskoczyłem zaspę dzielącą mnie z nią i sam wylądowałem prosto na niej, bo oczywiście nie pomyślałem, że ja także mogę się poślizgnąć.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem zaniepokojony.
        Byłem tak wystraszony, że przez pierwszy moment nie dotarło do mnie jak nasze twarze były blisko siebie, a kiedy sobie to uświadomiłem, zamurowało mnie. Zobaczyłem, że na jej policzkach pojawił się odcień różu. Tak uroczo wyglądała, kiedy się peszyła. Nic nie odpowiadała. Musiała także być przytłoczona tą sytuacją, lecz nie wyglądało na to, że stała jej się krzywda. Wtedy zrobiła coś, czego nie powinna w mojej obecności. Przygryzła wargi. Ten gest sprawił, że bez zastanowienia wtopiłem się w nie. Tym razem nie tylko musnąłem usta, a zamieniłem gwałtownie ten gest w namiętny pocałunek. Miałem ochotę przelać w niego wszystkie moje uczucia. Jej delikatne usta, malutkie i takie słodkie w smaku, dotykające moich, to coś o czym marzyłem od dawna. Zaczęła swoją ręką gładzić moje włosy. Myślałem, że po prostu odpłynę. Czułem cudowne ciepło ogarniające mnie, mimo tego, że leżeliśmy właśnie w śniegu. Chciałem na chwilę się oderwać od niej, a ona przyciągnęła mnie z powrotem. Na tamten moment nawet nie przeszło mi przez myśl, czy coś to znaczyło. Po prostu kontynuowałem tę przyjemność. Nie wiedziałem ile to jeszcze trwało, ale jak się oderwaliśmy od siebie, zaczęliśmy głęboko i szybko oddychać, jak po wynurzeniu z wody. Patrzyłem w jej pytający wzrok. Bałem się cokolwiek jej tłumaczyć. Musiałem szybko coś wymyślić. Poderwałem się pospiesznie i wstałem. Ona nie wiedziała co się dzieje. Podałem jej rękę, którą szybko chwyciła i pomogłem jej wstać. Patrzyła nadal na mnie z szerokimi oczami i lekko rozdziawioną buzią. To było takie urocze.
- Przepraszam. Poniosło mnie. - Stwierdziłem.
- Nie szkodzi. - Wydusiła z siebie, po czym zaczęła się trzepać ze śniegu. - Wracamy? - Zasugerowała po prostu.
        Ja nie wiedziałem co o tym myśleć. Nie chciała o tym gadać, bo bała się, że będzie musiała mnie odrzucić? A może coś też czuła i właśnie tego bała się, że nie będzie potrafiła rozmawiać o uczuciach. Albo po prostu pomyślała tylko, że tylko hormony dały górę? Tak bardzo chciałem wiedzieć, o czym myślała, a jednocześnie tak bardzo bałem się o to zapytać.

***

        Nie rozmawialiśmy wcale o naszym pocałunku. Dla mnie było to troszkę na rękę, a z drugiej strony byłem ciekaw, co ona o tym myślała. Stwierdziłem, że skoro już tyle wytrzymałem z moim wyznaniem, to jeszcze kilka tygodni mnie nie zbawi. Zamierzałem jej w końcu wszystko powiedzieć w dzień zakończenia naszego roku. Uznałem, że to najlepsze wyjście. Jeżeli mi odmówi, nie będzie między nami niezręcznie na uczelni. Po prostu zerwiemy kontakt. Ja będę musiał się z tym pogodzić. A jeżeli mnie zaakceptuje, będziemy musieli postarać się o nasze uczucie. Na dodatek była jeszcze kwestia, którą pamiętałem od obozu. Mówiła wtedy, że nie chce się z nikim umawiać, dopóki nie skończy nauki. Miałem to na uwadze, powstrzymując się za każdym razem, przed zbyt wczesnym przyznaniem się do tego co czułem.
        Z dnia na dzień było to coraz trudniejsze. Niezręczne sytuacje nagle zaczęły się pojawiać coraz częściej. Czy to przypadkowe dotknięcie ręki, czy to nieplanowane zbliżenia. Nasze wzajemne spojrzenia nas peszyły. Dziwnie się czułem. Nigdy nie miałem dziewczyny. Bałem się, że nie nadam się dla niej, że nie zasługuję na nią. Mimo to, liczyłem, że los się do mnie uśmiechnie i będę mógł się nią cieszyć już niedługo w pełni.
        Siedziałem tego dnia na bibliotece sam. Ona obiecała mamie, że odbierze braciszka z przedszkola. Ja postanowiłem się nadal uczyć. Nic nie wchodziło mi do głowy, bo cały czas myślałem, jak to do niej tęskniłem. Już przeszło mi przez myśl, że się zbiorę i podaruję na ten dzień. Jednak pojawił się na siedzeniu obok Jisoo, ewidentnie chcący porozmawiać.
- Słuchaj. - Zaczął. - Ty nadal z nią nie jesteś?  - Zapytał jak gdyby nigdy nic.
        Denerwowało mnie to, że tak bardzo się interesował moją sytuacją. Co on się tak uczepił?
- Ja wiem, kiedy mam uderzyć. Daj mi spokój. - Oburzyłem się.
- Spokojnie. - Rzekł klepiąc mnie po ramieniu. - Po prostu chcę powiedzieć, że jak wam nie wyjdzie, to ja znowu wrócę do gry. Więc lepiej się o nią postaraj. - Rzekł z chytrym uśmiechem. - Nie mogę znieść tego, że mnie odrzuciła. Wiem, że jak nie byłoby ciebie, byłaby ze mną. Czuję to. Więc jak zawalisz, to ja się koło niej zakręcę. Kocham ją i nie pozwolę jej być samej.
        Miałem ochotę na niego wybuchnąć, lecz uznałem, że będzie lepiej, jak nie będę na niego szarpał nerwów. Co on sobie wyobrażał? I mówił tak, jakby ona coś do mnie czuła. Zastanowiło mnie to. Czyżby moje bycie z nią, nie było tak abstrakcyjnym marzeniem, jakim wydawało mi się wcześniej? Poczułem większa pewność siebie.

Mam nadzieję, że ten rozdział wam wiele wyjaśnił i zaskoczyłam was perspektywą naszego Kangjoona? :D Przyznaje, że to mój ulubiony rozdział. :D Czekam na wasze opinie :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz