Wirus miłości
Rozdział 4
Chodziłem korytarzami wytwórni w poszukiwaniu Jimina, bo ten gdzieś nam się zapodział. Miałem mu przekazać wiadomość o spotkaniu z menadżerem za jakąś godzinę. Nie widziałem go nigdzie. Denerwowało mnie to niemiłosiernie. Nie dał nikomu znać, gdzie wyszedł, a my myśleliśmy, że po prostu do toalety. Na dodatek zostawił na sali telefon. Ten chłopak ostatnio był bardzo nierozważny i roztrzepany. Nie rozumiałem tego.
Wtedy ujrzałem Naeun. Była naszą trainee od kilku lat, a ja uwielbiałem jej rap i często jak miałem czas, to chodziłem podsłuchiwać ją jak ćwiczy. To nie tak, że byłem stalkerem. Po prostu lubiłem jej głos, a słuchałem tylko z ukrycia, by jej nie przeszkadzać. Tym razem nie mogłem znowu jej po prostu minąć, bo siedziała na ławce i płakała. Od razu usiadłem koło niej i dźgnąłem ją palcem w ramię, by ta spojrzała na mnie. Zrobiła to, lecz gdy doszło do niej, że ja to ja, to rozszerzyła szeroko swoje oczy, z rozmazanym makijażem.
— Co się stało? — zapytałem niepewnie, a ona zaczęła szybko wycierać się pomiętoloną już chusteczką. Nie odpowiadała mi, tylko skupiła się na ogarnięciu swojego wyglądu. Jakby to było ważniejsze.
— Przepraszam, nie powinnam płakać na korytarzu — mówiła chwiejącym się głosem. Zmartwiła mnie nie na żarty.
— Głupia. — Oburzyłem się. — Masz prawo płakać gdziekolwiek jesteś, jeżeli coś się dzieje. Chciałbym po prostu jakoś ci pomóc.
— Nie da mi się pomóc. Nie dogaduję się z menadżerem. On chce, bym potrafiła śpiewać, a nie tylko rapować. Ciężko idzie mi nauka śpiewu — mówiła to bardzo szybko przez szloch. Widziałem przez to, że potrzebowała się wygadać. Schlebiało mi to, że potrafiłem ją namówić do zwierzania się mi, choć jeszcze nie powiedziała za dużo.
— Dziwne, że cię do tego zmusza. Masz cudowny rap i mi on w zupełności wystarcza. Po co jeszcze masz śpiewać? — wystrzeliłem nie myśląc o tym, iż powiedziałem jej pośrednio o tym, że słyszałem jej głos.
— Skąd wiesz, jak ja rapuję? — zapytała podejrzliwie i zaczęła siąkać nosem, by powstrzymać katar, a przełknąłem głośno ślinę. Bałem się jej powiedzieć prawdę. Nie chciałem zostać uznany za prześladowcę.
— Zdarzyło mi się słyszeć — próbowałem zabrzmieć wiarygodnie, niestety mówiłem zachwianym głosem przez stres.
— Ty coś kręcisz, ale nie mam humoru się nad tym głowić. — Ulżyło mi na te słowa. — Miło też słyszeć, że ktoś docenia mój rap — dodała nieśmiało, a ja zapragnąłem jeszcze bardziej ją pochwalić.
— Nie dość, że jesteś zdolna, to jeszcze ładna. Nie rozumiem czemu menadżer tego nie widzi. — Jak tylko to powiedziałem, to ona wytrzeszczyła oczy. Patrzenie w nie mnie trochę peszyło. Mimo to, nie mogłem od nich się oderwać. Naprawdę podobała mi się nawet, jeżeli miała wszystko rozmazane na twarzy. Zawsze też wydawała się mi dziewczyną w moim typie. Nie mogłem ukryć tego, że ją podziwiałem. Nie chciałem tylko się zbliżać, bo czułem, iż nic dobrego z tego nie wyniknie.
Wtedy przypomniał się mój cel. Miałem znaleźć Jimina, a znając moje szczęście to właśnie zaczęli mnie szukać, bo on zapewne się znalazł. Musiałem wrócić, a tak bardzo nie chciałem, gdy nadarzyła się okazja rozmowy z Naeun.
— Nie powinieneś teraz trenować? — zauważyła, a ja zadrżałem. Czy ona czytała w moich myślach, że w tym samym czasie, co ja o tym pomyślałem, ona zapytała o to?
— Powinienem, a tak bardzo mi się nie chce — odpowiedziałem szczerze, jak zwykle. Prawie zawsze starałem się być szczery.
— Idź lepiej i nie przejmuj się mną. — Mówiąc to, posłała mi pokrzepiający uśmiech, a to ja chciałem ją pocieszać.
— Obiecaj, że nie będziesz już płakać — zaszantażowałem ją. Bardzo chciałem, by ona nie smuciła się, a nie mogłem bardzo na to wpłynąć w tak krótkim czasie. Jedyne co mi przyszło do głowy, to ten dziecinny szantaż.
— Postaram się, tylko czemu ci na tym zależy? I tak pewnie już nie porozmawiasz ze mną nigdy. Jesteś zbyt zajęty — zaznaczyła, a ja wiedziałem, że miała rację. A mimo to, postanowiłem się postarać.
— Od teraz będziemy rozmawiać częściej, będę cię pilnować — wyjaśniłem i pobiegłem w stronę sali, w której wcześniej ćwiczyliśmy . Oczywiście jak odchodziłem widziałem jej rozdziawioną buzię ze zdziwienia. Pewnie nie spodziewała się, że zainteresuję się jej losem. Bardzo się myliła, bo już dawno byłem jej ciekaw, a teraz po prostu nadarzyła się okazja na to, by poznać bliżej dziewczynę, która potrafi cudownie rapować.
Kiedy wszedłem do odpowiedniego pomieszczenia, wszystkie oczy skierowały się w moją stronę. Najbardziej zmroził mnie ostry wzrok Namjoona. Domyślałem się, co się stanie. Pogadanka o tym, że tracimy cenny czas, powinniśmy się przyłożyć do treningu, a nie wygłupiać się i bawić w chowanego w wytwórni. W końcu mieliśmy chwilowo wolne weekendy i wtedy mogliśmy odpoczywać i bawić się. Ja byłem świadom, że miał w tym wiele racji. Pisaliśmy się na karierę idoli, wiedząc, ile ciężkiej pracy trzeba w to włożyć. Nikt nas nie zmuszał do tego. Skoro już podjęliśmy się takiego czegoś, musieliśmy też poświęcić wiele. Kogo to obchodziło, że oddawaliśmy dla tego całą młodość? Sami tego chcieliśmy i zgodziliśmy się, że tak może być.
— Gdzie się podziałeś? — zaczął lider, a ja spojrzałem na niego niewinnie. Trzeba było się ratować grą aktorską.
— Szukałem Jimina i straciłem rachubę czasu. Potem uświadomiłem sobie, że pewnie już go znaleźliście i chodzę na marne. — Starałem się zabrzmieć wiarygodnie, Namjoon machnął ręką zrezygnowany. Miałem ochotę zachichotać ze swojego szczęścia, iż mi uwierzył, jednak musiałem się powstrzymać. Musiałem teraz uważać, by już nie podpaść, więc skupiłem się na treningu… A raczej próbowałem, choć zastanawiałem się bardziej nad tym, kiedy znowu porozmawiam z Naeun.
*Dasum*
Siedziałam sobie w salonie, czytając jedną z ulubionych książek. Fabuła była naprawdę wciągająca. Pochłaniałam szybko każde zdanie. Niestety wszystko się kiedyś kończy i tak było tym razem. Dobiegłam do ostatniej kropki i zawiodłam się, że nie ma już nic więcej. Nie miałam ochoty tego dnia na cokolwiek innego niż obijanie się. Nie poszłam na uczelnie mimo ważnych zajęć. Wyspałam się porządnie, objadłam. Postawiłam na odpoczynek emocjonalny i fizyczn, wiedząc, że nie mogłabym zrobić tego w weekend, bo wtedy ojciec był w domu, a co za tym idzie, wcale nie czułabym się wypoczęta. On mnie bardziej męczył niż nudne wykłady. To nie tak, że był złym rodzicem, choć wielu za takiego go uznawało. Po prostu był specyficzny. Ostatnio zrobił się uciążliwy i tyle.
Spojrzałam na zegar. Za jakieś pół godziny prawdopodobnie miał się pojawić w parku mój nieznajomy. Mieszkałam bardzo blisko, więc pragnęłam tam pójść. Zaintrygował mnie, bo przypomniał mi ważną osobę, która nadała cel i sens mojemu życiu. Zaczęłam się zastanawiać nad imieniem chłopaka, a nie potrafiłam sobie przypomnieć, żeby mi się przedstawił. Wtedy troszkę się zmieszałam. Nalegał na poznanie mojego imienia, a sam swojego nie powiedział? Po chwili zachichotałam uświadamiając sobie, że traciłam przy nim rozsądek.
Postanowiłam wyszykować się na wyjście. Nie mogłam cały dzień siedzieć w domu. Park także mnie relaksował, więc nie burzyło to mojego planu. Poszłam do swojego pokoju, gdzie przebrałam się, nałożyłam delikatny makijaż, oraz wyczesałam swoje włosy. Były dość gęste i żadna fryzura się na nich nie utrzymywała. Zbiegłam radośnie po schodach pełna nadziei na miłe spotkanie. Już układałam w głowie pytania jakie mu zadam, ale musiałam zatrzymać się w pół kroku, kiedy ujrzałam ojca wchodzącego do mieszkania.
— Już jesteś tak wcześnie? — zapytałam niepewnie, a on spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Bałam się co za chwilę powie. Czekałam na jego odpowiedź niecierpliwie, bo bardzo zależało mi na wyjściu.
— Mama dzwoniła... — zaczął niechętnie. Wiedziałam już, co będzie dalej. — Zagrasz dla mnie, kochanie? — Wraz z tymi słowami uraczył mnie błagalnym spojrzeniem. Mogłam odmówić i powiedzieć, że wychodzę. Z drugiej strony pewnie wynikłaby z tego kłótnia. Zawsze tak było jak odmawiałam.
— Może być jeden utwór?
Przytaknął mi na to i udał się w stronę salonu. Podeszłam tam za nim zestresowana. Marzyłam o jakiejś wymówce, która mogłaby mnie uratować. Nic nie przychodziło do głowy.
On zasiadł wygodnie na kanapie, patrząc przed siebie pustym wzrokiem. Ja za to usadowiłam się na krzesełku stojącym przy pianinie i drżącą ręką otworzyłam klapę chroniąca klawisze. Widziałam unoszący się kurz i obserwowałam go przez moment, by uzyskać skupienie. Nabrałam dużo powietrza w płuca i uderzyłam palcami w pierwsze klawisze. Po chwili moje palce zaczęły sunąć po nich płynnie. Grałam melodię, której nie znałam tytułu i nie chciałam go poznać. Miałam ją w sercu i umyśle zachowaną jako najczęściej graną przez mamę. Tata też ją uwielbiał. Przypominała nam o czasach, gdy siadaliśmy w tym pomieszczeniu razem z nią. Wczułam się w płynące nuty, aż nie popłynęła pierwsza łza. Byłam zbyt sentymentalna... Moja dłoń obsunęła się źle z kilku klawiszy.
— Co ty wyprawiasz?! — krzyknął podenerwowany. Nie lubił, jak psułam ten utwór, wręcz doprowadzało go to do furii. Czułam, że nadejdzie najgorsze. — Po co wydaje tyle pieniędzy na twoje muzyczne zajęcia? Jesteś kompletnie do niczego. Nie przykładasz się nadal do lekcji pianina?
Starałam się słuchać go w spokoju. Nie potrafiłam. Bolało mnie każde słowo. Co prawda, może początek tej wypowiedzi nie był tak tragiczny. Dopiero potem tata zaczął mi wypominać, że robię mu na złość woląc skrzypce jak mój wujek, dogadywał, że jestem coraz bardziej nieposłuszna od jego śmierci i działam mu tylko na nerwy. Wmawiał sobie, że ja i mama bardziej kochałyśmy jego brata. To nie było tak... Niestety on w to nie wierzył. W końcu po śmierci tego człowieka poczułam się, jakbym straciła przyjaciela i podłamałam się, a mama wyjechała za granicę. Tylko, że to tata popchnął ją do tego czynu swoim zachowaniem, a on widział winnych wszędzie, jedynie nie w sobie...
— Proszę... Przestań mi ubliżać — wydukałam przez szloch. Pociągałam nosem, by katar nie wyciekł mi z nosa.
— To ty przestań się zachowywać tak względem mnie, jakbym nie ja był twoim ojcem!
Miałam dość. Wstałam z miejsca gwałtownie. Wytarłam oczy rękawami, bo i tak nie miałam w domu chusteczek z tego co pamiętałam. Udałam się do drzwi bez słowa, choć czułam, że mierzył mnie ostrym spojrzeniem. Starałam się ignorować go i ubrałam się do wyjścia. Wychodząc zaś, trzasnęłam drzwiami, by zaznaczyć moją złość. Myślałam tylko o jedynym. Udać się do parku i zapomnieć o tej rozmowie. Dyskusje z ojcem były od pewnego czasu pozbawione najmniejszego sensu. Uparł się przy swoim. Nie dziwiłam się mamie, że musiała wyjechać. Ona miała jeszcze gorzej. Wiedziałam, że wróci kiedyś i do tego czasu chciałam zostać z tatą, bo sam pewnie by się załamał.
Przechodząc przez ulicę nie patrzyłam na jezdnię uważnie, bo już widziałam park i moją ławkę. On tam siedział. Wahałam się wewnętrznie, by podejść do niego. Z jednej strony potrzebowałam rozmowy. Z drugiej byłam tak zachwiana emocjonalnie, że mogłam się zbłaźnić przed nim lub rozpłakać, a znałam go na tyle słabo, że nie mogłam przewidzieć jego reakcji i tego co sobie wtedy o mnie pomyśli.
Stanęłam w bramie parku, a on nagle na mnie spojrzał. Poczułam ścisk w żołądku, jak zaczął do mnie machać. Było za późno. Odejście bez słowa mogło być najgorszym błędem. Niepewnie więc, udałam się w jego stronę. Szurałam butami, jak małe dziecko. Gdy już doszłam do niego i zatrzymałam się przy nim, on zmarszczył brwi, obserwując mnie badawczo. Znowu miał ten swój kapelusz i maseczkę. Wiele razy zastanawiałam się po co mu to, lecz nie chciałam pytać. Lubiłam tą tajemniczość w naszych spotkaniach.
— Płakałaś? Po co? — Zaskoczył mnie ten ton pełen pretensji. Przecież nawet nie znał mnie, ani powodu. Dodatkowo zaskoczył mnie tym, jak łatwo mnie przejrzał, co znowu przypomniało mi o wujku i wtedy puściło we mnie wszystko. Znowu płakałam i usiadłam jednocześnie obok niego.
On na to nic nie powiedział. Poklepał mnie pokrzepiająco po plecach. Potrzebowałam osoby, która zrozumie i wysłucha. Dlatego też, wyznałam mu wszystko nie zważając na konsekwencje. Mógł mnie wyśmiać, wykorzystać to przeciwko mnie. To było nieistotne na tamten moment.
Jednak okazał się jeszcze bardziej zaskakujący. Powiedział mi po prostu rozumiem i zmienił temat. Rozweselił mnie po chwili opowieścią o jego niesfornym koledze. Chwilę się zastanawiałam, czy nie opowiadał o sobie. Tak przyjemnie minął mi z nim czas, że tym razem musiałam dać mu swój kontakt. Sama zaś zapomniałam zapytać o jego imię po raz kolejny.
*Hoseok*
Nudziło mi się tego dnia niemiłosiernie. W końcu był kolejny weekend bez żadnych planów dla nas. Normalnie poszedłbym do wytwórni ćwiczyć taniec, lecz nie miałem na nic ochoty. Potrzebowałem się jakoś rozerwać, gdzieś wyjść. Myślałem przez chwilę o Solji. Z drugiej strony nie chciałem jej znowu zawracać głowy.
Ostatecznie napisałem do niej zapytanie co robi. Po jakimś czasie zorientowałem się, że mogła być na uczelni, bo opowiadała mi ostatnio, że w sobotę rano ma jeszcze dodatkowe zajęcia. Domyśliłem się więc, że nie odpisze mi tak po prostu. Mimo to, zrobiła to, wyjaśniając w wiadomości, że kończy za dwie godziny. Ucieszyło mnie to okropnie. Uznałem, że mogę udać się pod jej uczelnię, bo wiedziałem na którą uczęszczała i stamtąd ją gdzieś zabrać.
Poszedłem się szykować, nie informując jej o niczym. Stwierdziłem, że zrobię jej niespodziankę. Oczywiście musiałem jakoś porządnie się ogarnąć, bo wyglądałem jak siedem nieszczęść. Wziąłem wszystko co było mi potrzebne do kamuflażu, czyli maskę i czapkę oraz postarałem się wybrać ciuchy, których nie ubierałem za często, bo niektóre fanki nawet po tym nas rozpoznawały. Niby możemy mieć ciuchy, które noszą inni, ale wystarczyło, że raz zauważyły koszulkę Jungkooka i śledziły go, by upewnić się, że to on, a on biedny i przerażony pisał nam wiadomości, że nie wie co robić.
Spojrzałem w lustro. Ja bym siebie nie rozpoznał w takim stroju, a mimo to miałem obawy, że to za mało. Z drugiej strony kamuflowanie się też nie było do końca dobre. Jak ktoś widział w ciepły dzień człowieka w czapce i masce, od razu mógł coś podejrzewać. A co innego miałem zrobić, by być choć trochę mniej rozpoznawalny?
— Wychodzę — krzyknąłem w przestrzeń, bo chyba Jin i Namjoon byli jeszcze w swoim pokoju, to lepiej było ich poinformować, że znikam.
Już naciskałem klamkę, jak usłyszałem kroki w korytarzu między pokojami. Zatrzymałem się i czekałem na to, kto się wyłoni stamtąd. Był to nasz lider i patrzył na mnie ze zdziwieniem.
— Dokąd się wybierasz? — zapytał mnie, a ja nie wiedziałem przez chwilę co mam mu powiedzieć. Powinienem być z nim szczery, bo w końcu zawsze ze sobą wszyscy byliśmy. Niestety jakoś bałem się reakcji na to, że idę do dziewczyny i to w miejsce w publiczne, Wahałem się przez to chwilę.
— Spotkać się ze starą znajomą. — Uznałem, że tak będzie łagodniej.
— Uważaj na fanki i nie wróć za późno. — Mówiąc to uniósł brwi porozumiewawczo, a ja miałem ochotę go za to walnąć w łeb. Naprawdę myślał, że taki byłem?
— Myśl sobie co chcesz, to tylko znajoma. — Po tych słowach opuściłem wreszcie mieszkanie z mieszanymi uczuciami. Czułem się dziwnie naciągając przed nim prawdę. Przecież on zaakceptowałby to wszystko. Westchnąłem głęboko i ruszyłem przed siebie.
Nie miałem daleko do tej uczelni, lecz szedłem przyspieszonym krokiem, bo nie mogłem się doczekać, by już tam być. Miałem ochotę chichotać się co chwilę, wyobrażając sobie, jak ona zareaguje, jak mnie tam zobaczy czekającego na nią. Miałem wielkie nadzieje, że będzie szczęśliwa z tego powodu. Chyba lubiła ze mną spędzać czas, a raczej takie odniosłem wrażenie ostatnio. Obym tylko się nie mylił i nie wyszło potem na to, że się jej jakoś narzucam. Z drugiej strony, takim osobom jak ona, czasem trzeba się narzucić, bo ewidentnie widać po niej, że była taką, co potrzebowała pomocy, a o nią nie prosiła nikogo.
Na miejscu, usiadłem sobie na murku na schodach prowadzących do wejścia. Miałem jeszcze piętnaście minut do końca jej zajęć dodatkowych. Błagałem w myślach, żeby skończyła wcześniej, bo wiedziałem, że będę niecierpliwił się strasznie. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca. Musiałem siedzieć i przyglądać się szumiącym drzewom, bo po za nimi nie działo się nic innego.
Dopiero po jakiś dziesięciu minutach wyszła, lecz nie sama. Była w towarzystwie jakiegoś chłopaka, co mnie zaciekawiło. Bałem się do nich podjeść, bo nigdy nie wiadomo, czy nie rozpoznałby mnie, więc obserwowałem ich z murku na którym siedziałem. Ona mnie raczej nie zauważyła.
— Mógłbyś więcej mi nie pomagać? — zwróciła się niepewnie do chłopaka, spuszczając wzrok na swoje stopy.
— Z jakiej racji? Bo boisz się jej? — pytał ją, a ja zainteresowałem się tematem bardzo. Kogo mogła się bać biedna Solji?
— Trochę, dlatego daj mi spokój — stanowczo mu to zaanonsowała. Nie rozumiałem jej zachowania. Chciałem się dowiedzieć czegoś więcej, a głupi stałem i gapiłem się na nich.
— Kiedy ja staram się ci pomóc. Czuję się odpowiedzialny za wszystko co ona ci robi. - Chłopak naprawdę się starał jej to dosadnie wytłumaczyć. Trochę jednak przesadzał, bo zaczął szarpać Solji za ramiona. Nie spodobało mi się to i postanowiłem zaryzykować i przerwać im.
— Zostawisz ją? — wtrąciłem, podchodząc do nich, a kiedy Solji mnie ujrzała na jej twarzy pojawił się uśmiech.
— Kim jesteś? — rzucił w moją stronę opryskliwie.
— Dobrym znajomym. — Wraz z tymi słowami przyciągnąłem Solji za dłoń w swoją stronę. Widać było po niej zaskoczenie. Tamten zaś mierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem, bo pewnie zastanawiał się, po co mi maseczka i czapka.
— Skoro już przyszedłeś, to chodźmy — zaproponowała moja znajoma, chcąc pewnie nie dopuścić do rozpoznania mnie.
— Masz rację, chodźmy.
Odwróciłem się i pociągnąłem ją za sobą. Nie chciałem puszczać jej ręki, by ta mi nie uciekła. Bałem się, że mogła to zrobić. Ona zrównała szybko ze mną krok i szła ze spuszczoną głową. Pewnie było jej głupio, iż byłem świadkiem takiej sceny. Tak bardzo pragnąłem w tamtej chwili z niej wszystko wyciągnąć, mimo to wiedziałem, że nie ma co naciskać. Musiała sama zachcieć mi coś wyjaśnić, a skoro nie robiła tego, powinienem po prostu postarać się ją pocieszyć i cierpliwie czekać, aż kiedyś raczy mi coś wyjaśnić, chociaż w mojej głowie, próbowałem sobie wyobrażać prawdopodobne scenariusze.
— Gdzie idziemy tak w ogóle? — Kiedy zadała to pytanie, ja przystanąłem nagle. Nie miałem pojęcia, gdzie z nią pójść. Wtedy mnie olśniło. Było takie jedno miejsce, które mogło być odpowiednie.
— Zobaczysz — oznajmiłem zagadkowo i ruszyłem z bananem na twarzy.
— A mógłbyś mnie puścić? Czuję się niezręcznie — dodała, a ja w momencie posłuchałem jej. Nie chciałem jej krępować swoim otwartym zachowaniem. Nikt normalny nie chodził z dziewczyną za rękę, którą znał tak krótko, jak ja Solji.
Potem szliśmy już bez słowa. Myślałem, że może zastanawiała się nad tym, czy mi coś opowiedzieć więcej. Z drugiej strony byłem prawie pewien, że tego dnia jeszcze niczego się nie dowiem. Nie była otwarta, jeśli chodziło o to, co ją trapiło. Chyba nie lubiła obarczać ludzi swoimi problemami. Rozumiałem to, bo sam trzymałem wszystko w sobie, wiedziałem też, że ją to przerastało i potrzebowała kogoś, kto zrozumie jej troski i pomoże jej z nimi. Chciałem stać się kimś takim dla niej i obrałem sobie to za cel. Zawsze lubiłem pomagać i rozweselać ludzi, a ona potrzebowała tego wyjątkowo. Miałem nadzieję, że pomogę jej i jeszcze ta dziewczyna będzie dość często się uśmiechać.
No i jak kolejny rozdział? Lubicie już Naeun? :D I co sądzicie o tym jak zachowuje się Tae względem niej?
A co z historią naszej Dasum? Rozumiecie ją z tym pianinem teraz, czy może nie bardzo? :D
A no i Solji z Hobim… Do nich nie mam głębszych pytań, ale kilka osób typuje to jako swój ulubiony wątek. Nadal taki jest? :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz