piątek, 13 maja 2016

Utracone wspomnienia: Rozdział 10

Oto kolejny rozdział. Smuci mnie to, że mało osób to czyta, ale mimo to chcę to pisać dalej. Zapraszam do komentowania. :)

Utracone wspomnienia
Rozdział 10
          Weszłam prawie nieobecna z powrotem do dormu. Byłam nieszczęśliwa. W końcu tylko dzięki Henryemu tu wróciłam. Dopiero co wyjaśniliśmy sobie wszystko, a już musimy znowu się rozdzielać. Czemu miłość musi być tak bolesna? Miałam po części dość tego wszystkiego.
          W środku panowało zamieszanie, gdyż wszyscy zbierali się do domów. Nikt dlatego nie zauważył mojego nastroju. Może to i dobrze. Chciałam iść spać, mimo iż wiedziałam, że dziś nie zasnę łatwo. Zamknęłam się w pokoju. Ciekawe, czy ktoś zorientuje się, że mnie nie ma. Położyłam się na łóżku. Wzięłam telefon do ręki i nałożyłam słuchawki. Zamknęłam oczy, by wczuć się w muzykę. Próbowałam się zatracić w melodii, która brzmiała w moich uszach. Ciężko było. Moje myśli ciągle uciekały w jego stronę. Zdenerwowałam się i wyjęłam słuchawki z uszów, jednocześnie siadając na łóżku. Skuliłam się przytulając moje nogi.
          Ktoś zapukał. Nie odpowiedziałam nic. Klamka się przechyliła i drzwi się otworzyły. Miki wychyliła głowę do środka.
- Co się dzieje?
- Ten świat mnie nie lubi
- Co ty wygadujesz? Za niedługo zadebiutujesz na scenie. Mogłaś tu wrócić mimo tego, że straciłaś pamięć. Wiesz ile osób o tym marzy? Jesteś zakochana z wzajemnością…
- To ostatnie za bardzo boli.
- Nie rozumiem.
- Właśnie Henry powiedział, że musi zdystansować, bo inaczej znowu rozwścieczymy fanki.
- A to oto chodzi. Ma niby rację, lecz z drugiej strony… Nie powinniście się rozchodzić.
- Tylko, że on podjął taką decyzję.
- Głupi pomysł. Choć z drugiej strony.. wy i tak to przetrwacie. Jesteście nierozłączni. Tak mi się w każdym razie wydaje.
- Ja tam nie wiem.
        Wtedy drobniutka blondyneczka przybliżyła się do mnie i mocno przytuliła. Zobaczyłam, że po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Czemu to ona płakała?
- Co się stało? – Zapytałam.
- Chcę, żeby było jak dawniej. Będziemy wkrótce debiutować. A mamy mnóstwo problemów na głowie. Ty ledwo coś pamiętasz, a jutro pewnie będzie ostry trening. Boję się, że któraś z nas znowu nie podoła. Pragnę stanąć wreszcie na scenie w takim składzie.
        Otrząsnęłam się. Miała rację. Musimy dać z siebie wszystko. Nie ma czasu na rozczulanie się nad sobie. Pora wziąć się w garść. Ja przede wszystkim potrzebuję wiele nadrobić. Może to i dobrze, że Henry podjął taką, a nie inną decyzję. Będę mogła skupić się na czymś innym.
        Pierwsze co postanowiłam, to że muszę sobie przypomnieć piosenki, które wcześniej były dla nas przygotowane. Nie wiadomo, czy użyją ich do debiutu, lecz jeśli tak zrobią byłabym w tyle. Poprosiłam więc Miki o teksty, nuty i wszystko co pomogłoby mi uzupełnić to, czego nie pamiętam.
           Czytałam po tysiące razy tekst. Próbowałam wstrzelić się w jego melodię. Z czasem coś mi zaczynało świtać. Przypominało mi się wszystko. Nawet urywki jakiegoś układu. Wszyscy spali, więc jedynie co mogłam robić to chodzić z słuchawkami w głowie. Byłam już wykończona. Bałam się jednak poddać. Nie chciałam jutro wyjść na tą najgorszą. Wiedziałam, że to ja będę mieć teraz największe problemy. Mimo to, moim pragnieniem było dać z siebie wszystko.
           Około 3 godziny udałam się w końcu do łóżka. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam. Wydawało mi się, że sen trwał jakieś 10 minut i poczułam, jak ktoś szturcha moją rękę. Uchyliłam lekko powieki. Zobaczyłam nad sobą rozmazaną Gayeon.
- Musimy się pospieszyć. Wstawaj. – Mówiła, a je ledwo ją słyszałam. – Słuchaj ty mnie. Wiem, że ćwiczyłaś długo, lecz przed nami ciężki dzień i nie możemy mieć przechlapane.
           Miała szczerą rację. Przetarłam oczy. Otworzyłam je szeroko. Światło słoneczne raziło okropnie, ale nie mogłam pozwolić, żeby to przeszkodziło mi w wyjściu z łóżka. Usiadłam na nim. Chwilę się zawiesiłam. Wszystkie dziewczyny stały w drzwiach do pokoju. Patrzyły z niecierpliwością na mnie. Udało mi się wreszcie podnieść i stwierdziłam, że udam się do łazienki, a one rozstąpiły się, żeby mnie przepuścić.

***

Z samego rana powiedzieli nam, że mamy pokazać, co potrafimy. Chodziło im pewnie, żeby sprawdzić,  czy dam radę nadrobić zaległości. Trening był ogromnie wyczerpujący. Kilka razy zostałam okrzyczana, że coś robię nie tak. Miałam ochotę się popłakać, ale starałam się jakoś to wytrzymywać. Naciskano na mnie niemiłosiernie. Może chcieli mnie tym zmobilizować, do ciężkiej pracy, lecz bardziej czułam się zastraszana.
Coraz bardziej się męczyłam fizycznie i psychicznie. Robiłam także wszystko, żeby nie dać tego po sobie poznać. Wiedziałam też, że nie mogę liczyć na jakąś skruchę, z powodu mojej nieobecności i luk w pamięci.
W pewnym momencie trener powiedział, iż możemy iść się czegoś napić i zjeść. Wszystkie bez chwili namysłu ruszyłyśmy do wyjścia. Mnie natomiast złapał za rękę i powstrzymał przed wyjściem.
- Z tobą muszę porozmawiać. – Nie wiem, czemu przestraszyło mnie to bardzo.
- Słucham?
- Jesteś pewna, że dasz radę jako liderka tego zespołu? – Mówiąc to podał mi butelkę wody.
- Boję się, że nie. Jednak skoro dziewczyny we mnie wierzą nie zawiodę ich. – Odparłam patrząc na ową butelkę.
- Usiądź.
           Skinął w stronę ławki, która się tam mieściła. Posłusznie wykonałam polecenie. Odkręciłam również korek i napiłam się łyka odświerzającego napoju, bo tego pragnęłam wręcz w tym momencie. On zasiadł obok mnie i chwycił moje kolano.
- Słuchaj. Masz dobre nastawienie. Brakuje ci tylko troszkę pewności, że ci wyjdzie.
           Dziwnie się czułam z jego ręką. Czułam, że jest tam gdzie nie powinna. Zrobiło się jeszcze gorzej. Zaczął ją przesuwać ku górze. Nie wiedziałam do końca co powinnam zrobić. Nie podobało mi się to, a nie potrafiłam wnieść sprzeciwu.
- Musisz po prostu wyluzować moja droga. - Jego głos nagle zmienił się, a twarz zbliżała do mojej.
           Zrozumiałam co się dzieje. Ewidentnie mnie podrywał i właśnie próbował pocałować. Nie miałam pojęcia, czy robił tak przed moim wypadkiem. Gwałtownie podniosłam się z miejsca przez co na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
- Co wyprawiasz?  - Miał jeszcze czelność zapytać.
- Chyba ja powinnam oto zapytać pana.
- Słuchaj… Ty mała wredna…
- Proszę mnie nie wyzywać.
           Również wstał i zbliżył się bardzo do mnie. Jego oddech czułam na sobie. Złapał mnie za nadgarstek i uniósł moją dłoń gwałtownie.
- Nie będziesz mówić, czego nie mogę. Jeden ruch i wylatujesz stąd na dobre.
           Zaczęłam mnie boleć ręka od jego uścisku, lecz tylko zacisnęłam zęby.
- Będzie mnie pan zastraszał? – Oburzyłam się.
- Nie, jeżeli będziesz grzeczna. – Mówiąc to przysunął mnie do siebie.
           Objął mnie w talii i znowu próbował dobrać się do moich ust. Nic innego nie przyszło mi do głowy, jak mocne nadepnięcie na jego stopę. Udało się, bo go zabolało, dzięki czemu łatwiej go odepchnęłam i wybiegłam z sali bardzo szybko. W moich oczach były już łzy. Biegnąc więc, nie zwracałam uwagi dosłownie na nic i tym sposobem wpadłam prosto w ramiona Henryego.
- Co jest?! – Widać było przerażenie w jego oczach.
- Nic. – Nie potrafiłam nic więcej powiedzieć.
           On przytulił mnie mocno. Masował moje plecy i pocałował czubek mojej głowy delikatnie.
- Widzę, że coś.
- Trener.
- Znowu cię upokarzał?
- Tym razem gorzej. – Pociągnęłam nosem. – Dobierał się do mnie.
- Co proszę?!
           Złapał moje ramiona, odsunął lekko od siebie i spojrzał w moje zalane łzami oczy.
- Co zdążył zrobić?
- Wyrwałam mu się, jak próbował mnie pocałować. – Rzekłam spuszczając wzrok. – Pewnie teraz wylecę stąd.
- Nie ma takiej opcji! – Krzyknął i zostawił mnie idąc w stronę z której przed chwilą szedł.
           Widziałam, jak po drodze prawie zderzył się z Amber. Powiedział coś jej na ucho. Ona zrobiła zszokowaną minę, a potem zaczęła przytakiwać. Wykonała jakiś telefon i ruszyła w moja stronę, a Henry w tą w którą zmierzał wcześniej.
- Spokojnie. – Rzekła podchodząc bliżej. – Drań nic ci już nie zrobi.
- Macie jakiś plan?
- Owszem. Henry zawsze myśli najlepiej w takich sytuacjach. Nie odpuści też.
- Boję się.
- Nie masz czego. Masz nasze wsparcie.
- On chciał się odciąć ode mnie, a ja to utrudniam.
- Przestań. Nikt nie popiera tego i on może dzięki temu zrozumie, że nie możecie się rozdzielać nawet chwilowo.
- Tak sądzisz?
- Zawsze, jak od ciebie się oddala, dzieją się nieszczęścia.
           Westchnęłam tylko, bo z jednej strony miała rację. Z drugiej strony rozumiałam, czego chciał Henry.

***

           Siedziałam na korytarzu przed gabinetem menadżera. Wezwał mnie, ale musiałam czekać, aż ktoś stamtąd wyjdzie. Po czasie wreszcie zobaczyłam wychodzącą Krystal i Henryego. Nie wiem, po co ona tam była. Jednak nie miałam czasu na zastanawianie się nad tym, bo nastąpiła moja kolej.
- Dzień dobry. – Ukłoniłam się.
- Witaj.  – Odchrząknął. – Usiądź.
           Oczywiście posłusznie zasiadłam na krześle ustawionym przed jego biurkiem.
- Doszły nas słuchy, że pan Choi Junghwa zachował się nieodpowiednio względem ciebie. Krystal i Henry podobno to widzieli.
           Teraz zrozumiałam po co ona tu była. Samemu Henryemu mogli nie uwierzyć.
- To prawda. – Odpowiedziałam stanowczo.
- Takie zachowanie nie powinno mieć miejsca. Na pewno zwrócimy mu na to uwagę. Proszę go unikać. Zmienimy wam choreografa. Jemu też przekażemy, żeby więcej się nie zbliżał.
- Dziękuję.
- Możesz już iść. Jutro się widzimy, bo będziemy z wami rozmawiać o szczegółach debiutu.
- Dobrze. Do widzenia.
           Wstałam i wyszłam. Odetchnęłam z ulgą. Wyglądało na to, że wszystko będzie teraz w porządku.

***
           Wieczorem padłyśmy wyczerpane w salonie. Jedna z nas włączyła telewizję i nikt chyba nie zamierzał się ruszać z miejsca. Poza Gayeon. Wstała, zabrała Miki pilot i wyłączyła urządzenie.
- Będziemy tak teraz siedzieć na tyłkach?
- A co mamy zrobić? – Wzruszyła ramionami Minhee.
- Ruszyć się w stronę kuchni w celu zrobienia kolacji.
           Ja wstałam pośpiesznie. Nie trzeba było powtarzać mi dwa razy. W końcu po takim treningu trzeba było się jakoś odżywić. Miała całkowita rację. Minhee i Miki podnosiły się troszkę mniej chętnie. Jeszcze zadzwonił dzwonek do drzwi. Gayeon poszła otworzyć. Za chwilę wparował do środka Woohyun.
- A ty po co przyszedłeś? – Spojrzałam na niego z wyrzutem.
           Zachwiał się, a z jego buzi wychodził odór, mówiący wszystko. Był pijany.
- Musisz mi pomóc. – Wyszeptał.
- W czym?
- Nie dobrze mi. – Odpowiedział, a jego wyraz twarzy nagle się zmienił.
           Złapał się za usta a jego policzki napęczniały. Szybko chwyciłam go pod rękę i zaciągnęłam do łazienki. Lekko do niej go wepchnęłam i zamknęłam drzwi. Super. Wymiotował w naszej łazience. Dziewczyny zbiegły się pod jej drzwiami. Słyszałyśmy nieprzyjemne odgłosy dochodzące z pomieszczenia. Potem dźwięk spuszczanej wody i nacisku na klamkę.
- Umrę tutaj. – Majaczył.
- Nie umrzesz. Wracaj do siebie. Nie wiem po co tu przyszedłeś.
- Bo oni… Wywalili mnie na bruk!
- Jak to?
- Powiedzieli, żebym wrócił, jak wytrzeźwieje.
- I słusznie. – Wtrąciła Gayeon. – Możesz tu zostać. Ale nie spraw kłopotów.
           Zdziwiło mnie, że mu na to pozwoliła. Chciałam zaprotestować, lecz stwierdziłam, że nie będę robić afery. Miałam już zamiar iść do kuchni i zostawić go reszcie, niestety on zawiesił się na mnie od tyłu. Chyba chciał mnie przytulić i mu wyszło inaczej.
- Dziękuję.
- Za co mi dziękujesz? – Nie rozumiałam co ma na myśli.
- Dziękuję losowi, że znowu cię widzę.

           Coś czułam, że będzie to ciężki wieczór.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz