Dla: Rillithana
Z kim: Kim Junmyeon (Suho) z EXO
Wytyczne: świątecznie
Siedziałam sobie w salonie wsłuchana w kolejną świąteczną piosenkę lecącą w radiu. Od kilku lat słuchałam tylko jednej stacji w określonych godzinach. Bałam się przegapić za każdym razem tę audycję, bo prowadził ją ktoś ważny. Kiedy leciała muzyka wyłączyłam się z realnego świata, dopiero gdy słyszałam jego, czułam się bardzo dobrze. Wzięłam łyk herbaty z kubka stojącego na stoliku przede mną. Miała posmak cynamonu. Tak bardzo pasowało to do obecnego klimatu.
Wtedy skończyła się melodia i wyczekiwałam go. Pierwsze słowa wypowiedziane przez niego wywołały na moich ustach uśmiech. Czytał listy od ludzi przysłane do radia. Z pozoru mogło się wydawać, że to bardzo ciekawa audycja, ale to nie powód dla którego ją włączałam. Chodziło tylko o niego, jego głos, sposób mówienia i specyficzne poczucie humoru.
Mogło to być trochę nienormalne, że słuchałam go dość często, skoro mieszkał u mnie w domu i mogłam wtedy się nim cieszyć. Niestety. To było dla mnie za mało i nie chciałam przegapić nawet sekundy, którą mogłam spędzić z nim, czy też z jego głosem.
Junmyeon był moim narzeczonym, który pracował, jako prezenter w radiu. Wiele osób śmiało się ze mnie, że przesadzam, chcąc go tyle słuchać. Niektóre pary z naszym stażem, miewały siebie często dosyć, gdy spotkały się na dłużej niż zazwyczaj, kłócili się bardzo dużo i tym podobne. Z nami było inaczej. On nadal był moim dżentelmenem, jakby wciąż starał się o moje serce, a nie posiadał już je. Ja zachwycałam się wszystkim co jego dotyczyło jak szalona nastolatka swoim obiektem westchnień. Nasze sprzeczki wyglądały jak dziecinne przekomarzania i nigdy nie zagrażały naszemu związkowi. Od jakiegoś czasu nawet zamieszkaliśmy razem, bo ślub u nas był tylko kwestią czasu, gdyż potrzebowaliśmy uzbierać na niego pieniądze.
Był to dzień przed wigilią, a ja bardzo niecierpliwie go oczekiwałam w domu przez wzgląd na prezent, który dla niego przygotowałam. Nie mogłam go przed nim ukryć nawet na jeden dzień i to nie przez wzgląd na mój niewyparzony język. Po prostu wiedziałam, że zauważy go od razu, jak wejdzie do środka, a nie dało się go odebrać później niż dzisiaj.
— Dziś chciałbym podziękować wyjątkowej dla mnie osobie. — Drgnęłam na wypowiedziane przez niego słowa w radiu. — Ta osoba na pewno słucha tej audycji, choć wiele razy mówiłem jej, że nie musi tego robić. Mniejsza o to... Ona, jest moją narzeczoną i wiele dla mnie znaczy. Dla niej potrafiłbym poruszyć niebo i ziemię, by spełnić każde jej marzenie. — Słysząc to, zaczęłam powoli odczuwać wzruszenie, a co za tym idzie, moje oczy stawały się wilgotne. — Teraz zbliża się wigilia, która ma miejsce dokładnie jutro. W taki dzień powinienem obdarować ją czymś wyjątkowym, a nie potrafię... Wszystko co chcę jej dać, wydaje się takie tandetne i nieodpowiednie dla mojej ukochanej. Ona jest jedyna w swoim rodzaju, więc każda rzecz wydaje się oklepana. Dlatego prosiłbym teraz o rady od was, moi drodzy słuchacze, jak mógłbym uczynić moją kobietę w te święta wyjątkową. — Wybuchłam śmiechem na to ostatnie zdanie. On tak na serio to mówił? A to ja myślałam, że jestem beznadziejna w obdarowywaniu ludzi prezentami. — Najlepsze pomysły jakoś nagrodzę, więc prosiłbym o nadsyłanie wiadomości na nasz mail, a tymczasem wysłuchajmy kolejnej kolędy.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. On to naprawdę zrobił. Poprosił ludzi o pomoc szaleniec. Nie wiedziałam, jak miałam na to zareagować. Ja szybko wpadłam na pomysł prezentu dla niego, bo wiedziałam, że jest coś, o czym marzył, a ja może i byłam trudną osobą? Sama nie wiedziałam, czego jeszcze chciałabym od życia. Miałam szczęście zapewnione przez niego. Praca, którą wykonywałam, podobała mi się. Wiedziałam, że ślub odbędzie się prędzej czy później i będziemy wtedy już myśleć o zakładaniu rodziny... Nie miałam więc żadnych życzeń...
***
Myłam w kuchni talerzyk i kubek po swojej kolacji. Na Jumyeona już czekały zrobione kanapki. Zwykle czekałam na niego, ale tego dnia byłam wyjątkowo głodna i nie mogłam tyle wytrzymać. Szorując szmatką moje naczynia, podśpiewywałam melodię kolejnej świątecznej piosenki lecącej w radiu. Wtedy usłyszałam też dzwonek, przyczepiony do naszych drzwi. Oznaczał on, że mój narzeczony wrócił do domu.
Nastawiłam więc wodę na herbatę i wróciłam do zlewu. Gdy usłyszałam ciche tupanie w kuchni, nie odwróciłam się, będąc pewna, że to on, a moje przypuszczenia potwierdziły się, gdy objął mnie w pasie, złożył buziaka na moim karku, co wywołało u mnie przyjemne dreszcze, a następnie oparł głowę na moim ramieniu. Zamknęłam na chwilę oczy, wdychając zapach jego cudownych perfum.
— Pewnie zadam bezsensowne pytanie, jednak... słuchałaś dzisiaj audycji? — wymruczał mi swoim niepowtarzalnym głosem do ucha i znowu poczułam ciarki. On zawsze tak na mnie działał, odkąd go znałam.
— Słuchałam uważnie. I nie rozumiem, po co tak głowisz się nad moim prezentem. Ja nie potrzebuję niczego — oznajmiłam mu to łagodnie, a on odsunął się ode mnie, po czym stanął z mojej prawej strony i spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem.
— Gdybym mógł, dałbym ci całą górę prezentów. Niestety oboje wiemy, że musimy trochę oszczędzać. Nie popieram mimo to twojego zdania co do tego, że nie musisz nic dostawać. Moim obowiązkiem w święta jest obdarowanie ciebie czymś wyjątkowym i ani się waż zaprzeczać mi. — Mówiąc to, groził mi palcem, a ten wygląd nawet trochę mnie bawił. Nie chciałam jednak wybuchać śmiechem i powstrzymałam się od tego.
— Ja za to muszę ci już pokazać mój prezent — rzekłam ochoczo, a on rozszerzył oczy z zaskoczenia. — Nie da się tego ukryć do jutra — wyjaśniłam pospiesznie. — Zaczekaj.
Po tych słowach rzuciłam na bok szmatkę i udałam się do holu prowadzącego do mojej sypialni. Otworzyłam ostrożnie drzwi do niej. Rozejrzałam się uważnie i dopiero na łóżku dostrzegłam ją. Mała sunia rasy Samojeda zlewała się z moją pościelą przez swój śnieżnobiały kolor maści. Patrzyła w moją stronę badawczo. Miała zaledwie trzy miesiące... Podeszłam do niej, a ona widząc to, że kierowałam się w jej stronę od razu wstała na cztery łapki i podreptała do rogu łóżka, bojąc się już z niego zeskoczyć. W końcu dla niej wydawało się jeszcze ogromne. Chwyciłam ją na ręce, na co zagreagowała merdającym ogonkiem. Była taka szczęśliwa i o dziwo grzeczna, odkąd ją przyprowadziłam do mojego mieszkania.
Wyszłam z nią na korytarz i gdy już byłam przy kuchni puściłam ją na ziemię, a ona pobiegła prosto do odpowiedniego pomieszczenia. Od razu zaczęła skakać przy nodze zdezorientowanego Junmyeona, co wyglądało przekomicznie.
— Chciałeś powiększyć jak najszybciej naszą rodzinę i marzyłeś kiedyś o psie tej rasy, więc spełniłam chyba twoje oczekiwania? — zapytałam go zadowolona z siebie, on zaś z wielkim uśmiechem na ustach przykucnął do zwierzaka i zaczął go pieścić. Chyba byłam teraz na zagrożonej pozycji.
— Nie wierzę, że to zrobiłaś. Mówiłaś, że zgodzisz się tylko na kota... — powiedział zaskoczony spoglądając na mnie, a ja zachichotałam na to.
— Tak się tylko przekomarzałam z tobą. Sama chciałam zawsze mieć psa. — stwierdziłam i przyłączyłam się do rozpieszczania naszego wspólnego członka rodziny.
***
Po naszej wspólnej kolacji wigilijnej, zamierzałam od razu zanieść naczynia do zlewu i wszystko ogarnąć. Nie było mi to jednak dane, bo Junmyeon poprosił, bym usiadła na kanapie w salonie obok niego. Zrobiłam to posłusznie. Oczekiwałam na to co miał mi do powiedzenia i wiedziałam, że ciężko mu to przechodziło przez gardło, przez co zaczęłam tworzyć sobie czarne scenariusze w głowie. Zawsze tak miałam, gdy tylko ktoś wzbudził we mnie jakąś niepewność. A co jeśli on już się mną znudził? Wiele dla mnie już poświęcał, a ja czułam czasem, jakbym nie dawała mu wystarczająco dużo w zamian.
— Może być szósty czerwca? — wystrzelił nagle, a mnie zatkało. Nie wiedziałam, co miał na myśli. Co chciał zrobić w ten prawie już letni okres?
— Nie rozumiem — odparłam szczerze, a on najwidoczniej znowu się zbierał do wyjaśnień.
— Nasz ślub, czy może być szóstego? — Wtedy olśniło mnie.
Zawsze chciałam wziąć ślub w czerwcu. Nie wiedziałam tylko, skąd te nagłe zapytanie. Przecież mogliśmy to ustalić na spokojnie...
— Data jest mi obojętna — powiedziałam to pospiesznie, by nie pomyślał przypadkiem, że się choć trochę wahałam. Chciałam być jego żoną do śmierci i byłam tego w stu procentach pewna.
— W takim razie... Możemy już wszystko organizować i zapraszać ludzi... Widzisz, to mój prezent na święta. Swego czasu wygrałem na pewnej loterii i o niczym ci nie powiedziałem. Dałem na kilka miesięcy pieniądze na lokatę, by coś na tym jeszcze zarobić i chciałem właśnie w wigilię zrobić ci taki prezent, że możemy wziąć ślub. Teraz nie brzmi to tak pięknie, jak brzmiało w mojej głowie, gdy sobie to układałem...
Zaśmiałam się na to stwierdzenie. Był to także nerwowy śmiech. Nie wiedziałam jak odebrać to wszystko, bo czułam, jakbym śniła tego wieczoru. Miałam koło siebie ukochanego, a on oznajmiał mi, że już wkrótce mamy być małżeństwem. Rozpierało mnie szczęście, ale nie potrafiłam nawet tego okazać, bo byłam za bardzo zaskoczona. Wtedy coś we mnie pękło i zaczęłam płakać, a on trochę się przestraszył, bo widać było to po jego oczach. Pięknych oczywiście.
— Kocham cię Kim Junmyeonie — wyszeptałam, a następnie wpiłam się namiętnie w jego rozdziawione usta. Pewnie nie wiedział, jak ma na mnie reagować. Nic dziwnego, byłam w tamtym momencie rozemocjonowana.
Nasz pocałunek szybko został przez niego pogłębiony i zmieniony w bardzo namiętny. Jego dłoń dotknęła moich pleców i zaczął je nią gładzić, co wywołało u mnie przyjemne dreszcze. Niespodziewanie jego usta oderwały się od moich i przybliżył je do mojego ucha.
— Ja też cię kocham, tylko, że ja mocniej moja droga.
Jego głos wywołał u mnie mrowienie przy narządzie słuchu, które były jednym z moich wrażliwych punktów. Chciałam z nim się już kłócić, że to ja jestem tą, która kocha mocniej, lecz on szybko zamknął moje usta kolejnym pocałunkiem, a potem jeszcze następnym i następnym.... Nie wiem ile tak trwaliśmy. Jak to mawiają, szczęśliwi czasu nie liczą, więc i my nie liczyliśmy. Byliśmy w tamtym momencie tak spełnieni, że nie interesowało nas całe otoczenie. Nie ważna dla nas była także godzina, czy to, że naczynia same się nie pomyją. Liczyliśmy się tylko my w te święta.
Wiem, że trochę słabo to wyszło… Mimo to, mam nadzieję, że choć trochę sie spodoba ten shot. ;-; Bardzo chciałabym by dla ciebie wyszedł jak najlepiej, bo jestem strasznie ci wdzięczna za docenianie moich wypocin i kocham to jak ty piszesz, ale no… ;-;
I tak wgl… Wesołych i Suhych Świąt :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz