czwartek, 21 grudnia 2017

Wirus miłości: Rozdział 6


Wirus miłości
Rozdział 6



*Naeun*

            Miałam ochotę tego dnia wyjść po prostu z wytwórni i wszystko rzucić. To nie tak, że łatwo się poddawałam, bo właśnie usłyszałam kilka przykrych słów. To były jedne z wielu jakie usłyszałam w życiu. Big Hit było moją drugą wytwórnią. W poprzedniej po trzech latach odesłali mnie z kwitkiem tłumacząc,  że mają problemy finansowe i nie jestem w ich stylu, więc poszłam na pierwszy ogień. Potem udało mi się dostać do wytwórni najsławniejszego boysbandu koreańskiego. Wtedy jeszcze nikt ich nie znał, a ja zostałam bliską przyjaciółką jednego z nich. Niestety wraz z tym jak kariera ich rozwijała się, a ja przy okazji stałam w miejscu, jako nic nie znacząca trainee, on przestał mieć dla mnie czas. Potem zostałam całkowicie od nich odizolowana. Dostałam niby menadżera, który rzekomo ma mnie poprowadzić do debiutu, a jak na razie jest przede wszystkim moim utrapieniem.
            Narzekając na własny los, siedziałam załamana. Znowu przyłapałam się na tym, że nie trenowałam,  a jedynie miałam wszystko w najmniejszym poważaniu. Tak długo się starałam, a nie widziałam rezultatów, dlatego traciłam powoli moją werwę. Za każdym razem, jak rozmawiałam z górą, dowiadywałam się od nich, że jestem cudowną raperką i na pewno dam sobie radę na rynku muzycznym... Czemu nadal nie ukazywali mnie na światło dzienne?
            Drzwi do sali tanecznej otworzyły się, a w wejściu stanął on. Jeden z moich mrocznych cieni w tym świecie. Menadżer i jednocześnie tyran, Hong Woojin. Patrzył na mnie jak zwykle groźnym spojrzeniem, które wywoływało u mnie wiele razy ciarki. Nie przepadałam za tym, jak mnie obserwował w ten sposób, bo wiedziałam co to oznaczało. Kolejne bolesne słowa, kolejne zaatakowanie mnie, bo musiał się na kimś wyżyć, a tylko ja byłam niżej od niego.
— Czemu patrzysz tak przerażona? Myślisz, że ci znowu coś zrobię?
            Nie wiedzieć czemu, przytaknęłam na te słowa. To prawda. Czekałam tym razem na jedno. Aż dostanie mi się znowu za coś, co nie do końca musiało być moim przewinieniem. Niby powinnam się przyzwyczaić, że dostawało mi się nawet za to, że po prostu byłam, a mimo to, za każdym razem tak samo się bałam i nie miałam pojęcia jak się na to wszystko uodpornić.
            On podchodził do mnie powolnym krokiem, a jak już był bardzo blisko, nachylił się nade mną, bo siedziałam na ziemi i wybuchł śmiechem, co mnie trochę wyprowadziło z równowagi.
— Lubię to, że tak bardzo się mnie boisz, bo wystraszona, wyglądasz uroczo. Przypominasz wtedy z twarzy jakąś spłoszoną sarenkę, czy coś w tym stylu. — Zmarszczyłam brwi, słysząc to. Czasem był tak bardzo bezczelny. — Mam dobry humor, więc przekażę ci dziś dobrą wiadomość, ale najpierw muszę powiedzieć ci, że nie podoba mi się, iż znowu się obijasz. Co wchodzę to siedzisz i beczysz jak małe dziecko. Musisz być twarda, jeżeli chcesz tu przetrwać. Jasne? — Nie zamierzałam mu na to odpowiedzieć, jedynie patrzyłam na niego podejrzliwie. — Od teraz czeka cię ciężka praca. Ktoś wyraził chęć na kolaborację z tobą, dlatego uznaliśmy, iż najwyższa pora, żebyś wydała jakiś singiel, lub mini album.
            Zatkało mnie. W końcu zamierzali mnie debiutować? Wiedziałam, że osoba, która chciała kolaboracji ze mną musiała poczuć moją ogromną wdzięczność. Byłam gotowa ją nawet wyściskać, choć ostatnio przytulanie się mnie brzydziło. Wszystko przez Woojina. Czasem nadużywał swojej władzy nade mną...
— Kto chce ze mną pracować? — Nie umiałam opanować euforii, która mnie ogarnęła. Mój głos lekko drżał przez to.
— Czeka na ciebie w studiu numer cztery, więc udaj się do niego, a przekonasz się — wyjaśnił mi jakby od niechcenia. Ja bez słowa wstałam i wybiegłam z sali, by udać się w wymienione przez niego miejsce. Pewnie oczekiwał, iż mu podziękuję, albo powiem jakieś miłe słowa. Nic z tych rzeczy. Nie zawdzięczałam jemu nic, a nawet miałam do niego żal o wiele spraw.
            Mijając korytarzem kilka osób, nie zwracałam uwagi nawet na to kim byli. Myślałam tylko o jednym. O moim w końcu zapowiedzianym debiucie i osobie, dzięki której mogło się to wydarzyć. Nie podejrzewałam nikogo, bo przecież prawie nikt nie znał mojego rapu. Mimo to, zawsze mógł ktoś przyjść do wytwórni i poprosić o wskazanie jakiś trainee i mogli puścić mu moje nagrania. Kto wie? Zaślepiona myślami, nie zwróciłam uwagi, że wpadam na kogoś. Prosto w ramiona Yoongiego.
            Spojrzałam na niego zaskoczona. On też był lekko przestraszony. Pewnie szedł ze spuszczoną głową, jak to miał w zwyczaju, dlatego tak po prostu weszliśmy na siebie. Odsunęliśmy się szybko. Zapadła niezręczna cisza, bo przecież dawno nie rozmawiałam z nim. Nie byłam na niego zła za to, że nasza znajomość się posypała. Po prostu tak musiało być. On musiał wtedy poświęcić się całkowicie karierze. Ja to rozumiałam doskonale, bo na jego miejscu zrobiłabym to samo. Nie byliśmy wielkimi przyjaciółmi, po prostu się trochę dogadywaliśmy i lubiliśmy razem ponarzekać na wiele aspektów... A może to on chciał ze mną rapować? Przemknęła mi taka myśl.
— Ja trochę się spieszę, więc przepraszam. — Wraz z tymi słowami wyminął mnie, a ja już wiedziałam, że to nie on. Szkoda, bo miło byłoby to zrobić z kimś, kogo znałam kiedyś dobrze.
            Pod drzwiami studia nie wahałam się ani chwili i od razu do niego wparowałam. Na początku nie widziałam nikogo. Krzesło przy konsoli było puste, a na kanapie z tyłu także nikogo nie było. Zmartwiło mnie to, dopóki nie spojrzałam na zasłonę przy oknie. Ona miała nogi. Ciekawe zjawisko.
            Podeszłam bliżej niej i stanęłam obok, udając, że nie domyślam się, iż ktoś się za nią kryje. Wtedy wyskoczył z niej Taehyung i krzyknął głośne "buuuuu", co wywołało u mnie niekontrolowany śmiech. On zmienił swoją minę na zawiedzioną. Pewnie nie spodziewał się, że rozbawi mnie zamiast wystraszyć.
— I czego rżysz? Miałaś się bać — powiedział bezpośrednio i z naburmuszoną miną, jak to miał w zwyczaju. Lubiłam to w nim.
            Ostatnio zagadywał do mnie coraz częściej i przysłuchiwał się moim ćwiczeniom głosu. Czułam, że czasem też patrzył, jak próbowałam tańczyć. Nie rozumiałam do końca jego zachowania, ale schlebiało mi okropnie... Chwila... Czy to znaczyło, że on ze mną...
— Nagramy razem piosenkę! Cieszysz się? Bo ja ogromnie — mówił to niesamowicie zachwycony, a mnie zatkało. Miałam ochotę rzucić się na niego z radości, a nie mogłam tego zrobić. Za bardzo krępowałam się przed tym i dodatkowo nie potrafiłam ani nic powiedzieć, ani się poruszyć.
— A więc to ty poprosiłeś o kolaborację ze mną? — wydukałam niepewnie, a on zaczął kiwać pospiesznie swoją głową. Nie wiedziałam, jak na to reagować. Byłam przeszczęśliwa, a nie mogłam tego wyrazić. — Dlaczego? — wyszeptałam po czasie, bo szczerze, to nie pojmowałam, jak na to wszystko wpadł i jaki miał powód.
— Bo lubię jak śliczne dziewczyny, mają talent do rapu. — Wraz z tymi słowami, rozszerzył swój kwadratowy uśmiech, a ja nieśmiało spuściłam wzrok.
            Poczułam, jak moje policzki płoną od tego komplementu, więc chwyciłam za nie pospiesznie. Nie wiedziałam, czemu reagowałam w ten sposób. Pewnie powodem było to, iż dawno nikt nie pochwalił mnie. Dodatkowo poczułam, że nasza współpraca nie skończy się na jednej piosence. Zażyczyłam sobie w duchu, by bliżej poznać się z tym wiecznie uśmiechniętym chłopakiem, bo potrzebowałam takiego kogoś.

*Jimin*

            Byłem zaskoczony z wiadomości jaką dostałem na Kakao. Napisał do mnie ten chłopak, którego siostra mnie zdenerwowała. Przedstawił mi się jako niejaki Yeodong i prosił, żebym przyszedł do ich mieszkania po książkę i najlepiej byłoby, jakbym wziął kartę biblioteczną Inhy - bo tak zwała się tamta dziewczyna - i przepisał książkę na swoją, a potem oddał im ją.... Nie rozumiałem, czemu prosił mnie o tak wiele. Nie miał czasu iść do czytelni i uważał, że ja mam go mnóstwo? Niedoczekanie. Odpisałem mu, że już wolę chodzić codziennie i sprawdzać, czy ktoś inny nie zwrócił tego tomu.
            Z taką też myślą udałem się do biblioteki tego dnia. Ruszyłem tam prosto do tej nieszczęsnej półki, przy której zostałem ostatnio oszukany. Niestety nie zauważyłem tam tytułu poszukiwanego przeze mnie. Postanowiłem się upewnić, iż nie ma innego egzemplarza, więc podszedłem do miłej pani bibliotekarki. Ona uśmiechnęła się do mnie szeroko i spojrzała wyczekująco.
— Chciałem zapytać o Wir nieszczęść, najnowszy tom — zacząłem niepewnie, a ona nadal patrzyła w ten sam sposób. — Macie może jeszcze z jeden? Na półce żadnego nie widzę i...
— Mamy tylko jeden tom i najwyraźniej jest wypożyczony — przerwała mi, ale nie to mnie oburzyło, a myśl, że to rodzeństwo miało jedyny egzemplarz.
            Normalny człowiek na moim miejscu poszedłby po prostu do sklepu i kupił to, skoro było mnie stać. Ja jednak nie lubiłem, jak książki leżały na mojej półce i nie miały żadnego zastosowania. Nie byłem typem czytelnika, który tłamsił jedną książkę milion razy. Dlatego posiadanie takowych uważałem za marnowanie pieniędzy i przestrzeni.
— Ten tom jest wypożyczony przez Ji Inhę — rzekła, patrząc w swój komputer, a jej ton mówił jedno, nie przepadała za nią. Mieliśmy coś wspólnego, nieźle. — Ona rzadko zwraca książki — mówiła to niepewnie, jakby nie wiedząc jak mi to przekazać. — Zazwyczaj wraca z nimi w opłakanym stanie i każemy jej za nią zapłacić.
— To dlaczego dajecie jej cokolwiek jeszcze wypożyczyć?! — Oburzyłem się nie na żarty i trochę za bardzo podniosłem głos, jak na takie miejsce.
— Proszę spokojniej. Jedna z bibliotekarek ma słabość do rodzeństwa Ji. To chyba ich sąsiadka. Uważa, że dzieci nie mogą nic na to poradzić, iż mają pecha.
            Nie dowierzałem w słowa tej kobiety. Naprawdę byli tacy? Niszczyli i uchodziło im to na sucho? Zaczęli mnie irytować tym. Postanowiłem uratować od nich tę jedną książkę w tamtym momencie. Nie chodziło jedynie o to, że chciałem ją przeczytać. Miałem ochotę jakoś na nich się wyżyć. Oni byli jacyś wyjątkowi, że im sie pozwalało na takie rzeczy, czy jak?
            Na szczęście miałem adres wcześniej podany w wiadomości od tego całego Yeodonga. Nie musiałem dzięki temu się zapowiadać i nabrałem nadziei, że jeszcze ich nakryję na czymś złym, jak zrobię im niespodziewaną wizytę. Nie wiedziałem, co w tamtym momencie we mnie wstąpiło.
            Podjechałem taksówką do ich dzielnicy. Trochę zacząłem się stresować , gdy byłem  blisko. Mimo to, nie wycofałem się i wkrótce stałem pod drzwiami ich domu. Nie wyglądał źle. Nie spodziewałem się po nich mieszkania w takim budynku. Obstawiałem jakieś małe mieszkanko w bloku, a tu domek z podwórkiem. Ciekaw byłem, czy w takim razie nie mieszkali z rodzicami, bo zapewne takie młode osoby nie stać na takie miejsce zamieszkania. Przez to zawahałem się przez moment, a potem uznałem, że raz kozie śmierć i najwyżej odbiorę od nich książkę.
            Chciałem zadzwonić w dzwonek przed bramką, ale takiego nie ujrzałem, a gdy jej dotknąłem, ona od razu mi się otworzyła, więc stwierdziłem, że chyba mogę podejść do drzwi. Tam miałem już co przycisnąć, niestety nie usłyszałem, by wydobył się jakikolwiek dźwięk. Pewnie nie działało to jak trzeba. Mogłem uznać to za znak na to, by wracać do domu i dać sobie spokój, a mimo to, coś mnie podkusiło i zacząłem pukać.
— Otwarte! — krzyknął ktoś w środku. Podejrzewałem, że to Yeodong, lecz nie znałem na tyle dobrze jego głosu, by go rozpoznać.
            Zdziwiłem się, że wpuszczali mnie tak po prostu nie mając pojęcia, kim byłem. Przecież  mogłem chcieć ich napaść. Czy oni nie bali się niczego? Otworzyłem sobie i wszedłem do środka niepewnie. Jak tylko stanąłem w przedpokoju, przybiegła do niego Inha. Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami i poprawiła swoje ogromne okulary, bo trochę opadły jej na nosie. Element zaskoczenia udał mi się.
— Kto przyszedł? — ponownie odezwał się chłopak, a ona jedynie próbowała otworzyć usta i je zamykała za chwilę, nie mogąc tego powiedzieć chyba. Tamten chyba nie mógł doczekać się odpowiedzi, bo za chwilę wyszedł z ciemnego korytarza i uśmiechnął się na mój widok. — Czemu nie mówisz, że to on? Oddaj mu książkę i kartę do biblioteki, bo mniemam, iż po to przyszedł.
            Chciałem coś dodać do tego, jednak nie potrafiłem. Za to rozejrzałem się uważnie. Z przedpokoju widziałem salon w którym  nie było za czysto. Pełno porozrzucanych rzeczy, telewizor grał dość głośno, a na stoliku leżał laptop, otoczony stertą śmieci i naczyń. Rozumiałem, że oni  nie mogli mieszkać z rodzicami, albo mieli ich bardzo dziwnych, jeśli pozwolili im na taki nieporządek.
— Halo tu ziemia! — zwróciła się do mnie dziewczyna, wyciągając w moją stronę książkę. Nie zauważyłem, kiedy po nią poszła. — A czekaj, muszę znaleźć kartę! — dodała nagle.
            Dziwiłem się, że biegała jak w zegarku. Przecież ostatnim razem była taka pyskata i nie obchodziło ją to, że nie będę mógł przez nią przeczytać tej książki szybko. Gorzej. Ona mnie wykiwała. A teraz zachowywała się, jakby była grzeczna i poukładana. Obserwowałem ją z pytającym spojrzeniem.
— Dziwi cię, co się jej stało? — zapytał jej brat, pewnie zauważając moje zdezorientowanie, przytaknąłem mu na to. — Słucha się mnie, a ja dałem jej szlaban za to jak się przy tobie zachowała. Teraz stara się nie podpaść na moich oczach. Pewnie jakbyście byli sam na sam, wydrapała by te twoje. — Zaśmiał się przy tym, a ja byłem pod wrażeniem ich relacji. Naprawdę, aż tak bardzo się go bała?
            Wtedy on spojrzał w stronę salonu i widziałem zażenowanie tym widokiem, jaki tam ujrzał. Zrozumiałem, że to ona naśmieciła tam tak bardzo, a mu się to nie podobało. Musiał mieć ciężkie z nią życie, skoro on był o niebo inny. Ja na jego miejscu już dawno wykopałbym ją z mieszkania, chociaż jakby była moją siostrą, to może bym tak nie zrobił.
— Mówiłem ci, że przyjdzie dzisiaj do nas komendant Kim! — krzyknął w stronę korytarza, gdzie ona zniknęła. — Jak zobaczy ten syf to nie ręczę za niego!
            Zacząłem się martwić, że te dzieci są pod jakimś nadzorem policji. Brzmiało to poważnie co mówił. Może przeskrobali więcej niż byłem sobie w stanie wyobrazić?
            Ocknąłem się, kiedy Inha pojawiła się ponownie w przedpokoju i wręczyła mi kartę biblioteczną. Była oblepiona czymś nieciekawym, więc jak ją dotknąłem to od razu puściłem przerażony. Yeodong pokręcił na to głową na boki, a ona ewidentnie kipiała w środku, bo przez mój odruch karta wylądowała na ziemi.
— Czym ty ją wymazałaś? — Zirytowałem się na nią, a ona wzruszyła ramionami na to.
— Nie wiem, może miód mi się na nią wylał — powiedziała to wcale nie przejęta. Naprawdę miała zamiar tak się zachowywać?
            Yeondong zaś po chwili podniósł kartę z ziemi i udał się z nią w ciemny korytarz. Za chwilę słyszałem jak poleciała woda z kranu, więc domyśliłem się, że mył ją. A Inha w tym czasie świdrowała mnie wzrokiem, wraz z założonymi rękami na piersi. Miałem tak bardzo jej dość, że jak tylko jej brat wrócił z kartą, dogadałem się z nim, iż odniosę ją za dwa dni i wyszedłem pospiesznie z ich mieszkania, by być jak najdalej od niej w jak najszybszym tempie.
            Żałowałem, że musiałem wrócić w to miejsce za kilka dni i oddać im ich własność. Na szczęście mogłem potem nie mieć z nimi nic wspólnego. Miałem nadzieję, że za dwa dni będzie to nasze ostatnie spotkanie.

*Hoseok*

            Zapragnąłem tego dnia spotkać się z Solji. Ostatnio chciałem to robić coraz częściej, bo lubiłem patrzeć, jak dzięki mnie uśmiechała się. Nie wiedziałem jeszcze o niej za wiele. Nie znałem jej problemów. A pomimo to, miałem nadzieję, że będę jej oparciem. Czekałem, aż sama zechce mi wszystko opowiadać. Pragnąłem, by to nastąpiło jak najprędzej, jednak nie mogłem naciskać.
            Napisałem do niej wiadomość tekstową z zapytaniem, czy miałaby czas spotkać się po zajęciach. Długo czekałem na odpowiedź i starałem się być cierpliwy. Po chwili dowiedziałem się, że nici z wyjścia, bo leżała przeziębiona w łóżku. Ogarnął mnie wielki smutek z tego powodu, co nie bywało u mnie normalne. Patrzyłem na jej wiadomość i nie dowierzałem, że taki pech nas spotkał. Mnie, bo nie mogłem ją przez to zobaczyć, a ją, bo pewnie nie było przyjemnie chorować.
            Wtedy wpadłem na bardzo głupi pomysł. Zapytałem, czy mogę do niej wpaść, bo się stęskniłem za nią. Ona o dziwo napisała mi swój adres dodając, że może lepiej bym tego nie robił, bo jeszcze się zarażę, a ja już nie zważałem na to. Od razu wystrzeliłem jak torpeda do wyjścia. Najmoon i Yoongi obserwowali mnie uważnie, pewnie snując swoje podejrzenia. Nic dziwnego. Ja tylko jej chciałem pomóc, a zachowywałem się, jakbym był zakochany i na każde jej skinienie. Musiałem się ogarnąć, ale nie tego dnia.
            Uznałem, że wejdę do sklepu po jakieś owoce i witaminy dla niej. W takich chwilach powinna je otrzymywać w jak największej ilości. Dopiero jak zrobiłem te zakupy udałem się na postój taksówek, by jedna z nich zabrała mnie pod jej dom. Trochę się zmartwiłem, gdy wiedziałem, że byliśmy blisko i okazało się, że znajdowaliśmy się w dzielnicy dla uboższych rodzin. Jeżeli ona do takowej należała, to na pewno nie miała za łatwego życia.
            Zapłaciłem za podwiezienie mnie i wysiadłem z pojazdu niepewnie. Numer domu wskazywał na obskurną kamienicę, która wyglądała, jakby miała za chwilę się przewrócić. Nie mogłem uwierzyć, że w takim miejscu mieszkała ta dziewczyna. Nic nie miałem do biednych ludzi, po prostu obawiałem się, że to był jeden z jej problemów życiowych.
            Zadzwoniłem do drzwi i od razu się otwarły. Za progiem ujrzałem uśmiechniętą szeroko kobietę. Jej rysy twarzy były trochę podobne do tych Solji. Widocznie była to jej matka, więc grzecznie się z nią przywitałem, a ona wyglądała na jakąś szczęśliwą.
— Moja córka nie ma za często gości, więc cieszę się, że jednak ktoś się u niej zjawił w chorobie — wyjaśniła mi to pospiesznie i wszystko rozumiałem.  Pewnie martwiła się o córkę, że nie radzi sobie w społeczeństwie.
— Całkowicie tego nie rozumiem w takim razie, bo pani córka jest naprawdę ciekawą dziewczyną —  powiedziałem jej to odważnie z równie szerokim wyszczerzem.
            Następnie wskazała mi, że mogę wejść po schodach i tak dotrę do pokoju Solji. Udałem się w wskazane miejsce delikatnie zestresowany. Przed wejściem do niej delikatnie zapukałem, a ona równie delikatnie zaprosiła mnie do środka słowem proszę. Wyczuwałem w jej głosie chrypkę, więc domyślałem się, że jej przeziębienie musiało też dobrać się do gardła. Kiedy zaś uchyliłem drzwi, ujrzałem ją siedzącą na łóżku i owiniętą pościelą z każdej strony.
            Uniosła słabo kąciki ust na mój widok. Miała strasznie bladą cerę i podpuchnięte oczy, a jej czubek nosa zabarwiony był na czerwono, jak u renifera Rudolfa w bajce. Dlaczego przy tym wszystkim uznałem to za uroczy widok?
— Czemu ja zgodziłam się, byś zobaczył mnie w takim stanie? — zwróciła się do mnie, a ja byłem dumny z tego, że nie potrafiła mi odmówić spotkania.
— Pewnie wiedziałaś, że cię rozweselę, jak to mam w zwyczaju i na dodatek tęskniłaś — rzekłem jej pewnie, a ona zachichotała na te słowa.
— Chyba masz rację. Polubiłam twoje towarzystwo i trochę zaczyna mnie to martwić. — Nagle spuściła wzrok i jakoś posmutniała, co mi się wcale, a wcale nie spodobało.
— Hej! — krzyknąłem. — Proszę mi tu nie marudzić. Wiesz ile dziewczyn chciałoby mieć tyle szczęścia co ty i poznać mnie bliżej? A ty marudzisz, jak stara baba. Ciesz się chwilą, a będzie ci zdecydowanie łatwiej.
            Od razu ujrzałem, jak jej twarz staje się promienna i zrobiło mi się ciepło na sercu. Po raz kolejny do niej  przemówiłem. Podobało mi się to, iż wiedziałem jak ją podejść, by poczuła się lepiej. To był wielki plus i miałem nadzieję, że będą mógł być przy niej w ciężkich chwilach, bo ona tego potrzebowała. Choć nadal nie wiedziałem co było tą kluczową przyczyną jej smutku.
            Siedząc u niej do wieczora dużo wywęszyłem. Była to duża rodzina, stąd ciężko im było wiązać koniec z końcem. Solji miała dwie siostry i jednego brata. Ojciec pracował do późna, by zarabiać jak najwięcej. Najstarszy brat miał swoją restaurację i czasami im pomagał, lecz nie zawsze mógł, bo to bardzo zależało od utargu. Pozostałe siostry były jeszcze za młode. Jedna uczyła się w liceum, a druga dopiero w podstawówce. Solji nie mogła pracować, bo rodzice się na to nie zgadzali dopóki ta nie skończy studiów. Podobno był w tym ukryty prywatny powód. Nie pytałem o niego, bo było trochę za wcześnie, a i tak już dużo wiedziałem. Wykluczyłem też biedę jako powód dla którego dziewczyna chciała sobie zrobić krzywdę. Nie wyglądało na to, żeby życie w niedostatku ją bolało i to mnie pocieszało. Musiałem szukać dalej problemu, który na pewno wyeliminowałbym.


Witam was serdecznie. Znowu nie miałam czasu na głębsze sprawdzenie rozdziału. Wybaczcie mi. Jestem pochłonięta pisaniem waszych zamówień. Pewnie to już nudne, że się tylko nimi tłumaczę, ale no taka prawda, że są czasochłonne. Czternaście nowych rozdziałów to nie żart i jeszcze przy okazji pilnować tego co na bieżąco udostępniam ehhh

Dziękuję wam za uwagę i wysłuchanie moich żalów. Teraz przejdźmy do fabuły… :D Co sądzicie o panu Woojinie, albo co uważacie o kolaboracji Tae i Naeun? :D
Jimin za to wszedł do pieczary tajemniczego rodzeństwa, a Hobi poznał już mamę Solji. Co wy na to? :D Czekam jak zwykle na opinie. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz