Zapraszam do czytania i komentowania kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że się wam spodoba. :D
Kiedy dorosnę?
Rozdział 9
*Eunwoo*
Leżałem w pokoju podenerwowany i z słuchawkami na uszach. Moobin na szczęście jeszcze był poza tym pomieszczeniem. Pewnie zauważyłby moją skwaszoną minę i wypytywał o co chodzi, a nie chciałem o tym z nim rozmawiać. Postanowiłem, że jak wejdzie udam, że śpię. Tak będzie najlepiej.
Kiedy zdejmowałem już moje słuchawki, usłyszałem bardzo głośne pukanie do drzwi wejściowych. Nie zamierzałem wychodzić, bo wiedziałem, że ktoś inny otworzy, ale nasłuchiwałem kto to o tej porze przyszedł.
- O Kangjoon? – Usłyszałem zdziwiony okrzyk Jinwoo.
Tylko jego teraz tu brakowało. Przyszedł nam oznajmić, że Bora to jego dziewczyna? Albo prosić o pomoc w poderwaniu jej? Zląkłem się samego siebie. Co ja sobie myślałem? Kangjoon zawsze był dla mnie wsparciem i dobrze razem się dogadywaliśmy. Chciałem być tak cudowny jak on. Był dla mnie wzorem. Gdyby wiedział, że cierpię pewnie wycofałby się. Jest starszy ode mnie i bardziej rozważny. Ja to jeszcze dzieciak, który nie wie czego chce. Powinienem się ogarnąć.
Drzwi do pokoju nagle się otwarły i nie zdążyłem w żaden sposób zareagować. Nie zdziwiłem się, że osobą, która chciała wejść do pokoju był Kangjoon. Tylko czego on ode mnie chciał? I co tak ważnego musi być, że zjawił się o tej porze?
- Możemy pogadać?
- Oczywiście. – Odrzekłem.
On przysiadł na łóżku koło mnie.
- Bora się o ciebie martwi.
Obdarzyłem go zdziwionym spojrzeniem. Czemu miałaby to robić?
- Dlaczego?
- Podobno dziwnie się dziś zachowywałeś. Obiecałem, że z tobą porozmawiam. To jak. Co cię gryzie?
- Nic takiego. – Nie chciałem z nim o tym rozmawiać.
- Przecież widzę, że coś. Może ja powiem ci, co mnie trapi, a ty potem, co ciebie?
- Niech będzie. – Ciekawiło mnie co ma do powiedzenia.
- Bora przejrzała mnie na wylot i zauważyła, że mi się spodobała od pierwszego wejrzenia praktycznie. Jednocześnie powiedziała, że nie mam u niej żadnych szans, podając argument, który nie do końca łatwo jest zaakceptować. – Mówiąc to zaśmiał się.
- Mogę znać ten powód? – Bardzo chciałem znać go.
- Dobrze, ale jak coś nie zdradzaj tego nikomu.
- Oczywiście.
- Ona woli młodszych i niedojrzałych chłopaków.
Zatkało mnie. Otworzyłem szeroko buzię i patrzyłem na przyjaciela w ten sposób. On śmiał się z mojej reakcji. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to to, że mam u niej szansę, a drugie, że pewnie nie odważę się zbliżyć do niej i od razu posmutniałem.
- Co ci? Znowu wracasz do tej okropnej miny.
- Wybacz. Jakoś nie chcę rozmawiać o moim problemie. Powiem tylko, że troszkę go rozwiązałeś.
Spojrzał na mnie badawczo. Przeraziłem się, że przejrzy jeszcze mnie na wylot. Nie mógł wiedzieć, że podoba mi się ta sama dziewczyna. Między nami i tak do niczego nie dojdzie, a on nie będzie musiał czuć się niezręcznie w tej sytuacji. Wystarczyło, że ja się źle z tym czułem.
- Widzę, że rzeczywiście nic z ciebie nie wyciągnę, więc zmykam na zdjęcia i daje ci spać.
- Dobrze. Dziękuje.
- To dobranoc.
- Dobranoc.
Po pożegnaniu wyszedł z pokoju, a w jego miejsce szybko wskoczył Moonbin. Wspiął się na górę piętrowego łóżka bez słowa. Trochę to było dziwne. Mimo to, postanowiłem się tym nie przejmować i pójść spać. Lecz nie było to takie proste jak się wydawało. Myślami byłem w całkiem innym miejscu.
*Minwoo*
Było późno, więc odprowadzałem Yurin do domu. Nigdy nie czułem się tak skrępowany, jak właśnie wtedy. Była przesłodka. Widziałem, że cały czas przyglądała się Kangjoonowi, ale on w końcu w ogóle nie jest nią zainteresowany, więc miałem nadzieję, że jak się postaram to mnie też ujrzy. Zawsze przegrywałem z innymi mężczyznami. Kiedy jakaś kobieta zauważała mnie, to wystarczyło, że poznała jakiegoś mojego znajomego, to już stawałem się tylko przyjacielem. Miałem straszliwego pecha, lub byłem beznadziejny. Jedno z dwóch.
Początkowo milczałem, a ona opowiadała mi o tym, jak została fryzjerką. Mówiła z wielką pasją i widać było, że robi to co lubi w życiu. Słuchałem ją z należytą uwagą, bo wiem, że dziewczyny to lubią. Ona chyba była zadowolona, bo coraz bardziej się rozkręcała. Troszkę mnie to bawiło, lecz nie dałem po sobie tego poznać.
- A jak jest z tobą? - Rzekła w pewnym momencie. - Także kochasz to co robisz?
- Aktorstwo? - Chwilowo rozmyślałem co powinienem odpowiedzieć. - Oczywiście, że tak. Nie robię tego dla sławy i pieniędzy. Po prostu uwielbiam to, że wcielam się w jakaś postać, którą ludzie pokochają, bądź też znienawidzą. Potem, jak patrzę na dany film, serial zastanawiam się ile cech wspólnych mam z bohaterem. To takie dziwne mieć świadomość, że ludzie postrzegają cię jako te postaci, a nie to jakim ty jesteś realnie. Nie potrafię tego wyjaśnić.
- Rozumiem chyba co masz na myśli. - Dodała z przepięknym uśmiechem. - I tym sposobem dotarliśmy pod moje mieszkanie.
- Oj to już? Szkoda. Miło się gawędziło.
- Owszem. Mi również. - Po tych słowach spuściła głowę. Czyżby się zawstydziła?
- Mieszkasz sama?
- Nie. Z rodzicami. Nie miałam odwagi się usamodzielnić. Czekam, aż książę na białym rumaku mnie stąd zabierze.
Zaśmiałem się lekko, lecz starałem się nie wybuchnąć, żeby jej nie zrazić.
- To lepiej będzie, jak szybciutko wejdziesz do środka, bo będą się martwić. Tylko zanim to zrobisz. Dasz mi swój numer telefonu? - Już chciała coś powiedzieć. - Albo nie. Ja ci dam swój. Jak chcesz mnie bliżej poznać, to prostu daj znać. - Poprawiłem się pospiesznie.
Nie chciałem się jej narzucać, a jeżeli się odezwie sama, to może będzie to coś znaczyło. Wyciągnąłem moją wizytówkę, którą zawsze przy sobie noszę. Wręczyłem jej, a ona radośnie odebrała ją i przytuliła do siebie. To było miłe.
- Dziękuję. I masz rację. Wejdę już do środka. Do zobaczenia i śpij dziś dobrze.
- Wzajemnie. - Odparłem, po czym ona w podskokach podeszła do drzwi i za nimi zniknęła.
Czułem się cudownie. Jakby jakiś kupidyn strzelił mi dziś strzałę w serce. Pierwszy raz, nie czułem się źle z tego powodu, bo wierzyłem, że tym razem może się uda. Spojrzałem w niebo. Akurat zleciała jedna z gwiazd. Pomyślałem, że to dobry znak i wypowiedziałem w głowie życzenie, które chciałbym, żeby się spełniło.
*Bora*
Na portierni znowu nie tętniło życiem. Byłam ciekawa, czy jak przyjdzie Astro, to Dongmin będzie nadal taki przybity. Martwiłam się o niego, a Kangjoon nawet się nie odezwał po rozmowie z nim. Zresztą nie wiem też, czy udało mu się z nim porozmawiać. Nie chciałam być nachalna i pytać pierwsza. Skoro się nie odzywał musiał mieć powód. Lub po prostu o mnie zapomniał.
Kiedy tłumnie weszły dziewczyny z Hello Venus o mało nie zapiskłam z zachwytu. Zawsze widziałam je tylko za pośrednictwem monitora. Były równie piękne na żywo. Jedna z nich, Alice miała smutną minę i rozmawiała z resztą , o czymś bardzo intensywnie. Jak tylko mnie ujrzały wskazała na mnie palcem.
- To ona? - Mówiła w kierunku Lime.
Co ja takiego zrobiłam? Lime przytaknęła i Alice podeszła do mnie z uśmiechem na ustach.
- Mam problem i mam nadzieję, że pomożesz mi go rozwiązać.
- Słucham cię uważnie. - Stwierdziłam niepewnie, bo w końcu nie znałam jej intencji.
- Byłaś fryzjerką?
- Dokładnie.
- Potrzebuję dobrej rady, co do szamponu. Próbowałam wielu i nie potrafię żadnego dopasować do moich włosów.
- Oj. Chyba wiem, jaki powinnaś kupić. Mogę dotknąć włosów?
- Owszem. - Mówiąc to skierowała kosmyk w moją stronę.
Ja szybko wymacałam go i wyjęłam telefon z kieszeni. Wpisałam nazwę strony internetowej z której zamawiałam moje ulubione szampony. Firma ta miała tak wiele rodzai, że każdy mógł dopasować coś dla siebie. Chwilę się zastanowiłam, który będzie dla niej odpowiedni i jak już wiedziałam pokazałam jej ekran swojego telefonu.
- Ten powinien być odpowiedni. - Dodałam z pewnością w głosie.
- Oh nie wiedziałam o istnieniu takich szamponów. Jesteś wielka. Dzięki. Jeżeli się sprawdzi, to się jakoś odwdzięczę.
- Nie trzeba. W końcu to tylko dobra rada. - Uśmiechnęłam się.
Przez to, że skupiłam się na dziewczynach nawet nie zauważyłam, że do budynku zakradł się Myungjun i pojawił się wkrótce tuż koło mnie.
- Cześć piękna. - Rzekł piskliwym głosikiem, co zarazem mnie przestraszyło na tyle, że podskoczyłam.
- Oszalałeś? - Oburzyłam się.
Alice i reszta dziewczyn troszkę zaśmiały się z mojej reakcji, ale nie było to wredne. Po prostu musiałam zabawnie wyglądać. Byłam troszkę zła na niego za postawienie mnie w takiej sytuacji. W końcu nie chciałam źle wypaść przed nimi.
- My już wam nie przeszkadzamy. - Powiedziała liderka i wzięła kluczyk do sali, który im wcześniej przygotowałam.
- Dzięki MJ. - Wysyczałam przez zęby. - A już mnie polubiły. - Mówiąc to klapnęłam na krzesło.
- Nic takiego nie zrobiłem. Chciałem, żeby było zabawnie.
Również klapnął na drugie siedzenie. Wglądało to troszkę jakby mnie przedrzeźniał i jakimś cudem to mnie rozbawiło. Lekko się zaśmiałam. On to zauważył.
- Ha! Widzisz. Jestem twoim promyczkiem w pochmurne dni. Dzięki mnie, będziesz już zawsze się radować.
- Nie przesadzajmy. Po prostu raz ci się udało i już uważasz się za mistrza. - Nie mogłam pozwolić mu spocząć na laurach. Nie wiem czemu, lecz lubiłam go drażnić.
- Czemu jesteś dla mnie taka? Co ja nie tak robię?
- Irytujesz mnie czasami. Ciągle tylko żartujesz. Przez to nie wiem, kiedy mówisz serio, a kiedy to tylko kawał.
Na jego twarzy pojawił się smutek? Nie byłam pewna, lecz nie wyglądało to na udawane. Aż miałam ochotę przytulić go i przeprosić. Jednak znając mnie, skończyło by się to palpitacją serca. Postawiłam, więc jedynie na przeprosiny.
- Przepraszam. Ja nie chciałam powiedzieć tego w złej mierze. To nie miało tak zabrzmieć.
- Spokojnie. Co się usłyszało, to się nie odsłyszy. Idę na sale. Powiedz chłopakom, jak przyjdą, że już tam jestem.
Wstał z pełną powagą na twarzy. Odwrócił się na pięcie i poszedł powłócząc nogami od niechcenia. Zrobiło mi się go żal. Powinnam była się ugryźć w język. Nagle zobaczyłam, że się wraca. Myślałam, że teraz się uśmiechnie i powie, że żartował. Liczyłam na to, choć byłoby to trochę już przesadzone, jeżeli potrafiłby tak udawać. On natomiast tylko rzekł.
- Zapomniałem o kluczyku.
Wręczyłam mu go pospiesznie. Miał już się odwrócić. Moje serce umierało ze smutku. Nie wytrzymałam. Zatrzymałam go chwytając za ramię. Obróciłam do siebie przodem i lekko przytuliłam.
- Ja naprawdę nie chciałam. - Starałam się, jak najbardziej okazać to, jak tego żałuję.
On umocnił nasz uścisk. Bałam się. Serce zaczęło mocniej być. Był zbyt blisko. Zrobiło mi się tak gorąco. Czułam, że rumieńce pojawiają się na mojej twarzy. Mimo wszystko, miałam ochotę tak dłużej zostać, lecz on odsunął się wtedy ode mnie.
- Wybaczam ci. - Powiedział z wymuszonym uśmiechem. - Nie przejmuj się. Ktoś musiał to powiedzieć. Może i masz rację. Ja nie potrafię spoważnieć. Jestem wiecznym dzieciakiem. Jednak myślałem do tej pory, że to mój urok. Że wszyscy to we mnie lubią. Chciałbym, żebyś wiedziała, kiedy mówię szczerze. Dlatego postaram się troszkę poprawić. Potrzebuję na to czasu. Obiecuję, że cię nie zawiodę.
- Mówisz, jakbyś miał zamiar zrobić to tylko ze względu na mnie.
- Bo tak jest. Zrobię dla ciebie wszystko. - Wraz z tymi słowami puścił mi oczko, a gdy skończył mówić popędził prawdopodobnie w stronę swojej sali.
Nie rozumiałam tego co się przed chwilą wydarzyło. Co on miał na myśli? Dlaczego dla mnie chce się zmienić? Czyżby... Nie, to nie możliwe. Za bardzo się angażuję w przyjaźń z tymi chłopakami. Oni mają wiele obowiązków na głowie, a ja nie powinnam być ich zmartwieniem. Czemu muszę być taką sierotą?
2 miesiące później
*Sanha*
Od czasu, gdy ujrzałem słodką nieznajomą na Bubble Tea, chodziłem tam, jak tylko kończył się trening. Wolałem udawać się tam samodzielnie. Wiedziałem, że jeżeli zawsze wezmę ze sobą chłopaków, to albo zorientują się, czemu to robię, albo któryś z nich spodoba jej się. W końcu co taki rudzielec , jak ja może mieć lepszego, od przystojnego Moonbina, czy Dongmina? Nawet MJ był niczego sobie. A ja aparat na zębach i dziecinne zachowanie.
Chyba przychodziła tam codziennie. Zazwyczaj było tam mniej ludzi, niż jak pierwszy raz ją ujrzałem, więc musiałem siadać w oddzielnym stoliku. Zazwyczaj wybierałem ten naprzeciw niej. Przyglądałem się jej, lecz kiedy ona spoglądała w moją stronę odwracałem wzrok. Raz udało mi się powstrzymać i uśmiechnąć, niestety ktoś mnie nagle zasłonił i nie zauważyła tego. Chciałem do niej zagadać. Nie potrafiłem się przełamać. Byłem też ciekaw, czy nie podejrzewa mnie o śledzenie jej. W końcu nawet czasami nie kupowałem herbaty, bo bym zbankrutował. Ona natomiast miała ją zawsze. Dziwiło mnie to, jak może tak dużo tego pić i jak ją na to stać.
Jednego dnia nie zastałem jej. Było mi smutno. Bałem się, że może zrozumiała, że ją obserwuję. Siadłem przy jednym stoliku, żeby posmutać chwilę, zanim wrócę do chłopaków. Nagle koło mnie pojawił się pełen kubek. To ona go postawiła.
- Dziś musiałam przyjść troszkę później. Ta jest dla ciebie. Spróbuj. - Mówiąc to usiadła obok mnie, w ręce trzymając także swój napój.
- Dziękuję. - Rzekłem zachwycony chwytając to, co mi wręczyła.
Nie rozumiałem co się dzieje do końca. Jednocześnie cieszyłem się wewnętrznie, że mnie zaczepiła.
- Myślałam, że nigdy się nie odezwiesz. Przejęłam więc inicjatywę.
Prawie się zakrztusiłem. Czyli jednak wiedziała.
- Dziękuję. - Nie umiałem nic więcej powiedzieć. Ta moja nieśmiałość względem dziewczyn.
Zaśmiała się. Wydało mi się to urocze, mimo iż śmiała się w końcu ze mnie.
- Masz jakieś ubogie to słownictwo.
- Ja...
- Spokojnie. - Przerwała mi. - Jeżeli jeszcze nie jesteś gotowy na cywilizowaną rozmowę nie szkodzi. Ja już cię nie stresuję. Porozmawiamy kiedy indziej, bo teoretycznie nie miało mnie dzisiaj tu być. Wpadłam na chwilkę. Do zobaczenia. - Rzekła szybko wstając z krzesła i wychodząc.
Ja nie potrafiłem nawet się pożegnać. Byłem zły na siebie, że jestem takim ciamajdą. W końcu ona była taka uprzejma i sama wyszła z inicjatywą, a ja wszystko zepsułem. Na dodatek nie znałem nadal jej imienia i wiedziałem tylko, że przychodzi tutaj codziennie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz