czwartek, 21 grudnia 2017

Baekhyun dla Songjiji


Dla: Songjiji
Z kim: Baekhyun z EXO
wytyczne: angst świąteczny



Święta przynoszą wiele szczęścia i ciepła ludziom. Czuje się w nie ten klimat rodzinny. Wszyscy stają się sobie bliscy i mają dla siebie chociaż chwilę czasu. Rozdawane są prezenty, składane życzenia. Niektórzy w tym okresie jednają się z wrogami, wybaczają. Inni wyznają sobie miłość i zapewniają sobie, że będą już na zawsze razem. Jakie to wszystko mylne… Na zawsze… To stwierdzenie niekiedy  nie działa jak chcemy. Możemy pragnąć, by było prawdziwe, możemy nawet robić wszystko, by takowe było, a mimo to, jakaś przeciwność losu zapragnie sprawić, by było inaczej.
Dla mnie święta są dniami męki. Rozglądam się po pustym mieszkaniu z nostalgią. Kiedyś było one przepełnione naszymi uśmiechami, rozmowami. W te dni tęskno mi nawet do naszych kłótni i tych wszystkich wylanych łez podczas nich. Wtedy nawet jak wyszłaś obrażona, wiedziałem, że wrócisz. Aż do tego jednego dnia…
Cisza panująca w tych czterech ścianach dobija mnie, więc włączam telewizję, siadając na kanapie. Za oknem widzę dużo świątecznych ozdób zawieszonych w okolicy. Pewnie jestem jedynym, który nie ozdobił swojego domu. A po co miałem to robić, skoro od tamtych pamiętnych, jakże okrutnych świąt, nie potrafiłem ich obchodzić w dobrym humorze?
Wszystko wydaje mi się teraz takie smutne. Nawet ci ludzie, którzy śpiewają w jakimś programie wesołe kolędy, mają coś w głosie, co sprawia wrażenie, jakby wewnętrznie płakali. Wydaje mi się czasami, że siedzisz obok mnie i razem patrzymy w ten ekran. Mam ochotę spojrzeć na ciebie, ale boję się odwrócić w tą stronę, by nie uświadomić sobie, że jednak tak się tylko mi wydaje.
Pamiętam każdy dzień spędzony z tobą, nawet te gdy właśnie siedzieliśmy bezczynnie. Obserwowałem cię wtedy bardzo często i byłem taki szczęśliwy, że mam cię przy sobie. Ty nawet nie zwracałaś uwagi na to, jak przyglądałem się tobie intensywnie. Jak śmiałaś się z czegoś w telewizorze, ja chichotałem także, ale z twojej reakcji. Teraz pewnie to wiesz…
Przypominam sobie nasze pierwszy wspólne święta i wtedy tęsknota sprawia, że ronię pierwsze łzy…
            Twój śmiech roznosił się wtedy w tych czterech ścianach bardzo głośno. Jak ja tęskniłem za jego melodią. Czemu poprzednie święta, nie mogły być takie jak te pierwsze? Czemu musiało się tak wiele wydarzyć i los nas rozdzielił? Można by rzec, że to zwykły pech. Nie zawiniłaś ty, oj nie. Ty byłaś zawsze taka niewinna, delikatna i jedyne czego potrzebowałem to ochronić cię przed złem tego świata. A czy zawiniłem ja? Chciałbym. Chciałbym by to była moja wina, bo miał bym na kogo być zły. A nie miałem na kogo. Wszystko to stało się tak po prostu. Nikt z nas nie miał na to wpływu. Ani ja, ani ty, ani nawet osoba, która wtedy mi ciebie odebrała.
            Wcześniej obwiniałam tę kobietę. Nachodziłem ją i prosiłem, by zwróciła mi moje szczęście. Na próżno. Ona sama była tym wszystkim  przytłoczona. Przecież nie mogła cię dostrzec wtedy. Było ciemno, a świat spowijała mgła. Przebiegłaś podobno tuż przed maską jej pojazdu. Było za późno na twoją ucieczkę, czy jej hamulce. Sama wiele wycierpiała. Nie obyło się bez uderzenia w drzewo, zniszczenia samochodu, uszczerbku na jej twarzy i szoku, jakiego doznała, bo zabiła człowieka. Pewnie musiała się nachodzić do wielu specjalistów, jak i ja. Utrata ciebie zrobiła mi wielką dziurę w sercu, której nie potrafi nic załatać. Gdybyś jeszcze nie umarła tak młodo. Nie dałaś nacieszyć mi się sobą. Nie pozwoliłaś nam założyć razem rodziny. Nie powinienem mieć do ciebie pretensji…
            Planowałem się oświadczyć tobie w tamte święta. Czekałem na ciebie z kolacją i pierścionkiem. Nadal go posiadam. Jest szczelnie schowany przed światem. Nikt inny nie może go nigdy dostać. Nie pozwolę nikomu zająć twojego miejsca. To ty miałaś ze mną witać każdy dzień, stworzyć najpiękniejsze chwile naszego życia.
            Dzwoni mój telefon prawie przyprawiając mnie o zawał. Zaraz kojarzy mi się to z tym, jak tamtego dnia zadzwonili, by powiadomić mnie o twoim wypadku. Byłem taki wystraszony i nie potrafiłem zaakceptować tego co usłyszałem wtedy. Wypadek? Zgon? To co mówili mi twoi rodzice było dla mnie takie ciężkie do akceptacji. Miałem nadzieję, że to koszmar, z którego zaraz się wybudzę. Wszelkie uczucia wtedy ze mnie uleciały.
            Tym razem to także telefon od nich. Zadzwonili, by namówić mnie na wspólną wigilię. Bardzo martwili się moim stanem po twoim odejściu.  Wiedzieli, że świata poza tobą nie widziałem i przez to strasznie mnie uwielbiali. Mogłem się cieszyć z ich wsparcia. Sami stracili tak wiele. Córkę, którą tak kochali, swoje jedyne dziecko. Powinienem im współczuć, a czułem czasem, że to ja byłem tym bardziej poszkodowanym. Miałem już tylko siebie. Oni kiedyś mnie pewnie zostawią, a ja zostanę sam jak palec. Pewnie zamienię się w zgorzkniałego starca, którego nikt nie będzie mógł znieść. Kto wie?
— Nie daj się przekonywać dłużej Baek. — Słyszę marudzenie twojej mamy.
— Wolę zostać sam w takich chwilach — odpowiadam jej z należytym szacunkiem. Zawsze będę podziwiał tą kobietę, bo cokolwiek w jej życiu się nie wydarzy to ona wychodzi z tego z podniesioną głową.
— Ale my nie chcemy być sami. — Dopiero te słowa mnie przekonują  przez co się podnoszę z miejsca i umawiam się z nią, że za niedługo zjawię się u nich.
            Zbieram się do wyjścia od niechcenia. Nie muszę się przebierać, bo mam na sobie wyjściowe ciuchy. Zakładam tylko od razu płaszcz i buty, by nie zdążyć się rozmyślić. W ostatniej chwili, zanim zgaszę światło rozglądam się po mieszkaniu, które jest wypełnione po brzegi naszymi wspólnymi chwilami. Może i dobrze, że wychodzę z niego w ten dzień, który jest rocznicą twojej śmierci. Może też powinienem go sprzedać?  Znaleźć nowe miejsce i zacząć od nowa… Nie. Nie potrafiłbym zamknąć tego wszystkiego. Ty byłaś i zostaniesz najważniejszą osobą w moim życiu do jego końca.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz