środa, 11 maja 2016

Kiedy dorosnę: Rozdział 4




Zapraszam na nowy rozdział i czekam jak zwykle na opinie. :D Dziękuję wszystkim, którzy to czytają.


Kiedy dorosnę?
Rozdział 4

*Bora*

           Skąd oni się tu wzięli? Pytałam sama siebie. Co robili tu o tej porze. Przecież Sanha to jeszcze dziecko.
- Nie wpuścisz nas? Tu jest zimno. – Próbował zabrzmieć słodko MJ.
- No wejdźcie. – Powiedziałam odsuwając się, tak by mogli wejść. Posłusznie wkroczyli do środka.
           W rękach mieli pełne reklamówki.
- Gdzie to możemy zostawić. – Zapytał Eunwoo.
- A co to jest?
- Jedzenie dla ciebie. Byliśmy w sklepie po treningu i zadzwonił do nas Kangjoon z prośbą, żebyśmy coś ci kupili, bo zapomniał, że przecież nic tu nie ma.
- Możecie sobie o tej porze beztrosko chodzić?
- Nie martw się nami. Pewnie jesteś głodna? – Wtrącił Bin.
- Co wy to? Zachowujecie się jakbym to ja była najmłodszą z was.
- A nie jesteś? – Zapytał Sanha z zdziwieniem w oczach.
- Sanha. Nie wygłupiaj się. Jak mogłaby wtedy pracować, jako stylistka. – Uświadomił go JinJin.
- Przepraszam. Po prostu jest taka słodka, że trudno w to wierzyć.
- Przestańcie. Nie jestem ani trochę słodka.
- Jesteś. – Wtrącił Myungjoon. – Na dodatek taka piękna, że idealnie pasowalibyśmy do siebie.
           Zdenerwował mnie tym tekstem. I jednocześnie zawstydził. Czułam, że moją twarz zalały różowe plamy.
- Przestań nam ją stresować, bo nas jeszcze wyrzuci stąd. – Odrzekł oburzony Dongmin, który właśnie zabierał się za przygotowywanie jakiegoś dania.
- Z tego powodu was nie wyrzucę, ale uważam, że powinniście wrócić do dormu. Jest późno. I na pewno jesteście zmęczeni.
- Najpierw nakarmimy cię. – Stwierdził z uśmieszkiem Bin.
- Coś jest z wami nie tak? Główka nie boli?
- Jest dobrze. – Dodał. – Twierdzimy, że musimy odpokutować to co nabroiliśmy tobie.
- Mówiłam… - Przerwałam, bo MJ właśnie położył palec na moich ustach.
- Uspokój się. Usiądź grzecznie na kanapie. – Mówiąc to chwycił moje ramiona i wręcz przestawił mnie przed nią i usadził na niej. – A ja posiedzę z tobą i cię przypilnuję.
           Tak też zrobił. Ja nie miałam pojęcia, czy powinnam być zła, czy cieszyć się z ich troski o mnie. To wszystko było dla mnie takie niecodziennie. Oni wszyscy młodsi ode mnie. Tak bardzo słodcy i mili. A ja ta która ma z tym największy problem. Nieświadomie przyglądałam się mojemu sąsiadowi i przygryzałam wargi.
Co ja wyprawiam? – Pomyślałam uderzając się w głowie. Na moje nieszczęście to zauważył.
- Coś się stało?
- Nic. Po prostu przypomniałam sobie coś głupiego. – Odpowiedziałam z dziwnym uśmiechem.
- Tak, bo uwierzę. Czy ja się tobie podobam? – Zapytał nagle prosto z mostu.
           Policzki tym razem chyba były czerwone. Wszyscy na mnie skupili swój wzrok w oczekiwaniu na odzew.
- Chyba straciłeś wszystkie zmysły! – Postanowiłam grać twardą. To nie tak, że mi się podobał. Oni wszyscy byli niesamowici, lecz nie mogłam powiedzieć tego. – Jesteś ostatnią osobą na ziemi, która mogłaby mi się spodobać. – Chyba przesadziłam.
- Rozumiem. O! Eunwoo niesie jedzenie. – Zmienił momentalnie temat.
           Głupio mi było, że nie ugryzłam się w język. Jednak może tak ma być. Eunwoo rzeczywiście postawił talerz z jakąś warzywną pysznością na nim.
- Teraz możemy cię nakarmić. – Rzucił Bin.
- Co proszę? Sama sobie poradzę.
- Nie chcesz po dobroci? – Zapytał kanapowy towarzysz. – JinJin wiesz co robić.
           Nagle ich lider usiadł z mojej drugiej strony, chwycił moje ręce i wygiął do tyłu i trzymał tak. Już widziałam jak Dongmin zbiera jedzonko pałeczkami i kieruje w moją stronę. Otworzyłam więc buzię szeroko. Nie wyrywałam się, bo byłam za bardzo zakłopotana tą sytuacją. Nie wiedziałam co się dzieje. Oczywiście moja twarz była zapewne bardzo czerwona. Wszyscy byli nade mną w końcu nachyleni i widziałam te ich słodkie buźki z tak bliska. To było dla mnie za wiele. Bałam się, że za chwilę im tam umrę. Jeszcze wymieniali się i raz Bin mnie karmił, raz Dongmin, raz Sanha, raz MJ. Jedynie Rocky stał sobie pod ścianą. Widać było, że był zbyt nieśmiały, by podejść. Albo nie był tak okrutny jak oni.
- Dobra wystarczy. Damy już jej spokojnie odpocząć po dzisiejszym dniu. – Zadecydował na moje szczęście JinJin.
- My przecież ją nie męczymy. Pomagamy jej nawet jeść. – Stwierdził Sanha.
- Ale spać już jej nie pomożemy.
- Właśnie, jestem strasznie zmęczona.
- Dobrze to idziemy. – Powiedział Bin i wszyscy z zmarnowanymi minami zaczęli powoli się zbierać.
- Możemy jutro wpaść? – Zapytał MJ nagle.
- Dam sobie rad… - Znowu umieścił palec na moich ustach. Co on sobie wyobrażał uciszając mnie w ten sposób?
- Wpadniemy. – Dodał z uśmiechem i mrugnięciem okiem. Czy oni chcieli, żeby moje serce wyskoczyło?
           Nie potrafiłam w żaden sposób zaprotestować. Pożegnałam się z nimi, zamknęłam drzwi na wszystkie zamki i pobiegłam do sypialni. Rzuciłam się na łóżko. Patrząc na sufit zaczęłam myśleć. Niby spotkało mnie tyle złego tego dnia. Upokorzenie, wyrzucenie z pracy… A jednak ten wieczór sprawił, że na mojej twarzy zawitał uśmiech i nie chciał z niej zejść. Co takiego oni w sobie mieli, że tak bardzo poprawili mi humor? Musiałam się wyspać i jutro z rana pójść prosić szefową, żeby z powrotem mnie przyjęła pod swoje skrzydła. Coś czułam, że nie będzie łatwo…

*Taerin*

           Kiedy wieczorem wróciłam, ze spaceru ze znajomymi nie zastałam nikogo w domu. Niby rzecz normalna. Mama w pracy, a siostra jest dorosła i może poszła gdzieś z ta koleżanką z poprzedniej pracy. Niestety w kuchni przyciągnęła mnie pewna karteczka. Byłą skierowana do niej. Po przeczytaniu jej rozpłakałam się. Mam już mieszkać sama z mamą? Bez mojej siostrzyczki?  Bardzo ją kochałam i nawet się nie pożegnała. Tak być nie może. Musiałam poważnie pogadać z mamą. Czemu ona mi to zrobiła?
Komu ja teraz będę się zwierzać? Nie miałam za dużo przyjaciół w szkole. Wszyscy uważali mnie za słodką idotkę, bo miałam ogromne poczucie humoru. Myśleli, że nie potrzebuję nigdy pomocy. Gdy mówiłam, że mi smutno, mówili tylko „ojej jak ona słodko to mówi” uznając to za żart. Tymczasem moja siostra zawsze wiedziała, jak coś się działo i strasznie mnie wspierała. Była zawsze taka kochana. Robiła wiele dla mnie i mamy. A teraz zostałyśmy same.
Musiałam dowiedzieć się, gdzie zamieszkała moja siostrzyczka i ją odwiedzić jak najszybciej. Sprawdzić, czy dobrze sobie radzi. Postanowiłam, że zadzwonię do niej na drugi dzień i o wszystko zapytam.

*Bora*

           Promienie słońca wpadły do mojego pokoju przez okno. Zdziwiło mnie to, jak się przebudziłam. Była godzina 9. Miałam przecież budzik nastawiony na 6. Zerknęłam na telefon. Był włączony. Musiałam go nie słyszeć. Aż tak bardzo byłam zmęczona?
           Pozbierałam się najszybciej, jak tylko potrafiłam i pobiegłam do miejsca w którym znajdował się salon. W głowie układałam przemowę, którą zamierzałam wygłosić. Zrobiłam kilka głębokich wdechów.
           Pierwszą osobą, którą zobaczyłam była Yurin. Chciałam z nią także porozmawiać, ale to mogłam zrobić później. Ta na mój widok podbiegła mnie przytulić.
- Dawno się nie widziałyśmy. – Marudziła.
- Zaledwie tydzień.
- To okropnie długo. – Mówiła, uderzając mnie lekko pięścią w ramie.
- Jeszcze będziesz miała mnie dość.
- Chcesz tu wrócić? – Na jej ustach zawitał wielki banan, po chwili znikł. Tak jakby sobie coś przypomniała. – Tylko, że szefowa rozmawiała z Adrienem. Wiemy o tym co się działo tam w telewizji. Musiała, go przepraszać, że poleciła złą osobę. Była bardzo zła tego dnia.
- Czyli… Może mnie nie przyjąć z powrotem?
- Tego nie wiem. Mówię jak było. Rozumiem, że teraz nie masz pracy?
- Ciężko, żebym znalazła ją wczoraj wieczorem, albo dziś z rana.
- Racja.
- Wiesz co, ja lepiej wyjdę. Nie mów, że tu przyszłam. Poszukam czegoś innego skoro nie mogę już tu pracować. Nie będę się ośmieszać.
- Zaczekaj. Wiesz, że pani Min cię uwielbiała.
- Wiem i dlatego nie chcę przysporzyć jej więcej kłopotów. Spotkamy się na dniach to pogadamy. Teraz lecę. – Pospiesznie odrzekłam i wyszłam, żeby nie zdążyła mnie zatrzymać.
           Szłam w przeciwnym kierunku niż jest mieszkanie. Stwierdziłam, że muszę ochłonąć. Jestem teraz bezrobotną mieszkającą w cudzym mieszkaniu. Sławne dzieciaczki ubzdurały sobie, że jestem wspaniałą towarzyszką zabaw. Dziwne mam życie. Pogoda była ładna. W przeciwieństwie do tej z poprzedniego dnia. Postanowiłam nacieszyć się słoneczkiem. Niestety przerwał mi dźwięk dzwoniącego telefonu dochodzący z mojej kieszeni.
           Zerknęłam pośpiesznie kto dzwoni. Znowu nieznany numer? Czy mój numer jest rozdawany teraz każdemu?

*Seo Kangjoon*

           Miałem trochę wolnego, bo zdjęcia do mojej nowej dramy nagrywane były teraz wieczorem. Mogłem więc wykorzystać ten czas dla siebie. A co ja zrobiłem? Pojechałem do mieszkania tej dziewczyny. To znaczy mojego mieszkania. Po co ja to zrobiłem? Mogła znaleźć prace i tam teraz być.
           Kiedy zaparkowałem samochodem na odpowiednim parkingu postanowiłem najpierw do niej zadzwonić. Odebrała w miarę szybko.
- Kto mówi? – Drgnąłem słysząc jej głosik.
- To ja. Kangjoon.
- Ah. Czy mój numer wędruje między wami? Ani trochę prywatności.
           Mimowolnie zaśmiałem się.
- Co ty byś zrobiła, gdybyś była gwiazdą?
- Pewnie oszalała. Dlatego nią nie jestem.
- Jesteś może w domu?
- Hm… Nie. A co?
- Stoję właśnie samochodem na parkingu przed mieszkaniem.
- Przecież mogłam być w pracy. Mogłeś zadzwonić zanim ruszyłeś.
- Mogłem. Nie pomyślałem.
- Zaraz wrócę. Nie jestem daleko.
- Spokojnie. Mogę przyjechać później.
- Jak już jesteś to zaczekaj chwilkę. W końcu twój czas jest na tyle cenny, że nie powinieneś go marnować na jeżdżenie  w tę i z powrotem.  
           Znowu mnie rozśmieszyła. Jak ona to robiła?
- Dobrze. Poczekam.
           Odłożyłem telefon. Cieszyłem się jak małe dziecko, że za chwilę ją zobaczę. Rozmarzyłem się. Nie wiem co ona mi zrobiła, że stałem się takim marzycielem. Jedno spotkanie, a ja zachowuję się w ten sposób. Musiałem zasnąć. Bo urwał mi się w tym momencie film. Ocknąłem się, przez pukanie w szybę mojego samochodu.
- O! – Wystraszyłem się. Zobaczyłem, że to ona. Otworzyłem szybko drzwiczki i wyskoczyłem. – Jesteś już.
- A ty urządziłeś sobie drzemkę? Nie wiedziałam, czy powinnam był cię budzić.
- Dobrze zrobiłaś. Głupio by było, jakbym przespał się tu.
- Co cię sprowadza? – No i po co ona o to pyta? Sam nie wiedziałem po co przyszedłem.
- Nic wielkiego. Sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Mogłeś zapytać przez telefon.
- Wolę sprawdzać na żywo. Nie lubię rozmawiać przez urządzenia.
- Ah tak. Rozumiem. – Nie wiem, czemu, lecz zabrzmiała trochę ironicznie. Czyżby coś podejrzewała.
- Wejdziemy do ciebie? To znaczy do mnie, tylko...
- Spokojnie. – Zaśmiała się. Super, robiłem z siebie idiotę jak zwykle.
           Ruszyliśmy w stronę drzwi. Otworzyła je i mogliśmy wejść do środka. Zobaczyłem jakieś naczynia na stoliku w salonie. Schludna to ona nie była.
- A to zostało po kolacji z chłopakami. – Czytała mi w myślach? - Nie posprzątałam, bo byłam strasznie zmęczona. Chciałam dzisiaj, ale zaspałam.
- Nie ma sprawy. Tylko jakimi chłopakami? Sprowadzasz sobie tu facetów?
- Chodziło mi o dzieciaki z Astro. Sam ich tu przysłałeś?
- Racja. – Kolejna gafa. Jeszcze chwila, a pogrążę się doszczętnie.
- Chciałabym zadać ci pytanie. To będzie trochę głupie i prosiłabym, żebyś się nie obraził.
- Jasne. Może usiądę?
- Tak będzie najlepiej.
           Usiedliśmy na kanapie. Ja miałem złe przeczucia.
- No więc… Ciężko zacząć taką rozmowę. Wczoraj i dziś zachowujesz się dziwnie. Nie wiem, czy taki jesteś na co dzień, jednak wygląda mi to inaczej. Podobam ci się, prawda?
           Myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Zawsze można było czytać ze mnie jak z książki. Może zbyt krótko ją znałem. Mimo to, wydawała się tak wspaniała. Bałem się to powiedzieć, by nie poczuć odrzucenia. Stwierdziłem ostatecznie, że muszę być szczery.
- Tak. Od pierwszej chwili coś mnie poruszyło w tobie.
- Niedobrze. – No to nieciekawie się zapowiadało. – Nie będę owijała w bawełnę. Nic z tego nie będzie. Tacy mężczyźni, jak ty są dla mnie za dojrzali.
           To jest według niej negatyw?
- Widzisz. Od zawsze podobali mi się młodsi. – Wymówiła to przełykając ślinę.
           Widocznie, rzadko mówiła to komuś. Musiała z tym się czuć dziwnie. Co miałem zrobić? Musiałem to zaakceptować.
- Rozumiem. Wybacz więc.
- Co mam ci wybaczać? Schlebia mi to. Lecz wolałam powiedzieć co i jak nim będzie za późno.
- Doceniam to. A jak praca?
- Lipa. Nie przyjmie mnie szefowa z powrotem, bo dowiedziała się o sytuacji.
- I co teraz? – Chciałem jej jakoś pomóc.
- Nic. Muszę szukać pracy.
- Wiesz, co… Może ja coś wymyślę. Lecę już. – Miałem pewien pomysł. – Dam znać ci później.
- Niestety nie jesteś pracodawcą, więc wiele nie zdziałasz.
- Mam się znajomości tu i tam. – Byłem pewny siebie. – Uśmiechnij się. Zadzwonię później.

           Wyszedłem i pośpiesznie skierowałem się do auta, by pojechać w miejsce znane mi bardzo dobrze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz